Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 66020.78 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
83.00 km 0.00 km teren
03:25 h 24.29 km/h:
Maks. pr.:56.10 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1071 m
Kalorie: kcal

Blondynki nie powinny jeździć samochodami!!!

Wtorek, 14 maja 2013 · dodano: 15.05.2013 | Komentarze 4

To był intensywny dzień :). Do 16 w pracy a po 17 już siedziałem na bike'u :). Przyznam się, że w moim przypadku za normalne to nie jest ale nie mogłem już wytrzymać - cykloza napierała :D. W między czasie zgadałem się z chłopakami na krótki, szosowy trip do Jaworza. Z racji, że długo już nic nie kręciłem, początkowo tempo miałem zabójcze - trzeba było się nacieszyć chwilą na bike'u :). No niestety narzuciłem sobie za duże tempo i po 10 kilometrach nogi zrobiły się jak z waty. Zaniepokoiło mnie to z deczka... Odpuściłem i jechałem już normalnym tempem. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym się nie spóźnił na umówioną ustawkę :). Dzięki bogu chłopaki nie odjechali za daleko i stosunkowo szybko ich dogoniłem. Aaaa wracając do tytułu...Jadąc na spotkanie z chłopakami, na odcinku 200 metrów o mały włos nie byłbym potrącony przez dwie blondyny. Pierwsza chyba nie zauważyła mojej skromnej postaci i zajechała mi drogę łamiąc oczywiście szereg przepisów ( zakaz zawracania i jazda na czerwonym świetle nie wspominając już o wymuszeniu pierwszeństwa ). W ostatniej chwili udało mi się ominąć sierotkę marysię. Drugi przypadek - jadę sobie kulturalnie po rondzie, jakoś z przezorności lookam w lewo a tu kolejna niewiasta o blond włosach zajeżdża mi drogę (ja dalej jechałem po rondzie a ona chciała zjechać z niego ). Ja nie wiem kur..a, gdzie te baby mają oczy???!!!! Zdaję sobie sprawę, że większość jełopów nie używa kierunkowskazów na rondach, że w naszym pięknym kraju to rzadkość ale do jasnej cholery miejcie ludziska oczy bo później się to kończy tragedią!!!
Ale wracając do trasy... Z chłopakami kręciło się wybornie. Pokręciliśmy się po Jaworzu i wróciliśmy prawie tą samą drogą na bielskie lotnisko. A tam oczywiście masa ludu, którzy wyjątkowo nie przeszkadzali w jeździe :).


Powrót do domu przez Hałcnów i Kozy.


Krzyż na Hrobaczej Łące.



Jako, że nie lubię wracać tymi samymi drogami tym razem wybrałem trasę przez Hałcnów, Kozy, Podlesie i Kęty. W domu byłem już po zmroku.



Dane wyjazdu:
38.00 km 20.00 km teren
02:24 h 15.83 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:910 m
Kalorie: kcal

Majowy "deszczyk" ;)

Środa, 8 maja 2013 · dodano: 08.05.2013 | Komentarze 5

Trip z cyklu "a miało być całkiem inaczej" :). Ale od początku... Na twarzoksiążkowej stronie bbRiderZ zgadałem się z kumplem na wspólny trip na Błatnią. Ledwo co wyjechałem z domu i już wiedziałem, że z naszych planów nici. Nie, nie to nie kwestia sprzętowa :). Nie tym razem :) Maciek napisał mi, że w Beskidzie Śląskim już pada i coś tam grzmi :/. Zatem trzeba było coś wymyślić na szybkości :). Czasu trochę na to miałem bo i tak musiałem skoczyć do sklepu rowerowego po dętkę - padło na Kęty. W drodze powrotnej wymyśliłem, że wyjadę sobie na Złota Górkę od strony Bukowca. Czyli można by rzec, że jest to pewna powtórka z rozrywki :).


Stara fabryka tektury w Czańcu.



Po wjechaniu w teren pogoda się pogorszyła. Początkowo zaczęło kropić, później lać ale w lesie jechało się i tak całkiem fajnie - deszcz nie przeszkadzał. Gdzieś na wysokości Trzonki zaskoczyła mnie burza. Powstało pytanie czy zjeżdżać do domu, czy kontynuować tripa. Hehe wybrałem oczywiście druga opcję :)


Widoczek na Beskidy spod Złotej Górki.

Pisząc "Złota Górka" miałem na myśli wjazd pod nią - jakoś nie uśmiecha mi się wnosić bike'a na sam szczyt :). Czyli chodzi mi o fajny punkt widokowy zaraz pod samym szczytem ( patrz na zdj. wyżej ). Wracając z owego miejsca chciałem sprawdzić pewną drogę. Niestety droga okazała się donikąd :(. W międzyczasie dopadł mnie...grad :). Ależ to był masaż dla mojego ciała :D.



Z racji, że byłem i tak już cały przemoczony postanowiłem jeszcze trochę pokręcić po okolicy. Wróciłem się z powrotem na zielony szlak. Przyznam się, że całkiem fajnie się jechało w deszczu - zimno nie było więc woda fajnie orzeźwiała ;).






Mój osobisty masażysta - grad ;).

Nawet tony błota i hektolitry wody mnie nie przeszkadzały. Kręciło się wybornie mino, że warunki do jazdy nie były za optymalne :). Gdzieś w porąbskich lasach zjechałem z zielonego szlaku i wbiłem się na leśną drogę w stronę Bukowca. Tam do dopiero było hardcorowo - jechało się głębokim, wąskim korytem a w środku niego luźne kamienie i płynąca "rzeczka" . Fajnie można było sobie poćwiczyć technikę. Następnie krótki odcinek asfaltu i znowu teren - leśnostrada. A dlaczego leśnostrada?? Już tłumaczę :). Zatem jest to leśna droga, która jest bardzo mocno utwardzona drobnym kamyczkiem, przypominająca niczym asfalt. Należy jeszcze dodać, że na owej drodze nie ma grama dziury. Są tylko trzy korytka odprowadzające wodę. Później jeszcze wbiłem się na leśną ścieżkę - hehe tak żeby poczuć prawdziwego terenu. Oj gdybyście mnie widzieli po powrocie do domu!! Błota nie miałem jedynie wokół oczu :). Rower?? Biały to on był ale może w 10% :). Ale co tam!! Liczy się przyjemność z jazdy nawet w tak niecodziennych warunkach :).

P.S. Mapka i czas nie odzwierciedla idealnie trasy jaka pokonałem. Podczas zjazdu zielonym szlakiem GPS mi się wyłączył. Jakim sposobem?? Nie mam pojęcia :/. Resztę musiałem na oko dorysować i policzyć czas...

A przy takim czymś dzisiaj kręciłem :)

&feature=youtu.be



Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
63.00 km 0.00 km teren
02:19 h 27.19 km/h:
Maks. pr.:63.40 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:523 m
Kalorie: 1497 kcal

Okazjonalna Zamkowa.

Poniedziałek, 6 maja 2013 · dodano: 07.05.2013 | Komentarze 2

No cóż w planie miałem całodniowy trip po szosach Beskidu Śląskiego ale jakoś wybrałem odespanie weekendu i prace ogródkowe. Tak to już czasami bywa, że rower nie jest już na pierwszym miejscu :/. Po odrobieniu się jednak siadłem na bike'a i pomknąłem do Bielska na "oblewanie" nowej pracy znajomego ( wstąpił do służb mundurowych ) ;). Jak wiadomo tras wiodących do stolicy Podbeskidzia jest mnóstwo ale ja wybrałem chyba najbardziej płaską ( Przegibek mi się już trochę znudził hehe ). Stąd też pomknąłem na Kęty, Wilamowice, Pisarzowice i Hałcnów . Oj przyznam się - noga podawała jak nigdy :). Średnią prędkość do Sarniego Stoku miałem 30,4 km/h. Kręciło się wyśmienicie :). Chyba to 3-cio majowe zerwanie łańcucha i poniedziałkowy kapeć tak mocno mnie zmotywowały :D.
Za miejsce spotkania Pan przyszły mundurowy obrał Piwnicę Zamkową. Jest to jedyny lokal w mieście, który oferuje ponad 120 rodzai piw. Polecam!!


Widok z ogródka piwnego - Plac Chrobrego (Pigal) w Bielsku.

Po miłym spotkaniu ponownie dosiadłem Białego Rumaka i pokręciłem do domu. Z racji, że pora była późna jechałem głównymi drogami. Ku zdziwieniu noga dalej podawała jak ta lala :).



Dane wyjazdu:
91.00 km 52.00 km teren
07:02 h 12.94 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2666 m
Kalorie: kcal

What the HAK...czyli majówkówy Leskowiec bbRiderZ'ów

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 03.05.2013 | Komentarze 4

Toż to byłą epicka wyprawa!!! Zjechało się aż 14-stu bikerów z Bielska i okolic ( Zabrzeg, Andrychów i okolice ) plus gość z Rzeszowa czyli można by rzec prawie 1/5 całej ekipy bbRiderZ, ta najbardziej aktywna ;). W planie był terenowy trip na Leskowiec - podobno jest to 1-szo majowa tradycja - nie wiem bo jestem świeżynką w tej grupie ;). Oczywiście trasa była tak wyznaczona aby jak najmniej jechać asfaltem. Zbiórka wyznaczona była na godzinę 7 pod Gemini. Oczywiście mi trochę zeszło ;) i nie posłuchałem się się rad Piasqa i spotkałem się z chłopakami dopiero w leśniczówce w Lipniku :). A taki tam jestem egoista :D. Pogoda początkowo nie zachęcała do kręcenia - mega mgła i mżawka - ale co tam, liczy się fan i wspólna jazda :). Z Lipnika ruszyliśmy terenem w stronę Hrobaczej Łąki. Oczywiście nie odbyło się bez niespodzianek: zjechanie z planowanej trasy i pierwsza guma na trasie - łapie ją Piaseq.



Jako że pomyliliśmy drogi na Hrobaczą to wjechaliśmy od innej strony niż planowaliśmy. Na szczycie, a nawet jeszcze przed nim, panowała nieziemska mgła - widoczność jakieś 30 metrów. Z racji, że z częścią ekipy mieliśmy się spotkać na zaporze w Porąbce, zdecydowaliśmy, że z Hrobaczej zjeżdżamy asfaltem. Przyznam się, że zjazd z jednego z najostrzejszych podjazdów w Polsce w warunkach, delikatnie ujmując, mglistych dawał niesamowitą adrenalinę :). Na zaporze dołączają do nas K4r3l, Darek i Damian jednak cały 14-sto osobowy peleton dzieli się na 2 zespoły: jeden pedałuje na Kocierz przez Wielką Puszczę, zahaczając o herbatkę u lubej jednego z Bikerów oraz drugi, nazwę to bardziej terenowo ambitny, który ma w planie wdrapać się na Żar czerwonym szlakiem a później pasmem dojechać do Kocierza. Ja byłem w tej drugiej grupie :). Przyznam się, że miałem pewne obawy co do tego czerwonego na Żar, gdyż zazwyczaj nim zjeżdżałem i pamiętam, że nie był to za lajtowy odcinek. Powiem tak: lekko nie było ale jakoś daliśmy radę. Wiadomo były odcinki, że trzeba było prowadzić ale i tak było fajnie.


Czerwonym na Żar.


Mglisty Żar.

Na Żarze uzupełniliśmy płyny/kalorie i ruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku Kocierza. Przez cały ten odcinek towarzyszyła nam mgła. Najlepszym motywem związanym z ową mgłą był moment, kiedy to wyjeżdżamy z pod zbiornika na Żarze na płyty betonowe. Jedziemy...mega mgła...nagle słyszymy dźwięk jakby jakiejś maszyny...nie możemy zlokalizować źródła...aż tu nagle z mgły wyłania się... (patrz niżej)



Hehe scena niczym jak z dobrego horroru :D. Ubaw był nieziemski. Najlepsze jest to, że wyglądało to tak jakby koparka sama jechała :D. W drodze na Kocierz gubimy Piasqa i Damiana. Chłopaki podczas zjazdu zgubili szlak. Powodem za pewne była ograniczona widoczność spowodowana...wiadomo - mgłą. Na domiar złego z chłopakami nie było kontaktu - brak zasięgu. Zdecydowaliśmy, że jedziemy dalej a chłopaki do nas dojadą. Na Kocierzu spotykamy się z grupa tzw szosową ;). Wspólna fota, uzupełnienie zapasów i jedziemy dalej. Udało nam się skontaktować z zaginionymi i podjęliśmy decyzję, że zaczekamy na nich na Potrójnej.


Prawie cała ekipa :). Brakuje tylko Piasqa i Damiana.

Na Kocierzu pojawiają się pierwsze problemy techniczne - Robert wykrzywia przerzutkę. Dzięki bogu był z nami nasz team'owy serwisant i udaję mu się jakoś naprostować element. Na odcinku między Kocierzem a Potrójna pogoda się poprawia - mgła się podnosi i wychodzi nawet na chwilę słońce. I zaczęło się ściąganie z siebie ciuchów ale... na chwilę. Na Potrójnej znowu mglisto. Na szczycie dołączają do nas zaginieni :) i dalej już jedziemy wszyscy.


W oczekiwaniu na zaginionych pstrykamy sobie fotkę w team'owych strojach.

Od Potrójnej zaczyna się pasmo awarii. Na dzień dobry ja podczas zjazdu i skoku na jednym kamieniu łapię gumę. Jak się później okazało ( tj. w domu ) wykrzywiam jeden ząb w zębatce w korbie ( efekt uderzenia kamienia ). Domowe próby wyprostowania zęba skończyły się jego częściowym złamaniem :/. Niespełna parę kilometrów dalej, za rezerwatem Madohora, Bartek urywa hak przerzutki. Nasz dzielny serwisant uratował sytuację - zdemontował przerzutkę, skrócił łańcuch i Bartek mógł dalej kręcić jednak już tylko na jednym przełożeniu :/.




Maciek reanimuje sprzęt Bartka.





Na Leskowcu zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na obiad i małe co nieco ;). Jak przystało na dzień wolny od pracy w schronisku i koło niego ludzi od groma. Było nawet paru bikerów w tym jeden rowerze typu cross-country z cienkimi laczkami. Jak ona tam wyjechał??? Świr :D.


Prawie cała ekipa. Tym razem bez Sebol'a - robił zdjęcie ;).

Pod schroniskiem nastąpił rozłam peletonu - Damian, Darek i Bartek zjeżdżają czarnym do Rzyk. Bartek z wiadomej przyczyny nie mógł już z nami kontynuować tripu. Jeszcze po drodze gubi dwie śruby trzymające blat. Dalsza jazda nie miała już sensu. My za to wracamy się do Anuli by jechać zielonym szlakiem na Ścieżków Groń. Jest to jeden z moich ulubionych szlaków w andrychowskiej części Beskidu Małego.





Ulubiony na pewno był :). Teraz też jest pechowy :/. Na Gibasach, na prostej szutrowej drodze urywam...HAK!! No po prostu myślałem, że mnie krew zaleje!! Przed najlepszym odcinkiem szlaku taka awaria!! Co prawda od momentu kapcia miałem lekkie problemy z przerzutką ( lekko się rozregulowała ) ale dało się jechać. Prawie miałem sobie wyregulować dziada a tu jebudu!! Hak urwany. No niestety musiałem się pożegnać z ekipą!! Maciek tylko taśmą izolacyjną przykleił mi przerzutkę i łańcuch do ramy i zjechałem do Kocierza Rychwałdzkiego szutrową drogą. Dzięki bogu znałem te rejony więc nie było problemu. Na domiar złego nie miałem zasięgu w komórce więc nie mogłem wezwać "holu". Postanowiłem wprowadzić rower na Kocierz i stamtąd dzwonić po pomoc. Udało się :). Zjechałem sobie z Kocierza do Targanic, gdzie czekał na mnie transport. Hehe udało mi się jeszcze podczas zjazdu, zawstydzić trzech motocyklistów, wyprzedzając ich :) .



Szkoda wielka z tym hakiem bo chciałem z chłopakami jechać do końca :/. No cóż tak to już bywa...

Reasumując: Wielki dzięki chłopaki za epicki trip.!! Było genialnie!! Mam nadzieję, ze to nie był ostatni raz i wkrótce znowu uderzymy gdzieś w teren :). Co do strat - wykrzywiona przerzutka, złamane dwa haki, utrata dwóch śrub trzymających blat w korbie, 4 kapcie (Piasqa, mój, Darka i już na ostatnich metrach znowu Piasqa ), wykrzywiony ząb w blacie. Strat w ludziach nie było :) tylko dwa niegroźne upadki.

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
57.56 km 0.50 km teren
02:22 h 24.32 km/h:
Maks. pr.:59.22 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1049 m
Kalorie: 1868 kcal

Szybkie Trzy Lipki.

Poniedziałek, 29 kwietnia 2013 · dodano: 29.04.2013 | Komentarze 2

Co tu się będę rozpisywał :). Po prostu trasa odtwórcza mająca na celu zrobienie sobie zdjęcia na Trzech Lipkach w team'owym stroju ;) ( wszyscy z bbRiderZ mają to ja bym nie miał?? :D ) i rozruszaniu kości :D. Powiem tylko tyle, że codzienna jazda dobrze na mnie wpływa - nie potrzebuję parunastu kilometrów aby się "rozruszać" .


Wszyscy mają zdjęcie - mam i ja :).



Dane wyjazdu:
16.24 km 15.90 km teren
01:14 h 13.17 km/h:
Maks. pr.:40.77 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1013 m
Kalorie: kcal

The Fog ;)

Niedziela, 28 kwietnia 2013 · dodano: 29.04.2013 | Komentarze 3

No i znowu pogoda pokrzyżowała mi plany :/. Pierwotnie miałem z ekipą bbRiderZ zrobić szosową traskę na Kocierz ale warunki zewnętrzne nas odpowiednio zdemotywowały. Jednakże po południu nie wytrzymałem i musiałem coś pokręcić :). Padło na krótki ale za to intensywny, terenowy trip a mianowicie na uphill na Złotą Górkę. Trasę to już robiłem nieraz ale chciałem zobaczyć jak mi pójdzie po dotychczasowych asfaltach. Tragedii nie było ale w zeszłym roku było lepiej. Jaki z tego wniosek?? Trza ostro trenować :).




Czym wyżej się jechało tym większa była mgła.



Po wjechaniu już na pasmo towarzyszyła mi mgła i to miejscami dość mocna - widoczność jakieś 20 metrów. Oczywiście w niczym mi to nie przeszkadzało :). Chwilę przed szczytem zaważyłem ciekawą drogę - spojrzałem na mapę, prześledziłem ową nowość i postanowiłem wjechać nią ponownie na Złotą Górkę. Jednak jak się później okazało droga o której myślałem była inną niż na mapie stąd też ostro pobłądziłem ( musiałem się przedzierać przez las bo nagle ścieżka się skończyła ). Podczas ostrego wypychu spotkała mnie mała niespodzianka. A jaka?? patrz niżej :).





Co jak co ale takich jegomości się nie spodziewałem :). Widać, że salamandry jeszcze można spotkać w Beskidzie Małym :). Po ostrym wypychu czekał na mnie genialny zjazd. Ma się rozumieć, że nie robiłem wtedy zdjęć bo żal było się zatrzymywać :).



Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
63.74 km 29.00 km teren
04:10 h 15.30 km/h:
Maks. pr.:55.10 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1863 m
Kalorie: kcal

Pierwsza spalenizna czyli terenowo po Beskidzie Małym ;)

Czwartek, 25 kwietnia 2013 · dodano: 26.04.2013 | Komentarze 2

Z lekkim poślizgiem ale jest :)

Już dawno chciało mi się porządnego terenu stąd też na "początek terenowych wyryp" wybrałem moją klasykę gatunku a mianowicie uphill na Magurkę Wilkowicką :). Jako że miało być terenowo, wyznaczałem tak trasę, żeby asfaltu było jak najmniej ( przynajmniej w jedną stronę ). Stąd też pierwszy raz w życiu od domu do Bukowca dojechałem terenem :). Wstyd się przyznać ale ową drogę znalazłem na mapie a przecież mieszkam tak blisko, że teoretycznie powinienem ją znać ;). A co do samego odcinka - bardzo przyjemny. Co prawda spodziewałem się typowo leśnej drogi a tam prawie że asfalt :D .


Nowo poznana droga :). Zapewne będę nią teraz namiętnie śmigał :).



No niestety od Bukowca do prawie Żarnówki jechałem już asfaltem. Tam też wbiłem się na zielony w stronę Gaików. Przyznam się bez bicia, że lubię ten szlak przez Nowy Świat. Przy dobrej widoczności można zobaczyć Tatry a poza tym bardzo przyjemnie się kręci :). Oczywiście na pierwszym mocniejszym podjeździe zderzyłem się z rzeczywistością i uświadomiłem sobie po raz któryś, że kondycha na asfalcie a kondycha w terenie to dwie różne bajki. No cóż na terenowych podjazdach jestem jeszcze kiepściutki.. i to bardzo :/. Trza będzie się ostro wziąć do roboty!!


W drodze na Nowy Świat - jakkolwiek to brzmi ;)



Po dojechaniu do Gaików miałem lekki dylemat jak wjechać na Magurkę. Opcje były dwie: narciarskim albo zjechać czerwonym do Straconki i ponownie czerwonym wjechać na Magurkę. Wybrałem drugą opcję :). Powód prosty jak budowa cepa :) - czego się nie zrobi dla dobrego zjazdu w terenowych warunkach. Poza tym jest to fajny techniczny zjazd, na końcu którego jest ciekawy singielek :). Aaaa zapomniałbym - wróciłem się trochę w stronę Hrobaczej szlakiem, gdyż łudziłem się, że może odnajdę zgubioną mp3-ke ;). No owym singielku zaliczyłem drzewo...ale dzięki bogu nie rosnące tyko leżące - nie wyrobiłem się na jednym zakręcie :D. Oczywiście słowo "zaliczyłem" jest lekko przekoloryzowane ponieważ w zasadzie bardzo lekko w nie uderzyłem :).




Widok na stolicę Podbeskidzia z okolic Gaików.






Czerwony z Gaików do Starconki.


j.w.

Zjazd był genialny :). Dobrze, że wybrałem tę opcje bo fan był przedni :). W Straconce przyszła pora na uzupełnienie płynów i już tym razem ruszyłem w stronę Magurki, ponownie czerwonym szlakiem. Jest to drugi łagodniejszy sposób wjechania na ową górę. Oj przyznam się, że na tym odcinku to mi dopiekło!! Po prostu lało się ze jak z prysznica. Dwa razy się zatrzymałem i przemyłem sobie twarz gdyż byłą cała z soli. Hehe poczułem wtedy już lato :D.


Miła niespodzianka na szlaku :).


I znowu panorama na Bielsko :).



Na Magurce wyjątkowo się nie zatrzymywałem tylko pomknąłem na mój ulubiony szlak w okolicy a mianowicie na czarny do Łodygowic. Po prostu uwielbiam tę trasę - jest tam po prostu wszystko co powinno być na idealnym dowhillu. Tym razem nie robiłem zdjęć, gdyż delektowałem się zjazdem :) (zdjęcia z tego odcinka zamieściłem już kiedyś na blogu ). Ale żeby nie było tak kolorowo to oczywiście musieli mnie wkur..ć leśnicy, którzy w najlepszym odcinku urządzili sobie wycinkę i zostawili pościnane drzewa na szlaku. Tam, gdzie można pięknie mknąć singielkiem, trzeba było zeskoczyć z bik'a i omijać ścięte drzewa. Wrrr...



W Łodygowicach znowu troszkę asfaltu - odcinek dojazdowy do czerwonego szlaku na Przysłop. Tej trasy ( czerwony szlak ) jeszcze nie robiłem stąd też padł pomysł na zrobienie lekkiego rekonesansu :). Odcinek dość urozmaicony pod względem nawierzchni - początkowo szuter, później betonowe płyty by ostatecznie wbić się na leśną, kamienistą a nawet skalistą drogę. Słowo "skalista" należy rozumieć poprzez drogę biegnącą po płaskich skałach ;). Na Przysłopie odbiłem na żółty szlak na zaporę. Ten odcinek już znałem ale mimo wszystko przez przypadek zjechałem z trasy i wyjechałem za zaporą. Oczywiście nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - poćwiczyłem sobie strome, kamieniste zjazdy :). W palnie miałem jeszcze trochę terenowego pedałowania ale niestety troszkę mi zeszło a czas mnie gonił - o 17-tej byłem umówiony ze Szwagrem na "roboty ziemne" ;) - stąd też do domu dojechałem już asfaltem.

P.S. Zapomniałbym. Oto skutki pięknej pogody :) :



Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
183.00 km 1.00 km teren
08:40 h 21.12 km/h:
Maks. pr.:70.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3318 m
Kalorie: kcal

Częstochowskie Krowiarki :)

Sobota, 20 kwietnia 2013 · dodano: 21.04.2013 | Komentarze 5

Hehe miało być trekkingowo a wyszło rowerowo :). Ale od początku... Od dłuższego czasu ze Skowronkiem umawialiśmy się się na wspólny trekking gdzieś po Beskidach ale za każdym razem coś stało na przeszkodzie, jak nie pogoda to coś innego... Jednak udało nam się ustalić dogodny termin na wspólny wypad i padł pomysł trekkingu na wschód słońca na Babią Górę :). Prognozy początkowo były obiecujące jednak czym bliżej wyznaczonego terminu tym pogoda się pogarszała... Zaplanowaliśmy wyjście na sobotę jednak pogoda na tyle się spaprała, że nie było szans na jakiekolwiek słońce. A jak tu iść na wschód, skoro w ogóle ma go nie być :/. Zatem padł pomysł wspólnego kręcenia w okolicach Zawoi a ewentualny trekking przenieśliśmy na niedzielę :) ( relacja ze wschodu już niedługo w zakładce ANTYWPIS ). Pomysł na tripa wyglądał następująco : Zawoja - Przełęcz Przysłop - Sucha Beskidzka - Maków Podhalański - Bystra - Krowiarki. Hehe przyznam się bez bicia, że nie do końca przeanalizowałem ową trasę i w miałem troszkę inny zarys :D. Umówiliśmy się, że Skowronek z Rafałem będą wyjeżdżać o 10-tej z Zawoi i spotkamy się w Stryszawie. Ja oczywiście stwierdziłem, że nie ma sensu dojeżdżać autem do owego miejsca spotkania więc postanowiłem dojechać...Rowerem :). Do Stryszawy dojechałem podobnie jak podczas ostatniego tripu czyli przez Kocierz, Las. Jakieś 2 kilometry przed miejscem spotkania dostałem info, że Skowronek ma lekkie problemy techniczne i będą mieli lekki poślizg czasowy. A że ja miałem bardzo dobry czas to postanowiłem wyjechać przed nich i tym sposobem przez Przełęcz Przysłop dotarłem do Zawoi :).


W drodze na Przełęcz Przysłop.

Przyznam się - wydawało mi się, że podjazd będzie ostry. Okazał się, że całkiem lajtowy :). Sprawnie sobie z nim poradziłem. W Zawoi czekali już na mnie częstochowscy bikerzy :) więc ruszyliśmy według ustalonego planu czyli z powrotem na Przysłop :). W Suchej Beskidzkiej zrobiliśmy sobie krótką przerwę na "oględziny" Zamku Suskiego i pokręciliśmy w stronę Bystrej. Kręciło się wyśmienicie :). Początkowo po stosunkowo płaskim terenie ( śr. prędkość w granicach 30 km/h.) by w okolicach Sidziny zacząć porządny uphill. Tempo, jak to określił Rafał, było...turystyczne :). Ładna mi ta częstochowska turystyka :D :D.


Zamek Suski.







Turystyczne tempo sprzyjało oczywiście rozmaitym rozmowom na wszelakie tematy :). Takie coś to lubię :). Jest bike, jest ekipa, jest wesoło :).
Trudy podjazdu idealnie zrekompensował fantastyczny zjazd do Zubrzycy. Udało mi się wykręcić 70 km/h. Możliwości były znacznie większe ale akurat, gdzieś w owych okolicach mieliśmy odbijać w prawo na szosę w kierunku Krowiarek. A co do samego uphillu na Krowiarki to ponownie spodziewałem się niezłej wyrypa a okazało się całkiem inaczej :).


Góra Matka.




Krowiarki :)

Zjeżdżając z Przełęczy chciałem pokusić się o pobicie rekordu prędkości ale zalegający kurz i piasek na drodze w momencie mnie powstrzymał :/. W okolicach wyciągu na Mosorny Groń pożegnałem się z Darią i Rafałem i już samotnie kręciłem w kierunku domu.

DRODZY PRZYJACIELE DZIĘKI WIELKIE ZA GENIALNĄ WYCIECZKĘ I BARDZO MIŁO SPĘDZONY CZAS. MAM NADZIEJĘ, ŻE JESZCZE COŚ WSPÓLNIE POKRĘCIMY ALE MOZĘ DLA ODMIANY TO JA PRZYJADĘ NA JURĘ :).

A tak a propo mojego powrotu to postanowiłem wracać tą samą drogą co przyjechałem czyli przez P. Przysłop, Las, Ślemień, Kocierz. Przyczyną takiej decyzji była już późna pora i brak oświetlenia a to była najszybsza trasa. Podjazd na Kocierz zaliczę do najwolniejszych w mojej historii... Zmęczenie dawało o sobie już mocno znać. W Targanicach miałem już konkretny kryzys - musiałem odpocząć chwilę, gdyż kompletnie nie miałem już siły. Krótka pauza postawiła mnie jeszcze chwilę na nogi i w zupełnych ciemnościach dotarłem jakoś do domu :). Co najlepsze w domu byłem o 20:30 a o 1:20 wstawałem już by jechać na wschód słońca :).

Tym o to sposobem zrobiłem 2x Kocierz, 3x Przełęcz Przysłop i raz Krowiarki :).

Reasumując: bardzo fajna wycieczka w doborowym towarzystwie, pierwszy konkretny dystans w tym roku i pierwsze 3K przewyższeń :). Oby takich tripów jak najwięcej ;).



Dane wyjazdu:
94.97 km 0.00 km teren
03:56 h 24.14 km/h:
Maks. pr.:63.40 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1255 m
Kalorie: kcal

Szosowa Sucha :)

Czwartek, 18 kwietnia 2013 · dodano: 18.04.2013 | Komentarze 5

Kolejny wolny, piękny dzień :). A jakoś wyjątkowo nie chciałem go całego wykorzystać na kręcenie. Postanowiłem pojeździć po południu a rano sobie poleniuchować :). Stąd też na bike'a siadłem dopiero o 15. W planie było pojechanie do Suchej Beskidzkiej, gdyż dawno mnie tam nie widzieli a poza tym chciałem ponapawać się widokiem Babiej Góry :). Tym razem do Suchej pojechałem inaczej niż zazwyczaj a mianowicie wpierw wjechać na Kocierz a później przez Las dotrzeć do miasteczka ( czyli odwrotni niż zazwyczaj ).


Pilsko widziane z Przełęczy Kocierskiej.


Pilsko.

Po drodze do Suchej minąłem dwóch szosowców - widać, że nikt nie chce marnować takiego pięknego dnia :). A przyznam się, że kręciło mi się dzisiaj wyśmienicie :). Co prawda na uphillu kocierskim poczułem kolano ale tak w ogóle to noga podawała jak ta lala. Coś mi się wydaję, że będę musiał odwiedzić Panią Aptekarkę bo kolano pomału daje o sobie znać a przede mną Tour De Babia - Zakopane Edition :).


Babia się w końcu pokazała :)


Babia Góra.


Babia i Pilsko.

W Suchej trzeba było uzupełnić płyny bo lampa byłą niezła. I tu niespodzianka: w sklepie, który nie należy do najtańszych - Żabka - wyhaczyłem Oshee za...1,99 :). To się nazywa promocja!! Z Suchej ruszyłem w stronę Wadowic - stety/niestety już główną drogą. Hehe dzięki bogu jest tam boczny pas więc samochody mi w ogóle nie przeszkadzały :).


Karczma Rzym w Suchej Beskidzkiej.


Zapora w Świnnej Porębie. Ile to już ją budują??? Za długo :).

Żeby ominąć mega ruchliwą drogę z Wadowic do Andrychowa odbiłem na Tomice, Frydrychowice by od strony Wieprza wjechać do miasta. A w samym Andrychowie zrobiłem sobie krótką przerwę na....lodzika włoskiego :). Jakoś nie mogę nigdy sobie tej rzeczy odmówić :D. I tym oto dziwnym sposobem wykręciłem prawie 100 kilometrów :).



Dane wyjazdu:
69.98 km 0.00 km teren
02:47 h 25.14 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:601 m
Kalorie: kcal

Pierwsza krew w tym roku... ;)

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · dodano: 16.04.2013 | Komentarze 7

UWAGA WPIS ZAWIERA TREŚCI DRASTYCZNE (18+)!!! ;)

Zaglądając za okno nie mogłem się dzisiaj powstrzymać by siąść na bike'a i coś pokręcić. Tak się akurat składało, że musiałem podholować moją Cytrynę do mechanika ( wydech zaniemógł ) więc nie omieszkałem podjechać po auto rowerem ( samochód zostawiłem w Bielsku ). Do stolicy Podbeskidzia jechałem głównymi drogami, gdyż miałem zamiar odwiedzić mojego znajomego mechanika w celu umówienia wizyty. Jak się okazało owy znajomy już w tym warsztacie nie pracował :/ stąd też musiałem znaleźć jakiś inny. Po drodze kupiłem linkę holowniczą i ruszyłem na poszukiwania jakiegoś warsztatu. Hehe jakie te kieszonki w koszulce są pojemne - w sam raz na linkę :D. W końcu uderzyłem do mechanika, którego poleciła mi znajoma. Cytrynę dostarczyłem z pomocą Szwagra do warsztatu i później ruszyłem w drogę powrotną zahaczając na chwilę o pracownię Siostry. Jako że pogoda była wyśmienita postanowiłem sobie urozmaicić drogę powrotną :). Z racji, że Przegibek mi się już trochę znudził uderzyłem w bardziej płaskie tereny a mianowicie popedałowałem na Janowice, Dankowice.


A na Skrzycznem jeszcze sporo śniegu.


Drewniany kościół w Starej Wsi.



W Starej Wsi zrobiłem sobie przerwę na uzupełnienie baterii. I do tej pory było beż żadnych ekscesów. Podczas zakupów, przez przypadek zahaczyłem o butelkę piwa, która się to rozbiła...Ale bardzo nie fortunnie, gdyż kawałek szkła ranił moją nogę...


Skutki odpryśniętego kawałka szkła.

Z racji, że normalnie nie wożę ze sobą plastrów i nie miałem przy sobie już gotówki trzeba było jakoś zabezpieczyć ranę. Hehe Polak potrafi :). Po raz któryś przydały się gumki recepturki, które profilaktycznie wożę na kierownicy :).


2 gumki + chusteczka higieniczna = genialny opatrunek :)

Ze Starej Wsi ruszyłem w stronę Hecznarowic i Kęt. Opatrunek sprawdził się idealnie - ani razu mi nie spadł :). Od Kęt jechałem już oklepanymi, bocznymi drogami. Po przyjeździe dokładnie zdezynfekowałem ranę i...zrobiłem sobie grilla ;).


Niezła ranka ;)

/