Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 57773.75 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.63 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Mały

Dystans całkowity:4206.00 km (w terenie 1376.75 km; 32.73%)
Czas w ruchu:287:17
Średnia prędkość:14.64 km/h
Maksymalna prędkość:76.70 km/h
Suma podjazdów:100948 m
Suma kalorii:64576 kcal
Liczba aktywności:78
Średnio na aktywność:53.92 km i 3h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
114.10 km 31.00 km teren
06:58 h 16.38 km/h:
Maks. pr.:72.40 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2200 m
Kalorie: kcal

Oranie Beskidu Małego.

Sobota, 22 marca 2014 · dodano: 23.04.2014 | Komentarze 3

I znowu ten Beskid Mały!!! Jakie znowu :) ?. Beskid Mały jest tak piękny, ze nigdy się nie nudzi :). I co z tego, że mieszkam w Bielsku, że Beskid Śląski mam pod nosem ale jakoś to nie to samo co BM :) Przyznam się bez bicia- tereny Szyndzielni, Błatniej mnie totalnie nie kręcą...Jedynie co to okolice Skrzycznego czy Baraniej Góry ale to sobie zostawię na później :).
Zatem ruszyłem w moje rodzinne tereny, przypomnieć sobie szlaki a dokładnie jeden - żółty biegnący przez Wapienicę ( nie mylić z tą dzielnicą Bielska ), Kokocznik, Bliźniaki, Łysą Góre ( hehe nie tą w Czechach ) i Iłowiec. Nota bene jest to nawet szlak opisywany w jakimś starym Bikeboard'ie czy innym branżowym czasopiśmie :). Oczywiście do szlaku trzeba było jakoś dojechać - ja wybrałem najszybszą rowerowa drogę czyli asfaltami do Andrychowa. A stamtąd już klasycznie kawałek zielonym przez Pańską Górę, by w końcu wbić się na główny cel a mianowicie żółty szlak :). 




Na zielonym :). Genialny odcinek prowadzący przez niewielkie wzniesienia ( Czuby i Kobylice ) ale dający ogromną frajdę.



Początek żółtego może i za ciekawy nie jest - jedzie się szeroką leśną drogą lekko pod górkę. Ale za to Kokocznikiem zaczyna się fajny., choć krótki singielek, na którym zawsze jakoś boję się przycisnąć - mnóstwo liści i jedna wielka niewiadoma co pod nimi jest ;). AAAAAAAaaaaaaaa zapomniał bym!!! To był wielki test nowych hampli SLX i amora Rock Shox Recon Gold TK. Przyznam się bez bicia - BAJKA!!!!! Ale do rzeczy...:). Po singielku krótki przejazd asfaltem i znowu wjechałem w teren,. No niestety miałem teraz przed sobą najgorszy odcinek całego żółtego szlaku - krótki wypych pod szczytem Bliźniaków. No niestety jeszcze nie obczaiłem jak go można objechać ale wszystko przede mną :).




Tuż pod Bliźniakami :)



Troszkę się trzeba było napocić podczas ataku na Bliźniaki ale to co było za nimi wszytko rekompensowało - fajna , szeroka, szutrowa ścieżka, ze sporą ilością chopek i genialnym "floł" ;). Hehe za to właśnie lubię ten szlak!! Za Przełączą  Panczakiewicza  jechało sięrz pod górkę a raz z ale cały czas ta samą genialną ścieżką. Zabawa była przednia!!! Idealne miejsce na treningi.





Zdjęć mało z tego momentu bo po pierwsze nie oddawały by klimatu a po drugie żal było zsiadać z bike'a.






Mimo, że owy szlak ma może niespełna 10 kilometrów ale kreci się na nim genialnie, jest dośc mocno urozmaicony, nie ma typowej beskidzkiej rąbanki, po prostu sama rozkosz :). Po zjechaniu ze szlaku postanowiłem uzupełnić baterię bo czekał przede mną długi, 6 kilometrowy uphill pod schronisko na Leskowcu ( być w okolicy i nie zaliczyć Leskowca toż to hańba ). Co ciekawe po posiłku uszło ze mnie życie, totalny brak powera :(. I jak tu jechać dalej?? No cóż trzeba było się wziąć za siebie i próbować jakoś kręcić pod górę. Oj nóżka jednak nie podawała...zaczęły mnie skurcze łapać....masakra jakaś!!. Tempo miałem prze tragiczne, dopiero kawałek przed szczytem, w okolicach skałki wspinaczkowej, energia powróciła, choć nie do końca... W schronisku obowiązkowo trzeba było coś wszamać - padło na żurek. Pychota!!!! Co jak co ale tam potrawy mają genialne!! Po podładowaniu baterii ruszyłem na szczyt Leskowca a później dalej czerwonym szlakiem w stronę Łamanej Skały. Tam to był prawdziwy test amora :). Heheh przyznam się bez bicia - jeszcze nigdy tak szybko tego odcinka nie pokonałem - amor sprawdzał się wyśmienicie, wybierał wszytko. eszcze nigdy tak pewnie nie czułem się na rowerze. Na Anuli postanowiłem odbić w lewo na zielony szlak by nacieszyć się jeszcze terenem :). Tam już troszkę zwolniłem, gdyż odczuwałem już lekkie zmęczenie i koncentracja nie była już ta sama. A zielony jak zielony - zawsze daję dużo frajdy. Przed Gibasami postanowiłem srawdzić jedną ścieżkę- miał to być taki ala skrót. Hehe no może odległość była mniejsza ale to co zastałem na tamtej ścieżce, zdeczka mnie zskoczyło i to negatywnie. Na drodze leżało mnóstwo powalonych drzew , nie dało się kompletnie przejechać, nie mówiąc już o obejściu tworów. Z jednym połamańcem męczyłem się 20 minut - masakra...






I jak tu przejechać?????


Babia widziana z Gibasów
.



Na Łysinie postanowiłem zjechać na asfalty kultowym podjazdem ;). No nie powiem zjeżdżało się przednie, w drugą stronę też pewnie było by fajnie :). Rozmyślałem jakby tu wrócić do Bielska - padło na klasyk klasyków czyli wzdłuż Jeziora Żywieckiego od strony Zarzecza. Jednak tym razem odpuściłem sobie odcinek pod górami od Łodygowic do Wilkowic - wybrałem płaską opcję przez Kalną, Buczkowice.
Trip uznaję za jak najbardziej udany, obyło się bez awarii, przygód a co najważniejsze zabawa była przednia :)







Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
28.56 km 12.00 km teren
02:05 h 13.71 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1008 m
Kalorie: 720 kcal

Jawornica i Potrójna wieczorową porą :)

Niedziela, 16 lutego 2014 · dodano: 16.03.2014 | Komentarze 1

Zaległości trzeba nadrabiać.....

Przyszła pora na nutkę MTB :). Po ostatnich szosowych trasach korciło mnie, żeby wjechać teren, no bo ileż można kręcić po tych asfaltach :D. W zasadzie jakieś konkretnego pomysłu na trasę nie miałem, wiedziałem tylko, że pokręcę coś po okolicy, a że tereny wokół mnie zacne więc jest w czym wybierać . Na pierwszy ogień poszedł fajny szutrowy podjazd w Roczynach ( pod Złotą Górką ). Oj spodobał mi się ten fragment, jest stromy, wąski i potrafi odpowiednio rozgrzać ;). Jako że ciekawiła mnie jedna odnoga drogi na Złotą Górkę, postanowiłem ją sprawdzić. I co??? Genialny zjazd do Brzezinki dał mi sporo frajdy. No może gdyby nie kiepskie hample i sztywny amor to zapewne radość była by jeszcze większa :). Mimo wszytko zjeżdżało się przednie. Podczas downhill'u narodził się w mojej głowie pomysł ataku na Potrójną ale od innej strony, a mianowicie od Sułkowic. Ziurnąłem na mapę w fonie i zacząłem się kierować w stronę punktu docelowego.





W wyższych partiach można było jeszcze spotkać śnieg :)


Nowe ścieżki dość mocno mnie zaintrygowały więc zapewne powrócę w owe tereny i troszkę poeksploruję :).




Na Potrójną kręciłem totalnie mi nieznanymi drogami ale przyznam, że bardzo ciekawymi pod względem widoczków jak i samej trasy. Jechało się wybornie. Kurcze człek mieszka tak blisko a takich fajnych dróg/ścieżek nie zna...masakra :D. U podnóża Jawornicy zmieniłem z deczka plany ataku na Potrójną - postanowiłem wpierw wjechać na ową Jawornicę ( tam mnie jeszcze nie widziano ) a później żółtym szlakiem kręcić do celu. Oczywiście żeby dojechać do szlaku, musiałem improwizować bo nie miałem ze sobą mapy turystycznej. Tak też wjechałem w pewną leśną drogę, która okazała się nie do podjechania. Nie powiem w dół była by bajka ( bardzo techniczny odcinek ) ale pod górę trzeba było zdrowo butować. Co ciekawe pchając mojego Białego Rumaka pod górę, zauważyłem że klamka tylniego hamulca zaczyna mi się zapadać. Już wiedziałem, że powrót będzie nie za ciekawy bo mimo "pompowania hampla" klamka dalej była miękka jak nie powiem co.... Żeby było ciekawiej czym wyżej się jechało tym więcej było śniegu. Tylna opona kompletnie sobie z tymi warunkami nie radziła - no cóż za dużo bieżnika to ona nie ma :D. W końcu wbiłem się na żółty szlak i już spokojnie kręciłem sobie w stronę szczytu Jawornicy.




Widoczki pierwsza klasa.


Zaczynam śniegowanie....


Jawornica.





Co ciekawe Jawornica okazała się intrygującym szczytem pod względem turystycznym. Mimo, ze nie ma z niej żadnych widoków ( szczyt obecnie jest zarośnięty przez las - kiedyś był guluśki i wypasano na nim owce ) to jest tam sporo atrakcji: krzyż jak również odrestaurowane ruiny schronu turystycznego. Poza tym ten niepozorny szczyt skrywa sporo tajemnic.




Tak kiedyś wyglądał szczyt Jawornicy.



Z Jawornicy na Potrójną jechało się w zasadzie po płaskim, no dobra były delikatne podjazdy. Żeby tak lajtowo nie było kręciło się prawie cały czas po śniegu i to nie byle jakim bo najgorszym z możliwych czyli cholernie mokrym. Oj sporo kalorii się spaliło, nawet najmniejszy podjazd dawał się we znaki, wstyd się przyznać ale momentami butowałem - nie dało się jechać....
Na Potrójna dotarłem już po zmroku...Nie powiem, klimacik był :).









No to przyszła pora na zjazd czerwonym szlakiem na Przełęcz Kocierską. Oj lekko nie było: ślisko, ciemno i co najgorsze miałem tylko przedni hampel sprawny. Po dojechaniu na przełęcz byłem zdrowo przemoczony i zmarznięty a tu jeszcze trzeba było zjechać asfaltem do Targanic. I znowu jeden z najwolniejszych zjazdów tym jakże cudownym zjazdem :(. Mimo wszystko uznam to za jeden z ciekawszych wypadów tego roku. Poznałem nowe miejscówki, ścieżki/drogi i co najważniejsze nieźle się przy tym bawiłem :).


Route 2 499 780 - powered by www.bikemap.net



Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
26.28 km 6.00 km teren
02:05 h 12.61 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:580 m
Kalorie: 641 kcal

Wypizgus Maximus

Sobota, 25 stycznia 2014 · dodano: 18.02.2014 | Komentarze 1

Pierwsze w tym roku kręcenie w sporym mrozie :). Ale od początku...:) Umówiliśmy się z k4r3l'em na sobotnie kręcenie po okolicy. W planie był Leskowiec ale szybko ten pomysł padł - oj pizgało niemiłosiernie ( termometr pokazywał -13 st. C a odczuwalnej temperatury było dużo niżej ). No cóż, trza było jednak coś popedałować więc padło na okolice Zagórnika, Andrychowa i to najlepiej gdzieś w lesie bo wiatr znacząco potęgował zimno. Tym razem z góry założyłem, że nie będę ściągał rękawiczek bo wiedziałem czym się to może skończyć :).  Po dojechaniu do Andrychowa licznik odmówił posłuszeństwa, hehe widać nie lubi mrozów :D. Z Andrychowa przez Pańską Górę udaliśmy się do Zagórnika by tam wjechać w las i na zielony szlak w stronę Andrychowa. Powiem tak: klimacik w lesie był genialny - wszystko białe. Po prosu coś pięknego!!!
















No niestety, o ile korpus mi nie marzł, o tyle stopy dawały się coraz bardziej we znaki mimo, że byłem ciepło ubrany :/. No cóż od bloków ciągnie i bez odpowiedniej wkładki nie ma jazdy przy takich niskich temperaturach...Stąd też trzeba było skracać trasę.  Zimno coraz bardziej psuło mi humor, nawet genialne single odkryte niedawno przez Kubę, nie poprawiały mi samopoczucia. Trzeba będzie tam jeszcze raz pojechać jak będzie znośniejsza aura :).






Singielki.





W Andrychowie pożegnałem się z Kubą i czym prędzej pomknąłem do domu by się ogrzać. Największy ból przyszedł w domu - zmarznięte kończyny poczuły troszkę ciepła i miałem uczucie jakby mi je chciało od wewnątrz rozsadzić. Masakra!!! No nic...trzeba kupić porządne wkładki albo jeździć w "cywilnym" obuwiu ;)





Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
45.64 km 31.00 km teren
03:29 h 13.10 km/h:
Maks. pr.:60.70 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1486 m
Kalorie: 1121 kcal

Błotna Inauguracja Bike Sezonu 2014

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 12.01.2014 | Komentarze 7

Późna oj późna w tym roku ta Inauguracja :). Planowałem 1 stycznia zacząć ale jakoś leń po sylwestrowy wygrał... No cóż lepiej później niż wcale ;).  Pierwotnie chciałem rozpoczynać nowy sezon podobnie jak zeszły - uphillem na Skrzyczne - ale jakoś wizja sporej dojazdówki asfaltem mi się nie widziała więc postanowiłem zacząć od mocnego, terenowego akcentu. A jako że miało być jak najwięcej terenu, to padło na okolice czyli Beskid Mały :). Na dzień dobry postanowiłem sprawdzić jedną, nowo poznaną ścieżkę, a dokładnie jej przedłużenie. Ale żeby to zrobić, musiałem wyjechać prawie na Trzonkę. Sama ścieżka....hmnnn... no może gdyby amor działał to była by dużo ciekawsza a tak musiałem jechać dość spokojnie. Suma sumarum pupy nie urywała ale najgorsza też nie była :).




6 stycznia - słońce i 7 st. C. w cieniu. Anomalia jak się patrzy :)


Z racji, że wyjechałem z deczka późno i troszkę mi zeszło testując nową ścieżkę musiałem sobie odpuścić mój pierwotny plan zaliczenia żółtego szlaku z Inawłdu do Gorzenia ( m.in przez Bliźniaki ). Zatem postanowiłem, mało ambitnie ale za to klasycznie, pokręcić na Kocierz a później na Leskowiec. Żeby to zrobić musiałem się wbić na zielony szlak, a ja byłem jeszcze na dole ( u podnóża Trzonki ). Postanowiłem coś pokombinować i leśnymi drogami, ścieżkami wyjechałem na mój ulubiony punkt widokowy pod Złotą Górką ( Złotą Górą ). Przy okazji poznałem fajny uphill od strony Roczyn, hehe co prawda końcówka to już ostry wypych ale mimo to  traska godna :).



Super podjazd






Mój ulubiony punkt widokowy w okolicy - niestety trochę już zarasta.  Widać całą andrychowską część Beskidu Małego.



Następnie zjechałem na Przełęcz Targanicką, łąpiąc po drodze kapcia. A na przełęczy niespodzianka - ekipa z Jaworzna w postaci Funia, Janusza507, Kovvala i Piofci :). To się nazywa mieć fuksa :D. Co prawda rano dostałem cynka od k4r3la., że chłopaki mają być w okolicy ale nie spodziewałem się, że ich spotkam.  Oczywiście podczas spotkania kupa śmiechu i porady Funia na tematy damsko- męskie ;)



Funio dosiada Białego Rumaka :D.


Dalej już klasycznie zielonym szlakiem pokręciłem na Kocierz a później czerwonym w stronę Leskowca. Ludzi na szlaku jak mrówek, aż się źle jechało. Ale w sumie co się dziwić - piękna pogoda i stosunkowo ciepło jak na styczeń. Nie wspomnę już o błocie ale to akurat dodawało uroku :). Były też fragmenty oblodzone i lekko zasypane przez śnieg.  Po wjechaniu na Potrójną ukazał mi się piękny widok - Tatry!!. Widoczność była prze genialna, dosłownie Tatry były na wyciągnięcie dłoni. Po prostu bajka!!!






Resztki śniegu na Czarnym Groniu.

Wjazd do Rezerwatu Madohora.


Dopiero wjeżdżając do Rezerwatu
Madohora doświadczyłem większej ilości śniegu i lodu na trasie. Niestety, dziwnym sposobem w rezerwacie zerwałem łańcuch. Jakim sposobem?? Do tej pory nie wiem, chyba spinka nie wytrzymała... Do Leskowca nie dojechałem - zjechałem w zwóskową drogę kawałek za szczytem Na Beskidzie. Obawiałem się, że może zaskoczyć mnie zmrok a ja nie miałem przy sobie żadnego oświetlenia.... Ową zwóskową drogą jechałem po raz pierwszy więc było to kręcenie na totalnego czuja :). Sam początek był dość mocno kamienisty - istna rąbanka beskidzka - dalej było już zdecydowanie lepiej, bo błotniście ;). Wyjechałem gdzieś w Rzykach, gdzieś w okolicach drogi biegnącej na stok. Dalej już niestety asfaltami do domu.
Mimo, że może nie była to inauguracja z wielka pompą, to i tak mi się podobało - było terenowo, błotniście, technicznie czyli krótko mówiąc zacząłem Nowy Sezon od PURE MTB :).




A teraz może o postanowieniach/planach/celach na Nowy Sezon 2014!!!
W Nowym Sezonie mam w planie:
  • dalej realizować stare zobowiązania dotyczące objeżdżania i wdrapywania się na najwyższe szczyty Pasm Beskidów,
  • brać udział w maratonach mtb,
  • poprawić rekordy prędkości, dystansu całkowitego i dziennego, wysokości nad poziomem morza na bike'u. Hehe 400 kilometrów w tym roku na bank padnie :),
  • poznawać nowe rejony ( na pewno będą to Czechy i Śląsk ). Częstochowo!!! Nadciągam!!! :),
  • wyprawy - już w głowie tworzą mi się nowe, szatańskie pomysły ;)
i wiele, wiele innych rzeczy/tripów, które zapewne narodzą się podczas roku :).
Mam nadzieję, że rok 2014 będzie równie udany jak poprzedni, a nawet lepszy czego Wam i jak i sobie życzę!!!

A na koniec...muzyczka :)


Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Podsumowanie Bike Sezonu 2013.

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 06.01.2014 | Komentarze 4

Przyszedł czas na rozliczenie się z ubiegłym sezonem/rokiem :). Tytułem wstępu powiem, że był to rok zdecydowanie lepszy od 2012 i to w zasadzie pod każdym względem. Podobnie jak w 2012-tym miałem jakieś cele, tak też rok 2013 przyniósł nowe, bardziej ambitne, które w większy lub mniejszy sposób zostały zrealizowane.

A jakie to miałem plany na sezon 2013?? Już podaję:
1. Wykręcić dużo więcej kilometrów niż w zeszłym roku :).
2. Pokusić się o pobicie dotychczasowych rekordów prędkości i dystansu dziennego.
3. Poznać nowe rejony.
4. Wziąć udziału w jakimś Maratonie - w końcu :D .
5. Przejść w końcu na SPD.
6. Zrobić jakiegoś kilkudniowego tripa.
7. W dalszym ciągu realizować plan zdobycia wszystkich najwyższych szczytów pasm Beskidów jak również okrążenie zaległych pasm  Beskidów.

No to zaczynamy rozliczenie się z planów/celów na rok 2013 ;)

Ad. 1.
Patrząc na statystyki dużo pisać nie trzeba :D. Poprawiłem swój roczny dystans o 50% więc chyba źle nie ma :D. W tym sezonie jeździłem zdecydowanie więcej i częściej. W dużej mierze przyczyniła się do tego praca jaką miałem -  początkowo jej brak a później dużo wolnego w środku tygodnia - no bo o zaostrzającej się CYKLOZIE nie wspomnę ;).  Niestety częsta praca w weekendy odbiła się na teamowych ( bbRiderZ ) wypadach ale za to nadrabiałem w tygodniu na samotnych tripach.

Ad. 2.
Tym razem to już zaszalałem :D. Może w przypadku rekordu prędkości szału nie było bo mój Vmax poprawiłem raptem o 1,5 km/h ( 79,5 km/h.) ale za to dystans dzienny pobiłem i to zdecydowanie :). W zasadzie długich wyjazdów w tamtym roku było sporo, bo aż 19-krotnie przekraczałem liczbę 100 kilometrów. Zaczęło się od szosowego tripu do Krakowa ( plan narodził się w trakcie sezonu ), następnie integracją z Częstochową a dokładnie ze Skowronkami ( oj to był piękny trip, który o mały włos nie skończył by się karetką  - mega odcięcie, spora utrata świadomości ), a później to był już prze epicki wypad do Zakopanego ( Tour de Babia - Zakopane Edition ) z ekipą z Jaworzna, Cieszyna, Rybnika, Bielska, Andrychowa i Grzechyni. Pobiłem wtedy swoją życiówkę - 270 km.  Przyznam się bez bicia, była to najlepsza szosowa wyprawa 2013 roku - genialna ekipa, trasa i atmosfera. Oby takich więcej w 2014 roku. A już wiem, że w planach są kolejne :).


Częstochowskie Krowiarki - Dzięki Daria i Rafał za wspólny trip :)


Epickie Tour de Babia - Zakopane Edition!! Zgraja maniakalnych Bikerów ( niestety bez Waldka, który opuścił nas przed Zakopcem ).

Drugi raz przekroczyłem magiczną liczbę 200-tu km. na nota bene terenowej wyprawię na Lysą Horę. Nie no stricte terenowy trip to nie był :D bo było sporo asfaltowych dojazdówek. Była to bardzo fajna wycieczka, poznało się nowe tereny, mam tu na myśli czeskie górki ;). Wisienką na trocie była moja udana próba przekroczenia, zdawało by się kosmicznej liczby, 300-tu kilometrów na raz. Hehe w zasadzie 270 kilometrów z TdB -ZE by mi w zupełności wystarczyło tylko pewien człek, biker z Rybnika, niejaki Gustav wszedł mi na ambicje i musiałem wykręcić coś wielkiego - tak to jest jak się czyta o wyczynach Rybnickiego Terminatora :). Udało mi się wykręcić prawie 344 kilometrów w ciągu 19 godzin z czego 14 w siodle ale nie po byle asfaltach tylko po całkiem niezłych górkach i co ciekawe nie w lecie jak dzień jest długi tylko w październiku :). Nie obyło się bez kryzysów, bez chwil zwątpienia ale radość po przyjeździe do domu była ogromna. Wtedy uświadomiłem sobie, że jeśli się czegoś bardzo chce można tego dokonać :).


Tymbark - w trakcie pobijania życiówki :).

Ad.3.
No tego się trochę poznało :). Byłem łohoho w wielu, wielu miejscach, miejscowościach, górach. Kurcze od czego tu zacząć, hehe najlepiej od początku. No to może w wielkim skróci powiem tak: zawiało mnie do Czech parokrotnie ( m.in. Terlicko, Karvina ), byłem w Zakopanem, Limanowej, Myślenicach, Krościenku nad Dunajcem, Nowym Targu, Krakowie, Rajczy, troszkę pokręciłem po Słowacji - Namestowo. Ogólnie rzecz ujmując zwiedziłem kawał Małopolski, troszkę Czech i Słowacji i przejechałem parę nowych gmin Żywiecczyzny. Niestety Śląsk sobie w tamtym roku odpuściłem ale myślę, że w obecnym nadrobię ;).     

Ad.4.
No tego jedynego elementu zeszłorocznego planu nie udało mi się zrealizować. Powody w zasadzie były dwa: brak funduszy i częsta praca w weekendy. No niestety przyszło mi pracować za żenujące pieniądze i to jeszcze bardzo często w weekendy. Co tu dużo pisać - trzeba będzie z nawiązką zrealizować ten element w tym roku :).

Ad.5.
W końcu!!! Po tylu latach bycia upartym i nie do końca przekonanym, przesiadłem się na SPD :). Oczywiście nie na początku roku tylko...w połowie :). Stwierdziłem, że raz kozie śmierć i na pierwszy wypad w SPD-kach zafundowałem sobie tripa do Czech. Hehe udało się bez gleby :). Jednak w teren szybko nie wjechałem bo dopiero po miesiącu - wolałem wtłoczyć do mózgu kwestię wpinania i wypinania. Po wjechaniu w teren zauważyłem kolosalną różnicę - górki, które do tej pory były nie podjeżdżalne, zrobiły się nagle płaskie :). Powiem tak - głupi byłem, że tak późno przesiadłem się na ten system ale mądry Polak po szkodzie :D.

Ad.6.
Taaaak :). A było coś takiego :) ( Beskid Żywiecki Expedition ). Udało mi się zrealizować ten cel podczas urlopu i powiem, że to był chyba najlepszy urlop w moim życiu. Choć wyprawa nie trwała długo, bo zaledwie 3 dni ale prawie cały Beskid Żywiecki został zorany przez mnie.  Epicka wyprawa, genialna pogoda, walka z samym sobą, super tereny, hektolitry wylanego potu i niezapomniana frajda - tak mógłbym krótko opisać ten trip. Po BŻE już wiem co warto zabierać na wyprawy więc na kolejne pojadę zapewne z dość mocno okrojonym plecakiem.  W nowym roku też mam w planie kilkudniowe wypady, już pomału rodzą mi się w głowie nowe eskapady choć jak znam życie, będą to spontaniczne akcje :) . Jak Bozia da pieniążki i zdrowie to i może powrócę do Chorwacji by trochę zorać tamtejszych ziem ;).


Beskid Żywiecki Expedition 2013 - pierwsza wyprawa kilkudniowa.

Ad.6.
Do kolejnych okrążonych Pasm Beskidów mogę dodać Beskid Wyspowy, Makowski i Gorce. Choć powiem szczerze, że zrobiłem to na raz podczas bicia życiówki i nie do końca było to pełne okrążenie pasma/pasm ale myślę, że można to pod to podpisać :). Niestety żadnego nowego szczytu z Korony Gór Polski nie zaliczyłem. Myślę, że w tym roku uda mi się tego dokonać podczas jakiś wypraw rowerowych bo niestety kolejne szczyty są już za daleko, żeby dojeżdżać do nich rowerem...

Do swoich osiągnięć 2013 roku mogę m.in. zaliczyć pobicie życiówki,  wjechanie na Pilsko i Babią Górę podczas jednego dnia ( zero dojazdówek autem ), zimowe zdobycie Skrzycznego. Porażek jakiś takich większych nie było, hehe były tylko 2 urwane haki  ale to bardziej straty :).

Poza tym był to bardzo udany rok. Poznałem mnóstwo zakręconych rowerowo ludzi ( ekipa z Częstochowy - Skowronki; z Jaworzna - Funio, Janusz507, Piofci, Majorus, Kovval; z Cieszyna - Daniel3ttt [ Cieszyński Terminator ], Marek87, Qwertysun; z Rybnika- Gustav [ Rybnicki Terminator ]; z Grzechyni - Tlenek; z Rzeszowa - Sebol; i z Bielska - Marzen, Pawelp7 ). Ponadto spędziłem miłe chwile kręcąc razem ze bbRiderZ'ami podczas temowych wypadów ( Leskowiec, Lysa Hora, Filipka itd.). No co tu dużo pisać - to był bardzo dobry rok!!!

A na koniec pozwolę sobie zrobić mały TOP 2013 :) :
  • najlepszy trip szosowy - ex aequo Tour de Babia - Zakopane Edition 2013 i Pierwsze 300 km;
  • najlepszy trip terenowy - samotnie  - ex aequo Beskid Żywiecki Ęxpedition i Pilsko-Babia Expedition,
  • najlepszy trip terenowy w towarzystwie - Filipka z finałem na Skrzycznem;
Na razie tylko tyle kategorii ale z biegiem lat pewnie pojawi się więcej!!!

Na koniec dziekuję wszystkim za mile spędzone chwile, za wspólne wypady/tripy i mam nadzieję, że nikomu nie zalazłem za skórę ;).
W nowym roku życzę wszystkim żeby nóżka zawsze podawała, żeby obyło się bez kontuzji, poważniejszych awarii, żeby nowy rok był jeszcze lepszy niż poprzedni!!!
Do zobaczenia gdzieś na beskidzkich i nie tylko szlakach :).  





Dane wyjazdu:
28.16 km 14.00 km teren
02:32 h 11.12 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1100 m
Kalorie: 770 kcal

Sylwestrowo - przygodowo...

Wtorek, 31 grudnia 2013 · dodano: 02.01.2014 | Komentarze 5

Toż to był zakręcony sylwester!!!! Na dzień dobry o mały włos a spóźniłbym się  na wspólny trip z k4r3l'em - umówiłem się z Kubą, że wyjadę z domu o 13:30. a ja dopiero o 13:20 przyjechałem z pracy. Szybka wymiana dętki, zmiana ubioru i już o 13:40 siedziałem na siodle :). Nawet zapomniałem o obiedzie :). Umówiliśmy się na Trzonce gdzieś tak parę chwil po 14.  Na miejscu czekał już na mnie Kuba z jakimś bikerem. Początkowo myślałem, że to nasz wspólny znajomy Damian tylko bike mi jakoś nie pasił - full. Okazał się nim jednak sympatyczny Biker z Bielska - Piotrek. Dalej już kręciliśmy razem zielonym szlakiem w stronę Porąbki by docelowo dojechać to genialnego, technicznego singla. Podczas zjazdu, w pewnym momencie ściągnęło mnie do rynny/kanału po środku drogi. Wiedziałem, że taka ewentualność się źle skończy i tak też się stało - wyglebiłem... Jak się okazało straty były - stłuczone ramię, łokieć i mega luz na tylniej przerzutce. Jednak genialny singiel i późniejsze przygody przyćmiły ból... Po zjechaniu z singla odłączył od nas Piotrek a ja z Kubą ( hehe czyli Kuby ) pojechaliśmy w stronę Przełęczy Targanickiej troszkę okrężnymi leśnymi drogami. Zaraz przed barem w Wielkiej Puszczy skręciliśmy w lewo na bardzo fajną, dość stromą szutrową drogę biegnąca w stronę zielonego szlaku. I wtedy zaczęły się niezłe jaja... Na dzień dobry naszym oczom ukazuje się leżąca na drodze kobita - zalana na amen. Dzięki Bogu kontakt z nią jakiś był - krótka reprymenda i jedziemy dalej. Nie ujechaliśmy może 200 metrów i kolejny element leżący na drodze. Tym razem już tak kolorowo to nie wyglądało - ludek leżał na poboczu i nie było z nim żadnego kontaktu, zero oznak życia. Po paru minutowej próbie jakiegokolwiek kontaktu z gościem postanowiliśmy zadzwonić po karetkę - nie wyglądało to najlepiej a temperatura już znacząco spadała. Żeby było ciekawiej - nie mieliśmy zasięgu...No to co?? Idziemy/jedziemy w górę by wezwać karetkę. Po drodzę mijaliśmy jeszcze jednego gościa, zdrowo nawalonego lecz idącego a dokłądnie rower go prowadził. Wzywanie karetki to była istna tragikomedia - nie dość, że znajdowaliśmy się na granicy województw to jeszcze dyspozytorzy jacyś niedorobieni. Po ponad półgodzinnym tłumaczeniu okoliczności i miejsca zjeżdżam na dół by pokierować karetkę, która to w końcu raczyła przyjechać. Koleś z rowerem zaniemógł - spał nawalony na ziemi. Próby pouczenia go skończyły się wyzwiskami w moim imieniu. Zatrzymałem się jeszcze przy najgorzej wyglądającym, niby denacie. Kolejne próby kontaktu z gościem przyniosły zadawalający efekt - denat się ocknął. No cóż mogę powiedzieć - gość był tak nawalony, że ledwo się wysławiał. No to..wracam z powrotem do Kuby na górę, żeby przekazał info dalej. W tym momencie usłyszeliśmy syreny więc zjechałem na dół by dziadów pokierować. Okazało się, że przyjechała karetka z Andrychowa. Na dzień dobry ochrzan, że to nie ich rewir i dlaczego ich wzywamy. No to zaczęły się tłumaczenia, że to nie nasza wina tylko debilnego dyspozytora ze 112. Jakoś gościem się zbytnio nie zainteresowali i pojechali. Za chwilę zjechał Kuba z informacją, że z Bielska nadciąga już specjalistyczna karetka i mamy na nią czekać. W miedzy czasie trójka moczymord powstała z martwych i ruszyła w stronę domów.


Dla niektórych była do istna droga krzyżowa...

Dzięki bogu sanitariusze i policja z Kobiernic się trochę bardziej zainteresowała się sprawą i pojechali szukać pijackich denatów. Powiem tak: Nie dzwońcie nigdy pod 112 - nie uratujecie tym życia ludzi a tylko się, delikatnie mówiąc, wkurzycie na chory system. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że karetka z Kobiernic i Policja nic nie wiedziały o karetce z Andrychowa - po prostu burdel na kółkach. Aaaa szkoda gadać...
Tym sposobem straciliśmy z Kubą dobre 1,5 godziny na załatwianie karetki. Dzięki bogu denaci powstali i skończyło się wszystko dobrze. A my zmarznięci ruszyliśmy bocznymi drogami do domów. Hehe mnie jakoś dziwnie natchnęło by zabrać przednią lampkę - gdyby nie ona to jechalibyśmy w totalnych ciemnościach.
I tak oto zakończyliśmy rok 2013 :).

P.S. Podsumowanie już wkrótce :)

Route 2 403 197 - powered by www.bikemap.net

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
44.37 km 17.00 km teren
04:13 h 10.52 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1200 m
Kalorie: 1454 kcal

Leskowiec - nowy podjazd :)

Sobota, 28 grudnia 2013 · dodano: 01.01.2014 | Komentarze 1

Można by zapytać: znowu ten Leskowiec?? Ileż razy można tam wjeżdżać?? Można i to wiele razy o ile poznaje się nowe opcje :). Tak też było i tym razem - k4r3l pokazał mi nowy, bardzo ciekawy wariant uphillu na tą zacną górkę. Ale może od początku...Na dzień dobry lekka siara - wyciągam bike z garażu a tam prawie  kapeć w przednim kole... Hmnn....No nic dopompowałem kółko i pokręciłem do Andrychowa by kupić jakiś zapas bo czułem, że z tej dętki nic nie będzie. Z Andrychowa bocznymi drogami ruszyliśmy do Rzyk Jagódek, skąd zaczynała się nowa alternatywa uphillu na Leskowiec. Kiedyś już słyszałem o lajtowej opcji wyjechania właśnie z Jagódek ale  jakoś nigdy nie mogłem tej drogi znaleźć. Hehe jak się okazało była zaraz pod nosem :). A sama droga nazywa się ponoć "towarówką". Szczerze mówiąc bardzo ciekawy wariant - jest to w zasadzie łagodny podjazd, szerokimi leśnymi drogami. Początkowo troszkę mokrawy ale później kręci się suchymi duktami. Poza tym jest tam sporo wariacji tej trasy - można zjechać np. na ciekawy singielek. Co by powiedzieć więcej - kręciło się wybornie i zapewne wrócę tam jeszcze nie jeden raz :).









Wypadek przy pracy... ;)



Po wjechaniu na czerwony szlak zaczęło porządnie wiać, a na samym Leskowcu urywało już głowę :). Wyjatkowo widoczki na południe były kiepskie - Babiczka była ledwo widzialna. Po przerwie na papu i piciu ;) zjechaliśmy do schroniska na "małe" pifko :). No niestety w środku ludzi było od groma więc zostało nam podelektować się złocistym napojem na zewnątrz co mimo wszystko miało swój urok :). Nie ma to jak piwko w słoneczku, przy 10 st. C w cieniu, 28-go grudnia :D.
Aaaa zapomiałbym...Na szczycie Leskowca musiałem dmuchnąć z deczka w koło - zaczęło pożadniej spierdzielać powietrze. Zrobiłem to jednak Kuby pompką, bo ja zgubiłem gdzieś jeden element do wentla samochodowego :(.





Przy pifku dojęliśmy decyzję, że do Andrychowa dojeżdżamy zielonym szlakiem. Kurcze...ma on potencjał ale zdecydowanie właśnie w tę stronę bo w przeciwną już nie ma takiego fanu :). Oczywiście na sam koniec zostawiliśmy sobie singielki na Pańskiej Górze :)



Zjazd z Gancarza.





Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
40.81 km 10.00 km teren
02:29 h 16.43 km/h:
Maks. pr.:54.40 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1360 m
Kalorie: 988 kcal

Teamowo Bożonaredzeniowo :)

Środa, 25 grudnia 2013 · dodano: 01.01.2014 | Komentarze 1

Toż to było spotkanie świąteczne - hehe taka spóźniona wigilijka teamowa :). Jako, że miało być drużynowo, a ekipa ma swoje różne odziały zamiejscowe, padło na Magurkę Wilkowicką czyli w miarę wszystkim pasującą miejscówkę :).  Ja i k4r3l, jako Odział Andrychów i Okolice, postanowiliśmy wjechać na Magurkę żółtym szlakiem z Ponikwi. Na wstępie jednak zaproponowałem zminimalizowanie asfaltów i przedarcie się z Czańca do Bukowca fajną, leśną drogą - hehe zawsze to 2 kilometry w terenie więcej :). Ja zmuszony byłem na owy trip wyjechać swoim zastępczym bike'em, albo jak to woli zimowym, gdyż w Białym Rumaku klocki hamulcowe niemiłosiernie piszczały a nie chciałem wystraszyć całej zwierzyny w lesie :D. Z racji, że Solution ma z tyłu tylko 8 przełożeń, podjazd żółtym za lajtowy nie był - brakowało jednego "biegu" :). Jakoś w bólach wyjechałem. Co ciekawe kompletnie nie spodziewaliśmy się...śniegu na szlaku - na dole już dawno go nie było. Jednak jazda w takich warunkach dodawała pikanterii a poza tym szybciej spalało się wigilijne kalorie :D.




Na żółtym...


K4r3l ostro napiera po śniegu tudzież lodzie :)



Przed samym schroniskiem szklanka była wybitna - hehe ja oczywiście musiałem wyglebić :D. Na miejscu pojawiliśmy się jako pierwsi, reszta ekipy dojechała po dobrych 20 minutach :).  Ku mojemu zdziwieniu pojawił się nawet przedstawiciel cieszyńskiego oddziału bbRiderZ - Marek. Ma chłop krzepę i chęci - wielki szacun!!! Do schroniska dotarł też ludwikon, jednak pieszo bo z rodzinką :). No to zaczęliśmy świąteczne "imprezowanie". Marzena przyniosła nawet opłatki...wróć...kabanosy, które miały być wartościowszym w kalorie odpowiednikiem opłatka :). Znalazł się też alko w maci wszelakiej :). I tak oto przez ok 2 godziny świętowaliśmy przy prze dobrych humorach - hehe po prostu uśmiech z naszych twarzy nie schodził. Kupa śmiechu i tyle :).


Symboliczne połamanie się...kabanosem ;)


Grupowo teamowo :).

Przyszła pora na pożegnanie i powrót do domu. Ja oczywiście byłem już spóźniony na rodzinny obiad ale co tam - liczyło się wspólne spotkanie :).  Co do samego zjazdu to wybraliśmy narciarski do Przegibka. Jednak gdzieś w połowie drogi zjechaliśmy ze szlaku i wbiliśmy się na jeszcze przez nas nie jechaną leśną drogę. Ciekawa alternatywa jeśli ktoś nie chce zjeżdżać asfaltem. Wyjechaliśmy na żółtym szlaku lecz już w części asfaltowej. Z racji, że rodzinka się z deczka niepokoiła trza było troszkę mocniej przycisnąć na spdeki. W Porąbce pożegnałem się z Kubą bo on jeszcze chciał coś po kręcić w terenie a ja ile sił w nogach pomknąłem na świąteczny obiadek.
Hehe nidy nie sądziłem, że w 1 dzień Świąt będę śmigał na rowerze :). Dzięki wielkie za wspólne kręcenie i za super spotkanie!!


Route 2 401 917 - powered by www.bikemap.net
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
16.20 km 14.80 km teren
01:28 h 11.05 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:780 m
Kalorie: 519 kcal

Szybka Trzonka

Sobota, 21 grudnia 2013 · dodano: 30.12.2013 | Komentarze 0

Sobota zapowiadała się totalnie arowerowo - mnóstwo roboty plus mały remont w domu. Krew człeka zalewała jak patrzył za okno- elegancka pogoda a tu trzeba pracować. Jednak nie wytrzymałem - musiałem coś pokręcić :). Miałem zaledwie 3 godziny bo tyle mniej więcej potrzebowałem aż wyschnie mi pierwsza warstwa farby :). Zatem dosiadłem Białego Rumaka i pokręciłem w stronę lasu. Jakiegoś konkretnego planu nie miałem więc więc trasa kreowała się z metra na metr. Wiedziałem tylko, że chce sprawdzić jedną leśną drogę, a co będzie później to wyjdzie w praniu :). Jednak ową leśną drogą nie dojechałem do końca, gdyż zaintrygowała mnie jedna ścieżka biegnąca pod górę. Pomyślałem - kurcze w dół będzie genialna lecz trza sprawdzić gdzie się zaczyna :). Przyznam się, że nawet pod górę była całkiem całkiem - hehe było nawet troszkę technicznych fragmentów :). Wyjechałem na drodze bardzo dobrze mi znanej, biegnącej z Bukowca na Trzonkę. Tam też się udałem.

Na owej ścieżce.

Trzonka.

Ku mojemu zdziwieniu z Trzonki było widać...Tatry!!! Po prostu szok!! Następnie udałem się zielonym szlakiem w stronę Alei Limb. Tam przywitał mnie zalegający jeszcze śnieg :). Od alei jechałem już leśną drogą, nota bene jeszcze przeze mnie niejechaną. Całkiem przyjemny odcinek - taki dziki, mało uczęszczany. Kolejny raz zdzikło mi się jak nagle wyjechałem na zielonym szlaku do Porąbki - myślałem, że zjadę bardziej gdzieś na Bukowcu/Czańcu. Z Racji, że nie uśmiechało mi się wracać z Porąbki asfaltami postanowiłem zjechać ze szlaku w boczną drogę ( już mi znaną ) i tym sposobem wyjechałem na samym czubku Bukowca :). Do domu również starałem się omijać asfalty więc wybrałem leśną, szeroką drogę, na której o mały włos nie wyrżnąłem niezłego orła. Hehe droga była z deczka zmrożona ( czytaj oblodzona ) i na jednym z łuków przednie koło wpadło w poślizg. Jakim sposobem się utrzymałem to do tej pory nie wiem - grunt, że się udało :).

Route 2 401 278 - powered by www.bikemap.net

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
43.00 km 16.00 km teren
03:59 h 10.79 km/h:
Maks. pr.:55.23 km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1100 m
Kalorie: 1168 kcal

Pierwsze śniegowanie

Niedziela, 8 grudnia 2013 · dodano: 27.12.2013 | Komentarze 1

W końcu przyszła pora na SNOW RIDE :). Jak widać zima nas za bardzo nie rozpieszcza w śnieg więc trzeba korzystać z każdej nadarzającej się okazji. W sumie okazji nawet trochę było ale mnie dopadło choróbsko więc byłem...wulgarnie mówiąc - udupiony :/. Co ciekawe umawiając się z k4r3l'em na pierwsze moje śniegowanie, nie byłem do końca zdrowy ale CYKLOZA zwyciężyła. Mądre to nie było ale cóż...:D. A co jest najlepsze na pierwsze moczenie się w śniegu?? Wiadomo - uphill na Lesakowiec :). Oczywiście terenowy atak zaczęliśmy w Rzykach Jagódkach od szlaku serduszkowego. Łatwo nie było - początkowo człek zapadał się w świeżym śniegu a później ślizgał się na lodzie. No cóż, energii poszło mnóstwo ale fan był i to się liczyło :)

K4rel walczy w świeżym śniegu.

Na kultowym singielku pod Groniem JP II trza było w większości prowadzić - grząsko i wąsko. Każdorazowa próba jazdy zazwyczaj kończyła się fiaskiem. Ostatnie metry jednak na siodle - hehe wstyd było prowadzić bo jak na niedzielę przystało, turystów od groma :D. W schronisku zrobiliśmy sobie przerwę, która przerodziła się w niezły popas - aż nie chciało się wsiadać na bike'a :D

Jest paliwo, jest ciacho, jest miętówka, żeby policja nie wykryła alko ;D

Po dłuższej posiadówie trzeba było w końcu coś pokręcić :D. Oczywiście ruszyliśmy na szczyt Leskowca, gdzie przyszła pora na focenie a przy okazji na rozmowę z prze miłym, starszym turystą, który mimo już jednego zawału, wykręca po górach 6K. Ma chłop siłę :). Jak to zawsze o tej porze roku Babiczke było widać genialnie - hehe można by rzez, że zrobiło się to już trochę ...nudne :D. Po walorach estetycznych przyszła pora na zjazd. A z racji, że warunki były trudne wybraliśmy w zasadzie tę samą trasę z wyjątkiem dolnej części szlaku serduszkowego, który zastąpiliśmy czarnym. Oj tam to się działo :D. Moje heble nagle coś ugryzło i zaczęły nieziemsko piszczeć - wierzcie mi, było mnie słychać chyba z kilometra :D

Zjazd singielkiem.

Dla urozmaicenia, by nie wracać tą samą drogą i zaliczyć jeszcze trochę terenu, Kuba zaproponował odbicie w Rzykach w prawo na drogę biegnącą do zielonego szlaku w stronę Andrychowa. Skąd chłop zna te drogi to ja nie wiem :D. Co najważniejsze to był szczał w dziesiątkę - kręciło się wybornie :). Wisienką na trocie był singielek na Pańskiej Górze. Przyznam się, że wiele razy po tej górce jeździłem ale takich ścieżek to ja nie znałem - hehe trza będzie tam pośmigać na wiosnę :). Jako że jeszcze miałem jakieś tam ostatnie siły to postanowiłem dowalić do pieca i pojechać jeszcze na Brzezinkę ( już asfaltem ) :).

Kategoria Beskid Mały