Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 56854.76 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.67 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
56.36 km 55.50 km teren
06:07 h 9.21 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1860 m
Kalorie: kcal

Beskid Żywiecki Expedition 2013 - Etap I

Czwartek, 1 sierpnia 2013 · dodano: 29.08.2013 | Komentarze 7

Długo planowana wyprawa!!! W zasadzie na sam pomysł wpadłem już w zeszłym roku, a w tym doszlifowałem logistycznie :). Hehe nie myślcie sobie, że szlify trwały tak długo :D, bo może 2 godziny. Jedynie problem był z wyznaczeniem pierwszego noclegu ale po szczegółowym przestudiowaniu mapy i poobliczaniu mniej więcej czasu przejazdu miejsce noclegowe zostało wybrane :). W planie była jazda w większym towarzystwie ale chętnych za dużo nie było ;). A nie było bo...hehe był to wyjazd dość mocno spontaniczny :). Siedziałem sobie na urlopie i rozmyślałem, gdzie by tu się wybrać na porządną wyrypę. W planach miałem odwiedzić znajomych z Częstochowy ( Skowronka, Rafała, MisterDry i Piksela ) ale głód terenu spowodował zmianę planów i szybkie przygotowania do wyprawy :).
Tym razem zaopatrzyłem się w izo w proszku by nie wozić niepotrzebnych kilogramów. P.S. Nawet nie było najgorsze ;). Jako, że wyprawa miała być 3 dniowa, trza było zabrać...plecak. Przyznam się bez bicia - nie lubię kręcić z plecakiem ale okoliczności tego wymagały. Starałem się jak najbardziej odchudzić swój pakunek ale i tak plecak 35 litrowy został wypełniony po brzegi - 1/3 zajmował sam śpiwór. Profilaktycznie zabrałem też cieplejsze rzeczy mimo, że na cały okres wyprawy zapowiadali upały- nigdy nic nie wiadomo ;). Wyjątkowo zabrałem nawet maksymalnie odchudzoną apteczkę - różnie to bywa samemu na beskidzkich szlakach. I tak cały spakowany po brzegi, rozpocząłem samotną wyprawę przez Beskid Żywiecki :).



I etap mojej wyprawy obejmował stricte terenowy odcinek od Zwardonia do miejsca noclegu, a mianowicie do Bacówki PTTK pod Krawców Wierchem.
Do Zwardonia dotarłem pociągiem troszkę później niż miałem w pierwotnym planie. A późno dlatego, że pierwszy pociąg z Bielska wyruszał dopiero o 7 rano :/. Na miejscu byłem chwilę przed 9 rano. Szybko podjechałem do najbliższego sklepu by kupić sobie coś na śniadanie i ruszyłem czerwonym szlakiem w stronę Wielkiej Raczy. Z racji, że kilometrów było przede mną sporo nie narzucałem sobie ostrego tempa - delikatnie mówiąc, oszczędzałem się. Upał i kilogramy na plecach niestety były dość mocno odczuwalne - na ostrzejszych podjazdach zsiadałem z bike'a. Normalnie były one do podjechania ale "tylny" bagaż z deczka utrudniał uphill. Na dzień dobry, bo raptem może po 2 kilometrach jazdy, zjechałem ze szlaku. Powód - kiepskie oznaczenie i entuzjazm związany z samą wyprawą :D. Straciłem dobre pół godziny zanim znalazłem szlak. Pomyślałem sobie: Jakoś nie za dobry początek eskapady ;). Jechało się wybornie, żałowałem jedynie, że nie wyposażyłem się w bandane, gdyż pot lał się z pod kasku momentami ostro. Początkowo szlak biegł po leśnych, szutrowych i momentalnie nieźle zniszczonych przez leśników drogach by potem wkroczyć w to co tygryski lubią najbardziej, a mianowicie malownicze single tracki. Oj przyznam się fan był ogromny :). Byłby może, a nawet na pewno, większy gdyby nie garb na plecach, który to dość mocno ograniczał na zjazdach, Mimo wszystko bawiłem się przednie :).


Biały rumak na Dworcu PKP w Bielsku-Białej w oczekiwaniu na pociąg do Zwardonia :).


Przedziału dla rowerów niestety nie było stąd zostało mi tylko koczwanie w ostatnim wagonie pociągu.


Gdzieś na czerwonym szlaku na Wielką Raczę.


Oj widoczki to były przepiękne :).










Singielków pierwszego dnia trochę było :).


Za takie coś kocham Beskid Żywiecki!!




Przyznam się bez bicia - nie miałem pojęcia co to są za szczyty ale i tak było zajebiście ;)


Podjazd na Wielką Raczę.

Gdzieś niedaleko przed Wielką Raczą musiałem troszkę poimprowizować, gdyż szlak się gdzieś posiał a ja dojechałem do rozwidlenia dróg. Na moje szczęście wybrałem dobrą drogę. Troszkę sobie po drodze przypominałem owy szlak bo już kiedyś razem z Ludwikonem jechaliśmy nim, lecz w przeciwnym kierunku. Hehe dużo się nie zmienił tylko miałem wrażenie jakbym go szybciej pokonał :). A tak na marginesie to dwa etapy całej wyprawy miałem przejechane w 80% - robiłem to na raty w przeciągu ostatnich lat a teraz chciałem sobie zrobić mega kompilację ;). Na Wielkiej Raczy zrobiłem sobie dłuższą przerwę na uzupełnienie płynów i kalorii. Turystów mnóstwo,a to przecie środek tygodnia...Co ciekawe w 90% to byli Słowacy - hehe może mieli jakie święto ;). Tym razem widoczki na Raczy mnie rozpieszczały - było nawet widać Tatry :).


Wielka Racza (1236 m.n.p.m.) - Mała Fatra jak na dłoni.


Panorama z Wielkiej Raczy.


cd.

Po solidnym popasie ruszyłem dalej w stronę Przełęczy Przegibek. Nie, nie, nie tej w Beskidzie Małym :). Na dzień dobry przywitała mnie klasyczna rąbanka beskidzka by później wjechać na "majestatyczną" polankę, po której jechałem dość intrygującą koleiną. Hehe koledzy z bbRiderZ jechali nią parę dni później i też im się podobała :).




Dla takich widoków wart się porządnie sponiewierać na bike'u :).





Po szuterkach, leśnych duktach i singlach przyszła pora na typowe podłoże Beskidu Żywieckiego a mianowicie "korzenną rąbankę" :). Nie powiem, lekko się nie jedzie ale za to fan jest niezły i można poćwiczyć technikę :). Oczywiście były momenty, gdzie zsiadałem z bike'a ale to w tamtych rejonach norma. Poza tym walka z korzeniami pochłania sporo energii a ja musiałem ją dobrze racjonować ;). Był to chyba najbardziej techniczny odcinek całego I etapu. Na Przełęczy Przegibek zrobiłem kolejny postój na ładowanie baterii i jak się niestety okazało ostatnie napełnienie bidonów :/. Dalej już pedałowałem w kierunku Wielkiej Rycerzowej ( ponownie czerwony szlak graniczny ). Na tym odcinku dowaliłem trochę do ognia :) - poczułem spory przypływ energii i nie odpuszczałem na ( prawie ) żadnym podjeździe. A prawie dlatego bo na Majcherową wjechać się nie dało - jakiś 50-cio metrowy ostry wypych.




Wielka Rycerzowa (1226 m.n.p.m.)

Z Wielkiej Rycorzewej jechałem już dla mnie totalnie nieznanym szlakiem ( niebieskim, granicznym ) na Przełęcz Glinka. Oooooo to był rzeźniczy odcinek!!!! A w zasadzie dwa momenty: atak na Świtową i Oszusta. Przyznam się : to nie był zwykły wypych!!!! To był ALPINIZM ROWEROWY!!!!! Większych kiep moje oczy w Beskidach nie widziały!!! Nachylenie terenu to minimum 60 stopni a procentowo to już nie wspomnę! Po prostu rzeźnia. Wypychy może nie były długie ( ok 100/200 metrów ) ale na każdy poświęcałem od 20 do 30 minut. Tempo makabryczne ale zważywszy na warunki ( mega stromizna, załadowany bike - ok 15 kg, plecak i słaba przyczepność do podłoża ) to i tak nie najgorzej. Nie chce nic mówić ale w zimie na tych "podejściach" to bez raków i czekanu nie ma nawet co próbować. Odcinek od Wielkiej Rycerzowej do przełęczy Glinka to był chyba najbardziej dziki podczas całej wyprawy. Zero ludzi na szlaku i co najważniejsze szlak miejscami bardzo mocno zarośnięty - trawa po ramiona!!. Mimo tych dwóch mega wyczerpujących wypychów i tak jechało się przednie. problem był tylko z...piciem - za Oszustem zapasy wody mi się skończyły. Niestety nie przewidziałem tego i do miejsca noclegowego dotarłem już z deczka odwodniony i padnięty.


Wypych na Świtkową - zdjęcie niestety nie oddaje stromizny ( szeroki kąt ). Jednak mina swoje mówi ;).




Pański Kamień


Po mega wypychu na Oszusta chwila relaksu z pięknym widoczkiem.

Do bacówki dotarłem po 19-tej. Czas?? Hmnn nie najgorszy choć zawsze mógł być lepszy :). Wpadłem do środka i pierwsze co zrobiłem to kupiłem 1,5 litrową wodę - poszła w 15 minut. Potem przyszła pora na załatwianie noclegu i tu niezła niespodzianka: dzwoniłem 2 dni wcześniej upewniając się o wolne wyrko, kwestie sanitarną i miało być wszystko OK. No jednak nie wszystko - problem z wodą a mianowicie z prysznicem. Ze względu na suszę i ograniczoną ilość wody prysznice zostały zamknięte. Pomyślałem: FUCK!! Iść spać totalnie przepocony i uświniony albo próbować się umyć w umywalce Oczywiście wybrałem opcje drugą choć łatwo nie było :). Tak na marginesie dodam, że podczas wypychy na Oszusta pierwszy raz w życiu pot lał mi się ciurkiem z łokci - po prostu makabra :). Po załatwieniu kwestii noclegu zjadłem porządną obiadokolacje i poszedłem podziwiać Małą Fatrę podczas zachodu słońca. Spotkałem jeszcze pewną prze sympatyczną parkę, z którą sobie trochę pogawędziliśmy i powspominaliśmy podejście pod Oszusta - hehe szli tą samą trasą co ja tyko, że od Wielkiej Raczy. Po "kąpieli" skoczyłem jeszcze do bufetu ( bardzo jajcarska obsługa płci pięknej ), zakupiłem piwko ( tak w nagrodę ) i poszedłem na zachód słońca na Halę Krawculę. Widoczki bajka a jak piwko smakowało :).


Bacówka PTTK pod Krawców Wierchem.


W oddali towarzyszka całego pierwszego etapu - Mała Fatra.


Po całym dniu należy się...nagroda ;).


Jeden z ładniejszych zachodów słońca jakie widziałem.



I tak oto pierwszy dzień/etap Beskid Żywiecki Expedition 2013 dobiegł końca. Wylałem hektolitry potu, spaliłem w cholerę kalorii ale było warto!!

P.S. Tak w ramach informacji a propo Bacówki to problemy z wodą są tam normalne - w końcu to góry, wodociąg tam nie dochodzi ;). Druga sprawa to prąd!! Jeśli w schronisku nie ma kompletu ludzi to nie włączają agregatu stąd też prądu dla turystów nie ma - brak światła po zmroku w pokojach. Ale za to jest klimatycznie :). Aaaa maksymalnej prędkości nie podałem bo...licznik mi zwariował i pokazał 142 km/h :D.
Kategoria Beskid Żywiecki



Komentarze
Marek87
| 20:20 niedziela, 8 września 2013 | linkuj O cholera! Żarty się kończą! Ambitnie z ekstra widokami! Czerwonym z Wielkiej raczy do Zwardonia zjeżdżałem. W drugą stronę nie próbowałem. Bardzo "fajne" tłuczenie się po naszych górach... Niezła sieczka.
jakubiszon
| 21:21 sobota, 31 sierpnia 2013 | linkuj @ Toomp : Beskid Żywiecki jest wręcz usłany singlami i za to go kocham :)

@tlenek: sama trasa ciężka nie była tylko upał i brak wody dawał się we znaki

@ Piksel : to byłą moja pierwsza parodniowa wyprawa więc zabrałem w sumie sporo niepotrzebnych rzeczy - człowiek uczy się na własnych błędach ;). 12-go niestety nie będzie mnie w okolicy bo będę na delegacji w Czeladzi :( ale planuje zabrać bike''a ze sobą to coś pokręcę po hanyskiej ziemi ;)

@k4r3l: na kolejne 2 etapy trza będzie trochę poczekać bo mam przesrany tydzień w pracy ( "lekki zajob")
k4r3l
| 15:47 piątek, 30 sierpnia 2013 | linkuj Niezły survival sobie zapodałeś! Faktycznie, bez logistycznego przemyślunku byłoby ciężko... Czekam na c.d. :)
webit
| 08:17 piątek, 30 sierpnia 2013 | linkuj Foty niesamowite!!!
tlenek
| 22:08 czwartek, 29 sierpnia 2013 | linkuj Przyznam, że widoczki bajka. Musiało być cięzko w takim terenie, ale myśle że nie narzekasz :).
Zmęczenie minęło, a wspomnienia pozostaną. Gratuluje wyprawy, i czekam na kolejny etap :P
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ksree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]