Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 52087.82 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
208.02 km 76.00 km teren
11:11 h 18.60 km/h:
Maks. pr.:70.40 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2960 m
Kalorie: kcal

Lysa Hora Expedition 2013 - teamowo :)

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 08.10.2013 | Komentarze 4

...W końcu trzeba się zabrać za zaległe wpisy...

Na wstępie powiem, że dokładnego opisu trasy nie będzie ( mam na myśli kolorów szlaków ) ponieważ mam jakieś takie dziwne usposobienie, że jeśli ja nie planuję/buduję trasy to nie zwracam na nią dokładnej uwagi w trakcie. Po prostu jadę za resztą :). Czy to jest dobre czy złe to nie mnie oceniać - tak już mam. Wyjątkiem jest tylko sytuacja, gdy w trakcie dokonujemy wspólnych zmian. Ale aż tak strasznie nie będzie :D. Coś tam pamiętam ;). Aaaa dokładny opis trasy zamieścił na swoim bikelogu Marek ( opis ).

To może zacznę od początku...:). Podczas mojego symulowanego L4 ( próba zmiany pracy ) ktoś ( nie pamiętam już kto ) z ekipy bbRiderZ wpadł na szatański pomysł tripu na najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego tj. Lysej Hory (1324 m.n.p.m.). Nie ukrywam, że plan mi się bardzo spodobał: po pierwsze - planowałem powrócić po raz drugi w te rejony, a po drugie miało być jak najwięcej jazdy w terenie. Zatem zapowiadała się ciekawa wyprawa. A żeby było jeszcze piękniej, mieliśmy dodatkowo przewodnika ( Marka ), który zna te tereny jak własną kieszeń :).
Za miejsce zbiórki ustaliliśmy parking przy stadionie w Wapienicy i magiczną godzinę 7.00. Nie ukrywam, że w moim przypadku jest to dość wczesna pora, zważywszy na fakt, że do Wapienicy mam ponad godzinę kręcenia. Jednak tym razem postanowiłem się nie spóźnić :D. Hehe wyjechałem jeszcze przed wschodem słońca


Wchód słońca a ja już na bike'u :).

Niestety jakoś sobie źle obliczyłem czas dojazdu i byłem dużo za wcześnie :/. Hehe albo noga podawała za dobrze :D. Punk 7 w składzie 6 osobowym ruszyliśmy na w stronę Ustronia. W Jaworzu dołączył do nas Marek i tak oto w pełnym składzie pokręciliśmy w stronę granicy. Po drodze oczywiście sporo rozmów, śmiechów i wspomnień z poprzednich tripów. Kręciło się wybornie :). Nie omieszkaliśmy oczywiście zaliczyć...(patrz tabliczka niżej ) ;).







Jak wiadomo owa trasa górska to klasyczna bułka z masłem - hehe szlak chyba dla emerytów bo nic trudnego tam nie było :). Po przejechaniu przez granice moja orientacja w terenie się totalnie straciła. Jeszcze okolice Nydka w miarę kojarzyłem ale dalej to już totalna czarna dziura. Dzięki bogu mieliśmy przewodnika, który dzielnie nas prowadził po czeskich drogach, szlakach :).






Dla takich panoram warto jechać tak daleko - Pasmo Stożka i Czantorii.

Co mnie bardzo zaintrygowało to czeskie szlaki są idealnie przystosowane dla bikerów - szerokie szutrowe ścieżki/drogi. Z jednej strony fajnie bo nie trzeba katować się na luźnych kamieniach ale z drugiej strony na dłuższą metę robi się nudnie ;). Hehe nie no żartowałem :D. Jechało się super!! Na jednej z polan urządziliśmy sobie leśny popas - hehe mam na myśli obżarstwo ostrężynami i borówkami... w moim wykonaniu :). Dalej ruszyliśmy w stronę Ostrego, gdzie raptem zrobiliśmy sobie bardzo krótką na foto .





Podczas jednego z podjazdów na Slavice Marek zerwał łańcuch. Ekipa się trochę podzieliła - część pojechała dalej a część została i czekała aż Marek dokona serwisu swojego napędu. Hehe trzeba było trochę przycisnąć, żeby dogonić resztę :). Po drodze spotkaliśmy jednego z uczestników tegorocznego Tour de Babia - Zakopane Edition - Waldka. Jednak on wraz z kumplem nie dołączyli do naszej wesołej gromadki - postanowili jechać w przeciwną stronę. A żeby nie było tak szutrowo-asfaltowo, wjechaliśmy w trochę cięższy teren - z tego co pamiętam to był to czerwony szlak graniczny między Czechami a Słowacją. Bardzo fajny odcinek z licznymi technicznymi fragmentami.




Pomału nasz cel ukazywał się na horyzoncie.




Gdzieś na czerwonym granicznym szlaku.




Coraz bliżej...


Pomysł Piasqa na transport izo :D.


Żeby tak kolorowo nie było, to ktoś musiał złapać kapcia - tym razem padło na Grześka.






Marek ostro kręci pod górę.

Po dojechaniu do asfaltu prowadzącego na szczyt Lysej Hory podzieliliśmy się na dwie grupki: jedna wybrała wariant łatwiejszy a mianowicie uphill asfaltem, natomiast druga ( w tym ja, Piseq i Marek ) wersję terenową - czerwonym szlakiem. Mnie niestety pokończyły się zapasy picia i uphill szedł mi kiepsko. Wraz z Markiem po pierwszym przecięciu szlaku z asfaltem postanowiliśmy wjeżdżać już wersją łatwiejszą. Piaseq jednak dalej pruł terenem do góry. Przyznam się, że to był mój drugi uphill na ową górę i po raz drugi miałem przyjemność robić go w niezłym upale. Jakoś widać mam szczęście :D.





A na szczycie "popas" :). Upragniona przerwa na obiad :). Choć przyznam się, że na obfite porcje w tamtejszej knajpce nie ma co liczyć - zupy są podawane w w mini talerzykach/salaterkach. Jedynie co się opłacało kupić to spaghetti. Ja podczas uphillu marzyłem tylko o jednym - coca-coli. No niestety ten koncern nie
ma za dużej sprzedaży w tym raju - totalny brak produktów na półkach. Więc przyszło mi marzyć dalej o zimnej coli... Na szczycie ustawowe zdjęcie grupowe i trzeba było zjeżdżać bo czas gonił.












Grupowo - bez Piasqa bo on już zjeżdżał :)





Podczas zjazdu doszło do małego podziału - Piaseq wybrał trudny, techniczny zjazd natomiast my fajny trawers dużo łatwiejszą trasą ale za to szybszą :). Jednak rozłąka nie trwała długo bo może 15 minut :D. Później już razem leśnymi duktami zjechaliśmy do asfaltu by dalszą część trasy pokonywać po utwardzonej nawierzchni. Marek idealnie nas prowadził omijając ruchliwe drogi. Jeszcze po czeskiej stronie postanowiliśmy "ostudzić" nogi...i nie tylko :)




W Lesznej zrobiliśmy postój na uzupełnienie płynów i na pożegnanie się z naszym przewodnikiem. WIELKIE DZIĘKI MAREK!!!! Następnie spokojnym tempem ruszyliśmy w stronę Bieska. Oczywiście przewidzieliśmy fakt, że wrócimy po zmroku wiec w okolicach Jaworza trza było zainstalować oświetlenie.





Do Bielska dotarliśmy po 21-tej. Ja z racji, że byłem nieziemsko głodny postanowiłem odwiedzić jeszcze Stary Runek i wszmać kebaba. Po naładowaniu baterii ruszyłem w stronę domu by otworzyć wrota ok. godziny 22.

Reasumując: To była piękna wyprawa, wymagająca ale za bardzo przyjemna. Niestety dałem trochę ciała z zaopatrzeniem ale...mądry Polak po szkodzie :D. Wielkie dzięki Marzen i chłopaki za wspólny trip!!!! Było genialnie!!! Do następnego :)

P.S. I znowu 200 kilometrów pyknęło :). Aaa jestem mile zaskoczony ogromną liczbą spotkanych bikerów po drodze. Można by rzec, że jest ich jak mrówek :D.



Komentarze
Marek87
| 19:39 środa, 9 października 2013 | linkuj Dziwnie się czuję będąc tu tak wychwalany za to całe moje przewodnictwo. Bez przesady ;) Ale wyprawa była dobra i pozostanie na długo w pamięci. Miło było zderzyć się po raz pierwszy w realnym rowerowym świecie. Sugerowałbym jednak zmieć podpis jednego zdjęcia na "Marek puchnie pod górę" ;].
jakubiszon
| 18:23 środa, 9 października 2013 | linkuj Ludwik 300 prawdopodobnie będzie w tą sobotę :)
k4r3l
| 12:51 środa, 9 października 2013 | linkuj Hmmm, nie pamiętam w sumie dlaczego nie pojechałem :))), ale fajnie tak popatrzeć teraz na te wszystkie letnie fotki. Mega trip!
tlenek
| 21:24 wtorek, 8 października 2013 | linkuj mocny Trip, długi, terenowy, w słońcu i podjazdowo też ładnie. Co tu więcej pisać? Gratulacje się należą całej ekipie. No to teraz 300 :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iedza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]