Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2014

Dystans całkowity:441.62 km (w terenie 45.60 km; 10.33%)
Czas w ruchu:23:32
Średnia prędkość:18.77 km/h
Maksymalna prędkość:72.40 km/h
Suma podjazdów:6036 m
Suma kalorii:5870 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:49.07 km i 2h 36m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
31.05 km 10.00 km teren
01:59 h 15.66 km/h:
Maks. pr.:51.40 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:770 m
Kalorie: kcal

Powrotna Hrobacza i Gaiki.

Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 07.05.2014 | Komentarze 2

Po weekendzie spędzonym u rodziców trzeba było w końcu wrócić na mieszkanie. Pierwotnie miałem wyjechać rano ale jakoś mi tak zeszło, ze ostatecznie wyruszyłem po poobiedniej sjeście :). Wybitnie nie chciało mi się śmigać głównymi drogami więc postanowiłem ruszyć w stronę Międzybrodzia a tam się już coś wymyśli :). Zatem wpierw pokręciłem na Bukowiec leśną droga - jakoś lubię ten odcinek - spokój, cisza, las i mały podjeździk, który idealnie rozgrzewa :). Po zjechaniu do Porąbki, wpadł mi pomysł, żeby...Wyjechac na Hrobaczą Łąkę a później już czerwonym szlakiem na Gaiki i do Straconki. Tak też zrobiłem :). Troszkę na podjeździe dokuczał mi plecak, gdyż człek nie jest przyzwyczajony wozić ze sobą "garba" :). Na szczycie zrobiłem sobie krótką przerwę i dalej już pojechałem szlakiem. Kręciło się fajnie, bez żadnej napinki, bez pośpiechu - totalnie na luzie. 






Zjazd czerwonym do Straconki też uznam, za spokojny - "garb" nie pozwalał na nutkę szaleństwa :D. Po wjechaniu na asfalty już nic nie kombinowałem - jechałem najkrótszymi drogami.




Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
23.29 km 1.50 km teren
01:27 h 16.06 km/h:
Maks. pr.:58.70 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: kcal

Z kumplem po okolicznych asfaltach

Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 0

Hehe drugie wyjście z mroku.....Po obiadku zgadałem się z kumplem na jakieś delikatne kręcenie, gdyż on na rowerze nie siedział już łohohoho, albo...wpizdu i jeszcze trochę czasu :). Stąd też miało być nie za mocno, nie za długo, tak w sam raz na pierwszy raz ;).  Zatem zabrałem kumpla po okolicznych asfaltach. Hehe oczywiście parę podjazdów musiało być, żeby aż tak lajtowo nie było :). Zdjęć nie robiłem bo jakoś tak wyszło ;). Co tu więcej pisać- krótko, rekreacyjnie i sympatycznie :).

Ni ma fot - jest muzyczka,. Dziś lajtowo bo trip też taki był :)








Dane wyjazdu:
31.29 km 2.00 km teren
01:21 h 23.18 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:170 m
Kalorie: kcal

Na próbę i do domu.

Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 0

Co tu dużo pisać...Zwykły dojazd na próbę i jeszcze zwyklejszy powrót z niej do domu rodzinnego na obiadek ;).





Dane wyjazdu:
25.58 km 1.00 km teren
01:03 h 24.36 km/h:
Maks. pr.:59.10 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: kcal

Urodzinowo-szwagrowo ;)

Piątek, 28 marca 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 2

Trasa mało ambitna, rzekłbym zwykła dojazdówka :). No bo po co jeździć autem po mieście jak pewne sprawy można załatwić na rowerze. A jakie to sprawy...różniaste :D. W pierwszej kolejności udałem się do Piasqa po kłódkę rowerową- swoją zostawiłem w Czańcu a strach zostawiać bike'a pod sklepem, szczególnie jak się do niego troszkę dołożyło. Po krótkiej wizycie udałem się do Makro bo była tam fajna promocja na Jack'a Daniel's'a. Jechałem tam głównymi drogami bo czas  gonił. Jak się okazało popitoliły mi się daty i Jacek był w troszkę wyższej cenie ;) - kupiłem czarnego Jasia Wędrowniczka :). A później wióra do Jasienicy z flachą złożyć szwagrowi zaległe życzenia. Tym razem wybrałem inną trasę, troszkę tak na czuja. Udało się - dojechałem całkiem sprawnie a przy okazji poznałem nowe rejony ;). Powrót głównymi drogami, gdyż robiło się już zimno a ja za ciepło ubrany nie byłem :).

Nima zdjęć - jest muzyczka. Tym razem...Opeth ;).





Route 2 577 134 - powered by www.bikemap.net


Dane wyjazdu:
114.10 km 31.00 km teren
06:58 h 16.38 km/h:
Maks. pr.:72.40 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2200 m
Kalorie: kcal

Oranie Beskidu Małego.

Sobota, 22 marca 2014 · dodano: 23.04.2014 | Komentarze 3

I znowu ten Beskid Mały!!! Jakie znowu :) ?. Beskid Mały jest tak piękny, ze nigdy się nie nudzi :). I co z tego, że mieszkam w Bielsku, że Beskid Śląski mam pod nosem ale jakoś to nie to samo co BM :) Przyznam się bez bicia- tereny Szyndzielni, Błatniej mnie totalnie nie kręcą...Jedynie co to okolice Skrzycznego czy Baraniej Góry ale to sobie zostawię na później :).
Zatem ruszyłem w moje rodzinne tereny, przypomnieć sobie szlaki a dokładnie jeden - żółty biegnący przez Wapienicę ( nie mylić z tą dzielnicą Bielska ), Kokocznik, Bliźniaki, Łysą Góre ( hehe nie tą w Czechach ) i Iłowiec. Nota bene jest to nawet szlak opisywany w jakimś starym Bikeboard'ie czy innym branżowym czasopiśmie :). Oczywiście do szlaku trzeba było jakoś dojechać - ja wybrałem najszybszą rowerowa drogę czyli asfaltami do Andrychowa. A stamtąd już klasycznie kawałek zielonym przez Pańską Górę, by w końcu wbić się na główny cel a mianowicie żółty szlak :). 




Na zielonym :). Genialny odcinek prowadzący przez niewielkie wzniesienia ( Czuby i Kobylice ) ale dający ogromną frajdę.



Początek żółtego może i za ciekawy nie jest - jedzie się szeroką leśną drogą lekko pod górkę. Ale za to Kokocznikiem zaczyna się fajny., choć krótki singielek, na którym zawsze jakoś boję się przycisnąć - mnóstwo liści i jedna wielka niewiadoma co pod nimi jest ;). AAAAAAAaaaaaaaa zapomniał bym!!! To był wielki test nowych hampli SLX i amora Rock Shox Recon Gold TK. Przyznam się bez bicia - BAJKA!!!!! Ale do rzeczy...:). Po singielku krótki przejazd asfaltem i znowu wjechałem w teren,. No niestety miałem teraz przed sobą najgorszy odcinek całego żółtego szlaku - krótki wypych pod szczytem Bliźniaków. No niestety jeszcze nie obczaiłem jak go można objechać ale wszystko przede mną :).




Tuż pod Bliźniakami :)



Troszkę się trzeba było napocić podczas ataku na Bliźniaki ale to co było za nimi wszytko rekompensowało - fajna , szeroka, szutrowa ścieżka, ze sporą ilością chopek i genialnym "floł" ;). Hehe za to właśnie lubię ten szlak!! Za Przełączą  Panczakiewicza  jechało sięrz pod górkę a raz z ale cały czas ta samą genialną ścieżką. Zabawa była przednia!!! Idealne miejsce na treningi.





Zdjęć mało z tego momentu bo po pierwsze nie oddawały by klimatu a po drugie żal było zsiadać z bike'a.






Mimo, że owy szlak ma może niespełna 10 kilometrów ale kreci się na nim genialnie, jest dośc mocno urozmaicony, nie ma typowej beskidzkiej rąbanki, po prostu sama rozkosz :). Po zjechaniu ze szlaku postanowiłem uzupełnić baterię bo czekał przede mną długi, 6 kilometrowy uphill pod schronisko na Leskowcu ( być w okolicy i nie zaliczyć Leskowca toż to hańba ). Co ciekawe po posiłku uszło ze mnie życie, totalny brak powera :(. I jak tu jechać dalej?? No cóż trzeba było się wziąć za siebie i próbować jakoś kręcić pod górę. Oj nóżka jednak nie podawała...zaczęły mnie skurcze łapać....masakra jakaś!!. Tempo miałem prze tragiczne, dopiero kawałek przed szczytem, w okolicach skałki wspinaczkowej, energia powróciła, choć nie do końca... W schronisku obowiązkowo trzeba było coś wszamać - padło na żurek. Pychota!!!! Co jak co ale tam potrawy mają genialne!! Po podładowaniu baterii ruszyłem na szczyt Leskowca a później dalej czerwonym szlakiem w stronę Łamanej Skały. Tam to był prawdziwy test amora :). Heheh przyznam się bez bicia - jeszcze nigdy tak szybko tego odcinka nie pokonałem - amor sprawdzał się wyśmienicie, wybierał wszytko. eszcze nigdy tak pewnie nie czułem się na rowerze. Na Anuli postanowiłem odbić w lewo na zielony szlak by nacieszyć się jeszcze terenem :). Tam już troszkę zwolniłem, gdyż odczuwałem już lekkie zmęczenie i koncentracja nie była już ta sama. A zielony jak zielony - zawsze daję dużo frajdy. Przed Gibasami postanowiłem srawdzić jedną ścieżkę- miał to być taki ala skrót. Hehe no może odległość była mniejsza ale to co zastałem na tamtej ścieżce, zdeczka mnie zskoczyło i to negatywnie. Na drodze leżało mnóstwo powalonych drzew , nie dało się kompletnie przejechać, nie mówiąc już o obejściu tworów. Z jednym połamańcem męczyłem się 20 minut - masakra...






I jak tu przejechać?????


Babia widziana z Gibasów
.



Na Łysinie postanowiłem zjechać na asfalty kultowym podjazdem ;). No nie powiem zjeżdżało się przednie, w drugą stronę też pewnie było by fajnie :). Rozmyślałem jakby tu wrócić do Bielska - padło na klasyk klasyków czyli wzdłuż Jeziora Żywieckiego od strony Zarzecza. Jednak tym razem odpuściłem sobie odcinek pod górami od Łodygowic do Wilkowic - wybrałem płaską opcję przez Kalną, Buczkowice.
Trip uznaję za jak najbardziej udany, obyło się bez awarii, przygód a co najważniejsze zabawa była przednia :)







Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
63.90 km 0.10 km teren
02:41 h 23.81 km/h:
Maks. pr.:65.70 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1083 m
Kalorie: 2068 kcal

Nocne Bielskie Koło.

Wtorek, 18 marca 2014 · dodano: 14.04.2014 | Komentarze 1

Weekend był stricte a-rowerowy więc trzeba było coś pokręcić w tygodniu :). Z racji, że już troszkę pomieszkiwałem w Bielsku, postanowiłem się wybrać na nocne kręcenie z fejsbuchową grupą Bielskie Koło :). Jak zawsze bielska ekipa ustawiła się przy Reksiu  o godzinie 20-tej. Byłem za 5 a tu kupa - nikogo nie ma!! Pomyślałem : kurcze albo się spóźniłem i już pojechali, albo w zwyczaju mają bikerzy się spóźniać. Hehe dzięki bogu to drugie :). Szybkie przywitanie, uzupełnienie zapasów w Biedronie i ruszyliśmy 6-osobowym peletonem na Przegibek. Chłopaki to miały tempo, aż się przestraszyłem na wstępie...Oczywiście na serpentynach zdrowo mnie odstawili w tyle :). No cóż na podjazdach ( asfaltowych ) jakoś nigdy nie byłem dobry... Po szybkim uphillu nastał szatański downhill - hehe dzięki bogu chłopaki miały niezłe jarzeniówy i dało się mknąć w dół. Z Międzybrodzia ruszyliśmy w stronę Zapory w Tresnej a później prawą stroną jeziora do Łodygowic. Tam też spaprała się pogoda -zaczęło mżyć. Co prawda zapowiadali opady ale jakoś nie chciało mi się w nie wierzyć... No niestety prognozy się sprawdziły i od Bystrej jechaliśmy już w niezłej ulewie...Oczywiście ja nie miałem nic przeciwdeszczowego....



 


Dolało mi wybitnie...Jadąc nową, jeszcze nieotwartą obwodnicą, kląłem jak szewc bo wyjątkowo nie lubię jak mi przemokną buty...Koło Gemini rozdzieliliśmy się i każdy pomknął w swoją stronę...hehe oczywiście ja miałem najdalej..bo do Jasienicy...  Przyznam się bez bicia - nie miałem na sobie ani milimetra suchej powierzchni. Po przekroczeniu progu musiałem z siebie zrzucić łachy bo przejście przez dom groziło zalaniem go ;)







Dane wyjazdu:
31.20 km 0.00 km teren
01:54 h 16.42 km/h:
Maks. pr.:61.40 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:355 m
Kalorie: 797 kcal

Miejskie kilometry z Ballantyną w tle ;)

Piątek, 14 marca 2014 · dodano: 10.04.2014 | Komentarze 3

Jazda totalnie bez pomysłu...jakoś na nic nie mogłem się zdecydować....W teren za późno ( po 16-tej ), szosa??? Hmnn też jakoś nie tak. W końcu pokręciłem przed siebie, w stronę centrum BB. Jako że aktualnie stacjonowałem w Jasienicy, czasu miałem dość na przemyślenia i wyznaczenie jakiegoś celu. Klasycznie trzeba było się "polansować" na bielskim lotnisku :). Tam wpadł mi do głowy pomysł, żeby zaliczyć Przegibek. Jak pomyślałem, tak ruszyłem w stronę przełęczy. Heheh "pech" chciał, że po drodze spotkałem starą znajomą no i zaczęło się....:D. Z planu nici, Przegibek musiał poczekać :). Oczywiście się dość mocno zagadałem i ni stąd, ni zowąd  zrobiło się ciemno :). Ale tak to jest jak się spotyka dawno nie widzianą funfelę z dawnej pracy :).  Jakoś mrok mi zbytnio nie przeszkadzał ale zimno dawało coraz bardziej we znaki więc postanowiłem powrócić do Jasienicy. Po drodze złapałem jeszcze smaka na Ballantynę ( czyt. Ballantine's ) więc trzeba było się zatrzymać na starym rynku na szklaneczkę pysznego trunku :). Powrót już tym razem głównymi drogami.


Skoro nie ma zdjęć to musi być musik ;)









Dane wyjazdu:
99.00 km 0.00 km teren
04:18 h 23.02 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:878 m
Kalorie: 3005 kcal

Szosowa Karvina

Niedziela, 9 marca 2014 · dodano: 09.04.2014 | Komentarze 8

Jeden hampel, brak amora, założone slicki.. czyli musi być szosa ;-)
Tym razem jakoś wybitnie późno się zabrałem za kręcenie ( okolice południa )...wiadomo sobotnie wieczory bywają ciężkie ;). Jeszcze rano, zajadając śniadanie ugadałem się z Michałem na wspólne pedałowanie. Co ciekawe gościa w ogóle nie widziałem/znałem ale należał do naszej bielskiej grupy riderz'ów więc postanowiłem zaryzykowac. Najlepsze było jego zdziwienie jak dojechał na miejsce spotkania ( Rancho pod Strusiem koło lotniska ) i zobaczył mnie na oslickowanym góralu - biker myślał, że ja też śmigam na szosie....a tu taka niespodzianka :D. No cóż...życie :D. Tym razem postanowiliśmy uderzyć w stronę Cieszyna i jak bozia da to pokręcić troszkę po Czechach. Ja proponowałem kręcić bocznymi drogami lecz Michał zasugerował, że lepiej będzie do Cieszyna dojechać starą drogą a w zamian zaliczyć parę kilometrów u naszych południowych sąsiadów. Tak też zrobiliśmy!. Do samego Cieszyna jechało się wybornie, nożka podawała a do tego świeciło słoneczko. No czegóż można więcej chcieć?? :). Tak elegancko się pedałowało, że kompletnie zapomniałem o foceniu....W cieszyńskim Kauflandzie uzupełniliśmy  zapasy i ruszyliśmy w stronę Olzy. No niestety chwilę po przekroczeniu granicy, Michał zorientował się, że zapomniał spod sklepu zabrać bidon...Wróciliśmy się ale fanta już nie było. Nasuwa się pytanie: po jakiego czorta komuś bidon?? Nota bene używany i za parę groszy ( nie był nawet markowy tylko jakiś paść z Lidla...) . No cóż głupota ludzka nie zna granic....Ruszyliśmy w stronę Karviny drogą nr 67.  Była to "główna" droga ale ku zdziwieniu jechała nią garstka samochodów stąd też kręciło się wyśmienicie.


gdzieś w Karvinie...



W samej Karvinie nie zatrzymywaliśmy się na dłużej, krótka przerwa na banana, łyk izo i pokręciliśmy w stronę starego przejścia granicznego w Kończycach. Co ciekawe już kiedyś chciałem przekroczyć tam granicę, wracając też właśnie z Karviny ale pomyliły mi się drogi i wyjechałem w Kaczycach... W zasadzie od Karviny do granicy prowadził Michał, gdyż on  te tereny znał lepiej ale za nią role się wyrównały - hehe jakoś nie zapomniałem dróg w ciągu roku :). No niestety po wjechaniu do Polski już tak wesoło nie było - cały czas pod wiatr!!! Szybko człek opadał z sił,  morale spadały z kilometra na kilometr. Do tego Michał został poinformowany, że musi szybko wracać do domu więc można było zapomnieć o odpoczynkach.







Ja nie wytrzymałem i w Ligocie musiałem się zatrzymać coś wszamać bo brakowało powera. W Mazańcowicach pożegnaliśmy się i każdy pokręcił w swoją stronę. Ja troszkę podładowany postanowiłem jeszcze zaliczyć na sam koniec Trzy Lipki. Oj przyznam, że jazda pod wiatr wyssała ze mnie sporo energii i  co najciekawsze to w bardzo szybkim czasie ale i tak to był pikuś w porównaniu do zeszłorocznego tripu na Baranią Górę, gdzie jadąc prostą drogą z Żywca do Węgierskiej Górki, szczytem marzeń było osiągnięcie prędkości 22 km/h. Wiało tak nie miłosiernie w fację, że miałem ochotę zawrócić :)

P.S. Mało fotek ale za to dużo jazdy  - uroki jazdy z kimś ;)






Dane wyjazdu:
22.21 km 0.00 km teren
01:51 h 12.01 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:200 m
Kalorie: kcal

Plątanina po mieście...

Sobota, 8 marca 2014 · dodano: 04.04.2014 | Komentarze 0

Jazda w zasadzie bez jakiegoś ambitnego celu. Wpierw zapoznawałem się z okolica ( hehe zostałem mieszczuchem - przeprowadziłem się do Bielska ) a później pojechałem do kumpla w celu wycentrowania tylnego koła. Rawka była już w masakrycznym stanie, poza tym jedna szprychą rażąco mi się poluzowała...Bez pomysłu więc bez rewelacji...Nawet zapomniałem spisać sobie dokładnych danych z licznika a navime pokazywało mi straszne głupoty stąd też statystyki dość ubogie...