Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 57773.75 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.63 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

CO do zasady asfalt

Dystans całkowity:10896.91 km (w terenie 205.30 km; 1.88%)
Czas w ruchu:500:29
Średnia prędkość:21.77 km/h
Maksymalna prędkość:79.74 km/h
Suma podjazdów:128729 m
Suma kalorii:149842 kcal
Liczba aktywności:139
Średnio na aktywność:78.40 km i 3h 36m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
30.82 km 0.00 km teren
01:14 h 24.99 km/h:
Maks. pr.:45.54 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:324 m
Kalorie: 1060 kcal

Nocny outdoor'owy spinning ;)

Środa, 20 marca 2013 · dodano: 20.03.2013 | Komentarze 1

Hehe to chyba mój drugi tak krótki trip na BS ale miało być krótko i intensywnie :). Stąd też nieco pokrętna nazwa wpisu :D. Ale może od początku... Tak "ciężko" pracując, co chwilę ziurałem za okno a tam piękna, wiosenna pogoda. Krew mnie zalewała widząc ten widok, zważywszy na fakt, że robiłem do 16-tej a na dodatek byłem umówiony do fryzjerki na 17-tą. No ale tak pięknej pogody nie mogłem zmarnować. Siedząc u fryzjerki obmyślałem już trasę sądząc, że może mi się jeszcze uda choć przez chwilę pokręcić coś w słońcu :). No niestety - po drodze same zawalidrogi i na dodatek zeszło mi trochę z "przekręceniem" oświetlenia z Białego Rumaka. W końcu wyruszyłem o 18:30 i od razu szybkim tempem kierowałem się w stronę Nidka a później Witkowic. Przyznam się bez bicia - trasa była totalnie płaska ale jakoś nie uśmiechało mi się "moczyć" na ostrych zjazdach w wyższych partiach. Po ostatnim tripie nie wyregulowałem sobie przerzutek i jechałem bez ósmej zębatki w kasecie (Acera) - trochę brakowało na tej płaskowinie :D. Co najlepsze w tym pędzie do kręcenia, zapomniałem zabrać aparatu ( stąd też brak zdjęć ) i...olałem obiad - rower ważniejszy niż jakieś tam jedzenie :D :D. Aaaa zapomniałbym...Testowałem dzisiaj nową aplikację na fonie - NAVIME. Bardzo fajna rzecz - mnóstwo danych :). A wracając jeszcze do trasy to pokręciłem się jeszcze trochę po Kętach i ruszyłem bocznymi drogami do domu. Na ostatnich metrach brakowało mi trochę powera - w sumie tempo miałem całkiem całkiem :).

Skoro nie ma zdjęć to będzie chociaż muzyka :).



/7038

Dane wyjazdu:
154.77 km 4.00 km teren
07:11 h 21.55 km/h:
Maks. pr.:57.40 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:800 m
Kalorie: 2611 kcal

Cracow Tour.

Wtorek, 5 marca 2013 · dodano: 06.03.2013 | Komentarze 12

Hehe w końcu jakiś konkretny trip :) - w sensie dystansowym ;). Co jak co ale pomału trzeba się przygotowywać do Tour de Babia - Zakopane Edition. Zatem na pierwszy, dłuższy szosowy trip padła stolica Małopolski. Poza tym narazie postanowiłem odpuścić sobie wjazd do lasu bo wiem co w nim drzemie ;) - tony błota i resztki śniegu. Po sprawdzeniu prognozy pogody na wtorek zacząłem tworzyć trasę. Wyznaczenie drogi w jedną stronę nie sprawiło mi żadnego problemu - w końcu się dojeżdżało na studia 2 lata z kumplem taksówkarzem, który miał tamte teryny nieźle obcykane :). Gorzej było z droga powrotną - nie lubię wracać tymi samymi drogami więc trzeba było pokombinować. Wyszło mi to nawet nieźle bo może 800 metrów przejechałem tą samą trasą. Jako, że moją tradycją jest wyruszanie o nie tej porze co sobie zaplanowałem, tak więc miałem już na wstępie dwugodzinny poślizg. Oczywiście plułem sobie później w twarz bo musiałem się przedzierać przez mega błoto na "terenowym" odcinku czerwonego szlaku rowerowego z Andrychowa do Wadowic (gdybym wyjechał wcześniej zapewne błoto było by zamarznięte ). Rower miałem tak upitolony, że byłem zmuszony umyć go z grubsza w potoku. No bo jak tak uwalonym bike'iem wjechać do stolicy Małopolski!! Toż to wstyd!!!! :). Hehe w sumie i tak wjechałem brudnym ale o tym dalej... W Wadowicach spotkałem pierwszego Bikera (szosowca) - myślę sobie dobry początek tripu :). Jakoś wyjątkowo noga dobrze mi podawała, aż byłem w szoku ale skoro jest power to trzeba go wykorzystać. Z Wadowic przez Tomice, Witanowice, Wyźrał ruszyłem w stronę Czernichowa. Przyznam się bez bicia, że był to najlepszy pod względem widokowym odcinek. Widać na nim Beskid Mały, Makowski, Wyspowy, Babią Górę i przy dobrej widoczności Tatry. No akurat Tatr nie było mi dane widzieć ale i tak widoki przednie.

Odcinek Wadowice - Czernichów. Widokowo genialny!!! © jakubiszon


Nie ma jak Jak40 przy drodze ;) © jakubiszon


Szczerze polecam ten odcinek na rowerowe wycieczki- fajne tereny i znikomy ruch. Co prawda są odcinki o kiepskiej nawierzchni ale w sumie w naszym kraju to norma :). Na zdjęciu powyżej widać samolot Jak40. Jest to dość dziwne, że na takim zadupiu, wśród stawów stoi owa maszyna. Co ciekawe nie jest ona zamknięta więc można próbować zaglądać do środka ( ja ze znajomymi, za czasów studenckich, zrobiliśmy to ) choć trzeba uważać na ...alarm :). Myśmy się kapli na końcu, podczas wychodzenia z Jaka więc kto odważny może śmiało wchodzić do środka :). Oczywiście nie była to ostatnia atrakcja podczas drogi do Kraka. Następną był..."prom" ;).

Przeprawa przez Wisłę. © jakubiszon


Juz na promie... Hehe jak mozna go tak w ogóle nazwać :D. © jakubiszon


Hehe słowo "prom" jest oczywiście lekko naciągnięte bo mi to raczej wygląda na małą barkę niż na owy prom. Jakoś mam inne wyobrażenie co do promu :D. Koszt przeprawy promowej przez Wisłę to zaledwie 1 złoty więc taniocha jak się patrzy :). W zasadzie po przepłynięciu Wisły planowałem do Krakowa jechać przez Czernichów, Dąbrowę Szlachecką, Piekary ale...po drodze zauważyłem niebieski szlak rowerowy do Piekar więc postanowiłem sobie urozmaicić drogę :). No i sobie urozmaiciłem :D. Jak to w naszym pięknym kraju z oznaczeniami szlaków bywa każdy wie!! Jest ciężko :D. No więc musiałem się zgubić. Jadę sobie jadę szlakiem po wale a tu co??? Wał kończy się w czyimś ogródku. Brak oznaczenia co dalej. Hmnn zatem przyszła improwizacja - zjechałem z wału w wąską uliczkę między domami i tu nagle pojawił się... szlak :). Ja pierdziele mogli by ten zjazd jakoś zaznaczyć!! Dzięki bogu dobrze zjechałem bo była jeszcze opcja jechania droga zaraz przy Wiśle ale nią bym zapewne daleko nie zajechał ;).

Pechowy niebieski szlak... © jakubiszon


Wałowo "terenowo" ;) © jakubiszon


Dom na Wiśle ;) © jakubiszon


Dalej już śmigałem niebieskim szlakiem. W pewnym momencie postanowiłem zjechać z niego i jechać drogą wzdłuż wałów. I tym oto sposobem dojechałem do Jeziorzan choć szczerze mówiąc musiałem się zapytać kobitki, gdzie jestem bo nie miałem zielonego pojęcia. Przy okazji zapytałem się jak dojechać do Piekar. Po drodze znowu wpadłem na niebieski szlak więc postanowiłem nim jechać. Hehe i znowu na wałach szlak się zgubił. Wdrapałem się na okoliczną skałkę w celu poszukania drogi a tu kupa. Drogi nie widać tylko jakieś podejrzane ścieżki. Jak się okazało po przestudiowaniu mapy w domu, droga byłą ale zalegał na niej śnieg, stąd też jej nie widziałem. Jakimiś dziwnymi, błotnistymi ścieżkami dotarłem do Piekar. Rower i ja wyglądaliśmy jakbyś my wrócili z Camel Trophy ale tym razem olałem mycie bike'a.

Wałowo cd :) © jakubiszon


Całkiem urokliwa skałka :) © jakubiszon


Po wjechaniu na asfalt mijałem chyba z 5 bikerów. Widać, że w okolicach Krakowa jest sporo zapaleńców :). Od owego wjechania na utwardzoną drogę zaczęły się problemy z największą zębatką w korbie. Przyznam się bez bicia - zajechałem ją. A w zasadzie zajechałem cały napęd. tak to jest jak od nowości nie zmienia się kasety i łańcucha. Stąd też jazda na owej zębatce byłą dość mocno problematyczna - przeskakiwał na niej łańcuch. Tempo zdecydowanie spadło. W Krakowie nie spędziłem dużo czasu - przejechałem się wzdłuż Wisły, wpadłem na rynek i wszamałem Kebaba w mojej ulubionej budce :).

Nareszcie w Krakowie. © jakubiszon


To mniejsce chyba wszyscy znają :) © jakubiszon


Po zjedzeniu tzw obiadu ruszyłem w drogę powrotną. Niestety/stety musiałem się już posłużyć mapą ( do tej pory jechałem bez ). Lekkie zmęczenie powoduje, że człek już myśli jak należy i zaczyna zapominać wyznaczoną przez siebie trasę. A tu taka mała dygresyjka :) : że pogoda była piękna, że było ciepło ale tak chodzić w krótkim rękawku i w spodenkach to już lekka przesada, ale w końcu to Kraków - miasto dziwaków :D. Hehe wypatrywałem tylko debila, który założy na nogi sandały albo japonki - niestety nie było odważnego :'(. Z Krakowa ruszyłem w stronę Kryspinowa ale trochę inna drogą niż jechało by się samochodem. Zacząłem od przejazdu wzdłuż Błoni by wbić się na ulicę Królowej Jadwigi i Chełmską - trochę okrężna droga ale za to mniej ruchliwa. Za to po wjechaniu do Kryspinowa jechałem już mega ruchliwą drogą w stronę Liszek a później już z deczka lepszą do Czernichowa. W Czernichowie odbiłem na Rusocice. Hehe troszkę przejechałem sobie drogę na Kłokoczyn i musiałem się wracać jakiś kilometr. Za Rusocicami miałem niewielki kryzys więc musiałem się zatrzymać i coś wszamać. Podładowałem baterie i ruszyłem dalej w stronę Zatora choć fajnie się nie jechało ze względu na ową zajechaną zębatkę.

Zamek Tenczyn w Rudnie widziany z okolic Spytkowic © jakubiszon


Za Zatorem ładnie odsłoniły się góry: mam na myśli Babią Górę i Tatry. Te ostatnie zawsze dodają mi mega kopa ale rozwalona zębatka pochłonęła całą energię :/.

Jest i Babia Góra © jakubiszon


Są i Tatry :) © jakubiszon


Podirytowany awarią jechałem i jechałem przez Wieprz. Jakoś ten odcinek wybitnie mi się ciągnął. Jako że nie chciałem wracać stricte tą samą drogą postanowiłem odbić na Brzezinkę by ostatnie kilometry zrobić na szutrowych drogach. Do domu wróciłem już po zachodzie słońca.
Reasumując: bardzo udany trip gdyby nie napęd :).

P.S. Zapominałbym: pierwsza opalenizna tego roku. Co prawda twarzy ale zawsze to coś ;).

Po zachodzie słońca © jakubiszon




Dane wyjazdu:
71.00 km 3.00 km teren
03:42 h 19.19 km/h:
Maks. pr.:57.90 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1270 m
Kalorie: kcal

Pałeczkowa Magurka ;)

Niedziela, 3 marca 2013 · dodano: 03.03.2013 | Komentarze 2

Po prawie dwóch tygodniach w końcu dosiadłem Białego Rumaka. Powodów rowerowej absencji było sporo: po primo praca, po secundo pogoda a po tertio... chyba najważniejszy - kiepski stan zdrowia. No cóż, nie wypada brać L4 jak się dopiero co zaczęło nową pracę, stąd też odpuściłem sobie rower w celu podleczenia się. No i przyszła w końcu upragniona chwila - przeziębienie zwalczone więc można coś pokręcić :). W zasadzie nie planowałem żadnego dłuższego tripu - miało być kotko i na temat ;). A że akurat połamałem wszystkie pałki (perkusyjne), a że akurat w sobotę miałem mieć próbę ( hehe wyjątkowo u mnie w domu choć w okrojonym składzie ), a że świeżej dostawy pałek kurier jeszcze nie dostarczył, znalazł się pretekst do zrobienia krótkiego tripu do bielskiej Elpy w celu zakupu jakichkolwiek pałek ;). Nie można oczywiście zapomnieć o bardzo istotnym fakcie a mianowicie o wyśmienitej, wiosennej, słonecznej pogodzie, która nie pozwalała siedzieć w domu. Jak to u mnie bywa w standardzie oczywiście wyjechałem później niż planowałem, a szkoda bo akurat chłopaki z bbRiderZ planowali jakiś trip o 12 więc się nie załapałem :(. Żeby nie było za łatwo wybrałem drogę przez Przegibek. Hehe łatwo nie było bo jakoś non stop jechałem pod wiatr :D...A wtrącę tu taką mało dygresję - długotrwałą rowerową absencję rekompensuję dużą ilością zdjęć ;). Koniec dygresji :)...

Czyżby to już wiosna??? :) © jakubiszon


A jezioro jeszcze zamarznięte © jakubiszon


Magurka Wilkowicka trochę przychmurzona © jakubiszon


Przegibek - śniegu jeszcze całkiem sporo :) © jakubiszon


Przegibek - no to gonimy bikera ( ta mała kropka na końcu drogi ) ;) © jakubiszon


Co ciekawe podczas ostatnich dwóch tripów miałem problemy z kręgosłupem ( oj bolał ) a tym razem nic. Dziwne!!! W sumie...jest powód do zadowolenia :). Podczas zjazdu z Przegibka ( albo Przegibku? ) spotkałem dwóch bikerów - w końcu coś nowego ;). Hehe jednego nawet goniłem :). W sklepie muzycznym wywołałem lekkie zdziwienie klientów - czy to coś anormalnego jeździć na rowerze i grać na bębnach?? Czy może jeździć o tej porze roku na bike'u?? NIEEEEE!! Można by pomyśleć, gdzie ja dam te pałki?? No bo w sumie takie niewymiarowe... Hehe ja wiem, gdzie je zamontować ( patrz niżej ) ;).

Pałki przymocowane więc można śmigać na Magurkę :) © jakubiszon


Do domu wracać już??? Niee!! Przydałby się jeszcze jakiś porządny uphill, ale taki naprawdę porządny... Sprawa była prosta - Magurka Wilkowicka i podjazd od Wilkowic. W końcu jest to jeden z trudniejszych asfaltowych podjazdów w Polsce. Chciałem kulturalnie zarejestrować uphill aplikacją Strava ale...oczywiście jak pech to pech - jak się na początku fon nie zwiesił to później w ogóle nie mógł złapać sygnału GPS. W końcu olałem to - jeszcze przyjdzie na to czas :). Hehe jakoś wyjątkowo dobrze mi się pedałowało na Magurkę - dziwne bo z reguły przeklinałem ten uphill. Czym wyżej jechałem tym było coraz więcej śniegu, już się obawiałem, że na ostatnich metrach asfaltu już nie będzie tylko sam lód i śnieg. W sumie się nie pomyliłem ;).

Im wyżej tym mnie czarnego asfaltu - uphill na Magurkę © jakubiszon


Zimowo...choć ciepło ;) © jakubiszon


Schronisko na Magurce Wilkowickiej - wersja zimowa. © jakubiszon


no to zaczynamy białe szaleństwo... © jakubiszon


Panorama z Magurki © jakubiszon


Na szczycie nie siedziałem długo - raptem 2-minutowy odpoczynek i ruszyłem w dół. Niestety musiałem kawałek przejechać szlakiem narciarskim - mam nadzieję, że biegacze wybaczą mi jazdę po śladach biegówek ale tylko w nich się nie zakopywałem. Dalej już wbiłem się na szlak pieszy. Po nim to można było zjeżdżać - śnieg mega ubity niczym beton :). Jak przystało na weekend i na tą okolicę, turystów na szlaku sporo. Hehe nawet jakiś jegomość zrobił mi parę fotek. P.S. szkoda, że nie dałem mu maila to by mi przesłał ;). Z pieszego szlaku przerzuciłem się na kultowy narciarski na Przegibek. Tam już tak łatwo nie było... Trasa nie była już tak dobrze udeptana i trzeba było się pilnować, żeby się nie zakopać. Oczywiście parę razy musiałem prowadzić rower bo śnieg był za miękki, żeby można było jechać. To był chyba najcięższy odcinek ale jaka adrenalina!! Bajka!!

Niestety kawałek musiałem przejechać trasą narciarską :/ © jakubiszon


początek zjazdu z Magurki © jakubiszon


cd. zjazdu ;) © jakubiszon


Jakoś tak ładnie było, że nie żałowałem fotek ;) © jakubiszon


Zjazd z Magurki oczywiściem szlakiem narciarskim. © jakubiszon


Zamarznięte jezioro a w tle Czupel. © jakubiszon


I tym oto sposobem zaliczyłem pierwsze w tym miesiącu MTB. Co prawda w wydaniu mikro ale zawsze coś ;). Aaa no i oczywiście pierwszy wypad w team'owym stroju bbRiderZ. "Wdzianko" pierwsza klasa!!! :).

P.S. A na sam koniec mega siara!!! Skasowałem sobie przez przypadek wszystkie dane z licznika stąd też niektóre parametry są orientacyjne :/



Dane wyjazdu:
135.00 km 5.50 km teren
06:33 h 20.61 km/h:
Maks. pr.:63.90 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1780 m
Kalorie: kcal

Przegibkowy Salmopol z zameczkową Kubalonką ;)

Poniedziałek, 18 lutego 2013 · dodano: 19.02.2013 | Komentarze 11

Hehe w końcu jakiś dłuższy dystans :). Miało być jakieś kręcenie przez weekend ale alko(hol) jakoś dziwnym trafem udaremnił pierwotne postanowienie :D. Zatem padło na poniedziałek. W sumie nawet lepiej bo zliczyłem jeszcze Spotkanie Podróżników w bielskiej Grawitacji. A tym razem ( w sumie jak zawsze :) )warto było wpaść bo temat prezentacji brzmiał "Spitsbergen okiem żeglarza". Oczywiście dzień wcześniej umówiłem się z właścicielką za przechowanie roweru bo jak co tydzień w lokalu full ludzi a strach zostawiać rower na zewnątrz. A sama prezentacja?? Bardzo ale to bardzo ciekawa!!! Jak praca pozwoli to za tydzień znowu nawiedzę Grawitację i będę wysłuchiwał prezentacji , tym razem na temat norweskich fiordów i gór.
Ale przejdźmy to samej trasy...Powiem tak: zbytnio odkrywcza nie była :D, ba rzekłbym taki beskidzki standard :) a mianowicie trzy przełęcze: Przegibek, Salmopol i Kubalonka. W planie miałem jeszcze uphill na Równice ale oczywiście rano mi trochę zeszło ( poranna prasówka i takie tam ) i wyruszyłem godzinę później niż sobie to wcześniej zaplanowałem :/. I właśnie tej godziny mi później zabrakło by wjechać na Równicę :(. Szkoda bo było by to niezłe wyzwanie i dodatkowe metry w pionie. Zauważyłem ostatnimi czasy, że jakoś na początku każdej wycieczki trudno mi się rozkręcić, jakoś noga kiepsko podaje...Tak było i tym razem. Dopiero po wjechaniu na Przegibek nogi zaczęły działać tak jak należy. Oczywiście podczas pierwszego uphill'u nie omieszkałem zmierzyć czas - odcinek od domu na Przegibek pokonałem w 1:02 czyli całkiem podobnie jak ostatnio więc nie ma źle ale fanie byłoby zejść do 50 minut. Hhehe marzenia :D. I tak w zasadzie dalej kręciło mi się już całkiem fajnie, gdyby znowu nie odezwał się ból kręgosłupa. A już tak dawno mnie nie bolał... Ale trza być twardym a nie miętkim :) stąd też olałem to a dokładnie go ;). Podczas krótkiego postoju pod Golgotą w Szczyrku jakiś jegomość uznał mnie za kolarza zawodowca i ciężko zapraszał na lipcowy maraton "Pętla Beskidzka". Kurczę aż tak zawodowo wyglądam??? :D. W trakcie podjazdu pod Salmopol też widocznie robiłem niezłą sensację bo chyba co z drugiego samochodu ludzie zwalniali i patrzyli na mnie jak na jakiegoś dziwolonga a nie którzy nawet sympatycznie machali. Czy to jest aż tak anormalne jeździć w zimie na rowerze?? Nieeeee :). W ogóle to był bardzo dziwny trip bo gdzie bym się nie zatrzymał tam zawsze ktoś ze mną rozmawiał na temat mojej wycieczki...A to już jest anormalne :D.

Golgota w Szczyrku. Reakcja narciarzy na bikera- Bezcenna :) © jakubiszon


W drodze na Przełęcz Salmopolską. © jakubiszon


Jezioro Czerniańskie zimową porą. © jakubiszon


Początek podjazdu pod Zameczek Prezydencki w Wiśle © jakubiszon


"Rezydencja Prezydenta RP" w Wiśle - tym razem zimową porą :) © jakubiszon


W zasadzie przez te wszystkie kilometry towarzyszył mi suchy asfalt ( no może poza dwoma wyjątkami) ale to co zobaczyłem, ba po czym szło mi jechać, od Przełęczy Szarcula na Kubalonkę, z deczka mnie zdziwiło. Najlepsze jest to, że do samej przełęczy ( od strony Wisły ) asfalt elegancki a od niej do Kubalonki masakra - ślisko jak cholera (patrz niżej).

Warunki drogowe się z deczka pogorszyły ( prawie na Kubalonce ) ;) © jakubiszon


Na Kubalonce postanowiłem zrobić sobie przerwę i zjeść obiad. Wiedziałem już wtedy, że nie zdążę wyjechać na Równicę - był kwadrans przed 15-stą a ja byłem umówiony ze szwagrem na 17-stą. Szkoda bo właśnie na Równicy zaplanowany miałem obiad- nieśmiertelne flaczki :D (podane przez baardzo miłą blondynkę );). Na domiar złego licznik mi szlag trafił...więc trzeba było zapisywać czas poszczególnych odcinków.

Biały Rumak grzeje się koło kominka w knajpce na Kubalonce. © jakubiszon


A to już Kubalonka. W prawo i do domu :) © jakubiszon


Ale żeby poprawić sobie humor postanowiłem się pościgać z samochodami podczas zjazdu z Kubalonki- udało mi się wyprzedzić dwa, w tym jeden na zakręcie :). Nie ma to jak lekki zastrzyk adrenaliny. Standardowo w Wiśle zjechałem na ścieżkę/szlak rowerowy i nim prawie dotarłem do Jasienicy by odwiedzić szwagra i poczekać na Spotkanie Podróżników.

Chyba to Wisła albo już Ustroń ;) © jakubiszon


Kawka u Szwagra :) © jakubiszon


Podczas powrotu z Bielska postanowiłem odwiedzić stare śmieci i znajomych z poprzedniej pracy. Z deczka się zagadaliśmy w domu byłem...przed północą :). To się nazywa trip!!! :)

No to może - w sumie dawno już nie było - troszkę muzyki?? Tym razem coś z jajem :).



A na koniec ustawowa mapka.



Dane wyjazdu:
22.00 km 1.50 km teren
01:02 h 21.29 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:187 m
Kalorie: 476 kcal

Rower mą miłością :)

Czwartek, 14 lutego 2013 · dodano: 14.02.2013 | Komentarze 2

Hehe dzisiaj walentynki więc postanowiłem swoją miłość gdzieś zabrać :D. Planowałem dłuższą wycieczkę (całodniową) lecz pogoda pokrzyżowała nam plany - do 14-stej padała paskudna mżawka :/. Już myślałem, że dzień zakochanych spędzimy w domu lecz w ostatniej chwili zdecydowałem się na krótką, romantyczną wycieczkę po Małopolsce. Przyodziałem się w kulturalne czarne leginsy i ruszyliśmy na "podbój Małopolski". Plan ambitny nie był ale liczyły się wspólne chwile ;). Podczas przejazdu przez Andrychów spotkaliśmy...hehe no kogo moglibyśmy spotkać w tym mieście...ba wiadomo - k4r3l'a. Ja to mam szczęście :D - prawie wracał z pracy. Dalej to już była spokojna, romantyczna jazda po obrzeżach Wieprza i Bulowic. Z racji, że jakoś wyjątkowo zaszczypało mi w palce u stóp postanowiłem skrócić trasę. Dziwne trochę bo przy niższych temperaturach jakoś mi w paluchy nie szczypało...:/.

Gdzieś w okolicach Wieprza... © jakubiszon


Jako, że to był krótki (mega krótki) trip zarejestrowałem trasę w STRAVIE.
Ale żeby tradycji stało się za dość, mapka z bikemap musi być :)



Dane wyjazdu:
58.85 km 0.00 km teren
02:39 h 22.21 km/h:
Maks. pr.:55.10 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: 1122 kcal

"Szybki" Przegibek ze szklaneczką Ballantine's w tle :)

Wtorek, 12 lutego 2013 · dodano: 12.02.2013 | Komentarze 5

Oj życzę każdemu, żeby tydzień zaczynał się tak znakomicie jak mnie :). Po pierwsze w końcu dostałem robotę po prawie 3-miesięcznym siedzeniu w domu; po drugie w końcu przyszły nasze team'owe stroje "bbriderZ". Po prostu prze genialny początek tygodnia- same dobre wiadomości :). Tak a propos pracy, to żeby było ciekawie to będę się bawił z rowerami - czyż to nie piękne?? :). Z racji, że czekałem przez ostatnie dwa dni na odpowiedź od przyszłego pracodawcy i na podanie daty rozpoczęcia pracy odpuściłem sobie rower. Nota bene po weekendowych ostatkach na Potrójnej byłem z deczka "zmęczony" (promilowo i fizycznie) ;). Jednak dzisiaj po 16-tej postanowiłem coś pokręcić :). Wymyśliłem sobie, że sprawdzę ile zajmie mi dojazd do mojej przyszłej pracy, a że najlepiej jest do niej dostać się przez Przegibek, zatem pomknąłem na białym rumaku w stronę siedziby firmy. Hehe co prawda szybciej byłoby dojechać głównymi drogami przez Bujaków, Kozy ale zważywszy na ruch jaki panuje na tym odcinku wybrałem dłuższą i cięższa trasę.

W drodze na Przegibek © jakubiszon


W drodze na Przegibek part 2 ;) © jakubiszon


A to już drugi powód mojego dzisiejszego zadowolenia - teamowe stroje bbRiderZ :] © jakubiszon


Dotarcie na Przegibek zajęło mi godzinę - czy to dobry czas to nie wiem, zobaczę jak będę dojeżdżał do roboty :). A pod sam budynek firmy - 1:17 - nie ma źle :). A że już byłem w Bielsku to postanowiłem uczcić te wspaniałe wiadomości szklaneczką Ballantine's ( żeby nie było, że całą :) tylko klasyczną 50-tką ).

tego trunku chyba nie muszę przedstawiać :). A co tam - zrobiłem sobie dzisiaj małą przyjemność ;). © jakubiszon


Do domu postanowiłem wracać bocznymi drogami - tak dla urozmaicenia :D. Hehe żeby było ciekawie to na ostatnich 500 metrów przed domem zaliczyłem małą glebę ( pierwszą w tym roku...chyba ). No cóż na nierównej, oblodzonej nawierzchni to chyba nie sztuka :D.



Dane wyjazdu:
23.00 km 2.00 km teren
01:43 h 13.40 km/h:
Maks. pr.:32.60 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:447 m
Kalorie: 672 kcal

Nocna Puszcza.

Czwartek, 7 lutego 2013 · dodano: 07.02.2013 | Komentarze 5

Spadł śnieg więc trzeba było dosiąść białego rumaka :). Hehe poza tym wypadałoby spalić dzisiejsze pączki, choć dużo ich nie zjadłem, bo zaledwie 4 :). Jakoś zazwyczaj nie mam parcia na owe słodkości w ten dzień...Dziwne :D. W takcie dnia byłem trochę zajęty więc trasę zaplanowałem na wieczór i to był szczał w dziesiątkę - cisza, spokój i ja :). No niestety moje oświetlenie jeszcze nie jest odpowiednio zmodyfikowane, stąd trasa musiała być stosunkowo krótka by ""prądu" starczyło :D. Zatem padło na Wielką Puszczę. Patrząc co dzieję się za oknem wybrałem trasę jak najbardziej omijającą główne drogi. Jakoś nie uśmiechało mi się pedałować w błocie pośniegowym tudzież ciapie :). A skoro trzeba było omijać, to zaliczyłem troszkę terenu :) - hehe w zasadzie to czystego asfaltu nie było więc można by stwierdzić, że wszystko prawie było terenem :D. Nie ma to ja sobie poćwiczyć technikę jazdy.

Symbolicznie włączona jedna lampka. © jakubiszon


W drodze na Bukowiec. © jakubiszon


test nowej drogi :) © jakubiszon


Przez cały okres jazdy w "cywilizacji" (czytaj teren zamieszkały/zabudowany) używałem tylko jednej lampki. A dlaczego?? A dlatego, że przy drodze były lampy więc nie było potrzeby świecenia na 100%. Dopiero jak wjechałem w las zapuściłem pełną moc - oj dawało czadu nieźle :). Hehe jakie musiało być zdziwienie kierowców widzących bikera wieczorem w szczerym lesie :).

100% mocy (oświetlenia) ;) © jakubiszon


Wyjazd z lasu do...Puszczy :D. © jakubiszon


Cywilizacja - Wielka Puszcza. © jakubiszon


Antyportret :). Oczywiście znowu zaparowany... © jakubiszon


Przełęcz Targanicka © jakubiszon


Nie powiem, że przez Puszczę jechało się lekko - non stop przednie koło wpadało w poślizg i trzeba było nieźle uważać żeby nie wyglebić. Miałem pewne obawy co do samego podjazdu na Przełęcz Targanicką. Każdy kto tam jechał to wie, że ten podjazd do najłagodniejszych nie należy. Co prawda jest krótki ale dość stromy. A dodając do tego śliską nawierzchnie robi się ciekawie :). Jakimś dziwnym sposobem udało mi się wyjechać hehe. Ale co tu narzekać na śliską drogę...To co było do tej pory to pikuś. Zjazd z Przełęczy do Targanic to był dopiero hardcore!!! Po przekroczeniu granicy województwa jakby się czas cofnął. Tam to chyba o czymś takim jak pług to nie słyszeli. Na drodze zalegała 15-sto centymetrowa warstwa śniegu, jeden ślad po oponach samochodu a pod tym wszystkim lód. Tętno podczas zjazdu musiałem mieć mega wysokie. W pewnym momencie wpadłem w poślizg i jakim cudem się nie wyrżnąłem, to do tej pory tego nie rozumiem :) - sunąłem jakieś 30 metrów po największej stromiźnie zjazdu. Po prostu cud :D.

Baaardzo ślizki odcinek... © jakubiszon


Z Targanic moją standardową drogą wróciłem do domu. Oczywiście nie obyło się bez przygód - średnio co 2 kilometry musiał przyczepić się jakiś kundel. Nie dość, że człek musiał uważać jak jedzie to jeszcze musiał odganiać się od walniętych kundli. A teraz najlepsze...Jadę sobie jadę i naglę słyszę jakieś potężne, niskie szczeknięcie - oglądam się dookoła - nic. Pewnie w ogródku czyimś pies. No nic jadę dalej... Obracam się w prawo i co widzę??? Dużego Haskiego!!! Oj cieplutko mi się zrobiło. Dzięki bogu był on młody i chyba się chciał bawić bo ogonem wywijał na boki :). Odprowadził mnie kawałek i się wrócił. Hehe głupi ma zawsze szczęście :).

Statystki ze STRAVY.



Dane wyjazdu:
62.00 km 1.50 km teren
03:26 h 18.06 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1080 m
Kalorie: kcal

Żar tropików ;)

Niedziela, 3 lutego 2013 · dodano: 03.02.2013 | Komentarze 8

Długo trzeba było czekać aż waćpan dosiądzie białego rumaka ( 1,5 tygodnia) :). Jakoś ta ostatnia odwilż mnie tak zniechęciła do jazdy, że moja aktywność fizyczna ograniczyła się do lekkiego trekkingu na Pilsko i do jednej próby mojej kapeli. Makabra co ta pogoda potrafi zrobić z człowiekiem :). Ale, ale... w nocy spadł śnieg, temperatura znacząco się obniżyła więc nie omieszkałem wykorzystać tych jakże dogodnych warunków :). Tym razem padło na Żar!! Oj dawno tam mojej skromnej osoby nie widzieli ;). Troszkę obawiałem się się stanu drogi, bo jadąc rano autem było sporo "ciapy" ale co tam - jak się bawić to się bawić :). Kulturalnie zjadłem obiad ( oczywiście z deczka mniejszy niż normalnie bo jakoś nie lubię jeździć obżarty ), przygotowałem bike'a i ruszyłem na Żar (tropików) :). Drogi były całkiem znośne, choć miejscami miałem problemy z trakcją.



Oczywiście jakiś gnój mnie po drodze musiał wybitnie wkur...ć - człowiek sobie kulturalnie pedałuje a tu jakiś pacan nie dość, że przy wyprzedzaniu mnie, lekko zajechał mi drogę to jeszcze ochlapał śnieżną breją. Jakoś inni mogli zachować bezpieczną odległość ale ten debil przejechał koło mnie zaledwie 30 centymetrów. Oczywiście posypały się pod jego kierunkiem niecenzuralne słowa i pokazałem mu magiczny palec, a ten cep nic- nawet nie przeprosił. Miał szczęście, że go nie dogoniłem bo zapewne miałby lekkie straty. Co ciekawe jakoś do tej pory nogi kiepsko podawały, a po całym incydencie dostały niezłego powera :). Po wkroczeniu do Międzybrodzia Żywieckiego zaczęła się drogowa bajka - asfalt był przykryty ubitym śniegiem :). Myślę - lepiej być nie może :). Wiadomo, czym wyżej wyjeżdżałem tym droga była mniej ubita ale i tak jechało się bosko. Na szczycie przywitała mnie...mgła :/.


Z deczka się zaparowałem :).






Na dole jakby zaczęło się rozjaśniać.

Zjazd z Żaru zaliczę do zdecydowanie najwolniejszych - powód prosty - ślisko jak cholera choć udało mi się wyprzedzić 2 auta :). Będąc na dole postanowiłem nie wracać tą samą drogą i...zaliczyć jeszcze Kocierz. Czas miałem dobry, zestaw oświetlenia przy sobie więc dlaczego nie spróbować. Ale przyznam się bez bicia - nie lubię w zimie jeździć koło Jeziora Żywieckiego. A dlaczego??? Bo panowie drogowcy nie żałują tam soli i człowiek po przejechaniu nawet krótkiego odcinka wygląda jakby robił w młynie.




Jezioro Żywieckie.


Zdjęcie zrobione o 16:37 - jak dobrze, że dzień jest coraz dłuższy :).

Podjazd pod Kocierz zacząłem w lekkim zmroku a na szczycie było już ciemno jak w d..e. Co prawda spodziewałem się, że droga będzie tam biała a tu niespodzianka - w zasadzie czarna z lekkimi wyjątkami - tam też widocznie nie żałowali soli :). Podobnie jak w przypadku Żaru, zjazd z Kocierza wybitnie wolny. Tym razem przygotowałem się do nocnej jazdy i zabrałem ze sobą 2 przednie lampki czego efektem była b.dobra widoczność ( przynajmniej jak na ten sprzęt) :).




Tak to można jeździć :) choć i tak muszę ten zestaw troszkę udoskonalić.



Dane wyjazdu:
136.10 km 1.00 km teren
07:56 h 17.16 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1540 m
Kalorie: kcal

Zimowa Pętla Beskidzka :)

Czwartek, 24 stycznia 2013 · dodano: 24.01.2013 | Komentarze 30

Nowy rok - nowe wyzwania!!! Nigdy wcześniej nie sądziłem, że wpadnę na taki szatański pomysł, by w styczniu wykręcić Pętlę Beskidzką. Ale cóż, nadmiar wolnego czasu skłania to przemyśleń nad nowymi, rowerowymi wyzwaniami :). I tak oto w niedzielę na wielkim kacu wymyśliłem owy trip. Do realizacji, jakże abstrakcyjnego tripu, potrzebowałem idealnych warunków atmosferycznych i drogowych, stąd też codziennie śledziłem prognozy pogody i dowiadywałem się o stanie nawierzchni w Koniakowie. Padło na środę (dziś). Spodziewałem się, że w okolicy Trójwsi może być nieciekawie (we wtorek dostałem info, że drogi są tam białe) stąd też wyruszyłem, jak dla mnie wcześnie ;) bo o 8 rano. Początkowo jechało się całkiem całkiem, raz biało raz płytkie błoto pośniegowe. Nota bene od samego rana świeciło słońce co jeszcze bardziej poprawiało mi humor :).


Na Zaporze w Tresnej lekka mgiełka :).

Myślałem, żeby do Węgierskiej Górki dostać się bocznymi drogami z Żywca jednak po dotychczasowych drogowych doświadczeniach porzuciłem ten pomysł (za długo by mi zeszło). W Węgierskiej Górce za rzeką Sołą skręciłem w prawo i boczną drogą dojechałem do Milówki (fajny odcinek bo cały biały :) ). Co prawda chciałem nią dojechać aż do dwu-pasu łączącego Milówkę ( a może Kamesznicę) ze Zwardoniem lecz przeszkodził mi głęboki śnieg zalegający na drodze - droga była odśnieżona do ostatniego budynku na trasie.




W końcu normalny widok - brak mgły ;).

Prawdziwa mordęga zaczęła się po wjechaniu do Szarego. Stan nawierzchni był, delikatne mówiąc, kiepski. Grząski, miejscami rozjeżdżony śnieg znacząca utrudniał jazdę i pochłaniał mnóstwo energii. Zastanawiał mnie jeden odcinek, a mianowicie ostatni, ostry podjazd z Szarego na główną drogę w stronę Koniakowa. Dzięki bogu nie było tak źle :) - śnieg był dobrze ubity, no może tylko na odcinku 3 metrów był rozjeżdżony, stąd też dałem radę wyjechać :).


Takie zimowe podjazdy to ja lubię :).

Od momentu wjechania do Lalików aż gdzieś do połowy podjazdu na Kubalonkę towarzyszyła mi woda lub breja na drodze stąd też prędkość była żenująco niska. Widać, że panowie drogowcy nie żałowali soli. Na szczęście do Ochodzitej była to duża zaleta bo mogłem się napawać pięknymi widokami :). Pod Ochodzita, w Karczmie zrobiłem sobie przerwę na obiad.


Dla takich widoków warto zapieprzać w 4-ro-stopniwowym mrozie.


I jest i Barania Góra ( pierwsza od lewej ).


Taras widokowy obok Karczmy Ochodzita.




Karczma a w tle Ochodzita.

Panorama z Karczmy Ochodzita © jakubiszon


Pełen kalorii wolnym tempem ruszyłem na Kubalonkę. A wolnym dlatego, żeby się nie przemoczyć bo trochę kilometrów jeszcze miałem przed sobą :). Pierwotnie miałem jeszcze zaliczyć szczyt Ochodzitej ale się strasznie zachmurzyło i widoczność był zerowa. Już myślałem, że pożegnałem się z badziewną nawierzchnią a tu znowu niespodzianka - powtórka z rozrywki na odcinku Kubalonka - Ustroń. Dzięki bogu w uzdrowisku zjechałem z asfaltu i wbiłem się na szlak rowerowy. Nie powiem łatwo nie było - jechało się może po 30-sto-centymetrowej, ubitej ścieżce. Hehe taka namiastka terenu :D. Później to już tylko asfalt choć nie w czystej postaci lecz wzbogacony o błotko pośniegowe tudzież śnieg.



Jako, że i tak musiałem jechać przez Bielsko to nie omieszkałem odwiedzić Opium i przechylić kufel Brackiego. Ja wiem, ja wiem w zimie, lekko zmarznięty pić zimne piwo?? Ale jak tradycja to tradycja :P. Z Bielska do domu dojechałem głównymi drogami - zamierzałem coś urozmaicić ale pora nie była ta i sił już brakowało.



Dane wyjazdu:
107.78 km 0.00 km teren
05:32 h 19.48 km/h:
Maks. pr.:53.90 km/h
Temperatura:-5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1190 m
Kalorie: kcal

Inauguracja bike sezonu 2013.

Niedziela, 13 stycznia 2013 · dodano: 13.01.2013 | Komentarze 8

Stało się - bike sezon 2013 oficjalnie otwarty!!!! Co prawda z lekkim poślizgiem patrząc na dokonania znajomych z BS bądź ogólnie bikerów z BS. Ale co tam, liczy sie, że zacząłem coś pedałować w nowym roku :). Pierwotnie miała to być inauguracja z pompą ale nie wyszło do końca ale o tym poniżej.

Plan inauguracji był ambitny a mianowicie zimowy uphill na Skrzyczne od Ostrego. Przyznam się bez bicia, że dzisiejszy plan był w zasadzie już druga próba inauguracji. Za pierwszym razem przeszkodziła mi pogoda - odwilż jak cholera. Stwierdziłem, że jazda w ciapie i mokrym śniegu mija się z celem - zanim dojechałbym do Ostrego byłbym całkowicie przemoczony. Zatem poczekałem aż przyjdą mrozy. Mrozy przyszły a na dodatek jeszcze świeży śnieg. Nie powiem miałem pewne obawy czy podołam ale postanowiłem jednak wyruszyć :).
Początkowo kręciło się wyśmienicie, suchy asfalt lub biały asfalt :). Lekki dyskomfort pojawił się dopiero na Zaporze w Tresnej. Służby drogowe na odcinku zapora - Pietrzykowice nie żałowały soli i droga pokryta była albo ciapą albo "soloną woda". Dalej było już całkiem elegancko - bo biało :). W końcu wjechałem w tzw. Ostre. Początkowo jechało się wybornie. Po przekroczeniu szlabanu tak wesoło już nie było.


wjazd do Ostrego.



Śnieg nie był za dobrze ubity, w zasadzie były tylko ślady jakiegoś samochodu a tak to śnieg na wysokość ok. 10 cm. Żeby nie było tak wesoło to pod owymi śladami były jeszcze jakieś stare zamarznięte koleiny na których namiętnie ślizgało oponę. Na początkowych płaskich odcinkach jakoś się jechało ale pojawiły się pierwsze lajtowe podjazdy i były już problemy z trakcją. I tak oto dojechałem do pierwszej 90-tki (czytaj zakręt mający 90 stopni) i pierwszego podjazdu troszkę ostrzejszego i musiałem skapitulować. Trasa była bardzo źle udeptana i co co najgorsze bardzo "grząska" - opony zapadały się w śniegu. Z bólem serca musiałem zawrócić :(.


Moment kapitulacji.


W drodze powrotnej towarzyszyły mi widoczki, wcześniej musiałem się skupiać wyłącznie na trasie.

Podczas powrotu przez Ostre rozmyślałem, gdzie by tu jechać. Narodził mi się pomysł uphill'u na Przełęcz Salmopolską, ale po dojechaniu do Buczkowic zrezygnowałem, gdyż nie wyrobiłbym się w czasie i musiałbym jechać po ciemku i to jeszcze głównym drogami. Zatem ruszyłem w stronę Szczyrku.


Skocznia SKALITE w Szczyrku.

Dojechałem do centrum Szczyrku, zrobiłem krótki odpoczynek na uzupełnienie kalorii i ruszyłem w stronę Bielska. Chciałem sobie urozmaicić trasę i odcinek Buczkowice - Bystra pokonać bocznymi drogami lecz niestety moja wspaniała aktualizowana aplikacja googlemaps nie chciała się otworzyć. Ależ się wpieniłem - tak to jest czasami z tymi aktualizacjami, które działają o niebo gorzej niż poprzednie wersje. Nie pozostało mi nic innego jak dotrzeć do Bielska głównymi drogami. Po drodze jakiś samochód na mnie piskał. Myślę sobie, przecież jadę prawidłowo. Hehe jak się okazało później to był piaseq, który jechał na narty :). W Bielsku chciałem uczcić inaugurację piwkiem w Opium ale niestety przyjechałem godzinę przed otwarciem, zatem ruszyłem do Rock Galerii na szklaneczkę whisky i znowu pech - w niedzielę czynne od 18-tej. I znowu piana - specjalnie jechałem do centrum a tu dupa. Z braku laku podjechałem do bielskiego Browaru na pysznego Koźlaka :).



Jako że mało miałem i nie miałem żadnego porządnego uphill'u postanowiłem do domu wracać przez Przegibek, który dość mocno mnie sponiewierał :).


W drodze na Przegibek.


Widok na Jezioro Międzybrodzkie z Zapory w Porąbce.



A teraz coś a propos PLANÓW NA TEN ROK:
W dalszym ciągu będę realizował nie wykonane cele z zeszłego roku. Ponadto mam w planie:
- wykręcić dużo więcej kilometrów niż w zeszłym roku :) ;
- pokusić się o pobicie dotychczasowych rekordów prędkości i dystansu dziennego;
- poznać nowe rejony;
- wziąć udziału w jakimś Maratonie - w końcu :D ;
- przejść w końcu na SPD;
- zrobić jakiegoś kilkudniowego tripa;
i wiele innych rzeczy, które zapewne narodzą się w trakcie roku :).