Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2013

Dystans całkowity:291.66 km (w terenie 98.00 km; 33.60%)
Czas w ruchu:19:49
Średnia prędkość:14.72 km/h
Maksymalna prędkość:58.90 km/h
Suma podjazdów:7747 m
Suma kalorii:3606 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:41.67 km i 2h 49m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
22.76 km 6.00 km teren
01:26 h 15.88 km/h:
Maks. pr.:45.18 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:803 m
Kalorie: 529 kcal

Asfaltowy teren ;)

Piątek, 27 września 2013 · dodano: 03.11.2013 | Komentarze 1

Z cyklu szybki wypad :). Na twarzoksiążce zgadałem się k4r3l'em, na szybki asfaltowy wypad - tak, żeby się porządnie zmęczyć w krótkim czasie bo pora już była dość późna ( przed 17-tą ). W planie był uphill na Kocierz. Co prawda założone miałem terenowe opony ale jakoś kiedyś tylko na takich się jeździło. Ba - na takich wykręciłem kiedyś 200 km po asfaltach :). Ale do rzeczy... Miało być asfaltowo ale...wyszło terenowo :D. Hehe Kuba szatan mnie przekonał ;). Ostatnio coś z k4r3l'em, razem czy osobno, "penetrujemy" okoliczne lasy, ścieżki czyli można by rzec nasz piękny Beskid Mały. W końcu kurcze to nasze rejony więc powinniśmy je znać jak własną kieszeń, a z tym czasami bywa różnie. Tym razem też pozwiedzaliśmy nowe ścieżki. Na pierwszy ogień poszedł nam dobrze znany uphill z Farówki w stronę zielonego szlaku. Fajny podjazd, z początku dość stromy ale później już dość lajtowy. W zasadzie cały czas trasa była budowana bo jakiegoś konkretnego pomysłu nie mieliśmy. Po wjechaniu na zielony szlak, bardzo szybko z niego zjechaliśmy :), kierując się leśną, bardzo miłą drogą w stronę zółtego szlaku. Tam też Kuba wpadł do dość głębokiej kałuży. Hehe dzięki bogu tylko nogą, a dokładnie butem choć i tak to nie było za przyjemne zważywszy na fakt, że na polu za ciepło nie było bo tylko 11 st.C.


Góra Matka widziana z pod Złotej Góry ( Złotej Górki ).

Po wjechaniu na żółty szlak zaczęła się delikatna walka z mega rozdupioną drogą. Po prostu leśnicy/szabrownicy itp. po wycince oczywiście nie mogli po sobie posprzątać zostawiając na drodze mnóstwo dziadostwa, nie wspominając już kosmicznych koleinach i tonie błota. Przemoczony but Kuby dawał się już mocno we znaki, poza tym robiło się już szaro więc trzeba było skracać trasę. Z mega rozdupionego żółtego szlaku zjechaliśmy na leśną ścieżkę, która doprowadziła do przysiółka Nad Gugą. Po drodze jeszcze złapałem kapcia - po prostu pech . Dzięki bogu jakoś dziwnie natchnęło mnie żeby zabrać ze sobą zapasową dętkę - normalnie na tak krótki dystans bym nie brał.


Jeden z ładniejszych punktów widokowych w "paśmie" Bukowskiego Gronia. Niestety z roku na rok coraz bardziej zarasta :/.

W Brzezince pożegnałem się z k4r3l'em i już bocznymi drogami dotarłem do domu. Było krótko, było fajnie i z przygodami ;).

P.S. Po raz któryś już podczas tripu z k4r3l'3m padł temat zorganizowania jakiś zawodów w Beskidzie Małym. Może się w końcu uda coś zorganizować albo chociaż oznaczyć jakieś fajne trasy :).
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
68.94 km 32.00 km teren
04:20 h 15.91 km/h:
Maks. pr.:58.90 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1830 m
Kalorie: kcal

Magurka w dość teamowo okrojonym składzie.

Niedziela, 22 września 2013 · dodano: 28.10.2013 | Komentarze 3

Po Beskidzie Żywieckim ponownie powróciłem w mój ulubiony Beskid Mały. Hehe oczywiście w teren :). Tym razem postanowiłem pokręcić coś z chłopakami z team'u ( bbRiderz ) bo co chwilę mi zarzucali, że ich olewam... Tym razem to oni mnie olali ;) - na umówioną ustawkę zgłosił się tylko Marcin. W zasadzie już w sobotę wiedziałem, że odzew będzie raczej kiepski stąd też na przedzie zaproponowałem dość rozsądną porę startu ( jak na niedzielę ) bo 11 :). W końcu w niedzielę wypadałoby się choć trochę wyspać ;). Oczywiście na jedenastą miałem być w Bielsku, a dokładnie w Straconce, jednak ja wyruszyłem po 9-tej bo postanowiłem jeszcze po drodze zaliczyć Gaiki... A tak na rozgrzewkę ;). Na Gaiki wjechałem klasycznie zielonym szlakiem, wpierw pokonując niezłą, asfaltową ściankę na Nowy Świat ( fragment niebieskiego szlaku z Międzybrodzia Bialskiego ). Powiem szczerze - krótko ale jakże treściwie, młynek musiał być :). Z Gaików zjazd czerwonym szlakiem do Straconki, gdzie czekał już na mnie Marcin. Lubię ten odcinek - jest technicznie, jest urozmaicono, jest fun :).


Hrobacza Łąka w chmurach./i]


[i]Na zielonym...



Czupel również zasłonięty chmurami.

Jako że po szybkim musi być wolne a po downhillu musi być uphill, przyszła pora na zdobywanie Magurki Wilkowickiej. Wybraliśmy z Marcinem całkowicie przejezdną i łatwą opcję a mianowicie czerwony szlak ze Straconki. Poza w zasadzie jedną asfaltową ścianką, wyjeżdża się dość łagodnie, trawersując zboczem Magurki.




Piękna panorama Bielska :).



Po krótkiej przerwie w schronisku zaczęliśmy część przyjemniejszą a mianowicie zjazd czarnym szlakiem do Łodygowic. Jakoś nie wiem dlaczego ale jechałem dość asekuracyjnie - wolniej niż zazwyczaj. Może było to przyczyną agonalnego stanu amora, może wiek mnie już nie puszcza ;) a może miałem gorszy dzień?? Nie mam pojęcia...




Awaria przesądzająca a dalszych planach.

W okolicach Skały Czarownic Marcinowi pękł i wykrzywił się konik w przerzutce :(. Po naprostowaniu dało się jechać ale istniało spore prawdopodobieństwo wkręcenia przerzutki w szprychy stąd też nasz plan ataku Skrzycznego legł w gruzach :/. W zasadzie mogłem jechać sam ale...to już nie to samo. Zatem po zjechaniu ze szlaku wróciliśmy asfaltami do Bielska, gdzie pożegnałem się z Marcinem po czym postanowiłem nabić trochę metrów w pionie i ponownie wjechać na Magurkę czerwonym szlakiem ze Straconki. Heheh mnie to zawsze mało :D. No co tu dużo gadać: teren jest zawsze lepszy niż asfalt :). W zasadzie na sam szczyt Magurki po raz drugi nie wjechałem bo wbiłem się na żółty szlak do MIędzybrodzia Bialskiego. To był chyba najgorszy i najmniej przyjemniejszy dowhill... Nie dość, że amor w zasadzie nie działał, to jeszcze hample się tak zapowietrzyły, że prawie nic nie hamowały. Po prostu makabra - serce w dupie i totalny brak amortyzacji. Po tym jakże nie komfortowym zjeździe musiałem chwilę ochłonąć...Powrót do domu już stricte asfaltem - hehe nie zniósł bym już więcej nierówności ;).
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
95.00 km 50.00 km teren
08:02 h 11.83 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2600 m
Kalorie: kcal

"Kuba...Przejaśnia się!!!!" Czyli Jałowcowe brodzenie w błocie ;)

Poniedziałek, 16 września 2013 · dodano: 24.10.2013 | Komentarze 3

Po jakże "długiej "delegacji" ( 4 dni ;) ) i kiepskim pogodowo weekendzie naszła mnie straszna ochota na PURE MTB :). Poza tym przed kolejną delegacją trzeba było odpowiednio naładować baterie :). Już w niedzielę z k4r3l'em zaplanowaliśmy wspólnego tripa w tereny dotąd dla nas nie znane. Wstyd się przyznać ale na Jałowcu jeszcze żaden z nas nie był a przecież jest tak niedaleko :/. Kuba zasięgnął troszkę info od naszego wspólnego znajomego Olafa, który to idealnie przedstawił trasę, opisując z najmniejszymi szczegółami. Prognozy nie były za optymistycznie ale ja już chciałem się porządnie sponiewierać w błocie i ogólnie mówiąc mokrych warunkach. Zatem ruszyliśmy :). Na pierwszy ogień poszła Pańska Góra nad Andrychowem, później namiastka zielonego szlaku w stronę Leskowca. Jednak na sam Leskowiec a dokładnie Groń Jana Pawła II wjechaliśmy szlakiem serduszkowym/czarnym z Rzyk Jagódek. To była taka rozgrzewka przed samym Jałowcem :).


K4r3l ostro kręci na fajnym singielku pod Groniem JP II.



Na sam szczyt Leskowca już nie wjeżdżaliśmy, szkoda było czasu a poza tym... hehe to miejsce nie jest nam obce :). Zjazd do Krzeszowa już genialnym czerwonym szlakiem. Przyznam się, że już dwukrotnie nim jechałem w drugą stronę ale w dół - nigdy. Po prostu bajka!! Szkoda tylko, że miałem lekką blokadę spowodowaną kiepskimi hamplami bo zapewne jechałbym dużo szybciej :). W Krzeszowie...No cóż...Pogoda się z deczka zmieniła - mgliście, pochmurno i widać było, że musiało niedawno ostro lać. Co ciekawe po drugiej stronie pasma suchuteńko i nawet momentami świeciło słońce. Planowo do Stryszawy mieliśmy jechać niebieskim ( asfaltowym ) szlakiem lecz ostatecznie wybraliśmy czarny, bardziej terenowy. Nota bene bardzo przyjemny odcinek, może mało wymagający ale kręciło się bardzo fajnie. Podczas już samego zjazdu do Stryszawy dopadł nas...deszcz - tzw pierwsza fala. A dlaczego pierwsza??? Hehe bo było ich więcej :). Rozlało się dość porządnie, do tego jeszcze nie wyglądało, żeby się miało coś poprawić :/. Dłuższa przerwa i rozkmina co dalej...Jednak postanowiliśmy zaryzykować i jechać dalej :).






Hehe atrakcje na trasie :D.



Dzięki bogu się przejaśniło i mogliśmy się troszkę podsuszyć a przy okazji uzupełnić baterie wcinając ma się rozumieć banany ;). Dalej pokręciliśmy niebieskim szlakiem w stronę Przełęczy Przysłop. Również bardzo fajny odcinek, takie "miż maż" terenu i szosy, downhillu i uphillu. Tam dopadła nas...II FALA!!. Hehe nie ma jak jazda w deszczu po mega grząskim terenie!!! Tego mi trzeba było - upodlić się na maxa :). Niestety minusem takiej przyjemności był spory ubytek mocy - śliskie/grząskie podjazdy pochłaniały mnóstwo siły. Mimo wszystko fan był a to najważniejsze :). Oczywiście podczas ulewy padł mi licznik - niestety nie jest wodoszczelny - stąd też dane są orientacyjne :/.



Po wjechaniu na Przełęcz Przysłop pogoda zaczęła się poprawiać. Od tej pory jechaliśmy trasą wyznaczoną przez Olafa. Nie kręciliśmy żółtym szlakiem na Jałowiec tylko boczną, pożarową,leśną drogą. Przypominało mi to trochę trasy po czeskiej stronie, w okolicach Ostrego czyli łagodnie, szutrowo, bez większego wysiłku.



Następnie wbiliśmy się na krótki odcinek zielonego szlaku, który doprowadził nas żółtego, tego który już bezpośrednio prowadzi na sam szczyt Jałowca. Samym żółtym jechało się bardzo fajnie: były piękne widoczki na Babia Górę, Policę, było słońce..hehe co najważniejsze :).


Kuba zapatrzony w GÓRĘ MATKĘ :).


A tu już sama Góra Matka!!





Na Przełęczy Opaczne zjechaliśmy do schroniska by odpowiednio podładować bateryje ;). Powiem szczerze: bardzo sympatyczne schronisko!! Po pierwsze pięknie położone; po drugie bardzo miła obsługa i odpowiednie ( jak przystało na prawdziwe schronisko ) porcje posiłków a po trzecie urocze kocięta pląsające wokół budynku. Hehe jeden nawet mi przewrócił aparat podczas robienia zdjęcia " rodzinnego" ;).





Po przejechaniu może 100 metrów wiedzieliśmy, że bez III fali się nie obędzie...Z braku czasu musieliśmy skrócić pierwotną trasę, która zakładała ominięcie ataku zółtym szlakiem na sam szczyt Jałowca. Byliśmy zmuszeni właśnie wjeżdżać, a dokładnie w większej części wypychać bike'i owym żółtym szlakiem. Nie dość że stromo to jeszcze mega ślisko :/.



A na szczycie....Mleko jak cholera, zerowa widoczność choć wyglądało na to, że miejscówka ma potencjał widokowy. Szybkie foto i zjazd niebieskim i żółtym szlakiem do Stryszawy Górnej. Oj był to mega śliski downhill. W pewnym momencie zrobiło mi się ciepło, gdy na stromiźmie przednie koło wpadło mi w poślizg. Jakimś cudem utrzymałem się na bike'u ale od tej pory jechałem bardzo asekuracyjnie. Żółty szlak jakoś nam się zgubił ale nie przejmując się tym cinęliśmy ostro w dół szeroką, szutrową, leśną drogą, pełną sympatycznych zakrętasów :).




Za ciepło na szczycie nie było :/.



Ze Stryszawy ponownie pokręciliśmy do Krzeszowa lecz już inną trasą - czerwonym szlakiem rowerowym :). Z Krzeszowa asfaltami dojechaliśmy do Tarnawy Górnej, gdzie wbiliśmy się na niebieski szlak na...Leskowiec!! Hehe nie ma to jak jednego dnia zaliczyć podwójnie jeden z wyższych szczytów Beskidu Małego. Ja niestety na tym odcinku odczuwałem już pierwsze oznaki zmęczenia. Chyba za mało jadłem i przeliczyłem się z trasą. Poza tym trudne warunki na szlakach też zrobiły swoje. Przy samym schronisku zaliczyłem nawet śmiesznie wyglądającą glebę - hehe jakoś ze zmęczenia zapomniało mi się, że mam kopyta wpięte w spd-ki :D. Tym razem zjazd z Gronia JP II już w prawie w całości czarnym szlakiem - hehe tak na koniec troszkę technicznego zjazdu. Przed Andrychowem zacząłem już totalnie opadać z sił, rzekłbym odcinało mnie już porządnie. Przerwa w sklepie - Kuba kupił złocistego Żywca a ja dwa jabłka...A tak jakoś poczułem nieopartą potrzebę wszamania tegoż owocu!! I co ciekawe postawiło mnie to na nogi!!! Zmęczenie poszło w pizdu i niczym młody bóg popedałowałem do domu. Hehe wtedy to poznałem wspaniałe właściwości tego jakże popularnego owocu. Nie omieszkałem oczywiście tego sprawdzić jeszcze w innych okolicznościach ale o tym już w następnych wpisach ;).


Beskid Mały widziany z Krzeszowa.


Singielek pod Groniem JP II.

P.S. A dlaczego taki tytuł?? Bo te hasło co chwilę pojawiało się na naszych ustach. Oczywiście było to złudne marzenie :D


Dane wyjazdu:
28.80 km 7.00 km teren
02:26 h 11.84 km/h:
Maks. pr.:50.40 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1178 m
Kalorie: 1570 kcal

Uphillowo w Beskidzie Małym :)

Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 16.10.2013 | Komentarze 3

Jak już pisałem wcześniej, po zjedzeniu niedzielnego obiadu, po niespełna 2,5 godzinnym śnie ruszyłem w drugiego "tripa" ;). Tym razem miał by sam teren, miałem być ja i Beskid Mały :). Trasę budowałem w zasadzie na bieżąco. Pewne było tylko jedno: wjazd moją standardową trasą na Trzonkę. Hehe potrafi ten odcinek odpowiednio rozgrzać ;). Następnie pokręciłem żółtym szlakiem na Złotą Górkę. Tam też, na samym początku szlaku, jest fajny podjeździk, na którym namiętnie uślizguje mi koło i nie pokonuję go bez postoju. Milion prób i zawsze to samo, choć tym razem zabrakło mi może dwóch metrów :/.







Tak dobrze jechało mi się żółtym szlakiem, że zjechałem nim do końca. Bardzo fajny odcinek, szczególnie zjazd z pod Złotej Górki - techniczny i szybki :). Później nastąpiła chwila rozkminy co dalej, hehe. Postanowiłem znaleźć pewną drogę prowadzącą do zielonego szlaku schodzącego do Przełęczy Targanickiej. Jakoś dziwnym trafem , na wyczucie znalazłem ową drogę :). Oj pewien odcinek dał w kość - mam na myśli ulice Wesołą i jej w zasadzie zakończenie. Oj potu się sporo wylało. Po tym jakże miłym uphillu wjechałem na zielony szlak na...Kocierz :). Tam też pod górkę :). Ku zdziwieniu nóżka podawała jak ta lala mimo, że już parę stromych podjazdów zaliczyłem. Na Kocierzu postanowiłem zjechać czarnym szlakiem do tzw. Nowej Wsi czyli przysiółka Targanic.


Zdjęć niestety mało, gdyż skupiałem się na pedałowaniu :).

Bardzo fajny zjazd: raz szeroka droga, koryto, a raz leśna ścieżka :). Po tej, w większości terenowej części odcinka, przyszła pora na trochę asfaltu czyli uphill w stronę Przełęczy Targanickiej. Jednak na sam czubek nie wjechałem bo postanowiłem skręcić z dogi "głównej" na ulicę Złota Górka. Hehe to był dopiero wyciskacz potu :). Przyznam się bez bicia, że jest tam o wiele stromszy podjazd niż ostatni fragment pod Targanicką. Z ulicy Złota Górka ponownie wbiłem się na zielony szlak by do domu wrócić prawie tą samą drogą ( co na Trzonkę ).
Powiem tak: patrząc na ilość wykręconych kilometrów to szału nie ma ale jeśli dodamy do tego metry w pionie to robi się już dużo ciekawiej :). Po prostu krótko ale jakże treściwie :). Nie sądziłem nawet, że zaledwie za płotem mam takie genialne tereny do krótkich treningów. Szkoda tylko, że nie ma fajnych singli :/ ale i tak idzie się porządnie sponiewierać :).

A tutaj mam linka do mapki.
Zamieszczę jeszcze mapkę z navime ale widać na niej spore różnice w przewyższeniach.
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
16.00 km 3.00 km teren
00:55 h 17.45 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 80 m
Kalorie: kcal

Próbowo z namiastką terenu ;)

Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 16.10.2013 | Komentarze 0

Delegacja minęła - nastał weekend...A był to weekend imprezowy :). W sobotę balowałem u siostry na urodzinach i trochę mi zeszło - w domu byłem przed 6 rano :). Co najlepsze na 10 byłem umówiony z chłopakami z kapeli na próbę więc za długo nie pospałem :D. By się odpowiednio obudzić postanowiłem dojechać na bike'u. To był strzał w dziesiątkę - zmęczenie i niewyspanie minęło w momencie. Na samą próbę jechałem standardowo, czyli asfaltami. Jednak z powrotem zmieniłem troszkę trasę by wbić się na jeszcze przeze mnie nie jechaną drogę.





Wjechałem w las, tzw. Bulowicki Las. Przez owy drzewostan prowadziła dość szeroka, kamienista droga jednak ja po przejechaniu może kilometra postanowiłem poeksperymentować i wjechać w leśną ścieżkę. Do końca nie wiedziałem, gdzie ona mnie zaprowadzi ale jest ryzyko, jest zabawa. Oczywiście ścieżka skończyła się na skraju lasu w czyjejś bramce. Zatem postanowiłem jechać wzdłuż linii lasu, w większości przedzierając się przez chaszcze. Tak mi się spodobało, że po szybkim obiedzie znowu dosiadłem Białego Rumaka i ruszyłem...ale to już w następnym wpisie :P.






Dane wyjazdu:
12.89 km 0.00 km teren
00:41 h 18.86 km/h:
Maks. pr.:53.46 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:515 m
Kalorie: kcal

Po...auto na Kocierz

Poniedziałek, 9 września 2013 · dodano: 15.10.2013 | Komentarze 0

Po weekendowym weselichu trza było w końcu skoczyć po auto na Kocierz. A jaki jest najlepszy sposób na KACa??? Uphillowa praca :). Stąd też dosiadłem Białego Rumaka i kacowym tempem pokręciłem w stronę weekendowych pijatyk ;)



Dane wyjazdu:
47.27 km 0.00 km teren
01:59 h 23.83 km/h:
Maks. pr.:56.88 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:741 m
Kalorie: 1507 kcal

Do i z pracy + porada u Remika

Środa, 4 września 2013 · dodano: 09.10.2013 | Komentarze 0

No co tu dużo pisać - zwykła traska do i z pracy. No może z deczka wzbogacona o krótkie odwiedziny w sklepie Remika Cioka w celu zapytania w sprawie dziwnych odgłosów dochodzących z tylnego koła i porobocze pifko :).