Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 56854.76 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.67 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:312.82 km (w terenie 90.00 km; 28.77%)
Czas w ruchu:18:05
Średnia prędkość:17.30 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:7543 m
Suma kalorii:7654 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:52.14 km i 3h 00m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
54.98 km 0.00 km teren
02:07 h 25.97 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:490 m
Kalorie: 1269 kcal

Szosa z Maćkiem

Czwartek, 24 kwietnia 2014 · dodano: 24.05.2014 | Komentarze 1

Szybki choć nie do końca udany wypad...A dlaczego nieudany?? W planie była Zapora w Goczałkach ale z racji, ze Maciek nie miał aż tyle czasu skróciliśmy trasę i zawróciliśmy w Ligocie. Tempo nie było najgorsze ale zdecydowanie było by lepsze gdyby nie ciągły w mordewind :/. No kuźwa, w którą stronę byśmy nie jechali tam zawsze było pod wiatr...Masakra!! Aż się momentami odechciewało kręcić...Aaa zapomniałem powiedzieć, że u Maćka w serwisie ( Bike Doctor Service ) na szybkości przełożyliśmy w moim Białym Rumaku opony na slicki bo...hehe ciężko by było nadążyć za kolarką :D. Po odprowadzeniu kumpla pod dom i ponownej przekładce laczków, pokręciłem się jeszcze trochę po mieście i tak w sam raz zdążyłem przed ulewą ;).







Route 2 616 647 - powered by www.bikemap.net



Dane wyjazdu:
45.02 km 20.00 km teren
03:05 h 14.60 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1420 m
Kalorie: 1200 kcal

Wytop świątecznych kalorii ;)

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · dodano: 17.05.2014 | Komentarze 2

Przez święta ( sobotę i niedzielę ) jakoś nie miałem czasu pokręcić ale w poniedziałek nie wytrzymałem ;). Po mega obżarstwie trzeba było w końcu spalić troszkę kalorii. Tak więc w piękny, śmingusowy poniedziałek o porze, jak dla mnie wczesnej tj. o 8, ruszyłem ponapawać się porannymi widoczkami z Żaru :).  Na wstępie ruszyłem przez czaniecki las w stronę Bukowca by ominąć główne trakty, a przy okazji zaliczyć troszkę terenu :). Później już klasycznie, czyli od Porąbki głównymi drogami. Przyznam się bez bicia, kręciło sie wybornie, nie dość że pogoda zacna to jeszcze zerowy ruch na drogach. Do tego jeszcze przyjemne, rześkie, poranne powietrze. po prostu bajka. Jak dobrze jechało mi się po prostym, to równie dobrze a nawet lepiej kręciło mi się pod górę- hehe mam tu na myśli uphill na Żar :). A co było na górze??? Sama rozkosz!!! Zero ludu, no może poza sprzedawcami w budkach, genialna przejrzystość powietrza a co za tym idzie prze bajeranckie widoki!! Siadłem sobie na trawce i delektowałem się panoramkami. Oj jak było miło!!




Czyż nie jest pięknie???










Po labie na trawce przyszła pora na labę na ławce. Heheh tam to chyba z godzinę przesiedziałem. Było tak przyjemnie, ze nie chciało się ruszać 4 liter. Pierwszy raz widziałem Małą Fatrę z Żaru!! Widoczność miazga!!. Zapewne z wyższych partii Beskidu Małego było widać Tatry. Jednak zaczęły się ludziska schodzić i robić małą burdę więc przyszłą i pora na mnie :). Pierwotnie myślałem zjechać z Żaru stokiem ale w ostatniej chwili wpadł mi do głowy pomysł, żeby pojechać starym, dość mocno zapomnianym szlakiem ( niebieskim ) do Kozubnika. Ostatni raz tamtędy szedłem jak miałem chyba z 12 lat...Tak więc zrobiłem :). Zauważyłem, że ktoś jednak postanowił go odświeżyć, gdyż tabliczki i znaki na drzewach były stosunkowo nowe. Zapewne zrobili to forumowicze Beskidu Małego, gdyż ostatnio prężnie działają w okolicy. A sam szlak??? Powiem tak: potencjał ma ogromny, przynajmniej pod względem rowerowym - mnóstwo fajnych, krętych odcinków, sporo trawersów tylko był jeden minus!!! Oczywiście cały urok szlaku spierdzielili leśnicy/szabrownicy mnóstwo pościnanych gałęzi na szlaku!! Masakra!! Mam nadzieje, że to posprzątają bo traska na rower genialna :). Zjechałem do Kozubnika, troszkę błądząc w rejonie ośrodka. Pamiętałem tam za młodu różne ścieżki, które albo zarosły albo zostały zabudowane, stąd też musiałem zjechać troszkę niżej niż planowałem. Strasznie mnie korciło zobaczyć co się zmieniło od ostatniego czasu jak byłem na Kozubniku ( ośrodku ). I co??? oj zmian multum; ubyło parę budynków i widać prace budowlane. Jak zapowiadał inwestor pierwsze budynki mają być gotowe w tym roku....Zobaczymy :). A tu zapodam link z wirtualnej wizualizacji przyszłego ośrodka. 




Zmiany widać gołym okiem.



Po krótkich odwiedzinach na Kozubniku postanowiłem pojechać do Wielkiej Puszczy ale przez pasemko odzielające te dwie miejscowości. Jechałem na totalnego czuja, czasami asekurując się mapą w telefonie. I powiem, ze było warto!! Poznałem nowe, fajne tereny z pięknymi widoczkami. Zapewne tam wrócę jeszcze ponieważ okolica ma spory potencjał, jest dzika i nie skażona pseudo turystyką. Oczywiście widać tam śladu drzewnych szabrowników no ale od tego ciężko uciec w okolicy. Po zjechaniu do Puszczy postanowiłem ruszyć już w stronę domu bo...hehe...obiad już podobno już na mnie czekał :D. Jako, ze nie chciało mi się wracać asfaltami pokręciłem w stronę Przełęczy Beskidek ( Targanickiej ), odbiłem w prawo na fajny szutrowy uphill ( ten na którym mieliśmy w sylwestra niezłe przygody )  a później na zielony w stronę Trzonki by leśnymi drogami zjechać do domu :).






Stadko saren w Wielkiej Puszczy.


Reasumując: fajne podsumowanie żarłocznych świąt. Poznałem nowe tereny, spaliłem troszkę kalorii a co ciekawe nawet się z deczka opaliłem podczas laby na Żarze ;)


 


Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
76.40 km 12.00 km teren
04:31 h 16.92 km/h:
Maks. pr.:78.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1790 m
Kalorie: 1806 kcal

Szlag na szlaku...

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · dodano: 16.05.2014 | Komentarze 5

Aż by się chciało rzec piątek 13-go...Pech był, 13-ty był, brakowało tylko piątku - była niedziela :). Ale od początku...

Jak to ostatnimi czasy bywa, nie mogę się jakoś w niedzielę rano zebrać z wyrka. Zapewne jest to efekt wieczornych baja bongo ;)...czyli kulturalnego spożycia w bielskich pubach :D. Tak tez było tym razem - obudziłem się na lekkim kacu :). A co jest najlepsze na tą przypadłość?? Wiadomo - konkretny uphill :). Początki bywają kiepskie ale, gdy się toksyny wypoci jest już pięknie... Tak też wymyśliłem sobie traskę odtwórczą a mianowicie asfaltami do Wisły ale przez Brenną. Są na tym odcinku 2 fajne podjazdy ale o tym troszkę dalej :). Do Brennej dojechałem klasyczne tj. przez Jaworze, Górki Wielkie, oczywiście zaliczyłem ulicę Szpotawicką. Heheh kto ją jechał to wie, że trzeba zaliczać ją jako teren bo odcinek leśny za "równy nie jest :D. Następnie wbiłem się na czarny szlak w stronę Brennej ( asfaltowy odcinek ). Jako że dawno nie jechałem tym szlakiem, kręciło mi się troszkę niepewnie, trza było co chwilę ziurać na mapę. Następnie odbiłem na Brenną-Leśnicę, gdzie czekał mnie konkretniejszy podjazd - hehe pierwsze wypocenie toksyn ;). W miejscu, gdzie zielony szlak przecina drogę "główną" skręciłem w prawo, jednak nie na szlak a przecznicę wcześniej. Podjazd niezbyt długi ale za to treściwy. Hehe co prawda w porównaniu z uphilem na Czeretnik to pikuś ale troszkę potu się wylało :).  Wyjechałem na niebieskim szlaku, tuż pod Świniorką .









Jednak długo niebieskim szlakiem nie ujechałem, gdyż po wjechaniu na asfalt momentalnie skręciłem w prawo na bardzo fajny, kręty zjazd. Niestety nie mogłem na nim przycisnąć, gdyż po zimie zalegało tam jeszcze sporo szlaki :(. Mimo wszystko uwielbiam ten zjazd - jest mega kręty i można się fajnie pobawić. Jest to taka miniaturka alpejskich dróg :).




Czyż nie jest pięknie???



Po fajnym zjeździe przyszła znowu pora na robienie metrów w pionie :). Tym razem mój ulubiony odcinek w okolicy ( na razie ;) ) a mianowicie ulica Tokarnia w Wiśle. Moim skromnym zdaniem est to chyba najbardziej urokliwy dojazd do Wisły od tej strony - genialna wąska uliczka z dość mocnym, sztywnym podjazdem. Do tego jeszcze ładne widoczki, cisza, spokój - bajka!!







No to przyszłą pora na zjazd do centrum Wisły a dokładnie do Hotelu Gołębiewski. Również bardzo fajny zjazd. Właśnie na nim jeszcze nie dawno wykręciłem swój rekord prędkości. Tym razem podobnie jak kiedyś - 78 km/h. Jakoś cykałem się wykręcić więcej mimo, że teoretyczne możliwości były...To chyba starość :D :D. W Wiśle nie spędziłem za dużo czasu - uzupełniłem zapasy, ziurnąłem na mapę w lekkim deszczu ruszyłem w stronę żółtego szlaku na Trzy Kopce. A sam szlak??? No cóż...spodziewałem się więcej terenu a tu niespodzianka - jakieś dobre 80% szlaku to asfalt albo betonowe płyty...Lekkie rozczarowanie ale już wiem, że ten szlak będę omijał ;). NA Trzech Kopcach łyk izo i ruszyłem żółtym szlakiem na Przełęcz Salmopolską...Gdzieś pomiędzy Smerekowcem a Jewierznym nastąpiła tragedia a innymi słowy mega wkurw!!! Szlag trafił tylną przerzutkę a dokładnie sprężynę naciągającą wózek. Od dawna czułem, że łańcuch nie jest odpowiednio naciągnięty ale liczyłem, że jeszcze trochę na SLXie pokręcę. No niestety!!! Kaplica totalna!!! Żeby było wesoło nie miałem przy sobie żadnych narzędzi, gdyż zgubiłem je w Cygańskim Lesie i do tej pory nie kupiłem nowych...Alez się we mnie gotowało....Miałem już wszystkiego dość!!! Nie dość, że przerzutka to jeszcze zaczęło mocniej lać a ja wpizdu daleko od domu. No cóż trzeba było jakoś doprowadzić bike'a do Przełęczy Salmopolskiej a później jakoś zjechać do Szczyrku.




Widoczki z asfaltowego żółtego na Trzy Kopce.

No i pojeżdżone...


Zjazd z Salmopolu wybitnie wolny - bałem się, że może mi łąńcuch wciągnąć w szprych. W Szczyrku ustawiłem przełożenie 3/3 i próbowałem jakoś dojechać do Bielska. Oj lekko nie było, mimo że było to jedyne realne przełożenie a i tak łańcuch był strasznie luźny i co chwilę spadał na 2/3  co groziło "zassaniem' przez szprychy... W wielkich trudach ale udało mi się jakoś dojechać. Byłem totalnie przemarznięty i pierwsze co zrobiłem po przyjeździe to poszedłem po piwo by się odstresować ;).
I tak oto jeden defekt zniszczył całego tripa...a mogło być tak pięknie :).


P.S. A tak mnie jakoś naszło pisząc ten wpis ;)



Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
28.43 km 14.00 km teren
01:59 h 14.33 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:900 m
Kalorie: 663 kcal

Cygański Las i okolice

Poniedziałek, 7 kwietnia 2014 · dodano: 12.05.2014 | Komentarze 1

Przyszła pora na zapoznanie się z okolicznymi "atrakcjami"  rowerowymi. Heheh mam tu na myśli Cygański Las i kilka tras rowerowych, które są bardzo dobrze znane każdemu bielszczaninowi. W tym celu poprosiłem kumpla z bbR'u ( Maćka ) by mnie oprowadził troszkę po okolicy. Na wstępie skoczyłem jeszcze do rowerowego po rękawiczki bo stare prosiły się już o pomstę do nieba :D. Zatem ruszyliśmy... Wpierw pokręciliśmy na, chyba najbardziej komercyjną, górkę w okolicy tj. na Kozią Górkę. Następnie zjechaliśmy do Cygana bardzo fajnym, technicznym zjazdem/singlem. Było pysznie, mnóstwo korzonków, kamieni, po prostu kwintesencja technicznej jazdy. Ja z racji, że jechałem tam pierwszy raz, kręciłem dość zachowawczo, asekuracyjnie.






Następnie pośmigaliśmy fajnymi ścieżkami po Cygańskim Lesie. Niestety tam też zgubiłem mój rowerowy zestaw narzędzi :'(. Nie zapiąłem widocznie sakwy podsiodłowej do końca i na hopkach, korzonkach musiały mi fanty wpaść. Oj kląłem jak szewc na swoją głupotę!! Podczas cygańskich singli dołączył jeszcze do nas kumpel Maćka - Tomek. I tak oto w trójkę śmigaliśmy po lesie w poszukiwaniu sarenek ;). Z Cygana ruszyliśmy na Dębowiec, gdzie spotkaliśmy enduraków - znajomych Maćka. Po krótkiej pogaduszce pokręciliśmy w stronę lotniska, gdzie planowane było małe co nieco :).







Oj fajnie się gadało przy pifku ale niestety robiło się coraz chłodniej więc trza było wracać. . Jeszcze ostatni przejazd bielską PROmenadą i każdy pokręcił w swoją stronę.
Wypad udany choć wielka szkoda narzędzi...Za głupotę trzeba płacić...




Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
21.41 km 0.00 km teren
00:54 h 23.79 km/h:
Maks. pr.:52.95 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:286 m
Kalorie: 695 kcal

Powrót z próby i po Corocznym Leskowcu z bbR.

Sobota, 5 kwietnia 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 0

Ku zdziwieniu na próbie grało się całkiem dobrze, mimo że wcześniej się z deczka sponiewierałem fizycznie :). No cóż...trza było w końcu zabrać manatki i pokręcić na mieszkanie...A kolorowo nie było, zmęczenie się pojawiało a co najgorsze na polu dość mocno już pizgało. By zabić zimno teoria mówi, ze trzeba jechać szybko, trzeba ostro pedałować :) .Starałem się :). Z racji, że nie zależało mi już na jakiejś ambitnej trasie, wybrałem najszybszą i najkorzystniejszą a mianowicie przez Podlesie. W Krzemionkach skręciłem jednak w stronę Lipnika by ominąć troszkę główniejszych dróg.

Ni ma zdjęć - jest muzyczka ;). Dziś wyjątkowo coś innego ;).






Dane wyjazdu:
86.58 km 44.00 km teren
05:29 h 15.79 km/h:
Maks. pr.:61.66 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2657 m
Kalorie: 2021 kcal

Coroczny Leskowiec z bbRiderZ :)

Sobota, 5 kwietnia 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 1

Jak co roku przyszła pora na teamowy wypad na Leskowiec :). Jednak tym razem wypad zorganizowaliśmy miesiąc wcześniej - cóż poradzić - taki klimat ;).  O 8 spod Gemini ruszyliśmy przez Przegibek w stronę Międzybrodzia, gdzie miał na nas czekać K4r3l i Darek. Był jeszcze pomysł by z Przegibku wjechać na Gaiki a później fajnym zielonym szklakiem na Nowy Świat. No niestety czas troszkę gonił więc wybraliśmy wariant asfaltowy... W Międzybrodziu dołączyła do nas reszta ekipy i już wspólnie kręciliśmy naszym skromnym, jedenastoosobowym składem. Genialnie to wyglądało, gdyż większość była identycznie ubrana, tylko dwójka się wyłamała i nie miała teamowych strojów ;).






Po części asfaltowej przyszła pora na teren :). Pierwotny plan zakładał wjazd na Żar asfaltem jednak postanowiliśmy sprawdzić zielony szlak z Międzybrodzia Żywieckiego na Przełęcz Isepnicką. I cóż mogę powiedzieć...to był strzał w dziesiątkę!!! Bardzo fajny, wymagający, 3-kilometrowy podjazd. Przyznam się, że od pewnego czasu chciałem sprawdzić ten szlak ale jakoś nigdy nie było po drodze... ;). Super odcinek, polecam!!! Na tym odcinku dość mocno się rozproszyliśmy...W sumie nie ma się co dziwić bo kiepka była niezła i dość męcząca - nie dość, że podjazd długi to jeszcze ze sporą ilością luźnych kamieni...










K4r3l walczy na podjeździe ;).

Za Przełęczą Isepnicką rozdzieliliśmy się na dwie grupy, można by rzec, choć dość mocno naciągając, na szybszą i wolniejszą. Oczywiście nie jest to za ostre porównanie i nie do końca podział ten jest właściwy. Ja wybrałem tą druga grupę, gdyż ścigać to się  mogę sam a wolę spędzić czas w spokojnej, miłej atmosferze. Aaaa nie powiedziałem na wstępie, że w planie był czerwony szlak z Żaru na Leskowiec :).  Kawałek za Przełęczą Isepnicką zjechaliśmy trochę ze szlaku by darować sobie butowanie. K4r3l pokazał nam fajną alternatywę - nie dość, ze całą podjeżdżalną to do tego jeszcze piękną widokowo :).



Marzena ostro kręci pod górę :).







Po lekkiej odbitce od czerwonego szlaku ponownie wróciliśmy na główny tor :). Kręciło się wybornie - nóżka podawała, atmosfera była przednia więc czego jeszcze chcieć?? :). Ku mojemu zdziwieniu poprawił się i to na duży plus zjazd z Kocierza ( szczytu, nie przełęczy ) . Pamiętam jeszcze ostatnio, że była tam straszna rąbanka a tym razem elegancko wyrównane - po prostu bajka :).  W ogóle odcinek Cisowa Grapa - Przełęcz Kocierska stał się o wiele przyjemniejszy dla rowerzystów niż kiedykolwiek. Czy to wina człowieka, czy sił przyrody??? Ciężko mi powiedzieć ale grunt że jest o niebo lepiej :). Na Przełęczy Kocierskiej ponownie spotykaliśmy się  wszyscy razem i pokręciliśmy na Potrójną :).



Jak co roku zdjęcie przy karczmie musi być :)



No to teraz zaczęła się najprzyjemniejsza trasa - Potrójna->Leskowiec :). Kurcze chyba już z milion tysiąc razy śmigałem tym odcinkiem i zawsze powodował on uśmiech na twarzy :). Hehe chyba nigdy mi się nie znudzi :). A sam fragment Łamanej Skały/Madohory  jest po prostu mistyczny!! Po prostu cud, miód i orzeszki!!!








W końcu dojechaliśmy na Leskowiec :). Oczywiście peleton się dość mocno rozczłonkował i różnica między pierwszym a ostatnim była dość spora. A jak nas przywitał szczyt?? Mega chłodem!! Oj marzliśmy tam strasznie, hehe dzięki bogu była tam "chatka/schronik", w którym prawie dziesięciu chłopa się grzało :D. Niespodzianka na szczycie był Damian, który zaraz po pracy ruszył na przeciw mam. No i udało mu się :).  Po krótkiej sesji pokręciliśmy do schroniska by się zagrzać i uzupełnić baterie. Jak przystało na weekend...ludzi w środku jak mrówek. Dzięki bogu udało nam się załatwić miejcówki siedzące i rozpoczęliśmy popas :). Oj nie chciało się wstawać od stołu...:D. No ale trza było :). Jeszcze wspólna fotka przed schroniskiem i ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę Andrychowa.





Grupen foto :)



Kto jechał owym zielonym to wie, ze jest to bardzo fajny odcinek: jest trochę technicznych zjazdów, fajnych podjazdów i sporo zabawy :). Z racji, że niektórych czas gonił postanowiliśmy nie jechać do samego Andrychowa i w okolicach Zagórnika zjechać ze szlaku by przejchać się fajnym singlem i skrócić sobie drogę :). Bocznymi drogami dojechaliśmy do Targanic a stamtąd  genialnym uphilem na Jarosówkę. Tam też doszło do podziału grupy - część pojechała szybciej do domu a część dalej napawała się widoczkami i pięknym krajobrazem ;).





Czekając na resztę ekipy :)


Marzen naparza pod górę :).




Na Trzonce musiałem opuścić ekipę gdyż zaplanowaną miałem jeszcze tego samego dnia próbę. Szkoda, ale cóż poradzić - dwóch pasji nie da się pogodzić tak, zeby wszyscy byli zadowoleni. Zjechałem do Czańca a stamtąd już do Kęt, gdzie jest nasza kanciapa. Już jadąc na próbę wiedziałem, że powrót będzie ciężki - robiło się coraz zimniej :/.

P.S. Wypad jak najbardziej udany choć parę niepotrzebnych zgrzytów było...








Kategoria Beskid Mały