Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 57773.75 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.63 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Mały

Dystans całkowity:4206.00 km (w terenie 1376.75 km; 32.73%)
Czas w ruchu:287:17
Średnia prędkość:14.64 km/h
Maksymalna prędkość:76.70 km/h
Suma podjazdów:100948 m
Suma kalorii:64576 kcal
Liczba aktywności:78
Średnio na aktywność:53.92 km i 3h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
95.82 km 24.00 km teren
05:08 h 18.67 km/h:
Maks. pr.:57.10 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1589 m
Kalorie: 2924 kcal

Nieśmiertelny Beskid Mały - Potrójna/Leskowiec

Piątek, 6 czerwca 2014 · dodano: 04.09.2014 | Komentarze 1

A co, a zrobiłem sobie długi weekend :). Prognozy były obiecujące więc postanowiłem wziąć sobie urlop na piątek :). Już w czwartek wieczorem narodził mi się w głowie szatański plan, zrobienia 3 pasm Beskidów w cały weekend. Miały to być: Beskid Mały w piątek, Śląski w sobotę i Żywiecki w niedzielę. Plan ambitny a czy go wykonałem w całości??? Zobaczycie, przeczytacie :).

Zatem zgodnie z harmonogramem na piątek przypadał Beskid Mały :). A wiadomo, że jak się tylko pomyśli o tej części Beskidów to do głowy przychodzi tylko jeden cel - Leskowiec :). Jeszcze po drodze nawiedziłem pracę by przekazać pewne informację kumplowi zza biurka . Z góry założyłem, że nie będę się tłukł z BB górami tylko jak najszybciej dotrę do okolic Andrychowa, by tam wpierw zaatakować Potrójną lecz jakąś nową, świeżą drogą/ścieżką. Jak planowałem tak zrobiłem - do Kóz jechałem głównymi drogami lecz zaraz przed centrum skręciłem w prawo by troszkę zaznać spokoju na bocznych traktach. Hehe miało być najszybciej a wyszło jak zawsze :D. Po chwilowym przestudiowaniu mapy w fonie, wyznaczyłem sobie idealną traskę, przy okazji odwiedzając rodzinne strony, gdzie człek za młodu szalał ( Bujaków ). Oj powróciły wspomnienia z dzieciństwa.... Sporo się od tego czasu pozmieniało jednak pewnych zaułków, dróg się nigdy nie zapomina :). W Kobiernicach ponownie powróciłem na główną drogę by nią już jechać do Roczyn. Dalej już klasycznie kręciłem do Bolęciny skąd miałem zaczynać atak na Potrójną.  W zasadzie była to lekka improwizacja, gdyż mapa nie pokazywała jakiejś konkretnej drogi - coś tam wchodziło do lasu ale szybko się kończyło. Jednak wiedziałem, że jest tam mnóstwo dróg zwózkowych, które albo łączą się z żółtym, albo czarnym szlakiem na Potrójną. Zatem przyszła pora na improwizację :D. Początkowo jechało się całkiem przyjemnie ale w momencie jak zaczęły się mocniejsze podjazdy, droga zamieniała się w krajobraz po burzy - jeden wielki syf spłukany  przez wodę....




Kozy - zaraz po zjechaniu z drogi głównej...


Tereny z dzieciństwa a w tle Gancarz :)


Początkowo uphill z Bolęciny był przyjemny...


Dalej ju mniej...





Zatem butowania było i to całkiem sporo ale takie są uroki szukania nowych wariantów :). W końcu dotarłem na Potrójną lecz nie zatrzymywałem się tam na długo tylko od razu ruszyłem czerwonym szlakiem na Leskowiec. Dla odmiany odbiłem na żółty szlak do Chatki pod Potrójną. Hehe jeszcze w sumie nigdy tamtędy nie jechałem na bike'u :). Ponownie wbiłem się na czerwony, tuż przed Rezerwatem Madohora. No to teraz zaczął się najlepszy odcinek na całej trasie - kto tam był to wie o czym mówię :).




Potrójna :)


Chatka pod Potrójną :)


W schronisku na Leskowcu zrobiłem sobie przerwę na obiad. Oczywiście zamówiłem sobie prze pyszny żurek, jak narazie najlepszy w promieni u 100 km ( mam na myśli schroniska ) . Podczas obiadu rozkminiałem, gdzie by tu jechać dalej...Padło na Gancarza i zielony szlak do Andrychowa :). Lubię ten szlak choć do najtrudniejszych nie należy. W zasadzie jest tylko jeden stromy zjazd ( Gancarz ) a tak to do Zagórnika śmiga się szerokimi leśnymi drogami. Za to można sobie zdrowo przycisnąć :). Chyba najlepszy odcinek, choć krótki jest po przecięciu drogi łączącej Zagórnik z Inwałdem - fajna, kręta, korzonkowa ścieżka. Tak tam pędziłem, że...wpadłem w dziką róże...Heheh paskudny krzak się troszkę rozrósł od ostatniego czasu :). Polało się troszkę krwi i parę ciał obcych trza było wyciągnąć ze skóry... Nie ma nic przyjemniejszego jak spocone ciało i rany do krwi...Hmnnn miodzio :D. Szczypało jak cholera ale trza było jechać. Po drodze wstąpiłem jeszcze na 2 godzinki do domu rodzinnego na uzupełnienie zapasów ;).



 
Schronisko PTTK Leskowiec. Uwielbiam tam jeździć :)


Jak na razie najlepszy schroniskowy żurek.


Gancarz. Przy okazji zaintrygowała mnie jedna ścieżka - trza ją sprawdzić w najbliższym czasie :)


Oj szczypało....



Powrót na Bielsko ostatnio najczęściej uczęszczaną trasą przez Kozy. Pisarzowice, Hałcnów. Mimo, że sporo było asfaltu to i tak zabawa była przednia - nie ma jak Beskid Mały!!!!



Route 2 785 348 - powered by www.bikemap.net



Dane wyjazdu:
43.29 km 24.00 km teren
03:10 h 13.67 km/h:
Maks. pr.:50.40 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1526 m
Kalorie: 746 kcal

Treningowe Gaiki + Czupel

Środa, 21 maja 2014 · dodano: 26.06.2014 | Komentarze 4

Środa była tak piękna, że nie mogłem jej inaczej spędzić niż na bike'u. Przyszedłem z pracy, szybko wszamałem obiad ( pierogi ) i ruszyłem na moją uphillową, autostradową treningówkę na Gaiki. Chyba się za bardzo najadłem bo na pierwszym mocniejszym  podjeździe dostałem kolki :D. Po zatankowaniu w "Pysznym Źródle" kolka ustąpiła i zacząłem zjazd niebieskim singielkiem. Później już klasycznie leśną droga na Gaiki. Jednak tym razem było już troszkę ciężej bo zeszłotygodniowe ulewy z deczka zniszczyły ten odcinek :/. Ciężej ale też fajnie, bardziej technicznie :). Z Gaików tym razem zjechałem szlakiem na Przegibek, gdzie korzystając z paskudnych autostrad wjechałem na Magurkę Wilkowicką,




Żar się straszny z nieba lał...Już nie wspomnę jak się lało spod kasku ;)


Panoramki z treningówki.


Zjazd z Gaików na Przegibek. Panoramka na Bielsko i Beskid Śląski.


W oddali Dolina Rzeki Soły widziana z Magurki Wilkowickiej.





Z Magurki pokręciłem na Czupel z myślą, że może uda mi się zobaczyć Taterki. Hehe głupi ma zawsze szczęście!! Widoczność była genialna a do tego Tatry były jeszcze idealnie podświetlone przez wieczorne słońce. Po prostu kisiel w majtach...wróć we wkładce :D :D. Siedziałem na mojej ulubionej polance chyba z pół godziny wpatrując się w genialną panoramkę. Przy okazji zczaiłem jak można tam dojechać, nie przedzierając się przez chaszcze :).  Na samym szczycie Czupla też zrobiłem krótką przerwę tym razem wpatrując się w Dolinę Rzeki Soły.  A zrobiłem sobie taki wieczorny chillout'cik ;).  Następnie ruszyłem czerwonym szlakiem lecz nie ujechałem za daleko gdyż skręciłem w prawo w leśną drogę. Wydawało mi się, że dojadę nią do zielonego szlaku jednak to nie była  opcja któą kiedyś pedałowałem. Kręciłem totalnie na czuja a żeby było ciekawiej to co  chwile było jakieś rozwidlenie :). Ostatecznie wyjechałem...kawałek przed Czuplem jadąc od Magurki :D. Oczywiście nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło bo przynajmniej poznałem nowe drogi, fajnie popodjeżdżałem i odkryłem genialną miejscówkę z fantastycznym widoczkiem ( patrz niżej ).






Moja ulubiona miejscówka w "bielskiej" części Beskidy Małego - polanka poniżej Czupla. Między Babią a Pilskiem było widać idealnie Tatry.







Z czerwonego szlaku ( na który ponownie wjechałem ) wbiłem się na czarny lecz przed skrętem na punkt widokowy odbiłem w prawo na bardzo sympatycznie wyglądającą ścieżkę, prawie że singielek. Oj ależ się tam pięknie zjeżdżało. Po prostu cud miód i orzeszki. Szkoda tylko, że robiło się już szarawo i nie można było za bardzo przycisnąć. Ścieżka warta powtórzenia bo nie dość, że genialna to jeszcze na ostatnim kilometrze odchodziło od niej mnóstwo singielków na boki :). Wyjechałem w zasadzie obok asfaltu biegnącego na Magurkę. Z racji że zmrok już powoli zapadał, już nie kombinowałem tylko jak najszybszą droga wracałem do Bielska.
Wypad jak najbardziej udany - dobry trening uphillowo-downhillowy a do tego majestatyczne widoczki. Czegóż chcieć więcej :).


Route 2 669 581 - powered by www.bikemap.net


Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
90.67 km 15.00 km teren
04:42 h 19.29 km/h:
Maks. pr.:67.30 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2007 m
Kalorie: 2299 kcal

Podeszczowe odwiedziny w...Beskidzie Małym ;)

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 26.06.2014 | Komentarze 2

Po tygodniu ulew, powodzi itp już się nie mogłem doczekać na ciut ładniejszą pogodę. Po prostu nosiło mnie :). Dzięki bogu weekend był całkiem znośny więc postanowiłem coś pokręcić. Takich jak ja było więcej więc padł pomysł na wspólnego tripa lecz z góry założenie było by nie wjeżdżać w teren bo było mokro jak cholera. Z Dawidem zgadaliśmy przy Orlenie na Żywieckiej. Na pierwszy ogień poszedł Przegibek. Zjazd do Międzybrodzia jak zawsze szybki by wyzwolić w organizmie choć troszeczkę adrenaliny. Na zaporze w Porąbce czekał już na Nas K4rel  i dalej już razem pokręciliśmy w stronę Przełęczy Targanickiej ( Beskidek ). Tempo za mocne nie było choć chłopaki na ostatnich metrach przed szczytem przełęczy pięknie mnie odstawili ale jak zawsze powtarzam, nie czuję się za dobrze na asfaltowych podjazdach...Hehe co innego w terenie :).




Zjazd z Przegibka ;)



Na przełęczy obowiązkowe uzupełnienie płynów, kalorii i ruszyliśmy w dół by znowu zacząć się wspinać - tym razem na Kocierz. Skoro nie było terenu to przynajmniej trzeba było zrobić troszkę metrów w pionie :). Po dwóch uphillach byłem rozgrzany więc podjazd poszedł całkiem sprawnie. Hhehe nawet do pewnego momentu siedziałem Kubie na kole ale gdzieś w połowie nie wytrzymałem tempa :). Próbowałem jeszcze pod koniec go dogonić ale skończyło się jak zawsze - niepowodzeniem :D :D. 




W drodze na Kocierz.





Po bananowej przerwie padł "szatański" pomysł wjechania w ...TEREN :). Tak więc wbiliśmy się na superowy zielony szlak na...Przełęcz Targanicką. A co!! Taka idealna pętelka :) . Początkowo nikomu w głowie nie było taplanie się w błocie a tu taki mały psikus - cykloza robi z mózgu sieczkę ;). Zjazd jak zawsze przedni choć tym razem z deczka wolniejszy ze względu na błoto.... Z przełęczy znowu zjechaliśmy kawałek w stronę Targanic by wbić się na kolejny fajny, sztywny podjazd ulicą Złota Górka. Oj tam to się pot lał :). Jak że liznęliśmy już trochę terenu...a było go jednak za mało....ponownie wjechaliśmy na zielony szlak, jednak tym razem w stronę Porąbki. Szlak może mało podjazdowy ale za to jakie widoczki. Nawet udało nam się dojrzeć Taterki z Trzonki :).






Oczywiście komurczany aparat nie wychwycił Tatr :(.


W tym momencie osłupiałem...



Szoku doznałem jadąc przez Trzonkę widząc...pasące się owce!! Taki widok w tym rejonie to totalna rzadkość!! Kiedyś zapewne na tych łąkach było to normą ale w obecnych czasach już prawie nikt nie hoduje owiec  a co dopiero wypasa na górskich łąkach. Zaskoczenie spore ale jak najbardziej pozytywne :). Po płaskim odcinku po paśmie przyszła pora na elegancki zjazd do Porąbki. początkowo spadek był niewielki, droga łatwa ale końcówka to już klasyczna rąbanka beskidzka w głębokiej rynnie. Niektórzy tego nie lubią ale nie ja :). Mnie to jak najbardziej odpowiada a przy okazji wyzwala sporo adrenaliny i daję dużo fanu :).









W Porąbce się rozdzieliliśmy - Dawid pojechał do BB a ja z Kuba pokręciliśmy w stronę Czańca zahaczając jeszcze parę metrów w terenie . Pokazałem jeszcze K4r3l'owi pewien odcinek omijający główne drogi  i wróciłem się do domu rodzinnego na obiad. Byłem jeszcze umówiony z kumplem jednak coś mu wyskoczyło i nici z odwiedzin. Tak więc posiedziałem troszkę w domu i ruszyłem z powrotem na Bielsko. Jednak nie chciało mi się jechać przez Przegibek czy tam Łodygowice więc wybrałem łagodniejszą wersję przez Kęty, Hecznarowice i Hałcnów.








Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
69.47 km 36.00 km teren
05:04 h 13.71 km/h:
Maks. pr.:70.70 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2704 m
Kalorie: 1621 kcal

Boxerski, Uphill w magurkowych klimatach

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 25.06.2014 | Komentarze 3

...i znowu do zrzygania Beskid Mały :) ale co zrobić jak on taki piękny. :)


Tym razem, już nie samotnie ale w towarzystwie - K4r3l'a, postanowiliśmy pokręcić w okolicach Magurki Wilkowickiej. Jako, że mieszkamy po przeciwnych stronach pasma zgadaliśmy się w miejscu dla każdego chyba najodpowiedniejszym tj. na Przegibku. Jednak sam dojazd obojgu sprawiał nam lekkie problemy - mam tu na myśli wiatr. Hehe jakby człek nie jechał zawsze pod wiatr a było to dość dziwne bo jechaliśmy w przeciwnym kierunku :D. Mnie na dodatek męczył niedzielny kac... Trza z tym skończyć :D :D . Planowaliśmy wjechać na Magurkę narciarskim szlakiem ale po przejechaniu może 5 metrów w terenie ukazała nam się prze paskudna autostrada...Ręce opadły, kolana się ugięły :(. To co robią na tym paśmie przechodzi ludzkie granice - nic tylko orają, wycinają czyli niszczą to co najpiękniejsze... Postanowiliśmy sprawdzić jak daleko prowadzi owa autostrada i okazało się, że do samego czerwonego szlaku...Masakra!!! Na Magurce zrobiliśmy sobie symboliczną przerwę na Batona i udaliśmy się na słynnego singla i boxera. Dużo słyszałem o tych trasach i dość mocno mnie ciekawiły ale jakoś nigdy nie miałem przewodnika - hehe Kuba tam już jechał więc doprowadził mnie bez problemu.




Hehe wyjątkowo przyjechałem pierwszy :D


Autostrada na Magurkę od Przegibka.


Oj zjazd singielkiem a później boxerem dał mnóstwo frajdy ale z drugiej strony człek se uświadomił, że technicznie to jest cieniutki, oj cieniutki... Przyznam się bez bicia, że przytrafiło mi się nawet sprowadzić kawałek...masakra... Dostaliśmy cynk od Dawida, że też gdzieś krąży po okolicy jednak nie udało nam się niestety spotkać. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o Chatkę na Rogaczu, skąd rozpościerał się piękny widoczek na stolicę Podbeskidzia i Beskid Śląski. Po zjechaniu z boxera zaskoczyła mnie mnogość ścieżek/singli w okolicach Stalownika - po prostu raj dla bikerów :). Przyszłą pora na wyznaczenie kolejnego celu. Zaproponowałem Kubie moja "treningówkę" w okolicach Gaików. Zatem ruszyliśmy w stronę Straconki zahaczając o...Ciachomanię :). Oj ale tam było MIŁO!! A ta obsługa...Anielice a w szczególności jedna z deczka zamieszała nam w głowach :D. Nie dość kurcze, że sympatyczne dziewojki kręcą kuperkami to jeszcze się człek nie mógł zdecydować co wybrać :). No troszkę zajęło za nim coś wybrałem...Ach te dziewojki ;). Po bardzo dobrym ciachu i wzrokowym naładowaniu baterii ;) trza było się ruszyć w kierunku Gaików .






Jest i przepyszne ciacho, oczywiście z kakaem by uzupełnić magnez ;).




Po pięknych widoczkach jakby motywacja do kręcenia wzrosła :) tak też treningówką jechało się wyśmienicie. Oczywiście nie mogło być zbyt kolorowo i z deczka poknociłem drogi. Rzekłbym nawet, że zaczęła się improwizacja i próba odnalezienia się w terenie. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło bo przy okazji zaliczyliśmy jeden fajny uphill. Udało się nawet wbić na planowaną drogę :). Jednak pogoda się spieprzyła - zaczęło mrzyć/lać. Po dojechaniu do Gaików postanowiliśmy zjechać zielonym szlakiem na Nowy Świat. Pogoda się pieprzyła więc trzeba było szybko wracać. Hehe jak ktoś zna teren to wie, że ja jechałem w przeciwna stronę domu :D ale jakoś byłem tak zmotywowany jasnowłosą niewiastą, że totalnie mi to nie przeszkadzało :). Jednak nie dojechałem do końca szlaku tylko gdzieś w połowie pożegnałem się z Kubą i uderzyłem leśną drogą w stronę asfaltu na Przegibek. Hehe przy okazji zaliczyłem mini singla :D.  Wyjechałem oczywiście nie tam, gdzie planowałem więc musiałem troszkę zjechać asfaltem bo ubzdurało mi się w palniku, że zrobię sobie jeszcze żółty szlak z Międzybrodzia na Magurkę. Siła mnie tak rozpierała, że całość wyjechałem na raz, bez przystanku/przerwy. Oj nóżka wtedy podawała!!!



Zjazd genialnym niebieskim szlakiem spod Gaików.


Ach te widoczki...To się nazywa treningówka - jest wycisk i do tego zacne panoramki :)



Z Magurki zjechałem szybkim ale równie pięknym czerwonym szlakiem do Straconki. Później  to już mi zostały asfalty.

Reasumując: to był gibki trip - sporo podjazdów, sporo potu wylanego, niezły fan na zjazdach i w końcu zaliczone kultowe single z Magurki. Jeżeli dodać do tego jeszcze te pyszne ciacho i prze sympatyczną obsługę ;) to śmiało mogę powiedzieć, że była to prze genialna niedziela :). Dzięki Kuba za towrzystwo!! To kiedy znów jedziemy do Ciachomanii???? :D




Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
27.64 km 5.60 km teren
02:05 h 13.27 km/h:
Maks. pr.:48.10 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1176 m
Kalorie: 605 kcal

Krótko po okolicy ( B. Mały )

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 23.06.2014 | Komentarze 0

Wiem, wiem...z deka późno...

Korzystając z ładnej pogody i możliwości bycia w rodzinnych stronach, nie mogłem sobie odmówić krótkiego treningu po okolicznych górkach :). Czasu nie miałem za dużo więc starałem się nie eksperymentować - miało być krótko a treściwie. I tak też było :). Oczywiście starałem się unikać asfaltu więc od razu wjechałem w las, wpierw czaniecki a później roczyński, gdzie zaliczyłem krótki acz treściwi uphillek. Hehe taki w sam raz na rozgrzanie mięśni ;). Po podjeździe musi przyjść czas na zjazd :). Było szybko, stromo i kamieniście...Skończyło się... klasycznym snejkiem :/. Szybka zmiana dętki i pomknąłem w stronę ulicy...tak, tak Wesołej :). Oj lubię ten uphill - sztywny, ostry a do tego z pięknymi widokami :).




W drodze na pierwszy mocniejszy podjazd



Po wjechaniu na zielony szlak postanowiłem...z niego zjechać "sylwestrową drogą krzyżową" :D. Droga od ostatniego razu znacząco się pogorszyła - deszcze wyrzeźbiły konkretne koryta  :/.  Jako że mało miałem podjazdów postanowiłem wbić się na czerwony szlak z Wielkiej Puszczy. Kiedyś chłopaki mi tłumaczyły jak tego dokonać ale oczywiście musiałem coś poknocić i wpieprzyłem się na konkretny, kamerdolcowaty wypych...Oj kląłem pod nosem bo w zasadzie 60% trza było pchać rower...W końcu jakoś dotarłęm o czerwonego w stronę Przełęczy Kocierskiej. Po drodze ukazał mi się bajeczny widoczek na Tatry - niestety komórczany aparat nie podołał :(. Z Przełęczy oczywiście zjechałem kultowym zielonym na Przełęcz Targanicką. Tam też wpadłem na pomysł, że w sumie nigdy nie jechałem nim na Trzonkę - zawsze w przeciwnym kierunku. Jak postanowiłem tak zrobiłem :). A z Trzonki już leśnymi drogami do domu. Było krótko i intensywnie...gdyby tylko nie ten wypych...ech...




Początek wypychu...




Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
30.45 km 17.00 km teren
02:15 h 13.53 km/h:
Maks. pr.:63.50 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1280 m
Kalorie: 760 kcal

Gaikowa treningówka

Wtorek, 6 maja 2014 · dodano: 16.06.2014 | Komentarze 0

Od pewnego czasu intrygowały mnie autostrady wokół Gaików i ogólnie mówiąc na północnych stokach "koziańskiej" części Beskidu Małego. Kiedyś , dawno temu  jechałem tam z Ludwikonem i ekipą bbRiderZ. ale to było tak dawno, że już kompletnie z tego nic nie pamiętałem...A że nie przepadam jakoś za "bielską" częścią Beskidu Śląskiego więc z wielką przyjemnością udałem się w "mój" Beskid Mały :).  Postudiowałem okoliczne szlak, widoki satelitarne i ruszyłem w stronę Straconki, gdzie miałem wjechać na pierwszą autostradę :). Hehe oczywiście widoki satelitarne nie pokazywały większości dróg/odnóg itp więc trzeba było improwizować. Tak też zrobiłem :). Początkowa droga biegła zakolami stopniowo do góry. Kręciło się fajnie, nóżka podawała jak ta lala :). W pewnym momencie dojechałem do czerwonego szlaku- pełne zaskoczenie :D. No ale co...Skoro miały być autostrady więc olałem czerwony i ruszyłem dalej, tym razem w dół. Oj aż się chciało przycisnąć ale po pierwszym szybkim witrażu spasowałem bo o mały włos nie wypadłem z zakrętu. Po zjeździe przyszła pora na uphill ale tym razem już dużo konkretniejszy - młynek musiał być ;). Pot wylany na podjeździe zrekompensowały genialne widoczki, po prostu coś pięknego - panoramka na Bielsko, Goczałki i Śląsk.











W pewnym momencie autostrada się skończyła i wpadłem na...i tu kolejna niespodzianka...niebieski szlak z okolic Gaików do Kóz.  No to pucha się roześmiała bo szlak w dól zapowiadał się cudnie ( singielek ) a w dodatku obok było źródełko, które idealnie ugasiło pragnienie. Oj to jest chyba najlepszy szlak w tym paśmie - cóż mogę powiedzieć, w zasadzie jest to jeden wielki singiel z licznymi esami, agrafkami itp. Do tego wąska, klimatyczna ścieżka, po prostu bajka!!! Nie robiłem zdjęć bo chciałem się ponapawać samą jazdą. Może podczas kolejnych odwiedzin zrobię fotki :). Szlak doprowadził mnie do kolejnej autostrady, choć tym razem wyglądała jakoś znajomo. Przez przypadek natknąłem się na stary amfiteatr lecz szybko z niego pojechałem bo czas już troszkę naglił. W dalczym ciągu improwizowałem, w zasadzie nie mając pojęcia gdzie wyjadę. Było troszkę butowania ale takie są uroki poznawania nowych miejsc. Od amfiteatru zacząłem kolejny konkretny uphill, który ostatecznie doprowadził mnie na ...Gaiki :). Kurcze totalnie się nie spodziewałem, że tam wyjadę. Zbiło mnie to troszkę z tropu bo przewidywałem, że wyjadę gdzieś w okolicach Przełęczy u Panienki. Chwilowa rozkmina co dalej - miałem jechać z powrotem  czerwonym w stronę Straconki ale ostatecznie wybrałem jednak wspominaną Przełęcz u Panienki. Tam już troszkę kojarzyłem tereny więc zacząłem zjeżdżać w dół żółtym szlakiem jednak po może 400 metrach odbiłem w lewa na kolejną autostradę.




Idealna miejscówka na schłodzenie się i uzupełnienie płynów.


Początek niebieskiego szlaku :). Dalej już tylko lepiej :)





Dalej w dalszym ciągu improwizowałem. Ostatecznie wyjechałem w Lipniku, błądząc troszkę po okolicznych drogach.
I tym oto sposobem znalazłem idealne tereny na krótkie, intensywne treningi siłowe. Takie w sam raz po pracy ;).




Route 2 647 408 - powered by www.bikemap.net
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
94.55 km 41.00 km teren
07:40 h 12.33 km/h:
Maks. pr.:76.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3159 m
Kalorie: 2284 kcal

Jałowiec vol. 2

Piątek, 2 maja 2014 · dodano: 10.06.2014 | Komentarze 3

Drugie dzień majówki był już stricte terenowy :). Zgadałem się z K4r3l'em na powtórkę z rozrywki a mianowicie na powtórny atak na Jałowiec :). Za pierwszym razem owy szczyt zdobyliśmy w deszczu ( 3 fale ) więc tym razem chcieliśmy się troszkę ponapawać widoczkami.  Prognozy były całkiem obiecujące , co prawda jakiś tam leciutki, przelotny deszczyk zapowiadali ale co tam - trza być optymistą :). Pierwotny zarys trasy znacząco się nie różnił od poprzedniego jednak końcówka miała być już inna. Hehe wiadomo, że początkowe plany lubią się zmieniać, tak więc nie mogło być i tym razem inaczej. Ale od początku.... :) .
Na pierwszy ogień poszedł fajny singielek wzdłuż Wieprzówki w Andrychowie. Mimo, że jest on prawie że płaski to kręci się wybornie. Następnie, można by rzec już klasycznie, pojechaliśmy na Leskowiec serduszkowym szlakiem. Kurcze troszkę się obawiałem na dzień dobry tego podjazdu po dzień wcześniej wykręciłem 200 km i nie chciałem się zbytnio forsować bo traska krótka i lekka nie była :). Hehe tempo może nie było za ostre ale wszystko wyjechane :). W schronisku nie zatrzymywaliśmy się tylko od razu pokręciliśmy na szczyt Leskowca, żeby obgadać opcję zjazdu :). Tak, tak, trasa się w zasadzie tworzyła cały czas mimo, że wstępne założenia były :). Mieliśmy dwie opcje zjechania do Krzeszowa -żółtym albo czerwonym szlakiem. Wybraliśmy chyba tą lepsza opcje - czerwony. Szlak sprawdzony, dostarczający mnóstwo fanu. Heheh oczywiście wieczna, drogowa rzeka nie wyschła pozwalając nam choć troszkę wyczyścić opony ;).








W Krzeszowie narodził się pomysł, żeby zahaczyć jeszcze o Żurawnicę czyli klarował się kolejny fajny podjazd zielonym szlakiem . Przyznam się, że w tę stronę jeszcze nie jechałem, zazwyczaj zjeżdżałem nim jadąc czerwonym z Zembrzyc. Jednak do samego końca szlaku nie jechaliśmy tylko wbiliśmy się na czarny szlak rowerowy by zaoszczędzić trochę czasu. Widoczki z Błąchutówki wymiatały. Kurcze człek tak blisko mieszka a nigdy nie był w tych terenach...






Hehe dzięki bogu, że noszę okulary bo miałbym pięknie zafajdane oko :D



W Stryszawie trzeba było  pouzupełniać zapasy bo był to już ostatnie sklep na trasie przed schroniskiem Opaczne. Po podładowaniu baterii ruszyliśmy tak jak w zeszłym roku czyli niebieskim na Przełęcz Przysłop. No i było by nadal pięknie gdyby nie....nadciągająca burza i lekkie opady. Już myśleliśmy, że jest to jakaś klątwa Jałowca :).  Na przełęczy podjęliśmy decyzję, że mimo niepewnej pogody spróbujemy zaatakować nasz główny cel. Jednak tym razem wybraliśmy inną trasę niż ostatnio a mianowicie od razu wbić się na żółty szlak. Początkowo było sporo butowania ale za Kiczorą zaczął się już superowy odcinek - raz w dół raz lekko pod górkę ale cały czas pasmem. Po prostu bomba :). A do tego jeszcze 2 burze w dolinach - klimacik był przedni.




Żółty widokowo wymiata - w tle Babiczka :)





Oczywistą oczywistością ;) było odwiedzenie schroniska Opaczne i wszamanie...pomidorówki :D. Hehe można by to nazwać już zwyczajem... jednym z dwóch - drugim był deszcz :D. Jak nigdy omówiłem sobie piwka ale po poprzednim dniu ( 200 km na szosie ) miałem złe doświadczenia ( brak mocy po złocistym ;) ). Po paru metrach pogoda się wyklarowała i szczyt Jałowca zdobyliśmy już w dość dobrych warunkach atmo. Hehe oczywiście lampy nie było ale przynajmniej było coś widać i to całkiem ładnie :).




Panorama z Jałowca.


Jest i Babiczka





Ludzi na Jałowcu nawet dość sporo było - hehe człek nie przyzwyczajony. Przyszła pora na powrót. I podobnie jak w zeszłym roku, czyli zjeżdżaliśmy niebieskim szlakiem lecz tym razem do do Przełęczy Cicha, gdzie wjechaliśmy na czerwoną rowerówkę. Później wbiliśmy się na zielony szlak do Huciska. Co najlepsze już kiedyś tym szlakiem jechałem ale w przeciwną stronę. A że było Nam mało podjazdów do dorzuciliśmy sobie chyba najostrzejszy podjazd w okolicy a mianowicie uphill na Czeretnik. Oj lubię ten odcinek - potrafi rozgrzać a dokładnie przegrzać :D Hehe stawiam 4-paka szossowcowi, który nam wyjedzie :).





Na niebieskim...


Początek uphillu na Czeretnik.



Ze Ślemienia ruszyliśmy w stronę Gibasów - hehe no bo uphillów było z deczka mało. Trasę poleciła nam nasza wspólna znajoma - miał być lajtowy podjazd drogą zwózkową. No ja nie wiem ale dziełcha musi mieć niezłe łydy skoro wszystko podjechała bo my większość prowadziliśmy. Może też przyczyną butowania były nawałnica z przed paru godzin, gdyż droga zamieniła się w jedną wielką rynnę usłaną luźnymi kamieniami i gałęźmi. Wracając jeszcze do nawałnicy to musiało być ostro bo miejscami gradu było po kostki...




Troszkę tego gradu spadło... :)





A po ostrym butowaniu przyszła pora na piękny krajobraz po burzy - widok z Gibasów powalił na kolana ( patrz zdj. niżej ). Czas gonił nieubłaganie  więc nie zastanawialiśmy się zbytnio i zjechaliśmy drogą zwózkową do Kocierza Rychwałdzkiego. Tam też narodził się kolejny szatański pomysł by na sam koniec zaserwować sobie...kultową ulice widokową :).  Tempo może za ostre nie było ale w sumie juz ponad 2K w nogach było :). 




Babiczka z Gibasów.


Zjazd z Kocierza już asfaltem ale za to w niezłym tempie - heh zawsze jakoś tam dostaję powera :).

Reasumując: mimo, ze pogoda chciała nam po raz drugi spłatać figla, udało się w zacnych warunkach zdobyć Jałowiec :) . Tym razem było zdecydowanie więcej podjazdów a co za tym idzie więcej fanu :). Trip pierwsza klasa ale mam nadzieję, że uda nam się w końcu zdobyć ten szczyt w perfekcyjnej pogodzie i przejrzystości powietrza bo widoczki są genialne. Dzięki Kuba za super trip!!!

P.S. Kurcze nie sądziłem, że dzień po zrobieniu 200 km. będę miał tyle siły, by wykręcić prawie 100 kilometrów w górach. Progres jest :).






Dane wyjazdu:
45.02 km 20.00 km teren
03:05 h 14.60 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1420 m
Kalorie: 1200 kcal

Wytop świątecznych kalorii ;)

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · dodano: 17.05.2014 | Komentarze 2

Przez święta ( sobotę i niedzielę ) jakoś nie miałem czasu pokręcić ale w poniedziałek nie wytrzymałem ;). Po mega obżarstwie trzeba było w końcu spalić troszkę kalorii. Tak więc w piękny, śmingusowy poniedziałek o porze, jak dla mnie wczesnej tj. o 8, ruszyłem ponapawać się porannymi widoczkami z Żaru :).  Na wstępie ruszyłem przez czaniecki las w stronę Bukowca by ominąć główne trakty, a przy okazji zaliczyć troszkę terenu :). Później już klasycznie, czyli od Porąbki głównymi drogami. Przyznam się bez bicia, kręciło sie wybornie, nie dość że pogoda zacna to jeszcze zerowy ruch na drogach. Do tego jeszcze przyjemne, rześkie, poranne powietrze. po prostu bajka. Jak dobrze jechało mi się po prostym, to równie dobrze a nawet lepiej kręciło mi się pod górę- hehe mam tu na myśli uphill na Żar :). A co było na górze??? Sama rozkosz!!! Zero ludu, no może poza sprzedawcami w budkach, genialna przejrzystość powietrza a co za tym idzie prze bajeranckie widoki!! Siadłem sobie na trawce i delektowałem się panoramkami. Oj jak było miło!!




Czyż nie jest pięknie???










Po labie na trawce przyszła pora na labę na ławce. Heheh tam to chyba z godzinę przesiedziałem. Było tak przyjemnie, ze nie chciało się ruszać 4 liter. Pierwszy raz widziałem Małą Fatrę z Żaru!! Widoczność miazga!!. Zapewne z wyższych partii Beskidu Małego było widać Tatry. Jednak zaczęły się ludziska schodzić i robić małą burdę więc przyszłą i pora na mnie :). Pierwotnie myślałem zjechać z Żaru stokiem ale w ostatniej chwili wpadł mi do głowy pomysł, żeby pojechać starym, dość mocno zapomnianym szlakiem ( niebieskim ) do Kozubnika. Ostatni raz tamtędy szedłem jak miałem chyba z 12 lat...Tak więc zrobiłem :). Zauważyłem, że ktoś jednak postanowił go odświeżyć, gdyż tabliczki i znaki na drzewach były stosunkowo nowe. Zapewne zrobili to forumowicze Beskidu Małego, gdyż ostatnio prężnie działają w okolicy. A sam szlak??? Powiem tak: potencjał ma ogromny, przynajmniej pod względem rowerowym - mnóstwo fajnych, krętych odcinków, sporo trawersów tylko był jeden minus!!! Oczywiście cały urok szlaku spierdzielili leśnicy/szabrownicy mnóstwo pościnanych gałęzi na szlaku!! Masakra!! Mam nadzieje, że to posprzątają bo traska na rower genialna :). Zjechałem do Kozubnika, troszkę błądząc w rejonie ośrodka. Pamiętałem tam za młodu różne ścieżki, które albo zarosły albo zostały zabudowane, stąd też musiałem zjechać troszkę niżej niż planowałem. Strasznie mnie korciło zobaczyć co się zmieniło od ostatniego czasu jak byłem na Kozubniku ( ośrodku ). I co??? oj zmian multum; ubyło parę budynków i widać prace budowlane. Jak zapowiadał inwestor pierwsze budynki mają być gotowe w tym roku....Zobaczymy :). A tu zapodam link z wirtualnej wizualizacji przyszłego ośrodka. 




Zmiany widać gołym okiem.



Po krótkich odwiedzinach na Kozubniku postanowiłem pojechać do Wielkiej Puszczy ale przez pasemko odzielające te dwie miejscowości. Jechałem na totalnego czuja, czasami asekurując się mapą w telefonie. I powiem, ze było warto!! Poznałem nowe, fajne tereny z pięknymi widoczkami. Zapewne tam wrócę jeszcze ponieważ okolica ma spory potencjał, jest dzika i nie skażona pseudo turystyką. Oczywiście widać tam śladu drzewnych szabrowników no ale od tego ciężko uciec w okolicy. Po zjechaniu do Puszczy postanowiłem ruszyć już w stronę domu bo...hehe...obiad już podobno już na mnie czekał :D. Jako, ze nie chciało mi się wracać asfaltami pokręciłem w stronę Przełęczy Beskidek ( Targanickiej ), odbiłem w prawo na fajny szutrowy uphill ( ten na którym mieliśmy w sylwestra niezłe przygody )  a później na zielony w stronę Trzonki by leśnymi drogami zjechać do domu :).






Stadko saren w Wielkiej Puszczy.


Reasumując: fajne podsumowanie żarłocznych świąt. Poznałem nowe tereny, spaliłem troszkę kalorii a co ciekawe nawet się z deczka opaliłem podczas laby na Żarze ;)


 


Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
86.58 km 44.00 km teren
05:29 h 15.79 km/h:
Maks. pr.:61.66 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2657 m
Kalorie: 2021 kcal

Coroczny Leskowiec z bbRiderZ :)

Sobota, 5 kwietnia 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 1

Jak co roku przyszła pora na teamowy wypad na Leskowiec :). Jednak tym razem wypad zorganizowaliśmy miesiąc wcześniej - cóż poradzić - taki klimat ;).  O 8 spod Gemini ruszyliśmy przez Przegibek w stronę Międzybrodzia, gdzie miał na nas czekać K4r3l i Darek. Był jeszcze pomysł by z Przegibku wjechać na Gaiki a później fajnym zielonym szklakiem na Nowy Świat. No niestety czas troszkę gonił więc wybraliśmy wariant asfaltowy... W Międzybrodziu dołączyła do nas reszta ekipy i już wspólnie kręciliśmy naszym skromnym, jedenastoosobowym składem. Genialnie to wyglądało, gdyż większość była identycznie ubrana, tylko dwójka się wyłamała i nie miała teamowych strojów ;).






Po części asfaltowej przyszła pora na teren :). Pierwotny plan zakładał wjazd na Żar asfaltem jednak postanowiliśmy sprawdzić zielony szlak z Międzybrodzia Żywieckiego na Przełęcz Isepnicką. I cóż mogę powiedzieć...to był strzał w dziesiątkę!!! Bardzo fajny, wymagający, 3-kilometrowy podjazd. Przyznam się, że od pewnego czasu chciałem sprawdzić ten szlak ale jakoś nigdy nie było po drodze... ;). Super odcinek, polecam!!! Na tym odcinku dość mocno się rozproszyliśmy...W sumie nie ma się co dziwić bo kiepka była niezła i dość męcząca - nie dość, że podjazd długi to jeszcze ze sporą ilością luźnych kamieni...










K4r3l walczy na podjeździe ;).

Za Przełęczą Isepnicką rozdzieliliśmy się na dwie grupy, można by rzec, choć dość mocno naciągając, na szybszą i wolniejszą. Oczywiście nie jest to za ostre porównanie i nie do końca podział ten jest właściwy. Ja wybrałem tą druga grupę, gdyż ścigać to się  mogę sam a wolę spędzić czas w spokojnej, miłej atmosferze. Aaaa nie powiedziałem na wstępie, że w planie był czerwony szlak z Żaru na Leskowiec :).  Kawałek za Przełęczą Isepnicką zjechaliśmy trochę ze szlaku by darować sobie butowanie. K4r3l pokazał nam fajną alternatywę - nie dość, ze całą podjeżdżalną to do tego jeszcze piękną widokowo :).



Marzena ostro kręci pod górę :).







Po lekkiej odbitce od czerwonego szlaku ponownie wróciliśmy na główny tor :). Kręciło się wybornie - nóżka podawała, atmosfera była przednia więc czego jeszcze chcieć?? :). Ku mojemu zdziwieniu poprawił się i to na duży plus zjazd z Kocierza ( szczytu, nie przełęczy ) . Pamiętam jeszcze ostatnio, że była tam straszna rąbanka a tym razem elegancko wyrównane - po prostu bajka :).  W ogóle odcinek Cisowa Grapa - Przełęcz Kocierska stał się o wiele przyjemniejszy dla rowerzystów niż kiedykolwiek. Czy to wina człowieka, czy sił przyrody??? Ciężko mi powiedzieć ale grunt że jest o niebo lepiej :). Na Przełęczy Kocierskiej ponownie spotykaliśmy się  wszyscy razem i pokręciliśmy na Potrójną :).



Jak co roku zdjęcie przy karczmie musi być :)



No to teraz zaczęła się najprzyjemniejsza trasa - Potrójna->Leskowiec :). Kurcze chyba już z milion tysiąc razy śmigałem tym odcinkiem i zawsze powodował on uśmiech na twarzy :). Hehe chyba nigdy mi się nie znudzi :). A sam fragment Łamanej Skały/Madohory  jest po prostu mistyczny!! Po prostu cud, miód i orzeszki!!!








W końcu dojechaliśmy na Leskowiec :). Oczywiście peleton się dość mocno rozczłonkował i różnica między pierwszym a ostatnim była dość spora. A jak nas przywitał szczyt?? Mega chłodem!! Oj marzliśmy tam strasznie, hehe dzięki bogu była tam "chatka/schronik", w którym prawie dziesięciu chłopa się grzało :D. Niespodzianka na szczycie był Damian, który zaraz po pracy ruszył na przeciw mam. No i udało mu się :).  Po krótkiej sesji pokręciliśmy do schroniska by się zagrzać i uzupełnić baterie. Jak przystało na weekend...ludzi w środku jak mrówek. Dzięki bogu udało nam się załatwić miejcówki siedzące i rozpoczęliśmy popas :). Oj nie chciało się wstawać od stołu...:D. No ale trza było :). Jeszcze wspólna fotka przed schroniskiem i ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę Andrychowa.





Grupen foto :)



Kto jechał owym zielonym to wie, ze jest to bardzo fajny odcinek: jest trochę technicznych zjazdów, fajnych podjazdów i sporo zabawy :). Z racji, że niektórych czas gonił postanowiliśmy nie jechać do samego Andrychowa i w okolicach Zagórnika zjechać ze szlaku by przejchać się fajnym singlem i skrócić sobie drogę :). Bocznymi drogami dojechaliśmy do Targanic a stamtąd  genialnym uphilem na Jarosówkę. Tam też doszło do podziału grupy - część pojechała szybciej do domu a część dalej napawała się widoczkami i pięknym krajobrazem ;).





Czekając na resztę ekipy :)


Marzen naparza pod górę :).




Na Trzonce musiałem opuścić ekipę gdyż zaplanowaną miałem jeszcze tego samego dnia próbę. Szkoda, ale cóż poradzić - dwóch pasji nie da się pogodzić tak, zeby wszyscy byli zadowoleni. Zjechałem do Czańca a stamtąd już do Kęt, gdzie jest nasza kanciapa. Już jadąc na próbę wiedziałem, że powrót będzie ciężki - robiło się coraz zimniej :/.

P.S. Wypad jak najbardziej udany choć parę niepotrzebnych zgrzytów było...








Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
31.05 km 10.00 km teren
01:59 h 15.66 km/h:
Maks. pr.:51.40 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:770 m
Kalorie: kcal

Powrotna Hrobacza i Gaiki.

Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 07.05.2014 | Komentarze 2

Po weekendzie spędzonym u rodziców trzeba było w końcu wrócić na mieszkanie. Pierwotnie miałem wyjechać rano ale jakoś mi tak zeszło, ze ostatecznie wyruszyłem po poobiedniej sjeście :). Wybitnie nie chciało mi się śmigać głównymi drogami więc postanowiłem ruszyć w stronę Międzybrodzia a tam się już coś wymyśli :). Zatem wpierw pokręciłem na Bukowiec leśną droga - jakoś lubię ten odcinek - spokój, cisza, las i mały podjeździk, który idealnie rozgrzewa :). Po zjechaniu do Porąbki, wpadł mi pomysł, żeby...Wyjechac na Hrobaczą Łąkę a później już czerwonym szlakiem na Gaiki i do Straconki. Tak też zrobiłem :). Troszkę na podjeździe dokuczał mi plecak, gdyż człek nie jest przyzwyczajony wozić ze sobą "garba" :). Na szczycie zrobiłem sobie krótką przerwę i dalej już pojechałem szlakiem. Kręciło się fajnie, bez żadnej napinki, bez pośpiechu - totalnie na luzie. 






Zjazd czerwonym do Straconki też uznam, za spokojny - "garb" nie pozwalał na nutkę szaleństwa :D. Po wjechaniu na asfalty już nic nie kombinowałem - jechałem najkrótszymi drogami.




Kategoria Beskid Mały