Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 57773.75 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.63 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Mały

Dystans całkowity:4206.00 km (w terenie 1376.75 km; 32.73%)
Czas w ruchu:287:17
Średnia prędkość:14.64 km/h
Maksymalna prędkość:76.70 km/h
Suma podjazdów:100948 m
Suma kalorii:64576 kcal
Liczba aktywności:78
Średnio na aktywność:53.92 km i 3h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
77.66 km 31.00 km teren
05:30 h 14.12 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2484 m
Kalorie: 2805 kcal

Po szosie musi przyjść Pure MTB ;)

Niedziela, 17 listopada 2013 · dodano: 26.12.2013 | Komentarze 1

Po sobotnim męczeniu buły na szosie przyszła pora na prawdziwy teren :). Zgadałem się z K4r3lem i Piasqiem na niedzielne Gaiki i Magurkę Wilkowicką. Oczywiście nie była to zbyt odkrywcza trasa, gdyż jeździłem nią już parę razy ale z przyjemnością do niej wracam. Za miejsce spotkania z Piasqiem ustaliliśmy z Kubą Przegibek. Jako, że w niedzielę za dobrze się nie wstaje :D, to wyjechaliśmy niezbyt wcześnie stąd też do punku spotkania dojechaliśmy asfaltami - spokojnie, na luzie :). Co najlepsze wyjeżdżaliśmy w totalnym mleku ( mgła jak cholera ) a już w okolicy Międzybrodzia zaczęło się przejaśniać. Dziwna ta pogoda!! Dla porównania w Bielsku kompletny brak mgły... Oczywiście jak wyszło słońce człek się zaczął masakrycznie grzać - i weź się tu chłopie odpowiednio ubierz :D. Na krótkim podjeździe na Gaiki lało się ze mnie jak z wodospadu. Choć z drugiej strony dużym plusem było słońce bo widoczki towarzyszyły nam genialne - w dolinach mgła a na górze piękna pogoda.

Przerwa na małe co nieco :)

Z Gaików ruszyliśmy jakże ciekawym i technicznym czerwonym szlakiem do Starconki. Lubie ten odcinek choć niestety z roku na rok jest on coraz bardziej zniszczony przez tzw. leśników. Ostatnia część szlaku to już kwintesencja PURE MTB - genialne techniczne odcinki i singletracki. Niestety w Straconce opuszcza nas Piaseq - nie czuł się najlepiej. My za to z Kubą ruszyliśmy w stronę Magurki Wilkowickiej. Pierwotnie mieliśmy wyjeżdżać czerwonym szlakiem ale ostatecznie padło na żółty. Hehe nie był to trafiony szczał bo początek szlaku to mega wypych ale za to dalsza część była już bardzo przyjemna i co najważniejsze poznało się coś nowego :). Ma Magurce rozkminialiśmy jak jechać dalej, no bo przecież coś za mało tego terenu było :). Padło na mój ulubiony czarny szlak do Łodygowic. Poza tym Kuba jeszcze nim nie jechał w całości więc była okazja do zapoznania się z nim dogłębnie ;). No niestety z bólem serca muszę powiedzieć, że za każdym razem jak nim zjeżdżam szlak jest w coraz gorszym stanie - woda i leśnicy robią swoje. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w bardzo urokliwym miejscu namiętnie trzaskając foty. No niestety aparaty w komórach nie są najlepszej jakości stąd też ciężko uchwycić to co jest w realu.

Magiczna mgła

Z Łodygowic ruszyliśmy już asfaltami by dostać się na Zaporę w Tresnej ( klasycznie wzdłuż jeziora ). Z Zapory pojechaliśmy do Wilczego Jaru, gdzie wbiliśmy się na żółty szlak na Jaworzynę. Początkowo szlakiem jechało się wybornie - leśna droga wyłożona ściółką i drobnymi kamieniami - lecz po jakimś czasie już tak kolorowo nie było . Po wjechaniu w buczynę brodziliśmy po kolana w liściach a na domiar złego droga była na tyle stroma, że można było zapomnieć o pedałowaniu. Morale nam opadły strasznie- nic tak nie demotywuje jak wypych w ciężkich warunkach i przedzieranie się przez chaszcze . Na Jaworzynę dotarliśmy w zasadzie, gdy słońce już zachodziło, co nie ukrywam miało swój klimat :).

Z Jaworzyny jechaliśmy już niebieskim szlakiem do krzyżówki z czerwonym. Na owej krzyżówce ruszyliśmy czerwonym w stronę Kocierza. I tam zastał Nas MROK :). Jakoś z głupoty każdy z nas zabrał lampki :D. Co najlepsze po zapadnięciu zmroku morale powróciły ( mi ) na odpowiedni poziom - jakaś niepojęta siła i motywacja wstąpiły we mnie :). Mimo, że moja lampka delikatnie mówiąc dała dupy kręciło się fajnie. Hehe w zasadzie to k4r3l oświecał mi drogę :D. Na Kocierzu trzeba było się odpowiednio przygotować na zjazd więc każdy opatulał się jak tylko mógł :).

A sam zjazd - w moim przypadku zawsze taki sam - na złamanie karku :D. Co prawda był to wariant asfaltowy ale jak zawsze dał sporo frajdy. W Targanicach zatrzymaliśmy się jeszcze w sklepie na małe co nieco bo w bidonie posucha była straszna, po czym pożegnaliśmy się i każdy pomknął w swoją stronę. I tym oto sposobem zaliczyliśmy z Kubą piękny Night MTB Ride.

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
81.90 km 28.10 km teren
04:32 h 18.07 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2489 m
Kalorie: 2182 kcal

Żółte błoto..

Niedziela, 10 listopada 2013 · dodano: 12.12.2013 | Komentarze 3

Jest L4 - jest czas na uzupełnianie zaległości...

Mimo, że do końca roku nie pozostało już za wiele i większość wybiera raczej trasy blisko domu, ja postanowiłem jeszcze trochę pokręcić po dotąd nieznanych mi terenach :). Tym razem wybrałem okolice Huciska na Żywiecczyźnie. Co prawda byłem już tam kiedyś ( szosowo ) ale postanowiłem odwiedzić i pokręcić troszkę po okolicznych górkach :) a dokładnie moim głównym celem był żółty szlak biegnący przez Pasmo Pewelskie. Oczywiście trzeba było się wpierw dostać pod owe pasmo, a jak najlepiej??? Wiadomo - jak najwięcej terenem czyli na pierwszy ogień poszedł...Leskowiec :). Do Rzyk Jagódek starałem się jak najbardziej omijać główne drogi - hehe przypomniały mi się nawet drogi, którymi już chyba z milion lat nie kręciłem :D. Z Jagódek na Leskowiec klasycznie wyjechałem szlakiem serduszkowym i kultowym singielkiem pod Groniem JP II. Jako że była niedziela, czym bliżej schroniska tym na szlakach było więcej ludzi co wyjątkowo mi nie przeszkadzało :). Do schroniska nie wchodziłem bo czas gonił, stąd też od razu pokręciłem na szczyt Leskowca.


Na Serduszkowym.

Na szczyci szybka przerwa na małe co nieco i ruszyłem żółtym szlakiem do Targoszowa. Zjazd w tym wypadku był dość wolny. Powody były w zasadzie dwa: agonalny stan amora i mega mokro a ja na wstępie nie chciałem przemoknąć i zmarznąć. Oczywiście musiałem coś poknocić podczas zjazdu i zjechałem ze szlaku, co gorsza na...asfalt :/. Co ciekawe już kiedyś tym szlakiem jechałem ale...w przeciwną stronę :). Co do samego zjazdu to ciekawa opcja choć zdecydowanie lepszą jest czerwony szlak.


Leskowiec - klimatyczne chmury krążące w okół pasma Babiczki.


Genialna polana na żółtym szlaku - widoczki pierwsza klasa!!!

Z Kukowa miałem w planie dojechać do miejscowości Mączne. Według mapy miała być elegancka boczna droga przez Uścikówkę. Spodziewałem się asfaltu, no w najgorszym wypadku dobrze ubita szutrówkę a tu kupa - droga skończyła się przed rzeką. W zasadzie za wodą też była ale zdecydowanie gorsza ( typowa droga zwózkowa ) a co najgorsze nie było żadnej kładki/mostu :(. Trzeba było zagłębić się w mapę i poszukać jakiejś alternatywy. Udało się ale też łatwo nie było bo znaleziona droga okazała się jednym wielkim bagnem. Po przejechaniu paruset metrów zgłupiałem na amen - co chwila jakieś rozgałęzienie, którego na mapie nie było. Dzięki bogu z pomocą przyszedł grzybiarz, który mnie odpowiednio pokierował :)


Stchórzyłem - nie odważyłem się przejechać po tej kładce. Jej wygląd znacząco mnie zdemotywował...



Oczywiście wyjechałem nie w tym miejscu co planowałem :D. Po krótkim terenie przyszła pora na dojazd asfaltem do żółtej rowerówki. W Pewelce odbiłem w prawo ( dalej żółta rowerówka ) i zaczął się porządny uphill czyli to co tygryski lubią :). Prawdę powiedziawszy owy rowerówka jest bardzo fajna choć do lajtowych nie należy i jest zdecydowanie zrobiona pod silniejszych rowerzystów. Mam tu ma myśli ostry podjazd w Pewelce i część terenową, która nota bene daje sporo frajdy. Poza tym towarzyszą nam piękne widoczki na okoliczne górki ( m.in. Koszarawski Groń ) i Górę Matkę.


Czyż nie jest pięknie?? :)

Za Gachowizną wjechałem już na właściwy szlak ( żółty ) i powiem tak: cały czas jedzie się szeroką, leśną drogą, nie ma żadnych technicznych odcinków, żadnych singli. Można by myśleć, że wieje nudą...Ale nie, jechało się bardzo fajnie mimo tego, że na drodze było jedno wielki bajoro :). To chyba jednak dodało całego smaczku bo poczułem się jak na Camel Trophy :D. Uwalony od dołu do góry ostro kręciłem, nie przejmując się już w ogóle warunkami na drodze. Powiem szczerze, cieszyło mnie to strasznie :D :D - hehe poczułem się jakbym jechał u Golonki na maratonie :D. Całego uroku dodawały jeszcze nieziemskie widoczki - po prostu bajka :).


Góra Matka nie chciała pokazać w całości...




Żeby nie było...Samojebka musi być :D.


Pilsko.



Jadąc żółtym, jakoś się tak zamotałem, że skręciłem ze szlaku za wcześnie i zamiast wyjechać w Mutnym, wyjechałem w Pewli Ślemieńskiej :). Niby nie najgorzej ale jakieś 3 km mniej terenu. Skoro już zjechałem tam, gdzie zjechałem, postanowiłem podjechać do Przełęczy Ślemieńskiej by tam udać się przez Ostry Groń do Rychwałdku. Trasę tą w miarę znałem, bo już kiedyś nią jechałem ( w przeciwnym kierunku ). Jako, że byłem w okolicy odwiedziłem jeszcze Babcię, która hehe mnie nie poznała - byłem tak uwalony od błota :D. Na zjeździe z Rychwałdku z deczka zmarzłem ale w sumie nic dziwnego - mokry i uwalony od brązowej brei. Dalej już klasycznie...na Kocierz :). Walka w błocie jednak zrobiła swoje bo uphill w popisowym stylu nie był ;). Zjazd jak zawsze - na złamanie karku :D. Jak klasycznie na Kocierz, tak klasycznie przez Targanice i Brzezinkę dotarłem do domu.


Panorama na Beskid Mały.


Dane wyjazdu:
54.17 km 15.00 km teren
03:10 h 17.11 km/h:
Maks. pr.:58.29 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1642 m
Kalorie: 1265 kcal

Czuplowo k4r3lowo

Niedziela, 20 października 2013 · dodano: 11.11.2013 | Komentarze 5

Miałem wyjechać rano ale jakoś mi tak schodziło i schodziło, że wyjechałem dopiero po objedzie. Troszkę byłem zły na sam na siebie, że tak późno wyjechałem bo w planie miałem dłuższy objazd Beskidu Małego. Wiem , wiem non toper ten BM ale cóż mam poradzić, że jest tu tak pięknie a poza tym na dłuższe wycieczki narazie nie mam pomysła bo dzień jest już krótki... W planie miałem Czupel ( wstyd się przyznać ale w tym roku jeszcze na nim nie byłem ), Kiczerę i Trzonkę. Jadąc do Międzybrodzia zatrzymałem się na chwilę na zaporze w Porąbce i jakoś mnie tak natchnęło, żeby tyrknąć do k4r3l'a bo chłop też akurat kręcił coś po okolicy. Co prawda spodziewałem się, że będzie już gdzieś w okolicy Magurki Wilkowickiej, a tu niespodzianka - Kuba był w Kozubniku i jechał w moim kierunku :). Zatem poczekałem na niego i już dalej kręciliśmy razem. To się nazywa mieć fuksa :D. Plany Kuby w zasadzie pokrywały się w 70% z moimi. Popedałowaliśmy do Międzybrodzia by tam się wbić na żółty szlak na Magurkę Wilkowicką.


Cyba nie muszę opisywać tego miejsca?? :)


Jest i k4r3l.

Uphill żółtym do najostrzejszych nie należy choć sam początek potrafi wycisnąć "troszkę" potu :). Nam, żeby było ciekawiej, dawały się we znaki liście. Trzeba było zachować szczególną ostrożność bo nigdy nie wiadomo co się może pod nimi znajdować. Ja szlak ten znam dobrze ale parę razy niewidoczne kamerdolce odpowiednio mnie hamowały albo zatrzymywały. Na Magurce k4r3l wszamał "papu" bo już opadał z sił ( w końcu już nabił "troszkę" kilometrów i metrów w pionie ) i dalej pokręciliśmy na szczyt Czupla.


k4rel ciśnie pod górę żółtym szlakiem.


Jakoś zawsze muszę zamieścić zdjęcie z tego punktu widokowego. Powód?? Genialny widok!!!



W drodze na Czupel znaleźliśmy genialną miejscówkę z jeszcze genialniejszym widoczkiem ( patrz zdjęcie poniżej ). Co najlepsze jest to zaledwie 20 metrów od szlaku a widok jest prze fantastyczny. Przyznam się bez bicia - lepszej panoramy w Beskidzie Małym chyba nie ma!! Co prawda gdyby nie widok na Tatry to pewnie byłby taki se ale w połączeniu ze wszystkim robi piorunujące wrażenie!! Jak to zobaczyłem to po prostu kolana mi się ugięły :).




Tak piękne, że wrzucę jeszcze raz :).



Po tych jakże pięknych doznaniach estetycznych kręciło się jeszcze lepiej. Z racji, że trochę zeszło podziwiając piękne widoczki trzeba było się spieszyć i planowa Jaworzyna musiała nam podziękować na wstępie. Z Czupla zaczęliśmy zjeżdżać czerwonym szlakiem jednak po morze 400 metrach odbiliśmy w lewo w leśną drogę - a tak chcieliśmy sprawdzić, gdzie nas zaprowadzi :). Owa nowo poznana droga okazałą się bardzo ciekawą alternatywą zjazdu - początek był bardzo łagodny, gdyby nie tony liści można by ostro pruć w dół; później już było troszkę gorzej bo już zdecydowanie kamieniście i stromiej. Po drodze spotkaliśmy jeszcze...uwaga...stadko jeleni, które najwyraźniej szukało pożywienia. Ostatnie metry drogi były już dość strome i techniczne czyli takie jak tygryski lubią najbardziej :). Okazało się, że zjechaliśmy do...ha i to była niezła zagadka bo czy to był Czernichów, czy Międzybrodzie Żywieckie to do tej pory nie wiem choć znam te tereny bardzo dobrze. W zasadzie miejsce wyjechania z lasu było dla mnie wielkim zaskoczeniem bo kompletnie się tego nie spodziewałem. No niestety pora była już na tyle późna, że dalsze ambitniejsze plany poszły w pizdu i trzeba było wracać do domu głównymi drogami przy włączonych lampkach. I tak oto zakończyłem mój jakże sportowy dzień - rano był wschód słońca na Skrzycznem a później rowerek. Taką końcówkę weekendu to ja rozumiem :).

P.S. Jak znajdę czas to wrzucę relację ze wschodu słońca na Skrzycznem ;).
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
31.56 km 8.00 km teren
01:41 h 18.75 km/h:
Maks. pr.:51.21 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:919 m
Kalorie: 733 kcal

Hrobacza wieczorową porą :).

Niedziela, 6 października 2013 · dodano: 05.11.2013 | Komentarze 1

Po team'owej imprezie kacyk trzymał mnie coś długo - hehe w sumie trochę złocistego płynu się wlało ;). A co jest najlepsze na kaca??? Tak, tak - uphillowa praca :). A jak uphill to od razu porządny czyli coś z pierwszej dziesiątki najostrzejszych a mianowicie Hrobacza Łąka ( Chrobacza Łąka ). Wyjechałem dość późno więc nie traciłem czasu na foto czy tam inne pierdoły tylko ostro kręciłem. I przyznam się bez bicia - kac minął już po dojechaniu do Zapory w Porąbce :). Następnie zacząłem właściwy atak i ...poszło całkiem, całkiem :). Na szczyt dojechałem jak zaczęło się już robić szaro. Podczas ataku pomyślałem sobie, że w zasadzie w okolicy mam jeszcze jeden nie przejechany szlak a mianowicie czarny z Przełęczy u Panienki. Zatem postanowiłem go zaliczyć lecz lekko nie było - zapadał już zmrok i w lesie było cholernie ciemno a ja musiałem oszczędzać latarkę na dalszą drogę. Na domiar złego zaraz za przełęczą złapałem kapcia - coś ostatnio mnie prześladują :(. A żeby było jeszcze gorzej moja pompka pompowała jakby się jej nie chciało więc wymiana dętki w sumie zajęła mi mnóstwo czasu. Z racji, że pora była już późna trzeba było maksymalnie skracać trasę stąd też z czarnego odbiłem na żółty szlak. Hehe całkiem przyjemnie się nim jechało zważywszy na fakt, że widziałem zaledwie 3 metry do przodu jadąc wąską, kamienistą ścieżką :). W pewnym momencie gdzieś zgubiłem szlak i musiałem jechać na czują leśnymi drogami. Jak to się stało, to do tej pory nie wiem jak wyjechałem na "kultowym", jajowatym rondzie w Kozach :). Stamtąd już niestety zmuszony byłem jechać głównymi drogami do domu ale wypad uważam za jak najbardziej udany mimo tego nieszczęsnego kapcia w środku lasu ;).

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
44.24 km 25.23 km teren
03:32 h 12.52 km/h:
Maks. pr.:47.40 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1450 m
Kalorie: 1700 kcal

Awaryjny Beskid Mały

Sobota, 5 października 2013 · dodano: 05.11.2013 | Komentarze 3

Tym razem ugadaliśmy się z K4r3l'em na ponowną eksplorację beskidzkich ścieżek i poszukiwanie idealnych tras pod PURE MTB. Zaczęło się klasycznie czyli bocznymi drogami z Brzezinki do Targanic. W momencie, gdy mieliśmy już skręcać na Farówkę zauważyłem coś niepokojącego na oponie w przednim kole. Ziuram, ziuran a tu moim oczom ukazuję się mało ciekawy widok!!!! Rozcięta opona i mały balonik dętki!!! Pierwsza myśl: No toż ku...wa pojeżdżone!!!! Tak też powiedziałem Kubie. Jednak jak to Kuba, zawsze coś wymyśli i poratuje :). Zaproponował reanimację opony poprzez podklejenie jej od środka taśmą i czymś twardym - udało mi się w portfelu znaleźć jakąś starą wizytówkę :). Wyszło idealnie, zresztą sami zobaczcie :).








I można jechać dalej :).

Przyznam się, że mnie podkurwi...nie totalnie zaćmiło - pewnie bym wpadł na taki pomysł, gdybym nie był taki zły. Dzięki bogu Kuba jechał ze mną :). No to ruszyliśmy dalej, tym razem jednak na Farówkę wjechaliśmy z drugiej strony a później już klasycznie w stronę zielonego pokonując fajny uphill, na którym lało się ze mnie jak z wiadra bo...za ciepło się ubrałem :/.


W stronę zielonego...





Standardowo krótki odcinek zielonym i klasycznie już obiliśmy w prawo na drogę łączącą zielony szlak z żółtym ( odcinek, gdzie Kuba ostatnio wpadł nogą do kałuży ). Jest to bardzo fajny odcinek, może nie jakiś ciężki technicznie ale bardzo krajobrazowo przyjemny ;). Po wjechaniu na żółty pokręciliśmy w kierunku zielonego szlaku, którym to już jechaliśmy przez kolejne 2 kilometry.



Następnie zjechaliśmy ze szlaku w celu poszukania nowych, ciekawych ścieżek/dróg. Hmnn co tu będę pisał...Powiem tak: dokładnie nie odtworzę dalszej trasy bo było by to bardzo ciężkie i trudne do opisania. W każdym bądź razie było fajnie i mega urozmaicono: były strome, kamieniste, trudne techniczne zjazdy, fajne, choć krótkie single, po prostu wszystkiego po trochu. Oczywiście czasami trzeba było się wracać bo nagle ścieżka skończyła ale taki już urok eksploracji nowych terenów :).








WTF a cóż to jakiś rajd na orientacje??





Na jednej z nowo poznanych ścieżek Kubie padł bębenek. Lipa polegała na tym, że musiał non toper pedałować bo w przeciwnym wypadku mogło mu wkręcić przerzutkę w szprychy. A jak tu zjeżdżać ciągle pedałując?? Jakoś dziwnym sposobem udało nam się zjechać do Wielkiej Puszczy i tam podjęliśmy decyzję o powrocie do domu. W grę wchodził oczywiście powrót przez Przełęcz Targanicką :). Jednak k4rel zaproponował fajny szutrowy uphill na ( prawie ) Małą Bukową. Przyznam się bez bicia - oj dał ten podjazd w dupę :). Mimo wszystko był super. Co ciekawe na owym uphillu bębenek jakby się naprawił więc postanowiliśmy po raz drugi zaliczyć drogę łączącą zielony szlak z żółtym by zjechać genialną, choć dość szeroką drogą do Roczyn ( okolice starego kamieniołomu ). Powiem tak: jest to prze genialny downhill, mega szybki ale trzeba tylko uważać na ostatnich może 300/400 metrach bo z ubitej drogi robi się luźna, mocno kamienista trasa, na której bardzo łatwo o glebę. Z Roczyn do Brzezinki dojeżdżamy bocznymi drogami, tam też się pożegnaliśmy a ja czując mały niedosyt postanawiam jeszcze coś pokręcić po czanieckich lasach :).




Próba naprawienia koła.



Tak jakoś mnie nurtowała jedna, leśna droga, że postanowiłem ją sprawdzić :). Co najlepsze co chwilę się ona rozgałęziała więc musiałem improwizować. Ale przynajmniej mam motywację, żeby posprawdzać wszystkie odnogi :). Po zrobieniu małego kółka postanowiłem odnaleźć fajną ścieżkę, którą za szczyla często jeździłem z kumplami. No niestety nie udało się jej odnaleźć - zapewne zarosła :/ a szkoda bo była naprawdę czadowa :). Pora już była wracać do domu bo wieczorem trza było jechać na imprezę team'ową do BB :).
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
2.36 km 1.60 km teren
00:12 h 11.80 km/h:
Maks. pr.:24.02 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 54 m
Kalorie: kcal

Ledwo w las i szast...

Czwartek, 3 października 2013 · dodano: 28.10.2013 | Komentarze 6

Najkrótszy z najkrótszych... A miało być tak pięknie!!! Miał być test nowych rękawiczek zimowych a skończyło się na...URWANYM HAKU!!! To już drugi w tym roku :(. A co najlepsze zdarzyło mi się ledwo po wjechaniu do lasu...

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
22.76 km 6.00 km teren
01:26 h 15.88 km/h:
Maks. pr.:45.18 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:803 m
Kalorie: 529 kcal

Asfaltowy teren ;)

Piątek, 27 września 2013 · dodano: 03.11.2013 | Komentarze 1

Z cyklu szybki wypad :). Na twarzoksiążce zgadałem się k4r3l'em, na szybki asfaltowy wypad - tak, żeby się porządnie zmęczyć w krótkim czasie bo pora już była dość późna ( przed 17-tą ). W planie był uphill na Kocierz. Co prawda założone miałem terenowe opony ale jakoś kiedyś tylko na takich się jeździło. Ba - na takich wykręciłem kiedyś 200 km po asfaltach :). Ale do rzeczy... Miało być asfaltowo ale...wyszło terenowo :D. Hehe Kuba szatan mnie przekonał ;). Ostatnio coś z k4r3l'em, razem czy osobno, "penetrujemy" okoliczne lasy, ścieżki czyli można by rzec nasz piękny Beskid Mały. W końcu kurcze to nasze rejony więc powinniśmy je znać jak własną kieszeń, a z tym czasami bywa różnie. Tym razem też pozwiedzaliśmy nowe ścieżki. Na pierwszy ogień poszedł nam dobrze znany uphill z Farówki w stronę zielonego szlaku. Fajny podjazd, z początku dość stromy ale później już dość lajtowy. W zasadzie cały czas trasa była budowana bo jakiegoś konkretnego pomysłu nie mieliśmy. Po wjechaniu na zielony szlak, bardzo szybko z niego zjechaliśmy :), kierując się leśną, bardzo miłą drogą w stronę zółtego szlaku. Tam też Kuba wpadł do dość głębokiej kałuży. Hehe dzięki bogu tylko nogą, a dokładnie butem choć i tak to nie było za przyjemne zważywszy na fakt, że na polu za ciepło nie było bo tylko 11 st.C.


Góra Matka widziana z pod Złotej Góry ( Złotej Górki ).

Po wjechaniu na żółty szlak zaczęła się delikatna walka z mega rozdupioną drogą. Po prostu leśnicy/szabrownicy itp. po wycince oczywiście nie mogli po sobie posprzątać zostawiając na drodze mnóstwo dziadostwa, nie wspominając już kosmicznych koleinach i tonie błota. Przemoczony but Kuby dawał się już mocno we znaki, poza tym robiło się już szaro więc trzeba było skracać trasę. Z mega rozdupionego żółtego szlaku zjechaliśmy na leśną ścieżkę, która doprowadziła do przysiółka Nad Gugą. Po drodze jeszcze złapałem kapcia - po prostu pech . Dzięki bogu jakoś dziwnie natchnęło mnie żeby zabrać ze sobą zapasową dętkę - normalnie na tak krótki dystans bym nie brał.


Jeden z ładniejszych punktów widokowych w "paśmie" Bukowskiego Gronia. Niestety z roku na rok coraz bardziej zarasta :/.

W Brzezince pożegnałem się z k4r3l'em i już bocznymi drogami dotarłem do domu. Było krótko, było fajnie i z przygodami ;).

P.S. Po raz któryś już podczas tripu z k4r3l'3m padł temat zorganizowania jakiś zawodów w Beskidzie Małym. Może się w końcu uda coś zorganizować albo chociaż oznaczyć jakieś fajne trasy :).
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
68.94 km 32.00 km teren
04:20 h 15.91 km/h:
Maks. pr.:58.90 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1830 m
Kalorie: kcal

Magurka w dość teamowo okrojonym składzie.

Niedziela, 22 września 2013 · dodano: 28.10.2013 | Komentarze 3

Po Beskidzie Żywieckim ponownie powróciłem w mój ulubiony Beskid Mały. Hehe oczywiście w teren :). Tym razem postanowiłem pokręcić coś z chłopakami z team'u ( bbRiderz ) bo co chwilę mi zarzucali, że ich olewam... Tym razem to oni mnie olali ;) - na umówioną ustawkę zgłosił się tylko Marcin. W zasadzie już w sobotę wiedziałem, że odzew będzie raczej kiepski stąd też na przedzie zaproponowałem dość rozsądną porę startu ( jak na niedzielę ) bo 11 :). W końcu w niedzielę wypadałoby się choć trochę wyspać ;). Oczywiście na jedenastą miałem być w Bielsku, a dokładnie w Straconce, jednak ja wyruszyłem po 9-tej bo postanowiłem jeszcze po drodze zaliczyć Gaiki... A tak na rozgrzewkę ;). Na Gaiki wjechałem klasycznie zielonym szlakiem, wpierw pokonując niezłą, asfaltową ściankę na Nowy Świat ( fragment niebieskiego szlaku z Międzybrodzia Bialskiego ). Powiem szczerze - krótko ale jakże treściwie, młynek musiał być :). Z Gaików zjazd czerwonym szlakiem do Straconki, gdzie czekał już na mnie Marcin. Lubię ten odcinek - jest technicznie, jest urozmaicono, jest fun :).


Hrobacza Łąka w chmurach./i]


[i]Na zielonym...



Czupel również zasłonięty chmurami.

Jako że po szybkim musi być wolne a po downhillu musi być uphill, przyszła pora na zdobywanie Magurki Wilkowickiej. Wybraliśmy z Marcinem całkowicie przejezdną i łatwą opcję a mianowicie czerwony szlak ze Straconki. Poza w zasadzie jedną asfaltową ścianką, wyjeżdża się dość łagodnie, trawersując zboczem Magurki.




Piękna panorama Bielska :).



Po krótkiej przerwie w schronisku zaczęliśmy część przyjemniejszą a mianowicie zjazd czarnym szlakiem do Łodygowic. Jakoś nie wiem dlaczego ale jechałem dość asekuracyjnie - wolniej niż zazwyczaj. Może było to przyczyną agonalnego stanu amora, może wiek mnie już nie puszcza ;) a może miałem gorszy dzień?? Nie mam pojęcia...




Awaria przesądzająca a dalszych planach.

W okolicach Skały Czarownic Marcinowi pękł i wykrzywił się konik w przerzutce :(. Po naprostowaniu dało się jechać ale istniało spore prawdopodobieństwo wkręcenia przerzutki w szprychy stąd też nasz plan ataku Skrzycznego legł w gruzach :/. W zasadzie mogłem jechać sam ale...to już nie to samo. Zatem po zjechaniu ze szlaku wróciliśmy asfaltami do Bielska, gdzie pożegnałem się z Marcinem po czym postanowiłem nabić trochę metrów w pionie i ponownie wjechać na Magurkę czerwonym szlakiem ze Straconki. Heheh mnie to zawsze mało :D. No co tu dużo gadać: teren jest zawsze lepszy niż asfalt :). W zasadzie na sam szczyt Magurki po raz drugi nie wjechałem bo wbiłem się na żółty szlak do MIędzybrodzia Bialskiego. To był chyba najgorszy i najmniej przyjemniejszy dowhill... Nie dość, że amor w zasadzie nie działał, to jeszcze hample się tak zapowietrzyły, że prawie nic nie hamowały. Po prostu makabra - serce w dupie i totalny brak amortyzacji. Po tym jakże nie komfortowym zjeździe musiałem chwilę ochłonąć...Powrót do domu już stricte asfaltem - hehe nie zniósł bym już więcej nierówności ;).
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
95.00 km 50.00 km teren
08:02 h 11.83 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2600 m
Kalorie: kcal

"Kuba...Przejaśnia się!!!!" Czyli Jałowcowe brodzenie w błocie ;)

Poniedziałek, 16 września 2013 · dodano: 24.10.2013 | Komentarze 3

Po jakże "długiej "delegacji" ( 4 dni ;) ) i kiepskim pogodowo weekendzie naszła mnie straszna ochota na PURE MTB :). Poza tym przed kolejną delegacją trzeba było odpowiednio naładować baterie :). Już w niedzielę z k4r3l'em zaplanowaliśmy wspólnego tripa w tereny dotąd dla nas nie znane. Wstyd się przyznać ale na Jałowcu jeszcze żaden z nas nie był a przecież jest tak niedaleko :/. Kuba zasięgnął troszkę info od naszego wspólnego znajomego Olafa, który to idealnie przedstawił trasę, opisując z najmniejszymi szczegółami. Prognozy nie były za optymistycznie ale ja już chciałem się porządnie sponiewierać w błocie i ogólnie mówiąc mokrych warunkach. Zatem ruszyliśmy :). Na pierwszy ogień poszła Pańska Góra nad Andrychowem, później namiastka zielonego szlaku w stronę Leskowca. Jednak na sam Leskowiec a dokładnie Groń Jana Pawła II wjechaliśmy szlakiem serduszkowym/czarnym z Rzyk Jagódek. To była taka rozgrzewka przed samym Jałowcem :).


K4r3l ostro kręci na fajnym singielku pod Groniem JP II.



Na sam szczyt Leskowca już nie wjeżdżaliśmy, szkoda było czasu a poza tym... hehe to miejsce nie jest nam obce :). Zjazd do Krzeszowa już genialnym czerwonym szlakiem. Przyznam się, że już dwukrotnie nim jechałem w drugą stronę ale w dół - nigdy. Po prostu bajka!! Szkoda tylko, że miałem lekką blokadę spowodowaną kiepskimi hamplami bo zapewne jechałbym dużo szybciej :). W Krzeszowie...No cóż...Pogoda się z deczka zmieniła - mgliście, pochmurno i widać było, że musiało niedawno ostro lać. Co ciekawe po drugiej stronie pasma suchuteńko i nawet momentami świeciło słońce. Planowo do Stryszawy mieliśmy jechać niebieskim ( asfaltowym ) szlakiem lecz ostatecznie wybraliśmy czarny, bardziej terenowy. Nota bene bardzo przyjemny odcinek, może mało wymagający ale kręciło się bardzo fajnie. Podczas już samego zjazdu do Stryszawy dopadł nas...deszcz - tzw pierwsza fala. A dlaczego pierwsza??? Hehe bo było ich więcej :). Rozlało się dość porządnie, do tego jeszcze nie wyglądało, żeby się miało coś poprawić :/. Dłuższa przerwa i rozkmina co dalej...Jednak postanowiliśmy zaryzykować i jechać dalej :).






Hehe atrakcje na trasie :D.



Dzięki bogu się przejaśniło i mogliśmy się troszkę podsuszyć a przy okazji uzupełnić baterie wcinając ma się rozumieć banany ;). Dalej pokręciliśmy niebieskim szlakiem w stronę Przełęczy Przysłop. Również bardzo fajny odcinek, takie "miż maż" terenu i szosy, downhillu i uphillu. Tam dopadła nas...II FALA!!. Hehe nie ma jak jazda w deszczu po mega grząskim terenie!!! Tego mi trzeba było - upodlić się na maxa :). Niestety minusem takiej przyjemności był spory ubytek mocy - śliskie/grząskie podjazdy pochłaniały mnóstwo siły. Mimo wszystko fan był a to najważniejsze :). Oczywiście podczas ulewy padł mi licznik - niestety nie jest wodoszczelny - stąd też dane są orientacyjne :/.



Po wjechaniu na Przełęcz Przysłop pogoda zaczęła się poprawiać. Od tej pory jechaliśmy trasą wyznaczoną przez Olafa. Nie kręciliśmy żółtym szlakiem na Jałowiec tylko boczną, pożarową,leśną drogą. Przypominało mi to trochę trasy po czeskiej stronie, w okolicach Ostrego czyli łagodnie, szutrowo, bez większego wysiłku.



Następnie wbiliśmy się na krótki odcinek zielonego szlaku, który doprowadził nas żółtego, tego który już bezpośrednio prowadzi na sam szczyt Jałowca. Samym żółtym jechało się bardzo fajnie: były piękne widoczki na Babia Górę, Policę, było słońce..hehe co najważniejsze :).


Kuba zapatrzony w GÓRĘ MATKĘ :).


A tu już sama Góra Matka!!





Na Przełęczy Opaczne zjechaliśmy do schroniska by odpowiednio podładować bateryje ;). Powiem szczerze: bardzo sympatyczne schronisko!! Po pierwsze pięknie położone; po drugie bardzo miła obsługa i odpowiednie ( jak przystało na prawdziwe schronisko ) porcje posiłków a po trzecie urocze kocięta pląsające wokół budynku. Hehe jeden nawet mi przewrócił aparat podczas robienia zdjęcia " rodzinnego" ;).





Po przejechaniu może 100 metrów wiedzieliśmy, że bez III fali się nie obędzie...Z braku czasu musieliśmy skrócić pierwotną trasę, która zakładała ominięcie ataku zółtym szlakiem na sam szczyt Jałowca. Byliśmy zmuszeni właśnie wjeżdżać, a dokładnie w większej części wypychać bike'i owym żółtym szlakiem. Nie dość że stromo to jeszcze mega ślisko :/.



A na szczycie....Mleko jak cholera, zerowa widoczność choć wyglądało na to, że miejscówka ma potencjał widokowy. Szybkie foto i zjazd niebieskim i żółtym szlakiem do Stryszawy Górnej. Oj był to mega śliski downhill. W pewnym momencie zrobiło mi się ciepło, gdy na stromiźmie przednie koło wpadło mi w poślizg. Jakimś cudem utrzymałem się na bike'u ale od tej pory jechałem bardzo asekuracyjnie. Żółty szlak jakoś nam się zgubił ale nie przejmując się tym cinęliśmy ostro w dół szeroką, szutrową, leśną drogą, pełną sympatycznych zakrętasów :).




Za ciepło na szczycie nie było :/.



Ze Stryszawy ponownie pokręciliśmy do Krzeszowa lecz już inną trasą - czerwonym szlakiem rowerowym :). Z Krzeszowa asfaltami dojechaliśmy do Tarnawy Górnej, gdzie wbiliśmy się na niebieski szlak na...Leskowiec!! Hehe nie ma to jak jednego dnia zaliczyć podwójnie jeden z wyższych szczytów Beskidu Małego. Ja niestety na tym odcinku odczuwałem już pierwsze oznaki zmęczenia. Chyba za mało jadłem i przeliczyłem się z trasą. Poza tym trudne warunki na szlakach też zrobiły swoje. Przy samym schronisku zaliczyłem nawet śmiesznie wyglądającą glebę - hehe jakoś ze zmęczenia zapomniało mi się, że mam kopyta wpięte w spd-ki :D. Tym razem zjazd z Gronia JP II już w prawie w całości czarnym szlakiem - hehe tak na koniec troszkę technicznego zjazdu. Przed Andrychowem zacząłem już totalnie opadać z sił, rzekłbym odcinało mnie już porządnie. Przerwa w sklepie - Kuba kupił złocistego Żywca a ja dwa jabłka...A tak jakoś poczułem nieopartą potrzebę wszamania tegoż owocu!! I co ciekawe postawiło mnie to na nogi!!! Zmęczenie poszło w pizdu i niczym młody bóg popedałowałem do domu. Hehe wtedy to poznałem wspaniałe właściwości tego jakże popularnego owocu. Nie omieszkałem oczywiście tego sprawdzić jeszcze w innych okolicznościach ale o tym już w następnych wpisach ;).


Beskid Mały widziany z Krzeszowa.


Singielek pod Groniem JP II.

P.S. A dlaczego taki tytuł?? Bo te hasło co chwilę pojawiało się na naszych ustach. Oczywiście było to złudne marzenie :D


Dane wyjazdu:
28.80 km 7.00 km teren
02:26 h 11.84 km/h:
Maks. pr.:50.40 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1178 m
Kalorie: 1570 kcal

Uphillowo w Beskidzie Małym :)

Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 16.10.2013 | Komentarze 3

Jak już pisałem wcześniej, po zjedzeniu niedzielnego obiadu, po niespełna 2,5 godzinnym śnie ruszyłem w drugiego "tripa" ;). Tym razem miał by sam teren, miałem być ja i Beskid Mały :). Trasę budowałem w zasadzie na bieżąco. Pewne było tylko jedno: wjazd moją standardową trasą na Trzonkę. Hehe potrafi ten odcinek odpowiednio rozgrzać ;). Następnie pokręciłem żółtym szlakiem na Złotą Górkę. Tam też, na samym początku szlaku, jest fajny podjeździk, na którym namiętnie uślizguje mi koło i nie pokonuję go bez postoju. Milion prób i zawsze to samo, choć tym razem zabrakło mi może dwóch metrów :/.







Tak dobrze jechało mi się żółtym szlakiem, że zjechałem nim do końca. Bardzo fajny odcinek, szczególnie zjazd z pod Złotej Górki - techniczny i szybki :). Później nastąpiła chwila rozkminy co dalej, hehe. Postanowiłem znaleźć pewną drogę prowadzącą do zielonego szlaku schodzącego do Przełęczy Targanickiej. Jakoś dziwnym trafem , na wyczucie znalazłem ową drogę :). Oj pewien odcinek dał w kość - mam na myśli ulice Wesołą i jej w zasadzie zakończenie. Oj potu się sporo wylało. Po tym jakże miłym uphillu wjechałem na zielony szlak na...Kocierz :). Tam też pod górkę :). Ku zdziwieniu nóżka podawała jak ta lala mimo, że już parę stromych podjazdów zaliczyłem. Na Kocierzu postanowiłem zjechać czarnym szlakiem do tzw. Nowej Wsi czyli przysiółka Targanic.


Zdjęć niestety mało, gdyż skupiałem się na pedałowaniu :).

Bardzo fajny zjazd: raz szeroka droga, koryto, a raz leśna ścieżka :). Po tej, w większości terenowej części odcinka, przyszła pora na trochę asfaltu czyli uphill w stronę Przełęczy Targanickiej. Jednak na sam czubek nie wjechałem bo postanowiłem skręcić z dogi "głównej" na ulicę Złota Górka. Hehe to był dopiero wyciskacz potu :). Przyznam się bez bicia, że jest tam o wiele stromszy podjazd niż ostatni fragment pod Targanicką. Z ulicy Złota Górka ponownie wbiłem się na zielony szlak by do domu wrócić prawie tą samą drogą ( co na Trzonkę ).
Powiem tak: patrząc na ilość wykręconych kilometrów to szału nie ma ale jeśli dodamy do tego metry w pionie to robi się już dużo ciekawiej :). Po prostu krótko ale jakże treściwie :). Nie sądziłem nawet, że zaledwie za płotem mam takie genialne tereny do krótkich treningów. Szkoda tylko, że nie ma fajnych singli :/ ale i tak idzie się porządnie sponiewierać :).

A tutaj mam linka do mapki.
Zamieszczę jeszcze mapkę z navime ale widać na niej spore różnice w przewyższeniach.
Kategoria Beskid Mały