Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:849.38 km (w terenie 3.00 km; 0.35%)
Czas w ruchu:36:05
Średnia prędkość:23.54 km/h
Maksymalna prędkość:72.00 km/h
Suma podjazdów:9707 m
Suma kalorii:8189 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:94.38 km i 4h 00m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
83.00 km 0.00 km teren
03:10 h 26.21 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:880 m
Kalorie: kcal

Szosowo wokół Magurki Wilkowickiej

Niedziela, 30 czerwca 2013 · dodano: 04.07.2013 | Komentarze 3

Oj plany na ten dzień były w ogóle całkiem inne... Miała być zmodyfikowana Pętla Beskidzka a tu wstaję rano i co? Wali żabami z nieba :(. Załamka jak się patrzy :/. No cóż, trza było sprawdzić prognozę na resztę dnia...I tu promyk nadziei :). Po 17-tej miało przestać lać :). Podziwiam Funia, Tlenka, Aniutę i k4rela, że jednak pojechali na Krowiarki ale ponoć wcześnie rano było ładnie :). Zatem i na mnie przyszła pora :). Punkt 18 wyjechałem z domu. Plan był prosty: wykręcić parę kilometrów oczywiście po asfaltach bo w terenie kilo gnoju...znaczy błota ;). Na poczekaniu wymyśliłem sobie traske wokół Magurki Wilkowickiej ( a dokładnie pasma Beskidu Małego znajdującego się pomiędzy doliną rzeki Soły a Bielskiem ). Początkowo pogoda za ciekawa nie była - pochmurnie i zaledwie 13 stopni Celsjusza. Przyznam się, że jeszcze nigdy 30 czerwca nie śmigałem w 2 koszulkach, rękawkach i nogawkach!!! Po prostu jakaś awaria pogodowa!!! Ale wiecznie źle nie może być i już w Zarzeczu pojawiło się...SŁOŃCE :). Oj tego mi trzeba było :). Od razu noga zaczęła lepiej podawać!! Jechało się wyśmienicie :). Dodam jeszcze, że ostatnio lubię sobie skręcać w Międzybrodziu Bialskim w prawo ( początek zielonego szlaku na Gaiki ) by się trochę pospinać :). Podjazd choć bardzo krótki ale za to dość stromy - można się fajnie rozgrzać ;).


Żar.


Jezioro Żywieckie widziane z Zarzecza.

Przez Łodygowice oczywiście jechałem bocznymi drogami w stronę drogi na Magurkę. Kurcze jakoś wyjątkowo mi to sprawnie poszło. Hehe może przyczyniło się do tego słońce :). Z Bystrej popedałowałem do Bielska - Piekiełko zrobiłem na blacie. Oj siła mnie rozpierała :). Następnie skierowałem się w stronę lotniska jadąc przez Cygański Las ( dzielnicę a nie las ;). Na "promenadzie" (drodze wzdłuż lotniska) pustki...Dziwne :/. Jako, że miałem tak dobry humor postanowiłem sobie podskoczyć do Rock Galerii na...szklaneczkę Ballantin's :). Do domu można by rzec jechałem już standardowo przez Lipnik Dolny ale w Kozach już troszkę namieszałem :) - skręciłem w Małej Kępie na Pisarzowice. Ot tak dla poznania nowej drogi i urozmaicenia :). Później już klasycznie przez centrum Kęt i dla odmiany w Bulowicach odbiłem na zamek :).

P.S. Dane mi gdzieś wsysło więc czas jest orientacyjny :/


Dane wyjazdu:
74.00 km 0.00 km teren
02:52 h 25.81 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:580 m
Kalorie: kcal

Gugolak Trip ;)

Niedziela, 23 czerwca 2013 · dodano: 01.07.2013 | Komentarze 1

Jak by to ująć??? Bez napinki, bez szaleństw, po prostu w odwiedziny :). Taka to rekreacyjna wycieczka do Jasienicy :D. Do Kóz niestety jechałem głównymi drogami. Powodem był, a dokładnie była Żabka :). Hehe mam na myśli sieć sklepów Żabka. Swego czasu była w niej super promocja na OSHEE - 2 w cenie 3.49 zł. No niestety akurat ta promocja skończyła się dwa dni wcześniej :/. Kupiłem 2 ale już w znacznie innej cenie... Po zakupach wbiłem się już na znacznie mniej ruchliwe drogi. Postanowiłem, że tym razem do Jasienicy pojadę nowymi trasami, jak najbardziej omijającymi główne drogi. I nawet udało mi się takie znaleźć :). Z Hałcnowa uderzyłem na Mazańcowice. Tam niestety dopadła mnie ulewa :/. 30-sto minutowy postój na przystanku. Myślałem, że się już nie wypogodzi ale jakoś się udało. Z Mazańcowic ruszyłem w kierunki Międzyrzecza Dolnego lecz po paruset metrach wjechałem na ulicę Widok i nią już prawie dojechałem do wiaduktu nad dwupasem. Tam też skręciłem w prawo i bardzo przyjemną asfaltówką jechałem wzdłuż ekspresówki na Cieszyn. Tak oto dotarłem do tytułowego GUGOLAKA :) A któż to jest??? (Patrz niżej)


Gugolak w pełnej okazałości :).


Krajobraz po ulewie - nie ma to jak jazda w slick'ach po mokrym asfalcie :).


Gdzieś na ulicy Widok.

Hehe Gugolak jest to mój siostrzeniec :). Kawał bestii z niego jest :). Po jakże zabawowych odwiedzinach ruszyłem w drogę powrotną zahaczając o lotnisko w Bielsku. Z powrotem również starałem się omijać główne drogi, no może z wyjątkiem odcinka Podlesie-Bulowice. Tam już nie chciało mi się zjeżdżać na boczne drogi.


Dane wyjazdu:
60.00 km 0.00 km teren
02:30 h 24.00 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:450 m
Kalorie: kcal

Upalnie - do i z pracy

Czwartek, 20 czerwca 2013 · dodano: 30.06.2013 | Komentarze 1

Z cyklu do pracy i z powrotem :). Wyjątkowo odpuściłem sobie Przegibek. Powód??? Makabryczny upał!!!. Do tego jeszcze dostałem telefon z pracy, żeby jak najszybciej się stawić. W związku z tym wybrałem najszybszą możliwą trasę - głównymi drogami. Z powrotem wracałem też po płaskim. Upał dość mocno dawał się we znaki. Jako że w pracy byłem raptem 3 godziny :) - udało mi się wyrwać wcześniej - wracałem z myślą zanurzenia chociaż nóg w Sole. Ale czym bliżej rzeki pogoda zaczynała się pomału psuć stąd też nad Sołą schłodziłem sobie nogi i wracałem szybko do domu by burza mnie nie dopadła. W planie jeszcze miałem podskoczyć do Andrychowa na pysznego włoskiego lodzika ale ostatecznie spasowałem - burza była już tuż tuż :).






Dane wyjazdu:
51.00 km 0.00 km teren
02:09 h 23.72 km/h:
Maks. pr.:69.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:780 m
Kalorie: kcal

Spóźniony rozjazd po TdB+ZE 2013 - do i z pracy

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · dodano: 27.06.2013 | Komentarze 1

W zasadzie rozjazd powinien być dzień po TdB-ZE ale jakoś w niedzielę wybitnie nie chciało mi się jechać do pracy bike'iem :). Za to w poniedziałek odczułem nieodpartą potrzebę wykręcenia paru kilometrów a tak się akurat składało, że musiałem iść do pracy :). Z racji, że zaczynałem o 8 nie uśmiechało mi się wstawać troszkę wcześniej i zaczynać dnia od Przegibka stąd też wybrałem trasę krótszą i zdecydowanie mniej męczącą a mianowicie przez Bujaków i Kozy. Powiem Wam - nie ma jak rower z rana!! Od razu się lepiej pracowało: mózg dotleniony i jakoś więcej chęci do pracy. :).
Z powrotem jednak musiałem zahaczyć o Przegibek :). Po primo nie lubię wracać tymi samymi drogami a po secundo jakiś jeden uphill musi być :). Dla urozmaicenia jechałem przez Bukowiec - a tak żeby jeszcze nabić parę metrów w pionie :D






Dane wyjazdu:
270.00 km 0.00 km teren
10:55 h 24.73 km/h:
Maks. pr.:72.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3440 m
Kalorie: 7200 kcal

Tour de Babia - Zakopane Edition 2013

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 26.06.2013 | Komentarze 7

Tak, tak w końcu dodaje wpis z tej jakże epickiej wyprawy!!! Przyszedł czas, przyszła wena więc i jest wpis :D.

Dawno temu za górami, za lasami trzem beskidzkim bikerom wpadł do głowy pewien szatański pomysł a mianowicie objechania Góry Matki zahaczając o Zakopane. Legenda głosi, że był to skutek wysokiej temperatury powietrza i wycieńczenia organizmu wskutek uphillu na Przełęcz Krowiarki... :).

Jak wiadomo w każdej bajce jest źdźbło prawdy :D. W tym przypadku, w zasadzie wszystko jest prawdą z wyjątkiem podkoloryzowania skutku wysokiej temperatury :D. Ale do rzeczy... Pomysł zrodził się rok temu podczas tripu k4r3la, webita i daro908 a jego doprecyzowanie i ogłoszenie na forum BS w styczniu. Przez niespełna pół roku temat był omawiany i ku mojemu zdziwieniu odzew bikerów był delikatnie mówiąc duży :). Oczywiście bardzo mnie to ucieszyło bo wiadomo, że w kupie siła ;) i dużo pozytywnej energii, nie zapominając oczywiście o masie śmiechu. W końcu termin się wyklarował ( 15 czerwca ) i przyszło zmierzyć się z owym szatańskim tripem :).

Za miejsce zbiórki ustaliliśmy rondo na wylocie z Żywca i magiczną godzinę 7:00 ;). Umówiłem się z k4r3l'em, że pojedziemy razem - wiadomo w kupie raźniej :). Szczerze mówiąc myślałem, że na rozgrzewkę zrobimy Kocierz ;) ale Kuba sprowadził mnie na ziemie i zaproponował lajtową trasę przez Międzybrodzie. I w sumie miał rację bo nie ma co się na początku przemęczać. Przyznam się bez bicia, że na 4 dni przed TdB-ZE miałem pewne obawy i lekki stresik. Nie chodziło o to, że nie podołam bo kondycyjnie byłem przygotowany, tylko bałem się, że znowu się coś spierdzieli w bike'u. Ostatnio prześladowała mnie plaga awarii - jak nie dętki to łańcuch itp. Wyjątkowo, na dwa dni przed tripem, skoczyłem do mojego serwisanta w celu ogólnego przeglądu i dzięki bogu skończyło się tylko na wymianie łożysk w piastach. Stwierdziłem, że w zasadzie już chyba nic nie może mi się zepsuć (ostatnio dołożyłem do bike'a niecały tysiąc ). Ale wracając do samego tripu... Z Kubą przyjechaliśmy do Żywca idealnie bo chyba było za 10 siódma a na rondzie czekała już spora grupka bikerów :). A ilu nas sumaryczne było???? Oj zjechało się "trochę" chłopa :). Była spora reprezentacja bikerów z Jaworzna, Bielska, nasz nowy guru - gustav z Rybnika, był biker z Cieszyna - w sumie 13 znakomitych :). Po drodze miał do nas jeszcze dołączyć tlenek ( w Jeleśni ) i daniel3ttt, który trochę sobie zaspał ( jechał z Cieszyna ). I tak oto na Tour de Babia - Zakopane Edition wyruszyło 15 bikerów z jakże różnych regionów.


Cała ekipa TdB-ZE 2013.

Wyruszyliśmy punk 7:05. Przyznam się, że genialnie wyglądał Nasz peleton. Poczułem się jak prawdziwy kolarz ;). Od początku tempo mieliśmy całkiem dobre - nie schodziliśmy poniżej 30 km/h. Do Jeleśni jechaliśmy w zasadzie w dwóch grupkach: pierwsza - większa jechała ciut szybciej a druga - zdecydowanie mniejsza zabezpieczała tyły i czekała na Daniela. Najlepsze jest, że chyba nikt się na początku nie zorientował, że minęliśmy czekającego na nas przed Jeleśnią Ludwika (tlenka) :). Dzięki bogu on nas poznał ( hehe takiego peletonu nie da się nie zauważyć ) i szybko do nas dołączył :). Pierwszą przerwę na uzupełnienie zapasów przed granicą zrobiliśmy z Korbielowie, gdzie niespodziewanie wyprzedził nas Daniel. Hahaha ja go nie poznałem :D. Zapytał się mnie, gdzie jedziemy a ja dalej nic. Odpowiedziałem, że na Zakopane a on, że na Żywiec. Dopiero wtedy skojarzyłem, że to jest Cieszyński Terminator :). Po wspólnym foto z pomidorami by Pani ekspedientka ruszyliśmy na Przełęcz Glinne.


Wyjazd z Żywca.


Przejście graniczne w Korbielowie.

Podjazd pod przełęcz poszedł wyjątkowo szybko i sprawnie - może to zasługa ciągłych pogaduszek :D. Po wjechaniu na słowacką krainę tempo było również niezłe - ponad 30 km/h. Nie powiem mi takie tempo odpowiadało- noga podawała jak ta lala a poza tym jechało się albo po płaskim albo w dół :). Ku zdziwieniu słowaccy kierowcy i przechodnie bardzo pozytywnie reagowali na nasz peleton - machali i pozdrawiali. Wiadoma zawsze musi się znaleźć jakaś czarna owca - tym razem kierowca golfa... :/...rasowy burak w VW. Również po słowackiej stronie dochodzi do pierwszych podziałów peletonu - tempo było dość mocne jak na umówione rekreacyjne kręcenie ;). Stąd też w Namestovie część grupy przejeżdża skręt na most i ciśnie z deczka okrężną drogą. Po krótkiej rozmowie telefonicznej zagubieni się odnajdują i teoretycznie mamy czekać na nich. Jednak ruszyliśmy dalej z zamiarem czekania na zaporze przed Trsteną. Funio jednak pojechał na przeciw chłopakom. Na owej zaporze doszło do małego, choć bardzo potrzebnego, wyjaśnienia sobie idei owej wycieczki. Nie wszyscy jednak wzięli sobie do serca mocne słowa Funia...


Część peletonu w Oravskiej Polhorze.




Część ekipy cieszyńsko-jaworzańskiej.


No niestety miałem pożyczony aparat i nie radził sobie z objęciem całego peletonu :).


Janusz foci zbiornik Oravski ;) a my czekamy na zagubionych.

Po przypomnieniu sobie idei tripu zaczęła się część podjazdowo-zjazdowa Słowacji. Na odcinku od zapory do przejścia granicznego w Chochołowie peleton rozbił się na większe lub mniejsze grupki. Wiadomo, moc bikerów o różnym tempie podjazdów wymusiła takie rozbicie. Szkoda trochę... Myślę, że różnica między pierwszą, dość mocną ekipa a ostatnimi bikerami była przynajmniej 20-sto minutowa. I tak w zasadzie dojechaliśmy do samego Zakopca. Ja przyznam się, że byłem gdzieś po środku. Co prawda w pewnym momencie spotkałem się z częścią "pędzącą" ( w sklepie ) ale po chwili ruszyłem dalej, a dokładnie ruszyliśmy tzn. ja, Daniel i Paweł. Po drodze Daniel złapał kapcia więc czekaliśmy aż zmieni dętkę. No niestety troszkę zeszło ze znalezieniem dziury. Akurat minęła Nas bardzo, ale to bardzo sympatyczna bikerka ;), chciałem ją dogonić ale niestety musiała gdzieś skręcić po drodze :/. Dwójkę uciekinierów dogoniliśmy dopiero w centrum Zakopanego, reszta peletony była za nami jakieś 10 minut. Przed Zakopcem odłącza się od nas Waldek - on jedzie do rodzinki i nie wraca już z nami.




Jedyna ofiara TdB-ZE - mucha :D.

W Zakopanem robi dłuższą przerwę na obiad. Hehe chyba każdy zamówił schabowego i zimnie piwko dla ochłody. W planie był jeszcze przejazd przez Krupówki ale ilość ludzi w okolicach tej jakże znanej ulicy zdecydowanie nas zdemotywowała :). Oczywiście nie omieszkam wspomnieć jak to Daniel romansował z góralką, nota bene bardzo szwarną :), sprzedającą żelki :D. Daniel masz od tej chwili nową ksywkę - ŻELEK :D. Dalej już przewodnikiem był Janusz, który to zaprowadził nas na sam szczyt Gubałówki. Przyznam się, że sam podjazd do najlżejszych nie należał. Ja tam nie powiem, jechałem na góralu więc nie miałem większego problemu ale koledzy na szosach już tak lekko nie mieli. Dodając do tego nieziemski upał...Było ostro!!!


Zakopane - ludu jak mrówek...


No to ruszamy na Gubałówkę :).


Początek podjazdu.


Chyba nie muszę pisać co przedstawia to zdjęcie? :)


Jest i Pan Organizator - k4r3l :)




Gubałówka - "zdjęcie rodzinne" ;)

Na Gubałówkę to już chyba nigdy nie będę wjeżdżał rowerem, no chyba, że o 6 rano. Po prostu makabra!!! Jechać się dało!! Ludziska łaziły wszędzie nie patrząc w ogóle na innych :/. Co prawda nie było w planie wjeżdżać na sam szczyt Gubałówki. W planie był zjazd przed szczytem a później, niczym kolarze TdP, podjazd pod Ząb. Niestety część bikerów pośpieszyła się trochę i pojechała dalej. Za to z Gubałówki czekał na nas długi zjazd do Żębu. Szkoda tylko, że po tak dziurawej i prawie że szutrowym asfalcie :). W Zębie zrobiliśmy sobie przerwę na uzupełnienie zapasów, Janusz chciał pomóc pewnej pani uruchomić samochód ale się niestety nie udało :/. Dalej już śmigamy w miarę po płaskim terenie. Przed Jabłonką, na mega długim, prostym i wietrznym odcinku dochodzi do ostatecznego podziału całego peletonu na dwie grupy tzw. szybszą i rekreacyjną :). Ja postanowiłem sobie odpuścić szybsze tempo na rzecz masy śmiechu i poznaniu reszty ekipy. I nie żałuję bo uśmiałem się za wszech czasy :D. Przed Krowiarkami robimy dłuższą przerwę w Zubrzyce by podładować baterie :). Oj było wesoło!! Brzuch bolał mnie już od śmiechu! Na podjeździe czuć było już przejechane kilometry. Sam podjazd do stromych może nie należał ale prawie 200 kilometrów w nogach robi swoje. Do tego chmary much...Makabra!!


Popas w Zubrzycy :)

Na zjeździe z Przełęczy robimy sobie przerwę na małą "toaletę" :). Nie ma to jak zimna, górska woda ze źródełka. Nie wiem jak chłopaków ale mnie nieźle orzeźwiła co było widać podczas zjazdu :). Przed nami był jeszcze jeden mocniejszy podjazd - Przełęcz Przysłop. Jakoś całkiem sprawnie poszło choć tempo miałem nie za szybkie. Aaaa przed Przysłopem pożegnaliśmy się z Ludwikiem (tlenkiem)... Dalej czekała na nas już seria chopek czyli odcinek Stryszawa-Oczków. Na tym fragmencie najbardziej chyba odczuwałem zmęczenie. Co ciekawe po przejechaniu tego odcinka siły jakby wróciły i do Międzybrodzia dotarliśmy już w całkiem dobrym tempie. W Międzybrodziu pożegnaliśmy się ( ja i Kuba ) z ekipą jaworzańską i razem z gustav'em ruszyliśmy do Porąbki. Hhehe tak w ogóle to Sebastian (gustav) to niezły terminator - wymyślił sobie, że dokręci do 500 kilometrów. Oczywiście zrobił to!!! Pełen szacun za wytrwałość!!!! Na zaporze w Porąbce pożegnaliśmy Sebę i ruszyliśmy na ostatni uphill tego dnia a mianowicie na Przełęcz Targanicką. Oczywiście pokonaliśmy ją na młynku bo sił brakowało na mocniejsze przełożenie ;). W Targanicach pożegnałem się z k4r3l'em i bocznymi drogami dotarłem do domu. Co ciekawe na odcinku Porabka- Targanice rozmawiałem z Kuba, że mam smaka na jakąś kiełbaskę z grilla/ognicha a tu przyjeżdżam do domu i co?? Moi robią kiełbaski na ognichu :). Głupi ma zawsze szczęście :D.

No to przyszedł czas na podsumowanie :) :
Wielkie dzięki chłopaki za epicki trip, za to że zjawiliście się tak licznie i za tą wspaniałą atmosferę!!! To było genialne wydarzenie!!! Mam nadzieję, że będzie to impreza cykliczna i za rok znowu się spotkamy na Tour de Babia - Zakopane Edition 2014!! Ba, mam nadzieję, że będziemy wspólnie kręcić częściej!! Do następnego!!!


Dane wyjazdu:
112.00 km 0.00 km teren
06:12 h 18.06 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1960 m
Kalorie: kcal

Moja mała furia...

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 24.06.2013 | Komentarze 5




"Jeżeli w głowie mojej tkwi
przycisk, który wyłączy
agresora we mnie
wnet go wciśnij.

Jeżeli w sercu moim tkwią
bezpieczniki podtrzymujące złość
wnet je wyrwij..."

Orbita Wiry - Moja małą furia

Tak też się czułem podczas ostatniej Pętli Beskidzkiej ( to się nazywa poślizg z wpisem ). Od pewnego czasu prześladował mnie pech, jak nie kapeć to zrywanie łańcucha ale tym razem to już było apogeum!!!! Po prostu myślałem, że mnie szlak trafi!!!! Zaczęło się...od zaspania. Z chłopakami byłem umówiony bodajże na 8 rano w Bielsku a ja się obudziłem o 7 więc o dojeździe do BB rowerem można było zapomnieć więc trzeba było spakować bike'a do auta i zapieprzać ile wlezie. Hehe wyjątkowo się nie spóźniłem. Zatem ruszyliśmy z Pisqiem, Dawidem, Marco i Tomkiem na pierwszy uphill - Przegibek, gdzie miał na Nas czekać k4r3l. Z deczka nam to zeszło :) bo Kubę spotkaliśmy już w Straconce. Coś się "posrało" z planem tripu i jechaliśmy na odwrót niż planowaliśmy stąd też Kuba zdecydował, że pojedzie według planu a my w odwrotną stronę. Na Przegibku pierwsza awaria - Paweł zauważył prującą się oponę w swojej szosie. Postanowił zawrócić, zmienić rower i dołączyć do Nas w Żywcu. Gdzieś w okolicach Moszczanicy zauważyłem, że z tylnego koła ucieka mi powietrze...Hmn...myślę sobie dziwne - nowe opony, nowe dętki?? Dopompowałem i pojechaliśmy dalej. W Milówce szlak mnie już trafiał bo powietrze dalej uciekało. Szybka decyzja - łatam. Zapasu nie miałem bo nie przewidziałem takiej okoliczności. Po wyciągnięciu dętki z opony widok makabryczny!!! W okolicy wentla dosłowne sito!!!! Ku...wa nowa dętka i takie coś???? Oj podniosło mi to ciśnienie mocno!!! Diagnoza??? Albo źle założona dętka czego skutkiem było uszczypanie, albo felerna dętka. Próbowałem to zakleić ale zdawałem sobie sprawę , że z tego i tak nic nie będzie... W zasadzie od Milówki musiałem się średnio zatrzymywać i dopompowywać ( bo oczywiście spierdzielało powietrze) dętkę co 2/3 kilometry. Dostawałem dosłownie kurwicy!!!! Powiedziałem chłopakom, żeby jechali dalej sami a ja jakoś się dokulam do Bielska ale panowie solidarnie negowali mój pomysł. W Kamesznicy spotkałem k4r3l'a, który to właśnie zjeżdżał z Koniakowa. Krótka pogawędka i w tym momencie zauważyłem, że z przedniego koła też spierdziela mi powietrze. Oj w głębi duszy sypały się takie kur...y ale nie chciałem tego zbytnio okazywać. Szlag po prostu mnie zalał.


Jedyne foto podczas całego tripu.

Podjazd pod Koczy Zamek z Kamesznicy przyznam...daję w dupę szczególnie w takiej temperaturze. Powiem szczerze, że pierwszy raz jechałem tą trasą gdyż zawsze wybierałem wariant bardziej widokowo ładniejszy. Mimo tego podjazd pierwsza klasa :). Do chłopaków dołączyłem pod Ochodzitą ponieważ co chwila musiałem pompować koła. Jedynie czego się obawiałem to zjazdów, a każdy kto był w tych okolicach to wie, że są tam genialne :). Nie ma to jak jazda na może jednym barze w dół, po zakrętach przy prędkości przekraczającej 50/60 km/h. Po prostu czyste szaleństwo!!! W Istebnej zatrzymaliśmy się w sklepie na uzupełnienie zapasów i ...dopompowanie moich kół. A w sklepie...Pani EWA :). Hehe to był jakże ważny czynnik estetyczny i motywujący podczas dalszego tripu. Niektórzy twierdzili, że będą do Istebnej jeździć co tydzień...oczywiście dla Pani EWY ;). Po zjeździe na Istebną Olecki postanawiam reanimować przednie koło. Wyciągam dętkę, szukam dziury a tu powtórka z rozrywki. Dokładnie w tym samym miejscu co w tyle totalne sito!!! Przecież to nie możliwe żeby w dwóch dętkach, dokładnie w tym samym miejscu, zdarzyło się to samo. Ponownie proponuję chłopakom "rozłąkę" ale oni dalej zostają przy swoim. Podczas przejazdu przez Olecki Dawid się gubi i dojeżdża do Nas dopiero po parunastu minutach na Kubalonce. Dalej to już standardowo pojechaliśmy koło Zameczku do Wisły Czerne i na Salmopol. Ja z racji, że co chwila tłoczyłem powietrze jechałem z tyłu walcząc dodatkowo ze zmęczeniem - 3,5 godziny snu po 12-stu godzinach pracy pracy zrobiło swoje. Na Salmopol dotarłem ostatni walcząc po drodze z pierwszymi skurczami. Zjazd z Salmopolu - toż to było dopiero szaleństwo :) - wyprzedzaliśmy wszystko co jechało przed nami. Momentami wiało nawet grozą ( czołówka z samochodem ). Zapomniałem przez chwilę o felernych dętkach. W szczyrku musowe pompowanie i rozdzielenie się z grupą. Miałem ich dogonić ale w Buczkowicach chwyciły mnie takie skurcze, że myślałem, że urodzę. O mały włos nie spadłem z bike'a. Pożegnałem się i podziękowałem chłopakom sms'owo i wolnym tempem ruszyłem w stronę Bielska. W Piekiełku zatrzymałem się na... nie powiem które pompowanie i ...urwałem wentyl. To już było prawdziwe apogeum gniewu/furii!!!! Dalszą drogę prowadziłem ( ok 4 kilometrów ) .

Reasumując: NAJbardziej pechowy trip jaki miałem do tej pory!!! A szkoda bo ekipa i tereny były wyśmienite. No i Pani EWA :D.


Dane wyjazdu:
18.00 km 0.00 km teren
00:43 h 25.12 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 70 m
Kalorie: kcal

Na Próbę i z powrotem.

Piątek, 7 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 3

W końcu powróciliśmy do starej kanciapy i można było w idealnych warunkach pograć ( mam na myśli akustykę ). A że do kanciapy nie mam daleko to postanowiłem pojechać bike'iem . Po drodze zakupiłem niezbędne rzeczy ( piwko i wodę ) i można było zacząć grać. Hehe próbowałem grać na twinie w SPD-kach i przyznam się, że całkiem ciekawie :D. Suma sumarum zmieniłem jednak na zwykłe obuwie bo szkoda mi było trzewików i stopy :). Powrót....Hmn...Deszczowy!!!! W centrum Bulowic dopadła mnie burza i mega ulewa więc pedałowałem ile fabryka dawała. Oczywiście mój tymczasowy licznik nie lubi wilgoci stąd statystyki orientacyjne...


Biker on the drums ;).




Dane wyjazdu:
43.75 km 0.00 km teren
01:31 h 28.85 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 989 kcal

Szybka KWESTa

Środa, 5 czerwca 2013 · dodano: 05.06.2013 | Komentarze 4

Dzień wolny. Normalnie bym pewnie pojechał na cały dzień coś popedałować ale pogoda za oknem była mało ciekawa. Prognozy przewidywały brak deszczu między 14 a 20 więc trzeba było wykorzystać te "okienko pogodowe" :D. W południe chwyciłem się za dokładne umycie bike'a i napędu - od przyjazdu z Czech nie miąłem na to czasu. Założyłem nowy łańcuch i...hehe...nowe ogumienie :). Z racji, że zbliża się Tour de Babia - Zakopane Edition zakupiłem stricte szosowe opony ( slick ) Kenda KWEST o rozmiarze 1,5 cala. Skoro założyłem to trzeba było je przetestować :)



Trasę obrałem bardzo łatwą, może nawet trochę za ruchliwą ale co tam :). Ważniejsze były doznania związane z nowymi oponkami. No przyznam się bez bicia - różnica przeogromna. Kręciło się mega leciutko, hehe jakbym miał jakiś silniczek domontowany :). Co prawda ciężko mi było na początku się przyzwyczaić do takich cieniutkich opon, ale później skupiłem się na prędkości i zapomniałem o tych "cieniakach". Co do prędkości to spokojnie na prostym wykręcałem 40 km/h , hehe pod warunkiem jak się nie jechało pod wiatr, a dzisiaj sobie nawet na otwartych terenach troszkę podwiewało. Już nie mogę doczekać się TdB-ZE!!! A to już za 1,5 tygodnia :).


Dane wyjazdu:
137.63 km 3.00 km teren
06:03 h 22.75 km/h:
Maks. pr.:60.80 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1547 m
Kalorie: kcal

Białokopytne Czechy.

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 6

W końcu!!!! Tak, tak w końcu przesiadłem się na SPD!!! Zakupiłem białe Kopyta ( czyt. buty ), pedały SPD ( miały być też białe ale ostatecznie wybrałem czarne ) i po niespełna kilometrowym odcinku zapoznawczym z nowym systemem postanowiłem wykręcić jakiś konkretny trip :). Pomyślałem: raz kozie śmierć!!! Albo przyjadę na tarczy albo z tarczą!! Hehe w sensie albo z gipsem, albo cały i zdrowy :D. Umówiłem się z częścią bikerów z bbRiderZ w Bielsku o 10-tej. Wyjątkowo do BB przyjechałem autem bo na 9-tą byłem umówiony u fryzjerki a poza tym miałem jakieś przeczucie, że mogę wykręcić niezły trip więc darowałem sobie 20 km. dojazdu ;). No niestety pogoda nie zapowiadała się ciekawie - jadąc do BB padał lekki deszcz. Pomyślałem: chyba z tego tripu będzie lipa... O 10-tej zajechałem pod Gemini (miejsce spotkania) a tam nikogo nie było...Szybki telefon do Maćka w celu wyjaśnienia i już wiedziałem, że tylko mi będzie dane coś pokręcić - chłopaków zdemotywował padający drobny deszcz :/. Hehe ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :). Z racji, że SPD nie miałem jeszcze dobrze opanowanego, no bo w sumie nie było kiedy :D, postanowiłem sobie zrobić prezenta i ruszyć na asfaltowy trip! Wiadomo na asfalcie lepiej opanowywać wypinanie i wpinanie. A gdzie ruszyłem?? Jak sam tytuł mówi - do Czech!!! A co tam! !Jak szaleć to szaleć :). Przyznam się, że Czechami zaraził mnie Daniel. Czytając jego wpisy na BS postanowiłem odwiedzić te piękne tereny. Najlepsze jest to, że jechałem do Pepików bez żadnej mapy :D. Ale z tym sobie później poradziłem. Zatem ruszyłem w kierunku Cieszyna bocznymi drogami przez Jaworze i Górki Wielkie. Planowałem później już jechać starą drogą na Cieszyn ale w ostatniej chwili odbiłem na Goleszów. Chciałem tym sposobem ominąć ruch ale... hehe to mi się nie udało, przynajmniej na odcinku Goleszów-Cieszyn :). Ku zdziwieniu po wyjechaniu z Bielska przestało padać, momentami tylko coś pokrapywało ale ogólnie pogoda była całkiem całkiem :).


Rynek w Cieszynie.

W Cieszynie, w punkcie informacji zaopatrzyłem się w mapę Czech i okolic miasta. Hehe przynajmniej tak mi się wydawało :). Co do mapy Czech to by się zgadzało, ale co do okolic miasta to już nie - kobitka się pomyliła i dała mi mapę okolic Bielska :D. Darmówkę udało mi się zdobyć w Czeskim Cieszynie i miałem już komplet potrzebnych map. W zasadzie w planie miałem Karvinę ale cały czas modyfikowałem trasę i zahaczałem o różne miejsca. Ledwo wyjechałem z Czeskiego Cieszyna i...zerwałem łańcuch!! No cóż - lekko się poirytowałem ale spiąłem dziada i ruszyłem w stronę miejscowości Terlicko a dokładnie jeziora :). Jako że w okolicy był jeszcze jeden akwen postanowił go również odwiedzić. Tym sposobem odbiłem z drogi głównej i ruszyłem w stronę Koniakowa...hehe tego czeskiego :). Następnie wbiłem się na trasę rowerową o numerze 6090.


Już po czeskiej stronie - widok na pasmo Czantorii i Stożka.

Tą też trasą dojechałem do zbiornika wodnego Žermanice. Powiem szczerze bardzo fajna trasa biegnąca bocznymi drogami, z dala od ruchu samochodowego. A do tego jeszcze te piękne widoki na Javorový i Lysá Hora'e. Po prostu przepiękne!!


Zbiornik wodny Žermanice a w tle Lysá Hora.


Žermanice cd.

Z Pitrova ruszyłem niebieskim szlakiem do Těrlicko'a. Według mapy powinien znajdować się tam jakiś zamek. No niestety nie odnalazłem go choć według mapy teoretycznie koło niego przejeżdżałem :). Zrobiłem sobie krótki odpoczynek przy akwenie i ruszyłem w stronę Karviny. Po drodze minąłem "zawody motocyklowe" starych jawek :D. Nie ma to jak dzieci śmigające na stuningowanych motorowerach produkcji czechosłowackiej. Czesi to mają pomysły :). Hehe ale w końcu był Dzień Dziecka :).





Co mnie zaciekawiło podczas drogi do Karviny to praktycznie puste ulice. Dziwne bo w końcu była sobota i to na dodatek Dzień Dziecka. Po Karvinie jeździłem już praktycznie na czuja. Ne wiadomo skąd znalazłem się na rynku :). Z głupoty zahaczyłem jeszcze o zamek ;). Przyznam, że bardzo ładny ten rynek tylko brak na nim było życia. Chciałem sobie tam zjeść obiad ale za bardzo nie było gdzie. Poza tym plątali się tam cyganie i zaczęło padać więc szybko się teleportowałem. Jako że jeździłem na czuja, oczywiście pomyliłem drogi i granicę z Polską przekroczyłem w innym miejscu niż planowałem. Próbowałem wcześniej pytać o drogę miejscowych Czechów ale jakoś trudno było ich zrozumieć ;). Ostatecznie granice przekroczyłem w Kaczycach Koloni. Miła pani ekspedientka z miejscowego sklepiku ( baaardzo sympatyczna ;) ) wytłumaczyła mi jak dojechać bocznymi drogami do Kończyc, gdzie miałem planowo przekraczać granice. Oczywiście po drodze jeszcze z 2 razy zerwałem łańcuch. Przy którymś to spinaniu zauważyłem uszkodzone ogniwo. No niestety nie miałem żadnego zapasowego na wymianę a skracanie nie wchodziło w rachubę ( łańcuch już od nowości był dwukrotnie skracany ) stąd też trzeba było się przygotować na częste zrywanie i spinanie.


Rynek w Karvinie.



Z Kończyc już znajomą trasą ruszyłem w stronę Bielska przez Pruchne, Drogomyśl, Landek ( tam doświadczyłem namiastki terenu ) i Mazańcowice. W okolicach Trzech Lipek postanawiam jednak skrócić łańcuch ale skutek był jeszcze gorszy - zrywam go za każdym mocniejszym naciśnięciu na pedały.

A co do samej jazdy?? Powiem tak: SPD to piękna rzecz!! :). Kręciło mi się po prostu wybornie. Jeszcze nigdy tak dobrze mi się nie jechało, sama rozkosz. Aż czasami byłem w szoku jakie ja prędkości osiągam :). Teraz pora na test w terenie :).

P.S. Zdjęć wyjątkowo jak na mnie mało. Powód - nie zabrałem ze sobą aparatu bo padł mi wyświetlacz. Asekurowałem się tylko komórką.



Kategoria Międzynarodowo