Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:736.39 km (w terenie 49.70 km; 6.75%)
Czas w ruchu:33:53
Średnia prędkość:21.73 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:8420 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:105.20 km i 4h 50m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
94.28 km 0.50 km teren
03:50 h 24.59 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1170 m
Kalorie: kcal

"Lajtowy" spontan ;)

Wtorek, 28 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 3

Miało być w tym tygodniu rasowe MTB, ale już wiem, że na bank nie wyjdzie. Powód - będę się "bawił" w kanalarza :). Z tej racji trzeba było znaleźć jakiś kompromis i na szybkości zrobić jakąś trasę. A że pośpiech jest wrogiem człowieka, padło na trasę stricte asfaltową.
Wstałem po nocce, jakoś się ogarnąłem i ruszyłem w stronę Przełęczy Kocierskiej (Kocierza). Jakoś wyjątkowo sprawnie sobie z nią poradziłem :). Na "szczycie" krótka rozkmina gdzie dalej...Padło na Bielsko - ciekawe dlaczego???? (Brackie) :D. Zatem zjechałem do Kocierza Moszczanickiego, po drodze mijając dość sporą liczbę kolarzy. Nota bene byłem w szoku, że w środku tygodnia mogę kogoś tu spotkać, ale wszystkiemu była chyba winna pora (ok. godziny 17-stej). Dalej już ruszyłem w kierunku Zapory w Tresnej by przez Zarzecze, Kalną, Buczkowice dotrzeć na stary rynek w Bielsku. Myślałem żeby do Bielska dotrzeć przez Łodygowice, jadąc standardową drogą pod górami, ale jakoś mi się już ta trasa znudziła więc przejechałem na drugą stronę ul. żywieckiej - taka nieświadoma próba przypomnienia sobie czasów jak się mieszkało w Bielsku.

Widoczek na Jezioro Żywieckie i Beskid Śląski © jakubiszon


Jezioro Żywieckie - widok z zapory w Tresnej. © jakubiszon


Oczywiście nie muszę mówić po co jechałem na stary rynek :D. Dalej, jak ostatnia tradycja nakazuje, popedałowałem na Przegibek. No niestety jakoś sobie źle rozplanowałem czas i zjeżdżałem z przełęczy w półmroku. Wiadomo w lesie zawsze ciemniej :) , a ja oczywiście bez żadnego oświetlenia :/. Oj dobrze, że żadnych pałkarzy nie spotkałem bo na bank skończyłoby się to mandatem.

P.S. Zauważyłem, że ostatnio mam jakiś problem z krótkimi trasami.... Hmnn ciekawe :D.



Dane wyjazdu:
211.89 km 0.20 km teren
08:18 h 25.53 km/h:
Maks. pr.:62.70 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1180 m
Kalorie: kcal

No i stało się!!!!! Pierwsze 200 km. za mną :)

Środa, 22 sierpnia 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 12

No i stało się!!! Pierwszy raz w moim (jakże długim) życiu wykręciłem ponad 200 kilometrów w jeden dzień :). Jedno z wielu postanowień tego roku w końcu spełniłem. Z racji, że było to moje pierwsze 200 km. to przy układaniu trasy nie myślałem nawet o żadnych uphillach. Trasa miała być prosta, asfaltowa i co najważniejsze płaska bo po górkach bym na pewno tego nie dokonał - przynajmniej narazie ;). Aaaa zapomniałbym - nie brałem też pod uwagę żadnych bocznych dróżek słabo oznaczonych na mapie. Powód??? Banalny - znając mnie na pewno bym się zgubił i straciłbym dużo czasu :D.
Z racji, że trasa "daleka" :D wstałem wcześnie i już po 6 rano kręciłem w stronę Zatora. Powiem szczerze - o tej porze to można śmigać!! Niewielki ruch i super świeże powietrze. Podczas przejazdu przez Babice nie omieszkałem oczywiście odwiedzić Zameku Lipowiec. Wizyta ta była krótka i zakończyła się tylko wejściem na pierwszy dziedziniec - reszta była jeszcze zamknięta. Będę musiał się tam przejechać w godzinach otwarcia bo zamek robi genialne wrażenie.


Widok na andrychowską część Beskidu Małego parę chwil po wschodzie słońca.


Poranne mgły.




Zamek Lipowiec.

Cóż mogę powiedzieć o samej jeździe??? Kręciło nie naprawdę fajnie. Pierwotnie myślałem, że trzeba będzie trochę ukręcić tempa ale jakoś się nie dało :D. Noga tak dobrze podawała, że aż żal było jej przeszkadzać :D. Widokowo, to też nie mogę narzekać. Mijałem bardzo miłe dla oka ryneczki ( Zator, Chrzanów, Bieruń , Pszczyna), widoczki i zamki. Standardowo, jak na lekarstwo było bikerów - taki urok jazdy w środku tygodnia. Nie będę się jakoś szczególnie rozpisywał nad przebiegiem samej trasy bo za bardzo nie ma o czym. Sama mapka mówi za siebie ;).


Jezioro Chechło - oj się chciało wskoczyć ale czas gonił.


Rynek w Chrzanowie.

Z takich ciekawostek to mogę powiedzieć, że za chiny ludowe nie mogłem znaleźć żadnego normalnego jedzenia na rynku w Pszczynie. Po prostu makabra!!! Nie no jedna pizzeria była (zamknięta), jakaś jedna restauracja (wyglądała na elegancką więc nawet nie wchodziłem) i jeden lokal z kebabem, a tak to same ogródki piwne.. Co dziwne, jako fan tureckiego jedzenia , kompletnie nie miałem na nie ochoty, ale z braku laku trzeba było coś wszamać by nie opaść z sił. I zamówiłem tzw. zestaw 13 :) - patrz poniżej!!!


Zestaw nr 13

Jak to cosik zobaczyłem to mnie zamurowało. Pomyślałem: ja to mam zjeść??? ...Dałem radę :D...Po raz kolejny - ja głupi - zaufałem googlemaps, a jak wiadomo one są tak precyzyjne i aktualne, że musiałem się sporo razy zatrzymywać i dokładnie analizować widok satelitarny bo zwykła google mapa nie dawała rady.







Heheh standardowo zahaczyłem o stary rynek w Bielsku i oczywiście przechyliłem w Opium kufel zimnego Brackiego. Oj jak mi tego trzeba było!! Nie ma jak zimny browarek jak się już pomalutku zbliża do 200 kilometrów. Co najlepsze dodał mi takiego powera, że jeszcze byłem się w stanie ścigać z jakimś kolesiem na szosie przez Zarzecze i Międzybrodzie Żywieckie. Niestety miałem już prawie 190 km. przejechane więc sobie odpuściłem dalsze sprinty bo mogło by się to źle skończyć.

Nie ma jak Brackie podczas tripu ;) © jakubiszon


Reasumując: trip jak najbardziej udany, cel wykonany, pogoda dopisała, choć mogło trochę siurnąć z nieba - tak dla ochłody :), a co najważniejsze aż tak mocno wyrąbany nie byłem jak się tego spodziewałem.
Wnioski: teraz trzeba zrobić co najmniej 250 km. albo zrobić 200 km, ale w górzystym terenie ;).



Dane wyjazdu:
106.90 km 1.00 km teren
04:10 h 25.66 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:820 m
Kalorie: kcal

Be like a Sunday Biker ;)

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 3

To już drugi raz w tym tygodniu przytrafiło mi się wyjechać w dzień wolny (teoretycznie) od pracy - coś anormalnego :). Rzekłbym nawet, że tym razem poczułem się jak niedzielny rowerzysta "amator" :D. Różnica w tym jest tylko taka, że mi się "przytrafiło" wykręcić setkę :D. Pomysłu na trasę w zasadzie nie miałem w ogóle. Był tylko jeden cel - jakimś sposobem wskoczyć do Bielska, niby pod pozorem zobaczenia koncertu dla emerytów, a mianowicie koncertu Francesco Napoli ( gwiazdy włoskiego disco ubiegłego wieku :D ). Prawdziwym powodem jednak było moje ulubione lane Brackie w Opium :). Opcje były dwie: albo jechać na Kocierz, Żywiec, albo uderzyć na Wilamowice, Goczałkowice. Z racji, że na Kocierzu byłem w środę, wybrałem drugą opcję. Po drugie, skoro środa była stricte uphillowa, to niedziela będzie "lajtowa" tzn. płaska.
Zatem ruszyłem w stronę Wilamowic, Brzeszcz. Jechało się bardzo przyjemnie. Noga podawała aż miło, nawet upał mi nie przeszkadzał :). Jedyni trochę silniejszy wiatr dawał się we znaki ale ogólnie śmigałem ostro. Pierwotnie planowałem zaliczyć Pszczynę, ale jazda dość mocno zatłoczoną drogą z Brzeszcz do Pszczyny (droga nr 933) nie była zbyt komfortowa więc odbiłem na miejscowość Rudołtowice. I to był bardzo dobry wybór - droga wąska, na której w ogóle nie było ruchu.


W kierunku Wilamowic.


Ciekawi widok - kopalnia a w tle Skrzyczne.


Jak ogłuchnę albo oślepnę to tam się będę leczył ;)

Skoro już odwiedziłem Goczałkowice-Zdrój, to grzechem by było nie wpadnięcie nad Zbiornik Goczałkowicki. Oczywiście jak przystało na niedzielę, na zaporze było mnóstwo ludzi, tym razem nie rowerzystów, rolkowców, a rodzinek z dziećmi i psami. Dalej sprawdzona drogą ruszyłem na Bronów i Międzyrzecze Dolne. Tam też odbiłem na Mazańcowice by wjechać na Trzy Lipki. Widoki?? Oczywiście przednie :).








Widok z Trzech Lipek na Bielsko.


Krzyż na Trzech Lipkach.

Z Trzech Lipek ruszyłem już na stary rynek w wiadomo jakim celu :). Oczywiście z racji koncertu Francesco Napoli na rynku zebrała się masa ludzi, głownie powyżej 50-go roku życia, z tej racji nawet nie myślałem oglądać koncertu tylko od razu wpadłem na napój bogów do Opium. Szczęściem w nieszczęściu było fakt, że akurat usiadłem w takim miejscu, że widziałem od tyłu fragment "widowiska". Powiem szczerze - totalnie nie moje klimaty muzyczne!!! Ale przynajmniej pośmialiśmy się z jegomościa z barmanką :D. Dalej już standardowo ruszyłem na Przegibek, by przez Międzybrodzie dotrzeć do domu. Chociaż jeden uphill musiałem zaliczyć :D.


W drodze na Przegibek.



Dane wyjazdu:
127.00 km 2.00 km teren
06:55 h 18.36 km/h:
Maks. pr.:74.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2620 m
Kalorie: kcal

Asfaltowe Podjazdy Beskidu Małego vol. 2

Środa, 15 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 4

I przyszła w końcu pora na drugie podejście do Asfaltowych Podjazdów Beskidu Małego!! Na wstępie powiem, że próba tym razem udana, choć nie obyło się beż chwil totalnej słabości. Zatem jakież to były podjazdy??
Już wymieniam (kolejność chronologiczna) :
- podjazd na Przełęcz Kocierską,
- podjazd na Przełęcz Targanicką,
- podjazd na Chrobaczą Łąkę,
- podjazd na Żar,
- podjazd na Magurkę Wilkowicką,
- podjazd na Przegibek.

Za pierwszym razem miałem inną kolejność, zaczynałem w Bielsku i co najważniejsze nie uwzględniłem wtedy Magurki Wilkowickiej. Skoro pierwsza próba zdobycia najgorszych chyba podjazdów w Beskidzie Małym się nie powiodła (kontuzja kolana) to kolejna musiała być wzbogacona - trza być ambitnym :D.
Dwa pierwsze podjazdy zrobiłem z łatwością :). Nie powiem, ale nie narzucałem sobie mocnego tempa, gdyż świadomość tylu podjazdów zmusiła mnie do, mówiąc krótko, oszczędzania się. Jeszcze nie jestem takim hardcorowcem, żeby 2620 metrów przewyższeń robić na maxa!! :).

Kocierz © jakubiszon


Słynna ławeczka na Kocierzu © jakubiszon


Przełęcz Targanicka © jakubiszon


Początek podjazdu pod Chrobaczą Łąkę © jakubiszon


Widoczek na Jezioro Międzybrodzkie © jakubiszon


Paralotniarze nad Chrobaczą Łąką © jakubiszon


Na Chrobaczej oczywiście przypomniał się mój spitolony kręgosłup, ale nie było jeszcze tragedii. Podczas przejazdu koło schroniska nie mogłem uwierzyć co lub kogo zobaczyłem :). Otóż moim oczom ukazał się k4r3l. Ależ to było pozytywne zdziwienie. Krótka pogaduszka i ruszamy wspólnie na Żar. Z racji, że Kuba miał stricte szosowe opony, to zjeżdżał wolniej, ja natomiast prułem ostro w dół :). Niestety ostatni, ni to asfaltowy, odcinek był dość mocno ubłocony więc trzeba było uważać przy zjeździe. Na domiar złego jakiś hanyski baran postanowił sobie zawrócić autem i zataranował całą drogę. O mały włos nie doszło do tragedii bo zauważyłem dziada w ostatniej chwili - miało się troszkę na budziku :). I debil zamiast szybko zawracać to patrzył się jak ja próbuję wyhamować na błotnistej nawierzchni. Wyhamowałem może metr przed debilem. Oczywiście nie obyło się bez wulgarnych wyzwisk z mojej strony!! Do dziada chyba to nie dotarło bo był w niezłym szoku...Nie ujechałem może 400 metrów i znów jacyś emeryci wyskoczyli mi zza zakrętu - dzięki bogu udało mi się ich ominąć ale łatwo nie było. Gdyby mi się to nie udało to mogłem przy prędkości 62 km/h wbić się w krzaki, a wtedy by ze mnie nić nie zostało. Tak to jest jak się wybiera trip w dni tzw. świąteczne. Dalej jechaliśmy już z Kuba razem, na przemian się wyprzedzając. Nie powiem, tempo mieliśmy ostre - w jednym momencie na prostce mieliśmy na budziku 44km/h. Na podjeździe na Żar rozdzieliliśmy się. Mi się już mózg lasował pod kaskiem więc się musiałem zatrzymać i go zdjąć. Podczas podjazdu na Żar poczułem już pierwsze symptomy zmęczenia. Na Żarze dłuższa przerwa (czyt. relacja k4r3l'a) i ruszyliśmy dalej w dół. Zjazd genialny mimo tłumów na drodze. Na moście rozdzieliliśmy się z Kubą i każdy ruszył w swoją stronę.

k4r3l pomyka przez Międzybrodzie Bialskie © jakubiszon


Widoczek z Żaru. © jakubiszon


Dalej przez Zarzecze i Łodygowice ruszyłem w stronę Podjazdu na Magurkę. A sam podjazd??? Osobista porażka!!! Powodem było już dość mocne zmęczenie organizmu. Na domiar złego zrobiłem się niemiłosiernie głodny i chyba to było powodem fatalnego wjazdu na Magurkę. Momentami musiałem się zatrzymywać co 200 metrów i odpoczywać. Podratowały mnie trochę ostrężyny rosnące przy drodze :). Na Magurce spóźniony obiad i ruszyłem dalej czerwonym szlakiem w stronę Łysej Przełęczy ( bardzo fajny zjazd). Jak tradycja nakazuje trzeba było napić się nieśmiertelnego Brackiego więc ruszyłem na Stary rynek w Bielsku :).

Podjazd na Magurkę Wilkowicką © jakubiszon


A w oddali schronisko na Magurce Wilkowickej ;) © jakubiszon


Po uzupełnieniu kalorii chmielowych ruszyłem na Przegibek, by docelowo dojechać do domu. Sam podjazd (już ten ostatni z listy) odbył się w tempie, mówiąc szczerze - nie za szybkim ;). Co ciekawe po zjechaniu do Międzybrodzia siły powróciły i dalej już mknąłem ze średnią prędkością 27km/h.

A teraz trochę statystyk prędkościowych :
- Vmax z Kocierza - 67 km/h;
- Vmax z Przełęczy Targanickiej - 65 km/h;
- Vmax z Chrobaczej Łąki - 72 km/h;
- Vmax z Żaru - 74 km/h;
- Vmax z Magurki Wilkowickiej - 62 km/h;
- Vmax z Przegibku - 68km/h.



Dane wyjazdu:
108.42 km 45.00 km teren
07:15 h 14.95 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2110 m
Kalorie: kcal

Ważniejsze szczyty Beskidu Żywieckiego ;)

Wtorek, 7 sierpnia 2012 · dodano: 16.08.2012 | Komentarze 3

....Jak zawsze mocny poślizg z wpisem- u mnie ostatnio to norma :)....

Po raz drugi powróciłem w Beskid Żywiecki z mocnym MTB. Tym razem skupiłem się na ważniejszych szczytach tego pasma, a mianowicie na Romance, Rysiance, Lipowskiej i jakże popularnej Hali Boraczej. Pierwotny zamysł na trasę i na szczyty był zgoła inny, ale z racji, że wpadł mi kiedyś, pewnego szatańskiego wieczora, harcorowy pomysł, żeby objechać cały Beskid Żywiecki -od południa wzdłuż granicy niebieskim/czerwonym szlakiem, a od północy asfaltem - stąd trzeba było się częściowo zapoznać z owym niebieskim. Zatem postanowiłem rozpocząć rekonesans wjeżdżając na niebieski szlak z Przełęczy Glinka. Wsiadłem w Bielsku w pociąg do Rajczy, a później już przez Ujsoły dotarłem asfaltem do przejścia granicznego.


"Niezapomniana" ponad godzinna podróż naszym wspaniałym PKP :D.


W drodze na Przełęcz Glinka.


Początek MTB czyli wjazd na niebieski szlak wzdłuż granicy polsko-słowackiej :).

Pogoda początkowo nie zapowiadała się ciekawie - momentami niezła mgła, chłodno i spore zachmurzenie, z którego na Krawcowym Wierchu spadł nawet niezły deszcz. Ale co tam :). Grunt, że trasa była genialna - wymagające, śliskie podjazdy i niczym nie ustępujące zjazdy. Jak przystało na Beskid Żywiecki - mnoga ilość singiel tracków i oczywiście... korzeni :D. Za to po prostu kocham ten rejon!!! Momentami byłem nawet trochę poirytowany warunkami na trasie. Teren był tak namoknięty, że opony nie radziły sobie kompletnie z błotem, ale taki urok jazdy po deszczach :).


A na Hrubej Bucinie (1132 m.n.p.m.) przywitała mnie "skromna" mgła.


To co tygryski lubią najbardziej :) - jeden z wielu singiel tracków. (zdjęcie chyba nie do końca oddaje spadek terenu).




W końcu pojawił się "promyk nadziei" na lepszą pogodę :).

Tuz przed podjazdem na Trzy Kopce zza chmur wyszło słońce i towarzyszyło mi do końca tripu. Dzięki bogu bo już myślałem, że mogę tylko pomarzyć o ładnych widoczkach. Szczerze mówiąc odcinek wzdłuż granicy upłynął mi nawet dość szybko :). Na Trzech Kopcach chwila rozważań nad lekką zmianą planów. Z racji, że czas miałem bardzo dobry wpadł mi do głowy szatański pomysł, żeby zaatakować Pilsko. I nawet ruszyłem w jego kierunku, ale na Palenicy (BRTS - wersja słowacka) podjąłem decyzję o zawróceniu, gdyż po dokładnej analizie dalszej trasy doszedłem do wniosku, że może mi zabraknąć czasu. Tak to jest jak człowiekiem rządzą emocje :). Zatem ruszyłem na Hale Rysiankę, a później na Romankę. Po drodze spotkałem przesympatycznego starszego pana - wielkiego fana trekking'u - z którym to uciąłem sobie dłuższą pogawędkę na temat naszych pięknych Beskidów. Na Rysiance krótka przerwa i udałem się na Romankę by później z powrotem wrócić na halę. Szczerze mówiąc sam szczyt Romanki jest kompletnie nieciekawy - cały zarośnięty, ale za to jaka była frajda ze zjazdu :). Podobnie było w przypadku zjazdu z Rysianki na Halę Pawlusią tylko, że tam przez przypadek zjechałem ze szlaku. Ale było warto - genialny singielek.


Hala Rysianka i te widoki!!! Cud, miód i orzeszki :).


Widok na Pilsko I Babia Górę z Hali Rysianki.

&feature=youtu.be
Panorama z Hali Pawlusiej.


Romanka.

Dalej kierowałem się w kierunku Hali Boraczej żółtym, a następnie czarnym i zielonym szlakiem. Odcinek bajka - widoczki genialne, a sama trasa przezaje...sta!!!! Tym razem nie było singli ale za to szeroka, kamienista leśna droga.


Nawet Tatry Zachodnie się ukazały :).







Jako, że Hala Boracza słynie ze swoich jagodzianek, nie omieszkałem ich spróbować. Heheh powiem tak : wyśmienite, a co ciekawe był to mój pierwszy posiłek na trasie, ale nie ostatni :). Postanowiłem sobie tam zrobić dłuższą przerwę by zregenerować siły na dalszą część wyprawy. Na wstępie czekał na mnie po prostu przegenialny asfaltowy zjazd do Żabnicy. A co było w nim takiego genialnego??? Już mówię - wąski, kręty, stromy, mega szybki, asfaltowy odcinek. Po prostu coś pięknego! Wtedy to uzyskałem najlepszą prędkość podczas całej wycieczki - 67 km/h. Następnie wbiłem się na czarny rowerowy szlak na Suchy Groń. Oczywiście chcąc sobie trochę skrócić drogę zboczyłem z trasy i się "z deczka" pogubiłem, przez co musiałem się przedzierać przez chaszcze i przy okazji straciłem mnóstwo czasu . Po drodze do Węgierskiej Górki zahaczyłem jeszcze o bunkry (forty) - Wyrwidąb i Wędrowiec. Niestety fortu Wąwóz nie udało mi się odnaleźć - czas gonił :/.


Zjazd na Halę Boraczą.


Fort Wyrwidąb.


Fort Wędrowiec.

W Węgierskiej Górce zatrzymałem się na obiad (Tortilla) bo już opadałem z sił i ruszyłem standardowo w stronę Bielska przez Radziechowy, Lipową, Buczkowice.

Jak tradycja nakazuje, nie obyło się bez piwka/ek (Brackie) na starym rynku oczywiście w Opium ;).

Kategoria Beskid Żywiecki


Dane wyjazdu:
61.95 km 1.00 km teren
02:19 h 26.74 km/h:
Maks. pr.:60.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:270 m
Kalorie: kcal

Obiadowo-asfaltowo.

Piątek, 3 sierpnia 2012 · dodano: 03.08.2012 | Komentarze 4

No cóż wstałem po nocce i tak sobie myślę co tu robić???? Po pierwsze trzeba by było zjeść jakiś obiad. Ale robić mi się za chiny ludowe nie chciało :D. Więc trza sobie kupić!!! Ale że pogoda na zewnątrz ładna więc....siadłem na bike'a i ruszyłem na Kęty by sobie wszamać kebaba :). Można by sobie pomyśleć co za debil jedzie na rowerze ok. 20-stu kilometrów by zjeść tureckie papu jak ma w zasadzie pod nosem :D. To się nazywa CYKLOZA!!! Zatem zarzuciłem na siebie kolarskie ciuchy i ruszyłem przez Hałcnów do Kęt. Trasa totalnie mało ambitna ale nie takie było założenie. W trakcie spożycia obiadu (Kebab i piwko) rozmyślałem nad dalszą trasą i padło na kierunek Bielany, Dankowice i Bestwina. Trasa bardzo łagodna, płaska więc można było trochę przycisnąć :). Oczywiście dobrze wiedziałem, że na popołudnie zapowiadają burze i przelotne deszcze ale przy takiej temperaturze to sama rozkosz :). Deszcz złapał mnie gdzieś w okolicach Starej Wsi ale niestety nie orzeźwił mnie za bardzo :/.


Okolice Starej Wsi.

Jakoś po drodze mnie naszło, że w sumie nigdy nie byłem w Kaniowie więc odbiłem troszkę z trasy. No niestety nie dotarłem tam, gdyż po przeanalizowaniu mapy stwierdziłem, że musiałbym się wracać tą samą trasą - ja tak nie lubię :). W Czechowicach wbiłem się na ulicę Pionkową i jechałem fajnym szuterkiem wzdłuż stawów. Bardzo fajna trasa i ładne widoczki. Pech chciał, że zapomniałem wyłączyć w telefonie GPS'a i szybko rozładowała mi się komórka więc nie było mowy o zrobieniu zdjęć komórką. A szkoda bo naprawdę było co focić.
Żeby tradycji stało się za dość trip trzeba było podsumować piwkiem na starym rynku w Bielsku. Tym razem padło na Opium i to nie nawet ogródek ale piwnica, gdyż plątało się za dużo mundurowych na rynku :) (powód- jakiś koncert smyczkowy). Ale warto było zmienić lokal - ach te BRACKIE!!!!.... I ta barmanka ;)!!



Dane wyjazdu:
25.95 km 0.00 km teren
01:06 h 23.59 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:250 m
Kalorie: kcal

nietypowy wpis (Home->Luk20->Home)

Środa, 1 sierpnia 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 2

Cóż się będę rozpisywał. W zasadzie nic ciekawego - zwykła traska z domu do pracy i z powrotem ;).
Co ciekawe zestawiłem tą trasę w różnych serwisach (MapMyRide i Bikemap) i wyszły inne dane. Po pierwsze dystans: MMR- 24.83; Bm- 24,5. Co ciekawe mój licznik wskazywał 25.95. Po drugie przewyższenia: MMR- 210; Bm- 250. I być tu człowieku mądry :D.

P.S. Jest to mój pierwszy taki wpis i....chyba ostatni bo nie widzę sensu ani potrzeby zawalania bloga takimi pierdołami :D. Ten zrobiłem wyjątkowo żeby porównać dane z tripu :).



Dane z MapMyRide.