Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Jura

Dystans całkowity:212.00 km (w terenie 2.00 km; 0.94%)
Czas w ruchu:09:21
Średnia prędkość:22.67 km/h
Maksymalna prędkość:61.00 km/h
Suma podjazdów:2200 m
Suma kalorii:4600 kcal
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:212.00 km i 9h 21m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
212.00 km 2.00 km teren
09:21 h 22.67 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2200 m
Kalorie: 4600 kcal

Namiastka Jury czyli pierwsze 200 w tym roku :)

Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 26.05.2014 | Komentarze 4

Przyszła pora w końcu na coś dłuższego :)  bo TdT zbliża się nieubłaganie a bez porządnego treningu się tego nie zrobi ;). Tak więc trzeba było na dzień dobry wykręcić jakieś 200 by nóżki się przyzwyczajały do dłuższych dystansów. Długo myślałem, gdzie by tu pojechać...Na pierwszy dłuższy trip nie chciałem robić górskich tras więc z góry założyłem, że będą to raczej tereny nizinne. Myślałem o śląsku ale po przestudiowaniu map stwierdziłem, ze za dużo tam ekspresówek i dwu-pasów więc trzeba było coś innego wykombinować...A że od dłuższego czasu chodziła mi po głowie Jura...więc postanowiłem jej choć trochę liznąć :). Wpierw rozważałem Ogrodzieniec ale pomysł szybko przepadł po przeliczeniu kilometrów ;). Tak więc padło na Ojców i okolice :). I to był szczał w  dziesiątkę. Trasę wyznaczyłem dość szybko, rzekłbym nawet pioruńsko szybko :D. Pomogła mi przy tym troszkę Ewa ( efff ), doradzając  odwiedzenie Dolinek Krakowskich :).  A zapomniałbym dodać, że startowałem nie z Bielska a z domu rodzinnego tj. Czańca ;).
To może tyle tytułem wstępu ;). Przejdźmy do samej trasy... :)

Jako ze dzień już długi, nie startowałem o jakiejś wczesnej porze, heh np o świcie :D.  Klasycznie na pierwszy rzut poszedł Zator i Babice - kręciło się tam fajnie bo prawie cały czas lekko w dół :). Za Babicami zaczęła się już zabawa z mapą, hehe. W Kwaczale skręciłem w lewo na Czarną Górę i Rogulice. Fajne okolice - sporo łagodnych podjazdów i urokliwych wąskich uliczek. Następnie przeciąłem A4 i pokręciłem w stronę zamku w Rudnie :). Oj jak pierwszy raz go zobaczyłem kiedyś tam z oddali to wiedziałem, że muszę go nawiedzić :). Budowla robi wrażenie!! Szkoda tylko, albo nie szkoda ;), że jest zamknięty dla zwiedzających ze względu na prace konserwatorskie i odbudowę fragmentów zamku. Jednak ja nie mogłem się powstrzymać i wspiąłem się w spdekach po mikrodrabinie na mury by troszkę pofocić i ponapawać się widoczkami.  Jak skończą prace to zamek będzie się prezentował prze genialnie - oby jak najszybciej :).




Klasyczne mgiełki za Wieprzem.


Zamek już widać ;). Szkoda tylko, ze mgły się nie podniosły po panoramka na zachód była by piękna :).




Odrobina MTB ;)




Hehe jako że nie chciało mi się wracać kawałek tą samą drogą postanowiłem w slickach zaliczyć troszkę terenu :). Przyznam się bez bicia, że w paru miejscach zrobiło mi się cieplutko, gdy przednie koło traciło przyczepność ;). Po zjechaniu na asfalt dostrzegłem mnogość szlaków rowerowych - pomyślałem:  toż to przecie prawdziwy raj dla rowerzystów :). Jednak czas troszkę gonił więc postanowiłem dłużej nie studiować owych szlaków. Ruszyłem przez Tenczynek w stronę Krzeszowic. Miałem się tam nie zatrzymywać ale jakoś zaintrygowała mnie ta miejscowość i postanowiłem ją trochę spenetrować ;). I co mogę o niej powiedzieć??  Bardzo ładne miasteczko z urokliwym mikro ryneczkiem. Były tam jeszcze jakieś pałace w parku ale postanowiłem sobie je zostawić na inny trip. W miedzy czasie, całkiem przypadkowo zauważyłem cukiernie, a że ze mnie straszny łasuch nie mogłem sobie odmówić ciacha :).




Tras co nie miara :)



Zdjęcie roku, a dokładnie praca roku!!! Kto chce się dorobić gigantycznych pieniędzy zapraszam na zbiory/połowy ;)


Jest i ciacho ;)



Po słodkiej przyjemności przyszła pora na kolejne kilometry. Zatem ruszyłem w stronę Dolinek Krakowskich wąskimi i mega spokojnymi uliczkami, taki w sam raz pod szosowe kręcenie :). A same dolinki??? Jak dla mnie bomba!!! Zerowy ruch, ładne widoczki na skałki, spokój, cisza - rewelacja!! Polecam każdemu te tereny!!! Żeby nie było- to nie są za płaskie tereny!! Dwa podjazdy potrafiły wylać troszkę potu :). Po sielankowym odcinku przyszła pora na mniej kolorowe fragmenty czyli jazdę przy dużym ruchu ale z drugiej strony co się dziwić....Przecież mieliśmy wtedy majówkę i każdy chciał w pełni wykorzystać ładną pogodę. Do momentu zjechania z 94-ki bikerów było jak na lekarstwo, potem to już co kawałek trza było pozdrawiać i witać się z szanownymi posiadaczami dwóch kółek  ;). 







Przyznam się bez bicia - nie przygotowałem się do wyjazdu - mam tu na myśli zabytki/ciekawe miejsca, no może poza zamkiem w Rudnie czy tam Tenczynie. Tak więc dopiero po wjechaniu do  Ojcowskiego Parku Narodowego dorwałem mapę i przestudiowałem na szybkości co by tu można było zobaczyć. I tak na pierwszy ogień poszedł Zamek Piaskowa Skała. Oj ludu to tam było jak mrówków :D - wszędzie te ludziska. Nie udało mi się nawet wejść na dziedziniec z rowerem tak więc zostawiłem rower na zewnątrz i wskoczyłem do środka zrobić szybkie foto. Z chęcią tam powrócę ale na pewno nie przez weekend a tym bardziej długi weekend :).




Jest i Maczuga Herculesa










Następnie ruszyłem w stronę Ojcowa, gdzie planowałem coś wszamać, hehe że niby taki obiad :). Jak szybko tam dojechałem, tak szybko stamtąd wyjechałem - cenu mnie rozwaliły!!! Niestety nie zobaczyłem tam wszystkiego ciekawego ale zapewne powrócę tam jeszcze nie raz. Na koniec Ojcowskiego Parku Narodowego zaliczyłem jeszcze fajny brukowany podjazd ( nie za mocny ale zawsze coś ).  W Czajowicach nie wytrzymałem i zatrzymałem się w pierwszym napotkanym zajeździe na obiad - hehe tam już ceny były przystępne. I tak oto popijając sobie piwko i przegryzając gołąbka dostałem telefon od Karela - Funio jest w okolicy tj. w Ojcowie. Szybki esesman i już z Tomkiem jesteśmy ugadanie w Krzeszowicach :).  Hehe po piwku tak fajnie mi się jechało, że....zjechałem zdeczka z planowanej trasy a co za tym idzie musiałem troszkę nadrobić i to po głównych drogach :/. Nie wiem czy ja tak wolno jechałem, czy to ta pomyłka ale Funio był pierwszy w miasteczku, skurczybyk wyprzedził mnie o jakieś 10/15 minut :). Z racji, ze byłem ugadany z Ewą pokręciliśmy z Tomkiem do Tenczynka, gdzie waćpana stacjonowała z koleżanką. Heheh skończyło się na wspólnym piwku w altanie - żeby nie było spożywała tylko płec piękna inaczej czyli ja, Funio i wujek Anny ( koleżanki Ewy ). Oj te drugie piwko już mnie totalnie rozleniwiło a tu ledwo ponad 130 km zrobione. Postanowiłem zatem jaworznicką ekipę odprowadzić do domu - hehe zawsze to weselej i dodatkowe kilometry ;). Za przewodników robiły dziewczyny i tak oto zaliczyłem troszkę terenu. Ja to jeszcze jakoś wyglądałem ale Funio na szosie leśną droga już nie za bardzo :D :D. Tempo mieliśmy spokojne, takie w sam raz na pogaduszki :).






Funio co tam chowasz???



I tak oto mijały kolejne miłe kilometry, jednak przyszedł czas pożegnań. Wpierw pożegnaliśmy się z dziewczynami gdyż Tomek chciał mnie jeszcze odprowadzić do dobrze mi znanych terenów ;).  Jeszcze przez pożegnaniem jedno piwko i miałem już dość kręcenia - życie uszło z nóg ;). Jakoś się pozbierałem i ruszyłem samotnie w stronę domu. Oj nóżki już nie podawały tak jak na początku...Jazda na 1/3 gwizdka. W Kętach spotkałem jeszcze znajomych, podładowałem baterie i ostanie kilometry były już zdecydowanie lepsze.

Dzięki wielkie na tripa, za kupę śmiechu i miłe towarzystwo!! Hehe miało być samotnie a wyszło jak zawsze ;). Jeszcze raz Dzięki Wielkie!!!