Info
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Grudzień11 - 0
- 2025, Listopad15 - 0
- 2025, Październik15 - 0
- 2025, Wrzesień18 - 0
- 2025, Sierpień19 - 0
- 2025, Lipiec16 - 0
- 2025, Czerwiec22 - 0
- 2025, Maj19 - 0
- 2025, Kwiecień19 - 0
- 2025, Marzec16 - 0
- 2025, Luty10 - 0
- 2025, Styczeń11 - 0
- 2024, Grudzień15 - 0
- 2024, Listopad14 - 0
- 2024, Październik15 - 0
- 2024, Wrzesień15 - 0
- 2024, Sierpień28 - 0
- 2024, Lipiec19 - 0
- 2024, Czerwiec16 - 0
- 2024, Maj21 - 0
- 2024, Kwiecień17 - 0
- 2024, Marzec17 - 0
- 2024, Luty12 - 0
- 2024, Styczeń17 - 0
- 2023, Grudzień13 - 0
- 2023, Listopad9 - 0
- 2023, Październik16 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień15 - 0
- 2023, Lipiec16 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj18 - 0
- 2023, Kwiecień13 - 0
- 2023, Marzec14 - 0
- 2023, Luty13 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień10 - 0
- 2022, Listopad6 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień9 - 0
- 2022, Sierpień21 - 0
- 2022, Lipiec19 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj29 - 0
- 2022, Kwiecień23 - 0
- 2022, Marzec31 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń11 - 0
- 2021, Grudzień15 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik28 - 0
- 2021, Wrzesień18 - 0
- 2021, Sierpień22 - 0
- 2021, Lipiec30 - 0
- 2021, Czerwiec24 - 0
- 2021, Maj23 - 0
- 2021, Kwiecień25 - 0
- 2021, Marzec26 - 0
- 2021, Luty16 - 0
- 2021, Styczeń8 - 0
- 2020, Grudzień10 - 0
- 2020, Listopad6 - 0
- 2020, Październik23 - 0
- 2020, Wrzesień22 - 0
- 2020, Sierpień20 - 0
- 2020, Lipiec42 - 0
- 2020, Czerwiec25 - 0
- 2020, Maj19 - 0
- 2020, Kwiecień41 - 0
- 2020, Marzec25 - 0
- 2020, Luty16 - 0
- 2020, Styczeń24 - 0
- 2019, Grudzień17 - 0
- 2019, Listopad18 - 0
- 2019, Październik23 - 0
- 2019, Wrzesień16 - 0
- 2019, Sierpień6 - 0
- 2019, Lipiec5 - 0
- 2016, Marzec2 - 2
- 2016, Luty5 - 8
- 2016, Styczeń2 - 6
- 2014, Listopad4 - 10
- 2014, Październik5 - 14
- 2014, Wrzesień5 - 5
- 2014, Sierpień13 - 28
- 2014, Lipiec9 - 15
- 2014, Czerwiec13 - 34
- 2014, Maj13 - 29
- 2014, Kwiecień6 - 10
- 2014, Marzec9 - 19
- 2014, Luty8 - 15
- 2014, Styczeń7 - 24
- 2013, Grudzień8 - 16
- 2013, Listopad3 - 8
- 2013, Październik11 - 26
- 2013, Wrzesień7 - 10
- 2013, Sierpień9 - 18
- 2013, Lipiec8 - 26
- 2013, Czerwiec9 - 31
- 2013, Maj8 - 22
- 2013, Kwiecień9 - 41
- 2013, Marzec7 - 26
- 2013, Luty5 - 31
- 2013, Styczeń5 - 51
- 2012, Grudzień5 - 20
- 2012, Listopad7 - 20
- 2012, Październik6 - 31
- 2012, Wrzesień5 - 29
- 2012, Sierpień7 - 31
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec5 - 12
- 2012, Maj4 - 13
- 2012, Kwiecień2 - 6
- 2012, Marzec2 - 2
- 2012, Luty2 - 8
- 2011, Grudzień4 - 8
- 2011, Listopad1 - 3
- 2011, Sierpień2 - 9
- 2011, Czerwiec2 - 4
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 1
- 2011, Marzec1 - 2
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
Dane wyjazdu:
62.88 km
15.00 km teren
03:30 h
17.97 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:990 m
Kalorie: 2738 kcal
Skrzyczne - pierwsze MTB po kuracji glukozaminowej.
Poniedziałek, 21 maja 2012 · dodano: 23.05.2012 | Komentarze 3
W końcu ruszyłem w teren :). Na wstępie zaznaczę, że miał być to test mojego kolana po miesięcznej kuracji więc zbytnio się nie forsowałem.. Specjalnie wybrałem delikatne podjazdy by pomału przygotowywać kończynę do mocniejszych tras, które mam zaplanowane na ten rok. Jedną z nich będzie wyjazd na Babią Górę :).. Aaaa zapomniałbym...Był jeszcze drugi test podczas tego tripu :). Swego czasu ściągnąłem sobie aplikację na telefon, która to miała rejestrować całą trasę przez gps'a. Mowa tu o MapMyRIDE. Szczerze mówiąc bardzo fajna sprawa, ma tylko jeden wielki minus :(. Owa aplikacja działająca na androidzie, przy włączonym gps'ie, zużywa nieziemską ilość baterii. Niestety po 4,5 godziny użytkowania aplikacji bateria byłą prawie całkowicie wyładowana. Dzięki bogu udało mi się zapisać przeważającą część trasy - zabrakło 16 km :/.A więc ruszyłem ...Wpierw w stronę Szczyrku, a później Salmopolu.
Skocznia w Szczyrku.
Swego czasu kumpel pokazał mi fajną trasę na Skrzyczne więc grzechem by było jej nie powtórzyć :). Podjazd rzekłbym bardzo lajtowy - cały czas jedzie się leśną drogą, która leśnicy ściągają drzewo.





Widoczek na Babią i nie tylko :).
Oczywiście na Skrzycznym - masa turystów, wycieczek szkolnych więc nawet nie wchodziłem do schroniska bo mijało się to z celem. Szybka sesja zdjęciowa, uzupełnienie płynów, sprawdzenie baterii w telefonie i trza było ruszać niebieskim szlakiem do Lipowej.


Niebieski szlak do Lipowej ...hmnn...Powiem tak wychodziłem nim w lutym tego roku jak było jeszcze z dobre 30 cm. śniegu. Zapowiadał się ciekawie...I też tak było :).


Nikt nie powie, że zjazd jest mało interesujący :).
Nota bene jak zacząłem zjazd ze Skrzycznego to miałem pewne obawy co do zasadności ale po chwili byłem tak nasterowany techniczną jazdą, że nie było mowy o zmianie trasy. Zjazd- powiem krótko- jak dla mnie genialny - szybki, techniczny, niebezpieczny, mega kamienisty. Mimo, że mam hamulce hydrauliczne to dłonie mnie strasznie bolały. Ale co tam - liczyła się adrenalina :). W Lipowej stwierdziłem, że trzeba sobie podnieść średnią prędkość więc do Bielska cisnąłem ile fabryka dała. Niestety w Godziszce zaczęła mi padać komóra więc szybko zapisałem trasę i ostatnie 16 kilometrów nie było rejestrowane :/.
Jak tradycja nakazuję zwieńczeniem trasy było symboliczne piwko w Grawitacji :)
A TU JUŻ LINK DO MOEJEJ TRASY NA MapMyRIDE
MapMyRIDE
Kategoria Beskid Śląski
Dane wyjazdu:
41.25 km
0.00 km teren
01:32 h
26.90 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:180 m
Kalorie: kcal
Szybki wypad nad Zbiornik Goczałkowicki
Środa, 9 maja 2012 · dodano: 09.05.2012 | Komentarze 2
Nie wytrzymałem - musiałem siąść na siodełko i coś popedałować :). Z racji, że kolano jest w trakcie przyjmowania glukozaminy, wybrałem trasę mało uporczywą, rzekłbym nawet banalnie płaską i oczywiście asfaltową. Szczerze mówiąc to moja pierwsza "dłuższa" :) trasa od momentu przyjmowania leków. Wymyśliłem sobie, że po raz drugi odwiedzę Zbiornik Goczałkowicki i pojadę tą samą sprawdzoną trasą, gdyż w momencie wyjazdu była już 18:30 więc trzeba było zdążyć przed zmrokiem. Na nocne wypady przyjdzie jeszcze czas :D.Połowę trasy pokonałem w piorunującym tempie, średnia prędkość wyniosła 31,8 km/h. Byłem w szoku :), tylko dwa razy prędkość spadła mi poniżej 30 km/h i było to powodem remontu nawierzchni, a dokładnie jej brakiem, gdzieś przed Zabrzegiem.


Hehe oczywiście po zaporze trzeba było sobie urządzić mały sprint - taka tam mała popisówka.
Powrót dokładnie tą samą trasą, ale już wolniej - efekt zmęczenia :).
Podczas trasy po raz setny "męczyłem" koncertowy album Riverside'a.
http://
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
19.17 km
0.00 km teren
00:46 h
25.00 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:100 m
Kalorie: kcal
Nie wytrzymałem - musiałem sie przejechać.
Piątek, 27 kwietnia 2012 · dodano: 27.04.2012 | Komentarze 1
CYKLOZA to jest straszna choroba. Człowiek podejmuje wtedy nie racjonalne decyzję. Miałem oszczędzać kolano, ba nawet nie jeździć, ale choroba jest silniejsza. Nie wytrzymałem i pod pretekstem zrobienia zakupów i odwiedzenia siostry, siadłem na bike'a i ruszyłem na Jasienicę. Oczywiście ja nie potrafię wolno jeździć i średnią w jedną stronę miałem 28 km/h., w drugą trochę wolniej :). Ale ile radości człowiekowi sprawiło pokonanie zaledwie 19 kilometrów - istna ekstaza :D. Szkoda tylko, że ....tak mało :/.Na koniec...ustawowy browarek w ogródku piwnym na starym rynku w Bielsku :).
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
57.34 km
25.00 km teren
04:00 h
14.34 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1120 m
Kalorie: kcal
Leskowiec i zielony szlak na Przełęcz Kocierską.
Środa, 11 kwietnia 2012 · dodano: 11.04.2012 | Komentarze 5
Trasa - można by rzec klasyk, jedna z moich ulubionych :). Jest to połączenie fajnych podjazdów, zjazdów, technicznej jazdy i co najważniejsze....genialnych widoków.Wyjątkowo tym razem nie będę opisywał dokładnie trasy, gdyż już ją kiedyś robiłem i nawet wrzuciłem na BS relację.
Zwrócę uwagę na sam początek leśnej części, a mianowicie na podjazd pod Leskowiec. Tym razem nie wprowadzałem roweru czarnym szlakiem z Rzyk Jagódek, ale dzięki wiedzy kolegi k4r3l'a tym razem wyjechałem tzw. szlakiem serduszkowym. Co prawda szlak ten wiedzie od samych Jagódek ale w rzeczywistości oznaczony jest dopiero gdzieś w połowie drogi. No chyba, że pozioma białą linia na drzewie to serduszko :D.


Leskowiec - widok z Roczyn. Troszkę mnie ten śnieg zaniepokoił.

Bardzo fajny podjazd na Leskowiec. Pierwsze drzewo przed moim bikiem - owo "serduszko" na pniu :D
Moje zaniepokojenie śniegiem okazało się zasadne. Pierwsze płaty widziałem już na owym serduszkowy ale to co zobaczyłem pod Groniem Jana Pawła II przeszło moje najśmielsze oczekiwania...

Wyjątkowo wybrałem ostrzejsze podejście ze względu na widoki z Gronia J.P. II.

Widok ze szczytu - GENIALNY.
Nota Bene pierwszy raz z Gronia J.P. II widziałem....Kraków!!! Nie mogłem uwierzyć do końca ale napotkany turysta potwierdził moją teorię użyczając mi lornetki. Poniżej parę fotek.


Aaaaa muszę się jeszcze przyznać, że wiele razy bywałem na Leskowcu, ale takiej rzeczy turystów to jeszcze nie widziałem. Może pogoda i okres poświąteczny sprawiły, że pojawili się na szlakach.

Leskowiec.

Widok na Tatry Zachodnie z Leskowca.

A tu już Tatry Wysokie.

Myślałem, że nie będę miał już na trasie za dużo do czynienia ze śniegiem....Myliłem się...I to strasznie!!!! W połowie drogi buty już miałem totalnie przemoczone od zapadania się, czasami do pół piszczela, w śniegu.



Widok na Babią i nie tylko z Wielkiego Gibasów Gronia.
Dalszą cześć trasy, tj. do Kocierza Rychwałdzkiego, na przemian taplałem się w błocie albo zapadałem się w śniegu. Dzięki bogu moje ulubiony zjazdy były w zasadzie przejezdne :). Z Przełęczy Kocierskiej na Targanicką zjeżdżałem oczywiście zielonym szlakiem :).

Przełęcz Targanicka.
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
84.59 km
2.00 km teren
05:00 h
16.92 km/h:
Maks. pr.:72.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1550 m
Kalorie: kcal
Podjazdy asfaltowe Beskidu Małego - próba nieudana.
Środa, 28 marca 2012 · dodano: 04.04.2012 | Komentarze 2
...Jak zawsze poślizg z wpisem - tym razem tygodniowy :/No cóż jak sam tytuł mówi - nieudana, a dlaczego o tym niżej.
Pomysł na trasę zrodził mi się kiedyś pewnego ciemnego wieczora :D. Stwierdziłem, że trzeba sobie w życiu stawiać jakieś cele i wyzwania, nie koniecznie takie, które się lubi. W ten zatem sposób postanowiłem "zrobić" prawie wszystkie ostre podjazdy asfaltowe w Beskidzie Małym. A dlaczego asfaltowe??? Powód prozaiczny i jakże prostacki - nie chciało mi się myć roweru z błota, który zapewne zalegał na szlakach czyli ogólnie mówiąc LENISTWO. Prawdą jest też, że nie lubię asfaltowych podjazdów z powodu bólu kręgosłupa, ale trza być twardym i walczyć z przeciwnościami losu i swoimi słabostkami.
Pomysłem też zaraziłem Kubę (k4r3la), który z chęcią się zgodził i przy okazji poinformował innych bikerów. Termin trasy przewidywany był na 1 kwietnia lecz ja postanowiłem się wcześniej sprawdzić czy podołam mojemu szatańskiemu pomysłowi i wyruszyłem w 28-go marca. Dzięki bogu mi pogoda dopisała lecz wspólnemu tripowi już nie. Szkoda...
Na Przegibek wyjechałem bez większego wysiłku, pamiętając przy okazji, że przede mną jeszcze jest trochę "ciekawych" podjazdów. Głupio się trochę czułem jak dwójka bikerów na kolarkach mnie dublowała ale cóż z tym - ja musiałem oszczędzać siły. Maksymalną prędkość jaką udało mi się uzyskać przy zjeździe z przełęczy to 65 km/h.
Kolejny podjazd - Góra Żar. Tu tez bez większych problemów. Jedynie co to się przypomniał kręgosłup i mała niespodzianka pod samym szczytem - mżawka. Zaskoczenie tym faktem było o tyle duże, że żadne prognozy na ten dzień nie przewidywały ani kropelki deszczu. Hmn...Prędkość max. - 72 km/h.




Przyszedł i czas na Hrobaczą Łąkę. Tu już poczułem zmęczenie ale i tak jestem z siebie dumny bo na początkowym, najostrzejszym, asfaltowym odcinku zrobiłem tylko jeden odpoczynek. Nota bene w tamtym roku robiłem je trzykrotnie. Po wjechaniu w część leśną, nieutwardzoną zaczął mi dawać coraz bardziej w du..ę kręgosłup. Na szczycie kolejna niespodzianka - spore płaty śniegu :) i... ból kolana. Coś mi te kolano ostatnio szwankuje i chyba trzeba będzie się wybrać do jakiegoś lekarza :(. Boleści nie przyćmiły jednak kolejnego fajnego zjazdu - tu V-max - 62 km/h.


W drodze do Porąbki rozruszałem trochę kolano i było nawet całkiem całkiem. Niestety postój na uzupełnienie zapasów kalorycznych był gwoździem do trumny. Kolano zrobiło sobie lekki odpoczynek i nie chciało się później "rozruszać". W połowie drogi na Przełęcz Targanicką podjąłem decyzję o zawróceniu. Niestety kolano odmawiało mi posłuszeństwa, ból był nieziemski, a według planu było jeszcze przede mną ponad 40 kilometrów ( Kocierz i powrót przez Kocierz Moszczanicki, Łodygowice). Decyzja trudna ale słuszna. Zjechałem do Porąbki, przyjąłem 4 painkillery i ruszyłem w stronę Bielska. Tabletki zaczęły działać dopiero gdzieś w centrum Kóz...
No cóż następnym razem zrobię tą trasę :)
A co męczyłem w trasie?? Wiele ale w szczególności kawałki mojej kapeli:
Human Fossil - Love in Space.
/
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
85.20 km
0.00 km teren
04:00 h
21.30 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:860 m
Kalorie: kcal
W odwiedziny u Babci.
Czwartek, 15 marca 2012 · dodano: 19.03.2012 | Komentarze 0
Urlop się kończył więc chociaż jeden trip trzeba było zaliczyć. W góry jeszcze nie ruszam bo tona błota i śniegu zalega na szlakach więc...standardowo asfalt.Pomysł na trasę był prosty i można by rzec odtwórczy, bez żadnych udziwnień.
Docelowym miejscem był Rychwałdek. Po ostatnich wydarzeniach stwierdziłem, że miło będzie odwiedzić Babcie i pomóc jej trochę w pracach przydomowych.
Zatem ruszyłem...
Pierwszy podjazd - Przegibek. I tu niespodzianka - ból kręgosłupa. Co było grane, nie mam pojęcia. Dzięki bogu po przejechaniu paru kilometrów ból ustał. Uff..
Standardowo przy zjeździe do Międzybrodzia Bialskiego próbowałem pobić rekord prędkości - standardowo się nie udało :D.

Gdzieś w drodze na Przegibek.

A na Żarze ludzie jeszcze szusują na nartach.
Chwila dla fotografa na zaporze w Tresnej i dalej ruszyłem w stronę punktu docelowego.


Jak widać Jezioro Żywieckie jeszcze pokryte cienkim lodem.

W Rychwałdzie zjechałem trochę z drogi w celu zapalenia znicza na grobie Dziadka (r.i.p.) i zacząłem drugi dość mocny podjazd tego dnia pod Rychwałdek.

W tle miejsce docelowe.
U Babci jak to u Babci :) - jak zawsze zostałem zmuszony do zjedzenia ogromnej ilości jedzenia. Ale z Babcią nie ma dyskusji wiec jak mus to mus :).
Podczas studiowania dalszej drogi i wchłaniania obiadu podjąłem decyzję o skróceniu trasy. Pierwotnie myślałem o uderzeniu na Jeleśnię, Sopotnię Małą by przedostać się w okolice Przybędzy, Radziechowów ale obawiałem się, że mogę nie podołać czasowo i będę zmuszony jechać po ciemku. No cóż trochę się u Babci zasiedziałem :).
Drogę do Żywca pokonałem w niezłym tempie - nie schodziłem poniżej 30 km/h. Niestety się to później odbiło. Tak to jest jak mózg mówi szybko, a mięśnie nie dają rady. W końcu jest jeszcze kalendarzowa zima i kondycja nie jest jeszcze za dobra.
Żeby nie jechać główną drogą z Żywca do Bielska skręciłem na Lipową. Spodziewałem się tam pięknych widoków na Beskid Żywiecki - niestety chmury zasłoniły góry i była kupa.
No niestety widoków nie było.
Do Bielska dojeżdżam z silnym bólem ścięgna/mięśnia (gdzieś koło kolana).
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
112.00 km
6.00 km teren
05:30 h
20.36 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:450 m
Kalorie: kcal
Mokre Jastrzębie - Zdrój
Wtorek, 28 lutego 2012 · dodano: 28.02.2012 | Komentarze 4
powiem tak: jestem tak wyje...ny, że mój proces twórczy, tudzież odtwórczy jest znikomy. Dokładną relacje, fotki wrzucę na dniach....Narazie tylko mapka :).
"Lekki" poślizg...
Pewnego wieczoru wpadłem na pomysł, żeby nadrobić zaległości i uzupełnić wpisy na BS. Przez przypadek kolega Kuba (k4r3l) zrozumiał, że robię setki w lutym, a to przecież był trip z zeszłego roku, z sierpnia :). Ale nie powiem...Wszedł mi na ambicje - długo się nie zastanawiałem, spojrzałem do grafiku i padło na wtorek za parę dni.
Dzień wcześniej sprawdziłem prognozę pogody - nie była obiecująca: od 13 śnieg, a od 16 deszcz i temperatura ok. 0 st.C. Ale co tam, poruszona ambicja robi swoje :).
Główny cel - Jastrzębie-Zdrój i może jak się uda Karviná w Czechach.
Jak to zazwyczaj bywa przy ustalaniu dokładnej trasy brałem pod uwagę boczne drogi czyli jak najdalej od ruchu.
No i ruszyłem - wpierw w stronę Strumienia.
Gdzieś za Mazańcowicami.
W pewnym momencie, gdzieś przed Landkiem (tudzież Landekiem - nie wiem dokładnie jak się to odmienia, ale to jest wersja jednej z mieszkanek tej miejscowości), zgłupiałem - dojechałem do skrzyżowania, którego nie było na mapie. Hmnn... I co tu zrobić????? Zastosowałem taktykę ze starych gier RPG - idź/jedź w PRAWO :). No i udało się :).
Nota bene gdzieś koło 11 zaczęło już sypać czyli coś się już prognozy nie sprawdziły...Wiało grozą :).

Rynek w Strumieniu.
Żeby było mało....


...ta urokliwa droga przerodziła się w dwu-pas :/ , a dokładnie skończyła się na nim... Oj coś źle wybrałem tę trasę...
No niestety z parę kilometrów trzeba było popedałować w tych "jakże komfortowych" warunkach :D. ...W zasadzie tak do samego Jastrzębia-Zdroju...
Nota bene drogę z Pawłowic do Jastrzębia wspominam najgorzej - makabryczny ruch i paskudna breja na drodze - rower miałem brązowy.

A to już główny cel wycieczki.

Park zdrojowy w J-Z.
A co do samego Jastrzębia - no cóż nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Może dlatego, że ostatnie kilometry mnie poirytowały, miałem buty przemoczone (czego strasznie nie lubię), zjadłem tam najgorszą pizze w swoim życiu ( omijajcie Cafe Dor Pizzeria ).
Po minięciu granic miasteczka podjąłem decyzje, że nie ruszę na Karwine. Powód - jakże prozaiczny - brak czasu i lekkie wychłodzenie organizmu.
W Zaborzu znowu problem z mapą...Ale dzięki pomocy mieszkanki zmieniam trochę plany i wbijam się na....szlak rowerowy ( szczerze mówiąc całkiem przyjemny ).


Żeby nie jeździć tymi samymi drogami w Landku/eku zamiast jechać na Bronów odbiłem na Rudzicę, żeby docelowo przez Jasienicę dojechać do Bielska.
Oj nie powiem ten podjazd pod Rudzicę daj mi w d..pę szczególnie, że już miałem wykręcone ok. 100 kilometrów.
Na sam koniec eskapady podjechałem na herbatkę z prądem (wiśniówką) do Grawitacji ;).
A co do muzyki...Męczyłem płyty Katatonii.
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
76.60 km
3.00 km teren
05:00 h
15.32 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:810 m
Kalorie: kcal
Mroźny wypad na Równicę.
Czwartek, 2 lutego 2012 · dodano: 06.02.2012 | Komentarze 4
...Nowy Rok - nowe wyzwania :). Tym razem nie ilość przejechanych kilometrów, nie maksymalna prędkość, ale temperatura otoczenia. Chciałem sprawdzić czy możliwa jest jazda przy dość niskiej temperaturze (-16st.C.) i jak sobie organizm radzi w takich warunkach. Na wstępie powiem, że typowo zimowych ciuchów nie mam, no może poza, zakupionymi przed wyjazdem, ochraniaczami na buty :). Ubrałem się na przysłowiową "cebulkę" i ruszyłem w teren. Planowałem start ok. godz. 10, ale brak słońca i temperatura -18 st. trochę mnie zniechęciły więc postanowiłem chwilę poczekać :). Wybiła 11:30, temperatura podniosła się o 2 stopnie więc siadłem na białego rumaka :) i pognałem w stronę Ustronia by docelowo wyjechać na Równicę.
Tu napój w bidonie da się jeszcze pić. Nota Bene jeszcze pół godziny temu był bardzo ciepły.

Najbardziej śliski odcinek - przydałyby się opony z kolcami..

Zamarznięta Wisła. Napój zamarzł - 45 min. od nalania.
Po zrobieniu tego zdjęcia sprzęt foto zaniemógł - baterie nie dawały rady przy takim mrozie. Dopiero po odtajaniu i grzaniu zaczęły działać.
W Ustroniu zrobiłem sobie przerwę na małe co nieco, ogrzanie się i ruszyłem na Równicę oczywiście asfaltem.... Aaaaa zapomniałbym...pozdrowienia dla BIKERA, który mnie mijał przed Ustroniem :). Miał chłop moc w nogach i krzepę nieziemską bo ja już czułem zmęczenie walcząc z zimnem, a on śmignął obok mnie jakby na zewnątrz było dobre 20 st....

"Małe co nieco" w Ustroniu :)
Wyjazd na Równicę...Hmnn...Walka z samym sobą. Prawdą jest, że nie lubię długich, asfaltowych podjazdów, ale trzeba było podjąć wyzwanie. Walka trwała zdecydowanie za długo, ale w końcu wyjechałem, niekoniecznie na sam czubek góry, bo tylko do schroniska. Tam usłyszałem złe wieści, że szlak jest nie przetarty i nawet nie mam po co ruszać na szczyt bo śniegu po kolana :(.



Piękna karczma pod szczytem Równicy

Widoki nie rozpieszczały :(

Szczerze mówiąc nie chciało mi się wierzyć gospodarzowi schroniska w tak głęboki śnieg, ale czas gonił i obawiałem się, że gdybym jednak podjął wyzwanie to przedzierałbym się przez las po ciemku więc zdecydowałem się zawrócić i jechać na mieszkanie po części tą samą drogą. Pisząc "po części tą samą" miałem na myśli jakieś 40%, bo starałem się jak mogłem wybierać tak trasę, by się nie dublowała.
Wróciłem przemarznięty, wycieńczony ale było warto :). Sprawdziłem siebie w ekstremalnych warunkach (jak przyjechałem było już -20 st.) i już wiem, że nie ma złej pogody dla bikera (no może deszcz) ;).
A na koniec trochę muzyki, która mi towarzyszyła podczas trasy :
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
85.50 km
4.00 km teren
04:40 h
18.32 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:620 m
Kalorie: kcal
Śnieżne pożegnanie roku.
Piątek, 30 grudnia 2011 · dodano: 04.01.2012 | Komentarze 2
30 grudnia. Hmnn.. kto by pomyślał, że o tej porze roku ktoś będzie jeździł na rowerze. Ja się wybrałem :). Stwierdziłem, że skoro mam spieprzonego sylwestra (praca) to chociaż zakończę rok na rowerze :). A że obiecałem Babci, że ją odwiedzę jeszcze przed Nowym Rokiem więc sprawa była prosta - trzeba jechać :). Oczywiście miałem wyruszyć rano, ale.. zaspałem, więc rozpocząłem pedałowanie ok. 11. Pierwsze kilometry nie wróżyły udanego wypadu, gdyż od Bielska do Żywca jechałem w "śnieżycy". Hhehe w końcu chyba to normalne o tej porze roku :D. Momentami chciałem już zawrócić bo czułem, że zaczynam pomału przemakać ale...trza być twardym, a nie miętkim.W Żywcu, ma się rozumieć, trochę pobłądziłem bo w centrum nie byłem już chyba z 5 lat.

Za piwnym miastem było już lepiej - nie padało. Miałem lekkie obawy co do podjazdu pod Rychwałdek, gdyż znam tę drogę i wiem, że to wzniesienie nie jest za delikatne, ale wyjątkowa lekko sobie z nim poradziłem :).

Półgodzinna przerwa u Babci na krótką pogawędkę, wysuszenie ciuchów, ciepłą herbatkę i trzeba było ruszać dalej bo dzień niestety jeszcze jest krótki, a droga przede mną jeszcze daleka. Dzięki bogu Babcia wytłumaczyła mi jak mam jechać na Ostry Groń bo bym się pogubił w tym szeregu dróżek. Pamiętam, że kiedyś jak byłem mały to się tam krążyło, ale to było tak dawno, że gdyby nie rady Babci była by wielka kupa.



Widok na Beskid Mały spod Barutki.




Gdzieś za Ostrym Groniem.


Po wjechaniu na asfalt poczułem zmęczenie- może narzuciłem sobie za mocne tempo ;). Planowałem, że do Bielska wjadę przez Przegibek, ale ból prawej nogi spowodował, że wybrałem trasę mniej stromą i wracałem przez Żywiec, Łodygowice. Oczywiście w Bystrej, nie wiadomo skąd, dostałem takiej energii, że do Bielska ścigałem się z samochodami (mowa tu oczywiście o niesamowitej ulicy Żywieckiej).

P.S. odcinek górski od Rychwałdku do Przełęczy Ślemieńskiej jest na mapie narysowany "prowizorycznie" ponieważ na BikeMap'ie nie było tam żadnej drogi.
?132567954289920
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
45.50 km
0.00 km teren
02:15 h
20.22 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:560 m
Kalorie: kcal
Nocna pętla.
Niedziela, 18 grudnia 2011 · dodano: 19.12.2011 | Komentarze 2
Hehe pierwsza nocka :). Od pewnego czasu chodził mi po głowie pomysł, żeby coś popedałować w nocy,.. no i stało się :). Jak na pierwszy raz, wyznaczyłem sobie "lajtową" traskę, w większości oświetlaną przez latarnie - może następnym razem wbiję się gdzieś w "busz" :D.Trasę rozpocząłem o dość dziwnej porze, tj. 22:30 :). Przez Bielsko śmignąłem szybko i udałem się na Przegibek.



Przegibek.
Zjazd z Przgibku do Międzybrodzia zaliczę do ... dziwnych :) , a to dlatego że zaczęła mi "słabnąć" latarka :(. Powodem był za słaby akumulatorek, zaledwie 1200 mAh. Wniosek - trza sobie sprawić mocniejszy :). Choć latareczka dała d..y to i tak adrenalina była niezła.



Ale i tak najlepsza była reakcja kierowców widzących jadącego rowerzystę (mnie ;)) po północy, przy trzystopniowym mrozie :D.
Kategoria Beskid Mały
