Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 65967.68 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.63 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
28.16 km 14.00 km teren
02:32 h 11.12 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1100 m
Kalorie: 770 kcal

Sylwestrowo - przygodowo...

Wtorek, 31 grudnia 2013 · dodano: 02.01.2014 | Komentarze 5

Toż to był zakręcony sylwester!!!! Na dzień dobry o mały włos a spóźniłbym się  na wspólny trip z k4r3l'em - umówiłem się z Kubą, że wyjadę z domu o 13:30. a ja dopiero o 13:20 przyjechałem z pracy. Szybka wymiana dętki, zmiana ubioru i już o 13:40 siedziałem na siodle :). Nawet zapomniałem o obiedzie :). Umówiliśmy się na Trzonce gdzieś tak parę chwil po 14.  Na miejscu czekał już na mnie Kuba z jakimś bikerem. Początkowo myślałem, że to nasz wspólny znajomy Damian tylko bike mi jakoś nie pasił - full. Okazał się nim jednak sympatyczny Biker z Bielska - Piotrek. Dalej już kręciliśmy razem zielonym szlakiem w stronę Porąbki by docelowo dojechać to genialnego, technicznego singla. Podczas zjazdu, w pewnym momencie ściągnęło mnie do rynny/kanału po środku drogi. Wiedziałem, że taka ewentualność się źle skończy i tak też się stało - wyglebiłem... Jak się okazało straty były - stłuczone ramię, łokieć i mega luz na tylniej przerzutce. Jednak genialny singiel i późniejsze przygody przyćmiły ból... Po zjechaniu z singla odłączył od nas Piotrek a ja z Kubą ( hehe czyli Kuby ) pojechaliśmy w stronę Przełęczy Targanickiej troszkę okrężnymi leśnymi drogami. Zaraz przed barem w Wielkiej Puszczy skręciliśmy w lewo na bardzo fajną, dość stromą szutrową drogę biegnąca w stronę zielonego szlaku. I wtedy zaczęły się niezłe jaja... Na dzień dobry naszym oczom ukazuje się leżąca na drodze kobita - zalana na amen. Dzięki Bogu kontakt z nią jakiś był - krótka reprymenda i jedziemy dalej. Nie ujechaliśmy może 200 metrów i kolejny element leżący na drodze. Tym razem już tak kolorowo to nie wyglądało - ludek leżał na poboczu i nie było z nim żadnego kontaktu, zero oznak życia. Po paru minutowej próbie jakiegokolwiek kontaktu z gościem postanowiliśmy zadzwonić po karetkę - nie wyglądało to najlepiej a temperatura już znacząco spadała. Żeby było ciekawiej - nie mieliśmy zasięgu...No to co?? Idziemy/jedziemy w górę by wezwać karetkę. Po drodzę mijaliśmy jeszcze jednego gościa, zdrowo nawalonego lecz idącego a dokłądnie rower go prowadził. Wzywanie karetki to była istna tragikomedia - nie dość, że znajdowaliśmy się na granicy województw to jeszcze dyspozytorzy jacyś niedorobieni. Po ponad półgodzinnym tłumaczeniu okoliczności i miejsca zjeżdżam na dół by pokierować karetkę, która to w końcu raczyła przyjechać. Koleś z rowerem zaniemógł - spał nawalony na ziemi. Próby pouczenia go skończyły się wyzwiskami w moim imieniu. Zatrzymałem się jeszcze przy najgorzej wyglądającym, niby denacie. Kolejne próby kontaktu z gościem przyniosły zadawalający efekt - denat się ocknął. No cóż mogę powiedzieć - gość był tak nawalony, że ledwo się wysławiał. No to..wracam z powrotem do Kuby na górę, żeby przekazał info dalej. W tym momencie usłyszeliśmy syreny więc zjechałem na dół by dziadów pokierować. Okazało się, że przyjechała karetka z Andrychowa. Na dzień dobry ochrzan, że to nie ich rewir i dlaczego ich wzywamy. No to zaczęły się tłumaczenia, że to nie nasza wina tylko debilnego dyspozytora ze 112. Jakoś gościem się zbytnio nie zainteresowali i pojechali. Za chwilę zjechał Kuba z informacją, że z Bielska nadciąga już specjalistyczna karetka i mamy na nią czekać. W miedzy czasie trójka moczymord powstała z martwych i ruszyła w stronę domów.


Dla niektórych była do istna droga krzyżowa...

Dzięki bogu sanitariusze i policja z Kobiernic się trochę bardziej zainteresowała się sprawą i pojechali szukać pijackich denatów. Powiem tak: Nie dzwońcie nigdy pod 112 - nie uratujecie tym życia ludzi a tylko się, delikatnie mówiąc, wkurzycie na chory system. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że karetka z Kobiernic i Policja nic nie wiedziały o karetce z Andrychowa - po prostu burdel na kółkach. Aaaa szkoda gadać...
Tym sposobem straciliśmy z Kubą dobre 1,5 godziny na załatwianie karetki. Dzięki bogu denaci powstali i skończyło się wszystko dobrze. A my zmarznięci ruszyliśmy bocznymi drogami do domów. Hehe mnie jakoś dziwnie natchnęło by zabrać przednią lampkę - gdyby nie ona to jechalibyśmy w totalnych ciemnościach.
I tak oto zakończyliśmy rok 2013 :).

P.S. Podsumowanie już wkrótce :)

Route 2 403 197 - powered by www.bikemap.net

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
44.37 km 17.00 km teren
04:13 h 10.52 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1200 m
Kalorie: 1454 kcal

Leskowiec - nowy podjazd :)

Sobota, 28 grudnia 2013 · dodano: 01.01.2014 | Komentarze 1

Można by zapytać: znowu ten Leskowiec?? Ileż razy można tam wjeżdżać?? Można i to wiele razy o ile poznaje się nowe opcje :). Tak też było i tym razem - k4r3l pokazał mi nowy, bardzo ciekawy wariant uphillu na tą zacną górkę. Ale może od początku...Na dzień dobry lekka siara - wyciągam bike z garażu a tam prawie  kapeć w przednim kole... Hmnn....No nic dopompowałem kółko i pokręciłem do Andrychowa by kupić jakiś zapas bo czułem, że z tej dętki nic nie będzie. Z Andrychowa bocznymi drogami ruszyliśmy do Rzyk Jagódek, skąd zaczynała się nowa alternatywa uphillu na Leskowiec. Kiedyś już słyszałem o lajtowej opcji wyjechania właśnie z Jagódek ale  jakoś nigdy nie mogłem tej drogi znaleźć. Hehe jak się okazało była zaraz pod nosem :). A sama droga nazywa się ponoć "towarówką". Szczerze mówiąc bardzo ciekawy wariant - jest to w zasadzie łagodny podjazd, szerokimi leśnymi drogami. Początkowo troszkę mokrawy ale później kręci się suchymi duktami. Poza tym jest tam sporo wariacji tej trasy - można zjechać np. na ciekawy singielek. Co by powiedzieć więcej - kręciło się wybornie i zapewne wrócę tam jeszcze nie jeden raz :).









Wypadek przy pracy... ;)



Po wjechaniu na czerwony szlak zaczęło porządnie wiać, a na samym Leskowcu urywało już głowę :). Wyjatkowo widoczki na południe były kiepskie - Babiczka była ledwo widzialna. Po przerwie na papu i piciu ;) zjechaliśmy do schroniska na "małe" pifko :). No niestety w środku ludzi było od groma więc zostało nam podelektować się złocistym napojem na zewnątrz co mimo wszystko miało swój urok :). Nie ma to jak piwko w słoneczku, przy 10 st. C w cieniu, 28-go grudnia :D.
Aaaa zapomiałbym...Na szczycie Leskowca musiałem dmuchnąć z deczka w koło - zaczęło pożadniej spierdzielać powietrze. Zrobiłem to jednak Kuby pompką, bo ja zgubiłem gdzieś jeden element do wentla samochodowego :(.





Przy pifku dojęliśmy decyzję, że do Andrychowa dojeżdżamy zielonym szlakiem. Kurcze...ma on potencjał ale zdecydowanie właśnie w tę stronę bo w przeciwną już nie ma takiego fanu :). Oczywiście na sam koniec zostawiliśmy sobie singielki na Pańskiej Górze :)



Zjazd z Gancarza.





Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
40.81 km 10.00 km teren
02:29 h 16.43 km/h:
Maks. pr.:54.40 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1360 m
Kalorie: 988 kcal

Teamowo Bożonaredzeniowo :)

Środa, 25 grudnia 2013 · dodano: 01.01.2014 | Komentarze 1

Toż to było spotkanie świąteczne - hehe taka spóźniona wigilijka teamowa :). Jako, że miało być drużynowo, a ekipa ma swoje różne odziały zamiejscowe, padło na Magurkę Wilkowicką czyli w miarę wszystkim pasującą miejscówkę :).  Ja i k4r3l, jako Odział Andrychów i Okolice, postanowiliśmy wjechać na Magurkę żółtym szlakiem z Ponikwi. Na wstępie jednak zaproponowałem zminimalizowanie asfaltów i przedarcie się z Czańca do Bukowca fajną, leśną drogą - hehe zawsze to 2 kilometry w terenie więcej :). Ja zmuszony byłem na owy trip wyjechać swoim zastępczym bike'em, albo jak to woli zimowym, gdyż w Białym Rumaku klocki hamulcowe niemiłosiernie piszczały a nie chciałem wystraszyć całej zwierzyny w lesie :D. Z racji, że Solution ma z tyłu tylko 8 przełożeń, podjazd żółtym za lajtowy nie był - brakowało jednego "biegu" :). Jakoś w bólach wyjechałem. Co ciekawe kompletnie nie spodziewaliśmy się...śniegu na szlaku - na dole już dawno go nie było. Jednak jazda w takich warunkach dodawała pikanterii a poza tym szybciej spalało się wigilijne kalorie :D.




Na żółtym...


K4r3l ostro napiera po śniegu tudzież lodzie :)



Przed samym schroniskiem szklanka była wybitna - hehe ja oczywiście musiałem wyglebić :D. Na miejscu pojawiliśmy się jako pierwsi, reszta ekipy dojechała po dobrych 20 minutach :).  Ku mojemu zdziwieniu pojawił się nawet przedstawiciel cieszyńskiego oddziału bbRiderZ - Marek. Ma chłop krzepę i chęci - wielki szacun!!! Do schroniska dotarł też ludwikon, jednak pieszo bo z rodzinką :). No to zaczęliśmy świąteczne "imprezowanie". Marzena przyniosła nawet opłatki...wróć...kabanosy, które miały być wartościowszym w kalorie odpowiednikiem opłatka :). Znalazł się też alko w maci wszelakiej :). I tak oto przez ok 2 godziny świętowaliśmy przy prze dobrych humorach - hehe po prostu uśmiech z naszych twarzy nie schodził. Kupa śmiechu i tyle :).


Symboliczne połamanie się...kabanosem ;)


Grupowo teamowo :).

Przyszła pora na pożegnanie i powrót do domu. Ja oczywiście byłem już spóźniony na rodzinny obiad ale co tam - liczyło się wspólne spotkanie :).  Co do samego zjazdu to wybraliśmy narciarski do Przegibka. Jednak gdzieś w połowie drogi zjechaliśmy ze szlaku i wbiliśmy się na jeszcze przez nas nie jechaną leśną drogę. Ciekawa alternatywa jeśli ktoś nie chce zjeżdżać asfaltem. Wyjechaliśmy na żółtym szlaku lecz już w części asfaltowej. Z racji, że rodzinka się z deczka niepokoiła trza było troszkę mocniej przycisnąć na spdeki. W Porąbce pożegnałem się z Kubą bo on jeszcze chciał coś po kręcić w terenie a ja ile sił w nogach pomknąłem na świąteczny obiadek.
Hehe nidy nie sądziłem, że w 1 dzień Świąt będę śmigał na rowerze :). Dzięki wielkie za wspólne kręcenie i za super spotkanie!!


Route 2 401 917 - powered by www.bikemap.net
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
141.00 km 2.00 km teren
06:50 h 20.63 km/h:
Maks. pr.:66.50 km/h
Temperatura:6.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2214 m
Kalorie: 4282 kcal

Pętla Beskidzka Unplugged

Niedziela, 22 grudnia 2013 · dodano: 30.12.2013 | Komentarze 5

Oj nóżka nie podawała.... Ale od początku :). Po sobotnim, krótkim terenie postanowiłem zrobić jakąś setkę ale dla odmiany po szosie. Padło na...Pętlę Beskidzką :). W sumie dawno już nie kręciłem w tamtą stronę hehe. Zatem wstałem w niedziele i na dzień dobry ukazał mi się mało optymistyczny widok - mocny wiatr nieźle bujał drzewostanem. Pomyślałem - nie będzie lekko!! Ale co tam - raz kozie śmierć :D. Dosiadłem Białego Rumaka i pokręciłem w stronę sklepu by zakupić prowiant. Na dzień dobry finezyjna gleba podczas lewoskrętu - bike wpadł w poślizg a ja za nim :). Dzięki bogu nic nie jechało bo mogło by się skończyć nieciekawie. Po uzupełnieniu zapasów ruszył w stronę Węgierskiej Górki. Tym razem jednak Jezioro Żywieckie objeżdżałem z drugiej strony to jest przez Oczków, Moszczanicę. Wydawało mi się, że będzie to lepsza opcja ze względu na bardziej zasłonięte drogi. W zasadzie od Żywca do Węgierskiej kręciło się wybitnie źle - cały czas pod wiatr, prędkości rzędu 24 km/h nie udawało się przekroczyć. Pochłonął mi ten odcinek mnóstwo energii, której i tak tego dnia za dużo nie było w nogach...

Na Jaworzynie jeszcze trochę śniegu się ostało ale na dole ni chu chu.

Wjeżdżam na Trakt Cesarski.

W Węgierskiej Górce zjechałem z głównej drogi na tzw. Trakt Cesarski i nim dojechałem w zasadzie do Kamesznicy. Czym dalej jechałem na południe tym więcej było śniegu. W Szarym było już bialusienko :). Z Szarego do Lalików standardowym uphillem. Tym razem jednak nie dałem rady wyjechać - mokry, grząski śnieg nie pozwalał mi ustać na bike'u. No niestety trzeba było trochę butować.


Asfalt przerodził się w lodowisko...

...a lodowisko w mokry śnieg...


A Koniakowie śniegu już co nie miara - dobre 20 cm :). Drogi jednak były czarne choć lała się nimi rzeka wody. Po długiej walce z wiatrem uphill pod Karczmę Ochodzitą był delikatnie mówiąc smutny. Noga nie chciała się kręcić, nawet piękne widoczki nie pomagał :(. Zdecydowanie to nie był mój dzień... W Karczmie zrobiłem sobie dłuższy popas - hehe w końcu trzeba było uzupełnić baterie. Jak zawsze zimową porą zamówiłem sobie tzw. kwaśnicę z wkładką. Heheh ale nie alkoholową :D.

Barania Góra w chmurach.

Tatry.


Po obiedzie przyszła pora na zjazd do Istebnej. Znowu muszę użyć tego słowa "niestety" - niestety bardzo wolny. Powód banalny - hektolitry wody na drodze. Nie chciałem się przemoczyć bo wiedziałem z godziny na godzinę temperatura będzie spadać i nie będzie tak łatwo podsuszyć ciuchów. Kubalonka poszła dość sprawnie - jakby siły powróciły :). I tak w zasadzie do samego Jaworza pedałowałem w dość dobrym tempie. Power come back!! :D. Nie będę się dokładnie rozpisywał którędy jechałem bo była to stricte odtwórcza trasa :). W Bielsku przez przypadek natrafiłem na Jarmark Świąteczny. Troszkę się tam pokręciłem i już klasycznie pokręciłem do domu.

Reasumując: Totalny brak prądu, porywisty wiatr sprawiły, że jeden z moich ulubionych szosowych klasyków stał się bardziej karą ( choć nie wiem czy to nie za ostre słowo? ) niż przyjemnością.

A czego słuchałem?? Głownie Godsmack'a ;)

<object height="360" width="640"><param name="movie" value="//www.youtube.com/v/CWj1dZoOOpk?hl=pl_PL&versi> <embed src="//www.youtube.com/v/CWj1dZoOOpk?hl=pl_PL&versi type=" applicati="" x-shockwave-flash="" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" height="360" width="640"></embed></object>




Dane wyjazdu:
16.20 km 14.80 km teren
01:28 h 11.05 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:780 m
Kalorie: 519 kcal

Szybka Trzonka

Sobota, 21 grudnia 2013 · dodano: 30.12.2013 | Komentarze 0

Sobota zapowiadała się totalnie arowerowo - mnóstwo roboty plus mały remont w domu. Krew człeka zalewała jak patrzył za okno- elegancka pogoda a tu trzeba pracować. Jednak nie wytrzymałem - musiałem coś pokręcić :). Miałem zaledwie 3 godziny bo tyle mniej więcej potrzebowałem aż wyschnie mi pierwsza warstwa farby :). Zatem dosiadłem Białego Rumaka i pokręciłem w stronę lasu. Jakiegoś konkretnego planu nie miałem więc więc trasa kreowała się z metra na metr. Wiedziałem tylko, że chce sprawdzić jedną leśną drogę, a co będzie później to wyjdzie w praniu :). Jednak ową leśną drogą nie dojechałem do końca, gdyż zaintrygowała mnie jedna ścieżka biegnąca pod górę. Pomyślałem - kurcze w dół będzie genialna lecz trza sprawdzić gdzie się zaczyna :). Przyznam się, że nawet pod górę była całkiem całkiem - hehe było nawet troszkę technicznych fragmentów :). Wyjechałem na drodze bardzo dobrze mi znanej, biegnącej z Bukowca na Trzonkę. Tam też się udałem.

Na owej ścieżce.

Trzonka.

Ku mojemu zdziwieniu z Trzonki było widać...Tatry!!! Po prostu szok!! Następnie udałem się zielonym szlakiem w stronę Alei Limb. Tam przywitał mnie zalegający jeszcze śnieg :). Od alei jechałem już leśną drogą, nota bene jeszcze przeze mnie niejechaną. Całkiem przyjemny odcinek - taki dziki, mało uczęszczany. Kolejny raz zdzikło mi się jak nagle wyjechałem na zielonym szlaku do Porąbki - myślałem, że zjadę bardziej gdzieś na Bukowcu/Czańcu. Z Racji, że nie uśmiechało mi się wracać z Porąbki asfaltami postanowiłem zjechać ze szlaku w boczną drogę ( już mi znaną ) i tym sposobem wyjechałem na samym czubku Bukowca :). Do domu również starałem się omijać asfalty więc wybrałem leśną, szeroką drogę, na której o mały włos nie wyrżnąłem niezłego orła. Hehe droga była z deczka zmrożona ( czytaj oblodzona ) i na jednym z łuków przednie koło wpadło w poślizg. Jakim sposobem się utrzymałem to do tej pory nie wiem - grunt, że się udało :).

Route 2 401 278 - powered by www.bikemap.net

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
16.20 km 2.00 km teren
00:47 h 20.68 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 80 m
Kalorie: 510 kcal

Na próbę........

Środa, 18 grudnia 2013 · dodano: 27.12.2013 | Komentarze 1

Tym razem powtórzyłem dojazd przez las w Bulowicach, żeby nabić trochę kilometrów w terenie. Powrót już klasycznie asfaltami.

Route 2 398 947 - powered by www.bikemap.net


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
03:20 h 0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

MARATON INDOOR CYCLING w Modelarni

Sobota, 14 grudnia 2013 · dodano: 01.01.2014 | Komentarze 2

...Długo się zastanawiałem czy wrzucić to na BS'a ale końcu to też jakaś aktywność fizyczna :).

Maraton Indoor Cyclingu - hmnnn w zasadzie gdyby nie choroba to bym na niego w ogóle nie poszedł :D. Wiem, że brzmi to trochę dziwnie ale akurat w tym czasie zaplanowane miałem wyjście w góry ze znajomymi więc kręcenie nie było mi w głowie :D. Jednak choroba spowodowałaby , że trekking załatwił by mnie na amen, a że przez weekend siedzieć biernie w domu to grzech więc postanowiłem wybrać się na ową imprezę.  Tak się też akurat składało, że spora część mojego teamu ( bbRiderZ ) wybierała się na tą imprezę więc postanowiłem ich zaskoczyć i też przybyć :). Z góry wiedziałem, że nie będę w dobrej dyspozycji bo od 3 dni byłem na silnym antybiotyku ale raz kozie śmierć - najwyżej zejdę na zapaść :D. Prawdę powiedziawszy w takiej imprezie nie brałem nigdy udziału, raptem raz byłem na zajęciach spinningowych więc pewne obawy się pojawiały.
Co do samego maratonu to powiem tak: super instruktorzy, którzy z nas wyciskali siódme poty, super atmosfera i przednia zabawa. Ponad trzy godziny ostrego kręcenia, do tego sporo innych ćwiczeń. Na frekwencje też nie można było narzekać bo ponoć miało być 35 osób - hehe nie wiem, nie liczyłem ale ludziska trochę się zaszło :). Kręciło się wybornie choć zdecydowanie inaczej niż na zwykłym bike'u - hehe brakowało naturalnej ochłody w postaci pędu powietrza ;). Co było też dla mnie nowością, to sporo kręcenia na stojaka. Normalnie unika się czegoś takiego, szczególnie w terenie. Przyznam się bez bicia, że ostatnie 20 minut maratonu były dla mnie mega męczarnią - nóżka już tak nie podawała i brakowało już sił. Ale udało się dojechać do końca :). Na ten rok miałem zaplanowany jakiś maraton rowerowy, niestety z wielu przyczyn nie mogłem w nich uczestniczyć więc chociaż na koniec roku zaserwowałem sobie Maraton... Indor Cyclingu :)


Przygotowania...


bbRiderZ'i opanowali przód :)


Nasi instruktorzy.



A na koniec wspólna fotka - nie wszyscy dotrwali do końca :/.



Kategoria Antywpis


Dane wyjazdu:
43.00 km 16.00 km teren
03:59 h 10.79 km/h:
Maks. pr.:55.23 km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1100 m
Kalorie: 1168 kcal

Pierwsze śniegowanie

Niedziela, 8 grudnia 2013 · dodano: 27.12.2013 | Komentarze 1

W końcu przyszła pora na SNOW RIDE :). Jak widać zima nas za bardzo nie rozpieszcza w śnieg więc trzeba korzystać z każdej nadarzającej się okazji. W sumie okazji nawet trochę było ale mnie dopadło choróbsko więc byłem...wulgarnie mówiąc - udupiony :/. Co ciekawe umawiając się z k4r3l'em na pierwsze moje śniegowanie, nie byłem do końca zdrowy ale CYKLOZA zwyciężyła. Mądre to nie było ale cóż...:D. A co jest najlepsze na pierwsze moczenie się w śniegu?? Wiadomo - uphill na Lesakowiec :). Oczywiście terenowy atak zaczęliśmy w Rzykach Jagódkach od szlaku serduszkowego. Łatwo nie było - początkowo człek zapadał się w świeżym śniegu a później ślizgał się na lodzie. No cóż, energii poszło mnóstwo ale fan był i to się liczyło :)

K4rel walczy w świeżym śniegu.

Na kultowym singielku pod Groniem JP II trza było w większości prowadzić - grząsko i wąsko. Każdorazowa próba jazdy zazwyczaj kończyła się fiaskiem. Ostatnie metry jednak na siodle - hehe wstyd było prowadzić bo jak na niedzielę przystało, turystów od groma :D. W schronisku zrobiliśmy sobie przerwę, która przerodziła się w niezły popas - aż nie chciało się wsiadać na bike'a :D

Jest paliwo, jest ciacho, jest miętówka, żeby policja nie wykryła alko ;D

Po dłuższej posiadówie trzeba było w końcu coś pokręcić :D. Oczywiście ruszyliśmy na szczyt Leskowca, gdzie przyszła pora na focenie a przy okazji na rozmowę z prze miłym, starszym turystą, który mimo już jednego zawału, wykręca po górach 6K. Ma chłop siłę :). Jak to zawsze o tej porze roku Babiczke było widać genialnie - hehe można by rzez, że zrobiło się to już trochę ...nudne :D. Po walorach estetycznych przyszła pora na zjazd. A z racji, że warunki były trudne wybraliśmy w zasadzie tę samą trasę z wyjątkiem dolnej części szlaku serduszkowego, który zastąpiliśmy czarnym. Oj tam to się działo :D. Moje heble nagle coś ugryzło i zaczęły nieziemsko piszczeć - wierzcie mi, było mnie słychać chyba z kilometra :D

Zjazd singielkiem.

Dla urozmaicenia, by nie wracać tą samą drogą i zaliczyć jeszcze trochę terenu, Kuba zaproponował odbicie w Rzykach w prawo na drogę biegnącą do zielonego szlaku w stronę Andrychowa. Skąd chłop zna te drogi to ja nie wiem :D. Co najważniejsze to był szczał w dziesiątkę - kręciło się wybornie :). Wisienką na trocie był singielek na Pańskiej Górze. Przyznam się, że wiele razy po tej górce jeździłem ale takich ścieżek to ja nie znałem - hehe trza będzie tam pośmigać na wiosnę :). Jako że jeszcze miałem jakieś tam ostatnie siły to postanowiłem dowalić do pieca i pojechać jeszcze na Brzezinkę ( już asfaltem ) :).

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
77.66 km 31.00 km teren
05:30 h 14.12 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2484 m
Kalorie: 2805 kcal

Po szosie musi przyjść Pure MTB ;)

Niedziela, 17 listopada 2013 · dodano: 26.12.2013 | Komentarze 1

Po sobotnim męczeniu buły na szosie przyszła pora na prawdziwy teren :). Zgadałem się z K4r3lem i Piasqiem na niedzielne Gaiki i Magurkę Wilkowicką. Oczywiście nie była to zbyt odkrywcza trasa, gdyż jeździłem nią już parę razy ale z przyjemnością do niej wracam. Za miejsce spotkania z Piasqiem ustaliliśmy z Kubą Przegibek. Jako, że w niedzielę za dobrze się nie wstaje :D, to wyjechaliśmy niezbyt wcześnie stąd też do punku spotkania dojechaliśmy asfaltami - spokojnie, na luzie :). Co najlepsze wyjeżdżaliśmy w totalnym mleku ( mgła jak cholera ) a już w okolicy Międzybrodzia zaczęło się przejaśniać. Dziwna ta pogoda!! Dla porównania w Bielsku kompletny brak mgły... Oczywiście jak wyszło słońce człek się zaczął masakrycznie grzać - i weź się tu chłopie odpowiednio ubierz :D. Na krótkim podjeździe na Gaiki lało się ze mnie jak z wodospadu. Choć z drugiej strony dużym plusem było słońce bo widoczki towarzyszyły nam genialne - w dolinach mgła a na górze piękna pogoda.

Przerwa na małe co nieco :)

Z Gaików ruszyliśmy jakże ciekawym i technicznym czerwonym szlakiem do Starconki. Lubie ten odcinek choć niestety z roku na rok jest on coraz bardziej zniszczony przez tzw. leśników. Ostatnia część szlaku to już kwintesencja PURE MTB - genialne techniczne odcinki i singletracki. Niestety w Straconce opuszcza nas Piaseq - nie czuł się najlepiej. My za to z Kubą ruszyliśmy w stronę Magurki Wilkowickiej. Pierwotnie mieliśmy wyjeżdżać czerwonym szlakiem ale ostatecznie padło na żółty. Hehe nie był to trafiony szczał bo początek szlaku to mega wypych ale za to dalsza część była już bardzo przyjemna i co najważniejsze poznało się coś nowego :). Ma Magurce rozkminialiśmy jak jechać dalej, no bo przecież coś za mało tego terenu było :). Padło na mój ulubiony czarny szlak do Łodygowic. Poza tym Kuba jeszcze nim nie jechał w całości więc była okazja do zapoznania się z nim dogłębnie ;). No niestety z bólem serca muszę powiedzieć, że za każdym razem jak nim zjeżdżam szlak jest w coraz gorszym stanie - woda i leśnicy robią swoje. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w bardzo urokliwym miejscu namiętnie trzaskając foty. No niestety aparaty w komórach nie są najlepszej jakości stąd też ciężko uchwycić to co jest w realu.

Magiczna mgła

Z Łodygowic ruszyliśmy już asfaltami by dostać się na Zaporę w Tresnej ( klasycznie wzdłuż jeziora ). Z Zapory pojechaliśmy do Wilczego Jaru, gdzie wbiliśmy się na żółty szlak na Jaworzynę. Początkowo szlakiem jechało się wybornie - leśna droga wyłożona ściółką i drobnymi kamieniami - lecz po jakimś czasie już tak kolorowo nie było . Po wjechaniu w buczynę brodziliśmy po kolana w liściach a na domiar złego droga była na tyle stroma, że można było zapomnieć o pedałowaniu. Morale nam opadły strasznie- nic tak nie demotywuje jak wypych w ciężkich warunkach i przedzieranie się przez chaszcze . Na Jaworzynę dotarliśmy w zasadzie, gdy słońce już zachodziło, co nie ukrywam miało swój klimat :).

Z Jaworzyny jechaliśmy już niebieskim szlakiem do krzyżówki z czerwonym. Na owej krzyżówce ruszyliśmy czerwonym w stronę Kocierza. I tam zastał Nas MROK :). Jakoś z głupoty każdy z nas zabrał lampki :D. Co najlepsze po zapadnięciu zmroku morale powróciły ( mi ) na odpowiedni poziom - jakaś niepojęta siła i motywacja wstąpiły we mnie :). Mimo, że moja lampka delikatnie mówiąc dała dupy kręciło się fajnie. Hehe w zasadzie to k4r3l oświecał mi drogę :D. Na Kocierzu trzeba było się odpowiednio przygotować na zjazd więc każdy opatulał się jak tylko mógł :).

A sam zjazd - w moim przypadku zawsze taki sam - na złamanie karku :D. Co prawda był to wariant asfaltowy ale jak zawsze dał sporo frajdy. W Targanicach zatrzymaliśmy się jeszcze w sklepie na małe co nieco bo w bidonie posucha była straszna, po czym pożegnaliśmy się i każdy pomknął w swoją stronę. I tym oto sposobem zaliczyliśmy z Kubą piękny Night MTB Ride.

Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
48.29 km 0.00 km teren
01:47 h 27.08 km/h:
Maks. pr.:49.20 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: 1871 kcal

Sobotnie płaskowiny...

Sobota, 16 listopada 2013 · dodano: 13.12.2013 | Komentarze 4

A tak jakoś wybrałem się coś pokręcić...Dla odmiany coś po szosie bo na niedzielę szykowały się ostre manewry w terenie ;). Trasa jak najbardziej mało ambitna ale czasami też trzeba taką trzasnąć :D :D . Cóż mogę jeszcze powiedzieć...hmn...w zasadzie jechałem po drogach mi jak najbardziej znanych, wyjątkiem był tylko zjazd z głównej drogi z Hecznarowic do Wilamowic w prawo, omijając centrum. Hehe zawsze to coś nowego. Korciło mnie jeszcze sprawdzenie rowerówki z Kęt do Oświęcimia ale to zostawiłem sobie na później :)