Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 51859.25 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2013

Dystans całkowity:418.37 km (w terenie 32.10 km; 7.67%)
Czas w ruchu:23:42
Średnia prędkość:17.65 km/h
Maksymalna prędkość:57.90 km/h
Suma podjazdów:5106 m
Suma kalorii:4508 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:59.77 km i 3h 23m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
12.42 km 0.00 km teren
00:41 h 18.18 km/h:
Maks. pr.:32.04 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:172 m
Kalorie: 290 kcal
Rower:

Bożonarodzeniowa Wielkanoc ;)

Niedziela, 31 marca 2013 · dodano: 01.04.2013 | Komentarze 4

Takiej Wielkanocy to ja jeszcze nie pamiętam - w ciągu doby spadło 25 cm. śniegu. Pokrzyżowało mi to całkowicie moje plany rowerowe :/. A w planie miałem szosowy trening z chłopakami z bbRiderZ. Co gorsza nie był to miły puszek tylko mokre, paskudne śnieżysko. Zatem miałem zrezygnować z świątecznego pedałowania ale...nie wytrzymałem :). Po obrzarstwie u siostry dosiadem bike'a. Co prawda na dzień dobry wynikła siara - mamuśka wyłączyła mi z gniazdka ładującą się latarkę i tym sposobem byłem pozbawiony przedniego oświetlenia a na zewnątrz było już ciemno. Chwilę podładowałem i ruszyłem na wielkanocne śnieżne kręcenie. Z racji, że latarkę podładowałem tylko chwilę z góry założyłem , że trip będzie mega krótki. A szkoda. Co prawda warunki panujące na zewnątrz nie skłaniały do długich podróży - śnieżyca i mokry nie ubity śnieg - ale chęci były straszne :).

Nocą w śnieżnych warunkach ;) © jakubiszon


i sypie i sypie - końca nie widać... © jakubiszon


Jakieś 2 kilometry przed domem odezwało się kolano. Hehe dawno mnie nic nie bolało podczas jazdy... Z tego powodu zmuszony byłem trochę skrócić trasę - nie chciałem nadwyrężać kolana bo prawdziwe pedałowanie dopiero przede mną :).

P.S. I mam pierwszy tysiąc w tym roku :)



Dane wyjazdu:
94.00 km 12.00 km teren
06:30 h 14.46 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1400 m
Kalorie: kcal

Zimowe Skrzyczne

Poniedziałek, 25 marca 2013 · dodano: 29.03.2013 | Komentarze 3

Nadszedł wolny dzień…więc trzeba go było optymalnie wykorzystać. Były dwie opcje: sprzątanie bądź rower. Wybór był jasny jak słońce :). Wiadomo, że ROWER :D. Pierwszy pomysł na trasę jaki mi wpadł do głowy to…uphill na Skrzyczne. W końcu miał on inaugurować sezon 2013 ale z przyczyn zewnętrznych nie udało się zrobić więc przyszła pora na drugi atak . Spodziewałem się, że tym razem powinno być lepiej, po pierwsze weekend był ładny więc turyści/narciarze powinni ubić dobrze trasę, po drugie - od paru dni nie padał śnieg i był mrozik więc śnieg powinien być twardy. Jako, że chciałem jeszcze zaliczyć Spotkanie Podróżników w bielskiej Grawitacji, zbytnio ze startem się nie spieszyłem. I dobrze bo podczas porannej „internetowej prasówki” zgadałem się z LUDWIKONEM na wspólny trip :). Oczywiście on ruszał z Bielska a ja z Czańca :). Za miejsce spotkania ustaliliśmy skrzyżowanie w Lipowej, koło remizy strażackiej. Początkowo wydawało mi się, że się za grubo ubrałem bo do Lipowej jechałem cały czas z do połowy rozpięta kurtką. Hehe później już mi się tak nie wydawało ;). Do Lipowej kręciło mi się bardzo dobrze, noga podawała jak ta lala. Oczywiście czasu dojazdu znacząco nie poprawiłem a w sumie zajęło mi to niecałą godzinę i 45 minut. Po drodze trzeba było zahaczyć o sklep i przygotować się do uphillu. Byłem jakoś tak podekscytowanym tym zimowym atakiem, że zapomniałem zabrać ze sklepu zapłaconego już batonika :D . No cóż wielkiej straty nie było. Po drodze pisałem jeszcze do Ludwikona, żeby nie zapomniał zabrać kamerki GoPro bo można by nakręcić ciekawy filmik. Pierwszym do miejsca spotkania dojechałem ja, Konrad był raptem po 10 minutach. Dalej razem już jechaliśmy, początkowo asfaltem, ale ten szybko przerodził się w… zaśnieżony asfalt :).

Widok na Pilsko z Zapory w Tresnej © jakubiszon


A przede mną cel - Skrzyczne!! © jakubiszon


Po zjechaniu z zaśnieżonego asfaltu zaczęło się zmaganie ze śniegiem. Jednak troszkę inaczej wyobrażałem sobie podjazd od Ostrego. Spodziewałem się dobrze ubitej trasy a tu raptem środkiem drogi pojedyncze ślady butów i nart a tak to tylko ślady jakiegoś samochodu terenowego. Oczywiście po śladach ludzkich nie dało się jechać ( zbyt miękko) więc został uphill w rynienkach ( śladach kół) , które czym wyżej tym były głębsze. Nie powiem jazda w ok. 25 centymetrowych ( szerokość ) koleinach to najłatwiejszych nie należy zważywszy na fakt, że momentami miały głębokość ponad 25 cm. i wewnątrz nich zalegał lód. Oj targało się pedałami po śniegu, niestety to nie był puszek.

Jazda w "rynienkach" - łatwo nie było. © jakubiszon


Jazda w "rynienkach" - tym razem Ludwikon walczy :) © jakubiszon


CIąg dalczy "rynnowej" jazdy ;) © jakubiszon


Wjeżdżamy w trudny teren ;) © jakubiszon


Momentami uprawialiśmy tzw. „Biking Walking” czyli bieganie siedząc na siodle – hehe taka nasze nazewnictwo tego jakże dziwnego „biegu” :D. W pewnej chwili ślady się skończyły i zaczęła się jazda po nie ubitym śniegu. Przyznam się bez bicia – daleko nie ujechaliśmy. Koła się zapadały więc było pozamiatane. Powstało pytanie czy zawracamy czy prowadzimy?? Oczywiście wybraliśmy drugą opcję bo wizja zdobycia Skrzycznego i zjazdu z niego było o wiele ciekawsza niż powrót. Zatem prowadziliśmy, skracając drogę na szczyt jak tylko się da. W pewnym momencie znowu pojawiły się ślady, tym razem byli to leśnicy, którzy ściągali drzewo. Więc siedliśmy na bike’i i ruszyliśmy ale daleko nie dojechaliśmy. Po może 300-stu metrach ślady leśników zjechały z drogi w … „las” . A my za nimi :). Zrobiliśmy sobie mały skrót. Z racji, że targanie rowerów do góry za szybko nam nie szło, mimo że skracaliśmy drogę jak tylko się dało, postanowiliśmy odbić na niebieski szlak na szczyt. Każdy kto nim szedł wie, że momentami jest niezłe wydmuchowisko. Do tego jeszcze trasa nie była za dobrze ubita więc się lekko zapadaliśmy w śniegu, nie mówiąc już o rowerach. W końcu dotarliśmy do schroniska :).

I przyszedł czas na prowadzenie... © jakubiszon


No, w końcu na siodle :) © jakubiszon


Jak zawsze telofony dzwonią w najmniej oczekiwanym momencie ;) © jakubiszon


Ludwikon daje ostro pod górę. © jakubiszon


A tu taka mała panoramka ;) © jakubiszon


Czym wyżej tym widoki były coraz gorsze... © jakubiszon


Przyszła pora na ogrzanie się i odmrożenie… w moim przypadku butów bo śnieg się dostał do „bloków” i powstała zamarznięta kulka :). Tak bardzo chciałem szybko odmrozić buty, że uchyliłem za mocno drzwiczki od kominka i…zakopciłem całe pomieszczenie :D :D . W schronisku dowiedzieliśmy się , że na zewnątrz jest -9,5 stopnia mrozu. Dodając do tego porywisty wiatr odczuwało się dobre -14 stopni. Ale co tam ;).

pora się odmrozić :D © jakubiszon


przed schroniskiem na Szkrzycznem © jakubiszon


Dwóch szaleńców na Skrzycznym © jakubiszon


Pierwotnie planowaliśmy jechać na Malinów ale ostatecznie wybraliśmy zjazd do Szczyrku trasami narciarskim. Pamiętam tylko pierwszą- była to zielona trasa. Później tak skupiałem się na jeździe, na tym żeby nie zgubić Konrada, że nie patrzyłem już na oznaczenia. Przyznam się, że w dół nie jechało mi sięga dobrze. Po pierwsze strasznie pizgało mi w dłonie, po drugie- zapadałem się w śniegu, szczególnie przednie koło, a po trzecie mój tylni hamulec chwilowo zaniemógł ( w końcu to nie są tarczówki tylko V-break’i) . Stąd też jechałem strasznie zachowawczo i asekuracyjne. Za to LUDWKON pruł w dół ile fabryka daje. W pewnym momencie na budziku miał 55 km/h. Myślę, że pomagała mu w tym jego waga- w końcu chłop jest z 10 kilo lżejszy ode mnie. Gdzieś w połowie zjazdu nie czułem już kompletnie dłoni. Zatrzymaliśmy się i trochę się ogrzałem. Fajnie to wyglądało jak dwóch bikerów śmiga po stoku z narciarzami. Zjazd zakończył się pod Golgotą, gdzie czekali na Nas Paparazzi . Hehe nie no żartuję :D – jacyś goście nas filmowali na ostatnich metrach stoku. Jeszcze dodam że ostatnie metry stoku były bardzo trudne. Chwilę przed nami jechał ratrak i trasa w ogóle nie była ubita.

Baaardzo asekuracyjny zjazd stokiem... © jakubiszon


Od Golgoty do Buczkowic jechaliśmy już asfaltem ale żeby nie było tak kolorowo to kręciliśmy cały czas pod wiatr :/. W Buczkowicach rozdzieliliśmy się z Konradem, gdyż on zostawił tam auto. Hehe nie chciał się spóźnić więc podjechał trochę samochodem :D. Do Bielska dotarłem trochę później niż pierwotnie palowałem. Chciałem jeszcze podjechać do siostry, do Jasienicy na kawkę ale nie wyrobiłbym się na Spotkanie Podróżników więc postanowiłem poczekać w centrum. Z racji, że zawsze właścicielka/menagerka Grawitacji mówiła mi, żebym był wcześniej, tym razem zjawiłem się już o 19:15 a tam już nie było wolnej miejscówki :/. Coś za bardzo popularne zrobiły się te spotkania, bo jak pamiętam jeszcze rok temu człek przychodził o 19:30 i było jeszcze mnóstwo wolnych miejsc. Zatem została mi „miejscówka” na schodach ;). Tym razem prezentacja była na temat Indii. Hehe nie powiem , który raz już był ten temat ale jest to tak ciekawy kraj, że za każdym razem jest coś nowego i interesującego.

Katedra Św. Mikołaja w Bielsku © jakubiszon


Grawitacyjne Indie :) © jakubiszon


Powrót z Bielska do domu był z deczka ciężki. Brakowało już powera i w dalszym ciągu kręciłem pod wiatr. Baterie podładowałem sobie w mojej ex pracy zjadając stacyjnego hot doga ;). W domu byłem przed północą.

Reasumując: bardzo udany trip, w bardzo miłym towarzystwie - dzięki Ludwikon. Skrzyczne zdobyte zimą choć nie do konca na bike’u ;).

Hehe a teraz totalna nowość na "mym" bikelogu :D :D :D.... Taki...filmik ;)



Noi oczywiście mapka :)



P.S. Kolejny raz jechałem bez licznika więc brak niektórych danych :/

Dane wyjazdu:
18.36 km 1.00 km teren
00:59 h 18.67 km/h:
Maks. pr.:39.51 km/h
Temperatura:-5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:330 m
Kalorie: 547 kcal

Za krótko, oj za krótko - Nocny Outdoor'owy Spinning II.

Piątek, 22 marca 2013 · dodano: 22.03.2013 | Komentarze 1

Miało być szybko i intensywnie. Wyszło jak wyszło :D. W porównaniu z ostatnim N.O.S. było zdecydowanie wolniej ale patrząc na warunki na zewnątrz tragedii nie ma :). Jechało się dużo trudniej bo śnieg był niemiłosiernie mokry a miejscami zalegała na drodze tzw. ciapa ( błoto pośniegowe ) i było masakrycznie ślisko. Do tego.....hahahaah ja dupa źle podpiąłem ładowarkę to latarki i...się w ogóle nie naładowała :D D :D więc jechałem prawie po ciemku. A co do samej trasy???? Hmnn... W większości improwizowana ale po mniej więcej znanym terenie :). Na mapkę ziurnąłem dosłownie 2 minuty i ruszyłem standardową trasą na Targanice.

Bocznymi drogami do Targanic. © jakubiszon


Zjazd do Targanic © jakubiszon


Później zaczęła się improwizacja. Wyhaczyłem na mapie boczną drogę biegnąca wzdłuż głównej na Andrychów więc nią też pojechałem. Ale z racji, że nie zapamiętałem dokładnie, w którą uliczkę mam później skręcić, oczywiście się z deczka pogubiłem. Nie przejmowałem się tym i jechałem w ciemno :). Jak się później okazało przejeżdżałem przez Bolęcinę a wyjechałem prawię przed granicą Andrychowa.

WTF, gdzie ja jestem?? ;) © jakubiszon


Żeby omijać panujący syf na drogach wybierałem boczne uliczki, no bo w sumie lepiej jechać po śniegu niż po "osolonej breji". W tym wypadku akurat drogi już znałem więc się nie pogubiłem :D :D.



Dane wyjazdu:
30.82 km 0.00 km teren
01:14 h 24.99 km/h:
Maks. pr.:45.54 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:324 m
Kalorie: 1060 kcal

Nocny outdoor'owy spinning ;)

Środa, 20 marca 2013 · dodano: 20.03.2013 | Komentarze 1

Hehe to chyba mój drugi tak krótki trip na BS ale miało być krótko i intensywnie :). Stąd też nieco pokrętna nazwa wpisu :D. Ale może od początku... Tak "ciężko" pracując, co chwilę ziurałem za okno a tam piękna, wiosenna pogoda. Krew mnie zalewała widząc ten widok, zważywszy na fakt, że robiłem do 16-tej a na dodatek byłem umówiony do fryzjerki na 17-tą. No ale tak pięknej pogody nie mogłem zmarnować. Siedząc u fryzjerki obmyślałem już trasę sądząc, że może mi się jeszcze uda choć przez chwilę pokręcić coś w słońcu :). No niestety - po drodze same zawalidrogi i na dodatek zeszło mi trochę z "przekręceniem" oświetlenia z Białego Rumaka. W końcu wyruszyłem o 18:30 i od razu szybkim tempem kierowałem się w stronę Nidka a później Witkowic. Przyznam się bez bicia - trasa była totalnie płaska ale jakoś nie uśmiechało mi się "moczyć" na ostrych zjazdach w wyższych partiach. Po ostatnim tripie nie wyregulowałem sobie przerzutek i jechałem bez ósmej zębatki w kasecie (Acera) - trochę brakowało na tej płaskowinie :D. Co najlepsze w tym pędzie do kręcenia, zapomniałem zabrać aparatu ( stąd też brak zdjęć ) i...olałem obiad - rower ważniejszy niż jakieś tam jedzenie :D :D. Aaaa zapomniałbym...Testowałem dzisiaj nową aplikację na fonie - NAVIME. Bardzo fajna rzecz - mnóstwo danych :). A wracając jeszcze do trasy to pokręciłem się jeszcze trochę po Kętach i ruszyłem bocznymi drogami do domu. Na ostatnich metrach brakowało mi trochę powera - w sumie tempo miałem całkiem całkiem :).

Skoro nie ma zdjęć to będzie chociaż muzyka :).



/7038

Dane wyjazdu:
37.00 km 12.10 km teren
03:25 h 10.83 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:810 m
Kalorie: kcal

Zimowa Hrobacza Łąka.

Czwartek, 14 marca 2013 · dodano: 14.03.2013 | Komentarze 3

Tym razem na zimowo/terenowo :). Biały Rumak, z racji awarii napędu, został w domu a ja wskoczyłem na starego Authora. Oj jak ja dawno na nim nie śmigałem...Oczywiście pierwotny plan tripu był zupełnie inny bo asfaltowy ale z racji, że znowu zaspałem :/. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :). W zastępstwie wymyśliłem nowy trip, myślę że o wiele lepszy. Zatem przyszła pora na zimowy uphill na Hrobaczą Łąkę. Pogoda zbytnio zachęcająca do jazdy nie była ( -5 st.C. i sypiący drobny śnieg ) ale trzeba dobrze wykorzystać wolny dzień :). Po wyruszeniu miałem lekkie problemy z odpowiednim ustawieniem siodła - ostatnio tata na nim jeździł i coś tam pokombinował ;). Najlepsze w tym wszystkim jest fakt, że jakieś 2 dni temu przygotowywałem bike'a do jazdy ( smarowanie, czyszczenie, regulacja, nowe ustawienie kierownicy itd.) ale zapomniałem o siodle :D. Hehe skleroza... Wracając do trasy to przyznam się, że wyjątkowo kiepsko poszedł mi wyjazd na Hrobaczą - jakby siły nie było. Dziwne :/. Co prawda warunki na drodze za ciekawe nie były - słaba trakcja, miejscami sporo śniegu i lodu - ale i tak powinno być lepiej. Niestety ostatnie metry prowadziłem - laczki Continental Explorer nie radziły sobie z warunkami na drodze.

Początek uphill'u na Hrobaczą. © jakubiszon


A pod tym śniegiem miejscami było lodowisko... © jakubiszon


Ostatnie metry... © jakubiszon


odcinek niestety prowdzony ( brak trakcji ) :/ © jakubiszon


Na szczycie.... :) © jakubiszon


Przyznam się bez bicia, czym wyżej się jechało, warunki były coraz gorsze - pojawiły się stare płaty śniegu, które niestety nie były za bardzo zmrożone i koła się zapadały. Jazda po nich pochłaniała sporo energii. Od Krzyża jechałem już czerwonym szlakiem w stronę Gaików. Do Przełęczy U Panienki jechało się całkiem znośnie. Co prawda planowałem zjechać do Kóz żółtym ale w ostatniej chwili się rozmyśliłem i pojechałem dalej czerwonym. Odcinek do zielonego w stronę Nowego Świata był najcięższym fragmentem. Droga była tylko miejscami ubita, przeważał podziurawiony przez buty stary śnieg, który zdecydowanie utrudniał jazdę - tempo miałem niewiele szybsze jakbym szedł z buta. Po prostu makabra. Ostatnio tą trasą jechałem w sylwestra z k4r3lem i zajęło nam to dosłownie chwilę. Hehe co prawda wtedy nie było śniegu ;).

Na czerwonym w stronę Gaików - oj łatwo nie było. © jakubiszon


Po wjechaniu na zielony szlak było zdecydowanie lepiej - nie było żadnych śladów ludzi i śnieg był dużo lepiej ubity. Żeby nie było tam różowo to trzeba było uważać przy hamowaniu - jak wiadomo V-break'i nie lubią śniegu. Jednak poradziłem sobie bez problemu. Parę razy "wodowałem" ale udawało mi się nie zamoczyć butów. Tak to jest jak się jeździ po nie za bardzo zamarzniętych koleinach :).

No to zaczynam zjazd. © jakubiszon


Zjazdu ciąg dalszy . © jakubiszon


Czy mi się wydaję, czy mi trochę broda zamarzła??? :) © jakubiszon


"mała" koleina :D. © jakubiszon


Zimowy Nowy Świat © jakubiszon


Hehe planowałem krótką trasę a się z deczka przeciągła - uroki zimy :). Ale było warto trochę popedałować w trudniejszych warunkach.

P.S. Zdjęcia są troszkę zamazane ale jest to efekt przyparowanego obiektywu i co najważniejsze jechałem bez licznika ( nie chciało mi się przekładać z Białego Rumaka), stąd też brak niektórych danych ;).

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
154.77 km 4.00 km teren
07:11 h 21.55 km/h:
Maks. pr.:57.40 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:800 m
Kalorie: 2611 kcal

Cracow Tour.

Wtorek, 5 marca 2013 · dodano: 06.03.2013 | Komentarze 12

Hehe w końcu jakiś konkretny trip :) - w sensie dystansowym ;). Co jak co ale pomału trzeba się przygotowywać do Tour de Babia - Zakopane Edition. Zatem na pierwszy, dłuższy szosowy trip padła stolica Małopolski. Poza tym narazie postanowiłem odpuścić sobie wjazd do lasu bo wiem co w nim drzemie ;) - tony błota i resztki śniegu. Po sprawdzeniu prognozy pogody na wtorek zacząłem tworzyć trasę. Wyznaczenie drogi w jedną stronę nie sprawiło mi żadnego problemu - w końcu się dojeżdżało na studia 2 lata z kumplem taksówkarzem, który miał tamte teryny nieźle obcykane :). Gorzej było z droga powrotną - nie lubię wracać tymi samymi drogami więc trzeba było pokombinować. Wyszło mi to nawet nieźle bo może 800 metrów przejechałem tą samą trasą. Jako, że moją tradycją jest wyruszanie o nie tej porze co sobie zaplanowałem, tak więc miałem już na wstępie dwugodzinny poślizg. Oczywiście plułem sobie później w twarz bo musiałem się przedzierać przez mega błoto na "terenowym" odcinku czerwonego szlaku rowerowego z Andrychowa do Wadowic (gdybym wyjechał wcześniej zapewne błoto było by zamarznięte ). Rower miałem tak upitolony, że byłem zmuszony umyć go z grubsza w potoku. No bo jak tak uwalonym bike'iem wjechać do stolicy Małopolski!! Toż to wstyd!!!! :). Hehe w sumie i tak wjechałem brudnym ale o tym dalej... W Wadowicach spotkałem pierwszego Bikera (szosowca) - myślę sobie dobry początek tripu :). Jakoś wyjątkowo noga dobrze mi podawała, aż byłem w szoku ale skoro jest power to trzeba go wykorzystać. Z Wadowic przez Tomice, Witanowice, Wyźrał ruszyłem w stronę Czernichowa. Przyznam się bez bicia, że był to najlepszy pod względem widokowym odcinek. Widać na nim Beskid Mały, Makowski, Wyspowy, Babią Górę i przy dobrej widoczności Tatry. No akurat Tatr nie było mi dane widzieć ale i tak widoki przednie.

Odcinek Wadowice - Czernichów. Widokowo genialny!!! © jakubiszon


Nie ma jak Jak40 przy drodze ;) © jakubiszon


Szczerze polecam ten odcinek na rowerowe wycieczki- fajne tereny i znikomy ruch. Co prawda są odcinki o kiepskiej nawierzchni ale w sumie w naszym kraju to norma :). Na zdjęciu powyżej widać samolot Jak40. Jest to dość dziwne, że na takim zadupiu, wśród stawów stoi owa maszyna. Co ciekawe nie jest ona zamknięta więc można próbować zaglądać do środka ( ja ze znajomymi, za czasów studenckich, zrobiliśmy to ) choć trzeba uważać na ...alarm :). Myśmy się kapli na końcu, podczas wychodzenia z Jaka więc kto odważny może śmiało wchodzić do środka :). Oczywiście nie była to ostatnia atrakcja podczas drogi do Kraka. Następną był..."prom" ;).

Przeprawa przez Wisłę. © jakubiszon


Juz na promie... Hehe jak mozna go tak w ogóle nazwać :D. © jakubiszon


Hehe słowo "prom" jest oczywiście lekko naciągnięte bo mi to raczej wygląda na małą barkę niż na owy prom. Jakoś mam inne wyobrażenie co do promu :D. Koszt przeprawy promowej przez Wisłę to zaledwie 1 złoty więc taniocha jak się patrzy :). W zasadzie po przepłynięciu Wisły planowałem do Krakowa jechać przez Czernichów, Dąbrowę Szlachecką, Piekary ale...po drodze zauważyłem niebieski szlak rowerowy do Piekar więc postanowiłem sobie urozmaicić drogę :). No i sobie urozmaiciłem :D. Jak to w naszym pięknym kraju z oznaczeniami szlaków bywa każdy wie!! Jest ciężko :D. No więc musiałem się zgubić. Jadę sobie jadę szlakiem po wale a tu co??? Wał kończy się w czyimś ogródku. Brak oznaczenia co dalej. Hmnn zatem przyszła improwizacja - zjechałem z wału w wąską uliczkę między domami i tu nagle pojawił się... szlak :). Ja pierdziele mogli by ten zjazd jakoś zaznaczyć!! Dzięki bogu dobrze zjechałem bo była jeszcze opcja jechania droga zaraz przy Wiśle ale nią bym zapewne daleko nie zajechał ;).

Pechowy niebieski szlak... © jakubiszon


Wałowo "terenowo" ;) © jakubiszon


Dom na Wiśle ;) © jakubiszon


Dalej już śmigałem niebieskim szlakiem. W pewnym momencie postanowiłem zjechać z niego i jechać drogą wzdłuż wałów. I tym oto sposobem dojechałem do Jeziorzan choć szczerze mówiąc musiałem się zapytać kobitki, gdzie jestem bo nie miałem zielonego pojęcia. Przy okazji zapytałem się jak dojechać do Piekar. Po drodze znowu wpadłem na niebieski szlak więc postanowiłem nim jechać. Hehe i znowu na wałach szlak się zgubił. Wdrapałem się na okoliczną skałkę w celu poszukania drogi a tu kupa. Drogi nie widać tylko jakieś podejrzane ścieżki. Jak się okazało po przestudiowaniu mapy w domu, droga byłą ale zalegał na niej śnieg, stąd też jej nie widziałem. Jakimiś dziwnymi, błotnistymi ścieżkami dotarłem do Piekar. Rower i ja wyglądaliśmy jakbyś my wrócili z Camel Trophy ale tym razem olałem mycie bike'a.

Wałowo cd :) © jakubiszon


Całkiem urokliwa skałka :) © jakubiszon


Po wjechaniu na asfalt mijałem chyba z 5 bikerów. Widać, że w okolicach Krakowa jest sporo zapaleńców :). Od owego wjechania na utwardzoną drogę zaczęły się problemy z największą zębatką w korbie. Przyznam się bez bicia - zajechałem ją. A w zasadzie zajechałem cały napęd. tak to jest jak od nowości nie zmienia się kasety i łańcucha. Stąd też jazda na owej zębatce byłą dość mocno problematyczna - przeskakiwał na niej łańcuch. Tempo zdecydowanie spadło. W Krakowie nie spędziłem dużo czasu - przejechałem się wzdłuż Wisły, wpadłem na rynek i wszamałem Kebaba w mojej ulubionej budce :).

Nareszcie w Krakowie. © jakubiszon


To mniejsce chyba wszyscy znają :) © jakubiszon


Po zjedzeniu tzw obiadu ruszyłem w drogę powrotną. Niestety/stety musiałem się już posłużyć mapą ( do tej pory jechałem bez ). Lekkie zmęczenie powoduje, że człek już myśli jak należy i zaczyna zapominać wyznaczoną przez siebie trasę. A tu taka mała dygresyjka :) : że pogoda była piękna, że było ciepło ale tak chodzić w krótkim rękawku i w spodenkach to już lekka przesada, ale w końcu to Kraków - miasto dziwaków :D. Hehe wypatrywałem tylko debila, który założy na nogi sandały albo japonki - niestety nie było odważnego :'(. Z Krakowa ruszyłem w stronę Kryspinowa ale trochę inna drogą niż jechało by się samochodem. Zacząłem od przejazdu wzdłuż Błoni by wbić się na ulicę Królowej Jadwigi i Chełmską - trochę okrężna droga ale za to mniej ruchliwa. Za to po wjechaniu do Kryspinowa jechałem już mega ruchliwą drogą w stronę Liszek a później już z deczka lepszą do Czernichowa. W Czernichowie odbiłem na Rusocice. Hehe troszkę przejechałem sobie drogę na Kłokoczyn i musiałem się wracać jakiś kilometr. Za Rusocicami miałem niewielki kryzys więc musiałem się zatrzymać i coś wszamać. Podładowałem baterie i ruszyłem dalej w stronę Zatora choć fajnie się nie jechało ze względu na ową zajechaną zębatkę.

Zamek Tenczyn w Rudnie widziany z okolic Spytkowic © jakubiszon


Za Zatorem ładnie odsłoniły się góry: mam na myśli Babią Górę i Tatry. Te ostatnie zawsze dodają mi mega kopa ale rozwalona zębatka pochłonęła całą energię :/.

Jest i Babia Góra © jakubiszon


Są i Tatry :) © jakubiszon


Podirytowany awarią jechałem i jechałem przez Wieprz. Jakoś ten odcinek wybitnie mi się ciągnął. Jako że nie chciałem wracać stricte tą samą drogą postanowiłem odbić na Brzezinkę by ostatnie kilometry zrobić na szutrowych drogach. Do domu wróciłem już po zachodzie słońca.
Reasumując: bardzo udany trip gdyby nie napęd :).

P.S. Zapominałbym: pierwsza opalenizna tego roku. Co prawda twarzy ale zawsze to coś ;).

Po zachodzie słońca © jakubiszon




Dane wyjazdu:
71.00 km 3.00 km teren
03:42 h 19.19 km/h:
Maks. pr.:57.90 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1270 m
Kalorie: kcal

Pałeczkowa Magurka ;)

Niedziela, 3 marca 2013 · dodano: 03.03.2013 | Komentarze 2

Po prawie dwóch tygodniach w końcu dosiadłem Białego Rumaka. Powodów rowerowej absencji było sporo: po primo praca, po secundo pogoda a po tertio... chyba najważniejszy - kiepski stan zdrowia. No cóż, nie wypada brać L4 jak się dopiero co zaczęło nową pracę, stąd też odpuściłem sobie rower w celu podleczenia się. No i przyszła w końcu upragniona chwila - przeziębienie zwalczone więc można coś pokręcić :). W zasadzie nie planowałem żadnego dłuższego tripu - miało być kotko i na temat ;). A że akurat połamałem wszystkie pałki (perkusyjne), a że akurat w sobotę miałem mieć próbę ( hehe wyjątkowo u mnie w domu choć w okrojonym składzie ), a że świeżej dostawy pałek kurier jeszcze nie dostarczył, znalazł się pretekst do zrobienia krótkiego tripu do bielskiej Elpy w celu zakupu jakichkolwiek pałek ;). Nie można oczywiście zapomnieć o bardzo istotnym fakcie a mianowicie o wyśmienitej, wiosennej, słonecznej pogodzie, która nie pozwalała siedzieć w domu. Jak to u mnie bywa w standardzie oczywiście wyjechałem później niż planowałem, a szkoda bo akurat chłopaki z bbRiderZ planowali jakiś trip o 12 więc się nie załapałem :(. Żeby nie było za łatwo wybrałem drogę przez Przegibek. Hehe łatwo nie było bo jakoś non stop jechałem pod wiatr :D...A wtrącę tu taką mało dygresję - długotrwałą rowerową absencję rekompensuję dużą ilością zdjęć ;). Koniec dygresji :)...

Czyżby to już wiosna??? :) © jakubiszon


A jezioro jeszcze zamarznięte © jakubiszon


Magurka Wilkowicka trochę przychmurzona © jakubiszon


Przegibek - śniegu jeszcze całkiem sporo :) © jakubiszon


Przegibek - no to gonimy bikera ( ta mała kropka na końcu drogi ) ;) © jakubiszon


Co ciekawe podczas ostatnich dwóch tripów miałem problemy z kręgosłupem ( oj bolał ) a tym razem nic. Dziwne!!! W sumie...jest powód do zadowolenia :). Podczas zjazdu z Przegibka ( albo Przegibku? ) spotkałem dwóch bikerów - w końcu coś nowego ;). Hehe jednego nawet goniłem :). W sklepie muzycznym wywołałem lekkie zdziwienie klientów - czy to coś anormalnego jeździć na rowerze i grać na bębnach?? Czy może jeździć o tej porze roku na bike'u?? NIEEEEE!! Można by pomyśleć, gdzie ja dam te pałki?? No bo w sumie takie niewymiarowe... Hehe ja wiem, gdzie je zamontować ( patrz niżej ) ;).

Pałki przymocowane więc można śmigać na Magurkę :) © jakubiszon


Do domu wracać już??? Niee!! Przydałby się jeszcze jakiś porządny uphill, ale taki naprawdę porządny... Sprawa była prosta - Magurka Wilkowicka i podjazd od Wilkowic. W końcu jest to jeden z trudniejszych asfaltowych podjazdów w Polsce. Chciałem kulturalnie zarejestrować uphill aplikacją Strava ale...oczywiście jak pech to pech - jak się na początku fon nie zwiesił to później w ogóle nie mógł złapać sygnału GPS. W końcu olałem to - jeszcze przyjdzie na to czas :). Hehe jakoś wyjątkowo dobrze mi się pedałowało na Magurkę - dziwne bo z reguły przeklinałem ten uphill. Czym wyżej jechałem tym było coraz więcej śniegu, już się obawiałem, że na ostatnich metrach asfaltu już nie będzie tylko sam lód i śnieg. W sumie się nie pomyliłem ;).

Im wyżej tym mnie czarnego asfaltu - uphill na Magurkę © jakubiszon


Zimowo...choć ciepło ;) © jakubiszon


Schronisko na Magurce Wilkowickiej - wersja zimowa. © jakubiszon


no to zaczynamy białe szaleństwo... © jakubiszon


Panorama z Magurki © jakubiszon


Na szczycie nie siedziałem długo - raptem 2-minutowy odpoczynek i ruszyłem w dół. Niestety musiałem kawałek przejechać szlakiem narciarskim - mam nadzieję, że biegacze wybaczą mi jazdę po śladach biegówek ale tylko w nich się nie zakopywałem. Dalej już wbiłem się na szlak pieszy. Po nim to można było zjeżdżać - śnieg mega ubity niczym beton :). Jak przystało na weekend i na tą okolicę, turystów na szlaku sporo. Hehe nawet jakiś jegomość zrobił mi parę fotek. P.S. szkoda, że nie dałem mu maila to by mi przesłał ;). Z pieszego szlaku przerzuciłem się na kultowy narciarski na Przegibek. Tam już tak łatwo nie było... Trasa nie była już tak dobrze udeptana i trzeba było się pilnować, żeby się nie zakopać. Oczywiście parę razy musiałem prowadzić rower bo śnieg był za miękki, żeby można było jechać. To był chyba najcięższy odcinek ale jaka adrenalina!! Bajka!!

Niestety kawałek musiałem przejechać trasą narciarską :/ © jakubiszon


początek zjazdu z Magurki © jakubiszon


cd. zjazdu ;) © jakubiszon


Jakoś tak ładnie było, że nie żałowałem fotek ;) © jakubiszon


Zjazd z Magurki oczywiściem szlakiem narciarskim. © jakubiszon


Zamarznięte jezioro a w tle Czupel. © jakubiszon


I tym oto sposobem zaliczyłem pierwsze w tym miesiącu MTB. Co prawda w wydaniu mikro ale zawsze coś ;). Aaa no i oczywiście pierwszy wypad w team'owym stroju bbRiderZ. "Wdzianko" pierwsza klasa!!! :).

P.S. A na sam koniec mega siara!!! Skasowałem sobie przez przypadek wszystkie dane z licznika stąd też niektóre parametry są orientacyjne :/