Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:619.84 km (w terenie 191.50 km; 30.90%)
Czas w ruchu:36:12
Średnia prędkość:17.12 km/h
Maksymalna prędkość:79.74 km/h
Suma podjazdów:10486 m
Suma kalorii:6314 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:68.87 km i 4h 01m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
24.63 km 0.00 km teren
00:53 h 27.88 km/h:
Maks. pr.:56.43 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:217 m
Kalorie: 849 kcal

na meczyka...

Wtorek, 27 sierpnia 2013 · dodano: 09.10.2013 | Komentarze 0

Krótki trip, oj krótki!! W zasadzie takie rozprostowanie kości wieczorową porą :). A że akurat Legia grała mecz z Steaua Bukareszt, a że nie chciało mi się samemu oglądać, postanowiłem coś po kręcić a później wbić się do Pubu Chillout na bielskim ZWM-ie na transmisję "widowiska" :D. Na wstępie ugadałem się przez "twarzoksiążkę" na przechowanie bike'a w pubie by nikt mi podpierdzielił Białego Rumaka. No niestety wyszło jakieś małe nieporozumienie i barmanka nic nie wiedziała o mojej umowie. Hehe dzięki bogu mam znajomości u konkurencji więc udało mi się spokojnie przechować rower na czas meczu :). A wracając jeszcze do samej trasy dojazdu to w zasadzie nie było to nić szczególnego - zwykła asfaltowa trasa - choć starałem się omijać główne drogi :).

Pifko w Opium © jakubiszon


Po meczyku, lekko zniesmaczony grą "warszawiaków", poszedłem po bike'a do Opium a przy okazji wlałem jeszcze jedno piwko i ruszyłem, już niestety, głównymi drogami. Hehe na szczęście o tej porze ju nie ma dużego ruchu więc można śmiało kręcić,



Dane wyjazdu:
19.29 km 0.00 km teren
00:46 h 25.16 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:255 m
Kalorie: kcal

Do pracy...

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · dodano: 23.09.2013 | Komentarze 0

Ostatni trip z serii "krótko do pracy". Następne, o ile będą, to już zapewne duuużo dłuższe :), hehe czyli normalnie :D.


P.S. Skąd mi się wzięło tyle metrów w pionie to już sam nie wiem :D. Przecież tam jest płasko jak cholera :D


hehe kawałek idealnie ilustruje tempo jakim jechałem do pracy...Hehe zaspało mi się na...10-tą :D :D




Dane wyjazdu:
80.43 km 0.00 km teren
03:23 h 23.77 km/h:
Maks. pr.:79.74 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1400 m
Kalorie: 2669 kcal

Na próbę... - wersja long :)

Sobota, 24 sierpnia 2013 · dodano: 19.09.2013 | Komentarze 2

Kolejny wypad z cyklu " Na próbę..." jednak tym razem w wersji dłuuuuższej :). A dlaczego??? Już tłumaczę: zdarzyło mi się na tydzień zamieszkać w Jasienicy :). Oczywiście mogłem pojechać autem ale że była tak piękna pogoda, grzechem byłoby jej odpowiednio nie wykorzystać :). Stąd też dosiadłem Białego Rumaka i pomknąłem przez Międzyrzecze Górne, Mazańcowice i Kozy do Kęt by pograć coś z chłopakami. Kręciło mi się wybornie, noga podawała idealnie. Oczywiście się trochę spóźniłem ale było to efektem...hehe dłuższego pospania :). Podczas próby dostałem zaproszenie na rodzinny, sobotni obiadek więc z chęcią skorzystałem i zahaczyłem jeszcze o dom :).
Obiad niestety mnie rozleniwił i jakoś nie chciało mi się wracać do Jasienicy. Jednak pierwsze kręcenia korbą, przywróciły mi chęci i postanowiłem wracać przez Przegibek, tak żeby były jakieś metry w pionie :). Sam podjazd za szybko mi nie poszedł ale też wcale nie miałem zamiaru pobijać czasu uphill'u - miał to być z założenia rekreacyjny odcinek. Za to udało mi się pobić mój dotychczasowy rekord prędkości :) :). Hehe slick'i jednak robią dobrą robotę :). Oczywiście nie omieszkałem odwiedzić bielskiej PROmenady - jak zawsze brak znajomych :/ choć ludu było od groma. Po drodze zahaczyłem jeszcze o sklep. Hahah gdybyście mnie widzieli jak ja wracałem z pełną reklamówą zakupów!!! Po prostu jedna wielka komedia :D. I tak oto na 3 raty wyszło mi 80 kilometrów :)

Nie ma zdjęć - jest muzyczka :)





Dane wyjazdu:
208.02 km 76.00 km teren
11:11 h 18.60 km/h:
Maks. pr.:70.40 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2960 m
Kalorie: kcal

Lysa Hora Expedition 2013 - teamowo :)

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 08.10.2013 | Komentarze 4

...W końcu trzeba się zabrać za zaległe wpisy...

Na wstępie powiem, że dokładnego opisu trasy nie będzie ( mam na myśli kolorów szlaków ) ponieważ mam jakieś takie dziwne usposobienie, że jeśli ja nie planuję/buduję trasy to nie zwracam na nią dokładnej uwagi w trakcie. Po prostu jadę za resztą :). Czy to jest dobre czy złe to nie mnie oceniać - tak już mam. Wyjątkiem jest tylko sytuacja, gdy w trakcie dokonujemy wspólnych zmian. Ale aż tak strasznie nie będzie :D. Coś tam pamiętam ;). Aaaa dokładny opis trasy zamieścił na swoim bikelogu Marek ( opis ).

To może zacznę od początku...:). Podczas mojego symulowanego L4 ( próba zmiany pracy ) ktoś ( nie pamiętam już kto ) z ekipy bbRiderZ wpadł na szatański pomysł tripu na najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego tj. Lysej Hory (1324 m.n.p.m.). Nie ukrywam, że plan mi się bardzo spodobał: po pierwsze - planowałem powrócić po raz drugi w te rejony, a po drugie miało być jak najwięcej jazdy w terenie. Zatem zapowiadała się ciekawa wyprawa. A żeby było jeszcze piękniej, mieliśmy dodatkowo przewodnika ( Marka ), który zna te tereny jak własną kieszeń :).
Za miejsce zbiórki ustaliliśmy parking przy stadionie w Wapienicy i magiczną godzinę 7.00. Nie ukrywam, że w moim przypadku jest to dość wczesna pora, zważywszy na fakt, że do Wapienicy mam ponad godzinę kręcenia. Jednak tym razem postanowiłem się nie spóźnić :D. Hehe wyjechałem jeszcze przed wschodem słońca


Wchód słońca a ja już na bike'u :).

Niestety jakoś sobie źle obliczyłem czas dojazdu i byłem dużo za wcześnie :/. Hehe albo noga podawała za dobrze :D. Punk 7 w składzie 6 osobowym ruszyliśmy na w stronę Ustronia. W Jaworzu dołączył do nas Marek i tak oto w pełnym składzie pokręciliśmy w stronę granicy. Po drodze oczywiście sporo rozmów, śmiechów i wspomnień z poprzednich tripów. Kręciło się wybornie :). Nie omieszkaliśmy oczywiście zaliczyć...(patrz tabliczka niżej ) ;).







Jak wiadomo owa trasa górska to klasyczna bułka z masłem - hehe szlak chyba dla emerytów bo nic trudnego tam nie było :). Po przejechaniu przez granice moja orientacja w terenie się totalnie straciła. Jeszcze okolice Nydka w miarę kojarzyłem ale dalej to już totalna czarna dziura. Dzięki bogu mieliśmy przewodnika, który dzielnie nas prowadził po czeskich drogach, szlakach :).






Dla takich panoram warto jechać tak daleko - Pasmo Stożka i Czantorii.

Co mnie bardzo zaintrygowało to czeskie szlaki są idealnie przystosowane dla bikerów - szerokie szutrowe ścieżki/drogi. Z jednej strony fajnie bo nie trzeba katować się na luźnych kamieniach ale z drugiej strony na dłuższą metę robi się nudnie ;). Hehe nie no żartowałem :D. Jechało się super!! Na jednej z polan urządziliśmy sobie leśny popas - hehe mam na myśli obżarstwo ostrężynami i borówkami... w moim wykonaniu :). Dalej ruszyliśmy w stronę Ostrego, gdzie raptem zrobiliśmy sobie bardzo krótką na foto .





Podczas jednego z podjazdów na Slavice Marek zerwał łańcuch. Ekipa się trochę podzieliła - część pojechała dalej a część została i czekała aż Marek dokona serwisu swojego napędu. Hehe trzeba było trochę przycisnąć, żeby dogonić resztę :). Po drodze spotkaliśmy jednego z uczestników tegorocznego Tour de Babia - Zakopane Edition - Waldka. Jednak on wraz z kumplem nie dołączyli do naszej wesołej gromadki - postanowili jechać w przeciwną stronę. A żeby nie było tak szutrowo-asfaltowo, wjechaliśmy w trochę cięższy teren - z tego co pamiętam to był to czerwony szlak graniczny między Czechami a Słowacją. Bardzo fajny odcinek z licznymi technicznymi fragmentami.




Pomału nasz cel ukazywał się na horyzoncie.




Gdzieś na czerwonym granicznym szlaku.




Coraz bliżej...


Pomysł Piasqa na transport izo :D.


Żeby tak kolorowo nie było, to ktoś musiał złapać kapcia - tym razem padło na Grześka.






Marek ostro kręci pod górę.

Po dojechaniu do asfaltu prowadzącego na szczyt Lysej Hory podzieliliśmy się na dwie grupki: jedna wybrała wariant łatwiejszy a mianowicie uphill asfaltem, natomiast druga ( w tym ja, Piseq i Marek ) wersję terenową - czerwonym szlakiem. Mnie niestety pokończyły się zapasy picia i uphill szedł mi kiepsko. Wraz z Markiem po pierwszym przecięciu szlaku z asfaltem postanowiliśmy wjeżdżać już wersją łatwiejszą. Piaseq jednak dalej pruł terenem do góry. Przyznam się, że to był mój drugi uphill na ową górę i po raz drugi miałem przyjemność robić go w niezłym upale. Jakoś widać mam szczęście :D.





A na szczycie "popas" :). Upragniona przerwa na obiad :). Choć przyznam się, że na obfite porcje w tamtejszej knajpce nie ma co liczyć - zupy są podawane w w mini talerzykach/salaterkach. Jedynie co się opłacało kupić to spaghetti. Ja podczas uphillu marzyłem tylko o jednym - coca-coli. No niestety ten koncern nie
ma za dużej sprzedaży w tym raju - totalny brak produktów na półkach. Więc przyszło mi marzyć dalej o zimnej coli... Na szczycie ustawowe zdjęcie grupowe i trzeba było zjeżdżać bo czas gonił.












Grupowo - bez Piasqa bo on już zjeżdżał :)





Podczas zjazdu doszło do małego podziału - Piaseq wybrał trudny, techniczny zjazd natomiast my fajny trawers dużo łatwiejszą trasą ale za to szybszą :). Jednak rozłąka nie trwała długo bo może 15 minut :D. Później już razem leśnymi duktami zjechaliśmy do asfaltu by dalszą część trasy pokonywać po utwardzonej nawierzchni. Marek idealnie nas prowadził omijając ruchliwe drogi. Jeszcze po czeskiej stronie postanowiliśmy "ostudzić" nogi...i nie tylko :)




W Lesznej zrobiliśmy postój na uzupełnienie płynów i na pożegnanie się z naszym przewodnikiem. WIELKIE DZIĘKI MAREK!!!! Następnie spokojnym tempem ruszyliśmy w stronę Bieska. Oczywiście przewidzieliśmy fakt, że wrócimy po zmroku wiec w okolicach Jaworza trza było zainstalować oświetlenie.





Do Bielska dotarliśmy po 21-tej. Ja z racji, że byłem nieziemsko głodny postanowiłem odwiedzić jeszcze Stary Runek i wszmać kebaba. Po naładowaniu baterii ruszyłem w stronę domu by otworzyć wrota ok. godziny 22.

Reasumując: To była piękna wyprawa, wymagająca ale za bardzo przyjemna. Niestety dałem trochę ciała z zaopatrzeniem ale...mądry Polak po szkodzie :D. Wielkie dzięki Marzen i chłopaki za wspólny trip!!!! Było genialnie!!! Do następnego :)

P.S. I znowu 200 kilometrów pyknęło :). Aaa jestem mile zaskoczony ogromną liczbą spotkanych bikerów po drodze. Można by rzec, że jest ich jak mrówek :D.


Dane wyjazdu:
18.48 km 0.00 km teren
00:44 h 25.20 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:254 m
Kalorie: 619 kcal
Rower:

Na próbę...

Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 19.09.2013 | Komentarze 0

Co tu się będę rozpisywał :). Po prostu zrobiłem sobie rozgrzewkę przed próbą ( nogi ) i rozjazd po :). Poza tym nie ma to jak dobrze się dotlenić przed intensywnym myśleniem :D.
Zdjęć nie było...hehe bo nie było kiedy zrobić :D.



Dane wyjazdu:
64.00 km 0.00 km teren
02:24 h 26.67 km/h:
Maks. pr.:62.40 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:850 m
Kalorie: 2177 kcal

Szosowo po BŻE

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · dodano: 14.09.2013 | Komentarze 1

Po Beskid Żywiecki Expedition zrobiłem sobie dłuższą przerwę od pedałowania - hehe tyłek musiał się zreaktywować :D. Jednak po ponad tygodniu musiałem już dosiąść Białego Rumaka - cykloza się odezwała :). Stąd też na pierwszy ogień poszedł asfaltowy trip, hehe tak dla odmiany ;). Od samego początku w planie miałem odwiedzić...PROmenadę bielską czyli deptaczek przy lotnisku. Oczywiście jechałem z myślą, że kogoś spotkam :). Od momentu jak wsiadłem na bike'a, kręciło i się wybornie, noga podawała jak ta lala. W Bujakowie odbiłem na Podlesie by nie jechać cały czas ruchliwą drogą a poza tym chciałem odwiedzić troszkę tereny znane mi z dzieciństwa. Później już standardowo zjechałem z Krzemionek na Lipnik bocznymi drogami. Oczywiście nie omieszkałem odwiedzić Starego Rynku (ZWM'u) w Bielsku jednak tym razem obyło się bez piwka :). Noga dalej podawała fantastycznie :). Przejazd przez PROmenadę to już była czysta formalność - niestety nikogo znajomego na niej nie spotkałem więc postanowiłem wracać do domu jednak tym razem przez...Przegibek. Hehe a tak żeby było trochę uphill'u ;). I tu niespodzianka - jeszcze tak dobrze nigdy nie wyjeżdżało ni się na tą cooltową przełęcz. Power był niesamowity!!! Hehe sam sobie się dziwiłem. Zjazd oczywiście na maxa - ile fabryka dała choć Vmax najlepszy może nie był. W Międzybrodziu już nic nie kombinowałem z trasą i postanowiłem wracać klasycznie do domu, hehe choć kusiła mnie jeszcze Targanicka ;).

Zdjęć jakoś nie robiłem ze względu na spory power w nogach ;). Ale za to będzie troszkę dobrego OPETH'a :)



Dane wyjazdu:
78.40 km 13.00 km teren
04:13 h 18.59 km/h:
Maks. pr.:52.90 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:590 m
Kalorie: kcal

Beskid Żywiecki Expedition 2013 - Etap III

Sobota, 3 sierpnia 2013 · dodano: 09.09.2013 | Komentarze 3

Nadszedł w końcu trzeci dzień mojej wyprawy. Tym razem miał to być najprostszy, najlajtowszy i najmniej wymagający ze wszystkich etapów. Miał...ale nie był!! Z racji, że tym razem czas mnie zbytnio nie gonił, postanowiłem sobie pospać do oporu. Tym razem obyło się bez nocnych akcji ratunkowych :). Zjadłem śniadanie - hehe zupę pomidorową bo tylko na nią mi starczyło bo przecież kartą płacić w schronisku się nie da ;) - pomknąłem dalej czerwonym szlakiem w stronę Bystrej. Ten odcinek był dość krótki, zaledwie 12 kilometrów terenu, ale za to dość urozmaiconego :). Co prawda singielków nie było ale i tak fan z jazdy był. Kręciło się wybornie choć brakowało widoczków na Tatry - słaba przejrzystość :/.




W oddali niewidoczne Tatry.




Pomnik partyzantów

W zasadzie czerwonym szlakiem zjeżdżało się cały czas więc nogi, można by rzec, odpoczywały. W lesie upał nie dawał zbytnio w kość ale po wjechaniu na asfalt...makabra!!! Jeszcze w Bystrej zrobiłem sobie przerwę na konkretne śniadanie i dalej już asfaltami, na moich w zasadzie nowych Panarecer'ach, kręciłem w stronę domu. O ile do Makowa Podhalańskiego jechało się fajnie to już za tak wesoło nie było. Upał dawał się coraz bardziej we znaki - nie dość, że temperatura powyżej 30 stopni to do tego mega rozgrzany asfalt. Po prostu masakra. Przed Suchą zacząłem opadać z sił zatem trzeba było uzupełnić zapasy kalorii :). Standardowy posiłek w Suchej - kebeb z frytami i surówką :). Jak zawsze porcja mega ;)...Niestety nie udało mi się, mimo wielkich chęci, wszamać całości ;). Po, można by powiedzieć, obiedzie siły wróciły ale zabrakło chęci :D. Po obżarstwie dobra jest sjesta a nie wysiłek fizyczny :). Stąd też udałem się nad Skawę w celu zebrania chęci i schłodzenia organizmu :). Przyszła pora na dalsze asfaltowe kilometry. Z Suchej pojechałem w stronę Wadowic. Kręciło się nadal ciężko - noga już nie podawała tak dobrze jak jeszcze parę godzin wcześniej.


Ostatnie szuterki.




Walka z asfatami i nieziemskim upałem.

Standardowo przed Wadowicami skręciłem na Gorzeń Górny by docelowo wjechać na czerwony szlak rowerowy do Andrychowa. Hehe oczywiście musiałem przejechać sobie jeden zjazd na szlak - tak to jest jak zawsze jedzie się w przeciwnym kierunku :D. W Andrychowie ustawowa przerwa na włoskiego lodzika i już o dziwo w pełni sił pomknąłem do domu :).


REASUMUJĄC:
To była moje pierwsza kilkudniowa wyprawa więc patrząc teraz z perspektywy czasu, parę rzeczy zrobiłbym inaczej, głównie chodzi o ekwipunek. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony :). Cel osiągnięty w 100%. Dzięki Bogu obyło się bez awarii i żadnych niespodzianek :). W tym roku zapewne nie uda się już zorganizować jakiegoś kilkudniowego tripu ale w przyszłym roku...??? Na bank i to nie raz :).
Kategoria Beskid Żywiecki


Dane wyjazdu:
70.23 km 47.00 km teren
06:31 h 10.78 km/h:
Maks. pr.:50.10 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2100 m
Kalorie: kcal

Beskid Żywiecki Expedition 2013 - Etap II

Piątek, 2 sierpnia 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 1

Po pierwszym etapie usnąłem w momencie - hehe zmęczenie zrobiło swoje. Jednak nie był to twardy sen - co chwila się przebudzałem więc za bardzo się nie wyspałem. Do tego jeszcze ok północy do Bacówki zawitał GOPR - jedna turystka dostała sporej gorączki. Mino, że sen był co chwila przerywany to i tak pospałem dość długo :). Zjadłem śniadanie i ruszyłem ok godziny 9:30 w dalszą część BŻE 2013. Pierwszym poważniejszym celem była Hala Miziowa stąd też kręciłem niebieskim szlakiem granicznym na Trzy Kopce. Trasę znałem bardzo dobrze bo jechałem nią rok wcześniej więc mnie totalnie nie zaskoczyła :). Tym razem tylko,ze względu na SPD, wyjeżdżałem prawie wszystkie podjazdy - darowałem sobie tylko podjazd na Hrubą Buczynę i krótki podjazd na Trzy Kopce. W zasadzie były do wyjechania ale odpuściłem tylko ze względu na oszczędzanie sił na resztę ;). Odcinek Bacówka-Trzy Kopce jest bardzo przyjemny: są fajne podjazdy, zjazdy, parę singielków i przy ładnej pogodzie cudne widoki. Poza tym podłoże jest nieźle urozmaicone: ściółka, klasyczna rąbanka beskidzka, wąskie ścieżki,szerokie drogi leśne i troszkę technicznych zjzdów czyli dla każdego coś miłego :). Aaaa no i oczywiście korzenie :D.


Bacówka tym razem o poranku :).


Pilsko widziane z okolic Hrubej Buczyny (1123 m.n.p.m.)

Na trzech Kopcach wbiłem się na czerwony szlak na Halę Miziową. Trasę tą już też robiłem :). Jest to bardzo przyjemny odcinek z elementami rąbanki beskidzkiej i pięknymi widokami. W 4 litery daję tylko podjazd na Munczolik. Nie dlatego, że jest ostry, tylko że jest sporo luźnych kamieni, na których łatwo stracić przyczepność. Mnie dość mocno doskwierał upał podczas tego uphillu i garb więc wyjechałem tylko jakieś 80% tego odcinka. Za to zjazd z Palenicy dał mi dużo frajdy :). Na Hali Miziowej spotkałem zaprzyjaźnioną parkę z Bacówki ( nota bene byli oni z Bielska )- oni wyszli dużo wcześniej bo też mieli problemy ze snem. Chwila pogaduszek i pokręciłem do schroniska...wróć...hotelu!!! Nie no makabra!! Ceny mają totalnie wyssane z palca!! 0,5 litra coca coli kosztuje bagatela 6 zł. Po prostu przegięcie roku zważywszy na fakt, że jest to "schronisko", do którego bardzo łatwo dotrzeć autem, nie wspominając już o wyciągach!! No nic, miałem smaka na cole to sobie kupiłem a przy okazji podładowałem komórę. Następnie czerwonym szlakiem ruszyłem w stronę Przełęczy Glinne. I przyznam się bez bicia - to był najtrudniejszy technicznie odcinek całego BŻE 2013. Na dzień dobry przywitały mnie niezłe głazy na ścieżce, później konkretna ilość korzeni a na końcu stromy, bardzo techniczny, wąski zjazd rynną usłaną dużymi, luźnymi głazami. Na tym odcinku wywinąłem spektakularnego orła a w zasadzie mini salto - chcąc ominąć młodego piechura, przyjąłem złą pozycję podczas ostrego zjazdu wskutek czego najechałem na głaz, na którym mnie przeważyło i pięknie przeleciałem przez kiere, dzięki bogu nie do środka rynny, bo pewnie upadłbym na kamienie, tylko na zewnątrz rynny wprost na borowinę. Hehe skończyło się tylko na wybrudzonej koszulce bo garb zamortyzował upadek. Po tej wywrotce na tym szatańskim odcinku troszkę spasowałem i ostrzejsze momenty sprowadzałem. Myślę, że gdyby nie owy młodzieniec i co najważniejsze garb na plecach, który dość mocno utrudniał mi przyjęcie odpowiedniej pozycji, to zjechałbym całość :). Po ostrej części przyszła pora na szybki szuterek do samej przełęczy.


Zjazd z Palenicy a w tle Pilsko.




Hala Miziowa a w tle Góra Matka.


Rozkmina nad dalszą trasą przy "super taniej" coca coli ;).


Oj fajnie się kręciło po takiej ścieżce :)


Uzupełnianie płynów.



Już na Hali Miziowekej podjąłem decyzję o zmianie części trasy drugiego etapu. Pierwotny plan zakładał zjazd asfaltem z Przełęczy Glinne do Oravskiej Polhory asfaltem ( czyt. drogą główną ) jednak postanowiłem urozmaicić trochę trasę w parę kilometrów terenowych :). Myślałem jeszcze o wdrapaniu się na szczyt Pilska by zjechać z niego genialnym niebieskim i zielonym szlakiem ale zajęło by mi to za dużo czasu a poza tym z plecakiem nie było by takiego fanu :). A zatem na Przełęczy Glinne wróciłem z powrotem na czerwony szlak. Bardzo fajna trasa, dość spokojna, łagodna, łatwa i na pewno rzadko uczęszczana przez turystów. Czerwonym szlakiem dojechałem aż za Jaworzynę by tam wbić się na bardzo krótki mini szlak żółty łączący żółty szlak z Jałowcowego Garbu do Oravskiej Polhory. Po wjechaniu na już ten właściwy żółty szlak, moje nogi z deczka sobie odpoczęły - w zasadzie biegł on cały czas w dół asfaltowymi drogami. Po drodze zrobiłem sobie krótką przerwę w przydrożnej rzeczce na niekoniecznie krótki odpoczynek ;)


Babiczka ;).


Baza namiotowa Głuchaczka SKPB Katowice




Oj chciało się wskoczyć :).



Można by pomyśleć, że w zasadzie niepotrzebnie zjeżdżałem z czerwonego, gdyż spokojnie mogłem nim dojechać do Mendralowej, Jaworowego Grzbietu, później zjechać do Zawoi by ostatecznie wjechać na Krowiarki. Jednak ja chciałem trochę pojeździć po słowackich drogach a przy okazji uzupełnić zapasy. Poza tym miałem ochotę zobaczyć Tatry w pełnej odsłonie i przypomnieć sobie po części trasę jaką kiedyś robiliśmy z Ludwikonem okrążając Babią Górę. Jednak coś mi się pokiełbasiło i po drodze nie było żadnego sklepu więc pozostało mi tylko napełnić bidony w strumyku :).


Pierwszy widok na Tatry.




Tatry cd.


Ciąg dalszy cd. ;)



Po przekroczeniu granicy jechałem bardzo przyjemnym asfaltem aż do drogi na Krowiarki ( jest to szlak rowerowy, niestety nie pamiętam koloru :/ ). Podczas jednego podjazdu zawstydził mnie jeden biegacz...wyprzedził mnie ;). Nie powiem ale tempo miałem delikatnie mówiąc...żenujące. Zmęczenie i upał zrobiły swoje. Na Krowiarkach zrobiłem sobie dłuższą przerwę na uzupełnienie baterii. Co ciekawe na terenie Babiogórskiego Parku Narodowego litrowa Cola jest o złotówkę tańsza niż półlitrowa na Hali Miziowej (?) :). Po odpoczynku ponownie wjechałem na czerwony szlak na Policę. Początkowo trochę prowadzenia ( stopnie ) ale później już prawie całość na siodle. Odpuściłem sobie tylko zjazd z Syhleca - dość stromy i techniczny odcinek a ja już dość mocno czułem zmęczenie więc byłyby na pewno problemy z refleksem. Droga na Policę to już typowa trasa w Beskidzie Żywieckim - mnóstwo korzeni na szlaku. Hehe na tym fragmencie walczyłem dość mocno z muchami - ich ilość mnie po prostu przerażała i delikatnie mówiąc wkurzała :). Mimo to jechało się bardzo przyjemnie.


Pomnik upamiętniający katastrofę lotniczą na Plicy .


Widok na Tatry z Policy.





Na planowany nocleg na Hali Krupowej dotarłem podobnie jak w przypadku pierwszego etapu - ok godziny 19-tej. Tym razem już tak pięknych widoczków nie miałem - Tatry spowiły się mgłą/chmurami. Po sytym żurku przyszła pora na nagrodę a mianowicie na zimne piwko :). Przy okazji spotkałem "okolicznego" bikera - chwilę pogawędziliśmy o ciekawych trasach w okolicy. Hehe tym razem w schronisku byłem zupełnie sam, hehe no może oprócz personelu obiektu. Z racji, że i tym razem byłem dość mocno padnięty usnąłem w momencie :).
Kategoria Beskid Żywiecki


Dane wyjazdu:
56.36 km 55.50 km teren
06:07 h 9.21 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1860 m
Kalorie: kcal

Beskid Żywiecki Expedition 2013 - Etap I

Czwartek, 1 sierpnia 2013 · dodano: 29.08.2013 | Komentarze 7

Długo planowana wyprawa!!! W zasadzie na sam pomysł wpadłem już w zeszłym roku, a w tym doszlifowałem logistycznie :). Hehe nie myślcie sobie, że szlify trwały tak długo :D, bo może 2 godziny. Jedynie problem był z wyznaczeniem pierwszego noclegu ale po szczegółowym przestudiowaniu mapy i poobliczaniu mniej więcej czasu przejazdu miejsce noclegowe zostało wybrane :). W planie była jazda w większym towarzystwie ale chętnych za dużo nie było ;). A nie było bo...hehe był to wyjazd dość mocno spontaniczny :). Siedziałem sobie na urlopie i rozmyślałem, gdzie by tu się wybrać na porządną wyrypę. W planach miałem odwiedzić znajomych z Częstochowy ( Skowronka, Rafała, MisterDry i Piksela ) ale głód terenu spowodował zmianę planów i szybkie przygotowania do wyprawy :).
Tym razem zaopatrzyłem się w izo w proszku by nie wozić niepotrzebnych kilogramów. P.S. Nawet nie było najgorsze ;). Jako, że wyprawa miała być 3 dniowa, trza było zabrać...plecak. Przyznam się bez bicia - nie lubię kręcić z plecakiem ale okoliczności tego wymagały. Starałem się jak najbardziej odchudzić swój pakunek ale i tak plecak 35 litrowy został wypełniony po brzegi - 1/3 zajmował sam śpiwór. Profilaktycznie zabrałem też cieplejsze rzeczy mimo, że na cały okres wyprawy zapowiadali upały- nigdy nic nie wiadomo ;). Wyjątkowo zabrałem nawet maksymalnie odchudzoną apteczkę - różnie to bywa samemu na beskidzkich szlakach. I tak cały spakowany po brzegi, rozpocząłem samotną wyprawę przez Beskid Żywiecki :).



I etap mojej wyprawy obejmował stricte terenowy odcinek od Zwardonia do miejsca noclegu, a mianowicie do Bacówki PTTK pod Krawców Wierchem.
Do Zwardonia dotarłem pociągiem troszkę później niż miałem w pierwotnym planie. A późno dlatego, że pierwszy pociąg z Bielska wyruszał dopiero o 7 rano :/. Na miejscu byłem chwilę przed 9 rano. Szybko podjechałem do najbliższego sklepu by kupić sobie coś na śniadanie i ruszyłem czerwonym szlakiem w stronę Wielkiej Raczy. Z racji, że kilometrów było przede mną sporo nie narzucałem sobie ostrego tempa - delikatnie mówiąc, oszczędzałem się. Upał i kilogramy na plecach niestety były dość mocno odczuwalne - na ostrzejszych podjazdach zsiadałem z bike'a. Normalnie były one do podjechania ale "tylny" bagaż z deczka utrudniał uphill. Na dzień dobry, bo raptem może po 2 kilometrach jazdy, zjechałem ze szlaku. Powód - kiepskie oznaczenie i entuzjazm związany z samą wyprawą :D. Straciłem dobre pół godziny zanim znalazłem szlak. Pomyślałem sobie: Jakoś nie za dobry początek eskapady ;). Jechało się wybornie, żałowałem jedynie, że nie wyposażyłem się w bandane, gdyż pot lał się z pod kasku momentami ostro. Początkowo szlak biegł po leśnych, szutrowych i momentalnie nieźle zniszczonych przez leśników drogach by potem wkroczyć w to co tygryski lubią najbardziej, a mianowicie malownicze single tracki. Oj przyznam się fan był ogromny :). Byłby może, a nawet na pewno, większy gdyby nie garb na plecach, który to dość mocno ograniczał na zjazdach, Mimo wszystko bawiłem się przednie :).


Biały rumak na Dworcu PKP w Bielsku-Białej w oczekiwaniu na pociąg do Zwardonia :).


Przedziału dla rowerów niestety nie było stąd zostało mi tylko koczwanie w ostatnim wagonie pociągu.


Gdzieś na czerwonym szlaku na Wielką Raczę.


Oj widoczki to były przepiękne :).










Singielków pierwszego dnia trochę było :).


Za takie coś kocham Beskid Żywiecki!!




Przyznam się bez bicia - nie miałem pojęcia co to są za szczyty ale i tak było zajebiście ;)


Podjazd na Wielką Raczę.

Gdzieś niedaleko przed Wielką Raczą musiałem troszkę poimprowizować, gdyż szlak się gdzieś posiał a ja dojechałem do rozwidlenia dróg. Na moje szczęście wybrałem dobrą drogę. Troszkę sobie po drodze przypominałem owy szlak bo już kiedyś razem z Ludwikonem jechaliśmy nim, lecz w przeciwnym kierunku. Hehe dużo się nie zmienił tylko miałem wrażenie jakbym go szybciej pokonał :). A tak na marginesie to dwa etapy całej wyprawy miałem przejechane w 80% - robiłem to na raty w przeciągu ostatnich lat a teraz chciałem sobie zrobić mega kompilację ;). Na Wielkiej Raczy zrobiłem sobie dłuższą przerwę na uzupełnienie płynów i kalorii. Turystów mnóstwo,a to przecie środek tygodnia...Co ciekawe w 90% to byli Słowacy - hehe może mieli jakie święto ;). Tym razem widoczki na Raczy mnie rozpieszczały - było nawet widać Tatry :).


Wielka Racza (1236 m.n.p.m.) - Mała Fatra jak na dłoni.


Panorama z Wielkiej Raczy.


cd.

Po solidnym popasie ruszyłem dalej w stronę Przełęczy Przegibek. Nie, nie, nie tej w Beskidzie Małym :). Na dzień dobry przywitała mnie klasyczna rąbanka beskidzka by później wjechać na "majestatyczną" polankę, po której jechałem dość intrygującą koleiną. Hehe koledzy z bbRiderZ jechali nią parę dni później i też im się podobała :).




Dla takich widoków wart się porządnie sponiewierać na bike'u :).





Po szuterkach, leśnych duktach i singlach przyszła pora na typowe podłoże Beskidu Żywieckiego a mianowicie "korzenną rąbankę" :). Nie powiem, lekko się nie jedzie ale za to fan jest niezły i można poćwiczyć technikę :). Oczywiście były momenty, gdzie zsiadałem z bike'a ale to w tamtych rejonach norma. Poza tym walka z korzeniami pochłania sporo energii a ja musiałem ją dobrze racjonować ;). Był to chyba najbardziej techniczny odcinek całego I etapu. Na Przełęczy Przegibek zrobiłem kolejny postój na ładowanie baterii i jak się niestety okazało ostatnie napełnienie bidonów :/. Dalej już pedałowałem w kierunku Wielkiej Rycerzowej ( ponownie czerwony szlak graniczny ). Na tym odcinku dowaliłem trochę do ognia :) - poczułem spory przypływ energii i nie odpuszczałem na ( prawie ) żadnym podjeździe. A prawie dlatego bo na Majcherową wjechać się nie dało - jakiś 50-cio metrowy ostry wypych.




Wielka Rycerzowa (1226 m.n.p.m.)

Z Wielkiej Rycorzewej jechałem już dla mnie totalnie nieznanym szlakiem ( niebieskim, granicznym ) na Przełęcz Glinka. Oooooo to był rzeźniczy odcinek!!!! A w zasadzie dwa momenty: atak na Świtową i Oszusta. Przyznam się : to nie był zwykły wypych!!!! To był ALPINIZM ROWEROWY!!!!! Większych kiep moje oczy w Beskidach nie widziały!!! Nachylenie terenu to minimum 60 stopni a procentowo to już nie wspomnę! Po prostu rzeźnia. Wypychy może nie były długie ( ok 100/200 metrów ) ale na każdy poświęcałem od 20 do 30 minut. Tempo makabryczne ale zważywszy na warunki ( mega stromizna, załadowany bike - ok 15 kg, plecak i słaba przyczepność do podłoża ) to i tak nie najgorzej. Nie chce nic mówić ale w zimie na tych "podejściach" to bez raków i czekanu nie ma nawet co próbować. Odcinek od Wielkiej Rycerzowej do przełęczy Glinka to był chyba najbardziej dziki podczas całej wyprawy. Zero ludzi na szlaku i co najważniejsze szlak miejscami bardzo mocno zarośnięty - trawa po ramiona!!. Mimo tych dwóch mega wyczerpujących wypychów i tak jechało się przednie. problem był tylko z...piciem - za Oszustem zapasy wody mi się skończyły. Niestety nie przewidziałem tego i do miejsca noclegowego dotarłem już z deczka odwodniony i padnięty.


Wypych na Świtkową - zdjęcie niestety nie oddaje stromizny ( szeroki kąt ). Jednak mina swoje mówi ;).




Pański Kamień


Po mega wypychu na Oszusta chwila relaksu z pięknym widoczkiem.

Do bacówki dotarłem po 19-tej. Czas?? Hmnn nie najgorszy choć zawsze mógł być lepszy :). Wpadłem do środka i pierwsze co zrobiłem to kupiłem 1,5 litrową wodę - poszła w 15 minut. Potem przyszła pora na załatwianie noclegu i tu niezła niespodzianka: dzwoniłem 2 dni wcześniej upewniając się o wolne wyrko, kwestie sanitarną i miało być wszystko OK. No jednak nie wszystko - problem z wodą a mianowicie z prysznicem. Ze względu na suszę i ograniczoną ilość wody prysznice zostały zamknięte. Pomyślałem: FUCK!! Iść spać totalnie przepocony i uświniony albo próbować się umyć w umywalce Oczywiście wybrałem opcje drugą choć łatwo nie było :). Tak na marginesie dodam, że podczas wypychy na Oszusta pierwszy raz w życiu pot lał mi się ciurkiem z łokci - po prostu makabra :). Po załatwieniu kwestii noclegu zjadłem porządną obiadokolacje i poszedłem podziwiać Małą Fatrę podczas zachodu słońca. Spotkałem jeszcze pewną prze sympatyczną parkę, z którą sobie trochę pogawędziliśmy i powspominaliśmy podejście pod Oszusta - hehe szli tą samą trasą co ja tyko, że od Wielkiej Raczy. Po "kąpieli" skoczyłem jeszcze do bufetu ( bardzo jajcarska obsługa płci pięknej ), zakupiłem piwko ( tak w nagrodę ) i poszedłem na zachód słońca na Halę Krawculę. Widoczki bajka a jak piwko smakowało :).


Bacówka PTTK pod Krawców Wierchem.


W oddali towarzyszka całego pierwszego etapu - Mała Fatra.


Po całym dniu należy się...nagroda ;).


Jeden z ładniejszych zachodów słońca jakie widziałem.



I tak oto pierwszy dzień/etap Beskid Żywiecki Expedition 2013 dobiegł końca. Wylałem hektolitry potu, spaliłem w cholerę kalorii ale było warto!!

P.S. Tak w ramach informacji a propo Bacówki to problemy z wodą są tam normalne - w końcu to góry, wodociąg tam nie dochodzi ;). Druga sprawa to prąd!! Jeśli w schronisku nie ma kompletu ludzi to nie włączają agregatu stąd też prądu dla turystów nie ma - brak światła po zmroku w pokojach. Ale za to jest klimatycznie :). Aaaa maksymalnej prędkości nie podałem bo...licznik mi zwariował i pokazał 142 km/h :D.
Kategoria Beskid Żywiecki