Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 57773.75 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.63 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Mały

Dystans całkowity:4206.00 km (w terenie 1376.75 km; 32.73%)
Czas w ruchu:287:17
Średnia prędkość:14.64 km/h
Maksymalna prędkość:76.70 km/h
Suma podjazdów:100948 m
Suma kalorii:64576 kcal
Liczba aktywności:78
Średnio na aktywność:53.92 km i 3h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
43.20 km 35.00 km teren
03:13 h 13.43 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1290 m
Kalorie: kcal

Nieśmiertelny Leskowiec :)

Poniedziałek, 22 lipca 2013 · dodano: 27.07.2013 | Komentarze 2

W końcu, po blisko 1,5 miesięcznej przerwie, wjechałem w teren :). A dlaczego tak długo trwała moja szosowa przygoda??? Powód prosty :) - 1,5 miesiąca temu przesiadłem się na SPD i chciałem wpierw dobrze potrenować na asfaltach by z pompą wjechać w teren :D.
No to przyszła pora na terenowego stwora :D. Przełożyłem laczki na terenowe, w tym na tył poszła nóweczka Panaracer Fire XC Pro i ruszyłem wpierw na Trzonkę, moją klasyczną trasą. Oj przyznam się, że różnica była piorunująca - nowa oponka i przede wszystkim SPD zrobiły swoje. Miejsca , które robiłem na 2/3 razy poszły z paluszkiem w ... na raz i to bez większego wysiłku. Oponka kleiła się wyśmienicie a SPD nie pozwoliło zsiadać z Bike'a :). Kręciło się wybornie!! Z Trzonki ruszyłem na Kocierz zielonym szlakiem.


Początek uphillu na Trzonkę.




Przełęcz Targanicka.

W drodze na Kocierz spasowałem tylko w jednym miejscu ( dość mocny podjazd z mega ilością luźnych kamieni ). Po prostu miałem obawy, że mogę się w porę nie wypiąć uślizgując na kamieniu. Oczywiście obawy okazały się bezpodstawne ale jako nowicjusz SPD w terenie wolałem dmuchać na zimne. Po tym jednym incydencie postanowiłem być ambitny i resztę podjazdów pokonywać na bike'u. A pomyślałem - raz kozie śmierć!! Hehe najwyżej GOPR będzie mnie ściągał :D. Z Kocierza pomknąłem czerwonym szlakiem na Leskowiec. Każdy wie, kto jechał tą trasą, że sam początek szlaku ( może 50 metrów za drogą asfaltową ) jest mega kamienisty. Obawiałem się trochę tego odcinka ale SPD sprawdziło się wyśmienicie - poszło bez problemu :). Pomyślałem, że skoro ten odcinek poszedł gładko to reszta też :). I tak sobie kulturalnie pedałowałem, bez żadnych przeszkód na Leskowiec. Nawet przejazd przez Madohorę nie sprawił mi żadnych problemów a wiadomo, że jest tam mocno korzennie :).


Potrójna - tym razem zjazd bez skoków :). Hehe ostatnim razem skończyło się kapciem :)


Wjazd na Madohorę.


Jak to na czerwonym - raz w dól, raz pod górę ale i tak zabawa jest przednia :).


Namiastka "rąbanki beskidzkiej".


Laba na Leskowcu ;)




Góra Matka - będę ją atakował w czwartek.

Na Leskowcu zrobiłem sobie przerwę- jakieś dobre pół godziny poleżałem sobie na polanie, wpatrując się w Górę Matkę i układając sobie plan Pilsko-Babia Expedition. Po tym popasie ;) zjechałem do, nota bene jednego z moich ulubionych, schroniska na małego Okocimia. Co jak co ale tam piwko smakuje wyśmienicie :). Ludzi jak przystało na tydzień, mało. Czyli tak jak lubię. Nie obyło się też bez czynnika estetycznego ;). Nie , nie mówię tu akurat o pięknych widokach gór ale pięknych niewiastach, które spotkałem w schronisku. Rzadko mi się to zdarza, ale gdy je ujrzałem to mnie po prostu zamurowało!!( z wrażenia nawet cześć nie powiedziałem ). Nazwę to zdarzenie taką wisienką na torcie tegoż tripu :D.




Przepiękny widok z Gronia Jana Pawła II.


Krótki singielek u stup Gronia JP II

Po ochłonięciu ;) wjechałem na Groń Jana Pawła II w celu pooglądania pięknych widoków. Widoczność była genialna - Kraków był widoczny jak na dłoni. Następnie wróciłem się do schroniska i krótkim singielkiem wjechałem na zielony szlak do Andrychowa. Zjazd z Gancarza mega stromy, adrenalina była niezła :). Później to już była bardziej rekreacyjna jazda, gdyż nogi chyba już zapomniały jak to się jeździ w terenie i odczuwałem lekkie zmęczenie. Przed ostatnim terenowym zjazdem przed Pańską Górą zjechałem trochę ze szlaku. Hehe najlepsze jest to, wiedziałem że muszę być czujny ale mimo wszystko przejechałem skręt. Nic złego się nie stało bo wyjechałem może 50 metrów od szlaku a w zamian miałem krótki, ale za to bardzo fajny singielek.


Fragment Beskidu Małego widzianego chyba z okolic Zagórnika ;).

W Andrychowie nie omieszkałem zahaczyć o kultowego włoskiego lodzika. Hehe tym razem ptak mnie nie osrał :D. Powrót niestety już asfaltowymi drogami. Choć nie ma źle - na 43 kilometry tylko 8 po asfalcie :)
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
112.58 km 21.00 km teren
05:58 h 18.87 km/h:
Maks. pr.:67.60 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2608 m
Kalorie: kcal

Zachciało mi się terenu :)

Sobota, 18 maja 2013 · dodano: 21.05.2013 | Komentarze 2

Siedząc w piątek w pracy rozmyślałem nad sobotnią trasą. Opcji było jak zawsze kilka :) albo szosowo ze Skowronkiem i Rafałem, albo krótko i treściwie w terenie. Wybór był trudny... Ostatecznie wybrałem drugą opcję motywując ją sobie rozgrzewką przed niedzielnym tripem z bbRiderZ'ami na Filipkę w Czechach. Dodam jeszcze, że planowana przez Skowronka trasa miała być, delikatnie mówiąc, ostra :) a ja nie chciałem się katować przed niedzielą. Poza tym...zachciało mi się już porządnego terenu :). Z racji, że jakoś przez weekend miało się odbywać w Beskidzie Małym Enduro Trophy postanowiłem przejechać się kawałek trasą maratonu - padło na żółty szlak z Międzybrodzia Bialskiego na Magurkę Wilkowicką. Z tego co pamiętam ( zjeżdżałem nim kiedyś ) ten szlak to najlajtowszych nie należał, szczególnie pod górę, więc nie wyobrażałem sobie tam wyjeżdżających enduraków. Oj chłopaki musieli płakać na podjeździe... Parę dni wcześniej Piseq wraz z Remikiem ( Remigiusz Ciok ) sprawdzali ten szlak - oni wyjechali w 100% więc i ja nie mogłem być gorszy :). Udało mi się ale z paroma przerwami :). Gdzie tam mi do Piasqa a o Remiku to już nie wspomnę :). Po drodze dla odmiany...zerwałem łańcuch :/. Żeby to tylko raz w tym miesiącu...




Droga znacząco się poprawiła - ostatnio na tym odcinku zaliczyłem orła jadąc w dół ;).



Może jestem monotematyczny :) ale jak zjazd z Magurki to tylko czarnym do Łodygowic :). Aaaa przy schronisku obrałem kolejny cel wycieczki - Skrzyczne od Ostrego. Co prawda początkowo miałem pewne obawy co do uphillu patrząc na pogrążone w chmurach Skrzyczne ale postanowiłem zaryzykować. Sam zjazd czarnym?? I znowu monotematycznie - bajka :). Dopiero po nim poczułem moc w nogach bo do tej pory kręciło mi się wybitnie kiepsko - noga nie chciała podawać... W Lipowej uzupełniłem zapasy i ruszyłem serpentynami na Skrzyczne. Jest to chyba jeden z najładniejszych pod względem widokowym podjazd w okolicy. Mnie udało się nawet wypatrzyć Tatry :).







Na Skrzycznem zrobiłem sobie króciutką przerwę na foto i batona a następnie ruszyłem...hehe na Malinowską Skałę :). Przyznam się, że pierwotnie nie planowałem w ogóle tam jechać ale tak dobrze mi się kręciło, że nie mogłem się powstrzymać :). Jako, że była sobota to turystów na szlaku mnóstwo. Nie zabrakło też oczywiście kolegów bikerów, którzy nie szczędzili pozdrowień :). I to mi się podoba - w górach zawsze jest kultura - nie to co na szosach :/. Zgłupło mi się jak ujrzałem Malinowską Skałę!! Ostatnio jak tu byłem, owy twór był cały porośnięty drzewami a tu niespodzianka - goło, łyso... W sumie nawet lepiej bo ze skały rozpościera się genialny widok na Skrzyczne i okoliczne górki.


Panorama ze Skrzycznego vol. 1.


Panorama ze Skrzycznego vol. 2.




Malinowska Skała i napotkani biker'zy.

No i znowu było mi mało :) ( za to "no i " polonistka by mnie zabiła ;) ) stąd też popedałowałem na Malinów. A co tam jak szaleć to szaleć :D. Hehe chcisałem jeszcze z Salmopolu podjechać na Karkoszczonkę ale pora była już z deczka późna a w domu czekała na mnie mała imprezka ze znajomymi. No cóż Karkoszczonaka niezając, nie ucieknie :). Aaaa podczas zjazdu na Salmopol zastanawiałem się czy czasem nie spotkam Skowronka i Rafała bo oni planowali dzisiaj zaliczyć m.in. tę przełęcz. Hehe głupi ma zawsze szczęście :D. Podczas przejazdu przez Szczyrk zauważyłem Częstochowian spożywających obiad w jednej z knajpek. To się nazywa mieć szczęście :). Nie omieszkałem się zatrzymać i zamienić parę słów. Powiem szczerze - oni to są hardcorowcy - wjechali od dwóch stron na Kubalonkę, Salmopol i planowali jeszcze atak na Skrzyczne od Golgoty. Szacun Wielki!!! Po sympatycznej pogawędce ruszyłem do domu kierując się na Łodygowice i Zarzecze. Tam też spotkałem ostatnich wracających z maratonu enduraków. Widać było, że trasa dała im ostro w kość. Ja za to czułem się wyjątkowo dobrze ;).



Dane wyjazdu:
38.00 km 20.00 km teren
02:24 h 15.83 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:910 m
Kalorie: kcal

Majowy "deszczyk" ;)

Środa, 8 maja 2013 · dodano: 08.05.2013 | Komentarze 5

Trip z cyklu "a miało być całkiem inaczej" :). Ale od początku... Na twarzoksiążkowej stronie bbRiderZ zgadałem się z kumplem na wspólny trip na Błatnią. Ledwo co wyjechałem z domu i już wiedziałem, że z naszych planów nici. Nie, nie to nie kwestia sprzętowa :). Nie tym razem :) Maciek napisał mi, że w Beskidzie Śląskim już pada i coś tam grzmi :/. Zatem trzeba było coś wymyślić na szybkości :). Czasu trochę na to miałem bo i tak musiałem skoczyć do sklepu rowerowego po dętkę - padło na Kęty. W drodze powrotnej wymyśliłem, że wyjadę sobie na Złota Górkę od strony Bukowca. Czyli można by rzec, że jest to pewna powtórka z rozrywki :).


Stara fabryka tektury w Czańcu.



Po wjechaniu w teren pogoda się pogorszyła. Początkowo zaczęło kropić, później lać ale w lesie jechało się i tak całkiem fajnie - deszcz nie przeszkadzał. Gdzieś na wysokości Trzonki zaskoczyła mnie burza. Powstało pytanie czy zjeżdżać do domu, czy kontynuować tripa. Hehe wybrałem oczywiście druga opcję :)


Widoczek na Beskidy spod Złotej Górki.

Pisząc "Złota Górka" miałem na myśli wjazd pod nią - jakoś nie uśmiecha mi się wnosić bike'a na sam szczyt :). Czyli chodzi mi o fajny punkt widokowy zaraz pod samym szczytem ( patrz na zdj. wyżej ). Wracając z owego miejsca chciałem sprawdzić pewną drogę. Niestety droga okazała się donikąd :(. W międzyczasie dopadł mnie...grad :). Ależ to był masaż dla mojego ciała :D.



Z racji, że byłem i tak już cały przemoczony postanowiłem jeszcze trochę pokręcić po okolicy. Wróciłem się z powrotem na zielony szlak. Przyznam się, że całkiem fajnie się jechało w deszczu - zimno nie było więc woda fajnie orzeźwiała ;).






Mój osobisty masażysta - grad ;).

Nawet tony błota i hektolitry wody mnie nie przeszkadzały. Kręciło się wybornie mino, że warunki do jazdy nie były za optymalne :). Gdzieś w porąbskich lasach zjechałem z zielonego szlaku i wbiłem się na leśną drogę w stronę Bukowca. Tam do dopiero było hardcorowo - jechało się głębokim, wąskim korytem a w środku niego luźne kamienie i płynąca "rzeczka" . Fajnie można było sobie poćwiczyć technikę. Następnie krótki odcinek asfaltu i znowu teren - leśnostrada. A dlaczego leśnostrada?? Już tłumaczę :). Zatem jest to leśna droga, która jest bardzo mocno utwardzona drobnym kamyczkiem, przypominająca niczym asfalt. Należy jeszcze dodać, że na owej drodze nie ma grama dziury. Są tylko trzy korytka odprowadzające wodę. Później jeszcze wbiłem się na leśną ścieżkę - hehe tak żeby poczuć prawdziwego terenu. Oj gdybyście mnie widzieli po powrocie do domu!! Błota nie miałem jedynie wokół oczu :). Rower?? Biały to on był ale może w 10% :). Ale co tam!! Liczy się przyjemność z jazdy nawet w tak niecodziennych warunkach :).

P.S. Mapka i czas nie odzwierciedla idealnie trasy jaka pokonałem. Podczas zjazdu zielonym szlakiem GPS mi się wyłączył. Jakim sposobem?? Nie mam pojęcia :/. Resztę musiałem na oko dorysować i policzyć czas...

A przy takim czymś dzisiaj kręciłem :)

&feature=youtu.be



Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
91.00 km 52.00 km teren
07:02 h 12.94 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2666 m
Kalorie: kcal

What the HAK...czyli majówkówy Leskowiec bbRiderZ'ów

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 03.05.2013 | Komentarze 4

Toż to byłą epicka wyprawa!!! Zjechało się aż 14-stu bikerów z Bielska i okolic ( Zabrzeg, Andrychów i okolice ) plus gość z Rzeszowa czyli można by rzec prawie 1/5 całej ekipy bbRiderZ, ta najbardziej aktywna ;). W planie był terenowy trip na Leskowiec - podobno jest to 1-szo majowa tradycja - nie wiem bo jestem świeżynką w tej grupie ;). Oczywiście trasa była tak wyznaczona aby jak najmniej jechać asfaltem. Zbiórka wyznaczona była na godzinę 7 pod Gemini. Oczywiście mi trochę zeszło ;) i nie posłuchałem się się rad Piasqa i spotkałem się z chłopakami dopiero w leśniczówce w Lipniku :). A taki tam jestem egoista :D. Pogoda początkowo nie zachęcała do kręcenia - mega mgła i mżawka - ale co tam, liczy się fan i wspólna jazda :). Z Lipnika ruszyliśmy terenem w stronę Hrobaczej Łąki. Oczywiście nie odbyło się bez niespodzianek: zjechanie z planowanej trasy i pierwsza guma na trasie - łapie ją Piaseq.



Jako że pomyliliśmy drogi na Hrobaczą to wjechaliśmy od innej strony niż planowaliśmy. Na szczycie, a nawet jeszcze przed nim, panowała nieziemska mgła - widoczność jakieś 30 metrów. Z racji, że z częścią ekipy mieliśmy się spotkać na zaporze w Porąbce, zdecydowaliśmy, że z Hrobaczej zjeżdżamy asfaltem. Przyznam się, że zjazd z jednego z najostrzejszych podjazdów w Polsce w warunkach, delikatnie ujmując, mglistych dawał niesamowitą adrenalinę :). Na zaporze dołączają do nas K4r3l, Darek i Damian jednak cały 14-sto osobowy peleton dzieli się na 2 zespoły: jeden pedałuje na Kocierz przez Wielką Puszczę, zahaczając o herbatkę u lubej jednego z Bikerów oraz drugi, nazwę to bardziej terenowo ambitny, który ma w planie wdrapać się na Żar czerwonym szlakiem a później pasmem dojechać do Kocierza. Ja byłem w tej drugiej grupie :). Przyznam się, że miałem pewne obawy co do tego czerwonego na Żar, gdyż zazwyczaj nim zjeżdżałem i pamiętam, że nie był to za lajtowy odcinek. Powiem tak: lekko nie było ale jakoś daliśmy radę. Wiadomo były odcinki, że trzeba było prowadzić ale i tak było fajnie.


Czerwonym na Żar.


Mglisty Żar.

Na Żarze uzupełniliśmy płyny/kalorie i ruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku Kocierza. Przez cały ten odcinek towarzyszyła nam mgła. Najlepszym motywem związanym z ową mgłą był moment, kiedy to wyjeżdżamy z pod zbiornika na Żarze na płyty betonowe. Jedziemy...mega mgła...nagle słyszymy dźwięk jakby jakiejś maszyny...nie możemy zlokalizować źródła...aż tu nagle z mgły wyłania się... (patrz niżej)



Hehe scena niczym jak z dobrego horroru :D. Ubaw był nieziemski. Najlepsze jest to, że wyglądało to tak jakby koparka sama jechała :D. W drodze na Kocierz gubimy Piasqa i Damiana. Chłopaki podczas zjazdu zgubili szlak. Powodem za pewne była ograniczona widoczność spowodowana...wiadomo - mgłą. Na domiar złego z chłopakami nie było kontaktu - brak zasięgu. Zdecydowaliśmy, że jedziemy dalej a chłopaki do nas dojadą. Na Kocierzu spotykamy się z grupa tzw szosową ;). Wspólna fota, uzupełnienie zapasów i jedziemy dalej. Udało nam się skontaktować z zaginionymi i podjęliśmy decyzję, że zaczekamy na nich na Potrójnej.


Prawie cała ekipa :). Brakuje tylko Piasqa i Damiana.

Na Kocierzu pojawiają się pierwsze problemy techniczne - Robert wykrzywia przerzutkę. Dzięki bogu był z nami nasz team'owy serwisant i udaję mu się jakoś naprostować element. Na odcinku między Kocierzem a Potrójna pogoda się poprawia - mgła się podnosi i wychodzi nawet na chwilę słońce. I zaczęło się ściąganie z siebie ciuchów ale... na chwilę. Na Potrójnej znowu mglisto. Na szczycie dołączają do nas zaginieni :) i dalej już jedziemy wszyscy.


W oczekiwaniu na zaginionych pstrykamy sobie fotkę w team'owych strojach.

Od Potrójnej zaczyna się pasmo awarii. Na dzień dobry ja podczas zjazdu i skoku na jednym kamieniu łapię gumę. Jak się później okazało ( tj. w domu ) wykrzywiam jeden ząb w zębatce w korbie ( efekt uderzenia kamienia ). Domowe próby wyprostowania zęba skończyły się jego częściowym złamaniem :/. Niespełna parę kilometrów dalej, za rezerwatem Madohora, Bartek urywa hak przerzutki. Nasz dzielny serwisant uratował sytuację - zdemontował przerzutkę, skrócił łańcuch i Bartek mógł dalej kręcić jednak już tylko na jednym przełożeniu :/.




Maciek reanimuje sprzęt Bartka.





Na Leskowcu zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na obiad i małe co nieco ;). Jak przystało na dzień wolny od pracy w schronisku i koło niego ludzi od groma. Było nawet paru bikerów w tym jeden rowerze typu cross-country z cienkimi laczkami. Jak ona tam wyjechał??? Świr :D.


Prawie cała ekipa. Tym razem bez Sebol'a - robił zdjęcie ;).

Pod schroniskiem nastąpił rozłam peletonu - Damian, Darek i Bartek zjeżdżają czarnym do Rzyk. Bartek z wiadomej przyczyny nie mógł już z nami kontynuować tripu. Jeszcze po drodze gubi dwie śruby trzymające blat. Dalsza jazda nie miała już sensu. My za to wracamy się do Anuli by jechać zielonym szlakiem na Ścieżków Groń. Jest to jeden z moich ulubionych szlaków w andrychowskiej części Beskidu Małego.





Ulubiony na pewno był :). Teraz też jest pechowy :/. Na Gibasach, na prostej szutrowej drodze urywam...HAK!! No po prostu myślałem, że mnie krew zaleje!! Przed najlepszym odcinkiem szlaku taka awaria!! Co prawda od momentu kapcia miałem lekkie problemy z przerzutką ( lekko się rozregulowała ) ale dało się jechać. Prawie miałem sobie wyregulować dziada a tu jebudu!! Hak urwany. No niestety musiałem się pożegnać z ekipą!! Maciek tylko taśmą izolacyjną przykleił mi przerzutkę i łańcuch do ramy i zjechałem do Kocierza Rychwałdzkiego szutrową drogą. Dzięki bogu znałem te rejony więc nie było problemu. Na domiar złego nie miałem zasięgu w komórce więc nie mogłem wezwać "holu". Postanowiłem wprowadzić rower na Kocierz i stamtąd dzwonić po pomoc. Udało się :). Zjechałem sobie z Kocierza do Targanic, gdzie czekał na mnie transport. Hehe udało mi się jeszcze podczas zjazdu, zawstydzić trzech motocyklistów, wyprzedzając ich :) .



Szkoda wielka z tym hakiem bo chciałem z chłopakami jechać do końca :/. No cóż tak to już bywa...

Reasumując: Wielki dzięki chłopaki za epicki trip.!! Było genialnie!! Mam nadzieję, ze to nie był ostatni raz i wkrótce znowu uderzymy gdzieś w teren :). Co do strat - wykrzywiona przerzutka, złamane dwa haki, utrata dwóch śrub trzymających blat w korbie, 4 kapcie (Piasqa, mój, Darka i już na ostatnich metrach znowu Piasqa ), wykrzywiony ząb w blacie. Strat w ludziach nie było :) tylko dwa niegroźne upadki.

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
16.24 km 15.90 km teren
01:14 h 13.17 km/h:
Maks. pr.:40.77 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1013 m
Kalorie: kcal

The Fog ;)

Niedziela, 28 kwietnia 2013 · dodano: 29.04.2013 | Komentarze 3

No i znowu pogoda pokrzyżowała mi plany :/. Pierwotnie miałem z ekipą bbRiderZ zrobić szosową traskę na Kocierz ale warunki zewnętrzne nas odpowiednio zdemotywowały. Jednakże po południu nie wytrzymałem i musiałem coś pokręcić :). Padło na krótki ale za to intensywny, terenowy trip a mianowicie na uphill na Złotą Górkę. Trasę to już robiłem nieraz ale chciałem zobaczyć jak mi pójdzie po dotychczasowych asfaltach. Tragedii nie było ale w zeszłym roku było lepiej. Jaki z tego wniosek?? Trza ostro trenować :).




Czym wyżej się jechało tym większa była mgła.



Po wjechaniu już na pasmo towarzyszyła mi mgła i to miejscami dość mocna - widoczność jakieś 20 metrów. Oczywiście w niczym mi to nie przeszkadzało :). Chwilę przed szczytem zaważyłem ciekawą drogę - spojrzałem na mapę, prześledziłem ową nowość i postanowiłem wjechać nią ponownie na Złotą Górkę. Jednak jak się później okazało droga o której myślałem była inną niż na mapie stąd też ostro pobłądziłem ( musiałem się przedzierać przez las bo nagle ścieżka się skończyła ). Podczas ostrego wypychu spotkała mnie mała niespodzianka. A jaka?? patrz niżej :).





Co jak co ale takich jegomości się nie spodziewałem :). Widać, że salamandry jeszcze można spotkać w Beskidzie Małym :). Po ostrym wypychu czekał na mnie genialny zjazd. Ma się rozumieć, że nie robiłem wtedy zdjęć bo żal było się zatrzymywać :).



Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
63.74 km 29.00 km teren
04:10 h 15.30 km/h:
Maks. pr.:55.10 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1863 m
Kalorie: kcal

Pierwsza spalenizna czyli terenowo po Beskidzie Małym ;)

Czwartek, 25 kwietnia 2013 · dodano: 26.04.2013 | Komentarze 2

Z lekkim poślizgiem ale jest :)

Już dawno chciało mi się porządnego terenu stąd też na "początek terenowych wyryp" wybrałem moją klasykę gatunku a mianowicie uphill na Magurkę Wilkowicką :). Jako że miało być terenowo, wyznaczałem tak trasę, żeby asfaltu było jak najmniej ( przynajmniej w jedną stronę ). Stąd też pierwszy raz w życiu od domu do Bukowca dojechałem terenem :). Wstyd się przyznać ale ową drogę znalazłem na mapie a przecież mieszkam tak blisko, że teoretycznie powinienem ją znać ;). A co do samego odcinka - bardzo przyjemny. Co prawda spodziewałem się typowo leśnej drogi a tam prawie że asfalt :D .


Nowo poznana droga :). Zapewne będę nią teraz namiętnie śmigał :).



No niestety od Bukowca do prawie Żarnówki jechałem już asfaltem. Tam też wbiłem się na zielony w stronę Gaików. Przyznam się bez bicia, że lubię ten szlak przez Nowy Świat. Przy dobrej widoczności można zobaczyć Tatry a poza tym bardzo przyjemnie się kręci :). Oczywiście na pierwszym mocniejszym podjeździe zderzyłem się z rzeczywistością i uświadomiłem sobie po raz któryś, że kondycha na asfalcie a kondycha w terenie to dwie różne bajki. No cóż na terenowych podjazdach jestem jeszcze kiepściutki.. i to bardzo :/. Trza będzie się ostro wziąć do roboty!!


W drodze na Nowy Świat - jakkolwiek to brzmi ;)



Po dojechaniu do Gaików miałem lekki dylemat jak wjechać na Magurkę. Opcje były dwie: narciarskim albo zjechać czerwonym do Straconki i ponownie czerwonym wjechać na Magurkę. Wybrałem drugą opcję :). Powód prosty jak budowa cepa :) - czego się nie zrobi dla dobrego zjazdu w terenowych warunkach. Poza tym jest to fajny techniczny zjazd, na końcu którego jest ciekawy singielek :). Aaaa zapomniałbym - wróciłem się trochę w stronę Hrobaczej szlakiem, gdyż łudziłem się, że może odnajdę zgubioną mp3-ke ;). No owym singielku zaliczyłem drzewo...ale dzięki bogu nie rosnące tyko leżące - nie wyrobiłem się na jednym zakręcie :D. Oczywiście słowo "zaliczyłem" jest lekko przekoloryzowane ponieważ w zasadzie bardzo lekko w nie uderzyłem :).




Widok na stolicę Podbeskidzia z okolic Gaików.






Czerwony z Gaików do Starconki.


j.w.

Zjazd był genialny :). Dobrze, że wybrałem tę opcje bo fan był przedni :). W Straconce przyszła pora na uzupełnienie płynów i już tym razem ruszyłem w stronę Magurki, ponownie czerwonym szlakiem. Jest to drugi łagodniejszy sposób wjechania na ową górę. Oj przyznam się, że na tym odcinku to mi dopiekło!! Po prostu lało się ze jak z prysznica. Dwa razy się zatrzymałem i przemyłem sobie twarz gdyż byłą cała z soli. Hehe poczułem wtedy już lato :D.


Miła niespodzianka na szlaku :).


I znowu panorama na Bielsko :).



Na Magurce wyjątkowo się nie zatrzymywałem tylko pomknąłem na mój ulubiony szlak w okolicy a mianowicie na czarny do Łodygowic. Po prostu uwielbiam tę trasę - jest tam po prostu wszystko co powinno być na idealnym dowhillu. Tym razem nie robiłem zdjęć, gdyż delektowałem się zjazdem :) (zdjęcia z tego odcinka zamieściłem już kiedyś na blogu ). Ale żeby nie było tak kolorowo to oczywiście musieli mnie wkur..ć leśnicy, którzy w najlepszym odcinku urządzili sobie wycinkę i zostawili pościnane drzewa na szlaku. Tam, gdzie można pięknie mknąć singielkiem, trzeba było zeskoczyć z bik'a i omijać ścięte drzewa. Wrrr...



W Łodygowicach znowu troszkę asfaltu - odcinek dojazdowy do czerwonego szlaku na Przysłop. Tej trasy ( czerwony szlak ) jeszcze nie robiłem stąd też padł pomysł na zrobienie lekkiego rekonesansu :). Odcinek dość urozmaicony pod względem nawierzchni - początkowo szuter, później betonowe płyty by ostatecznie wbić się na leśną, kamienistą a nawet skalistą drogę. Słowo "skalista" należy rozumieć poprzez drogę biegnącą po płaskich skałach ;). Na Przysłopie odbiłem na żółty szlak na zaporę. Ten odcinek już znałem ale mimo wszystko przez przypadek zjechałem z trasy i wyjechałem za zaporą. Oczywiście nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - poćwiczyłem sobie strome, kamieniste zjazdy :). W palnie miałem jeszcze trochę terenowego pedałowania ale niestety troszkę mi zeszło a czas mnie gonił - o 17-tej byłem umówiony ze Szwagrem na "roboty ziemne" ;) - stąd też do domu dojechałem już asfaltem.

P.S. Zapomniałbym. Oto skutki pięknej pogody :) :



Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
37.00 km 12.10 km teren
03:25 h 10.83 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:810 m
Kalorie: kcal

Zimowa Hrobacza Łąka.

Czwartek, 14 marca 2013 · dodano: 14.03.2013 | Komentarze 3

Tym razem na zimowo/terenowo :). Biały Rumak, z racji awarii napędu, został w domu a ja wskoczyłem na starego Authora. Oj jak ja dawno na nim nie śmigałem...Oczywiście pierwotny plan tripu był zupełnie inny bo asfaltowy ale z racji, że znowu zaspałem :/. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :). W zastępstwie wymyśliłem nowy trip, myślę że o wiele lepszy. Zatem przyszła pora na zimowy uphill na Hrobaczą Łąkę. Pogoda zbytnio zachęcająca do jazdy nie była ( -5 st.C. i sypiący drobny śnieg ) ale trzeba dobrze wykorzystać wolny dzień :). Po wyruszeniu miałem lekkie problemy z odpowiednim ustawieniem siodła - ostatnio tata na nim jeździł i coś tam pokombinował ;). Najlepsze w tym wszystkim jest fakt, że jakieś 2 dni temu przygotowywałem bike'a do jazdy ( smarowanie, czyszczenie, regulacja, nowe ustawienie kierownicy itd.) ale zapomniałem o siodle :D. Hehe skleroza... Wracając do trasy to przyznam się, że wyjątkowo kiepsko poszedł mi wyjazd na Hrobaczą - jakby siły nie było. Dziwne :/. Co prawda warunki na drodze za ciekawe nie były - słaba trakcja, miejscami sporo śniegu i lodu - ale i tak powinno być lepiej. Niestety ostatnie metry prowadziłem - laczki Continental Explorer nie radziły sobie z warunkami na drodze.

Początek uphill'u na Hrobaczą. © jakubiszon


A pod tym śniegiem miejscami było lodowisko... © jakubiszon


Ostatnie metry... © jakubiszon


odcinek niestety prowdzony ( brak trakcji ) :/ © jakubiszon


Na szczycie.... :) © jakubiszon


Przyznam się bez bicia, czym wyżej się jechało, warunki były coraz gorsze - pojawiły się stare płaty śniegu, które niestety nie były za bardzo zmrożone i koła się zapadały. Jazda po nich pochłaniała sporo energii. Od Krzyża jechałem już czerwonym szlakiem w stronę Gaików. Do Przełęczy U Panienki jechało się całkiem znośnie. Co prawda planowałem zjechać do Kóz żółtym ale w ostatniej chwili się rozmyśliłem i pojechałem dalej czerwonym. Odcinek do zielonego w stronę Nowego Świata był najcięższym fragmentem. Droga była tylko miejscami ubita, przeważał podziurawiony przez buty stary śnieg, który zdecydowanie utrudniał jazdę - tempo miałem niewiele szybsze jakbym szedł z buta. Po prostu makabra. Ostatnio tą trasą jechałem w sylwestra z k4r3lem i zajęło nam to dosłownie chwilę. Hehe co prawda wtedy nie było śniegu ;).

Na czerwonym w stronę Gaików - oj łatwo nie było. © jakubiszon


Po wjechaniu na zielony szlak było zdecydowanie lepiej - nie było żadnych śladów ludzi i śnieg był dużo lepiej ubity. Żeby nie było tam różowo to trzeba było uważać przy hamowaniu - jak wiadomo V-break'i nie lubią śniegu. Jednak poradziłem sobie bez problemu. Parę razy "wodowałem" ale udawało mi się nie zamoczyć butów. Tak to jest jak się jeździ po nie za bardzo zamarzniętych koleinach :).

No to zaczynam zjazd. © jakubiszon


Zjazdu ciąg dalszy . © jakubiszon


Czy mi się wydaję, czy mi trochę broda zamarzła??? :) © jakubiszon


"mała" koleina :D. © jakubiszon


Zimowy Nowy Świat © jakubiszon


Hehe planowałem krótką trasę a się z deczka przeciągła - uroki zimy :). Ale było warto trochę popedałować w trudniejszych warunkach.

P.S. Zdjęcia są troszkę zamazane ale jest to efekt przyparowanego obiektywu i co najważniejsze jechałem bez licznika ( nie chciało mi się przekładać z Białego Rumaka), stąd też brak niektórych danych ;).

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
71.00 km 3.00 km teren
03:42 h 19.19 km/h:
Maks. pr.:57.90 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1270 m
Kalorie: kcal

Pałeczkowa Magurka ;)

Niedziela, 3 marca 2013 · dodano: 03.03.2013 | Komentarze 2

Po prawie dwóch tygodniach w końcu dosiadłem Białego Rumaka. Powodów rowerowej absencji było sporo: po primo praca, po secundo pogoda a po tertio... chyba najważniejszy - kiepski stan zdrowia. No cóż, nie wypada brać L4 jak się dopiero co zaczęło nową pracę, stąd też odpuściłem sobie rower w celu podleczenia się. No i przyszła w końcu upragniona chwila - przeziębienie zwalczone więc można coś pokręcić :). W zasadzie nie planowałem żadnego dłuższego tripu - miało być kotko i na temat ;). A że akurat połamałem wszystkie pałki (perkusyjne), a że akurat w sobotę miałem mieć próbę ( hehe wyjątkowo u mnie w domu choć w okrojonym składzie ), a że świeżej dostawy pałek kurier jeszcze nie dostarczył, znalazł się pretekst do zrobienia krótkiego tripu do bielskiej Elpy w celu zakupu jakichkolwiek pałek ;). Nie można oczywiście zapomnieć o bardzo istotnym fakcie a mianowicie o wyśmienitej, wiosennej, słonecznej pogodzie, która nie pozwalała siedzieć w domu. Jak to u mnie bywa w standardzie oczywiście wyjechałem później niż planowałem, a szkoda bo akurat chłopaki z bbRiderZ planowali jakiś trip o 12 więc się nie załapałem :(. Żeby nie było za łatwo wybrałem drogę przez Przegibek. Hehe łatwo nie było bo jakoś non stop jechałem pod wiatr :D...A wtrącę tu taką mało dygresję - długotrwałą rowerową absencję rekompensuję dużą ilością zdjęć ;). Koniec dygresji :)...

Czyżby to już wiosna??? :) © jakubiszon


A jezioro jeszcze zamarznięte © jakubiszon


Magurka Wilkowicka trochę przychmurzona © jakubiszon


Przegibek - śniegu jeszcze całkiem sporo :) © jakubiszon


Przegibek - no to gonimy bikera ( ta mała kropka na końcu drogi ) ;) © jakubiszon


Co ciekawe podczas ostatnich dwóch tripów miałem problemy z kręgosłupem ( oj bolał ) a tym razem nic. Dziwne!!! W sumie...jest powód do zadowolenia :). Podczas zjazdu z Przegibka ( albo Przegibku? ) spotkałem dwóch bikerów - w końcu coś nowego ;). Hehe jednego nawet goniłem :). W sklepie muzycznym wywołałem lekkie zdziwienie klientów - czy to coś anormalnego jeździć na rowerze i grać na bębnach?? Czy może jeździć o tej porze roku na bike'u?? NIEEEEE!! Można by pomyśleć, gdzie ja dam te pałki?? No bo w sumie takie niewymiarowe... Hehe ja wiem, gdzie je zamontować ( patrz niżej ) ;).

Pałki przymocowane więc można śmigać na Magurkę :) © jakubiszon


Do domu wracać już??? Niee!! Przydałby się jeszcze jakiś porządny uphill, ale taki naprawdę porządny... Sprawa była prosta - Magurka Wilkowicka i podjazd od Wilkowic. W końcu jest to jeden z trudniejszych asfaltowych podjazdów w Polsce. Chciałem kulturalnie zarejestrować uphill aplikacją Strava ale...oczywiście jak pech to pech - jak się na początku fon nie zwiesił to później w ogóle nie mógł złapać sygnału GPS. W końcu olałem to - jeszcze przyjdzie na to czas :). Hehe jakoś wyjątkowo dobrze mi się pedałowało na Magurkę - dziwne bo z reguły przeklinałem ten uphill. Czym wyżej jechałem tym było coraz więcej śniegu, już się obawiałem, że na ostatnich metrach asfaltu już nie będzie tylko sam lód i śnieg. W sumie się nie pomyliłem ;).

Im wyżej tym mnie czarnego asfaltu - uphill na Magurkę © jakubiszon


Zimowo...choć ciepło ;) © jakubiszon


Schronisko na Magurce Wilkowickiej - wersja zimowa. © jakubiszon


no to zaczynamy białe szaleństwo... © jakubiszon


Panorama z Magurki © jakubiszon


Na szczycie nie siedziałem długo - raptem 2-minutowy odpoczynek i ruszyłem w dół. Niestety musiałem kawałek przejechać szlakiem narciarskim - mam nadzieję, że biegacze wybaczą mi jazdę po śladach biegówek ale tylko w nich się nie zakopywałem. Dalej już wbiłem się na szlak pieszy. Po nim to można było zjeżdżać - śnieg mega ubity niczym beton :). Jak przystało na weekend i na tą okolicę, turystów na szlaku sporo. Hehe nawet jakiś jegomość zrobił mi parę fotek. P.S. szkoda, że nie dałem mu maila to by mi przesłał ;). Z pieszego szlaku przerzuciłem się na kultowy narciarski na Przegibek. Tam już tak łatwo nie było... Trasa nie była już tak dobrze udeptana i trzeba było się pilnować, żeby się nie zakopać. Oczywiście parę razy musiałem prowadzić rower bo śnieg był za miękki, żeby można było jechać. To był chyba najcięższy odcinek ale jaka adrenalina!! Bajka!!

Niestety kawałek musiałem przejechać trasą narciarską :/ © jakubiszon


początek zjazdu z Magurki © jakubiszon


cd. zjazdu ;) © jakubiszon


Jakoś tak ładnie było, że nie żałowałem fotek ;) © jakubiszon


Zjazd z Magurki oczywiściem szlakiem narciarskim. © jakubiszon


Zamarznięte jezioro a w tle Czupel. © jakubiszon


I tym oto sposobem zaliczyłem pierwsze w tym miesiącu MTB. Co prawda w wydaniu mikro ale zawsze coś ;). Aaa no i oczywiście pierwszy wypad w team'owym stroju bbRiderZ. "Wdzianko" pierwsza klasa!!! :).

P.S. A na sam koniec mega siara!!! Skasowałem sobie przez przypadek wszystkie dane z licznika stąd też niektóre parametry są orientacyjne :/



Dane wyjazdu:
21.10 km 7.00 km teren
01:36 h 13.19 km/h:
Maks. pr.:35.80 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:434 m
Kalorie: 720 kcal

Powtórka z rozrywki - Trzonka ;)

Sobota, 19 stycznia 2013 · dodano: 21.01.2013 | Komentarze 1

Co się będę rozpisywał na temat trasy...Przecież w 90% pokrywała się z poprzednią :). Oczywiście te 10 % stanowią nowości, hehe jak można to w ogóle tak nazwać :D. Chciałem sobie tym razem trochę urozmaicić zjazd z Trzonki ale...mi nie wyszło :D. Powód - banalny - nieprzetarte drogi :). Stąd też odcinek 100 metrowy musiałem bike'a prowadzić a i tak nie pojechałem do końca tą trasą co chciałem pierwotnie. Szczerze mówiąc to takich odcinków prowadzonych miałem tym razem więcej (niż ostatnio) gdyż rozjeżdżony, miękki śnieg zdecydowanie utrudniał jazdę pod górę. Tak na podsumowanie to powiem, że jest to fajna, krótka trasa na zimowe warunki, taka na rozruszanie kości ;).

W drodzę na Trzonkę © jakubiszon


Ostatnie zdjęcie z podjazdu. Później padł akumulator w aparacie :( © jakubiszon


P.S. Na trasie słuchałem nowej płyty Riverside - Shrine Of New Generation Slaves i przyznam, że pierwsze wrażenia są mieszane. Płyta zdecydowanie wolniejsza, chyba najwolniejsza z pośród wszystkich, choć jak najbardziej nastrojowa i klimatyczna. Trochę brakuję mi połamanej rytmiki ale w końcu nie można non stop tworzyć tego samego. Zapewne wszystkie walory nowego albumu poznam z czasem - podobnie było z poprzednią płyta ADHD, która na początku średnio mi siadała a teraz jest jedną z ulubionych ;).



Satystyki ze Stravy.

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
24.40 km 5.80 km teren
01:40 h 14.64 km/h:
Maks. pr.:56.10 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:520 m
Kalorie: 943 kcal

Zimowo terenowo - Trzonka.

Czwartek, 17 stycznia 2013 · dodano: 17.01.2013 | Komentarze 4

Krótko, spontanicznie, mżawkowo i śniegowo - to są słowa opisujące dzisiejsza przejażdżkę :).
Od początku tygodnia planowałem jakiś trip po okolicy jednak za każdym razem mnie pogoda zniechęcała. Jak nie śnieżyca to mgła ale w końcu dzisiaj skusiłem się na krótkie pedałowanie. Pogoda dzisiaj za ciekawa nie była: mgła i marznąca mżawka ale co tam - CYKLOZA dała o sobie znać :D. Postanowiłem wyjechać na Trzonkę (Przełęcz Bukowską) ale od strony Bukowca. Żeby omijać drogi główne na Bukowiec dostałem się totalnie bocznymi drogami a nawet ścieżkami między domami. Jakoś jazda w śniegowej breji nie należy do najmilszych :). Po zjechaniu z głównej drogi prowadzącej przez Bukowiec zaczął niezły podjazd. W zasadzie nie jest on bardzo stromy ale rozjeżdżony śnieg na drodze powodował lekkie utrudnienia ;). Po wjechaniu w las zaczęła się prawdziwa bajka - biała, dobrze przyczepna droga na sam "szczyt" przełęczy :).






Przełęcz Bukowska.





Czym wyżej się jechało tym większa była mgła. O jakichkolwiek widokach mogłem zapomnieć. Na domiar złego padała marznąca mżawka, która ograniczała mi widoczność - hehe szkła w okularach mi zamarzały i co chwile trzeba było zeskrobywać lód :D. Jako że warunki były z deczka nie sprzyjające postanowiłem nie atakować już żadnego szczytu. Za to poznałem nową drogę z Jarosówki do Brzezinki Górnej i zamierzam tamte tereny/drogi w najbliższym czasie posprawdzać :). Do domu jechałem również bocznymi drogami.

A tutaj dokładna statystyka z trasy.

Kategoria Beskid Mały