Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:558.39 km (w terenie 122.00 km; 21.85%)
Czas w ruchu:39:03
Średnia prędkość:14.30 km/h
Maksymalna prędkość:68.00 km/h
Suma podjazdów:12474 m
Suma kalorii:14361 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:62.04 km i 4h 20m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
67.00 km 46.00 km teren
05:32 h 12.11 km/h:
Maks. pr.:68.00 km/h
Temperatura:39.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2305 m
Kalorie: 1565 kcal

Niedzielny...Beskid Mały ;)

Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 10.02.2015 | Komentarze 1

Po mega stresującym tygodniu ( praca + wymuszona zmiana mieszkania ) trza się było odchamić . Jednak nie miałem głowy do układania jakiegoś ambitnego, krajoznawczego tripu więc postanowiłem poodgrzewać „stare kotlety” ;). Hehe stare ale bardzo smaczne :D. Mam tu na myśli mój ukochany Beskid Mały. A żeby powiązać przyjemne z pożytecznym to…postanowiłem wpaść do rodziców na obiad a później odbić w stronę Laskowca. Pogoda była cudna – pełne słońce, upał czyli w sam raz na wytop zbędnych kalorii. Oczywiście dojazdówka asfaltami nie wchodziła w grę więc podobnie jak w zeszłym tygodniu jechałem terenem. Wpierw moim klasykiem autostradowym do niebieskiego szlaku a później…a tu nowość –intrygowała mnie od pewnego czasu pewna ścieżka przy źródełku na niebieskim. Postanowiłem ją zbadać. Powiem tak: fragment z wielkim potencjałem ale trzeba by było ten diamencik troszkę podszlifować – gdzieniegdzie posprzątać, gdzieniegdzie podkopać. Jeśli by się to zrobiło to singiel pierwsza klasa :]. Owa ścieżka/singiel doprowadziła mnie do dobrze mi znanej leśnej drogi na Gaiki ( fragment gaikowej treningówki ). Jednak nie chciałem znowu się spinać więc zacząłem zjeżdżać wąskimi ścieżkami w dół aż do autostrady prowadzącej do początku żółtego szlaku ( drogi którą jechałem w zeszłym tygodniu ). Nie byłbym sobą, gdybym, ma się rozumieć, nie przekombinował z tymi ścieżkami – zjechałem z deczka za nisko :D ale w porę się opamiętałem i wróciłem na zaplanowaną trasę. Następnie jechałem do koziańskiego kamieniołomu – tak, tak tą samą drogą co tydzień temu ale w przeciwną stronę. Hehe łatwo ni było bo perspektywa było troszkę inna :D. Powtórka rozrywki trwała aż do tej genialnej miejscówki na niebieskim szlaku. Tam postanowiłem zjechać ze szlaku w dół, nazwijmy to, wózkową ścieżką. Ojjj adrenalina była konkretna – stromo, wąsko i do tego korytko po środku. Do centrum Porąbki dojechałem już na totalnego czuja :). Miałem coś zatankować ale zbliżała się burza więc trza było szybko cisnąć do domu, hehe oczywiście lasem bo przynajmniej mniej zmoczy ;).







Troszkę podkopać, wyrównać i będzie urokliwy singielek :)


Kamieniołom w Kozach.







Po niedzielnym obiadku i sporej burzy przyszła pora na kolejny etap. Miał być Laskowiec ale po ulewnie odpuściłem sobie ten kierunek. Zamarzyło mi się odpowiednio zmęczyć na uphilach więc wpierw wybrałem, krótki ale mega sztywny podjazd w Roczynach a później kultową ulice Wesołą w Targanicach. Oj tego mi trzeba było ;). Następnie zielonym na Trzonkę. Tam spotkałem sympatycznego kundelka i zacząłem improwizować ze ścieżkami. Hahah wiadomo jak się to kończy – powrotem i butowaniem w mega błocie :D. Suma sumarum jakoś powróciłem na zielony szlak i zjechałem do Porąbki. Tam wpadł mi kolejny wariacki pomysł by wjechać na Hrobaczą ale od strony Żarnówki Małej. Mapa pokazywała, że się da ale…mapa mapą a życie życiem :D. Nie no ostatecznie wyjechałem ale od mniej więcej połowy uphillu jechałem/butowałem na totalnego czuja. Momentami była taka kamerdonia, że nawet ciężko się pchało bike’a.W dużej mierze do takiego stanu drogi przyczynili się leśnicy-szabrownicy, którzy zwożąc drzewo namiętnie niszczą co stanie im na drodze…Z Hrobaczej Łąki kręciłem już czerwonym do samej Straconki, nie omijając oczywiście genialnego, ostatniego fragmentu szlaku :].




Czas na ul. Wesołą ;)




Wju z Trzonki.




Jest i kompan ;)


Krajobraz po ...burzy :)


Bielsko


P.S. Ślad na mapkach jest momentami "dziwny" ale tak to jest ze srajfonowym GPSem ;)





Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
38.00 km 20.00 km teren
03:01 h 12.60 km/h:
Maks. pr.:56.10 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1321 m
Kalorie: 864 kcal

Równie kombinacyjny, terenowy powrót na mieszkanie.

Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 0

Po udanym weekendzie u rodziców przyszła pora na powrót. Z racji, że zbytnio mi się nie spieszyło postanowiłem wybrać wariant jak najbardziej terenowy, czyli asfalt ograniczyć do minimum. I co ciekawe nawet mi się udało ;). Oczywiście na pierwszy ogień poszedł odcinek leśny ( szeroką autostradą ) na Bukowiec. Tam też sobie przypomniałem o dawno nie jechanym przeze mnie niebieskim szlaku. Mam tu na myśli niebieski z Porąbki do Kóz. Oczywiście pamiętałem, że początkowy odcinek w Rezerwacie Buczyny jest w zasadzie nie przejezdny ( mnóstwo liści i sypkiego podłoża ) ale mimo to postanowiłem zaliczyć ten jakże klimatyczny odcinek. W zasadzie dla jednego, prze genialnego widoku odhaczam ten szlak. Po prostu miejscówka jest magiczna!! ( patrz zdjęcie 3 i 4 ). Ma się rozumieć, że sobie tam trochę posiedziałem i pokontemplowałem ;). Warto było z deczka pobutować. Dalsza część niebieskiego szlaku jest równie przyjemna choć głównie się kręci w lesie. Mimo to bardzo fajnie się jedzie. Próbowałem coś pokombinować, skręcając w boczne ścieżki lecz zazwyczaj powracałem tą samą drogą.





Autostradą na Bukowiec ;)


Buczynowe klimaty.




A jeszcze jedno, niemal identyczne foto :)









Jednak improwizacje w pewnym zaowocowały genialnym singlem, prowadzącym aż do koziańskiego kamieniołomu. Powiem szczerze: odcinek ten to jeden wielki, prze urokliwy singiel ( wiem powtarzam się ale jestem pod wielkim wrażeniem tego fragmentu ), który dostarczył mi mnóstwo fanu. Nie chciałem nawet schodzić z bike’a by nie zakłócać tej „chwili” przyjemności ;). …Pisząc to, oczywiście   z wielkim poślizgiem, przyznam się bez bicia, że od tamtej pory zawsze jeżdżę tą drogą, o ile wybieram wariant terenowy :] … Miałem jeszcze wjechać na prawie że szczyt kamieniołomu ale dzień chylił się ku końcowi więc sobie to darowałem. Ponapawałem się chwilę pięknym zachodem słońca i ruszyłem dalej na czuja ;). A że czuja miałem tego dnia dobrego tak więc…zaliczyłem jeszcze jeden fajny singielek . Toż to była kumulacja!! Oczywiście ma się to nijak do mega singla pod Policą ale i tak dał on mnóstwo frajdy. Jak się okazało wyjechałem na ulicy Beskidzkiej w Kozach czyli w miejscu już mi dobrze znanym :]. Skoro miało być jak najwięcej terenu wbiłem się na żółty szlak by chwilę później odbić w prawo na leśną autostradę, nota bene tą która jechałem w piątek do domu rodzinnego ;). Na improwizacjach się nie skończyło – w pewnym momencie odbiłem w lewo i jak się później okazało wyjechałem na czerwonym szlaku     z Gaików do Straconki. Jednak jego najlepszy odcinek sobie odpuściłem, ze względu na ciemności już panujące. Po drodze spotkałem jeszcze straż pożarną gasząca pożar, gdyż jakiemuś debilowi się nudziło i zajarał ściółkę leśną…Masakra…Skąd się tacy idioci biorą…
Dojechałem do drogi biegnącej na Przegibek i dalszą część trasy kręciłem już po asfaltach.

I taki długi weekend to ja rozumiem :). Baterie odpowiednio naładowane więc można było znowu dymać na 2 etaty ;)











Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
42.90 km 27.00 km teren
03:09 h 13.62 km/h:
Maks. pr.:68.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1045 m
Kalorie: 1668 kcal

A jednak czyli powtórka z rozrywki :)

Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 1

A jednak :). Niby kumpel odwołał wspólne kręcenie ale chyba początkowe stadium jego cyklozy zrobiło swoje :D . Tak więc ok. 16-tej ruszyliśmy w teren. Propozycja kumpla – Kocierz. Hehe no cóż byłem tam tydzień temu ale dlaczego nie, przecie to fajna traska.
Oczywiście podobnie jak w zeszłym tygodniu, wpierw na Trzonkę, jednak troszkę innym wariantem – szutrowa drogą na Bukowiec a później w podobnych klimatach już na przełęcz. Nóżka dawała jak ta lala tylko trza było czasami czekać na kumpla bo on dopiero, można by rzec, raczkuje ( początki przygody z kręceniem ). Z Trzonki już klasycznie zielonym na Kocierz. Oj nie darowałem sobie w ogóle – każda górka podjechana. Hehe czasami odzywa się we mnie masochizm :D .Przy karczmie chwila odpoczynku, napawanie się widoczkami i….Nie mogłem kumplowi podarować Potrójnej :) Skoro już byliśmy na Przełęczy Kocierskiej to przecie rzut beretem mamy na tą cooltową górkę :). Początkowo coś mruczał pod nosem ale jak już dojechaliśmy, to widok jego uśmiechniętej facjaty mówił sam za siebie :).






Jedziemy :)




Potrójna.


Jest i Ona - Babiczka.



Na Potrójnej chwila oddechu, chwila dla fotografa i chwila na uzupełnienie płynów. Kumplowi strasznie spodobała się ta miejscówka. Hehe wcale mnie to nie dziwi bo jest to super górka z prze genialnymi widoczkami. Podobnie jak w poprzednim razem zjeżdżaliśmy początkowo czarnym szlakiem, a później leśną droga. Jednak już tak nie improwizowałem i szybko zjechaliśmy na asfalt by szybko wrócić do domu – hehe wiadomo piwko na koniec tripu trza zrobić ;).




Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
30.86 km 7.00 km teren
02:01 h 15.30 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:450 m
Kalorie: 614 kcal

Kombinacyjnie przez stare rewiry.

Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 2

Kolejny dzień kręcenia, ale kto urlopowiczowi zabroni ;). Tym razem może mało ambitnie ( w sensie krajoznawczo ) ale przynajmniej inaczej niż zawsze :). No dobra…pojechałem do domu rodzinnego. Starałem się tylko jakoś inaczej niż zawsze. Początkowo można by rzec jak na wersję terenową, klasycznie tj. autostradami u podnóża Gaików. Lubię ten odcinek – cisza, spokój, fajne interwałowe fragmenty. Oczywiście sielanka musiała zostać zakłócona snejkiem…Co ciekawe złapałem go przejeżdżając przez mikro strumyczek…hmnnn dziwne. Delikatny wkurw poprawiła chęć pomocy sympatycznej bikerki ;). Oczywiście pomoc była zbyteczne bo byłem przygotowany na taką sytuację ale liczą się dobre chęci :). Snejk snejkiem, ale zostałem bez zapasu… Szybki telefon do kumpla i już miałem złożone zamówienie :). Teraz tylko bez przygód dojechać do domu.Pierwotnie miałem zjechać już na asfalt ale z racji, że owy kumpel zaopatrzeniowiec odwołał sobotnie, wspólne kręcenie, postanowiłem poeksperymentować z trasą :).






Patrzysz krzyż - widzisz snejka ;)



Zatem zacząłem coraz częściej ziurać na komurczaną mapę. Przez Kozy przejechałem bocznymi ( asfaltowymi/szutrowymi ) drogami. W przysiułku ( dzielnicy ) – Gaje – jechałem już na totalnego czuja. Wjechałem w las by pobawić się trochę w terenie. Mimo że dzień był upalny ( hehe w końcu to lato ),w koziańskich lasach było dość mokro, hehe no chyba że akurat trafiłem na jakieś podmokłe tereny ;).      Z Gaji wjechałem do Bujakowa, czyli mojej rodzinnej wioski. Oj miło było sobie poprzypominać stare rewiry – pucha się cieszyła :). Choć człek już tam nie mieszka blisko 18 lat, to wiele się nie zmieniło – odżyły wspomnienia. Chciałem sobie skoczyć na niegdyś kultowe leśne boisko, jednak coś z pamięcią było krucho bo nie mogłem sobie przypomnieć, która ścieżką się tam jechało…Znaczy niby pamiętałem ale jakoś się tak okolica zmieniła ( urosło parę drzew, wybudowały się domy itp. ), że nie mogłem trafić…. Hmnn temat jak najbardziej do sprawdzenia, choć patrząc teraz z perspektywy czasu, już wiem jak tam dojechać ( gruba penetracja mapy po przyjeździe na mieszkanie ) . Zatem musiałem zmienić trasę – pojechałem prawie do końca ulicy Szkolnej by tam skręcić w lewo w leśną ścieżkę. Był to najlepszy odcinek tegoż tripu – genialne tereny, ściółkowe singielki, korzonki, po prostu bajka. Zapewne jak tylko śnieg stopnieje i zrobi się cieplej, wrócę tam z wielką przyjemnością, gdyż rejon ten ma wielki potencjał ( mnogość singli i kombinacji ). Od Kobiernic już jechałem asfaltami – hehe mamusia dzwoniła, że już obiad jest gotowy ;)




Wjazd do Bujakowa :)




Czy to jest ta droga??


Route 2 899 026 - powered by www.bikemap.net

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
75.00 km 0.00 km teren
02:54 h 25.86 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:994 m
Kalorie: 2126 kcal

W odwiedziny u Babci

Piątek, 18 lipca 2014 · dodano: 03.02.2015 | Komentarze 0


Lipiec zaczął się dla mnie ciężko - zacząłem pracować na 2 etaty. Powód prosty i jakże przyziemny - kasa. No cóż we wrześniu miałem dużo wydatków więc trza było tyrać. Skoro się dużo pracowało więc na rower już czasu za wiele nie było. Jednak w piątek postanowiłem odpuścić sobie fuszkę i zaraz po tzw. pracy głównej, dosiadłem Rumaka i pojechałem odwiedzić Babcię na Żywiecczyźnie. Z racji, że czasu za dużo nie miałem, nie kombinowałem z trasą. Do Rychwałdu dotarłem, jadąć przez Wilkowice, Łodygowice, Żywiec i Pewel Małą. Hhehe oczywiście nie omieszkałem zaliczyć budowanej ekspresówki. W zasadzie była już ona dużej mierze skończona jednak ruch jeszcze nie był puszczony. Kręciło się tam wybornie :). Od Rybarzowic jechałem już głównymi drogami.




Samojebka musi być ;)






Po pogaduszkach, pysznym babcinym obiadku przyszła pora na powrót. Jako że nie lubię wracać tymi samymi drogami, wybrałem wariant przez Rychwałd, Oczków i ma się rozumieć Przegibek. No bo jakby to tak wracać i nie zaliczyć żadnego uphillu :). W drodze powrotne przeszkadzał z deczka wzmożony ruch ale z drugiej strony czego się można spodziewać po piątkowym. letnim wieczorze ;). Zjeżdżając z Przegibka postanowiłem...tak przy końcu tygodnia...coś przechylić. Tak tak miałem na myśli kufel pysznego, zimnego browarka :). Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Piwko na bielskim starym rynku siadło jak złoto :).
Podsumowując: nic ambitnego jeno połączenie przyjemnego z pożytecznym :)









Dane wyjazdu:
33.00 km 16.00 km teren
02:02 h 16.23 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:810 m
Kalorie: 720 kcal

Treningowa Potrójna.

Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 28.01.2015 | Komentarze 3

W kooooońcu mam okno na świat. Po blisko 3-tygodniach mam laptopa ( zalanie syropem na kaszel ;D ) i mogę nadrabiać moje kosmiczne zaległości na blogu :). A więc wracając do...lipca zeszłego roku...Wiem brzmi to, delikatnie mówiąc,  tragicznie :D.

Zatem w pewną, piękną niedzielę, będąc u rodziców, postanowiłem w terenie przetestować moją nowiuśka oponę Panaracer Fire XC PRO ( wersja druciana ). A gdzie najlepiej się wybrać?? Wiadomo - w Beskid Mały :). Tym razem obrałem azymut na Potrójną. Z racji, że miał to być test, nota bene modelu opony, który mi towarzyszy od zakupu Białego Rumaka - jakoś mam do niej pełne zaufanie - oczywiście jechałem jak najwięcej terenem. Na pierwszy ogień poszedł mój ulubiony, mocno rozgrzewający podjazd na Trzonkę  - idealny test przyczepności opony na stromawym uphillu. Następnie, już chyba klasycznie zielonym szlakiem na Przełęcz Kocierską. Tam też oponka spisywała się genialnie. Z przełęczy wiadomo - czerwonym do głównego celu :). 



W drodze na Trzonkę. 


Potrójna :).



Na Potrójnej chwila przerwy  by ponapawać się genialnymi widoczkami i wióra w dół ale...tym razem inaczej :).  Postanowiłem sobie przypomnieć czarny szlak w stronę Rzyk. To był strzał w dziesiątkę. Po chwili zjazdu ukazał mi się taki widok ( patrz zdj. poniżej ). Jakby to powiedział Śruba z Kabaretu Skeczów Męczących - MIAZGA!!! :D. Bateryjki naładowane więc można było wracać do domu . Zjechałem z czarnego szlaku i szutrową, początkowo dość stromawą drogą udałem się w kierunku Rzyk. Oczywiście nie obyło się bez improwizacji ale dzięki temu poznałem nowe, ciekawe opcje.  Wpadłem jeszcze do Andrychowa na włoskiego lodzika w kultowej drewnianej budce a później już męczyłem asfalty do domu. 




"Miazga" ;)





Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
126.00 km 2.00 km teren
05:35 h 22.57 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1103 m
Kalorie: 3400 kcal

Sobotnia Karvina.

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 22.12.2014 | Komentarze 1

No to coś dla urozmaicenia - szosa :). Jednak jakoś weny na trasę nie miałem :/. Jak nie wiadomo gdzie jechać to trzeba wypić kawę u szwagra i wtedy się coś narodzi mimowolnie :). Tak więc zrobiłem :). Szybka kawka, pogawędka i już pomysł się znalazł - Karvina :). Co prawda już w tym roku tam byłem ale zawsze to zagranica :D a poza tym chciałem coś delikatnie pokręcić po czeskich szosach. Grzało dość mocno więc trza się było odpowiednio zaopatrzyć bo...Koron nie zabrałem ze sobą. Zatem ruszyłem w stronę Karviny - inaczej niż ostatnio, jadąc przez Roztropice, Zaborze, Drogomyśl, Kończyce Małe. Trasę tę znam ale od drugiej strony - zawsze to inna perspektywa :D. Kręciło się dość dobrze, czasami tylko przeszkadzał wiatr ale w tych okolicach to norma. Po przekroczeniu  granicy udałem się na karviński rynek - ostatnio aura nie była sprzyjająca ;).





Siostrzenica :Boże ale ten wujek jest walnięty. Nic tylko kręci i kręci te kilometry...


Gdzieś w Bielowicku.




Rynek w Karvinie - impreza na całego :)



Głupi to ma zawsze szczęście :D. Wjeżdżam na karviński rynek a tu pełno taśm, jakaś scena i tłum ludzi. Podjechałem bliżej, ziuram a tu Pepiki sobie urządziły zawody w biegach. Pooglądałem chwilę - akurat biegły dzieciątka chyba z 2 klasy podstawówki - uzupełniłem
płyny i ruszyłem na...zachód ;). Aż mi się zdzikło bo na drogach kompletna pustka. Dziwne - w Polsce o tej porze to ścisk, korki itp. Ale co będę narzekał - hehe tak to można jeździć :). Następnie udałem się jakąś drogą wzdłuż kopalni by ostatecznie wyjechać w miejscowości Horni Sucha. Miałem wpaść na chwilę nad Jezioro Terlicko ale ostatecznie zryzygnowałem u dałem się nad zniornik wodny w Żermanicach. Haha dopiero na miejscu się kapłem, że już tam kiedyś byłem, jak się nie mylę w zeszłym roku :). Z racji że nie chaciało mi się jechać głównymi drogami do Cieszyna wybrałem dobrze mi znaną rowerówkę o numerze 6090.





W oddali majaczy Lysa Hora.


A tam już polskie górki ;)


Skoda musi być :D




Oczywiście musiałem się zagapić i zgubiłem gdzieś ową mi dobrze znaną rowerówkę :D. Nie ma tego złego co by na dobre ne wyszło - poznałem nowe miejscówki i co najważniejsze fajny, widokowy zjazd do Cieszyna :). Nie omieszkałem zatrzymać się na polskim rynku - wiadomo trza wszamać jakiś obiad. I znowu wybrałem kebaba. Oj człek ma nasrane pod deklem - zamiast wszamać coś konkretnego to ten ładuje do siebie takie cosik...Echhh. A na rynku?? Zaczynała się jakaś impreza - kapela się stroiła. Żal było wracać ale byłem umówiony z kuzynem na piwko . Heheh wiadomo - priorytety ;). Powrót najszybszą możliwą drogą czyli tak zwaną starą drogą na Bielsko.





Fajna panorama Cieszyna.







Dane wyjazdu:
29.63 km 4.00 km teren
02:20 h 12.70 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:755 m
Kalorie: 692 kcal

Szybka Magurka Wilkowicka.

Czwartek, 10 lipca 2014 · dodano: 19.12.2014 | Komentarze 3

Człekowi to już nieźle wali na dekiel. Nie dość, że po 13 godzinach w pracy to jeszcze bez obiadu siadł na bike'a i pokręcił na Magurkę...Tak, tak to o mnie mowa :D. Cóż tak cykloza robi z człekiem... Jakoś zbytnio z trasa nie kombinowałem bo pora już była późna ( 20:40 ). Tak więc na Magurkę wjechałem czerwonym szlakiem ze Straconki. Poszło gładko, bo po 13 h pracy :D. Po drodze spotkałem jeszcze lochę z 2 młodymi... Kurcze coś ostatnio mam pioruńskie szczęście do tych osobników ;). Do schroniska nie wchodziłem bo muszę się przyznać - nie lubię go. Nie ma kompletnie klimatu i zawsze jest w nim zimno... Z racji że było już ciemno, na zjazd wybrałem asfalt do Wilkowic. Następnie Żywiecką a później już na ZWM by...napić się piwka :). Tak miło się siedziało w ogródku piwnym, że człek zapomniał, że trza jakiś obiad ugotować ;). 









Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
116.00 km 0.00 km teren
12:29 h 9.29 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3691 m
Kalorie: 2712 kcal

Epicka Polica.

Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 19.12.2014 | Komentarze 4

Kolejny z serii epickich tripów, a dlaczego?? Heheh przeczytasz to się dowiesz :).


K4r3lowi od dłuższego czasu siedziała w głowie Polica, co chwile o niej wspominał i widać, że był na nią ostro napalony ;). Podczas naszego ostatniego, wspólnego tripu na Mędralową, przy obiedzie w schronisku Opaczne, zaczęły się już pierwsze "mapowe" przymiarki do owej zacnej górki. Jak można łatwo zauważyć, długo z tym nie czekaliśmy bo zaledwie tydzień :). Przyjemność wyznaczenia trasy zostawiłem Kubie, oczywiście parę wskazówek przekazałem, gdyż ja już miałem Police odhaczoną ( zeszłoroczne Beskid Żywiecki Expedition 2013 ). Tak więc zgadaliśmy stosunkowo wcześnie bo o 6 u Kuby. Powód tak "nietycznej, niedzielnej pory" był prosty - kawał drogi do zrobienia. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy na pierwszy ogień nie zrobili Leskowca, ma się rozumieć serduszkowym szlakiem :). Na szczycie zrobiliśmy sobie krótka przerwę na "ogarnięcie wzrokiem" naszego celu czyli Policy. W porannym słońcu prezentowała się wybornie :). OK, trza było w końcu ruszyć na podbój piknej górki więc pokręciliśmy wpierw żółtym szlakiem do Targoszowa. Powiem Wam, jest tam genialna polana, na której jest prze pieruńsko piękny widok na Babiczkę i Pasmo Policy. Jeszcze do tego te sianokosy....oj chciało się zostać na dłużej :). Po dojechaniu do Krzeszowa wbiliśmy się na bardzo urokliwą rowerówkę,
czarną. Jest to bardzo fajna i widokowa opcja dotarcia do Stryszawy. O ile jest to możliwe to zawsze wybieramy tę opcję :). W Stryszawie już nie kombinowaliśmy - wybraliśmy asfalty na Przełęcz Przysłop, robiąc po drodze ostatnie zakupy przed atakiem szczytowym. Hhehe wiem , wiem do samej Policy jeszcze długa droga ale nasza trasa już nie obejmowała wjeżdżania do jakiejś większej cywilizacji. Przełęcz poszła sprawnie choć upał dawał się we znaki. Podjeżdżając na Przysłop wspominaliśmy chłopaków, którzy prawie, że w ostatniej chwili zrezygnowali z towarzyszenia nam w tym tripie. Chłopy się po prostu przestraszyli pogody ( zapowiadali burze ) a po za tym chyba mocno zapili w sobotę :D. Na szczycie przełęczy spotkaliśmy prze sympatycznych emerytowanych górników na bike'ach. Krótka pogawędka w cieniu bo słońce ostro prażyło i wióra w dół. Mnie oczywiście włączyło się ściganie z samochodami na tamtejszych serpentynach. Hehe ten typ tak ma :D.



Czyż nie jest pięknie?? :)


Urokliwa czarna rowerówka
.




Tak, tak atm skręciliśmy :).
P.S. Dołożyć "C" i zabrać "D" I wychodzi coś ciekawego ;)


Następnie, ciągle asfaltami, pokręciliśmy w stronę przysiółka Pod Police. Początkowo jechało się po stosunkowo płaskim asfalcie jednak po skręceniu w prawo za dość intrygującym znakiem ( patrz foto powyżej ) ;) zaczęła się już niezłą wspinaczką. Młynkowania było sporo ale dzięki bogu w większości w cieniu w słońcu była by to niezłą mordęga :). Wyrypa konkretna. Po wjechaniu na szutrową drogę trza już było nieźle leżeć na przednim kole bo każde lekkie odchylenie do tyłu groziło w najlepszym wypadku jazdą na tylnym kole ;). Po konkretnej szajfie w końcu wjechaliśmy na zielony szlak , który miał to nas doprowadzić na Kucałową Halę. Jednak długo jazdą na bike'u się nie ucieszyliśmy - zielony przywitał nas koleją kiepą. Ile się dało jechać tyle jechałem lecz miałem świadomość, że zbytnie forsowanie się może spowodować odcięcie w najmniej oczekiwanej chwili. Jednak butowanie rekompensowały genialne widoczki. Po prostu cud, miód i orzeszki :). Później było już lepiej, oj duuuuużooo lepiej, rzekłbym nawet zajebi...cie ;).







Warun istnie idealny ;)





No to zaczęła się teraz jazda!!! Przeszło 4 kilometry mega urozmaiconego singla. Po prostu bajka!!! Nie dość, że genialna ścieżka to jeszcze te widoczki po lewej stronie. Słowa zachwytu, nie koniecznie cenzuralne, płynęły nam z ust co chwila. Fan z jazdy gigantyczny, eheh co prawda przerywany co chwila fotkami  ale w tak magiczne miejsce trzeba było uwiecznić. A singiel?? Po prostu kwintesencja przyjemności, techniki i wszystkiego tego co powinien mieć prawdziwy singiel. Były fajne ściółkowe podłoża, potoki, korzonki, kamerdolnie, mega wąskie odcinki, gdzie człek ledwo się mieścił, jazda nad przepaścią, prze klimatyczne paprocie,
no po prostu wszystko!!! Szkoda tylko, że miejscami było dość mokro ( szczególnie kamienie ), co utrudniało trochę jazdę. Może gdyby człek miał lepszą technikę to by to przejechał ;). Kurcze, co będę opowiadał...to po prostu trzeba przejechać!! Dam taką małą namiastkę w formie fotonów :)


















Niecały kilometr przed Halą Kucałową dobiegły do naszych uszu grzmoty... Trza było troszkę przyspieszyć tempa bo burza w takim terenie za bezpieczna nie jest. Na Hali jednak przywitało nas piękne słońce i ....czarna chmura ciągnąca od Słowacji. Niestety Taterki nie były za dobrze widoczne, szkoda :/. Po szybkiej sesyjce zjechaliśmy do schroniska na Hali Krupowej, gdzie oddaliśmy się spożywczym rozpustom ;). Hehe oczywiście kolejny testing beskidzkich żurków. Ten był jednak bez szału... Do jak na razie najlepszych ( Leskowiec i Rysianka ) troszkę mu brakowało. W między czasie przeszła burza i konkretna ulewa. Fajnie się siedziało ale trzeba było wracać. Pokręciliśmy czerwonym na Police. Jednak droga usłana różami nie była - co chwilę jakiś wiatrołom i chmary much. O ile człek jechał owady nie były uciążliwe, jednak jak musiał zejść z bike'a i ominąć powalone drzewo muchy dosłownie go atakowały. Nie szło się od tego dziadostwa odpędzić - wchodziły dosłownie wszędzie! Maskara!! Dopiero na szczycie Policy się troszkę uspokoiły. Hehe jadąc jeszcze na nasz główny cel, nie wierzyłem sobie do czego  jestem zdolny - objeżdżałem prawie wszystko ( oczywiście nie drzewa ). Power w nogach był. Kamerdolnia , nie kamerdolnia, nie sprawiała mi żadnego problemu :). Zjazd z Policy czerwonym to również bajka - fajne techniczne odcinki, może już nie single ale i tak dawały sporo przyjemności. Na Cylu Hali Śmietanowej skręciliśmy na żółty szlak, jednak troszkę się nam pokiełbasiło i na niebieski zjechaliśmy trochę za szybko co zaowocowało....dojechaniem z powrotem na zielony szlak. Oczywiście nie chcieliśmy wracać tą sama trasą więc zaczęliśmy improwizować. Wjechaliśmy się na leśną drogę, początkowo szeroką co sugerowało pewny zjazd do zabudowań. Jednak owa droga szybko przerodziła się w "niedrogę" czyli lej wodny, po którym jazda była dość, jakby to delikatnie ująć, ciężka? :). W międzyczasie mieliśmy jeszcze spotkanie 3 stopnia ze dość pokaźnym stadkiem loch z młodymi. Oj serducho mocniej zabiło! W końcu jakimiś dziwnymi lejami, ścieżkami dotarliśmy do zabudowań. Wiedzieliśmy tylko, że jesteśmy gdzieś w Zawoi ale gdzie?? :D.





Kucałowa Hala.



Schronisko na Hali Krupowej.


W oczekiwaniu na koniec burzy ;)


Polica.


No to zjeżdżamy :)


Kaśmy są??



W końcu dotarliśmy do drogi głównej w Zawoi. Zrobiliśmy sobie, uwaleni jak świnie, przerwę w przydrożnym sklepie, objadając się owocami i przy okazji zakupując jakieś picie bo przed nami jeszcze troszkę uphillów a w bidonach posucha. Żeby nie wracać tą samą trasą wybraliśmy czerwony szlak biegnący z centrum Zawoi na Przełęcz Przysłop. Powiem tak: bardzo fajna  alternatywa dla asfaltu. W zasadzie cały czas jedzie się szerokimi szutrami. Na Przysłopie wbiliśmy sie na czarny szlak. Zawsze jechaliśmy go w drugą stronę więc haha czasami człek głupiał i myślał czy aby na pewno dobrze jedzie :D. Mnie się udało nawet zjeść troszkę poziomek - moje pierwsze i jak się okazało ostatnie w tym roku :). W Stryszawie wbiliśmy się na łagodną , czerwoną rowerówkę do Krzeszowa bo nogi już się trochę czuło. Heheh podjazd pod Beskidzki Raj do najdelikatniejszych nie należy nie wspominając już o całym dystansie i przewyższeniach :). Jako, że nie chcieliśmy wraca już stricte asfaltami, uderzyliśmy na...Leskowiec niebieskim szlakiem :). Hahaha niezłe wariaty z nas :D. Kubie na podjeździe dokuczało kolano więc troszkę odciążał je, prowadząc. Na szczycie zmęczenie dopadło nas. Trza było zrobić przerwę i zatankować złociste, gazowane z pianką paliwo o jakże wyszukanej nazwie - Okocim :D. Zjazd z Lesko już najkrótszą drogą - czarnym. A później już asfalty :).

Toż to była wyrypa!! Ubiegłotygodniowy Beskid Makowski to przy tym pikuś :). Piękna trasa, mnóstwo frajdy z jazdy, genialne widoki i co najważniejsze wiecznie ciesząca się pucha :). Dzięki Kuba za opracowanie trasy, towarzystwo. Oby takich tripów było jak najwięcej!!!!





Sił już pomału brakuje...ale tam z tyłu byliśmy :)


Padłeś?? Powstań - Okocim ;)