Info
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Grudzień11 - 0
- 2025, Listopad15 - 0
- 2025, Październik15 - 0
- 2025, Wrzesień18 - 0
- 2025, Sierpień19 - 0
- 2025, Lipiec16 - 0
- 2025, Czerwiec22 - 0
- 2025, Maj19 - 0
- 2025, Kwiecień19 - 0
- 2025, Marzec16 - 0
- 2025, Luty10 - 0
- 2025, Styczeń11 - 0
- 2024, Grudzień15 - 0
- 2024, Listopad14 - 0
- 2024, Październik15 - 0
- 2024, Wrzesień15 - 0
- 2024, Sierpień28 - 0
- 2024, Lipiec19 - 0
- 2024, Czerwiec16 - 0
- 2024, Maj21 - 0
- 2024, Kwiecień17 - 0
- 2024, Marzec17 - 0
- 2024, Luty12 - 0
- 2024, Styczeń17 - 0
- 2023, Grudzień13 - 0
- 2023, Listopad9 - 0
- 2023, Październik16 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień15 - 0
- 2023, Lipiec16 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj18 - 0
- 2023, Kwiecień13 - 0
- 2023, Marzec14 - 0
- 2023, Luty13 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień10 - 0
- 2022, Listopad6 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień9 - 0
- 2022, Sierpień21 - 0
- 2022, Lipiec19 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj29 - 0
- 2022, Kwiecień23 - 0
- 2022, Marzec31 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń11 - 0
- 2021, Grudzień15 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik28 - 0
- 2021, Wrzesień18 - 0
- 2021, Sierpień22 - 0
- 2021, Lipiec30 - 0
- 2021, Czerwiec24 - 0
- 2021, Maj23 - 0
- 2021, Kwiecień25 - 0
- 2021, Marzec26 - 0
- 2021, Luty16 - 0
- 2021, Styczeń8 - 0
- 2020, Grudzień10 - 0
- 2020, Listopad6 - 0
- 2020, Październik23 - 0
- 2020, Wrzesień22 - 0
- 2020, Sierpień20 - 0
- 2020, Lipiec42 - 0
- 2020, Czerwiec25 - 0
- 2020, Maj19 - 0
- 2020, Kwiecień41 - 0
- 2020, Marzec25 - 0
- 2020, Luty16 - 0
- 2020, Styczeń24 - 0
- 2019, Grudzień17 - 0
- 2019, Listopad18 - 0
- 2019, Październik23 - 0
- 2019, Wrzesień16 - 0
- 2019, Sierpień6 - 0
- 2019, Lipiec5 - 0
- 2016, Marzec2 - 2
- 2016, Luty5 - 8
- 2016, Styczeń2 - 6
- 2014, Listopad4 - 10
- 2014, Październik5 - 14
- 2014, Wrzesień5 - 5
- 2014, Sierpień13 - 28
- 2014, Lipiec9 - 15
- 2014, Czerwiec13 - 34
- 2014, Maj13 - 29
- 2014, Kwiecień6 - 10
- 2014, Marzec9 - 19
- 2014, Luty8 - 15
- 2014, Styczeń7 - 24
- 2013, Grudzień8 - 16
- 2013, Listopad3 - 8
- 2013, Październik11 - 26
- 2013, Wrzesień7 - 10
- 2013, Sierpień9 - 18
- 2013, Lipiec8 - 26
- 2013, Czerwiec9 - 31
- 2013, Maj8 - 22
- 2013, Kwiecień9 - 41
- 2013, Marzec7 - 26
- 2013, Luty5 - 31
- 2013, Styczeń5 - 51
- 2012, Grudzień5 - 20
- 2012, Listopad7 - 20
- 2012, Październik6 - 31
- 2012, Wrzesień5 - 29
- 2012, Sierpień7 - 31
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec5 - 12
- 2012, Maj4 - 13
- 2012, Kwiecień2 - 6
- 2012, Marzec2 - 2
- 2012, Luty2 - 8
- 2011, Grudzień4 - 8
- 2011, Listopad1 - 3
- 2011, Sierpień2 - 9
- 2011, Czerwiec2 - 4
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 1
- 2011, Marzec1 - 2
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
Dane wyjazdu:
45.80 km
12.00 km teren
03:06 h
14.77 km/h:
Maks. pr.:57.40 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1204 m
Kalorie: 1906 kcal
"Ostatki" rowerowe w Beskidzie Małym. Podsumowanie sezonu 2012.
Poniedziałek, 31 grudnia 2012 · dodano: 31.12.2012 | Komentarze 5
Poślizg z wpisem to już u mnie niemalże tradycja , zeszłoroczna przynajmniej :D. W tym roku postaram się uzupełniać bloga troszkę szybciej ;). To jak narzazie tyle z postanowień noworocznych ;).Ale przejdźmy do rzeczy…
Z racji, że do zrobienia 4K pozostało raptem 9 kilometrów, postanowiłem jednak jakoś zakończyć rok bardziej z pompą a niżeli wykręcić jakiś krótki, mało ambitny trip. Tak sobie siedziałem w domu dzień przed sylwestrem i rozmyślałem nad jakąś trasą i wpadł mi do głowy pomysł uphill’u na Hrobaczą Łąkę. Co najlepsze dokładnie w tym momencie napisał do mnie k4r3l z dokładnie taką samą propozycją. Hehe pomyślałem sobie, że byłoby to genialne podsumowanie roku 2012. Oczywiście przytaknąłem i umówiliśmy się z Kubą na 11-stą. Drogę do zapory spędziliśmy na pogaduszkach, podsumowaniach i planach na przyszły rok. Część właściwą uphill’u jednak pokonaliśmy osobno. Każdy z nas założył słuchawki i przy wtórze muzyki pomknęliśmy do góry. Hehe płyta koncertowa Pantery Official Live była chyba za wolna w porównaniu z Kuby Acid Drinkers - Verses Of Steel., gdyż szybko zostałem w tyle :D. Nie no tak naprawdę to Kuba jest szybszy :) a poza tym na uphill’ach się źle dyskutuje, szczególnie jeszcze na takim ;).

Na szczycie.





k4r3l podczas zjazdu z ostatnich metrów zielonego.
Co ciekawe jak na sylwestra to pogoda dopisywała nam przednia. Na odsłoniętych odcinkach podjazdu czułem się jakby co najmniej był wrzesień a nie 31-szy grudnia- w słońcu było pewnie z 12 stopni, jak nie lepiej. Na szczyt Hobaczej dotarłem parę minut po k4r3l’u – no cóż chyba sobie już trochę odpuściłem na koniec sezonu 2012 :D. Krótka sesja foto, troszkę dłuższa pogawędka z sympatycznym małżeństwem i ruszyliśmy w część terenową czerwonym szlakiem w stronę Gaików. Dawno już nie jechałem tą trasą stąd też już jej tak dobrze nie pamiętałem choć ta jedna wyrypa utkwiła mi w pamięci ;). Jak to przystało na troszkę większą wysokość nad poziomem morza dało się zauważyć śladowe kupki śniegu i „troszkę” lodu na trasie, które w żaden sposób nie utrudniały jazdy lecz nadawały lekkiej pikanterii :). Z czerwonego skręciliśmy na zielony szlak w stronę Nowego Światu. Podczas zjazdu, jeszcze nawet na czerwonym, moje hamulce wygrywały istne arie operowe :D. Po prostu jeden wielki pisk!!! Mój serwisant co prawda uprzedzał mnie o tym ale nie sądziłem, że hample będą wydawać z siebie takie donośne „okrzyki”. Na Nowym Świecie oczywistością była krótka sesja fotograficzna, tym razem lekko zachmurzonych i zamglonych Tatr. Po zjeździe do Międzybrodzia zaczął się już stricte asfaltowy trip. Kuba zdecydował w Porąbce, że jednak pojedzie przez Wielką Puszczę a ja z racji, że mi się nie chciało samemu wracać do domu, towarzyszyłem mu aż do Brzezinki. Trip jak najbardziej udany, genialna trasa, towarzystwo i co najważniejsze piękne podsumowanie sezonu 2012. Dzięki Kuba!!!!!!
A tutaj dokładne statystyki z ostatniego już tripu 2012 roku i oczywiście mapka z Bikemap :).
A co do samego PODSUMOWANIA SEZONU 2012 to powiem tak: plany były ambitne bo celem było:
- wjechanie na wszystkie najwyższe szczyty pasm Beskidów;
- okrążenie również wszystkich pasm Beskidów;
- uphill na Babią Górę;
- wykręcenie dużo większej liczby kilometrów niż w poprzednim roku.
No cóż wyszło jak wyszło :/ - dwa pierwsze cele zrealizowałem szczątkowo ale dwa kolejne zaliczyłem.
W trakcie roku oczywiście narodziły się w mojej głowie nowe plany, miedzy innymi:
- wykręciłem pierwsze w moim życiu 200 kilometrów w ciągu jednego dnia;
- zaliczyłem trzy kraje w przeciągu jednego dnia bez żadnych dojazdówek autem. Poza tym poznałem nowe tereny; nowych Bilerów z którymi bardzo miło mi się jeździło; wjechałem pierwszy raz na Pilsko – mam nadzieję, że nie ostatni :); testowałem organizm w skrajnych warunkach i w ten sposób wyjechałem na Równicę przy temperaturze minus 16 st.C., 16 razy przekroczyłem dystans dzienny stu kilometrów ; hehe udało mi się wygrać koszulkę i nogawki w konkursie VITESSE – może to nie jest osiągniecie ale radość dało wielką ;); dołączyłem do bielskiej grupy rowerowej bbRiderZ.
Reasumując to był piękny rok :) i mam nadzieję, że obecny będzie równie ciekawy i zaowocuje w nowe doświadczenia i znajomości czego Wam jak i sobie życzę :).
Na koniec troszkę muzyki ;)
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
92.12 km
0.00 km teren
03:56 h
23.42 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:480 m
Kalorie: kcal
Płasko jak cholera ale na dobicie km. w sam raz :)
Niedziela, 30 grudnia 2012 · dodano: 30.12.2012 | Komentarze 3
Jako że postanowiłem w tym roku wykręcić 4K ( 4000 kilometrów) stąd też ostanie moje tripy do najambitniejszych nie należą :). Tak też było i tym razem :D. Szczerze mówiąc myślałem, że już mi się nie uda - dwa razy w grudniu byłem chory i to co gorsze raz przez święta jak pogoda na rower była wyśmienita. Co najlepsze nawet dzisiaj wyjeżdżając nie byłem do końca wyleczony ale CYKLOZA i chęć zrobienia 4K były silniejsze od zdrowego rozsądku. Wiedziałem, że zostało mi do celu niespełna 100 km. stąd też patrząc na datę, wybrałem trasę stricte asfaltowa i co gorsza mega płaską. Cel był jeden - jak najwięcej km. w jak najkrótszym czasie stąd też nie mogło być dużo górek.Wstałem rano, zajrzałem za okno i tu niespodzianka.... Wieje jak cholera ( halny ). Załamka!!! Przecież na takim wietrze strach jeździć!!! Szybka rozkmina i podjąłem decyzję, że uderzam jednak w teren a resztę kilometrów dobiję w sylwestra. Jednak po przejechaniu kilometra zrezygnowałem i na ryzyko ruszyłem w pierwotna szosową trasę. Heheh nie powiem do Zatora jechałem z wiatrem i było to bardzo przyjemne. Za Zatorem jakby halny ustał i w tym momencie już byłem pewien, że to był dobry wybór. Przez Polankę Wielką jechało się już normalnie - hehe bo były już "górki" :).

Gdzieś w okolicach Polanki Wielkiej© jakubiszon

A to gdzie zrobiłem?? Hmnn nie pamiętam :D© jakubiszon
Jednak górki się szybko skończyły i aż do Starej Wsi było płasko jak cholera. Później parę drobnych górek i dopiero coś "ostrzejszego" wyrosło w Bielsku. Najlepsze jest to, że w zasadzie dopiero za Bielskiem spojrzałem na przejechany dystans i oczom nie mogłem uwierzyć, że mam za sobą już ponad 70 kilometrów. Niestety zdawałem sobie sprawę, że tej upragnionej sety nie uda mi się zrobić. Czas gonił i nie pozwalał na odskoki w bok. I tym oto sposobem do magicznego 4K zostało mi niespełna 8 kilometrów :). No cóż trzeba będzie zrobić jakąś "mega" trasę w Sylwestra, no bo w sumie jak kończyć sezon 2012 to w ostatni dzień roku :D.
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
110.55 km
0.00 km teren
04:55 h
22.48 km/h:
Maks. pr.:59.20 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:920 m
Kalorie: 2092 kcal
Szosowy Cieszyn!!!
Niedziela, 23 grudnia 2012 · dodano: 23.12.2012 | Komentarze 3
Hmn.. Co tu napisać :)????? Może zacznę od początku :). Szczerze mówiąc nie była to trasa, którą bym planował od dłuższego czasu. Rzekłbym nawet, że była mega spontaniczna. W zasadzie chciałem gdziekolwiek jechać byle by wykręcić sporo kilometrów - plan dobicia do 4k. A żeby mi się przyjemniej kręciło zaproponowałem trip chłopakom z bbRiderZ i k4r3l'owi. Z bbRiderZ pojawił się tylko Piaseq - na niego zawsze można liczyć :), a Kuba niestety był niedysponowany ;).Z Pawłem umówiłem się na 11 w Bielsku. Miałem w planach zrobić jeszcze Przegibek ale... zapałem sobie troszkę :). Chyba był to efekt imprezki dzień wcześniej :D. Dzięki bogu zdążyłem w miarę na czas - kwadrans spóźnienia. Zatem ruszyliśmy z Pawłem w stronę Cieszyna starą drogą ( Cieszyńską). Bardzo przyjemnie się kręciło, niestety ja się za ciepło ubrałem i czułem lekki dyskomfort. Sielskie kręcenie zakłócił nam w Skoczowie jakiś debil w BMW. Już tłumaczę: kulturalnie jedziemy sobie obok siebie ( nie gęsiego ), droga pusta, prosta gdzieś na odcinku 500 metrów, zero samochodów. Nagle zza pleców słyszymy klakson. Myślimy sobie , co za debil trąbi na nas na pustej, prostej drodze, przecież miejsca jest dość dla nas wszystkich. W pewnym momencie jedziemy równo w trójkę a baran z BMW zaczyna się na nas drzeć i wyzywać przez uchylone okno. Co gorsza zaczął nam zajeżdżać drogę. W takim wypadku nie pozostało nic innego jak pokazać mu środkowy palec. Ćwok dalej się wydziera, a ja mu na to czy nie zna przepisów ruchu drogowego, gdyż nasza jazda była jak najbardziej prawidłowa. Do "pogawędki" dołączył Paweł i w tym momencie gościu spasował. Miał chłop szczęście, że się nie zatrzymał bo mogło by się to nieciekawie (dla niego) skończyć. Boże co to za debile jeżdżą po naszych drogach!!!!!! Dalsza droga odbyła się już bez takich akcji. Ale żeby było ciekawie zaraz przed Cieszynem na asfaltowej drodze Paweł łapie kapcia. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że dziura nie była duża i udało nam się dojechać Cieszyna.

W drodze do Cieszyna© jakubiszon

Rynek w Cieszynie.© jakubiszon

Wymiana dętki w Kauflandzie cieszyńskim ;).© jakubiszon
W planie było piwko w Czeskim Cieszynie i powrót inna trasą ale niestety poszukiwania sklepu rowerowego i sama wymiana pochłonęły trochę czasu, stąd też trzeba było szybko wracać do domu tą samą drogą. Gdzieś w okolicach Świętoszówki poczułem brak energii. Dziwne bo dystans nie miałem za duży. Powodami były za pewne zmiana ustawień siodła ( obniżyłem je ) i brak posiłku. Jakoś się dokulałem do BB, tam pożegnałem się z Piasqiem i ruszyłem szukać spożywczaka w celu uzupełnienia kalorii :). Tradycyjnie zahaczyłem o Opium w celu przechylenia kufla i co najważniejsze - nabraniu sił na dalszą jazdę. Ta raptem 20-sto minutowa przerwa idealnie mnie zregenerowała lecz niestety do domu wracałem już po ciemku ( bez oświetlenia ) :(.
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
50.40 km
16.00 km teren
03:22 h
14.97 km/h:
Maks. pr.:54.50 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1142 m
Kalorie: 2033 kcal
Rower:Author Solution
W zastępstwie...
Środa, 19 grudnia 2012 · dodano: 19.12.2012 | Komentarze 5
Po dłuższej przerwie spowodowanej chorobą w końcu zasiadłem na Białego...WRÓĆ!!!!!... na Starego Rumaka. Biały zaniemógł :/. Dzień przed tripem postanowiłem sobie przygotować Białego. Pucowałem, smarowałem, można by rzec, że nawet dopieszczałem :D ( bez podtekstów :p ). Ostatnia kontrola hamulców...i zonk!!! Klamka tylnego hamulca się "zapadła" :/. Diagnoza - hampel się zapowietrzył!! I co tu teraz zrobić??? Trip stał pod wielkim znakiem zapytania bo przecież jak tu jeździć w terenie tylko z jednym hamulcem?? Z racji, że już kiedyś miałem przygotowanego do sezonu starego Authora, postanowiłem go wykorzystać. No cóż patrząc "osprzętowo" na te rowery to Stary Rumak był daleko za murzynami. A wracając do samej trasy...Plan był taki: dojazd do Międzybrodzia-Bialskiego, później ruszyć na Nowy Świat i dalej już terenem na Magurkę Wilkowicką, zjazd czarnym do Łodygowic i dalej już asfaltem na Kocierz i do domu. Plan planem a rzeczywistość rzeczywistością :). Nie udało mi się zrobić Kocierza i czarny szlak trochę skróciłem. Ale od początku... Do Międzybrodzia dojechałem bez większego wysiłku. Przyznam się bez bicia nawet nie wiem z jaką prędkością jechałem gdyż nie chciało mi się przekładać licznika z Białego, ale powiem tak: komfort jazdy był gorszy. Już tłumaczę... Po primo: Stary ma mniejszą ramę ( o cal ); Po secundo: geometria tej ramy jest z deczka inna' Po tertio: inny ogumienie. Co do samych opon to osobiście nie polecam opon Continental Explorer. Na śniegu i na suchych nawierzchniach sobie radzi całkiem całkiem ale na mokrych, w błocie porażka na całej linii. Po wjechaniu w teren kląłem strasznie, czułem się tak jakbym jechał na oponach stricte szosowych. Znowu odszedłem od samej trasy :). Podjazd niebieskim szlakiem pod Nowy Świat zaliczam do jednych z ostrzejszych w Beskidzie Małym, co prawda nie jest długi ale daje nieźle w kość. Czym dalej jechałem tym pojawiało się coraz więcej śniegu by na Magurce grubośc śniegu wynosiła już ok. 10 centymetrów.

Dolina rzeki Soły we mgle.

Czupel.




ostatnie metry przed Magurką.
Ostatni może kilometr przed szczytem Magurki jechałem już w zasadzie w śniegu. Nie powiem, że wszędzie się dało wyjechać. Dało się tylko tam gdzie były jakieś większe koleiny. Na szczyci przywitała mnie gigantyczna mgła. Widoczność była może na 50 metrów. Szkoda bo myślałem, że doświadczę efektu chmur/mgły pod sobą.

Schronisko na Magurce Wilkowickiej.

Skromna mgiełka ;).

Żeby nie było tak pięknie musiałem zaliczyć małą glebę ;). A udało mi się tego dokonać podczas zjazdu czarnym szlakiem w stronę Łodygowic. Co najlepsze przyczyną była...gałąź przykryta śniegiem :D. Pozbierałem się i ruszyłem dalej w dół lecz zmieniłem ostatecznie trasę. Nie dojechałem do końca czarnego lecz odbiłem w lewo, w całkiem mi nieznana drogę. Mniej więcej domyślałem się, gdzie
ona biegnie. Nota bene bardzo przyjemny odcinek- większość w dól i to elegancką leśną drogą. Nie powiem ale strasznie zmoczył/wybrudził mnie ten kawałek - wyglądałem po nim jak jedna wielka kupa błota :D. Po zjechaniu do Czernichowa zauważyłem, że zgubiłem bidon ( to już drugi w tym sezonie ) i co najlepsze - koszyk na bidon :D. Musiała mi się podczas zjazdu odkręcić śrubka mocująca :D. Przemoczony i zmarznięty ruszyłem asfaltami do domu.
TUTAJ DOKŁADNE STATYSTYKI Z TRIPU (STRAVA).
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
113.00 km
11.50 km teren
06:10 h
18.32 km/h:
Maks. pr.:51.40 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1340 m
Kalorie: kcal
Mikołajkowa Równica ;)
Czwartek, 6 grudnia 2012 · dodano: 06.12.2012 | Komentarze 4
Pobudka 7:15. Na zewnątrz -8 st.C. Planowany start - 8:00. Oczywiście mi trochę zeszło i w końcu wyruszyłem o... 9 :). Jako że były mikołajki...prezentu rano nie uświadczyłem więc zrobiłem sobie go sam :). A jaki??? Najlepszy z możliwych - zimowy trip ;). Plan był prosty - atak na Równicę. Można by rzec, że jakoś często zdobywam Równicę zimową porą. W sumie to już drugi raz w tym roku. Za pierwszym razem co prawda było z deczka chłodniej (-16 st.C) ale wróćmy do części właściwej :).Pierwotnie planowałem zaliczyć po drodze Przegibek ale jakoś się szybko zniechęciłem ;). Zatem ruszyłem asfaltem na Bielsko przez Kobiernice, Podlesie, Kozy. Początkowo jakoś kiepsko podawały mi nogi, chyba nie mogły się przyzwyczaić do mroźnej aury. Dopiero gdzieś po przejechaniu 20-stu kilometrów mięśnie zaczęły pracować tak jak powinny. W Bielsku koło lotniska napotkałem pierwsze...lodowisko :). Mam tu na myśli ścieżkę rowerowa. Heheh bardzo miło się jechało po tej zmarzlinie, taka mała rozgrzewka na początek zimowego sezonu :). Do Ustronia standardowo dojechałem zielonym szlakiem rowerowym. Po drodze miałem nieprzyjemną przygodę - złapałem kapcia!!. Kto by pomyślał, żeby w zimie złapać gumę??? No cóż.. Zabrałem się za łatanie dziury. Wyjątkowo szybko ją znalazłem, wyciągnąłem łatki i ...tu najlepsze. Cale opakowanie łatek do wywalenia!! A dlaczego?? Żadna się nie chciała przykleić do dętki - jakby klej szlak trafił!!! Nie wiem co było powodem tego ale trzeba było sobie jakoś poradzić. Zatem wyciągam zapasową dętkę i znowu dupa. Dętka poprzecinana. Coś mam nie tak z tą sakwą podsiodłową bo namiętnie mi się w niej przecinają dętki. Założyłem z powrotem starą i jakoś dojechałem do Ustronia. Tam z pomocą mieszkańców znalazłem sklep rowerowy i profilaktycznie kupiłem 2 dętki. I tym sposobem już miałem niespełna godzinne opóźnienie.

No to zaczęła się część właściwa całego tripu a mianowicie uphill na Równicę :). W porównaniu z poprzednim razem poszło mi dużo lepiej, hehe może dlatego że nie było -16 st.C. Oczywiście w schronisku (na Równicy) zjadłem sobie... flaczki licząc na to, że poda mi je miła blondyna a tu kupa :(. Blondyneczki tym razem nie było ;[. Po sytym obiedzie ruszyłem na szczyt, w zasadzie poszedłem bo śnieg utrudniał dość mocno jazdę . Miałem dwie opcję zjazdu: żółtym albo zielonym szlakiem. Z racji, że zółtym już kiedyś zjeżdżałem wybrałem zielony. Dojazdówka do owego zielonego do najłatwiejszych nie należała. W zasadzie była ona płaska, no może bardzo delikatny spadek terenu, a śniegu momentami było do pół koła. Co tam liczyła, się przednia zabawa!!! Nota bene chyba w przeciągu doby nie tylko ja śmigałem tą trasą gdyż widziałem całkiem świeże ślady jakiegoś innego bikera.

Równica.


A w dole Brenna :).



W końcu dotarłem do zielonego w stronę Brennej. Owy biker też wybrał tę trasę, gdyż jego ślady towarzyszyły mi bardzo długo. Zjazd był bardzo ciekawy choć trzeba było strasznie uważać, gdyż szlak był nie przetarty i nie wiadomo było co kryje się pod śniegiem. Tak skupiłem się na dowhill'u, że ...zgubiłem szlak :D :D :D . Śmiałem się sam z siebie!! No cóż ruszyłem dalej w dół leśnymi drogami, nota bene to nawet nie były drogi tylko kolejne lodowiska, tylko że dość strome. W tym momencie przydała się technika i doświadczenie bo łatwo nie było ;). Z chęcią powtórzę ten zjazd ale jak już śnieg stopnieje, gdyż ta trasa ma potencjał :). Z Brennej w stronę Górek ruszyłem czarnym szlakiem rowerowym w dość mocnej śnieżycy. W zasadzie mocne opady śniegu towarzyszyły mi aż do samego domu. Jako że byłem w okolicy i tradycję trzeba zachowywać, nie omieszkałem odwiedzić starego rynku w B-B, a dokładnie Opium w celu przechylenia kufla pysznego Brackiego ;).

Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
45.03 km
17.07 km teren
03:10 h
14.22 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1332 m
Kalorie: 2081 kcal
Pamiętaj cholero nie śmigaj w bukowinie jesienią ;)
Środa, 28 listopada 2012 · dodano: 29.11.2012 | Komentarze 6
Hehehe ale mi wyszło powiedzenie :D.Przyszedł czas w końcu na obiecane MTB :). Ostatnio nabijałem kilometry na asfaltach ale trzeba było jednak zrobić coś dla siebie i uderzyć w teren :). Z racji, że miałem jeszcze trochę nieprzejechanych szlaków w Beskidzie Małym, a szczególnie w zachodniej jego części, postanowiłem wykorzystać chyba już ostatnie w tym roku piękne dni i przetestować jeszcze raz aplikację STRAVA. Wracając do owych szlaków miałem na myśli czerwony z Hrobaczej Łąki do Porąbki i Niebieski z Porąbki do Kóz. Gdzieś kiedyś przeczytałem, że owy czerwony najlepiej robić właśnie z Hrobaczej a nie na odwrót i była w tym racja, gdyż zapewne połowę drogi z Porąbki musiałbym nieść rower. Powodem tego była spora stromizna i makabrycznie zniszczona droga przez leśników.
Ale wracając do samej trasy...
Standardowo na Hrobaczą wyjechałem asfaltem - co jak co ale lubię ten podjazd :), daje w dupę ale i tak jest fajny.... Chyba nie zabrzmiało to za dobrze :D :D :D. Podczas uphill'u towarzyszyło mi dość mocne słońce, czego efektem był fajny motyw, a mianowicie w dolinie Soły i nie tylko tworzyła się mgła.


Andrychowska część Beskidu Małego.
Chyba pierwszy raz na Hrobaczej Łące nie spotkałem żywej duszy - był to efekt chyba dość wczesnej pory (po 10). I przyszedł czas na czerwony szlak :). Powiem tak: odcinek bardzo miły, choć jak wcześniej powiedziałem strasznie zniszczony. Szkoda bo gdyby nie ten szkopuł, to bardzo fanie by się zjeżdżało. No to teraz niebieski szlak :). Hmnn.... Powiem tak: trasa genialna ale nie w jesieni :). Już tłumaczę... Sam początek: genialny trawersowanie zboczem Zasolnicy, ale że jest to rezerwat bukowiny ,ilość liści na trasie masakrycznie duża . Utrudniało to strasznie podjazd. Ja po parudziesięciu metrach spasowałem kląc jak szewc. Jako że jest to rezerwat, parę razy musiałem się ładnie nagimnastykować, żeby przeprawić się przez połamane drzewa. Dalej już jechało się szeroką leśną drogą. Początkowo z deczka zniszczoną przez leśników ale później było już bardzo miło :).

Widok ze szczytu Hrobaczej Łąki.

Początek uphill'u pod Zasolnicę.

Liście... :)


Hmnn...Pięknie!!!

Beskidzkie "gołoborza" ;).
Krótko mówiąc: niebieski szlak mnie pozytywnie zaskoczył, ale trasa do robienie ewidentnie nie w jesieni, szczególnie pierwszy odcinek pod Zasolnicę. Po zjechaniu ze szlaku w Kozach przyszła pora na niebieski szlak rowerowy. Heheh widoczny no on był ale tylko na mapie, bo w terenie ani śladu. Więc trzeba było ostro śledzić mapę. Dzięki bogu po wjechaniu na ulicę Gajową w Kozach teren znałem już bardzo dobrze więc na chwilę odłożyłem mapę na bok. Te tereny znałem jeszcze z dzieciństwa, gdyż pierwsze 12 lat mieszkałem w Bujakowie. Co prawda trochę się pozmieniało od tego czasu, ale dałem radę :). Żeby nie było tak słodko i uroczo to oczywiście przed Wołkiem zjechałem trochę za wcześnie z drogi i nie odwiedziłem ruin zamku. Co tam :) - jeszcze nie raz się tam wybiorę. Z okolic Wołku do domu dotarłem już asfaltem.

Ostatnie chwile z niebieskim szlakiem :).

Troszkę beskidzkiej fauny.
Jako że na wstępnie mówiłem o kolejnym teście aplikacji STRAVA, tu zamieszczam dokładne statystyki z owego "bajeru" :).
Żeby tradycji stało się za dość mapka z bikemap musi być , choć ja się ją porówna ze Stravą widać niezłą różnicę ;).
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
98.18 km
5.00 km teren
04:56 h
19.90 km/h:
Maks. pr.:73.10 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1470 m
Kalorie: 1973 kcal
Szosowo po Małopolsce i Żywiecczyźnie
Niedziela, 25 listopada 2012 · dodano: 26.11.2012 | Komentarze 1
Po tygodniowym leniuchowaniu przyszedł czas na rower :). Jakoś wcześniej pogoda mnie rażąco zniechęcała do jakiegokolwiek pedałowania. Ale w końcu przyszedł czas i zasiadłem białego rumaka :). Opcje były dwie: albo ruszyć w teren z chłopakami z bbRiderZ, albo samotnie pokręcić po asfaltach. Wybrałem jednak drugą opcje, ale tylko z jednego powodu - zmniejszenie różnicy do zamierzonego dystansu rocznego (4000 km.). No niestety mamy już końcówkę roku a ja mam niespełna 3500 kilometrów więc czasu mam niewiele :/.Przechodząc do samej trasy...No cóż pomału kończą mi się już jakieś "oryginalne" pomysły na tripy. W pobliżu mam już sporo zjechane a na dłuższe tripy nie pozwala krótki dzień. Przypominam, że nie lubię jeździć tymi samymi trasami... Jednak udało mi się coś wymyślić :). Jakoś nigdy za dużo nie śmigałem po "żywieckich asfaltach", stąd też uderzyłem w tamtą stronę :). Celem były Lachowice i Hucisko.
Z domu standardowo ruszyłem na Wadowice, oczywiście z Andrychowa czerwonym szlakiem rowerowym, który dość mocno mnie...wybłocił :D. Żeby nie jechać główną drogą z Wadowic do Suchej wybrałem opcję przez Gorzeń Górny, Koziniec ( nowość :) ), Tarnawę Górną i Krzeszów. Jak miło było sobie przypomnieć stare trasy :). No niestety w Krzeszowie piękny widok na Babią przysłoniły chmury :(. W zasadzie od owej miejscowości zaczęła się trasa nowymi drogami. Wpierw szutrową drogą do Kukowa a później już asfaltami do Lachowic i dalej.

Żegnam Beskid Mały - Krzeszów.

Krzeszów cd.
Przez Lachowice w zasadzie przejechałem z mapą w ręku :) szukając jakże prostego zjazdu na Przełęcz Hucisko :D. A sam podjazd na przełęcz?? Całkiem, całkiem - bez problemów :). Prawdziwa wyrypa zaczęła się dopiero podczas przeprawy z Huciska do Ślemienia wąską drogą asfaltowa pomiędzy szczytami Bakowa i Ubocza. Łooo dał ten podjazd w dupę i to ostro. Momentami podobny był do fragmentów podjazdu na Chrobaczą. Po prostu mega stromo!!!! Po mega podjeździe przyszedł czas na mega zjazd. Genialna wąska, asfaltowa dróżka na której udało mi się uzyskać całkiem niezłą prędkość, bo 73 km/h. Myślę, że gdybym dobrze znał tę drogę to może pobiłbym swój życiowy rekord!!!

Podczas morderczego podjazdu towarzyszyły mi całkiem miłe widoczki :).

Ze Ślemienia dojechałem do Gilowic mijając po drodze jedynego bikera, a później przez Okrajnik, Łękawice na Kocierz. Na przełęczy trzeba było założyć już kominiarkę i ciepłe rękawice bo zrobiło się nieprzyjemnie zimno. Żebym był widoczny podczas zjazdu z Kocierza "zainstalowałem" oświetlenie i pomknąłem w dół :).
Reasumując: Na wiosnę uderzam w Beskid Żywiecki (okolice Huciska), gdyż jest tam pięknie i jest gdzie pośmigać :).
I coś dla ucha...
&feature=relmfu
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
140.43 km
3.50 km teren
06:26 h
21.83 km/h:
Maks. pr.:68.80 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1730 m
Kalorie: 2785 kcal
Trzy Przełęcze.
Piątek, 16 listopada 2012 · dodano: 18.11.2012 | Komentarze 2
Tak patrząc na swoje statystyki, stwierdziłem, że coś ostatnio te moje trasy są krótkie, choć nie koniecznie lajtowe. Krótko rzecz ujmując skupiłem się na terenie (czyt. MTB). Ale jakoś mi brakowało tych długich, całodniowych wypraw, tych setek natrzaskanych na asfaltach, tej walki z samym sobą. No niestety porę roku mamy jaką mamy więc po części takie tripy są skazane na niepowodzenie, no chyba, że się bierze oświetlenie :). Ja, jako spragniony takich wypraw, postanowiłem jednak wyruszyć i zaliczyć jakąś dobrą "setkę". Plan był taki: Przegibek, Salmopol, Kubalonka czyli trzy ciekawsze przełęcze w okolicy :). Co do dwóch pierwszych przełęczy, droga była oczywista, w przypadku Kubalonki postanowiłem trochę pokombinować :). A mianowicie nie chciałem wyjeżdżać klasycznie od strony zameczku prezydenckiego w Wiśle, ale tak jakby od Stecówki. Ale żeby dostać się na Stecówkę (Istebna) wpierw pedałowałem nad Jezioro Czerniańskie , a później wzdłuż Wisły, w stronę jej źródeł u podnóża Baraniej Góry. Dojeżdżając do Stecówki miałem nadzieję na piękne widoki, lecz niestety po raz kolejny nie miałem szczęścia. Za pierwszym razem jak tam byłem (ślub kumpla) też widoki nie były obiecujące.
W drodze na Salmopol© jakubiszon

Przełęcz Salmopolska© jakubiszon

Wodospad na Wiśle.© jakubiszon

Zapora na Jeziorze Czerniańskim© jakubiszon

Rzeka Wisła© jakubiszon

Stecówka - hehe nawet na owce się załapałem :)© jakubiszon

Stecówka - widoczność nie najlepsza, a szkoda :(© jakubiszon

Widoczek na Jezioro Czerniańskie, Zamek Prezydencki i okoliczne górki© jakubiszon
Po zaliczeniu przełęczy przyszedł czas na "płaskie" tereny. Pierwotnie na Bielsko miałem jechać klasycznie czyli przez Ustroń, Górki Wielkie i Jaworze, ale w ostatniej chwili zmieniłem plany i popedałowałem dalej ścieżką rowerową wzdłuż Wisły do Skoczowa, by do stolicy podbeskidzia dojechać "jedynką" (stara droga ze Skoczowa na Bielsko). Tradycyjnie odwiedziłem stary rynek w B-B we wiadomym celu :). Jako że zrobiło się już całkowicie ciemno, zamontowałem oświetlenie do białego rumaka i najszybszą drogą dojechałem do domu.
Tego trzeba mi było!!! Porządne 140 kilometrów po asfaltowych drogach :).
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
44.47 km
30.20 km teren
04:15 h
10.46 km/h:
Maks. pr.:50.40 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1220 m
Kalorie: kcal
Lipalistyczny Leskowiec wzbogacony o Grotę Komonieckiego.
Wtorek, 13 listopada 2012 · dodano: 15.11.2012 | Komentarze 4
Hehe kolejny trip z cyklu "męczymy do bólu całą dyskografię". Tym razem poszła pod młotek kapela Lipali z Tomkiem Lipnickim na czele :). Jakoś zaciekawiły mnie ostatnio dwa najnowsze albumy chłopaków, a mianowicie Akustyk Live i 3850, stąd też pomysł na odświeżenie całej dyskografii. A co do samej trasy?? Hmn... Cóż powiedzieć... :) - robiłem już ją nie raz, choć tym razem wzbogaciłem ją o wyjazd na Trzonkę i Grotę Komonieckiego. Ta ostatnia mnie dość mocno nurtowała, gdyż pierwsza próba odnalezienia jej się nie udała, a "obiekt" jak najbardziej godny polecenia.Ale wracając do samego tripu...Wstałem o 8 rano, patrzę za okno - piękna pogoda tylko trochę zimno, całe 2 st. C. No cóż trzeba było trochę poczekać, aż się temperatura podniesie :). Gdy termometr wybił magiczną cyfrę 6-ciu stopni powyżej zera, nie wytrzymałem i dosiadłem białego rumaka :D. Tym razem na Trzonkę jechało mi się zdecydowanie lepiej, gdyż wiatr zdmuchnął z drogi większość liści. Po wjechaniu na Przełęcz Bukowską wbiłem się na zielony szlak na Kocierz. Heheh już nawet nie pamiętam, kiedy wyjeżdżałem tam w tą stronę- z reguły zjeżdżałem :).

Na zielonym szlaku - tam gdzie słońce nie dochodziło, przymrozek trzymał cały czas.

Przełęcz Targanicka.

Jeden z mocniejszych podjazdów w drodze na Kocierz.
Z Kocierza udałem się już standardowo czerwonym szlakiem na Leskowiec. Oczywiście wiadomą rzeczą jest, że wygodniej się jedzie w drugą stronę, ale nie można sobie życia ułatwiać i raz za czas trzeba się troszkę "pomęczyć" :). Co najlepsze chyba już z dobry rok nie jechałem tą trasą (całym czerwonym) bo przeważnie odbijałem na zielony szlak przez Łysinę, tudzież Ścieżków Groń .
Panoram na Potrójną.
Po dojechaniu do Anuli zjechałem ze szlaku w celu odnalezienia "gwiazdy tripu", a mianowicie Groty Komonieckiego. Nota bene miałem sobie dzień wcześniej poczytać jak tam dojechać, ale oczywiście zapomniało mi się więc trzeba było iść na żywioł. Z tego co kiedyś - dawno, dawno temu - czytałem, trzeba było właśnie na Anuli wbić się na jakoś ścieżkę ( w prawo ) i później przy jakiejś kapliczce kręcić w prawo i iść w dół ścieżką. Powiem tak: pierwsza ścieżka była, ale kapliczki już nie :). Dzięki bogu w pewnym momencie pojawiły się drogowskazy i dotarłem bez trudu do groty. A co do samej ścieżki - bardzo fajny, wąski, techniczny odcinek, ale przyjemny tylko w jedną stronę ( w dół), gdyż jest on dość stromy. A sama grota?? Coś pięknego!!! Aż dziw bierze, że natura stworzyła taki genialny twór. Co będę pisał, to trzeba zobaczyć osobiście!!! Dodam jeszcze, że korci mnie tam iść z jakąś odważną ekipą na noc - adrenalina gwarantowana!!! Poniżej namiastka groty :).

I krótki filmik :)
Aaaaa taka mała anegdotka ze zjazdu ścieżką do groty: ni z dupy, ni z pietruchy pojawił się nagle jakiś żółty szlak. Oczywiście pierwszy mój odruch to looknąłem na mapę i co?? I tu niespodzianka :). Na mapie nie ma w ogóle, w tym rejonie, takiego szlaku, a mapę mam z tego roku :D.
Jak fajnie się zjeżdżało tak do dupy się wychodziło - rower na ramie i dawaj do góry. Żeby niespodzianek było mało, to nagle znikła droga, która miałem wrócić na czerwony szlak ( oczywiście mówię o innej drodze niż zjeżdżałem ). No cóż trzeba było iść na przełaj :). Wbiłem się na szlak, gdzieś mniej więcej w miejscu rozwidlenia się czerwonego i zielonego.
Do Leskowca dotarłem lekko ranny :). No bo cóż byłby to za trip gdyby się krew nie polała :D. Z głupoty się poślizgnąłem na kamieniu i "odkleiło" mi się pół paznokcia ;). Opatrzyłem "ranę" i pomknąłem z odstającym od kierownicy kciukiem do schroniska na pyszny żurek.

Jak widać troszkę mroziło :).

No niestety tym razem widoki na Leskowcu mnie nie rozpieszczały.

Fragment szlaku "serduszkowego" - liści było dosłownie do pół koła.
Nie omieszkałem zahaczyć o Groń Jana Pawła II, ale podobnie jak na Leskowcu widoki były kiepściutkie :(. Do Rzyk zjechałem szlakiem "serduszkowym", a później do domu już asfaltem.
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
32.22 km
22.00 km teren
02:35 h
12.47 km/h:
Maks. pr.:55.10 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1120 m
Kalorie: kcal
Szyndzielnia, Klimczok i Błatnia czyli klasyka Beskidu Śląskiego
Niedziela, 11 listopada 2012 · dodano: 12.11.2012 | Komentarze 2
Trip w zastępstwie. A dlaczego już pisze... Pierwotny plan był taki, żeby razem z ekipą EpicMTB i bbRiderZ eksplorować Beskid Sądecki. No niestety bielski skład z wszelakich przyczyn nie mógł uczestniczyć w tej eskapadzie, więc ja też musiałem spasować bo troszkę się to nie kalkulowało finansowo ( ponad 150 kilometrów w jedną stronę). Zatem zgadałem się z Piasqiem na niedzielno-poranny trip po Beskidzie Śląskim, a mianowicie na klasyk gatunku :). W przepięknej aurze ruszyliśmy zatem w teren. Żeby nie było za pięknie, to oboje z Pawłem nie byliśmy w za dobrej formie - ja na kacu, a Piseq po nieprzespanej nocy. Ale co tam :). Niestety skutki popicia odczuwałem do samego końca - jakoś nie chciało mi popuścić :(.
Czy ktoś widzi Piasqa??? :)© jakubiszon
Paweł jako "gospodarz" oczywiście nie prowadził głównymi drogami tylko jak najwięcej terenem - mowa oczywiście o tzw. dojazdówce do Dębowca :). Dalej już kręciliśmy szlakiem. Jak przystało na niedzielę i owy teren, na szlaku mnóstwo pieszych. Hehe tyle ludu to ja jeszcze nie widziałem, ale może dlatego że zawsze omijałem te drogi w weekendy :). Co ciekawe dopiero na Błatniej widzieliśmy pierwszego Bikera. Nota bene jakiś dziwny koleś bo nawet nie pomachał :/.

Klimczok - hehe szczerz chyba pierwszy raz byłem na samym szczycie ;)© jakubiszon

Widok z Błatniej na Bielsko© jakubiszon

Błatnia - pierwszy napotkany biker na trasie.© jakubiszon
Z racji, że Paweł nie miał za dużo czasu, z Błatniej zjechaliśmy do Jaworza, a później z powrotem do Bielska. Trip jak najbardziej udany, szkoda tylko, że kacowa choroba nie chciała ustąpić mimo wylanych hektolitrów potu :)
P.S. I mapka się znalazła :). Oczywiście zapożyczona od Piasqa.
Kategoria Beskid Śląski
