Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2016

Dystans całkowity:434.90 km (w terenie 2.00 km; 0.46%)
Czas w ruchu:20:46
Średnia prędkość:20.94 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:6428 m
Suma kalorii:11899 kcal
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:86.98 km i 4h 09m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
53.50 km 0.00 km teren
02:36 h 20.58 km/h:
Maks. pr.:74.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1267 m
Kalorie: 1844 kcal

Driftowawanie-szlifowanie

Niedziela, 28 lutego 2016 · dodano: 30.03.2016 | Komentarze 1

Bo na kaca najlepsza jest uphillowa praca ;)... Hehe kac to za mocne słowo, nazwijmy to lekkimi suchotami :D...
A tak na poważnie trzeba było coś pokręcić w wolny dzień ( czyt. niedziela ;) ). Za główny cel obrałem sobie Żar a jak styknie czasu to jeszcze Kocierz lub Targanicką. Jednak po chwili kręcenia ( zaledwie 3 kilometrach ), na bocznej, wąskiej, czanieckiej drodze przydarzyło się "ała". Wchodząc w zakręt ( 90 stopni ), przy naprawdę niewielkiej prędkości, "odjechał" mi rower - wpierw tylne a następnie przednie koło. Powodem był niegroźnie wyglądający ciek wodno-błotny płynący po zakręcie. Hehe tak to jest jak się w zimie w slickach jeździ :D. No cóż... Było to dla mnie takie zaskoczenie, że nie wiedziałem jak się ratować. Oczywiście zamiast puścić rower - driftowałem z nim :D. Dzięki bogu strat w sprzęcie nie było... tylko troszkę nie dłoń potargała ( jak pech ciał zapomniałem rowerowych rękawiczek i ubrałem cywilne ) i kolano przyszlifowało. Głód kręcenia był jednak na tyle wielki, że postanowiłem kontynuować tripa... mimo małego wycieku z nogi ;). Na Żar wdrapałem się całkiem sprawnie, hehe chyba znieczuliło mi kolano bo nóżka podawała. Na szczycie oczywiście mnóstwo mokrego śniegu więc fan był ciekawy. Na zjeździe jednak włączyła mi się blokada spowodowana wcześniejszym szlifem - kurcze tak wolno to ostatni raz zjeżdżałem jak warun było dużo, oj dużo gorszy.







Jednak było mi mało. Niestety opcja Kocierza odpadała bo źle sobie policzyłem czas. Wracając do Międzybrodzia Bielskiego, zaintrygowała mnie jedna droga odchodząca w lewo - postanowiłem ją sprawdzić. Hehhe jak się okazało był to genialny, sztywny uphill, który niedawno testował K4r3l - do przysiółka Groniaki. Kurcze wielka szkoda, że droga kończy się w czyimś ogrodzie bo gdyby asfaltem zjeżdżało by się do drogi głównej to... bój się boga człeku - byłaby to pozycja obowiązkowa w drodze na Żar ;). Mimo to warto zahaczyć i wylać "trochę" potu na podjeździe ( zjazd niestety tą samą drogą ). Z Międzybrodzia już nie kombinowałem - wróciłem głównymi drogami...heheh by znowu nie strzelić szlifa na bocznych :D.




 


Dane wyjazdu:
28.60 km 0.00 km teren
01:23 h 20.67 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:466 m
Kalorie: 858 kcal

Koło komina - próba kolanowa ;)

Sobota, 27 lutego 2016 · dodano: 02.03.2016 | Komentarze 0

Weekend planowałem spędzić u rodziców - raz że czasami trza się pojawić a dwa że akurat szykowała się impreza u kumpla ( okrągła 30-ka ) ;).  Rower zabrałem ze sobą tak pro forma. Po ostatnich boleściach kolanowych postanowiłem troszkę odpuścić by nie przeciążać kończyny. Jednak nie wytrzymałem - po obiedzie dosiadłem bike'a i ruszyłem przed siebie. Plan był prosty by popedałować po okolicy ale bez większych górek, miało być lajtowo. Tak więc ruszyłem klasykiem do Targanic by tam przez Sułkowice dokręcić do Bolęciny. Tak zaintrygowały mnie pewnie zabudowania między Rzykami a Zagornikiem. Ziurnąłem na mapę i pomknąłem. Okazało się, że jest to fajna opcja ( skrót ) do Zagórnika. Po primo widokowa a po secundo fajna podjazdowa. Z Zagórnika udałem się w stronę Inwałdu przecinając zielony szlak na Lesko. Później już czerwoną rowerówką do Andrychowa- kurcze w końcu zrobili tam elegancki asfalcik :). I tak oto idealnie dotleniony, poszedłem na... imprezkę ;)

P.S. Kolano nie bolało :) Huuurrrraaaa :)










Dane wyjazdu:
37.50 km 0.00 km teren
01:28 h 25.57 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:295 m
Kalorie: 869 kcal

Reset po pracy ;)

Czwartek, 18 lutego 2016 · dodano: 24.02.2016 | Komentarze 1

By przeciwdziałać tylko weekendowym tripom, bo wiadomo jak się to kończy - kontuzją - postanowiłem pokręcić coś w środku tygodnia :). Wiadomo, po robocie się nie chce, szczególnie jak się nią średnio kończy o 17:30 a gdzie tam jeszcze obiad itd. Jednak zmotywowałem się odpowiednio i dosiadłem Białego Rumaka. Nie chciałem robić klasyki, czyli Przegibka, więc pomknąłem przed siebie i tak jakoś wyszło, że wylądowałem Ligocie. Tam, spojrzawszy na mapę w mądrym telefonie, udałem się w stronę Janowic by sprawdzić jedną drogę. Ciemno było więc nie po napawałem się widokami ;). I tak oto wyszło niespełna 38 kilometrów wokół komina. Jak na zimowy, wewnątrz tygodniowy i  mikro trip może być. W sam raz by się zresetować po robocie :)

Z racji, że nie ma fot - jest music :)




Dane wyjazdu:
178.00 km 1.00 km teren
09:42 h 18.35 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3200 m
Kalorie: 5001 kcal

Szosing po Makowskim

Niedziela, 14 lutego 2016 · dodano: 24.02.2016 | Komentarze 3

Miał być trekking... Miała być Mała Fatra... Miała ale chętnych brak... Choć podświadomie wolałem iść na rower i coś porządnie pokręcić.
Heheh i tak też zrobiłem :). By znowu nie jeździć sememu puściłem plotę w obieg i zgłosił się tylko jeden osobnik - Paweł. K4r3l chyba się przeraził moich planów, które i tak nota bene nie były do końca sprecyzowane ;). Wiedziałem tylko, że chce zrobić parę niesprawdzonych uphillów w Beskidzie Makowskim - mam na myśli asfaltowe podjazdy ;). 
Oczywiście sobie z deczka zaspałem i na wyznaczoną porę ( 10:30 w Ślemieniu ) trza było przycisnąć. Mogłem podjechać autem kawałem ale wydało mi się to niemoralne ;). Na pierwszy ogień poszedł Przegibek choć w dość kiepskim tempie -trza było się stopniowo rozgrzewać ;). U Pawła byłem wyjątkowo o wyznaczonym czasie - szok :D. Zaproponował on jeszcze by po drodze do Makowa Podhalańskiego, zahaczyć  o Przełęcz Przysłop - hehe zawsze to jakieś metry w pionie ;). I to był szczał w dziesiątkę. Podjechaliśmy przy okazji jeszcze do Beskidzkiego Raju by ponapawać się widoczkami z tamtejszej wieży widokowej. Szczerze? Widoki urywały zad. Było nawet widać Kraków i Skrzyczne. Po prostu bajka :)



Przełęcz Przysłop




Widoczek z wieży.


Jest i Skrzyczne :).




Z Przysłopu do Makowa udaliśmy się przez Grzechynię. Bardzo fajna traska choć miejscami troszkę dziurawa ;). Chciałem przy okazji sprawdzić jedną drogę ale zagadaliśmy się z Pawłem i... przeszczeliliśmy ją.  W Makowie Podhalańskim czekał na Nas pierwszy planowany podjazd na Makowską Górę. Już kiedyś tam podjeżdżałem ale wbijałem się na szlak a tym razem chciałem sprawdzić, gdzie kończy się asfalt bo według mapy powinien schodzić do miejscowości Jachówka. Dobrze wiedziałem, że kulminacją uphillu będzie piękny wju na Tatry ale utaiłem to przed Pawłem - reakcja chłopa bezcenna :). Zatem ruszyliśmy w poszukiwaniu owego asfaltu do Jachówki. Trza było się posłużyć mapą z komóry bo drogi się rozwidlały ale w końcu trafiliśmy :). I co? Genialna opcja w jedną jak i w drugą stronę choć pod górę to chyba było by lepiej - łydy zapewne by piekły. Rzekłbym, że uphill nawet i sztywniejszy niż Czeretnik od Huciska :). K4rel coś dla Ciebie :). Następnie pokręciliśmy do Zembrzyc by tam zmierzyć się z kolejnym podjazdem, tym razem na Marcówkę. Odcinek ten jest mi również znany ale podobne jak w poprzednim przypadku chciałem zobaczyć, gdzie kończy się droga a dokładnie, gdzie można ją dojechać.



Makowska Góra - Taterki są? Ano są :) 


W oddali Leskowiec :)


Zjazd do Jachówki.




I znowu Taterki ( lekko w chmurach ).


Czas już niestety gonił więc do Łękawicy nie dojechaliśmy - odbiliśmy w lewo by poprzedzierać się trochę przez dno Jeziora Mucharskiego ( element terenu zawsze musi być ).  Następnie przez Krzeszów, gdzie miałem lekkie odcięcie ( bułka z kabanosem postawiła mnie na równe nogi ) , udaliśmy się w drogę powrotną do Ślemienia. Jako, że miałem jeszcze mało metrów w pionie ;) postanowiłem, skuszony domowycm obiadkiem, zahaczyć jeszcze o Kocierz. Niestety prognoza pogody sprawdziła się co do minuty - chwilę przed 20-stą miało zacząć lać a ja byłem dopiero w Targanicach. Zatem ostatnie kilometry przed obiadem a w zasadzie obiadokolacją, były już w lekkim deszczu. Po rozpuście kulinarnej trza było się brać do Bielska. Jednak drogi były tak dolane, że zrezygnowałem z Przegibka i pokręciłem do stolicy Podbeskidzia głównymi drogami przez Bujaków/Kozy.
Oczywiście tak kolorowo nie było bo... w połowie trasy zacząłem odczuwać ból w prawym kolanie :/.





Route 3 404 854 - powered by www.bikemap.net

 


Dane wyjazdu:
137.30 km 1.00 km teren
05:37 h 24.45 km/h:
Maks. pr.:72.00 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1200 m
Kalorie: 3327 kcal

Znowu szosa... Ehhh ;)

Niedziela, 7 lutego 2016 · dodano: 17.02.2016 | Komentarze 3

Miał być zimowy trekking na Małej Fatrze ale co? Brak chętnych...Chyba się ludziska przestraszyli prognozy pogody, a dokładnie przewidywanego, porywistego wiatru :) . Jak to często bywa - meteorolodzy się mylili ( na moja korzyść. Zatem nie tracąc rano czasu dosiadłem Białego Rumak i pomknąłem w stronę Cieszyna. W zasadzie jakieś konkretnego planu na tripa nie miałem, cały czas się tworzył w mojej głowie. A myśli mi chodziły różne ;). Wiedziałem tylko, że trzeba coś urozmaicić, poznać nowe drogi/ścieżki. Zatem pokręciłem w stronę Cisownicy. Pierwotnie miałem jechać "główną" drogą w stronę przejścia granicznego w Lesznej Górnej. Jednak zaintrygowała mnie na mapie jedna dróżka. Domyślałem się, gdzie może mnie zaprowadzić ale wolałem być pewien na 100%.  I to był strzał w dziesiątkę - podjazd na Budzin był genialny ( wąska, stroma droga ) i do tego mocno widokowy.  Numer jeden w okolicy :).





Czeskie górki w oddali ( Beskid Śląsko-Morawski ).



A tu już w pełnej krasie :).


Po przekroczeniu granicy udałem się do Trzyńca by ostatecznie wjechać do Cieszyna. Tam zrobiłem sobie krótką przerwę by ustalić kolejną część trasy. Postanowiłem jeszcze troszkę pokręcić po Śląsku Cieszyńskim. Ruszyłem zatem w stronę Pogwizowa, Koszyc by ostatecznie przez Dębowiec dotrzeć do Skoczowa. Szczerze przyznam całkiem ciekawe tereny na szosę - ciekawe podjazdy, pikne widoczki i na dodatek Tężnia Solankowa. Hehe zawsze to jakaś atrakcja ;). Dojeżdżając do Skoczowa, walcząc po drodze z bocznym wiatrem, wpadł mi do głowy pomysł by... okrążyć Zbiornik Goczałkowicki. Jak pomyślałem,, tak zrobiłem :) . W między czasie jeszcze troszkę pokombinowałem z trasą ale ostatecznie wpadłem na główny trakt wokół Goczałek.





Cieszyn.


Tężnia solankowa w Dębowcu.




Wiatr dawał się coraz bardziej we znaki jednak do zapory się dało jako tako jechać. Później to już była walka - non toper pod wiatr. Oj zmasakrowało mnie to konkretnie :). Hehe takie uroki ale czego się nie zrobi dla chwil na bike'u - reset po ciężkim tygodniu musi być, baterię naładowane :).

P.S. I znowu seta wykręcona :]