Info
Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 57773.75 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.63 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń8 - 0
- 2024, Grudzień15 - 0
- 2024, Listopad14 - 0
- 2024, Październik15 - 0
- 2024, Wrzesień15 - 0
- 2024, Sierpień28 - 0
- 2024, Lipiec19 - 0
- 2024, Czerwiec16 - 0
- 2024, Maj21 - 0
- 2024, Kwiecień17 - 0
- 2024, Marzec17 - 0
- 2024, Luty12 - 0
- 2024, Styczeń17 - 0
- 2023, Grudzień13 - 0
- 2023, Listopad9 - 0
- 2023, Październik16 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień15 - 0
- 2023, Lipiec16 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj18 - 0
- 2023, Kwiecień13 - 0
- 2023, Marzec14 - 0
- 2023, Luty13 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień10 - 0
- 2022, Listopad6 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień9 - 0
- 2022, Sierpień21 - 0
- 2022, Lipiec19 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj29 - 0
- 2022, Kwiecień23 - 0
- 2022, Marzec31 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń11 - 0
- 2021, Grudzień15 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik28 - 0
- 2021, Wrzesień18 - 0
- 2021, Sierpień22 - 0
- 2021, Lipiec30 - 0
- 2021, Czerwiec24 - 0
- 2021, Maj23 - 0
- 2021, Kwiecień25 - 0
- 2021, Marzec26 - 0
- 2021, Luty16 - 0
- 2021, Styczeń8 - 0
- 2020, Grudzień10 - 0
- 2020, Listopad6 - 0
- 2020, Październik23 - 0
- 2020, Wrzesień22 - 0
- 2020, Sierpień20 - 0
- 2020, Lipiec42 - 0
- 2020, Czerwiec25 - 0
- 2020, Maj19 - 0
- 2020, Kwiecień41 - 0
- 2020, Marzec25 - 0
- 2020, Luty16 - 0
- 2020, Styczeń24 - 0
- 2019, Grudzień17 - 0
- 2019, Listopad18 - 0
- 2019, Październik23 - 0
- 2019, Wrzesień16 - 0
- 2019, Sierpień6 - 0
- 2019, Lipiec5 - 0
- 2016, Marzec2 - 2
- 2016, Luty5 - 8
- 2016, Styczeń2 - 6
- 2014, Listopad4 - 10
- 2014, Październik5 - 14
- 2014, Wrzesień5 - 5
- 2014, Sierpień13 - 28
- 2014, Lipiec9 - 15
- 2014, Czerwiec13 - 34
- 2014, Maj13 - 29
- 2014, Kwiecień6 - 10
- 2014, Marzec9 - 19
- 2014, Luty8 - 15
- 2014, Styczeń7 - 24
- 2013, Grudzień8 - 16
- 2013, Listopad3 - 8
- 2013, Październik11 - 26
- 2013, Wrzesień7 - 10
- 2013, Sierpień9 - 18
- 2013, Lipiec8 - 26
- 2013, Czerwiec9 - 31
- 2013, Maj8 - 22
- 2013, Kwiecień9 - 41
- 2013, Marzec7 - 26
- 2013, Luty5 - 31
- 2013, Styczeń5 - 51
- 2012, Grudzień5 - 20
- 2012, Listopad7 - 20
- 2012, Październik6 - 31
- 2012, Wrzesień5 - 29
- 2012, Sierpień7 - 31
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec5 - 12
- 2012, Maj4 - 13
- 2012, Kwiecień2 - 6
- 2012, Marzec2 - 2
- 2012, Luty2 - 8
- 2011, Grudzień4 - 8
- 2011, Listopad1 - 3
- 2011, Sierpień2 - 9
- 2011, Czerwiec2 - 4
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 1
- 2011, Marzec1 - 2
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
CO do zasady asfalt
Dystans całkowity: | 10896.91 km (w terenie 205.30 km; 1.88%) |
Czas w ruchu: | 500:29 |
Średnia prędkość: | 21.77 km/h |
Maksymalna prędkość: | 79.74 km/h |
Suma podjazdów: | 128729 m |
Suma kalorii: | 149842 kcal |
Liczba aktywności: | 139 |
Średnio na aktywność: | 78.40 km i 3h 36m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
92.12 km
0.00 km teren
03:56 h
23.42 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:480 m
Kalorie: kcal
Płasko jak cholera ale na dobicie km. w sam raz :)
Niedziela, 30 grudnia 2012 · dodano: 30.12.2012 | Komentarze 3
Jako że postanowiłem w tym roku wykręcić 4K ( 4000 kilometrów) stąd też ostanie moje tripy do najambitniejszych nie należą :). Tak też było i tym razem :D. Szczerze mówiąc myślałem, że już mi się nie uda - dwa razy w grudniu byłem chory i to co gorsze raz przez święta jak pogoda na rower była wyśmienita. Co najlepsze nawet dzisiaj wyjeżdżając nie byłem do końca wyleczony ale CYKLOZA i chęć zrobienia 4K były silniejsze od zdrowego rozsądku. Wiedziałem, że zostało mi do celu niespełna 100 km. stąd też patrząc na datę, wybrałem trasę stricte asfaltowa i co gorsza mega płaską. Cel był jeden - jak najwięcej km. w jak najkrótszym czasie stąd też nie mogło być dużo górek.Wstałem rano, zajrzałem za okno i tu niespodzianka.... Wieje jak cholera ( halny ). Załamka!!! Przecież na takim wietrze strach jeździć!!! Szybka rozkmina i podjąłem decyzję, że uderzam jednak w teren a resztę kilometrów dobiję w sylwestra. Jednak po przejechaniu kilometra zrezygnowałem i na ryzyko ruszyłem w pierwotna szosową trasę. Heheh nie powiem do Zatora jechałem z wiatrem i było to bardzo przyjemne. Za Zatorem jakby halny ustał i w tym momencie już byłem pewien, że to był dobry wybór. Przez Polankę Wielką jechało się już normalnie - hehe bo były już "górki" :).
Gdzieś w okolicach Polanki Wielkiej© jakubiszon
A to gdzie zrobiłem?? Hmnn nie pamiętam :D© jakubiszon
Jednak górki się szybko skończyły i aż do Starej Wsi było płasko jak cholera. Później parę drobnych górek i dopiero coś "ostrzejszego" wyrosło w Bielsku. Najlepsze jest to, że w zasadzie dopiero za Bielskiem spojrzałem na przejechany dystans i oczom nie mogłem uwierzyć, że mam za sobą już ponad 70 kilometrów. Niestety zdawałem sobie sprawę, że tej upragnionej sety nie uda mi się zrobić. Czas gonił i nie pozwalał na odskoki w bok. I tym oto sposobem do magicznego 4K zostało mi niespełna 8 kilometrów :). No cóż trzeba będzie zrobić jakąś "mega" trasę w Sylwestra, no bo w sumie jak kończyć sezon 2012 to w ostatni dzień roku :D.
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
110.55 km
0.00 km teren
04:55 h
22.48 km/h:
Maks. pr.:59.20 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:920 m
Kalorie: 2092 kcal
Szosowy Cieszyn!!!
Niedziela, 23 grudnia 2012 · dodano: 23.12.2012 | Komentarze 3
Hmn.. Co tu napisać :)????? Może zacznę od początku :). Szczerze mówiąc nie była to trasa, którą bym planował od dłuższego czasu. Rzekłbym nawet, że była mega spontaniczna. W zasadzie chciałem gdziekolwiek jechać byle by wykręcić sporo kilometrów - plan dobicia do 4k. A żeby mi się przyjemniej kręciło zaproponowałem trip chłopakom z bbRiderZ i k4r3l'owi. Z bbRiderZ pojawił się tylko Piaseq - na niego zawsze można liczyć :), a Kuba niestety był niedysponowany ;).Z Pawłem umówiłem się na 11 w Bielsku. Miałem w planach zrobić jeszcze Przegibek ale... zapałem sobie troszkę :). Chyba był to efekt imprezki dzień wcześniej :D. Dzięki bogu zdążyłem w miarę na czas - kwadrans spóźnienia. Zatem ruszyliśmy z Pawłem w stronę Cieszyna starą drogą ( Cieszyńską). Bardzo przyjemnie się kręciło, niestety ja się za ciepło ubrałem i czułem lekki dyskomfort. Sielskie kręcenie zakłócił nam w Skoczowie jakiś debil w BMW. Już tłumaczę: kulturalnie jedziemy sobie obok siebie ( nie gęsiego ), droga pusta, prosta gdzieś na odcinku 500 metrów, zero samochodów. Nagle zza pleców słyszymy klakson. Myślimy sobie , co za debil trąbi na nas na pustej, prostej drodze, przecież miejsca jest dość dla nas wszystkich. W pewnym momencie jedziemy równo w trójkę a baran z BMW zaczyna się na nas drzeć i wyzywać przez uchylone okno. Co gorsza zaczął nam zajeżdżać drogę. W takim wypadku nie pozostało nic innego jak pokazać mu środkowy palec. Ćwok dalej się wydziera, a ja mu na to czy nie zna przepisów ruchu drogowego, gdyż nasza jazda była jak najbardziej prawidłowa. Do "pogawędki" dołączył Paweł i w tym momencie gościu spasował. Miał chłop szczęście, że się nie zatrzymał bo mogło by się to nieciekawie (dla niego) skończyć. Boże co to za debile jeżdżą po naszych drogach!!!!!! Dalsza droga odbyła się już bez takich akcji. Ale żeby było ciekawie zaraz przed Cieszynem na asfaltowej drodze Paweł łapie kapcia. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że dziura nie była duża i udało nam się dojechać Cieszyna.
W drodze do Cieszyna© jakubiszon
Rynek w Cieszynie.© jakubiszon
Wymiana dętki w Kauflandzie cieszyńskim ;).© jakubiszon
W planie było piwko w Czeskim Cieszynie i powrót inna trasą ale niestety poszukiwania sklepu rowerowego i sama wymiana pochłonęły trochę czasu, stąd też trzeba było szybko wracać do domu tą samą drogą. Gdzieś w okolicach Świętoszówki poczułem brak energii. Dziwne bo dystans nie miałem za duży. Powodami były za pewne zmiana ustawień siodła ( obniżyłem je ) i brak posiłku. Jakoś się dokulałem do BB, tam pożegnałem się z Piasqiem i ruszyłem szukać spożywczaka w celu uzupełnienia kalorii :). Tradycyjnie zahaczyłem o Opium w celu przechylenia kufla i co najważniejsze - nabraniu sił na dalszą jazdę. Ta raptem 20-sto minutowa przerwa idealnie mnie zregenerowała lecz niestety do domu wracałem już po ciemku ( bez oświetlenia ) :(.
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
113.00 km
11.50 km teren
06:10 h
18.32 km/h:
Maks. pr.:51.40 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1340 m
Kalorie: kcal
Mikołajkowa Równica ;)
Czwartek, 6 grudnia 2012 · dodano: 06.12.2012 | Komentarze 4
Pobudka 7:15. Na zewnątrz -8 st.C. Planowany start - 8:00. Oczywiście mi trochę zeszło i w końcu wyruszyłem o... 9 :). Jako że były mikołajki...prezentu rano nie uświadczyłem więc zrobiłem sobie go sam :). A jaki??? Najlepszy z możliwych - zimowy trip ;). Plan był prosty - atak na Równicę. Można by rzec, że jakoś często zdobywam Równicę zimową porą. W sumie to już drugi raz w tym roku. Za pierwszym razem co prawda było z deczka chłodniej (-16 st.C) ale wróćmy do części właściwej :).Pierwotnie planowałem zaliczyć po drodze Przegibek ale jakoś się szybko zniechęciłem ;). Zatem ruszyłem asfaltem na Bielsko przez Kobiernice, Podlesie, Kozy. Początkowo jakoś kiepsko podawały mi nogi, chyba nie mogły się przyzwyczaić do mroźnej aury. Dopiero gdzieś po przejechaniu 20-stu kilometrów mięśnie zaczęły pracować tak jak powinny. W Bielsku koło lotniska napotkałem pierwsze...lodowisko :). Mam tu na myśli ścieżkę rowerowa. Heheh bardzo miło się jechało po tej zmarzlinie, taka mała rozgrzewka na początek zimowego sezonu :). Do Ustronia standardowo dojechałem zielonym szlakiem rowerowym. Po drodze miałem nieprzyjemną przygodę - złapałem kapcia!!. Kto by pomyślał, żeby w zimie złapać gumę??? No cóż.. Zabrałem się za łatanie dziury. Wyjątkowo szybko ją znalazłem, wyciągnąłem łatki i ...tu najlepsze. Cale opakowanie łatek do wywalenia!! A dlaczego?? Żadna się nie chciała przykleić do dętki - jakby klej szlak trafił!!! Nie wiem co było powodem tego ale trzeba było sobie jakoś poradzić. Zatem wyciągam zapasową dętkę i znowu dupa. Dętka poprzecinana. Coś mam nie tak z tą sakwą podsiodłową bo namiętnie mi się w niej przecinają dętki. Założyłem z powrotem starą i jakoś dojechałem do Ustronia. Tam z pomocą mieszkańców znalazłem sklep rowerowy i profilaktycznie kupiłem 2 dętki. I tym sposobem już miałem niespełna godzinne opóźnienie.
No to zaczęła się część właściwa całego tripu a mianowicie uphill na Równicę :). W porównaniu z poprzednim razem poszło mi dużo lepiej, hehe może dlatego że nie było -16 st.C. Oczywiście w schronisku (na Równicy) zjadłem sobie... flaczki licząc na to, że poda mi je miła blondyna a tu kupa :(. Blondyneczki tym razem nie było ;[. Po sytym obiedzie ruszyłem na szczyt, w zasadzie poszedłem bo śnieg utrudniał dość mocno jazdę . Miałem dwie opcję zjazdu: żółtym albo zielonym szlakiem. Z racji, że zółtym już kiedyś zjeżdżałem wybrałem zielony. Dojazdówka do owego zielonego do najłatwiejszych nie należała. W zasadzie była ona płaska, no może bardzo delikatny spadek terenu, a śniegu momentami było do pół koła. Co tam liczyła, się przednia zabawa!!! Nota bene chyba w przeciągu doby nie tylko ja śmigałem tą trasą gdyż widziałem całkiem świeże ślady jakiegoś innego bikera.
Równica.
A w dole Brenna :).
W końcu dotarłem do zielonego w stronę Brennej. Owy biker też wybrał tę trasę, gdyż jego ślady towarzyszyły mi bardzo długo. Zjazd był bardzo ciekawy choć trzeba było strasznie uważać, gdyż szlak był nie przetarty i nie wiadomo było co kryje się pod śniegiem. Tak skupiłem się na dowhill'u, że ...zgubiłem szlak :D :D :D . Śmiałem się sam z siebie!! No cóż ruszyłem dalej w dół leśnymi drogami, nota bene to nawet nie były drogi tylko kolejne lodowiska, tylko że dość strome. W tym momencie przydała się technika i doświadczenie bo łatwo nie było ;). Z chęcią powtórzę ten zjazd ale jak już śnieg stopnieje, gdyż ta trasa ma potencjał :). Z Brennej w stronę Górek ruszyłem czarnym szlakiem rowerowym w dość mocnej śnieżycy. W zasadzie mocne opady śniegu towarzyszyły mi aż do samego domu. Jako że byłem w okolicy i tradycję trzeba zachowywać, nie omieszkałem odwiedzić starego rynku w B-B, a dokładnie Opium w celu przechylenia kufla pysznego Brackiego ;).
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
98.18 km
5.00 km teren
04:56 h
19.90 km/h:
Maks. pr.:73.10 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1470 m
Kalorie: 1973 kcal
Szosowo po Małopolsce i Żywiecczyźnie
Niedziela, 25 listopada 2012 · dodano: 26.11.2012 | Komentarze 1
Po tygodniowym leniuchowaniu przyszedł czas na rower :). Jakoś wcześniej pogoda mnie rażąco zniechęcała do jakiegokolwiek pedałowania. Ale w końcu przyszedł czas i zasiadłem białego rumaka :). Opcje były dwie: albo ruszyć w teren z chłopakami z bbRiderZ, albo samotnie pokręcić po asfaltach. Wybrałem jednak drugą opcje, ale tylko z jednego powodu - zmniejszenie różnicy do zamierzonego dystansu rocznego (4000 km.). No niestety mamy już końcówkę roku a ja mam niespełna 3500 kilometrów więc czasu mam niewiele :/.Przechodząc do samej trasy...No cóż pomału kończą mi się już jakieś "oryginalne" pomysły na tripy. W pobliżu mam już sporo zjechane a na dłuższe tripy nie pozwala krótki dzień. Przypominam, że nie lubię jeździć tymi samymi trasami... Jednak udało mi się coś wymyślić :). Jakoś nigdy za dużo nie śmigałem po "żywieckich asfaltach", stąd też uderzyłem w tamtą stronę :). Celem były Lachowice i Hucisko.
Z domu standardowo ruszyłem na Wadowice, oczywiście z Andrychowa czerwonym szlakiem rowerowym, który dość mocno mnie...wybłocił :D. Żeby nie jechać główną drogą z Wadowic do Suchej wybrałem opcję przez Gorzeń Górny, Koziniec ( nowość :) ), Tarnawę Górną i Krzeszów. Jak miło było sobie przypomnieć stare trasy :). No niestety w Krzeszowie piękny widok na Babią przysłoniły chmury :(. W zasadzie od owej miejscowości zaczęła się trasa nowymi drogami. Wpierw szutrową drogą do Kukowa a później już asfaltami do Lachowic i dalej.
Żegnam Beskid Mały - Krzeszów.
Krzeszów cd.
Przez Lachowice w zasadzie przejechałem z mapą w ręku :) szukając jakże prostego zjazdu na Przełęcz Hucisko :D. A sam podjazd na przełęcz?? Całkiem, całkiem - bez problemów :). Prawdziwa wyrypa zaczęła się dopiero podczas przeprawy z Huciska do Ślemienia wąską drogą asfaltowa pomiędzy szczytami Bakowa i Ubocza. Łooo dał ten podjazd w dupę i to ostro. Momentami podobny był do fragmentów podjazdu na Chrobaczą. Po prostu mega stromo!!!! Po mega podjeździe przyszedł czas na mega zjazd. Genialna wąska, asfaltowa dróżka na której udało mi się uzyskać całkiem niezłą prędkość, bo 73 km/h. Myślę, że gdybym dobrze znał tę drogę to może pobiłbym swój życiowy rekord!!!
Podczas morderczego podjazdu towarzyszyły mi całkiem miłe widoczki :).
Ze Ślemienia dojechałem do Gilowic mijając po drodze jedynego bikera, a później przez Okrajnik, Łękawice na Kocierz. Na przełęczy trzeba było założyć już kominiarkę i ciepłe rękawice bo zrobiło się nieprzyjemnie zimno. Żebym był widoczny podczas zjazdu z Kocierza "zainstalowałem" oświetlenie i pomknąłem w dół :).
Reasumując: Na wiosnę uderzam w Beskid Żywiecki (okolice Huciska), gdyż jest tam pięknie i jest gdzie pośmigać :).
I coś dla ucha...
&feature=relmfu
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
140.43 km
3.50 km teren
06:26 h
21.83 km/h:
Maks. pr.:68.80 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1730 m
Kalorie: 2785 kcal
Trzy Przełęcze.
Piątek, 16 listopada 2012 · dodano: 18.11.2012 | Komentarze 2
Tak patrząc na swoje statystyki, stwierdziłem, że coś ostatnio te moje trasy są krótkie, choć nie koniecznie lajtowe. Krótko rzecz ujmując skupiłem się na terenie (czyt. MTB). Ale jakoś mi brakowało tych długich, całodniowych wypraw, tych setek natrzaskanych na asfaltach, tej walki z samym sobą. No niestety porę roku mamy jaką mamy więc po części takie tripy są skazane na niepowodzenie, no chyba, że się bierze oświetlenie :). Ja, jako spragniony takich wypraw, postanowiłem jednak wyruszyć i zaliczyć jakąś dobrą "setkę". Plan był taki: Przegibek, Salmopol, Kubalonka czyli trzy ciekawsze przełęcze w okolicy :). Co do dwóch pierwszych przełęczy, droga była oczywista, w przypadku Kubalonki postanowiłem trochę pokombinować :). A mianowicie nie chciałem wyjeżdżać klasycznie od strony zameczku prezydenckiego w Wiśle, ale tak jakby od Stecówki. Ale żeby dostać się na Stecówkę (Istebna) wpierw pedałowałem nad Jezioro Czerniańskie , a później wzdłuż Wisły, w stronę jej źródeł u podnóża Baraniej Góry. Dojeżdżając do Stecówki miałem nadzieję na piękne widoki, lecz niestety po raz kolejny nie miałem szczęścia. Za pierwszym razem jak tam byłem (ślub kumpla) też widoki nie były obiecujące.W drodze na Salmopol© jakubiszon
Przełęcz Salmopolska© jakubiszon
Wodospad na Wiśle.© jakubiszon
Zapora na Jeziorze Czerniańskim© jakubiszon
Rzeka Wisła© jakubiszon
Stecówka - hehe nawet na owce się załapałem :)© jakubiszon
Stecówka - widoczność nie najlepsza, a szkoda :(© jakubiszon
Widoczek na Jezioro Czerniańskie, Zamek Prezydencki i okoliczne górki© jakubiszon
Po zaliczeniu przełęczy przyszedł czas na "płaskie" tereny. Pierwotnie na Bielsko miałem jechać klasycznie czyli przez Ustroń, Górki Wielkie i Jaworze, ale w ostatniej chwili zmieniłem plany i popedałowałem dalej ścieżką rowerową wzdłuż Wisły do Skoczowa, by do stolicy podbeskidzia dojechać "jedynką" (stara droga ze Skoczowa na Bielsko). Tradycyjnie odwiedziłem stary rynek w B-B we wiadomym celu :). Jako że zrobiło się już całkowicie ciemno, zamontowałem oświetlenie do białego rumaka i najszybszą drogą dojechałem do domu.
Tego trzeba mi było!!! Porządne 140 kilometrów po asfaltowych drogach :).
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
126.52 km
3.60 km teren
05:35 h
22.66 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:730 m
Kalorie: 2272 kcal
Zaduszkowe kręcenie wokół Jeziora Goczałkowickiego.
Piątek, 2 listopada 2012 · dodano: 04.11.2012 | Komentarze 3
Hehe to może tak na wstępie trochę cooltury ;)Z racji, że wujek (ja) miał dużo wolnego przez okres "wszystkich świętych", to trzeba było wykręcić parę kilometrów :). Suma sumarum padło na tzw. zaduszki. Szybkie rozesłanie zapytań o towarzystwo i skład się wyklarował. Na moją propozycję odpowiedzieli Paweł i Wojtek. Pomysłów na trasę było wiele m.in. Skrzyczne i trip wokół J. Goczałkowickiego. Jednak po stawieniu się wszystkich uczestników decyzja była prosta - została druga opcja. Żeby było ciekawiej mieliśmy jeszcze jednego zawodnika - Emilkę ( córeczkę Pawła), która dzielnie nam towarzyszyła siedząc sobie na foteliku zamontowanym na rowerze. Zatem nie pozostało nam nic innego jak ruszyć w trasę. Za przewodnika robił Paweł, gdyż on z nas wszystkich te tereny znał chyba najlepiej. Przyznam się bez bicia, że były momenty, gdzie kompletnie nie wiedziałem, gdzie jesteśmy :). W miejscowości Pierściec zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na uzupełnienie kalorii i na rozprostowanie kości - hehe mowa oczywiście o Emilce :). Narzuciliśmy sobie dość mocne tempo i nie obyło się bez lekkich omyłek - przejechaliśmy sobie właściwy skręt :).
W zwartym szyku pędzimy do przodu ;)© jakubiszon
Jak widać humor dopisywał :)© jakubiszon
Jezioro Goczałkowickie© jakubiszon
Po wjechaniu na drogę łączącą Strumień z miejscowością Łąka jakby tempo wzrosło :). Oj nogi nam elegancko podawały!!! W międzyczasie Emilka ucięła sobie drzemkę. Wyglądało to genialnie. Nota bene jak widziałem jakie przechyły ma fotelik to aż mnie ciary przechodziły po plecach. Ale tak widocznie musiało być :). Kolejną przerwę zrobiliśmy już na zaporze. Tam odbyła się mała cesja fotograficzna w jakże pięknej "bałtyckiej" scenerii :D.
Emilka ucieła sobie drzemkę przy prędkości grubo ponad 30 km/h :)© jakubiszon
Cała ekipa zaduszkowa ;)© jakubiszon
Do Bielska dotarliśmy już w deszczu. Dzięki bogu prognoza się nie sprawdziła, bo wg niej miało lać od 10-tej, a zaczęło dopiero ok. 14-tej. Pożegnaliśmy się z Pawłem i Emilką i razem z Wojtkiem podjechaliśmy na kebaba w celu uzupełnienia zapasów kalorycznych. Ja oczywiście nie omieszkałem odwiedzić Opium, bo jakże by można było zapomnieć o tradycji :D. Do domu wracałem już niestety najszybszą droga, gdyż aura nie była za sprzyjająca na jakieś udziwnienia.
Dzięki wielkie chłopaki za wspólny trip!!!!!! Do następnego :)
P.S. Mapka zapożyczona (lekko zmodyfikowana) od Pawła, bo ja nie byłbym w stanie jej samodzielnie narysować ;)
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
25.20 km
3.20 km teren
01:13 h
20.71 km/h:
Maks. pr.:55.90 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:450 m
Kalorie: kcal
Urodzinowo ( z holowaniem)
Sobota, 27 października 2012 · dodano: 28.10.2012 | Komentarze 13
Jako, że się miało urodziny to trzeba było sobie zrobić prezenta :). A jaki jest najlepszy?? Wiadomo - trip. Z racji, że nie miałem dużo czasu bo wieczorem przychodzili do mnie znajomi na flaszeczkę ;), padło na Kocierz. Pogoda za oknem co prawda nie była zachęcająca - deszcz i 4 st.C. - ale nie mogłem się powstrzymać :). Zatem dosiadłem białego rumaka i ruszyłem w stronę Przełęczy Kocierskiej. Wyjątkowo łatwo poradziłem sobie z podjazdem. Co mnie martwi to to, że zaczynam patrzeć na czas podjazdu. Na starość się pierdzieli w głowie :D. Nie będę mówił ile mi zajął podjazd, ale pobiłem poprzedni czas o 1,5 minuty ;). Na przełęczy podjąłem decyzje, że będę zjeżdżał terenem, a mianowicie zielonym szlakiem na Przełęcz Targanicką. Powiem tak: to był najwolniejszy zjazd tą trasą w moim życiu. Po primo zacząłem marznąć, a po secundo liście zamaskowały kamienie/gałęzie i strach było się rozpędzać. Żeby było mało to znów jacyś debile zwozili drzewo i z deczka rozwalili drogę. Z przełęczy ruszyłem do Wielkiej Puszczy, tym razem asfaltem. Ten zjazd zdecydował w zasadzie o dalszym pedałowaniu. Podczas jazdy tak przemarzłem, że nie mogłem prawie ruszać palcami u rąk. W sumie co za debil jeździ przy takiej aurze w "krótkich" rękawiczkach - ja :). No może gdyby nie padało to dało by się wytrzymać, ale przemoczone rękawiczki dawały podwójny efekt zimna. W zasadzie było mi zimno tylko w dłonie, ba ja ich prawie w ogóle nie czułem, ale i tak musiałem podjąć trudną decyzję. Gdzieś w połowie drogi przez Bukowiec byłem zmuszony dzwonić po pomoc. Po 15 minutach przyjechał po mnie tata moją ukochaną cytryną i tak się oto zakończyło moje urodzinowe kręcenie :).P.S. Głupota nie zna granic :D.
W drodze na Kocierz.
Deszczowy Kocierz© jakubiszon
Kategoria Beskid Mały, CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
46.02 km
0.00 km teren
01:49 h
25.33 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:630 m
Kalorie: 1091 kcal
Kocierz wieczorową porą ;)
Sobota, 20 października 2012 · dodano: 20.10.2012 | Komentarze 2
Ja wiem, ja wiem - co to za dystans??? Przecież to do mnie ostatnio nie podobne ale wyjątkowo wyskoczyłem na krótką przejażdżkę, tak w ramach rozruszania kości ;). Z racji, że godzina była już późna (16:30), nie planowałem dłuższego tripu. Padło na Kocierz :). Pierwotnie miał byś podjazd i zjazd tą samą drogą, ale że jakoś fajnie mi się kręciło postanowiłem zjechać do Kocierza Moszczanickiego i dalej wzdłuż jezior i Soły do domu.W drodzę na Kocierz© jakubiszon
Babia Góra z Kocierza© jakubiszon
Jezioro Zywieckie i Beskid Śląski© jakubiszon
No niestety nie przygotowałem się na zmianę trasy i w drodze powrotnej z deczka zmarzłem. No bo w sumie kto mądry śmiga tylko w koszulce, spodenkach i rękawkach przy temperaturze 10 st. celsjusza :D. Ale co tam fajnie się jechało i to jest najważniejsze :)
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
74.14 km
0.00 km teren
03:19 h
22.35 km/h:
Maks. pr.:58.90 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:930 m
Kalorie: kcal
Nieudana ustawka...
Piątek, 5 października 2012 · dodano: 11.10.2012 | Komentarze 0
Miało być ostre MTB po Beskidzie Małym, ale się niestety nie udało :(. Zacznę może od początku... W czwartek, podczas tripu do Lanckorony, zadzwonił do mnie Ludwikon w celu zgadania się na jakieś MTB. Oczywiście propozycję z wielka chęcią przyjąłem, zważywszy na fakt, że miał nam towarzyszyć nasz wspólny znajomy Robert, którego już nie widzieliśmy ruski rok :). Plan był taki: zbiórka o 10:30 na Przegibku, a później w las :). Przed wyjazdem napisałem jeszcze esa Ludwikonowi, żeby wybrał jakąś lajtową trasę, gdyż naparzała mnie jeszcze łydka po czwartku. Zatem zasiadłem na białego rumaka, zapuściłem płytę Lipali "Akustyk" w mp3-ce i ruszyłem w stronę przełęczy. W Międzybrodziu Bialskim zatrzymałem się na chwile i tak z głupoty spojrzałem na telefon. I tu pełne zdziwienie: chyba z 4 połączenia nieodebrane i wiadomość od Ludwikona. Szybko oddzwoniłem i się niestety okazało, że nici z naszej ustawki - Robert zachorował, a Ludwikon musiał jechać na lotnisko. Zatem szybka rozkmina co robić dalej???... Ale skoro już byłem w Międzybrodziu, to nie zaszkodzi podjechać chociaż na Przegibek, a później się coś wymyśli :).Zapora w Porąbce o poranku.
Niestety podczas podjazdu na Przegibek łydka dawała się dość mocno we znaki. Tak sobie nawet później myślałem, że nawet dobrze, że wspólny wypad nie wypalił bo byłbym tylko kłopotem dla chłopaków. Na przełęczy podjąłem decyzję o odrzuceniu dłuższej trasy, a tym bardziej o jakiś mocniejszych uphillach, choć nie powiem miałem smaka powtórzyć Skrzyczne od Ostergo. Po chwili namysłu ruszyłem w stronę Jasienicy, a po co??? A na kawę do Szwagra :D. Do celu dojechałem niebieskim szlakiem rowerowym, który zaczynał się gdzieś na Alei Armii Krajowej. To nie był dobry pomysł, żeby w ogóle siadać na rower. Ból był coraz mocniejszy więc w drodze powrotnej ( najszybszej, drogami głównymi) trzeba było się troszkę znieczulić by można było jako tako dojechać do domu. A że nie jestem fanem szprycowania się prochami, wybrałem opcję przyjemniejszą dla ducha i ciała, a mianowicie - Opium (Klub Opium). Troszkę mi tam zeszło bo zagadałem się z barmanka :) więc do domu wróciłem późnym popołudniem :)
Ależ mi ta płyta (Akustyk live) Lipali siadła :)
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
99.08 km
3.00 km teren
05:04 h
19.56 km/h:
Maks. pr.:73.80 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1110 m
Kalorie: 1797 kcal
Kontuzjowana Lanckorona
Czwartek, 4 października 2012 · dodano: 09.10.2012 | Komentarze 5
Żeby tradycji stało się za dość… wpis z opóźnieniem ;)Od pewnego czasu myślałem nad jakąś nową trasą w „nieznane”, ale jakoś nic mi ciekawego nie wychodziło. Problem był w tym, że sporo już w okolicy zwiedziłem, a na dalsze tripy nie pozwala już pora roku – dzień jest coraz krótszy. Założenie pierwotne było takie, że będzie to wycieczka asfaltowa – po ostatnich opadach jakoś nie korciło mniemy by wjeżdżać do lasu :)- , bez żadnych dojazdówek autem, zatem miałem dość ograniczone pole manewru. Przez przypadek ktoś polecił mi wypad do Lanckorony, jako że jest to piękne miejsce warte odwiedzenia. Postanowiłem to sprawdzić ;). Trasę do miejsca docelowego wyznaczyłem dość sprawnie, martwił mnie tylko powrót, gdyż nie chciałem wracać tymi samymi trasami i drogami głównymi, a za dużej możliwości nie miałem tylko przebić się na drugą stroną drogi Wadowice-Kraków (droga nr 52). Tamtych terenów totalnie nie znałem, a patrząc na mapę można było się tam pogubić.
Zatem ruszyłem!!! Standardowo do Wadowic dojechałem czerwonym szlakiem rowerowym (wyjątkowo zgodnie z mapą – hehe pierwszy raz mi się to udało) , później już kawałek krajówka (52), by wbić się na drogę do Łękawicy przez Kleczę Dolną, Górną. Tą trasę znałem na pamięć bo już tam kiedyś śmigałem przy okazji rekonansu asfaltowego po Beskidzie Makowskim. .
Widoczek na andrychowską część Beskidu Małego z czerwonego szlaku rowerowego.
Oczywiście zgodnie z moim stałym postanowieniem, by poznawać nowe trasy/tereny/drogi, trzeba było wbić się na jakoś nową drogę by się nie powtarzać :). Więc co zrobiłem.. Zatrzymałem się w Łękawicy w celu znalezienia dokładnego miejsca, w którym przebiega niebieski szlak rowerowy (nim miałem jechać dalej w stronę Zakszowa ) i tu nastąpił wielki wkurw!!! Wyciągam z kieszeni mapę, otwieram i co widzę????? Szlaki n Babią Górę!!! I wtedy odezwały się w mojej głowie słowa…tak, tak były bardzo niecenzuralne i wulgarne. Oj jak kląłem pod nosem. Debil ze mnie, pomyliłem mapy, zamiast zabrać Beskid Makowski, zabrałem Beskid Żywiecki.. I teraz nasuwa się pytanie: jak tu jeździć bez mapy??? Dzięki bogu miałem w phonie gogle mapę, ale ona nie uwzględniała szlaków pieszych :( No cóż trzeba sobie jakoś radzić. Z tego co pamiętałem to z mapy ,to z Łękawicy biegł grzbietem pasma czarny szlak., który schodził do Stryszowa. No i nim pojechałem. W pewnym momencie zgłupiałem, gdyż drogi się rozchodziły, a na mapie czegoś takiego nie było. Z pomocą przyszedł mieszkaniec okolicznego „osiedla” i pokierował mnie jak mam dalej jechać. A wracają do tytułu wpisu i owego czarnego, to jadąc szlakiem poczułem w prawej łydce dziwny ból. Wyglądało to jak skurcz mięśnia, ale po takim odcinku nie miał prawa mnie w ogóle złapać. Co dziwne bolało tylko jak jechałem na siedząco, na stojąco już nie… Chyba sobie naciągnąłem jakieś ścięgno albo mięśnia. Niestety ból towarzyszył mi przez dalszą część tripu stąd też tempo miałem bardzo kiepskie :(.
Gdzieś na czarnym szlaku. Ciekawy widok - sarny w zagrodzie.
Ból rekompensowały na szczęście piękne widoki, a ich troszkę było :). Nie spodziewałem się, że Lanckorona jest na takiej kiepie :). Ze względu na nogę, wyjeżdżałem na przemian albo na młynku, albo na stojąco. Po wjechaniu do centrum zamarłem... Ryneczek, jak też boczne uliczki były prze urocze. Dosłownie jakbym znajdował się w skansenie. Wszystkie domy były drewniane, niskie i co najważniejsze bardzo mocno do siebie przyklejone. Dosłownie jakby czas się tam zatrzymał dobre 100 lat temu. Idealne miejsce na ucieczkę od ciągle pędzącego świata. W Lanckoronie zrobiłem sobie dłuższą przerwę na odpoczynek i uzupełnienie zapasów. Po przerwie odwiedziłem jeszcze ruiny Zamku Lanckorońskiego i poszusowałem po ścieżkach okrążających wzgórze. Miało nie być MTB, ale nie mogłem się powstrzymać od jazdy po tych genialnych ścieżkach.
Lanckorona.
Czyż tu nie jest pięknie??
Plan ścieżek wokół zamku.
Ruiny zamku.
Widok z jednej ze ścieżek wokół ruin zamku.
Fragment tzw Alei Zakochanych.
Downhillowcy zrobili sobie niezłą trasę zjazdową. Ja niestety odpuściłem sobie skoki. Powód - za duże ryzyko wracania na piechotę do domu ;)
W Kalwarii Zebrzydowskiej zatrzymałem się na obiad, by później ruszyć w stroną domu przez Zebrzydowice, Stanisław Górny, Wadowice, Frydrychowice oraz Wieprz. Trasa może pod względem okolicy nie była za ciekawa, ale za to nadrabiała widokami na Beskid Makowski,Mały, Żywiecki oraz na... Tatry Wysokie. Widoki te, szczególnie na Tatry, dały mi takiego kopa, że przez chwilę zapomniałem o bólu nogi :).
Kalwaria Zebrzydowska i tzw dróżki.
Widok na wzgórze lanckorońskie z Kalwarii Zebrzydowskiej.
Mój baton energetyczny - Tatry.
Wadowice.
Reasumując: fajna wycieczka z masa ładnych widoków. Szkoda tylko, że zapomniałem mapy, bo zapewne trip byłby dużo ciekawszy :).
P.S. Są czasami przypadki, że piwko w Opium nie jest zwyczajem ;)
Kategoria Beskid Makowski, CO do zasady asfalt