Info
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Grudzień11 - 0
- 2025, Listopad15 - 0
- 2025, Październik15 - 0
- 2025, Wrzesień18 - 0
- 2025, Sierpień19 - 0
- 2025, Lipiec16 - 0
- 2025, Czerwiec22 - 0
- 2025, Maj19 - 0
- 2025, Kwiecień19 - 0
- 2025, Marzec16 - 0
- 2025, Luty10 - 0
- 2025, Styczeń11 - 0
- 2024, Grudzień15 - 0
- 2024, Listopad14 - 0
- 2024, Październik15 - 0
- 2024, Wrzesień15 - 0
- 2024, Sierpień28 - 0
- 2024, Lipiec19 - 0
- 2024, Czerwiec16 - 0
- 2024, Maj21 - 0
- 2024, Kwiecień17 - 0
- 2024, Marzec17 - 0
- 2024, Luty12 - 0
- 2024, Styczeń17 - 0
- 2023, Grudzień13 - 0
- 2023, Listopad9 - 0
- 2023, Październik16 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień15 - 0
- 2023, Lipiec16 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj18 - 0
- 2023, Kwiecień13 - 0
- 2023, Marzec14 - 0
- 2023, Luty13 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień10 - 0
- 2022, Listopad6 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień9 - 0
- 2022, Sierpień21 - 0
- 2022, Lipiec19 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj29 - 0
- 2022, Kwiecień23 - 0
- 2022, Marzec31 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń11 - 0
- 2021, Grudzień15 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik28 - 0
- 2021, Wrzesień18 - 0
- 2021, Sierpień22 - 0
- 2021, Lipiec30 - 0
- 2021, Czerwiec24 - 0
- 2021, Maj23 - 0
- 2021, Kwiecień25 - 0
- 2021, Marzec26 - 0
- 2021, Luty16 - 0
- 2021, Styczeń8 - 0
- 2020, Grudzień10 - 0
- 2020, Listopad6 - 0
- 2020, Październik23 - 0
- 2020, Wrzesień22 - 0
- 2020, Sierpień20 - 0
- 2020, Lipiec42 - 0
- 2020, Czerwiec25 - 0
- 2020, Maj19 - 0
- 2020, Kwiecień41 - 0
- 2020, Marzec25 - 0
- 2020, Luty16 - 0
- 2020, Styczeń24 - 0
- 2019, Grudzień17 - 0
- 2019, Listopad18 - 0
- 2019, Październik23 - 0
- 2019, Wrzesień16 - 0
- 2019, Sierpień6 - 0
- 2019, Lipiec5 - 0
- 2016, Marzec2 - 2
- 2016, Luty5 - 8
- 2016, Styczeń2 - 6
- 2014, Listopad4 - 10
- 2014, Październik5 - 14
- 2014, Wrzesień5 - 5
- 2014, Sierpień13 - 28
- 2014, Lipiec9 - 15
- 2014, Czerwiec13 - 34
- 2014, Maj13 - 29
- 2014, Kwiecień6 - 10
- 2014, Marzec9 - 19
- 2014, Luty8 - 15
- 2014, Styczeń7 - 24
- 2013, Grudzień8 - 16
- 2013, Listopad3 - 8
- 2013, Październik11 - 26
- 2013, Wrzesień7 - 10
- 2013, Sierpień9 - 18
- 2013, Lipiec8 - 26
- 2013, Czerwiec9 - 31
- 2013, Maj8 - 22
- 2013, Kwiecień9 - 41
- 2013, Marzec7 - 26
- 2013, Luty5 - 31
- 2013, Styczeń5 - 51
- 2012, Grudzień5 - 20
- 2012, Listopad7 - 20
- 2012, Październik6 - 31
- 2012, Wrzesień5 - 29
- 2012, Sierpień7 - 31
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec5 - 12
- 2012, Maj4 - 13
- 2012, Kwiecień2 - 6
- 2012, Marzec2 - 2
- 2012, Luty2 - 8
- 2011, Grudzień4 - 8
- 2011, Listopad1 - 3
- 2011, Sierpień2 - 9
- 2011, Czerwiec2 - 4
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 1
- 2011, Marzec1 - 2
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
Dane wyjazdu:
15.85 km
15.35 km teren
01:32 h
10.34 km/h:
Maks. pr.:41.80 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:582 m
Kalorie: 888 kcal
Szybki niedzielno-kacowy wypad w okoliczne górki
Niedziela, 4 listopada 2012 · dodano: 10.11.2012 | Komentarze 2
Jak to ktoś kiedyś pięknie powiedział: Na kaca najlepsza jest uphill'owa praca :). Wziąłem sobie to do serca i po niedzielnym obiedzie ruszyłem w las w celu eliminacji skutków sobotniej imprezki :). Plan był prosty: wjazd na Złotą Gorę ( u mnie w okolicy mówi się "Złota Górka" ), a później się coś dorzuci :). Zatem ruszyłem.
W drodze na Trzonke.© jakubiszon

Przełęcz Bukowska - dalej już pedałuję na Złotą Górę© jakubiszon

Widok na Beskid Mały z mojego ulubionego punktu widokowego u podnóża Złotej Góry.© jakubiszon
W lesie jak to w lesie o tej porze roku - mnóstwo liści na drogach/ścieżkach. Momentami człowiek wjeżdżał do połowy koła w "liściastą zaspę", co dość mocno utrudniało podjazdy, gdyż pod ową kopułką prawie zawsze znajdowały się kamerdolce. Na Trzonkę dotarłem bez większych problemów - tylko raz byłem zmuszony podprowadzić rower, ale dzięki bogu tylko kawałek. Z Przełęczy Bukowskiej ruszyłem żółtym szlakiem na Złota Górę, by docelowo udać się na moje ulubione miejsce widokowe u podnóża szczytu.

Fragment zielonego szlaku z Porąbki na Kocierz© jakubiszon

Widok z Trzonki n Kiczerę, Żar, Czupel i Skrzyczne© jakubiszon
Następnie na Porębskim Groniu odbiłem w boczną drogę, w stronę Jarosówki, by wbić się na zielony szlak w stronę Porąbki. Z zielonego odbiłem w prawo by dojechać do genialnej wycinki drzew tuż pod szczytem Bukowskiego Gronia. Niestety widoczność była dość mocno ograniczona. Normalnie rozpościera się tam genialny widok na Śląsk. Z racji, że czas/zmrok mnie trochę gonił postanowiłem wracać do domu. Pierwotnie miała to być prawie identyczna droga, ale postanowiłem sobie ją trochę urozmaicić. Przyznam się bez bicia - mieszkam tu już ponad 15 lat, ale ścieżek leśnych prawie w ogóle nie znam :/. Zaryzykowałem - odbiłem w boczną drogę i nie żałowałem. Co prawda o mały włos nie wyrżnąłbym orła, gdyż wjechałem w pas liści, które okazały się dość głębokim korytem :).
Choć tak mało kilometrów wykręciłem, to i tak poczułem się wyśmienicie - kac został doszczętnie zneutralizowany :).

Widok spod szczytu Bukowskiego Gronia- jak widać widoczność nie była za dobra.© jakubiszon

Ostatni "podjazd" na trasie :D© jakubiszon
Dokładna trasa znajduję się pod tym linkiem. Pierwszy raz korzystałem z aplikacji Strava i jak narazie bardzo mi się podoba. Szkoda tylko, że jakoś nie mogę jej wrzucić na bloga ( jakoś nie chce jej widzieć ) :(.
A tu już przeklejona trasa ze Strawy do Bikemap:
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
126.52 km
3.60 km teren
05:35 h
22.66 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:730 m
Kalorie: 2272 kcal
Zaduszkowe kręcenie wokół Jeziora Goczałkowickiego.
Piątek, 2 listopada 2012 · dodano: 04.11.2012 | Komentarze 3
Hehe to może tak na wstępie trochę cooltury ;)Z racji, że wujek (ja) miał dużo wolnego przez okres "wszystkich świętych", to trzeba było wykręcić parę kilometrów :). Suma sumarum padło na tzw. zaduszki. Szybkie rozesłanie zapytań o towarzystwo i skład się wyklarował. Na moją propozycję odpowiedzieli Paweł i Wojtek. Pomysłów na trasę było wiele m.in. Skrzyczne i trip wokół J. Goczałkowickiego. Jednak po stawieniu się wszystkich uczestników decyzja była prosta - została druga opcja. Żeby było ciekawiej mieliśmy jeszcze jednego zawodnika - Emilkę ( córeczkę Pawła), która dzielnie nam towarzyszyła siedząc sobie na foteliku zamontowanym na rowerze. Zatem nie pozostało nam nic innego jak ruszyć w trasę. Za przewodnika robił Paweł, gdyż on z nas wszystkich te tereny znał chyba najlepiej. Przyznam się bez bicia, że były momenty, gdzie kompletnie nie wiedziałem, gdzie jesteśmy :). W miejscowości Pierściec zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na uzupełnienie kalorii i na rozprostowanie kości - hehe mowa oczywiście o Emilce :). Narzuciliśmy sobie dość mocne tempo i nie obyło się bez lekkich omyłek - przejechaliśmy sobie właściwy skręt :).

W zwartym szyku pędzimy do przodu ;)© jakubiszon

Jak widać humor dopisywał :)© jakubiszon

Jezioro Goczałkowickie© jakubiszon
Po wjechaniu na drogę łączącą Strumień z miejscowością Łąka jakby tempo wzrosło :). Oj nogi nam elegancko podawały!!! W międzyczasie Emilka ucięła sobie drzemkę. Wyglądało to genialnie. Nota bene jak widziałem jakie przechyły ma fotelik to aż mnie ciary przechodziły po plecach. Ale tak widocznie musiało być :). Kolejną przerwę zrobiliśmy już na zaporze. Tam odbyła się mała cesja fotograficzna w jakże pięknej "bałtyckiej" scenerii :D.

Emilka ucieła sobie drzemkę przy prędkości grubo ponad 30 km/h :)© jakubiszon

Cała ekipa zaduszkowa ;)© jakubiszon
Do Bielska dotarliśmy już w deszczu. Dzięki bogu prognoza się nie sprawdziła, bo wg niej miało lać od 10-tej, a zaczęło dopiero ok. 14-tej. Pożegnaliśmy się z Pawłem i Emilką i razem z Wojtkiem podjechaliśmy na kebaba w celu uzupełnienia zapasów kalorycznych. Ja oczywiście nie omieszkałem odwiedzić Opium, bo jakże by można było zapomnieć o tradycji :D. Do domu wracałem już niestety najszybszą droga, gdyż aura nie była za sprzyjająca na jakieś udziwnienia.
Dzięki wielkie chłopaki za wspólny trip!!!!!! Do następnego :)
P.S. Mapka zapożyczona (lekko zmodyfikowana) od Pawła, bo ja nie byłbym w stanie jej samodzielnie narysować ;)
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
25.20 km
3.20 km teren
01:13 h
20.71 km/h:
Maks. pr.:55.90 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:450 m
Kalorie: kcal
Urodzinowo ( z holowaniem)
Sobota, 27 października 2012 · dodano: 28.10.2012 | Komentarze 13
Jako, że się miało urodziny to trzeba było sobie zrobić prezenta :). A jaki jest najlepszy?? Wiadomo - trip. Z racji, że nie miałem dużo czasu bo wieczorem przychodzili do mnie znajomi na flaszeczkę ;), padło na Kocierz. Pogoda za oknem co prawda nie była zachęcająca - deszcz i 4 st.C. - ale nie mogłem się powstrzymać :). Zatem dosiadłem białego rumaka i ruszyłem w stronę Przełęczy Kocierskiej. Wyjątkowo łatwo poradziłem sobie z podjazdem. Co mnie martwi to to, że zaczynam patrzeć na czas podjazdu. Na starość się pierdzieli w głowie :D. Nie będę mówił ile mi zajął podjazd, ale pobiłem poprzedni czas o 1,5 minuty ;). Na przełęczy podjąłem decyzje, że będę zjeżdżał terenem, a mianowicie zielonym szlakiem na Przełęcz Targanicką. Powiem tak: to był najwolniejszy zjazd tą trasą w moim życiu. Po primo zacząłem marznąć, a po secundo liście zamaskowały kamienie/gałęzie i strach było się rozpędzać. Żeby było mało to znów jacyś debile zwozili drzewo i z deczka rozwalili drogę. Z przełęczy ruszyłem do Wielkiej Puszczy, tym razem asfaltem. Ten zjazd zdecydował w zasadzie o dalszym pedałowaniu. Podczas jazdy tak przemarzłem, że nie mogłem prawie ruszać palcami u rąk. W sumie co za debil jeździ przy takiej aurze w "krótkich" rękawiczkach - ja :). No może gdyby nie padało to dało by się wytrzymać, ale przemoczone rękawiczki dawały podwójny efekt zimna. W zasadzie było mi zimno tylko w dłonie, ba ja ich prawie w ogóle nie czułem, ale i tak musiałem podjąć trudną decyzję. Gdzieś w połowie drogi przez Bukowiec byłem zmuszony dzwonić po pomoc. Po 15 minutach przyjechał po mnie tata moją ukochaną cytryną i tak się oto zakończyło moje urodzinowe kręcenie :).P.S. Głupota nie zna granic :D.

W drodze na Kocierz.

Deszczowy Kocierz© jakubiszon
Kategoria Beskid Mały, CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
128.65 km
32.00 km teren
06:51 h
18.78 km/h:
Maks. pr.:62.10 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2168 kcal
bbRiderZ MTB Trip
Niedziela, 21 października 2012 · dodano: 28.10.2012 | Komentarze 6
W końcu zacząłem pracować jak normalny człowiek ( od poniedziałku do piątku ) zatem w weekend trzeba było coś popedałować :). Ta zmiana spowodował, że nareszcie mogłem się ustawić na wspólny trip z chłopakami z grupy bbRiderZ . To był mój pierwszy wypad z chłopakami więc miałem pewne obawy czy podołam :). Ale raz kozie śmierć :). Umówiliśmy się o 9 rano Pod Strusiem koło lotniska bielskiego. Nie powiem, pora jak dla mnie trochę wczesna, zważywszy jeszcze na fakt, że poranek był wtedy z deczka zimny - jak wyjeżdżałem było 5 stopni celsjusza . Pojawił się wtedy problem z ubiorem. Dobrze wiedziałem, że popołudniu będzie koło 20-stu stopni, a nie chciałem brać plecaka bo jakoś nie jestem fanem wożenia czegoś na plecach. Chwila namysłu... A co tam - ubrałem na siebie wersję letnia wzbogaconą o rękawki i nogawki i ruszyłem w stronę Bielska. Z racji, że miałem już lekki poślizg czasowy, jechałem drogami głównymi. Była niedziela więc ruch o tej porze był w zasadzie zerowy. Czas dojazdu na umówione miejsce miałem wyjątkowo dobry bo zaledwie godzinę i dziesięć minut - spodziewałem się, że zajmie mi to o jakieś dwadzieścia minut więcej ;). O dziewiątej z groszami ruszyliśmy peletonem w stronę Brennej dobrze mi znanymi drogami. W Brennej opuszcza nas Paweł i już samotnie mknie na Błatnią.
Zdjęcie zapożyczone od Maćka ;). bbRiderZ i ja czyli jadąc od początku: Maciek, Michał, Paweł, ja, Grzesiek, Arek.

Część ekipy bbRiderZ© jakubiszon

Ach ta jesień ;)© jakubiszon
A plan w ogóle był taki: Orłowa->Trzy Kopce-> Grabowa czyli rasowe MTB. Przewodnikiem był Grzesiek, to on zaplanował całą trasę. Część dojazdową/asfaltową spędziliśmy na pogawędkach na wszelakie tematy w tym m.in. na temat naszych grupowych "uniformów" :). Tak, tak już za niedługo będzie można Nas widzieć w nowych, teamowych strojach :). Ale przejdźmy do trasy... Po części "towarzyskiej" przyszedł w końcu czas na ostre pedałowanie. Grzesiu wymyślił taką trasę, że nie można było się nie zmęczyć. Dojazd do niebieskiego szlaku biegnącego z Równicy na Orłową dał popalić. Jeden z ostrzejszych podjazdów, które miałem okazję robić. Dał mi on sporo do myślenia w kwestii pozycji za kierownicą, a mianowicie stwierdziłem, że muszę obniżyć kierownicę, gdyż na ostrych podjazdach podnosi mi koło i całą zabawę szlag trafia... Dalej już jechaliśmy szlakiem mijając po drodze masę bikerów. Na Trzech Kopcach zrobiliśmy sobie krótką przerwę na uzupełnienie płynów. Hehe Maciek kupił sobie w "schronisku" chyba najdroższą Coca Colę i Prince Pola bo zapłacił 13 zł. A na szlaku masa ludzi - dlatego nigdy nie lubiłem jeździć przez weekend - która z deczka utrudniała rozkoszowanie się jazdą.

Po ostrym podjeździe chwila na krótki odpoczynek, a dalej już śmigamy szlakiem na Trzy Kopce© jakubiszon

Gdzieś na niebieskim© jakubiszon

bbRiderZ w akcji ;)© jakubiszon

Beskid Śląski© jakubiszon

Trzy kopce© jakubiszon
Za Smerkowcem zjechaliśmy ze szlaku (żółtego) i wbiliśmy się na fajny singielek. I tu oto pojawił się problem przy rysowaniu trasy na bikemap - za chiny ludowe tej ścieżki nie było na mapie. Poza tym mnogość skrzyżowań i dróg była nie do zapamiętania stąd zapożyczyłem trasę od Maćka z endomondo. Oczywiście nie ma na niej moich dojazdówek stąd też nie podałem przewyższeń bo ciężkie by to było do obliczenia. Ale wracając do trasy, Grzesiek ją genialnie zaplanował. Było w niej to wszystko co prawdziwi MTB-owcy lubią najbardziej - fajne podjazdy, techniczne zjazdy, singiel tracki, a przy okazji malownicze widoki. Przyznam się bez bicia, chłopaki mnie ostro wymęczyli. Wylały się ze mnie hektolitry potu, szczególnie na podjazdach. A samo tempo też nie było niczego sobie :). Z "dziczy" :) wyjechaliśmy z powrotem na szlak, tym razem czarny w stronę Starego Gronia by ostatecznie wjechać do Brennej zielonym. Dalej już wracaliśmy prawie tą samą droga z małymi wyjątkami ;). Chłopaki znają okolicę idealnie bo prowadzili mnie takim drogami, że nie byłbym w stanie tego powtórzyć. W Aleksandrowicach zaczęły się pierwsze pożegnania. Ja z racji, że byłem nieziemsko głody, zahaczyłem o stary rynek w Bielsku i wszamałem gigantycznego kebaba, po czym nie omieszkałem odwiedzin w Opium na zwyczajowym Brackim . Podczas spożycia narodził się pomysł dobicia się :D. Mowa tu oczywiście o dobiciu fizycznym :). Wymyśliłem sobie, że zaliczę na koniec Przegibek. Niestety obżarstwo trochę mi to utrudniło bo z pełnym żołądkiem źle się wyjeżdżało. Trip uznaję za bardzo udany - doborowe towarzystwo, rasowe MTB i kupa śmiechu. Dzięki chłopaki!!!!!

i znowu pod górę ;)© jakubiszon

Widoczek na Brenną© jakubiszon

Zjazd do Brennej© jakubiszon
Kategoria Beskid Śląski
Dane wyjazdu:
46.02 km
0.00 km teren
01:49 h
25.33 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:630 m
Kalorie: 1091 kcal
Kocierz wieczorową porą ;)
Sobota, 20 października 2012 · dodano: 20.10.2012 | Komentarze 2
Ja wiem, ja wiem - co to za dystans??? Przecież to do mnie ostatnio nie podobne ale wyjątkowo wyskoczyłem na krótką przejażdżkę, tak w ramach rozruszania kości ;). Z racji, że godzina była już późna (16:30), nie planowałem dłuższego tripu. Padło na Kocierz :). Pierwotnie miał byś podjazd i zjazd tą samą drogą, ale że jakoś fajnie mi się kręciło postanowiłem zjechać do Kocierza Moszczanickiego i dalej wzdłuż jezior i Soły do domu.
W drodzę na Kocierz© jakubiszon

Babia Góra z Kocierza© jakubiszon

Jezioro Zywieckie i Beskid Śląski© jakubiszon
No niestety nie przygotowałem się na zmianę trasy i w drodze powrotnej z deczka zmarzłem. No bo w sumie kto mądry śmiga tylko w koszulce, spodenkach i rękawkach przy temperaturze 10 st. celsjusza :D. Ale co tam fajnie się jechało i to jest najważniejsze :)
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
125.90 km
17.00 km teren
07:44 h
16.28 km/h:
Maks. pr.:73.10 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2320 m
Kalorie: 2340 kcal
Pilsko wczesno-zimową porą :)
Środa, 10 października 2012 · dodano: 18.10.2012 | Komentarze 5
Jakoś nie miałem ostatnio czasu na zrobienie wpisu - trochę się pozmieniało w moim życiu i nie miałem weny ani czasu, stąd dopiero teraz wrzucam relację z wypadu na Pilsko :).Pilsko...Hmnn..Piękna góra!! Pieszo zdobyłem ją dwa razy, ale cały czas korciło mnie na nią wjechać na bike'u. Jakoś w ciągu roku wpadały inne pomysły na tripy, choć cały czas w planie tegorocznym miałem Pilsko. No niestety rok się już pomału kończy, dni są już coraz krótsze więc był to ostatni dzwonek, żeby zaatakować tą jakże zacną górę :). Po długich analizach prognoz pogody padł termin środowy ( Dzień Matki Boskiej Pieniężnej!!! :D ). Od samego początku zakładałem, że będzie to trip bez dojazdówki autem tylko konkretna wyprawa szosowo-terenowa, oczywiście nie tymi samymi drogami (pętla). Jako że trzeba było zachować tradycję, nie omieszkałem zahaczyć o Bielsko (Opium). Zatem Pilsko atakowałem od Korbielowa. Ale od początku...
Do Korbielowa dojechałem drogami asfaltowymi, ale żeby nie było za łatwo to..zahaczyłem o Przełęcz Kocierską (Kocierz) i Rychwałdzką. Hehe taka mała rozgrzewka przed Pilskiem :).

Podjazd na Przełęcz Rychwałdzką.

A tu już zjazd z niej i widoczek na główny cel.

Ten widok mnie trochę zaniepokoił - to coś ośnieżone to Pilsko widziane z Krzyżowej.
Do Korbielowa dotarłem w całkiem dobrym czasie bo w niecałe 2 godziny :). Później wbiłem się na chwilę na zielony szlak by pierwotnie z niego zjechać i wyjeżdżać na Pilsko droga wzdłuż wyciągu. Dzięki bogu szybko się opamiętałem z tym pomysłem bo zapewne 90% drogi bym rower wypychał :) więc wybrałem trochę inna trasę, a dokładnie powróciłem na zielony szlak. Szczerze mówiąc podjazd do najlajtowszych nie należał - miejscami było dość dużo kamerdolców i z deczka grząsko :). Jako że cały czas nurtowała mnie ta droga wzdłuż wyciągu postanowiłem jednak na nią wbić, zjeżdżając z zielonego, gdzieś na wysokości łącznia się szlaków (zielonego i żółtego). Oj ależ to była błotnista ścieżka- ba to nie była ścieżka, to było istne bajoro :)
Zielony szlak a w tle Babia Góra.

A to już fragment drogi wzdłuż wyciągu. Czyż nie jest on łagodny? :D
W końcu dotarłem w bólach na Halę Miziową :). Powiem tak: już nigdy tą trasa nie będę wyjeżdżał - szkoda zachodu. Może dlatego, że było za mokro i strasznie się koła ślizgały...Może..Ale co tam - najważniejszy jest cel :). Na Pilsko w zasadzie wprowadzałem rower czarnym szlakiem. A w zasadzie dlatego, że gdy połączył się z żółtym to już zasiadłem białego rumaka i mknąłem wśród kosodrzewiny :). No niestety tym razem nie było mi dane napawać się pięknym widokiem Tatr, było widać tylko lekkie kontury. Na Pilsku zrobiłem sobie krótką przerwę na małe focenie :)
Hala Miziowa.


Fragment czarnego szlaku - miejsce, w którym mijałem się z jakimś bikerem :). Nota bene ależ to było zaskoczenie :)



Zimowy akcencik :).

Tatry.
Z Pilska zjeżdżałem początkowo czarnym szlakiem, by wbić się na niebieski wzdłuż granicy polsko-słowackiej, a docelowo dojechać do Hali Rysianki. Pierwsze może 200 metrów niebieskiego uroczyły mnie genialnym, technicznym singielkiem. Oj ale była adrenalina. Następnie jechałem równie eleganckim czerwonym szlakiem na Rysiankę - był to odcinek, na którym nie żałowałem nóg, gdyż musiałem trochę nadrobić czasu (zbliżała się godzina 15-sta).

Czyż nie jest to piękny singielek??
Na Hali Rysiance zrobiłem sobie dosłownie dwu-minutową przerwę i ruszyłem dalej zielonym w stronę Żabnicy. Nie mogłem oczywiście ominąć fajnego singielka za schroniskiem, kory łączył się z moim planowanym szlakiem. Zielony okazał się również fajnym zjazdem - mega urozmaicony downhill, od wąskiego, kamienistego, korzennego singla po szeroką, stromą, leśną drogę.

Zdjęcie niestety nie oddaję spadku terenu :/.

Z Żabnicy dotarłem do Węgierskiej Górki, gdzie zrobiłem sobie przerwę na obiad, by przez Radziechowy, Lipowa i Buczkowice dotrzeć do Bielska na małe co nieco ;). Do domu dotarłem już o zmroku - oczywiście przewidziałem taką ewentualność i zabrałem ze sobą oświetlenie :).
Kategoria Beskid Żywiecki
Dane wyjazdu:
74.14 km
0.00 km teren
03:19 h
22.35 km/h:
Maks. pr.:58.90 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:930 m
Kalorie: kcal
Nieudana ustawka...
Piątek, 5 października 2012 · dodano: 11.10.2012 | Komentarze 0
Miało być ostre MTB po Beskidzie Małym, ale się niestety nie udało :(. Zacznę może od początku... W czwartek, podczas tripu do Lanckorony, zadzwonił do mnie Ludwikon w celu zgadania się na jakieś MTB. Oczywiście propozycję z wielka chęcią przyjąłem, zważywszy na fakt, że miał nam towarzyszyć nasz wspólny znajomy Robert, którego już nie widzieliśmy ruski rok :). Plan był taki: zbiórka o 10:30 na Przegibku, a później w las :). Przed wyjazdem napisałem jeszcze esa Ludwikonowi, żeby wybrał jakąś lajtową trasę, gdyż naparzała mnie jeszcze łydka po czwartku. Zatem zasiadłem na białego rumaka, zapuściłem płytę Lipali "Akustyk" w mp3-ce i ruszyłem w stronę przełęczy. W Międzybrodziu Bialskim zatrzymałem się na chwile i tak z głupoty spojrzałem na telefon. I tu pełne zdziwienie: chyba z 4 połączenia nieodebrane i wiadomość od Ludwikona. Szybko oddzwoniłem i się niestety okazało, że nici z naszej ustawki - Robert zachorował, a Ludwikon musiał jechać na lotnisko. Zatem szybka rozkmina co robić dalej???... Ale skoro już byłem w Międzybrodziu, to nie zaszkodzi podjechać chociaż na Przegibek, a później się coś wymyśli :).
Zapora w Porąbce o poranku.
Niestety podczas podjazdu na Przegibek łydka dawała się dość mocno we znaki. Tak sobie nawet później myślałem, że nawet dobrze, że wspólny wypad nie wypalił bo byłbym tylko kłopotem dla chłopaków. Na przełęczy podjąłem decyzję o odrzuceniu dłuższej trasy, a tym bardziej o jakiś mocniejszych uphillach, choć nie powiem miałem smaka powtórzyć Skrzyczne od Ostergo. Po chwili namysłu ruszyłem w stronę Jasienicy, a po co??? A na kawę do Szwagra :D. Do celu dojechałem niebieskim szlakiem rowerowym, który zaczynał się gdzieś na Alei Armii Krajowej. To nie był dobry pomysł, żeby w ogóle siadać na rower. Ból był coraz mocniejszy więc w drodze powrotnej ( najszybszej, drogami głównymi) trzeba było się troszkę znieczulić by można było jako tako dojechać do domu. A że nie jestem fanem szprycowania się prochami, wybrałem opcję przyjemniejszą dla ducha i ciała, a mianowicie - Opium (Klub Opium). Troszkę mi tam zeszło bo zagadałem się z barmanka :) więc do domu wróciłem późnym popołudniem :)
Ależ mi ta płyta (Akustyk live) Lipali siadła :)
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
99.08 km
3.00 km teren
05:04 h
19.56 km/h:
Maks. pr.:73.80 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1110 m
Kalorie: 1797 kcal
Kontuzjowana Lanckorona
Czwartek, 4 października 2012 · dodano: 09.10.2012 | Komentarze 5
Żeby tradycji stało się za dość… wpis z opóźnieniem ;)Od pewnego czasu myślałem nad jakąś nową trasą w „nieznane”, ale jakoś nic mi ciekawego nie wychodziło. Problem był w tym, że sporo już w okolicy zwiedziłem, a na dalsze tripy nie pozwala już pora roku – dzień jest coraz krótszy. Założenie pierwotne było takie, że będzie to wycieczka asfaltowa – po ostatnich opadach jakoś nie korciło mniemy by wjeżdżać do lasu :)- , bez żadnych dojazdówek autem, zatem miałem dość ograniczone pole manewru. Przez przypadek ktoś polecił mi wypad do Lanckorony, jako że jest to piękne miejsce warte odwiedzenia. Postanowiłem to sprawdzić ;). Trasę do miejsca docelowego wyznaczyłem dość sprawnie, martwił mnie tylko powrót, gdyż nie chciałem wracać tymi samymi trasami i drogami głównymi, a za dużej możliwości nie miałem tylko przebić się na drugą stroną drogi Wadowice-Kraków (droga nr 52). Tamtych terenów totalnie nie znałem, a patrząc na mapę można było się tam pogubić.
Zatem ruszyłem!!! Standardowo do Wadowic dojechałem czerwonym szlakiem rowerowym (wyjątkowo zgodnie z mapą – hehe pierwszy raz mi się to udało) , później już kawałek krajówka (52), by wbić się na drogę do Łękawicy przez Kleczę Dolną, Górną. Tą trasę znałem na pamięć bo już tam kiedyś śmigałem przy okazji rekonansu asfaltowego po Beskidzie Makowskim. .

Widoczek na andrychowską część Beskidu Małego z czerwonego szlaku rowerowego.

Oczywiście zgodnie z moim stałym postanowieniem, by poznawać nowe trasy/tereny/drogi, trzeba było wbić się na jakoś nową drogę by się nie powtarzać :). Więc co zrobiłem.. Zatrzymałem się w Łękawicy w celu znalezienia dokładnego miejsca, w którym przebiega niebieski szlak rowerowy (nim miałem jechać dalej w stronę Zakszowa ) i tu nastąpił wielki wkurw!!! Wyciągam z kieszeni mapę, otwieram i co widzę????? Szlaki n Babią Górę!!! I wtedy odezwały się w mojej głowie słowa…tak, tak były bardzo niecenzuralne i wulgarne. Oj jak kląłem pod nosem. Debil ze mnie, pomyliłem mapy, zamiast zabrać Beskid Makowski, zabrałem Beskid Żywiecki.. I teraz nasuwa się pytanie: jak tu jeździć bez mapy??? Dzięki bogu miałem w phonie gogle mapę, ale ona nie uwzględniała szlaków pieszych :( No cóż trzeba sobie jakoś radzić. Z tego co pamiętałem to z mapy ,to z Łękawicy biegł grzbietem pasma czarny szlak., który schodził do Stryszowa. No i nim pojechałem. W pewnym momencie zgłupiałem, gdyż drogi się rozchodziły, a na mapie czegoś takiego nie było. Z pomocą przyszedł mieszkaniec okolicznego „osiedla” i pokierował mnie jak mam dalej jechać. A wracają do tytułu wpisu i owego czarnego, to jadąc szlakiem poczułem w prawej łydce dziwny ból. Wyglądało to jak skurcz mięśnia, ale po takim odcinku nie miał prawa mnie w ogóle złapać. Co dziwne bolało tylko jak jechałem na siedząco, na stojąco już nie… Chyba sobie naciągnąłem jakieś ścięgno albo mięśnia. Niestety ból towarzyszył mi przez dalszą część tripu stąd też tempo miałem bardzo kiepskie :(.

Gdzieś na czarnym szlaku. Ciekawy widok - sarny w zagrodzie.

Ból rekompensowały na szczęście piękne widoki, a ich troszkę było :). Nie spodziewałem się, że Lanckorona jest na takiej kiepie :). Ze względu na nogę, wyjeżdżałem na przemian albo na młynku, albo na stojąco. Po wjechaniu do centrum zamarłem... Ryneczek, jak też boczne uliczki były prze urocze. Dosłownie jakbym znajdował się w skansenie. Wszystkie domy były drewniane, niskie i co najważniejsze bardzo mocno do siebie przyklejone. Dosłownie jakby czas się tam zatrzymał dobre 100 lat temu. Idealne miejsce na ucieczkę od ciągle pędzącego świata. W Lanckoronie zrobiłem sobie dłuższą przerwę na odpoczynek i uzupełnienie zapasów. Po przerwie odwiedziłem jeszcze ruiny Zamku Lanckorońskiego i poszusowałem po ścieżkach okrążających wzgórze. Miało nie być MTB, ale nie mogłem się powstrzymać od jazdy po tych genialnych ścieżkach.

Lanckorona.

Czyż tu nie jest pięknie??


Plan ścieżek wokół zamku.


Ruiny zamku.

Widok z jednej ze ścieżek wokół ruin zamku.

Fragment tzw Alei Zakochanych.


Downhillowcy zrobili sobie niezłą trasę zjazdową. Ja niestety odpuściłem sobie skoki. Powód - za duże ryzyko wracania na piechotę do domu ;)
W Kalwarii Zebrzydowskiej zatrzymałem się na obiad, by później ruszyć w stroną domu przez Zebrzydowice, Stanisław Górny, Wadowice, Frydrychowice oraz Wieprz. Trasa może pod względem okolicy nie była za ciekawa, ale za to nadrabiała widokami na Beskid Makowski,Mały, Żywiecki oraz na... Tatry Wysokie. Widoki te, szczególnie na Tatry, dały mi takiego kopa, że przez chwilę zapomniałem o bólu nogi :).

Kalwaria Zebrzydowska i tzw dróżki.

Widok na wzgórze lanckorońskie z Kalwarii Zebrzydowskiej.

Mój baton energetyczny - Tatry.


Wadowice.
Reasumując: fajna wycieczka z masa ładnych widoków. Szkoda tylko, że zapomniałem mapy, bo zapewne trip byłby dużo ciekawszy :).
P.S. Są czasami przypadki, że piwko w Opium nie jest zwyczajem ;)
Kategoria Beskid Makowski, CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
108.10 km
26.00 km teren
06:16 h
17.25 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1910 m
Kalorie: kcal
Non stop pod wiatr (Magurka i Skrzyczne)
Środa, 26 września 2012 · dodano: 01.10.2012 | Komentarze 5
Z racji, że aktualnie posiadam nadmiar wolnego czasu postanowiłem znowu coś popedałować. Wstałem w środę rano, ale jakoś brak siły do jazdy. Nie powiem, ale początek tygodnia miałem dość intensywny - poniedziałek pętla beskidzka, a we wtorek 4 godziny naparzania po garach podczas cotygodniowej próby - stąd też wstałem z dość mocnymi zakwasami i to chyba prawie wszystkich mięśni :). No cóż trzeba być konsekwentny i realizować plany. A plan na środę był taki: zaliczyć Magurkę i Skrzyczne od Ostrego czyli taki jaki już kiedyś miałem (patrz Microo MTB), ale go nie wykonałem w pełni. Nie dość, że człek był cały zakwaszony to na dodatek jeszcze 90% wszystkich asfaltowych partii było pod wiatr. Co ciekawe, w która stronę bym nie jechał to zawsze pod wiatr!! Makabra!!!!Na Przegibek wyjątkowo nie wjechałem asfaltem, ale pokombinowałem trochę z trasą - w Międzybrodziu Bialskim wbiłem się na niebieski szlak na Nowy Świat, jednak nie dojechałem nim do końca, gdyż skręciłem w lewo na ostatnim rozwidleniu i boczną kamienistą drogą wjechałem na zielony szlak gdzieś ok. kilometra dalej jak łączył się z niebieskim . Nota bene podjazd asfaltem niebieskim szlakiem do najlajtowszych nie zaliczę. Dość stromy podjazd dał mi w tyłek na dzień dobry. Wylałem z siebie hektolitry potu :). Żeby nie było mono tematycznie to przed ostatnim ostrzejszym podjazdem zielonego szlaku skręciłem w lewo ( w dół) w leśną drogę i zjechałem na asfalt, gdzieś przed ostatnim zakrętem, przed parkingiem na Przegibku. Na Magurkę standardowo wjechałem szlakiem narciarskim.
Oczywistą sprawą był zjazd do Łodygowic czarnym szlakiem. Różnorodność tej trasy strasznie przypadła mi do gustu. To jest to co tygryski lubią najbardziej. Tym razem zrobiłem trochę więcej zdjęć :) (patrz zdjęcia poniżej).


Widoczek z Magurki.






Oczywiście pierwszej kamienistej część nie fotografowałem ;). W Łodygowicach uzupełniłem bidon i ruszyłem w stronę Lipowej, oczywiście asfaltem :). Kolejny odsłonięty odcinek i kolejna walka z silnymi podmuchami halnego. Po dojechaniu do Lipowej zmuszony byłem sobie zrobić kolejną przerwę, gdyż opadałem z sił. No cóż dzisiaj noga nie podawała tak dobrze jak w poniedziałek. Tempo podczas przejeżdżania przez Ostre miałem żenujące. Siły dopiero odzyskałem, co ciekawe, dopiero podczas pierwszych szutrowych podjazdów pod Skrzyczne. Można by rzec, że siła w nogach rosła proporcjonalnie do wysokości nad poziomem morza :). Dziwne :D. Co do same podjazdu na Skrzyczne od Ostrego to powiem tak: bardzo fajna trasa, dość długa ale za to widokowo przepiękna :). Na Skrzycznym zatrzymałem się raptem na chwilę ponieważ strasznie wiało. Zrobiłem parę fotek, spojrzałem na mapę i ruszyłem w dól wpierw zielonym, a później czerwonym szlakiem do Buczkowic. Oj jak ja lubię tą trasę!!!! Genialna, techniczna, wymagająca trasa z mnogością singiel track'ów, ba to jest jeden wielki singiel :).

W drodze na Skrzyczne.


Widok ze Skrzycznego.




W planie miałem jeszcze podjazd czerwonym z Bystrej na Równię, a później zielonym do Cygańskiego Lasu lecz standardowo źle obliczyłem sobie czas i trzeba było zrezygnować z jakże fajnego podjazdu oraz zjazdu. . Ustawowo na chwilę zahaczyłem o Opium by po chwili szybkim tempem ruszyć w stronę domu przez Hałcnów, Kozy i Kobiernice. I tym oto dziwnym sposobem zrobiłem prawie 250 kilometrów w przeciągu trzech dni :).
Kategoria Beskid Mały, Beskid Śląski
Dane wyjazdu:
138.87 km
0.40 km teren
05:54 h
23.54 km/h:
Maks. pr.:71.70 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1460 m
Kalorie: 3033 kcal
Pętla Beskidzka
Poniedziałek, 24 września 2012 · dodano: 28.09.2012 | Komentarze 6
Po dwudniowym kawalerskim w Istebnej stwierdziłem, że muszę tam powrócić, ale tym razem na rowerze :). Zatem padł pomysł zrobienia pętli beskidzkiej :), jednak w przeciwnym kierunku tzn. Żywiec-> Węgierska Górka-> Koniaków-> Wisła-> Bielsko-Biała-> Dom. Poprzednim razem pętlę robiłem w grudniu i nie powiem, żeby mi nie dała w kość. Tym rzem warunki atmosferyczne były wyśmienite - słoneczko, ponad 20-cia stopni - więc kręciło się wspaniale. Co prawda widoki nie były już takie piękne jak dnia poprzedniego (było widać Tatry Zachodnie) , jak leczyłem kaca wylegując się na ławeczce w Istebnej Olecki, ale i tak nie można było narzekać.Drogę do Węgierskiej Górki pokonałem w całkiem niezłym czasie bo w godzinę i dwadzieścia minut, później kręciło się już trochę gorzej - zaczęło mocniej podwiewać. Były jednak plusy wiatru - idealnie ochładzały organizm na podjazdach, a ich trochę było :). Najcięższy był od Szarego na Laliki- wąska droga ułożona z płyt w kratkę o sporym stopniu nachylenia. Oj się ze mnie wtedy wylało potu :). Dalsze podjazdy nie sprawiały mi już kłopotu, no może troszkę wdał mi się w kość uphill pod Przełęcz Kubalonka, ale tylko dlatego, że akurat naprawiali drogę i miejscami jechało się po świeżym asfalcie, a moje oponki tego nie lubią :D.

Barania Góra.

Koci Zamek.

Ochodzita.

Widok z Ochodzitej na Koniaków, Istebną i nie tylko ;).

Panorama z Ochodzitej© jakubiszon
Na Ochodzitej zrobiłem sobie dłuższą przerwę na focenie, a później zacząłem najprzyjemniejszą część, a mianowicie zjazd do Istebnej. Niestety nie udało mi się pobić rekordu prędkości (76 km/h). Uzyskałem tylko 71,7 km/h. Myślę, że może gdyby tak nie wiało, to wykręciłbym lepszą prędkość. No cóż z przyrodą się nie wygra :). W Istebnej trzeba było uzupełnić bidon i ruszyłem na ostatni mocniejszy podjazd pod Kubalonkę. Na przełęczy zacząłem lekko opadać z sił więc tym razem uzupełniłem kalorię w postaci talerza flaczków. I znów niespodzianka - flaczki z marchewką. To jest jakaś regionalna "kompozycja" bo w moich terenach takiego połączenia nie ma :D. Od Kubalonki do Ustronia nie schodziłem poniżej 30 km/h, nawet na ścieżkach rowerowych (szutrowych) nie odpuszczałem :). Oj jak się fajnie podawała noga. Czasami sam jestem zaskoczony tym, co robią moje nogi :D. Niestety w Górkach już tak dobrze mi nie szło - efekt zmęczenia. Standardowo do Bielska jechałem na przemian zielonym i niebieskim szlakiem rowerowym. W Jaworzu wbiłem się na czarny szlak w stronę lotniska, a później ustawowo zawitałem w Opium na Brackie. Oj jak siadł browarek!!! Do domu wracałem głównymi drogami z tylko jednego powodu - pora była już późna, a ja nie chciałem jechać po zmroku (brak oświetlenia) .

Niebieski szlak rowerowy wzdłuż Wisły.
A na koniec nowy kawałek jednej z moich ulubionych kapel, a mianowicie Tides From Nebula.
Kategoria CO do zasady asfalt
