Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2014

Dystans całkowity:488.78 km (w terenie 38.80 km; 7.94%)
Czas w ruchu:23:03
Średnia prędkość:21.21 km/h
Maksymalna prędkość:70.13 km/h
Suma podjazdów:6727 m
Suma kalorii:6425 kcal
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:97.76 km i 4h 36m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
53.86 km 35.00 km teren
04:47 h 11.26 km/h:
Maks. pr.:47.96 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1720 m
Kalorie: 1293 kcal

Gorczańskie klimaty :)

Niedziela, 26 października 2014 · dodano: 08.06.2015 | Komentarze 1

Przyszła pora na chwilową zmianę otoczenia, na nieco inne doznania estetyczne i nowe pasma do kolekcji :). Tym razem padło na Gorce - hehe tam mnie jeszcze nie widziano na bike'u. Poza tym trza kontynuować plan zdobycia najwyższych szczytów Beskidów :). Plan zrodził się spontanicznie, a wiadomo, że spontany są najlepsze. Zgadałem się z chłopakami: K4r3lem i Dzordziem Bajkoni ( pseudonim artystyczny jednego z naszych znajomych, który akurat przebywał na "chorobowym" ;) ) i w niedzielny, chłody poranek ruszyliśmy Cytryną na rozdziewiczenie Gorców.  W zasadzie był to ostatni dzwonek na eksploracje nowych terenów - zima była już tuż tuż.
Za miejsce startu obraliśmy się Rabkę - Zdrój, gdzie zaczynał się czerwony szlak na nasz główny cel, a mianowicie Turbacz. Wizja prawie 16-to kilometrowego podjazdu nas z deczka przerażała ale czego nie robi się dla szczytnego celu :).  Na wstępie zaczęło się wesoło i to bardzo: nasz kumpel przyodział ochraniacze (butów) własnego projektu :D. A były to po prostu grube, frotowe skarpety z wycięto dziurą na bloki :D. Widok powalał na kolana :D :D ( zdj. poniżej ). Mimo, że temperatura początkowo nie było wiele większa niż 0 st.C. kręciło się fajnie - piękne widoczki dodawały powera. Sam szlak czerwony to trudnych nie należy, w zasadzie najmocniejszy podjazd był tylko pod Maciejowąa tak to jechało się się szeroką szutrówą z elementami mikro kamerdolni. W wyższych partiacj pojawiał się już śnieg albo tony błota, które spowalniały jazdę. Pierwszą, dłuższą przerwę zrobiliśmy sobie na Starych Wierchach by uzupełnić baterie.



 Startujemy :)...Dzordzio Bajkonii i jego "ochraniacze" :D


Poranne mgiełki ;)






Foto by Dzordzio Bajkonii


Odkrycie zeszłego roku - wafel z młodzieńczych lat :)


Po popasie trza było dalej zdobywać metry w pionie. Po przejechaniu może kilometra ukazał nam się bajeczny widok - mleko w dolinie a u góry niebieściutkie niebo - po prostu coś pięknego ( zdj. poniżej ). Dla takich widoczków warto ciorać w zimnie i błocie :). Oczywiście komórczany aparat nie oddaje pełni ale zawsze coś widać. Czym wyżej jechaliśmy tym więcej pojawiało się śniegu. W pewnym momencie na szlaku, po prawej stronie pojawił się genialny, kręty singiel ale śliskie podłoże znacząco utrudniało przejechanie go na siodle. Szkoda ale...jest motywacja by powrócić :). W końcu dotarliśmy do Schroniska na Turbaczu, a tam ukazał się na przepiękny wju na Tatry. Z racji, że byliśmy na półmetku tripu, trzeba było wchłonąć jakiś obiad, a że okoliczności przyrodnicze były wspaniałe nie omieszkaliśmy zjeść, oczywiście żurku, na świeżym powietrzu z widokiem na najwyższe góry Polski.




Jest szał ;)   


A w oddali... Babiczka :)




Tak to można spożywać obiad :)




Wju z Długiej Hali rozwalił system całkowicie - cala panorama Tatr :)


Zbioróweczka.


Po popasie spożywczym przyszła pora na estetyczny a mianowicie zjechaliśmy na Długą Halę by tam nacieszyć oczy pełną panoramą Tatr. Widok przepiękny - udało nam się idealnie trafić z pogodą :). Hehe o mały włos ominęlibyśmy główny cel  - szczyt Turbacza. By tam dojechać zaliczyliśmy pierwsze w tym roku śniegowanie. Oj fan był niezły. Krótka sesja foto i trza było wracać. Na powrót wybraliśmy żółty, czarny a następnie zielony szlak na...Stare Wierchy.  Szlaki w zasadzie mało ciekawe ale zawsze się jechało inną trasą. Zielony nas ostro rozgrzał, gdyż podjazdy tam były zacne :). Pucha si e cieszyła. Za schroniskiem wbiliśmy się na żółty szlak, który miał nas doprowadzić do czerwonej rowerówki. Ale jak to Polszy bywa, trasy rowerowe są słabo oznaczone więc...przejechaliśmy skręt. By do końca nie wracać asfaltami, skręciliśmy na niebieski szlak, tym razem pieszy :D. Co jak co ale szlak, przynajmniej widokowo całkiem, całkiem i do tego z dość mocnym podjazdem :). Udało nam się jeszcze załapać na zachód słońca - chyba jeden z piękniejszych w zeszłym roku. Żeby nie było tak kolorowo, słitaśnie itp to mieliśmy jeszcze bliskie spotkanie 3-go stopnia z miejscowym bacą ( nota bene lekko wstawionym ), który chciał nam wpitolić za jazdę po jego miedzy. Suma sumarum obyło się bez szkód ale wyglądało groźnie... :).
Do Rabki wjechaliśmy tuż przed zmrokiem.
Reasumując: genialny trip w doborowym towrzystwie. Mimo że warun był ciężki to widoki rekompensowały niedogodności. Dzięki chłopy za  wspólne kręcenie, za kupę śmiechu i do następnego :)

P.S. Jednak mam mały niedosyt kilometrowy więc jeszcze tam wrócimy :)



Turbacz odhaczony :).














Pora wracać :(
Kategoria Gorce


Dane wyjazdu:
81.82 km 0.00 km teren
03:04 h 26.68 km/h:
Maks. pr.:64.55 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:968 m
Kalorie: 2632 kcal

Szosing wieczorową porą

Wtorek, 21 października 2014 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 3

A tak jakoś mnie po robocie wzięło na kręcenie...:). W zasadzie to chciałem przetestować nowy nabytek czyli przednią lampkę :). Z racji, że slicki już miałem założone, padło na szosę. A że jakieś metry w pionie musiały być, wybrałem Salmopol. Oczywiście jak wyjeżdżałem to temperatura była w granicach 15 stopni C. więc ubrałem się się na letniaka...W Szczyrku było już 10 a czym bliżej Salmopolu tym chłodniej. Na przełęczy już tylko 6,5 st.C. Jednak kręcąc pod gorę chodu jakoś się zbytnio nie odczuwało - nóżka podawała jak należy :). A sama lampka? Bomba!!! Przy takim oświetleniu to można jeździć - na ful mocy jak w dzień :). Na przełęczy szybka decyzja - jadę do Wisły :). Oj przypizgało mi na zjeździe nieźle...Trza było ostro przez Wisłę kręcić by się rozgrzać :). W Ustroniu temperatura podskoczyła już do 12 st.C więc było znośnie. Wyjątkowo nie pokręciłem w stronę Górek lecz na Skoczów - chciałem sprawdzić czy da się jakoś przejechać omijając 2-pas. Nawet się całkiem udało lecz z 500 metrów trza było jechać dwupasmówką. Hehe dzięki bogu ruch był znikomy. Szybki przejazd przez Skoczów i wióra starą drogą na Bielsko.







Ustroń nocą :)



Route 3 076 252 - powered by www.bikemap.net


Dane wyjazdu:
212.75 km 0.00 km teren
08:26 h 25.23 km/h:
Maks. pr.:70.13 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2326 m
Kalorie: kcal

Tour de Babia - Koszarawa Edition 2014

Niedziela, 19 października 2014 · dodano: 20.10.2014 | Komentarze 7

Teraz to już przegiąłem na maxa - wrzucam wpisa nie zachowując chronologii...A wszystko to przez chłopaków...bo strasznie prosili :D.

W końcu przyszła pora na wspólny trip z ekipą rybnicko-jaworznicko-andrychowską :). Co prawda już jeden taki w tym roku był ale niedosyt pozostał. Tym razem na życzenie Gustava, któremu brakowało jednej gminy - Koszarawy - do zaliczenia całego województwa śląskiego. Pomysł tego tripu narodził się już wcześniej ale jakoś ciężko było się zebrać całej, albo chociaż części , ekipy Tour de Babia - Zakopane Ediotion 2013. W końcu się udało. Ba powiem więcej - to był mega spontan ponieważ decyzja zapadła w piątek a w niedzielę już kręciliśmy :). Skład był zdecydowanie okrojony w porównaniu z zeszłorocznym tripem tj. zgłosili się K4r3l, Funio i oczywiście prowodyr - Gustav. Zgadaliśmy się w Żywcu na godzinę 9. Z racji, że aktualnie stacjonuję w Bielsku umówiłem się z Gustavem - Rybnickim Terminatorem ;) -  na 8 pod Hotelem Magura w B-B. Jednak coś mu google źle pokazały i wylądował na granicy stolicy Podbeskidzia i Wilkowic. Żeby było śmieszniej to mi się też zdeka popieprzyło i zamiast jechać na spotkanie Żywiecką jechałem...Bystrzańską czyli drogą równoległą :D :D . Oj to są skutki abstynenckiej soboty :D :D. W końcu się udało spotkać i ruszyliśmy na spotkanie z K4r3lem, gdyż Funio postanowił pokrzyżować nam nieco plany i jechać na Krowiarki...Do Żywca kręciło się fajnie, średni ruch i cudnie wyglądająca mgła u podnóża Beskidu Małego. W Żywcu uzupełniliśmy zapasy w Kauflandzie i ruszyliśmy w stronę naszego celu a mianowicie ostatniej niezaliczonej gminy Gustava - Koszarawy. Tempo - hmnn spokojne...w końcu dawno się nie widzieliśmy więc było o czym gadać :). W Koszarawie szybki telefon do Funia w celu zlokalizowania jego osoby i już nieco szybszym tempem pokręciliśmy w stronę Stryszawy, gdzie miało nastąpić spotkanie.




Jest i ON - Rybnicki Terminator :)



Poranek w Żywcu.



Park maszynowy pod Kaufem ;)


Cel osiągnięty ale czy na pewno ten???


Kupa śmiechu i mnóstwo pozytywnych złośliwości czyli oficjalne powitanie Funia :D. Po tych jakże miłych chwilach ruszyliśmy na pierwszy konkretniejszy podjazd a mianowicie na Przełęcz Przysłop. Poszła gładko choć po tak długiej przerwie bez bike'a troszkę się zasapałem :D :D. Zjazd...hmnnn w moim przypadku nie może być inny a niżeli ile fabryka dała :). Po wjechaniu do Zawoi powoli
zaczęliśmy odczuwać mało motywujący "wmordęwind". Przed Krowiarkami trza było uzupełnić jeszcze zapasy bo bóg wie jakie będziemy mieć dalsze plany... :D ;D. Oj ta Pani sklepikarka....ajjjj...;). Chyba się będę tam częściej zaopatrywał :D. Przyznam się, że jeszcze nigdy nie podjeżdżałem na Krowiarki od strony Zawoi - zawsze, czyli już paru krotnie, od strony Zubrzycy. Jako że był to mój debiut nie mogło się obyć bez przygód...Dzięki bogu nie moich - Funiowi szczeliła szprycha..hmnnn dziwne bo na totalnie gładkim odcinku :/. A na Krowiarkach?? Ścisk niesamowity, ludzi jak mrówek. Udało nam się znaleźć wolną ławkę i przyszła pora na...konsumpcje świeżo co zakupionych oscypków u już jakże popularnej i lubianej Złotowłosej Oscypiarki :). Oj jak te dziewce gadało gwarą...Ajjjj ;). Po spożyciu przyszła pora na wyznaczenie dalszej trasy. W zasadzie były 3 opcje: wracać tą samą drogą ale to był z góry spalony pomysł; zjechać z Krowiarek i atakować Przełęcz Zubrzycką ale trza by było śmigać mega ruchliwą drogą do Makowa; trzecia - ostatnia - wracać przez Słowację. Szybka kalkulacja czasu i padło na najbardziej zwariowaną, czyli ostatnia :).




Gdzieś w Zawoi .


Pasmo Policy nieco zachmurzone...


Hehe miał być spontan...mnie nie wyszło :D



I to był strzał w 10-kę!!! Zaraz po wyjechaniu z lasu ukazały nam się Tatry. Widok tak piękny, że zrezygnowaliśmy ze zjazdu na rzecz fotek :). W zasadzie Taterki towarzyszyły nam aż do Bobrova na Słowacji ( ok. 25 km.). Jednak tak kolorowo do końca nie było bo w momencie ukazania się najwyższych gór Polski, zaczęło pioruńsko wiać i to cały czas w twarz. Oj sporo się przez to sił straciło ale przynajmniej nie poszło to na marne a w nogi ;). Dopiero gdzieś w okolicach Zubrohlava poczuliśmy wiatr w plecy co zaowocowało niezłą średnią. Morale wzrosły i nóżka od razu lepiej podawała :). W Glinnem zrobiliśmy sobie ostatnią wspólną przerwę na uzupełnienie kalorii. Jak zawsze kupa śmiechu i ostrych żarcików, hehe nie koniecznie skierowanych do nas samych - biednej kobiecinie sprzedającej miody się zdeczka dostało ;). Za Glinnym w stronę Żywca też się nie oszczędzaliśmy - średnia grubo ponad 35 km/h.




Pierwszy "wiuu" na Taterki :)






Ci co byli wówczas na Babiczce za piknych widoków nie mieli...




Ultrakolarz czyli Rybnicki Terminator Gustav :)


Piękna prostka...szkoda, że pod wiatr...


Tatry, łowiecki czyli jest piknie ;)


Ostatni popas...



W Żywcu przyszedł czas pożegnań - Funio z K4r3lem pokręcili na Tresną a ja z Gustavem do Bielska. Strasznie żałowałem, że nie zabrałem ze sobą przedniej lampki bo można było śmiało jechać wspólnie do Międzybrodzia, gdzie odbilibyśmy z Sebą na Przegibek.
Jednak kto się spodziewał takiej trasy...:D .Planowałem nie jechać główną droga, gdyż spodziewałem się dużego ruchu. Ruchu nie było, był gigantyczny korek, który nam jak najbardziej sprzyjał - samochody stały a my jechaliśmy :). W Bielsku Gustav zakupił ostatnie jedzenie, ja skoczyłem na mieszkanie po lampkę i ruszyliśmy w stronę Jaworza - hehe chciałem dokręcić do 2-stu a przy okazji kawałek odprowadzić Sebę :). Oj nóżka mi wtedy słabo podawała, brak było paliwa albo jak to nazywa Gustav "wyngla" :D. W Jaworzu się pożegnaliśmy a ja żeby nie wracać tą samą drogą pojechałem przez Jaworze Nałęże i centrum . Hehe zawsze to coś innego i parę metrów w pionie :D. Jak tradycja nakazywała trza było jeszcze zaliczyć bielską promenadę i stary rynek, gdzie nie omieszkałem wszamać kebaba, gdyż cały dzień byłem na suchym prowiancie :).

I tak oto tym sposobem miał być wspólny, krótki wypad członków TdB - ZE a wyszło Tour de Babia :).
Mega spontan - mega fun - mega ekipa - mega trip. Dzięki chłopaki za super spędzony czas i ...te skromne 200 kilometrów. Do następnego!!!! :)


Route 2 833 571 - powered by www.bikemap.net



Dane wyjazdu:
69.60 km 3.00 km teren
03:11 h 21.86 km/h:
Maks. pr.:58.47 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:632 m
Kalorie: 2500 kcal

Powrót z LGDCG

Niedziela, 12 października 2014 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 1

Po wieczorno-nocnej imprezie charytatywnej przyszła pora na powrót do domu. Jednak miejscówka była tak malowniczo położona, że wybitnie nie spieszyło :). Wyruszyłem dopiero po 12-tej. Zjazd z Kubiesówki bajka - hehe klocki pewnie się nieźle gotowały. Dzięki bogu powrót był w większości w dół więc zapowiadała się fajna jazda. Jednak tak kolorowo nie było - nóżka coś nie chciała podawać... Dopiero za Węgierską Górka wróciła do normy. Zatrzymałem się jeszcze w Milówce na jakiś szybki obiad - padło na pizze :).  No cóż pizzy to w smaku nie przypominało ale przynajmniej zatkało na jakiś czas :D. Jako, że noga się troszkę rozkręciła postanowiłem zmienić troszkę trasę powrotu - odbiłem na Cięcinę i pokręciłem czerwoną rowerówką w stronę Grojca. Ostatecznie fajnym singielkiem wyjechałem na ...Średni Grojec :). W sumie nawet dobrze bo z Grojca nie ma widoczków a ze Średniego bajka :).








Średni Grojec


Wju na Beskid Śląski z Grojca Średniego.


Beskid Mały widziany z Grojca Średniego.





Z Grojca Średniego zjeżdżałem równie pysznym singlem aż do amfiteatru. Jak to przy niedzieli - ludzi jak mrówek. Szybko się przebiłem przez centrum i ruszyłem na Moszczanicę. Dalej już nie kombinowałem i przez Międzybrodzia, Porąbkę dotarłem do domu. Wypad jak najbardziej udany - spotkałem sporo znajomych, dobrze się bawiłem a przy okazji coś pokręciłem :).



Route 3 075 962 - powered by www.bikemap.net




Dane wyjazdu:
70.75 km 0.80 km teren
03:35 h 19.74 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1081 m
Kalorie: kcal

Ludzie Gór dla Człowieka Gór czyli dojazdowo na imprezę charytatywną.

Sobota, 11 października 2014 · dodano: 12.04.2015 | Komentarze 2

"Ludzie Gór dla Człowieka Gór" - piękna, charytatywna impreza w szczytnym celu, stworzona, jak sama nazwa mówi, przez osoby kochające góry dla swoje przyjaciela Sebastiana Nikiel. Była to już trzecia edycja, najbardziej dopracowana, zrobioną z bardzo dużym rozmachem. Trwała ona aż 3 dni lecz ja mogłem uczestniczyć tylko w dwóch ostatnich. Powód? W momencie rozpoczęcia ja byłem jeszcze w Niemczech. Tak więc po 16-sto godzinnej podróży autokarem, szybkim prysznicu, osiadłem Biełego Rumaka i pokręciłem Na Kubiesówkę, gdzie miał się odbywać drugi dzień imprezy ( Pierwszy był na Krawców Wierchu ). Oczywiście do LGdCG byłem już przygotowany przed wyjazdem do Niemiec - hehe wiadomo logistyka musiała być na jak najwyższym poziomie - plecak, rower i ogólnie wszystko czekało już na mnie. Oczywiście dużą rolę odgrywał czas powrotu ze Szwabi więc namiętnie kontrolowałem czasomierz - wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Tak więc w domu byłem może ze 45 minut :).  Przed wyjazdem zadzwoniłem jeszcze do jednego z organizatorów ( moje dobrego kumpla ) czy wszystko przebiega zgodnie z harmonogramem imprezy ( lekkie opóźnienia ale działały na moja korzyść ). Zatem ruszyłem asfaltami w stronę Ujsół, bawiąc się co chwila nowo zakupionym licznikiem. Powiem tak: nóżka za bardzo nie podawała ale po 16-sto godzinnym unieruchomieniu nóg nie ma się co dziwić ;). Mimo to byłem tak nakręcony, że pedałowało się bardzo przyjemnie :). W Węgierskiej Góry dokonałem ostatnich "płynnych" ;) zakupów i tym sposobem mój plecak zwiększył swoją masę o prawie 5 kilogramów. Hehe teraz się już tak lekko nie jechało. Ostatni telefon do kumpla i tu nie zaciekawa niespodzianka - program się znacząco pozmieniał, jednak dostałem info bym od razu się kierował na Kubiesówke.




Rajcza. 


Czas dojazdu do Ujsół miałem bardzo kiepski - nie mogłem ustawić idalnie licznika -zeszło mi z tym chyba z godzinę a to tylko dlatego, że zapomniałem sobie ściągnąć ze szprych starego czujniczka :D. Podjazd na Kubiesówke do najdelikatniejszych nie należy, rzekłbym nawet, że ścianka tam jest konkretna a jeśli się jeszcze ma na plecach ok 7 kg. bagażu to już w ogóle jest ciężko. Jednak się udało - tylko jeden paru sekundowy postój . Przyjechałem pod ala schronisko a tu cisza...Pomyślałem: WTF ??. Telefon do kumpla - no niestety dzienna część imprezy się przeciągła dość znacząco...Zatem trzeba było zjechać na dół do Geo Parku. Zjazd przyjemny ale wizja powrotu mnie troszkę przerażała... Udało mi się jeszcze posłuchać koncertu Mariusza Goli. Kurcze chłop to ma talent, istny wirtuoz gitary akustycznej. Po przywitaniu się ze znajomymi, szybkim piwku trza było jednak wracać na górę...Oj drugi raz wyjeżdżało się zdecydowanie gorzej, nie obyło się bez 3 przerw na złapanie oddechu. I tak oto kumpel zafundował mi podwójny uphill na Kubiesówkę. Haha zaowocowało to szybkim odpadnięciem na imprezie :D :D





P.S. Mapka zawiera tylko graficzny ślad trasy, nie uwzglednia zjazdu z Kubiesówki oraz ponownego wjazdu.