Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51611.77 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.66 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

CO do zasady asfalt

Dystans całkowity:10896.91 km (w terenie 205.30 km; 1.88%)
Czas w ruchu:500:29
Średnia prędkość:21.77 km/h
Maksymalna prędkość:79.74 km/h
Suma podjazdów:128729 m
Suma kalorii:149842 kcal
Liczba aktywności:139
Średnio na aktywność:78.40 km i 3h 36m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
52.60 km 0.00 km teren
02:04 h 25.45 km/h:
Maks. pr.:69.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:921 m
Kalorie: 1533 kcal

After Boss

Czwartek, 24 marca 2016 · dodano: 30.03.2016 | Komentarze 0

Po blisko miesięcznej przerwie spowodowanej gojącym się szlifem i... chorobą w końcu dosiadłem po robocie Białego :). Nie liczyło się gdzie, ile ale że w końcu kręcę. Z braku laku wybrałem klasykę klasyki a mianowicie Przegibek i kółeczko wokół Czupla i Magurki czyli Czernichów -> Zarzecze -> Łodygowice. Oczywiście zatoki do końca mi się nie wyleczyły więc na uphillu dławiłem się własnymi wydzielinami... :/. Podobnie jak poprzednim razem, na zjazdach trzymała mnie blokada ale na prostych i hopkach power był :). Ku zdziwieniu, wydawało mi się, że wcale nie zapinkalałem, średnia na całym odcinku wyszła mi prawie 26 km/h  więc tragedii nie było. Po powrocie nawet obiadu nie chciało mi się robić - rower nakarmił mnie podwójnie ;). Od tego tripu postanowiłem przynajmniej raz w tygodniu robić sobie taki trening choć jak wyjdzie to w realu to czas pokaże ;)


Nie ma fot więc jest miuzik. Tym razem singiel z nadchodzącej płyty Tides From Nebula :)








Dane wyjazdu:
53.50 km 0.00 km teren
02:36 h 20.58 km/h:
Maks. pr.:74.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1267 m
Kalorie: 1844 kcal

Driftowawanie-szlifowanie

Niedziela, 28 lutego 2016 · dodano: 30.03.2016 | Komentarze 1

Bo na kaca najlepsza jest uphillowa praca ;)... Hehe kac to za mocne słowo, nazwijmy to lekkimi suchotami :D...
A tak na poważnie trzeba było coś pokręcić w wolny dzień ( czyt. niedziela ;) ). Za główny cel obrałem sobie Żar a jak styknie czasu to jeszcze Kocierz lub Targanicką. Jednak po chwili kręcenia ( zaledwie 3 kilometrach ), na bocznej, wąskiej, czanieckiej drodze przydarzyło się "ała". Wchodząc w zakręt ( 90 stopni ), przy naprawdę niewielkiej prędkości, "odjechał" mi rower - wpierw tylne a następnie przednie koło. Powodem był niegroźnie wyglądający ciek wodno-błotny płynący po zakręcie. Hehe tak to jest jak się w zimie w slickach jeździ :D. No cóż... Było to dla mnie takie zaskoczenie, że nie wiedziałem jak się ratować. Oczywiście zamiast puścić rower - driftowałem z nim :D. Dzięki bogu strat w sprzęcie nie było... tylko troszkę nie dłoń potargała ( jak pech ciał zapomniałem rowerowych rękawiczek i ubrałem cywilne ) i kolano przyszlifowało. Głód kręcenia był jednak na tyle wielki, że postanowiłem kontynuować tripa... mimo małego wycieku z nogi ;). Na Żar wdrapałem się całkiem sprawnie, hehe chyba znieczuliło mi kolano bo nóżka podawała. Na szczycie oczywiście mnóstwo mokrego śniegu więc fan był ciekawy. Na zjeździe jednak włączyła mi się blokada spowodowana wcześniejszym szlifem - kurcze tak wolno to ostatni raz zjeżdżałem jak warun było dużo, oj dużo gorszy.







Jednak było mi mało. Niestety opcja Kocierza odpadała bo źle sobie policzyłem czas. Wracając do Międzybrodzia Bielskiego, zaintrygowała mnie jedna droga odchodząca w lewo - postanowiłem ją sprawdzić. Hehhe jak się okazało był to genialny, sztywny uphill, który niedawno testował K4r3l - do przysiółka Groniaki. Kurcze wielka szkoda, że droga kończy się w czyimś ogrodzie bo gdyby asfaltem zjeżdżało by się do drogi głównej to... bój się boga człeku - byłaby to pozycja obowiązkowa w drodze na Żar ;). Mimo to warto zahaczyć i wylać "trochę" potu na podjeździe ( zjazd niestety tą samą drogą ). Z Międzybrodzia już nie kombinowałem - wróciłem głównymi drogami...heheh by znowu nie strzelić szlifa na bocznych :D.




 


Dane wyjazdu:
28.60 km 0.00 km teren
01:23 h 20.67 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:466 m
Kalorie: 858 kcal

Koło komina - próba kolanowa ;)

Sobota, 27 lutego 2016 · dodano: 02.03.2016 | Komentarze 0

Weekend planowałem spędzić u rodziców - raz że czasami trza się pojawić a dwa że akurat szykowała się impreza u kumpla ( okrągła 30-ka ) ;).  Rower zabrałem ze sobą tak pro forma. Po ostatnich boleściach kolanowych postanowiłem troszkę odpuścić by nie przeciążać kończyny. Jednak nie wytrzymałem - po obiedzie dosiadłem bike'a i ruszyłem przed siebie. Plan był prosty by popedałować po okolicy ale bez większych górek, miało być lajtowo. Tak więc ruszyłem klasykiem do Targanic by tam przez Sułkowice dokręcić do Bolęciny. Tak zaintrygowały mnie pewnie zabudowania między Rzykami a Zagornikiem. Ziurnąłem na mapę i pomknąłem. Okazało się, że jest to fajna opcja ( skrót ) do Zagórnika. Po primo widokowa a po secundo fajna podjazdowa. Z Zagórnika udałem się w stronę Inwałdu przecinając zielony szlak na Lesko. Później już czerwoną rowerówką do Andrychowa- kurcze w końcu zrobili tam elegancki asfalcik :). I tak oto idealnie dotleniony, poszedłem na... imprezkę ;)

P.S. Kolano nie bolało :) Huuurrrraaaa :)










Dane wyjazdu:
37.50 km 0.00 km teren
01:28 h 25.57 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:295 m
Kalorie: 869 kcal

Reset po pracy ;)

Czwartek, 18 lutego 2016 · dodano: 24.02.2016 | Komentarze 1

By przeciwdziałać tylko weekendowym tripom, bo wiadomo jak się to kończy - kontuzją - postanowiłem pokręcić coś w środku tygodnia :). Wiadomo, po robocie się nie chce, szczególnie jak się nią średnio kończy o 17:30 a gdzie tam jeszcze obiad itd. Jednak zmotywowałem się odpowiednio i dosiadłem Białego Rumaka. Nie chciałem robić klasyki, czyli Przegibka, więc pomknąłem przed siebie i tak jakoś wyszło, że wylądowałem Ligocie. Tam, spojrzawszy na mapę w mądrym telefonie, udałem się w stronę Janowic by sprawdzić jedną drogę. Ciemno było więc nie po napawałem się widokami ;). I tak oto wyszło niespełna 38 kilometrów wokół komina. Jak na zimowy, wewnątrz tygodniowy i  mikro trip może być. W sam raz by się zresetować po robocie :)

Z racji, że nie ma fot - jest music :)




Dane wyjazdu:
178.00 km 1.00 km teren
09:42 h 18.35 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3200 m
Kalorie: 5001 kcal

Szosing po Makowskim

Niedziela, 14 lutego 2016 · dodano: 24.02.2016 | Komentarze 3

Miał być trekking... Miała być Mała Fatra... Miała ale chętnych brak... Choć podświadomie wolałem iść na rower i coś porządnie pokręcić.
Heheh i tak też zrobiłem :). By znowu nie jeździć sememu puściłem plotę w obieg i zgłosił się tylko jeden osobnik - Paweł. K4r3l chyba się przeraził moich planów, które i tak nota bene nie były do końca sprecyzowane ;). Wiedziałem tylko, że chce zrobić parę niesprawdzonych uphillów w Beskidzie Makowskim - mam na myśli asfaltowe podjazdy ;). 
Oczywiście sobie z deczka zaspałem i na wyznaczoną porę ( 10:30 w Ślemieniu ) trza było przycisnąć. Mogłem podjechać autem kawałem ale wydało mi się to niemoralne ;). Na pierwszy ogień poszedł Przegibek choć w dość kiepskim tempie -trza było się stopniowo rozgrzewać ;). U Pawła byłem wyjątkowo o wyznaczonym czasie - szok :D. Zaproponował on jeszcze by po drodze do Makowa Podhalańskiego, zahaczyć  o Przełęcz Przysłop - hehe zawsze to jakieś metry w pionie ;). I to był szczał w dziesiątkę. Podjechaliśmy przy okazji jeszcze do Beskidzkiego Raju by ponapawać się widoczkami z tamtejszej wieży widokowej. Szczerze? Widoki urywały zad. Było nawet widać Kraków i Skrzyczne. Po prostu bajka :)



Przełęcz Przysłop




Widoczek z wieży.


Jest i Skrzyczne :).




Z Przysłopu do Makowa udaliśmy się przez Grzechynię. Bardzo fajna traska choć miejscami troszkę dziurawa ;). Chciałem przy okazji sprawdzić jedną drogę ale zagadaliśmy się z Pawłem i... przeszczeliliśmy ją.  W Makowie Podhalańskim czekał na Nas pierwszy planowany podjazd na Makowską Górę. Już kiedyś tam podjeżdżałem ale wbijałem się na szlak a tym razem chciałem sprawdzić, gdzie kończy się asfalt bo według mapy powinien schodzić do miejscowości Jachówka. Dobrze wiedziałem, że kulminacją uphillu będzie piękny wju na Tatry ale utaiłem to przed Pawłem - reakcja chłopa bezcenna :). Zatem ruszyliśmy w poszukiwaniu owego asfaltu do Jachówki. Trza było się posłużyć mapą z komóry bo drogi się rozwidlały ale w końcu trafiliśmy :). I co? Genialna opcja w jedną jak i w drugą stronę choć pod górę to chyba było by lepiej - łydy zapewne by piekły. Rzekłbym, że uphill nawet i sztywniejszy niż Czeretnik od Huciska :). K4rel coś dla Ciebie :). Następnie pokręciliśmy do Zembrzyc by tam zmierzyć się z kolejnym podjazdem, tym razem na Marcówkę. Odcinek ten jest mi również znany ale podobne jak w poprzednim przypadku chciałem zobaczyć, gdzie kończy się droga a dokładnie, gdzie można ją dojechać.



Makowska Góra - Taterki są? Ano są :) 


W oddali Leskowiec :)


Zjazd do Jachówki.




I znowu Taterki ( lekko w chmurach ).


Czas już niestety gonił więc do Łękawicy nie dojechaliśmy - odbiliśmy w lewo by poprzedzierać się trochę przez dno Jeziora Mucharskiego ( element terenu zawsze musi być ).  Następnie przez Krzeszów, gdzie miałem lekkie odcięcie ( bułka z kabanosem postawiła mnie na równe nogi ) , udaliśmy się w drogę powrotną do Ślemienia. Jako, że miałem jeszcze mało metrów w pionie ;) postanowiłem, skuszony domowycm obiadkiem, zahaczyć jeszcze o Kocierz. Niestety prognoza pogody sprawdziła się co do minuty - chwilę przed 20-stą miało zacząć lać a ja byłem dopiero w Targanicach. Zatem ostatnie kilometry przed obiadem a w zasadzie obiadokolacją, były już w lekkim deszczu. Po rozpuście kulinarnej trza było się brać do Bielska. Jednak drogi były tak dolane, że zrezygnowałem z Przegibka i pokręciłem do stolicy Podbeskidzia głównymi drogami przez Bujaków/Kozy.
Oczywiście tak kolorowo nie było bo... w połowie trasy zacząłem odczuwać ból w prawym kolanie :/.





Route 3 404 854 - powered by www.bikemap.net

 


Dane wyjazdu:
137.30 km 1.00 km teren
05:37 h 24.45 km/h:
Maks. pr.:72.00 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1200 m
Kalorie: 3327 kcal

Znowu szosa... Ehhh ;)

Niedziela, 7 lutego 2016 · dodano: 17.02.2016 | Komentarze 3

Miał być zimowy trekking na Małej Fatrze ale co? Brak chętnych...Chyba się ludziska przestraszyli prognozy pogody, a dokładnie przewidywanego, porywistego wiatru :) . Jak to często bywa - meteorolodzy się mylili ( na moja korzyść. Zatem nie tracąc rano czasu dosiadłem Białego Rumak i pomknąłem w stronę Cieszyna. W zasadzie jakieś konkretnego planu na tripa nie miałem, cały czas się tworzył w mojej głowie. A myśli mi chodziły różne ;). Wiedziałem tylko, że trzeba coś urozmaicić, poznać nowe drogi/ścieżki. Zatem pokręciłem w stronę Cisownicy. Pierwotnie miałem jechać "główną" drogą w stronę przejścia granicznego w Lesznej Górnej. Jednak zaintrygowała mnie na mapie jedna dróżka. Domyślałem się, gdzie może mnie zaprowadzić ale wolałem być pewien na 100%.  I to był strzał w dziesiątkę - podjazd na Budzin był genialny ( wąska, stroma droga ) i do tego mocno widokowy.  Numer jeden w okolicy :).





Czeskie górki w oddali ( Beskid Śląsko-Morawski ).



A tu już w pełnej krasie :).


Po przekroczeniu granicy udałem się do Trzyńca by ostatecznie wjechać do Cieszyna. Tam zrobiłem sobie krótką przerwę by ustalić kolejną część trasy. Postanowiłem jeszcze troszkę pokręcić po Śląsku Cieszyńskim. Ruszyłem zatem w stronę Pogwizowa, Koszyc by ostatecznie przez Dębowiec dotrzeć do Skoczowa. Szczerze przyznam całkiem ciekawe tereny na szosę - ciekawe podjazdy, pikne widoczki i na dodatek Tężnia Solankowa. Hehe zawsze to jakaś atrakcja ;). Dojeżdżając do Skoczowa, walcząc po drodze z bocznym wiatrem, wpadł mi do głowy pomysł by... okrążyć Zbiornik Goczałkowicki. Jak pomyślałem,, tak zrobiłem :) . W między czasie jeszcze troszkę pokombinowałem z trasą ale ostatecznie wpadłem na główny trakt wokół Goczałek.





Cieszyn.


Tężnia solankowa w Dębowcu.




Wiatr dawał się coraz bardziej we znaki jednak do zapory się dało jako tako jechać. Później to już była walka - non toper pod wiatr. Oj zmasakrowało mnie to konkretnie :). Hehe takie uroki ale czego się nie zrobi dla chwil na bike'u - reset po ciężkim tygodniu musi być, baterię naładowane :).

P.S. I znowu seta wykręcona :]







 


Dane wyjazdu:
125.00 km 3.00 km teren
06:15 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:71.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1809 m
Kalorie: 3539 kcal

Pętla Beskidzka troszkę inaczej :)

Sobota, 30 stycznia 2016 · dodano: 04.02.2016 | Komentarze 5

Był teren to i musi być szosa :).
Pogoda tego dnia zapowiadała się wybornie więc postanowiłem nie gnić na mieszkaniu tylko coś pokręcić. A że głód pedałowania był straszny więc trza było wymyślić coś konkretnego. Padło z wiadomych względów na szosę - w górach było jeszcze sporo mokrego śnieg i błota. Jak ambitnie to ambitnie - Pętla Beskidzka ale w nieco zmienionym wariancie. Początek był klasyczny - kierunek Węgierska Górka. Po drodze skoczyłem do Żywca by oglądnąć pewną Cytrynę. Niestety C5-ka się już sprzedała :( więc pooglądałem sobie C8-ke. :). Całkiem fajne autko :). W Węgierskiej Górce standardowo odbiłem na Trakt Cesarki by unikać dużego ruchu a w szczególności blachosmrodów :). I tak oto dotarłem do Szarego, zaliczając krótki odcinek szutrowych duktów. Od tej pory przyszła pora na coś nowego - obczaiłem na mapach, że wzdłuż dwupasmówki na Zwardoń biegnie droga. Wyglądało, że będzie to asfaltówka więc długo nie myśląc wkroczyłem na nią. I to był szczał w dziesiątkę - idealnie równa, spokojna, pusta, widokowa droga do miejscowości Suche. Po drodze czekały na mnie 2 szykowne uphille. Mam tu na myśli konkretne podjazdy bo w zasadzie cały czas się jechało delikatnie pod górę. Ostatni to już istna ścianka :).




 Taki warun tuż przed południem :)


Ach ta Babiczka ;)


Barania Góra.


Widokowo.


Jako że już wjechałem na obce mi tereny, postanowiłem znowu namieszać w trasie - zamiast odbijać na centrum  Lalików, pokręciłem do przysiółka Krawce. Tam według mapy droga się miała kończyć ale moja intuicja podpowiadała mi, że tak nie może być. I miała rację :). Co prawda asfalt się skończył ale była leśna droga, która idealnie doprowadziła mnie do właściwego miejsca. Heheh dobrze, że jednak nie zakładałem slicków :D. Po tym jakże improwizowanym odcinku przyszła pora na powtórkę z rozrywki czyli bardzo przyjemny, asfaltowy dukt leśny łączący Laliki z Jaworzynką. Jak dla mnie jest to bardzo fajna opcja - jedzie się wąska, asfaltową drogą kompletnie samemu ( zero ruchu ) wśród wysokich drzew. Jednak nie dojechałem do końca tylko na wysokości Ochodzitej skręciłem w prawo by wyjechać tuż u podnóża szczytu.Na tym odcinku pojawił się pierwszy... śnieg :). Niestety widoczki się z deczka pochrzaniły - miałem jechać na szczyt ale przyszła taka chmura i lekka mgła, że kompletnie nie było nić widać. Zatem ruszyłem do sklepu by naładować baterie a potem już bocznymi drogami na Stecówkę.




  Teren musi być ;)


Winter ii coming ;)


Ochodzita.


Na Stecówce już zima na całego :)


Zimowo...


Jakoś, nie wiem czemu, wydawało mi się, że uphill na Stecówkę jest dość stromy... A tu poszło całkiem sprawnie ;).  Hehe od tego momentu zaczęło się lekkie śniegowanie i jazda w ciapie. Żeby było ciekawiej to co chwilę mijałem powozy konne. Przyznam się bez bicia, że podczas wymijania jestem troszkę podenerwowany - za dziecka miałem przygodę, że koń się spłoszył i zaczął kopać na boki. Ja skończyłem wtedy na płocie... Czas nieubłaganie gonił więc starałem się jechać już w miarę szybko, by dojechać przed zmrokiem  przynajmniej  do Ustronia. Dzięki bogu jechałem z wiatrem więc udało przed nocą dotrzeć do Jaworza Nałęża a  stamtąd do mieszkania był już rzut beretem :)

I tak oto udało się wykręcić pierwszą setę w 2016 roku :)





Dane wyjazdu:
19.60 km 0.00 km teren
01:10 h 16.80 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:165 m
Kalorie: 388 kcal

Santa Muerte con Bielsko

Niedziela, 2 listopada 2014 · dodano: 21.06.2015 | Komentarze 4

Tym razem coś innego, coś w czym brałem po raz pierwszy udział czyli zmasowana, tematyczna  jazda po BB :). Pomysł wydawał się ciekawy więc postanowiłem uczestniczyć w tym jakże "śmiertelnym przedsięwzięciu" ;). Z góry wiedziałem, że nie będzie to ostra jazda a tylko przejazd ulicami Bielska lecz czasami trza się trochę uspołecznić:D . Na dzień dobry zostałem wymazany farbą i wióra na miasto. Biekerów zjechało się mnóstwo i to nie tylko z Bielska lecz nawet z Katowic i innych śląskich miast.  Planowo mieliśmy się trzymać wszyscy w kupie lecz taki peleton  ciężko okiełznać zważywszy, że...przepisów ruchu drogowego nie przestrzegaliśmy...Tak więc nagminne było przejeżdżanie na czerwonym świetle itp, oczywiście w granicach, jakkolwiek to brzmi, rozsądku ;). Impreza fajna, sporo śmiechu, sporo nowo poznanych  osób choć teraz bym ich zapewne nie rozpoznał - haha z "czystą" twarzą ma się rozumieć.

P.S. Fotony zapożyczone bo moje były kiepskiej jakości...


Zbiorowo :)





To sem ja ;)


Zarys trasy tak pi razy oko ;)



Dane wyjazdu:
81.82 km 0.00 km teren
03:04 h 26.68 km/h:
Maks. pr.:64.55 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:968 m
Kalorie: 2632 kcal

Szosing wieczorową porą

Wtorek, 21 października 2014 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 3

A tak jakoś mnie po robocie wzięło na kręcenie...:). W zasadzie to chciałem przetestować nowy nabytek czyli przednią lampkę :). Z racji, że slicki już miałem założone, padło na szosę. A że jakieś metry w pionie musiały być, wybrałem Salmopol. Oczywiście jak wyjeżdżałem to temperatura była w granicach 15 stopni C. więc ubrałem się się na letniaka...W Szczyrku było już 10 a czym bliżej Salmopolu tym chłodniej. Na przełęczy już tylko 6,5 st.C. Jednak kręcąc pod gorę chodu jakoś się zbytnio nie odczuwało - nóżka podawała jak należy :). A sama lampka? Bomba!!! Przy takim oświetleniu to można jeździć - na ful mocy jak w dzień :). Na przełęczy szybka decyzja - jadę do Wisły :). Oj przypizgało mi na zjeździe nieźle...Trza było ostro przez Wisłę kręcić by się rozgrzać :). W Ustroniu temperatura podskoczyła już do 12 st.C więc było znośnie. Wyjątkowo nie pokręciłem w stronę Górek lecz na Skoczów - chciałem sprawdzić czy da się jakoś przejechać omijając 2-pas. Nawet się całkiem udało lecz z 500 metrów trza było jechać dwupasmówką. Hehe dzięki bogu ruch był znikomy. Szybki przejazd przez Skoczów i wióra starą drogą na Bielsko.







Ustroń nocą :)



Route 3 076 252 - powered by www.bikemap.net


Dane wyjazdu:
212.75 km 0.00 km teren
08:26 h 25.23 km/h:
Maks. pr.:70.13 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2326 m
Kalorie: kcal

Tour de Babia - Koszarawa Edition 2014

Niedziela, 19 października 2014 · dodano: 20.10.2014 | Komentarze 7

Teraz to już przegiąłem na maxa - wrzucam wpisa nie zachowując chronologii...A wszystko to przez chłopaków...bo strasznie prosili :D.

W końcu przyszła pora na wspólny trip z ekipą rybnicko-jaworznicko-andrychowską :). Co prawda już jeden taki w tym roku był ale niedosyt pozostał. Tym razem na życzenie Gustava, któremu brakowało jednej gminy - Koszarawy - do zaliczenia całego województwa śląskiego. Pomysł tego tripu narodził się już wcześniej ale jakoś ciężko było się zebrać całej, albo chociaż części , ekipy Tour de Babia - Zakopane Ediotion 2013. W końcu się udało. Ba powiem więcej - to był mega spontan ponieważ decyzja zapadła w piątek a w niedzielę już kręciliśmy :). Skład był zdecydowanie okrojony w porównaniu z zeszłorocznym tripem tj. zgłosili się K4r3l, Funio i oczywiście prowodyr - Gustav. Zgadaliśmy się w Żywcu na godzinę 9. Z racji, że aktualnie stacjonuję w Bielsku umówiłem się z Gustavem - Rybnickim Terminatorem ;) -  na 8 pod Hotelem Magura w B-B. Jednak coś mu google źle pokazały i wylądował na granicy stolicy Podbeskidzia i Wilkowic. Żeby było śmieszniej to mi się też zdeka popieprzyło i zamiast jechać na spotkanie Żywiecką jechałem...Bystrzańską czyli drogą równoległą :D :D . Oj to są skutki abstynenckiej soboty :D :D. W końcu się udało spotkać i ruszyliśmy na spotkanie z K4r3lem, gdyż Funio postanowił pokrzyżować nam nieco plany i jechać na Krowiarki...Do Żywca kręciło się fajnie, średni ruch i cudnie wyglądająca mgła u podnóża Beskidu Małego. W Żywcu uzupełniliśmy zapasy w Kauflandzie i ruszyliśmy w stronę naszego celu a mianowicie ostatniej niezaliczonej gminy Gustava - Koszarawy. Tempo - hmnn spokojne...w końcu dawno się nie widzieliśmy więc było o czym gadać :). W Koszarawie szybki telefon do Funia w celu zlokalizowania jego osoby i już nieco szybszym tempem pokręciliśmy w stronę Stryszawy, gdzie miało nastąpić spotkanie.




Jest i ON - Rybnicki Terminator :)



Poranek w Żywcu.



Park maszynowy pod Kaufem ;)


Cel osiągnięty ale czy na pewno ten???


Kupa śmiechu i mnóstwo pozytywnych złośliwości czyli oficjalne powitanie Funia :D. Po tych jakże miłych chwilach ruszyliśmy na pierwszy konkretniejszy podjazd a mianowicie na Przełęcz Przysłop. Poszła gładko choć po tak długiej przerwie bez bike'a troszkę się zasapałem :D :D. Zjazd...hmnnn w moim przypadku nie może być inny a niżeli ile fabryka dała :). Po wjechaniu do Zawoi powoli
zaczęliśmy odczuwać mało motywujący "wmordęwind". Przed Krowiarkami trza było uzupełnić jeszcze zapasy bo bóg wie jakie będziemy mieć dalsze plany... :D ;D. Oj ta Pani sklepikarka....ajjjj...;). Chyba się będę tam częściej zaopatrywał :D. Przyznam się, że jeszcze nigdy nie podjeżdżałem na Krowiarki od strony Zawoi - zawsze, czyli już paru krotnie, od strony Zubrzycy. Jako że był to mój debiut nie mogło się obyć bez przygód...Dzięki bogu nie moich - Funiowi szczeliła szprycha..hmnnn dziwne bo na totalnie gładkim odcinku :/. A na Krowiarkach?? Ścisk niesamowity, ludzi jak mrówek. Udało nam się znaleźć wolną ławkę i przyszła pora na...konsumpcje świeżo co zakupionych oscypków u już jakże popularnej i lubianej Złotowłosej Oscypiarki :). Oj jak te dziewce gadało gwarą...Ajjjj ;). Po spożyciu przyszła pora na wyznaczenie dalszej trasy. W zasadzie były 3 opcje: wracać tą samą drogą ale to był z góry spalony pomysł; zjechać z Krowiarek i atakować Przełęcz Zubrzycką ale trza by było śmigać mega ruchliwą drogą do Makowa; trzecia - ostatnia - wracać przez Słowację. Szybka kalkulacja czasu i padło na najbardziej zwariowaną, czyli ostatnia :).




Gdzieś w Zawoi .


Pasmo Policy nieco zachmurzone...


Hehe miał być spontan...mnie nie wyszło :D



I to był strzał w 10-kę!!! Zaraz po wyjechaniu z lasu ukazały nam się Tatry. Widok tak piękny, że zrezygnowaliśmy ze zjazdu na rzecz fotek :). W zasadzie Taterki towarzyszyły nam aż do Bobrova na Słowacji ( ok. 25 km.). Jednak tak kolorowo do końca nie było bo w momencie ukazania się najwyższych gór Polski, zaczęło pioruńsko wiać i to cały czas w twarz. Oj sporo się przez to sił straciło ale przynajmniej nie poszło to na marne a w nogi ;). Dopiero gdzieś w okolicach Zubrohlava poczuliśmy wiatr w plecy co zaowocowało niezłą średnią. Morale wzrosły i nóżka od razu lepiej podawała :). W Glinnem zrobiliśmy sobie ostatnią wspólną przerwę na uzupełnienie kalorii. Jak zawsze kupa śmiechu i ostrych żarcików, hehe nie koniecznie skierowanych do nas samych - biednej kobiecinie sprzedającej miody się zdeczka dostało ;). Za Glinnym w stronę Żywca też się nie oszczędzaliśmy - średnia grubo ponad 35 km/h.




Pierwszy "wiuu" na Taterki :)






Ci co byli wówczas na Babiczce za piknych widoków nie mieli...




Ultrakolarz czyli Rybnicki Terminator Gustav :)


Piękna prostka...szkoda, że pod wiatr...


Tatry, łowiecki czyli jest piknie ;)


Ostatni popas...



W Żywcu przyszedł czas pożegnań - Funio z K4r3lem pokręcili na Tresną a ja z Gustavem do Bielska. Strasznie żałowałem, że nie zabrałem ze sobą przedniej lampki bo można było śmiało jechać wspólnie do Międzybrodzia, gdzie odbilibyśmy z Sebą na Przegibek.
Jednak kto się spodziewał takiej trasy...:D .Planowałem nie jechać główną droga, gdyż spodziewałem się dużego ruchu. Ruchu nie było, był gigantyczny korek, który nam jak najbardziej sprzyjał - samochody stały a my jechaliśmy :). W Bielsku Gustav zakupił ostatnie jedzenie, ja skoczyłem na mieszkanie po lampkę i ruszyliśmy w stronę Jaworza - hehe chciałem dokręcić do 2-stu a przy okazji kawałek odprowadzić Sebę :). Oj nóżka mi wtedy słabo podawała, brak było paliwa albo jak to nazywa Gustav "wyngla" :D. W Jaworzu się pożegnaliśmy a ja żeby nie wracać tą samą drogą pojechałem przez Jaworze Nałęże i centrum . Hehe zawsze to coś innego i parę metrów w pionie :D. Jak tradycja nakazywała trza było jeszcze zaliczyć bielską promenadę i stary rynek, gdzie nie omieszkałem wszamać kebaba, gdyż cały dzień byłem na suchym prowiancie :).

I tak oto tym sposobem miał być wspólny, krótki wypad członków TdB - ZE a wyszło Tour de Babia :).
Mega spontan - mega fun - mega ekipa - mega trip. Dzięki chłopaki za super spędzony czas i ...te skromne 200 kilometrów. Do następnego!!!! :)


Route 2 833 571 - powered by www.bikemap.net