Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 57773.75 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.63 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

CO do zasady asfalt

Dystans całkowity:10896.91 km (w terenie 205.30 km; 1.88%)
Czas w ruchu:500:29
Średnia prędkość:21.77 km/h
Maksymalna prędkość:79.74 km/h
Suma podjazdów:128729 m
Suma kalorii:149842 kcal
Liczba aktywności:139
Średnio na aktywność:78.40 km i 3h 36m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
17.06 km 0.00 km teren
00:46 h 22.25 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:2.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:185 m
Kalorie: 550 kcal

Na próbę po raz....któryś

Sobota, 1 lutego 2014 · dodano: 27.02.2014 | Komentarze 3

Jak to zazwyczaj w sobotę - trza było jechać coś pobębnić :). W końcu nie tylko nogi trzeba trenować ale ręce i ramiona też ;). Oczywiście jak tradycja nakazywała, trzeba było się z deczka spóźnić :D. Co do trasy, to klasyk bez żadnych udziwnień :).


Zestaw bikerodrummera ;)





Skoro tekstu i fot mało to będzie muzyczka - takie wspomnienie styczniowego koncertu :)




Route 2 449 032 - powered by www.bikemap.net



Dane wyjazdu:
26.68 km 1.00 km teren
01:41 h 15.85 km/h:
Maks. pr.:36.30 km/h
Temperatura:-6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:570 m
Kalorie: 600 kcal

Nocno-śnieżny Kocierz ;)

Środa, 22 stycznia 2014 · dodano: 11.02.2014 | Komentarze 1

......Trza w końcu te wpisy uzupełniać ;).

Ale do rzeczy...Tym razem było krótko ale treściwie :). Ugadałem się z K4r3l'em na nocny uphill na Kocierz... no bo przecież...spadł śnieg i trzeba było to wykorzystać - hehe w tym roku to nie był za częsty widok :). Oj chciało nam się już takiej aury. Na przełęcz wyjechaliśmy klasycznie czyli asfaltem - klimacik był genialny: cisza, spokój i śnieg :). Na szczycie zrobiliśmy sobie krótką przerwę na herbatkę/focenie i zaczęliśmy zjazd. Oj to był chyba najwolniejszy zjazd w moim życiu - nawet jak zjeżdżałem kiedyś półświadomy to było szybciej... powodem tak wolnego downhill'u było arktyczne zimno. No niestety ja popełniłem spory błąd i a górze zdjąłem na chwilę rękawiczki - ręce mi zamarzły i nie nie mogły się zagrzać. Poza tym  mroźne powietrze i prędkość niemiłosiernie katowały twarz, mimo  że mieliśmy założone kominiarki. Nie wspomnę tu już o stopach ( od bloków ciągłe strasznieb). Oj wypizgało nam konkretnie. Ja dopiero w miarę rozgrzałem się wchodząc do domu.

P.S. Dzięki wielkie K4r3l za odebranie moich team'owych spodenek!!!!







Route 2 427 770 - powered by www.bikemap.net



Dane wyjazdu:
86.91 km 5.20 km teren
03:59 h 21.82 km/h:
Maks. pr.:58.29 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:588 m
Kalorie: 2649 kcal

Foggy Road*

Sobota, 18 stycznia 2014 · dodano: 02.02.2014 | Komentarze 5

...To już drugie podejście do zrobienia wpisu - za pierwszym razem wywaliło mnie ze strony klikając "zapisz"...Oj sypały się niecenzuralne słowa....

Ale do rzeczy!!!!  :) 

Przyszła pora na jakiś noworoczny dłuższy trip :). Oj chciało mi się już wykręcić coś więcej  kilometrów :). Z racji, że warunki atmo były nie za ciekawe ( mokro, błotniście ), padło na szosę.  Poza tym w niedzielę chciałem coś pokręcić z team'em w terenie więc nie uśmiechało mi się babrać bike'a i później czyścić go w sobotni wieczór - hehe wiadomo co się wtedy robi ;).
Jakoś ( dziwne... ) tym razem nie brałem pod uwagę górek, ciągnęło mnie na niziny stąd też obrałem kierunek Goczałkowice. Może też dlatego, że zainteresowała mnie pewna Cytryna stojąca tam w komisie ;). Hehe a sobie znalazłem powód :D :D. Zatem ruszyłem... Zaplanowałem, że do Goczałek wjadę od zachodniej strony stąd też na dzień dobry pokręciłem do Bielan by później udać się do Jawiszowic. Tereny te mi są dobrze znane ale żeby nie było tak monotonie to postanowiłem coś pokombinować i w Jawiszowicach skręciłem w ulicę Faracką. Hehe spodziewałem się asfalciku a tu niespodzianka - fajna szutróweczka. 

  Klimacik jest :).



Od tego momentu zaczęła się jazda z mapą. No niestety widokami tamtejszych okolic się za bardzo nacieszyć nie mogłem - mglisko jak cholera. Może dlatego, że jest tam zagłębie stawów - gdzie człek nie spojrzy tam staw ;). W Kaniowie odbiłem w lewo na tzw. drogę technologiczną, która na mapie wyglądała na szeroki asfalcik. I znowu niespodzianka - asfaltu brak, tylko betonowe płyty a na nich tona błota. Już wtedy wiedziałem, że czysty do domu nie wrócę :D. Sama droga technologiczna była dość ciekawa - jechało się między stawami - w lecie musi tam być pięknie. 








Następnie zjechałem  z technologicznej  i wbiłem się na szutrówkę, która później przerodziła się w istne bagno. Opony miałem tak obklejone błotem/szlaką, że ledwo się kręciły. Powiem szczerze: idealne miejsce na kręcenie horroru - aż ciary przechodziły po plecach jak się tam przejeżdżało :).  










Jak się okazało wyjechałem koło lotniska w Kaniowie. Krajobraz był tam istnie kosmiczny, nie wspominając już o mega tonach błota. W pewnym momencie wjechałem w niemalże 30sto centymetrowe błoto -  prawie wszytko było pokryte 2 cm. warstwą mazi, łańcuch ledwo trzymał się na zębatkach. Po prostu makabra!!!! Po przejechaniu tego masakrycznego odcinka trzeba było trochę bike'a oczyścić bo ledwo się dało jechać - skupiłem się głównie na napędzie. W Rudołtowicach wjechałem już na asfalt ale niestety trzeba było jechać wolno gdyż każde mozniejsze naciśniecie na pedały kończyło się błotnym prysznicem. Już wtedy wiedziałem, że mogę zapomnieć o dogłębnych oględzinach auta no bo kto by wpuścił do środka człeka tak uwalonego od błota :D.







Po krótkich oględzinach udałem się w stronę Zbiornika Goczałkowickiego ( na zaporę ). Stamtąd już przez Ligotę do Bielska, gdzie pierwotnie planowałem odebrać spodenki teamowe. Z racji, że nie wyglądałem zbytnio ciekawie odpuściłem sobie to i pokręciłem przez  Hałcnów w stronę domu. W Kozach się zatrzymałem na myjce by z deczka umyć bike'a i wtedy pewien jegomośc, a prawidłowo mówiąc - BUC - wkur..ił mnie niemiłosiernie. Człek sobie prawie montuje oświetlenie ( będąc jeszcze na stanowisku ) a tu jakiś debil wbija się i niczego sobie zaczyna myć swoją daremną skodzinę. Jak poczułem na karku wodę to nie wytrzymałem i zwróciłem cepowi uwagę, że jeszcze nie opuściłem stanowiska i by po mnie nie lał. A ten na mnie z mordą, że to nie jest myjka rowerowa...  Nerwy puściły  i zapodałem mu soczystą wiązankę słowną. Wkur...ił mnie gość strasznie !!! Oj miałem ochotę mu tą skodzinę potraktować SPDkiem. I w tym jakże miłych humorze  powróciłem do domu...




Route 2 422 458 - powered by www.bikemap.net



Dane wyjazdu:
43.48 km 0.00 km teren
01:50 h 23.72 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:380 m
Kalorie: 882 kcal

Spotkanie Podróżników w Grawitacji ( nowy sezon ;) )

Poniedziałek, 13 stycznia 2014 · dodano: 26.01.2014 | Komentarze 2

Asfaltowo-dojazdowo :). Powróciłem do uczestnictwa w poniedziałkowych spotkaniach podróżników w bielskiej Grawitacji, a jak powracać to wiadomo - na rowerze - bo najlepiej ;). Tym razem zgadałem się z ludwikonem  na wspólne oglądanie i piwko(wanie).  Żeby było milej dołączył do Nas nasz wspólny przyjaciel Darek ( kumpel od trekkingów ) i tak w trójkę oglądaliśmy prezentację z trzech stolic: Wilna, Kijowa i Moskwy. Może to nie był za ciekawy temat ale liczyło się wspólne spotkanie :). 
Co do samej trasy to nic ciekawego - klasycznie, najszybciej jak się dało dojechać i wrócić czyli głównymi drogami. Podczas powrotu zaatakowała nas chcica na MC - wiadomo po piwko się chce jeść ;).







Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Podsumowanie Bike Sezonu 2013.

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 06.01.2014 | Komentarze 4

Przyszedł czas na rozliczenie się z ubiegłym sezonem/rokiem :). Tytułem wstępu powiem, że był to rok zdecydowanie lepszy od 2012 i to w zasadzie pod każdym względem. Podobnie jak w 2012-tym miałem jakieś cele, tak też rok 2013 przyniósł nowe, bardziej ambitne, które w większy lub mniejszy sposób zostały zrealizowane.

A jakie to miałem plany na sezon 2013?? Już podaję:
1. Wykręcić dużo więcej kilometrów niż w zeszłym roku :).
2. Pokusić się o pobicie dotychczasowych rekordów prędkości i dystansu dziennego.
3. Poznać nowe rejony.
4. Wziąć udziału w jakimś Maratonie - w końcu :D .
5. Przejść w końcu na SPD.
6. Zrobić jakiegoś kilkudniowego tripa.
7. W dalszym ciągu realizować plan zdobycia wszystkich najwyższych szczytów pasm Beskidów jak również okrążenie zaległych pasm  Beskidów.

No to zaczynamy rozliczenie się z planów/celów na rok 2013 ;)

Ad. 1.
Patrząc na statystyki dużo pisać nie trzeba :D. Poprawiłem swój roczny dystans o 50% więc chyba źle nie ma :D. W tym sezonie jeździłem zdecydowanie więcej i częściej. W dużej mierze przyczyniła się do tego praca jaką miałem -  początkowo jej brak a później dużo wolnego w środku tygodnia - no bo o zaostrzającej się CYKLOZIE nie wspomnę ;).  Niestety częsta praca w weekendy odbiła się na teamowych ( bbRiderZ ) wypadach ale za to nadrabiałem w tygodniu na samotnych tripach.

Ad. 2.
Tym razem to już zaszalałem :D. Może w przypadku rekordu prędkości szału nie było bo mój Vmax poprawiłem raptem o 1,5 km/h ( 79,5 km/h.) ale za to dystans dzienny pobiłem i to zdecydowanie :). W zasadzie długich wyjazdów w tamtym roku było sporo, bo aż 19-krotnie przekraczałem liczbę 100 kilometrów. Zaczęło się od szosowego tripu do Krakowa ( plan narodził się w trakcie sezonu ), następnie integracją z Częstochową a dokładnie ze Skowronkami ( oj to był piękny trip, który o mały włos nie skończył by się karetką  - mega odcięcie, spora utrata świadomości ), a później to był już prze epicki wypad do Zakopanego ( Tour de Babia - Zakopane Edition ) z ekipą z Jaworzna, Cieszyna, Rybnika, Bielska, Andrychowa i Grzechyni. Pobiłem wtedy swoją życiówkę - 270 km.  Przyznam się bez bicia, była to najlepsza szosowa wyprawa 2013 roku - genialna ekipa, trasa i atmosfera. Oby takich więcej w 2014 roku. A już wiem, że w planach są kolejne :).


Częstochowskie Krowiarki - Dzięki Daria i Rafał za wspólny trip :)


Epickie Tour de Babia - Zakopane Edition!! Zgraja maniakalnych Bikerów ( niestety bez Waldka, który opuścił nas przed Zakopcem ).

Drugi raz przekroczyłem magiczną liczbę 200-tu km. na nota bene terenowej wyprawię na Lysą Horę. Nie no stricte terenowy trip to nie był :D bo było sporo asfaltowych dojazdówek. Była to bardzo fajna wycieczka, poznało się nowe tereny, mam tu na myśli czeskie górki ;). Wisienką na trocie była moja udana próba przekroczenia, zdawało by się kosmicznej liczby, 300-tu kilometrów na raz. Hehe w zasadzie 270 kilometrów z TdB -ZE by mi w zupełności wystarczyło tylko pewien człek, biker z Rybnika, niejaki Gustav wszedł mi na ambicje i musiałem wykręcić coś wielkiego - tak to jest jak się czyta o wyczynach Rybnickiego Terminatora :). Udało mi się wykręcić prawie 344 kilometrów w ciągu 19 godzin z czego 14 w siodle ale nie po byle asfaltach tylko po całkiem niezłych górkach i co ciekawe nie w lecie jak dzień jest długi tylko w październiku :). Nie obyło się bez kryzysów, bez chwil zwątpienia ale radość po przyjeździe do domu była ogromna. Wtedy uświadomiłem sobie, że jeśli się czegoś bardzo chce można tego dokonać :).


Tymbark - w trakcie pobijania życiówki :).

Ad.3.
No tego się trochę poznało :). Byłem łohoho w wielu, wielu miejscach, miejscowościach, górach. Kurcze od czego tu zacząć, hehe najlepiej od początku. No to może w wielkim skróci powiem tak: zawiało mnie do Czech parokrotnie ( m.in. Terlicko, Karvina ), byłem w Zakopanem, Limanowej, Myślenicach, Krościenku nad Dunajcem, Nowym Targu, Krakowie, Rajczy, troszkę pokręciłem po Słowacji - Namestowo. Ogólnie rzecz ujmując zwiedziłem kawał Małopolski, troszkę Czech i Słowacji i przejechałem parę nowych gmin Żywiecczyzny. Niestety Śląsk sobie w tamtym roku odpuściłem ale myślę, że w obecnym nadrobię ;).     

Ad.4.
No tego jedynego elementu zeszłorocznego planu nie udało mi się zrealizować. Powody w zasadzie były dwa: brak funduszy i częsta praca w weekendy. No niestety przyszło mi pracować za żenujące pieniądze i to jeszcze bardzo często w weekendy. Co tu dużo pisać - trzeba będzie z nawiązką zrealizować ten element w tym roku :).

Ad.5.
W końcu!!! Po tylu latach bycia upartym i nie do końca przekonanym, przesiadłem się na SPD :). Oczywiście nie na początku roku tylko...w połowie :). Stwierdziłem, że raz kozie śmierć i na pierwszy wypad w SPD-kach zafundowałem sobie tripa do Czech. Hehe udało się bez gleby :). Jednak w teren szybko nie wjechałem bo dopiero po miesiącu - wolałem wtłoczyć do mózgu kwestię wpinania i wypinania. Po wjechaniu w teren zauważyłem kolosalną różnicę - górki, które do tej pory były nie podjeżdżalne, zrobiły się nagle płaskie :). Powiem tak - głupi byłem, że tak późno przesiadłem się na ten system ale mądry Polak po szkodzie :D.

Ad.6.
Taaaak :). A było coś takiego :) ( Beskid Żywiecki Expedition ). Udało mi się zrealizować ten cel podczas urlopu i powiem, że to był chyba najlepszy urlop w moim życiu. Choć wyprawa nie trwała długo, bo zaledwie 3 dni ale prawie cały Beskid Żywiecki został zorany przez mnie.  Epicka wyprawa, genialna pogoda, walka z samym sobą, super tereny, hektolitry wylanego potu i niezapomniana frajda - tak mógłbym krótko opisać ten trip. Po BŻE już wiem co warto zabierać na wyprawy więc na kolejne pojadę zapewne z dość mocno okrojonym plecakiem.  W nowym roku też mam w planie kilkudniowe wypady, już pomału rodzą mi się w głowie nowe eskapady choć jak znam życie, będą to spontaniczne akcje :) . Jak Bozia da pieniążki i zdrowie to i może powrócę do Chorwacji by trochę zorać tamtejszych ziem ;).


Beskid Żywiecki Expedition 2013 - pierwsza wyprawa kilkudniowa.

Ad.6.
Do kolejnych okrążonych Pasm Beskidów mogę dodać Beskid Wyspowy, Makowski i Gorce. Choć powiem szczerze, że zrobiłem to na raz podczas bicia życiówki i nie do końca było to pełne okrążenie pasma/pasm ale myślę, że można to pod to podpisać :). Niestety żadnego nowego szczytu z Korony Gór Polski nie zaliczyłem. Myślę, że w tym roku uda mi się tego dokonać podczas jakiś wypraw rowerowych bo niestety kolejne szczyty są już za daleko, żeby dojeżdżać do nich rowerem...

Do swoich osiągnięć 2013 roku mogę m.in. zaliczyć pobicie życiówki,  wjechanie na Pilsko i Babią Górę podczas jednego dnia ( zero dojazdówek autem ), zimowe zdobycie Skrzycznego. Porażek jakiś takich większych nie było, hehe były tylko 2 urwane haki  ale to bardziej straty :).

Poza tym był to bardzo udany rok. Poznałem mnóstwo zakręconych rowerowo ludzi ( ekipa z Częstochowy - Skowronki; z Jaworzna - Funio, Janusz507, Piofci, Majorus, Kovval; z Cieszyna - Daniel3ttt [ Cieszyński Terminator ], Marek87, Qwertysun; z Rybnika- Gustav [ Rybnicki Terminator ]; z Grzechyni - Tlenek; z Rzeszowa - Sebol; i z Bielska - Marzen, Pawelp7 ). Ponadto spędziłem miłe chwile kręcąc razem ze bbRiderZ'ami podczas temowych wypadów ( Leskowiec, Lysa Hora, Filipka itd.). No co tu dużo pisać - to był bardzo dobry rok!!!

A na koniec pozwolę sobie zrobić mały TOP 2013 :) :
  • najlepszy trip szosowy - ex aequo Tour de Babia - Zakopane Edition 2013 i Pierwsze 300 km;
  • najlepszy trip terenowy - samotnie  - ex aequo Beskid Żywiecki Ęxpedition i Pilsko-Babia Expedition,
  • najlepszy trip terenowy w towarzystwie - Filipka z finałem na Skrzycznem;
Na razie tylko tyle kategorii ale z biegiem lat pewnie pojawi się więcej!!!

Na koniec dziekuję wszystkim za mile spędzone chwile, za wspólne wypady/tripy i mam nadzieję, że nikomu nie zalazłem za skórę ;).
W nowym roku życzę wszystkim żeby nóżka zawsze podawała, żeby obyło się bez kontuzji, poważniejszych awarii, żeby nowy rok był jeszcze lepszy niż poprzedni!!!
Do zobaczenia gdzieś na beskidzkich i nie tylko szlakach :).  





Dane wyjazdu:
141.00 km 2.00 km teren
06:50 h 20.63 km/h:
Maks. pr.:66.50 km/h
Temperatura:6.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2214 m
Kalorie: 4282 kcal

Pętla Beskidzka Unplugged

Niedziela, 22 grudnia 2013 · dodano: 30.12.2013 | Komentarze 5

Oj nóżka nie podawała.... Ale od początku :). Po sobotnim, krótkim terenie postanowiłem zrobić jakąś setkę ale dla odmiany po szosie. Padło na...Pętlę Beskidzką :). W sumie dawno już nie kręciłem w tamtą stronę hehe. Zatem wstałem w niedziele i na dzień dobry ukazał mi się mało optymistyczny widok - mocny wiatr nieźle bujał drzewostanem. Pomyślałem - nie będzie lekko!! Ale co tam - raz kozie śmierć :D. Dosiadłem Białego Rumaka i pokręciłem w stronę sklepu by zakupić prowiant. Na dzień dobry finezyjna gleba podczas lewoskrętu - bike wpadł w poślizg a ja za nim :). Dzięki bogu nic nie jechało bo mogło by się skończyć nieciekawie. Po uzupełnieniu zapasów ruszył w stronę Węgierskiej Górki. Tym razem jednak Jezioro Żywieckie objeżdżałem z drugiej strony to jest przez Oczków, Moszczanicę. Wydawało mi się, że będzie to lepsza opcja ze względu na bardziej zasłonięte drogi. W zasadzie od Żywca do Węgierskiej kręciło się wybitnie źle - cały czas pod wiatr, prędkości rzędu 24 km/h nie udawało się przekroczyć. Pochłonął mi ten odcinek mnóstwo energii, której i tak tego dnia za dużo nie było w nogach...

Na Jaworzynie jeszcze trochę śniegu się ostało ale na dole ni chu chu.

Wjeżdżam na Trakt Cesarski.

W Węgierskiej Górce zjechałem z głównej drogi na tzw. Trakt Cesarski i nim dojechałem w zasadzie do Kamesznicy. Czym dalej jechałem na południe tym więcej było śniegu. W Szarym było już bialusienko :). Z Szarego do Lalików standardowym uphillem. Tym razem jednak nie dałem rady wyjechać - mokry, grząski śnieg nie pozwalał mi ustać na bike'u. No niestety trzeba było trochę butować.


Asfalt przerodził się w lodowisko...

...a lodowisko w mokry śnieg...


A Koniakowie śniegu już co nie miara - dobre 20 cm :). Drogi jednak były czarne choć lała się nimi rzeka wody. Po długiej walce z wiatrem uphill pod Karczmę Ochodzitą był delikatnie mówiąc smutny. Noga nie chciała się kręcić, nawet piękne widoczki nie pomagał :(. Zdecydowanie to nie był mój dzień... W Karczmie zrobiłem sobie dłuższy popas - hehe w końcu trzeba było uzupełnić baterie. Jak zawsze zimową porą zamówiłem sobie tzw. kwaśnicę z wkładką. Heheh ale nie alkoholową :D.

Barania Góra w chmurach.

Tatry.


Po obiedzie przyszła pora na zjazd do Istebnej. Znowu muszę użyć tego słowa "niestety" - niestety bardzo wolny. Powód banalny - hektolitry wody na drodze. Nie chciałem się przemoczyć bo wiedziałem z godziny na godzinę temperatura będzie spadać i nie będzie tak łatwo podsuszyć ciuchów. Kubalonka poszła dość sprawnie - jakby siły powróciły :). I tak w zasadzie do samego Jaworza pedałowałem w dość dobrym tempie. Power come back!! :D. Nie będę się dokładnie rozpisywał którędy jechałem bo była to stricte odtwórcza trasa :). W Bielsku przez przypadek natrafiłem na Jarmark Świąteczny. Troszkę się tam pokręciłem i już klasycznie pokręciłem do domu.

Reasumując: Totalny brak prądu, porywisty wiatr sprawiły, że jeden z moich ulubionych szosowych klasyków stał się bardziej karą ( choć nie wiem czy to nie za ostre słowo? ) niż przyjemnością.

A czego słuchałem?? Głownie Godsmack'a ;)

<object height="360" width="640"><param name="movie" value="//www.youtube.com/v/CWj1dZoOOpk?hl=pl_PL&versi> <embed src="//www.youtube.com/v/CWj1dZoOOpk?hl=pl_PL&versi type=" applicati="" x-shockwave-flash="" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" height="360" width="640"></embed></object>




Dane wyjazdu:
16.20 km 2.00 km teren
00:47 h 20.68 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 80 m
Kalorie: 510 kcal

Na próbę........

Środa, 18 grudnia 2013 · dodano: 27.12.2013 | Komentarze 1

Tym razem powtórzyłem dojazd przez las w Bulowicach, żeby nabić trochę kilometrów w terenie. Powrót już klasycznie asfaltami.

Route 2 398 947 - powered by www.bikemap.net


Dane wyjazdu:
48.29 km 0.00 km teren
01:47 h 27.08 km/h:
Maks. pr.:49.20 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: 1871 kcal

Sobotnie płaskowiny...

Sobota, 16 listopada 2013 · dodano: 13.12.2013 | Komentarze 4

A tak jakoś wybrałem się coś pokręcić...Dla odmiany coś po szosie bo na niedzielę szykowały się ostre manewry w terenie ;). Trasa jak najbardziej mało ambitna ale czasami też trzeba taką trzasnąć :D :D . Cóż mogę jeszcze powiedzieć...hmn...w zasadzie jechałem po drogach mi jak najbardziej znanych, wyjątkiem był tylko zjazd z głównej drogi z Hecznarowic do Wilamowic w prawo, omijając centrum. Hehe zawsze to coś nowego. Korciło mnie jeszcze sprawdzenie rowerówki z Kęt do Oświęcimia ale to zostawiłem sobie na później :)






Dane wyjazdu:
116.45 km 25.10 km teren
06:20 h 18.39 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: 3073 kcal

Urodzinowa Barania Góra

Niedziela, 27 października 2013 · dodano: 27.11.2013 | Komentarze 4

Nie ma to jak sobie zrobić super prezent na swoje...18-te urodziny :D. A że akurat prognoza pogody na ten dzień była wyśmienita to postanowiłem zrobić jedną z piękniejszych pod względem widokowym i technicznym traskę w Beskidzie Śląskim czyli Barania Góra czerwonym szlakiem z Węgierskiej Górki. Przyznam się bez bicia - uwielbiam tę trasę, jest po prostu genialna, cud, miód i orzeszki :). Hehe jakoś zawsze mi się trafia na ten trip genialna pogoda :). Tak też było i tym razem -ciepło a nawet momentami za ciepło i ta przejrzystość powietrza...Super!!.

Po whiskaczowej sobocie wstawało się troszkę ciężko ale wizja tripu szybko zatarła ślady...kaca. Po wyjechaniu z Bielska ( startowałem z Jasienicy ) dawał mi się we znaki silny wiatr, tzw. "wmordęwind" z elementami bocznych podmuchów. Momentami wiatrzysko było na tyle mocne, że wyhamowywało mnie prawie do zera albo kładłem się na bike'u niczym motocyklista na ostrym zakręcie. Hehe było ostro. Po drodze mijało mnie kilku bikerów...na śląskich blachach ( SK/SD) - wybrali widać dojazd samochodem :). Przy okazji zmieniłem troszkę mój standard dojazdu do Węgierskiej Górki, skręcając w Godziszce na Słotwinę ( jej zachodnią część ). Ciekawa alternatywa, na pewno pod względem ruchu na drodze ;).
W Węgierskiej Górce zrobiłem zapasy i ruszyłem w tzw część terenową czyli na czerwony szlak. Początkowo kręciło mi się jakoś tak ciężko, noga nie chciała podawać jak należy. Dzięki bogu szybko się "rozruszała" i było już ok :).


Ach ta brzoza...:D

Wiem, wiem zachwalam strasznie ten czerwony szlak ale jest na nim dosłownie wszytko: są techniczne podjazdy, szerokie leśne dukty, nawet krótkie single ( co prawda pod górę ), korzenie , kamienie, ściółka i w jesiennym okresie tona liści :) czyli wszytko to co powinno być w pure MTB. Można idealnie poćwiczyć technikę na podjazdach a przy okazji napawać się genialnymi widokami na Beskid Śląski i Żywiecki. Jechałem tę trasę pierwszy raz w spdekach i różnica była piorunująca - w zasadzie wszystko wyjechane/przejechane, nawet tam gdzie wydawało mi się, że się nie da :). Troszkę zmasakrowałem się na jednym kamienisto-korzennym odcinku ale chciałem się sprawdzić czy podołam. No i co??? Bez problemu przejechane ale kosztem sił ;). Po wjechaniu na Glinne zaczęło się podziwianie prze zajebi...tych widoków. Kto tam był to wie, kto nie - niech żałuje !!!


Jeden jedyny wypych.








Do celu jeszcze trochę ;)


Trochę ściółki...dla urozmaicenia :).


Hala Radziechowska - tam to by można było umrzeć...





Na Glinnym to dopiero zaczęło wiać!!! To co było na dole to pikuś ale widoczki rekompensowały wszystko. I tak w zasadzie w silnym wietrze kręciłem na Barania Górę przypominając sobie metr po metrze. Tym razem odcinek ten poszedł baardzo gładko - są genialne widoczki, jest power :). Na jednej z przydrożnych skałek o mały włos mnie nie zwiało podczas uzupełniania kalorii :). Hehe zawiało grozą :D.




Mała Fatra widziana była jak na dłoni.

Jakoś wyjątkowo odcinek "podszczytowy" był posprzątany więc postanowiłem pomęczyć się troszkę i pokonać go na siodle. No i w zasadzie z małymi wyjątkami udało mi się tego dokonać. Co prawda musiałem robić sobie krótkie przerwy bo...płuca nie wydalały :). Ostatnie metry również na siodle choć o mały włos nie okupił bym tego mega skurczem. Hehe tak to się dzieję jak ktoś ma ambicje a przy okazji jeszcze publikę w postaci "sympatycznych" ( czytaj b.ładnych ) dziewojek. Wyjechać, wyjechałem ale z dość dziwnym grymasem na twarzy :). A na szczycie?? Ludzi od groma!! Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem tyle ludziska na Baraniej. Ale w sumie co się dziwić - pogoda była przecież prze genialna na niedzielny trekking :). A widoki??? Po prost bajka: Tatry, Mała Fatra, Lysa Hora etc. a wszystko jak na dłoni!!




Coś się tu kolory popitoliły...:/.


Tatry, Góra Matka i ...Biały Rumak.


Tatry!

Jako, że miałem (18) urodziny to na szczycie musiał być symboliczny toast!! Hehe kielicha nie miałem więc pociągnąłem z gwinta :D. Ludzie na mnie z deczka dziwnie patrzyli ale co tam...w końcu to był mój dzień :). Po symbolicznym "kielichu" spostrzegłem, że gdzieś wsysło mi mapę więc dalej trzeba było jechać na czuja czarnym szlakiem :).


Symboliczne alko. Co prawda szamapan to nie był i tak smakowało zajebiście ;)




Zjazd czarnym szlakiem.

Podczas zjazdu czarnym szlakiem o mały włos się nie wyrżnąłem - zahaczyłem "podwoziem" o korzeń. Tak to jest jak nagle na trasie pojawia spory uskok ( ala półka ). Jednak czarnym szlakiem nie dojechałem do końca tylko odbiłem w lewo na szeroką szutrową drogę biegnącą wzdłuż Baraniej. Bez mapy jechało się jak bez ręki, stąd też zasięgnąłem opinii lokalesów i poprowadzili mnie fajną drogą łączącą się później z zielonym szlakiem pieszym i niebieskim rowerowym. Rowerówką zjechałem już do Węgierskiej Górki,gdzie trza było uzupełnić zapasy bo w kieszonkach i w bidonie świeciło pustką :).



Trasa od Węgierskiej Górki do domu to już był stricte asfalt czyli...nic ciekawego ;). I tak oto spędziłem swoje urodziny, czyli jak??? Jedwabiście :). Oby zawsze tak człek czcił dzień swych narodzin :).


Dane wyjazdu:
8.66 km 0.00 km teren
00:21 h 24.74 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 60 m
Kalorie: 435 kcal

Whiskaczowy powrót

Niedziela, 27 października 2013 · dodano: 27.11.2013 | Komentarze 0

Po whiskaczowej mini imprezce trza było jakoś wrócić do domu...Hehe jakoś całkiem, całkiem nawet to wyszło :D. Po północy w sobotę to można jeździć - drogi puste, zero stresu i można ostro pomykać...nawet na podwójnym gazie ;)