Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Śląsko-Morawski

Dystans całkowity:208.02 km (w terenie 76.00 km; 36.53%)
Czas w ruchu:11:11
Średnia prędkość:18.60 km/h
Maksymalna prędkość:70.40 km/h
Suma podjazdów:2960 m
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:208.02 km i 11h 11m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Podsumowanie Bike Sezonu 2013.

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 06.01.2014 | Komentarze 4

Przyszedł czas na rozliczenie się z ubiegłym sezonem/rokiem :). Tytułem wstępu powiem, że był to rok zdecydowanie lepszy od 2012 i to w zasadzie pod każdym względem. Podobnie jak w 2012-tym miałem jakieś cele, tak też rok 2013 przyniósł nowe, bardziej ambitne, które w większy lub mniejszy sposób zostały zrealizowane.

A jakie to miałem plany na sezon 2013?? Już podaję:
1. Wykręcić dużo więcej kilometrów niż w zeszłym roku :).
2. Pokusić się o pobicie dotychczasowych rekordów prędkości i dystansu dziennego.
3. Poznać nowe rejony.
4. Wziąć udziału w jakimś Maratonie - w końcu :D .
5. Przejść w końcu na SPD.
6. Zrobić jakiegoś kilkudniowego tripa.
7. W dalszym ciągu realizować plan zdobycia wszystkich najwyższych szczytów pasm Beskidów jak również okrążenie zaległych pasm  Beskidów.

No to zaczynamy rozliczenie się z planów/celów na rok 2013 ;)

Ad. 1.
Patrząc na statystyki dużo pisać nie trzeba :D. Poprawiłem swój roczny dystans o 50% więc chyba źle nie ma :D. W tym sezonie jeździłem zdecydowanie więcej i częściej. W dużej mierze przyczyniła się do tego praca jaką miałem -  początkowo jej brak a później dużo wolnego w środku tygodnia - no bo o zaostrzającej się CYKLOZIE nie wspomnę ;).  Niestety częsta praca w weekendy odbiła się na teamowych ( bbRiderZ ) wypadach ale za to nadrabiałem w tygodniu na samotnych tripach.

Ad. 2.
Tym razem to już zaszalałem :D. Może w przypadku rekordu prędkości szału nie było bo mój Vmax poprawiłem raptem o 1,5 km/h ( 79,5 km/h.) ale za to dystans dzienny pobiłem i to zdecydowanie :). W zasadzie długich wyjazdów w tamtym roku było sporo, bo aż 19-krotnie przekraczałem liczbę 100 kilometrów. Zaczęło się od szosowego tripu do Krakowa ( plan narodził się w trakcie sezonu ), następnie integracją z Częstochową a dokładnie ze Skowronkami ( oj to był piękny trip, który o mały włos nie skończył by się karetką  - mega odcięcie, spora utrata świadomości ), a później to był już prze epicki wypad do Zakopanego ( Tour de Babia - Zakopane Edition ) z ekipą z Jaworzna, Cieszyna, Rybnika, Bielska, Andrychowa i Grzechyni. Pobiłem wtedy swoją życiówkę - 270 km.  Przyznam się bez bicia, była to najlepsza szosowa wyprawa 2013 roku - genialna ekipa, trasa i atmosfera. Oby takich więcej w 2014 roku. A już wiem, że w planach są kolejne :).


Częstochowskie Krowiarki - Dzięki Daria i Rafał za wspólny trip :)


Epickie Tour de Babia - Zakopane Edition!! Zgraja maniakalnych Bikerów ( niestety bez Waldka, który opuścił nas przed Zakopcem ).

Drugi raz przekroczyłem magiczną liczbę 200-tu km. na nota bene terenowej wyprawię na Lysą Horę. Nie no stricte terenowy trip to nie był :D bo było sporo asfaltowych dojazdówek. Była to bardzo fajna wycieczka, poznało się nowe tereny, mam tu na myśli czeskie górki ;). Wisienką na trocie była moja udana próba przekroczenia, zdawało by się kosmicznej liczby, 300-tu kilometrów na raz. Hehe w zasadzie 270 kilometrów z TdB -ZE by mi w zupełności wystarczyło tylko pewien człek, biker z Rybnika, niejaki Gustav wszedł mi na ambicje i musiałem wykręcić coś wielkiego - tak to jest jak się czyta o wyczynach Rybnickiego Terminatora :). Udało mi się wykręcić prawie 344 kilometrów w ciągu 19 godzin z czego 14 w siodle ale nie po byle asfaltach tylko po całkiem niezłych górkach i co ciekawe nie w lecie jak dzień jest długi tylko w październiku :). Nie obyło się bez kryzysów, bez chwil zwątpienia ale radość po przyjeździe do domu była ogromna. Wtedy uświadomiłem sobie, że jeśli się czegoś bardzo chce można tego dokonać :).


Tymbark - w trakcie pobijania życiówki :).

Ad.3.
No tego się trochę poznało :). Byłem łohoho w wielu, wielu miejscach, miejscowościach, górach. Kurcze od czego tu zacząć, hehe najlepiej od początku. No to może w wielkim skróci powiem tak: zawiało mnie do Czech parokrotnie ( m.in. Terlicko, Karvina ), byłem w Zakopanem, Limanowej, Myślenicach, Krościenku nad Dunajcem, Nowym Targu, Krakowie, Rajczy, troszkę pokręciłem po Słowacji - Namestowo. Ogólnie rzecz ujmując zwiedziłem kawał Małopolski, troszkę Czech i Słowacji i przejechałem parę nowych gmin Żywiecczyzny. Niestety Śląsk sobie w tamtym roku odpuściłem ale myślę, że w obecnym nadrobię ;).     

Ad.4.
No tego jedynego elementu zeszłorocznego planu nie udało mi się zrealizować. Powody w zasadzie były dwa: brak funduszy i częsta praca w weekendy. No niestety przyszło mi pracować za żenujące pieniądze i to jeszcze bardzo często w weekendy. Co tu dużo pisać - trzeba będzie z nawiązką zrealizować ten element w tym roku :).

Ad.5.
W końcu!!! Po tylu latach bycia upartym i nie do końca przekonanym, przesiadłem się na SPD :). Oczywiście nie na początku roku tylko...w połowie :). Stwierdziłem, że raz kozie śmierć i na pierwszy wypad w SPD-kach zafundowałem sobie tripa do Czech. Hehe udało się bez gleby :). Jednak w teren szybko nie wjechałem bo dopiero po miesiącu - wolałem wtłoczyć do mózgu kwestię wpinania i wypinania. Po wjechaniu w teren zauważyłem kolosalną różnicę - górki, które do tej pory były nie podjeżdżalne, zrobiły się nagle płaskie :). Powiem tak - głupi byłem, że tak późno przesiadłem się na ten system ale mądry Polak po szkodzie :D.

Ad.6.
Taaaak :). A było coś takiego :) ( Beskid Żywiecki Expedition ). Udało mi się zrealizować ten cel podczas urlopu i powiem, że to był chyba najlepszy urlop w moim życiu. Choć wyprawa nie trwała długo, bo zaledwie 3 dni ale prawie cały Beskid Żywiecki został zorany przez mnie.  Epicka wyprawa, genialna pogoda, walka z samym sobą, super tereny, hektolitry wylanego potu i niezapomniana frajda - tak mógłbym krótko opisać ten trip. Po BŻE już wiem co warto zabierać na wyprawy więc na kolejne pojadę zapewne z dość mocno okrojonym plecakiem.  W nowym roku też mam w planie kilkudniowe wypady, już pomału rodzą mi się w głowie nowe eskapady choć jak znam życie, będą to spontaniczne akcje :) . Jak Bozia da pieniążki i zdrowie to i może powrócę do Chorwacji by trochę zorać tamtejszych ziem ;).


Beskid Żywiecki Expedition 2013 - pierwsza wyprawa kilkudniowa.

Ad.6.
Do kolejnych okrążonych Pasm Beskidów mogę dodać Beskid Wyspowy, Makowski i Gorce. Choć powiem szczerze, że zrobiłem to na raz podczas bicia życiówki i nie do końca było to pełne okrążenie pasma/pasm ale myślę, że można to pod to podpisać :). Niestety żadnego nowego szczytu z Korony Gór Polski nie zaliczyłem. Myślę, że w tym roku uda mi się tego dokonać podczas jakiś wypraw rowerowych bo niestety kolejne szczyty są już za daleko, żeby dojeżdżać do nich rowerem...

Do swoich osiągnięć 2013 roku mogę m.in. zaliczyć pobicie życiówki,  wjechanie na Pilsko i Babią Górę podczas jednego dnia ( zero dojazdówek autem ), zimowe zdobycie Skrzycznego. Porażek jakiś takich większych nie było, hehe były tylko 2 urwane haki  ale to bardziej straty :).

Poza tym był to bardzo udany rok. Poznałem mnóstwo zakręconych rowerowo ludzi ( ekipa z Częstochowy - Skowronki; z Jaworzna - Funio, Janusz507, Piofci, Majorus, Kovval; z Cieszyna - Daniel3ttt [ Cieszyński Terminator ], Marek87, Qwertysun; z Rybnika- Gustav [ Rybnicki Terminator ]; z Grzechyni - Tlenek; z Rzeszowa - Sebol; i z Bielska - Marzen, Pawelp7 ). Ponadto spędziłem miłe chwile kręcąc razem ze bbRiderZ'ami podczas temowych wypadów ( Leskowiec, Lysa Hora, Filipka itd.). No co tu dużo pisać - to był bardzo dobry rok!!!

A na koniec pozwolę sobie zrobić mały TOP 2013 :) :
  • najlepszy trip szosowy - ex aequo Tour de Babia - Zakopane Edition 2013 i Pierwsze 300 km;
  • najlepszy trip terenowy - samotnie  - ex aequo Beskid Żywiecki Ęxpedition i Pilsko-Babia Expedition,
  • najlepszy trip terenowy w towarzystwie - Filipka z finałem na Skrzycznem;
Na razie tylko tyle kategorii ale z biegiem lat pewnie pojawi się więcej!!!

Na koniec dziekuję wszystkim za mile spędzone chwile, za wspólne wypady/tripy i mam nadzieję, że nikomu nie zalazłem za skórę ;).
W nowym roku życzę wszystkim żeby nóżka zawsze podawała, żeby obyło się bez kontuzji, poważniejszych awarii, żeby nowy rok był jeszcze lepszy niż poprzedni!!!
Do zobaczenia gdzieś na beskidzkich i nie tylko szlakach :).  





Dane wyjazdu:
208.02 km 76.00 km teren
11:11 h 18.60 km/h:
Maks. pr.:70.40 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2960 m
Kalorie: kcal

Lysa Hora Expedition 2013 - teamowo :)

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 08.10.2013 | Komentarze 4

...W końcu trzeba się zabrać za zaległe wpisy...

Na wstępie powiem, że dokładnego opisu trasy nie będzie ( mam na myśli kolorów szlaków ) ponieważ mam jakieś takie dziwne usposobienie, że jeśli ja nie planuję/buduję trasy to nie zwracam na nią dokładnej uwagi w trakcie. Po prostu jadę za resztą :). Czy to jest dobre czy złe to nie mnie oceniać - tak już mam. Wyjątkiem jest tylko sytuacja, gdy w trakcie dokonujemy wspólnych zmian. Ale aż tak strasznie nie będzie :D. Coś tam pamiętam ;). Aaaa dokładny opis trasy zamieścił na swoim bikelogu Marek ( opis ).

To może zacznę od początku...:). Podczas mojego symulowanego L4 ( próba zmiany pracy ) ktoś ( nie pamiętam już kto ) z ekipy bbRiderZ wpadł na szatański pomysł tripu na najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego tj. Lysej Hory (1324 m.n.p.m.). Nie ukrywam, że plan mi się bardzo spodobał: po pierwsze - planowałem powrócić po raz drugi w te rejony, a po drugie miało być jak najwięcej jazdy w terenie. Zatem zapowiadała się ciekawa wyprawa. A żeby było jeszcze piękniej, mieliśmy dodatkowo przewodnika ( Marka ), który zna te tereny jak własną kieszeń :).
Za miejsce zbiórki ustaliliśmy parking przy stadionie w Wapienicy i magiczną godzinę 7.00. Nie ukrywam, że w moim przypadku jest to dość wczesna pora, zważywszy na fakt, że do Wapienicy mam ponad godzinę kręcenia. Jednak tym razem postanowiłem się nie spóźnić :D. Hehe wyjechałem jeszcze przed wschodem słońca


Wchód słońca a ja już na bike'u :).

Niestety jakoś sobie źle obliczyłem czas dojazdu i byłem dużo za wcześnie :/. Hehe albo noga podawała za dobrze :D. Punk 7 w składzie 6 osobowym ruszyliśmy na w stronę Ustronia. W Jaworzu dołączył do nas Marek i tak oto w pełnym składzie pokręciliśmy w stronę granicy. Po drodze oczywiście sporo rozmów, śmiechów i wspomnień z poprzednich tripów. Kręciło się wybornie :). Nie omieszkaliśmy oczywiście zaliczyć...(patrz tabliczka niżej ) ;).







Jak wiadomo owa trasa górska to klasyczna bułka z masłem - hehe szlak chyba dla emerytów bo nic trudnego tam nie było :). Po przejechaniu przez granice moja orientacja w terenie się totalnie straciła. Jeszcze okolice Nydka w miarę kojarzyłem ale dalej to już totalna czarna dziura. Dzięki bogu mieliśmy przewodnika, który dzielnie nas prowadził po czeskich drogach, szlakach :).






Dla takich panoram warto jechać tak daleko - Pasmo Stożka i Czantorii.

Co mnie bardzo zaintrygowało to czeskie szlaki są idealnie przystosowane dla bikerów - szerokie szutrowe ścieżki/drogi. Z jednej strony fajnie bo nie trzeba katować się na luźnych kamieniach ale z drugiej strony na dłuższą metę robi się nudnie ;). Hehe nie no żartowałem :D. Jechało się super!! Na jednej z polan urządziliśmy sobie leśny popas - hehe mam na myśli obżarstwo ostrężynami i borówkami... w moim wykonaniu :). Dalej ruszyliśmy w stronę Ostrego, gdzie raptem zrobiliśmy sobie bardzo krótką na foto .





Podczas jednego z podjazdów na Slavice Marek zerwał łańcuch. Ekipa się trochę podzieliła - część pojechała dalej a część została i czekała aż Marek dokona serwisu swojego napędu. Hehe trzeba było trochę przycisnąć, żeby dogonić resztę :). Po drodze spotkaliśmy jednego z uczestników tegorocznego Tour de Babia - Zakopane Edition - Waldka. Jednak on wraz z kumplem nie dołączyli do naszej wesołej gromadki - postanowili jechać w przeciwną stronę. A żeby nie było tak szutrowo-asfaltowo, wjechaliśmy w trochę cięższy teren - z tego co pamiętam to był to czerwony szlak graniczny między Czechami a Słowacją. Bardzo fajny odcinek z licznymi technicznymi fragmentami.




Pomału nasz cel ukazywał się na horyzoncie.




Gdzieś na czerwonym granicznym szlaku.




Coraz bliżej...


Pomysł Piasqa na transport izo :D.


Żeby tak kolorowo nie było, to ktoś musiał złapać kapcia - tym razem padło na Grześka.






Marek ostro kręci pod górę.

Po dojechaniu do asfaltu prowadzącego na szczyt Lysej Hory podzieliliśmy się na dwie grupki: jedna wybrała wariant łatwiejszy a mianowicie uphill asfaltem, natomiast druga ( w tym ja, Piseq i Marek ) wersję terenową - czerwonym szlakiem. Mnie niestety pokończyły się zapasy picia i uphill szedł mi kiepsko. Wraz z Markiem po pierwszym przecięciu szlaku z asfaltem postanowiliśmy wjeżdżać już wersją łatwiejszą. Piaseq jednak dalej pruł terenem do góry. Przyznam się, że to był mój drugi uphill na ową górę i po raz drugi miałem przyjemność robić go w niezłym upale. Jakoś widać mam szczęście :D.





A na szczycie "popas" :). Upragniona przerwa na obiad :). Choć przyznam się, że na obfite porcje w tamtejszej knajpce nie ma co liczyć - zupy są podawane w w mini talerzykach/salaterkach. Jedynie co się opłacało kupić to spaghetti. Ja podczas uphillu marzyłem tylko o jednym - coca-coli. No niestety ten koncern nie
ma za dużej sprzedaży w tym raju - totalny brak produktów na półkach. Więc przyszło mi marzyć dalej o zimnej coli... Na szczycie ustawowe zdjęcie grupowe i trzeba było zjeżdżać bo czas gonił.












Grupowo - bez Piasqa bo on już zjeżdżał :)





Podczas zjazdu doszło do małego podziału - Piaseq wybrał trudny, techniczny zjazd natomiast my fajny trawers dużo łatwiejszą trasą ale za to szybszą :). Jednak rozłąka nie trwała długo bo może 15 minut :D. Później już razem leśnymi duktami zjechaliśmy do asfaltu by dalszą część trasy pokonywać po utwardzonej nawierzchni. Marek idealnie nas prowadził omijając ruchliwe drogi. Jeszcze po czeskiej stronie postanowiliśmy "ostudzić" nogi...i nie tylko :)




W Lesznej zrobiliśmy postój na uzupełnienie płynów i na pożegnanie się z naszym przewodnikiem. WIELKIE DZIĘKI MAREK!!!! Następnie spokojnym tempem ruszyliśmy w stronę Bieska. Oczywiście przewidzieliśmy fakt, że wrócimy po zmroku wiec w okolicach Jaworza trza było zainstalować oświetlenie.





Do Bielska dotarliśmy po 21-tej. Ja z racji, że byłem nieziemsko głodny postanowiłem odwiedzić jeszcze Stary Runek i wszmać kebaba. Po naładowaniu baterii ruszyłem w stronę domu by otworzyć wrota ok. godziny 22.

Reasumując: To była piękna wyprawa, wymagająca ale za bardzo przyjemna. Niestety dałem trochę ciała z zaopatrzeniem ale...mądry Polak po szkodzie :D. Wielkie dzięki Marzen i chłopaki za wspólny trip!!!! Było genialnie!!! Do następnego :)

P.S. I znowu 200 kilometrów pyknęło :). Aaa jestem mile zaskoczony ogromną liczbą spotkanych bikerów po drodze. Można by rzec, że jest ich jak mrówek :D.