Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 65967.68 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.63 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
118.00 km 0.00 km teren
07:10 h 16.47 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2055 m
Kalorie: 2764 kcal

Szosowa eskorta Jaworznickich Bikerów ;)

Sobota, 14 czerwca 2014 · dodano: 19.11.2014 | Komentarze 7

O szatańskim planie 3 tygodniowego tripu, a raczej wyprawy, po Bałkanach jaworznickich bikerów dowiedziałem się podczas wspólnego kręcenia do "stolicy górnictwa" , hehe to jest Jaworzna. Strasznie mnie to zaintrygowało, ba nawet chodził mi plan po głowie, żeby do nich dołączyć lecz niestety nie dostałbym tyle urlopu...Skoro nie udało się im towarzyszyć w całej wyprawie, postanowiłem chłopaków odprowadzić..choć kawałek :). HEhe jakoś sobie później o tym zapomniałem lecz z pomocą przyszedł K4r3l :). Dostał cynka od bikerów, kiedy wyjeżdżają i już byliśmy umówienie na wspólną eskortę do granicy Polski i Słowacji. Pierwotne prognozy pogody nie były najgorsze...pierwotne... Z chłopakami umówiliśmy się na 9-tą w Porąbce -hehe mieli lekki poślizg ale można im to wybaczyć :D.




Są i oni ;)


Wyglądali jak przystało na prawdziwych wyprawowców - powiewające białe-czerwone flagi i na maxa zapakowane rowery, które ważyły sobie konkretnie :). Tak więc zaczęliśmy eskortę po ostatnich, górskich kilometrach ojczyzny :). Jak wcześnie pisałem pierwotne prognozy były dobre, jednak troszkę się, mówiąc kolokwialnie, posrało - co chwile kropiło a jak nie to ...lało stąd też często trzeba było się chować przez deszczem. Mimo to atmosfera była genialna :). Hehe nawet miałem przyjemność przejechać się na Janusza wyprawowym bike'u ( od Żywca do Jeleśni ). Powiem tak: kurcze...lekko nie było :D. Czuło się każdy kilogram, a początkowo kierownicą miotało jak diabli ;). Dopiero po paru kilometrach człek się do tego przyzwyczaił :). Po wyjechaniu z Jeleśni peleton się troszkę rozdzielił - wiadomo, pojawiły się górki a z takim bagażem lajtowo nie ma. W międzyczasie dołączył do Nas kolejny jaworznicki biker - Lama.
On jednak już na szosie, hehe bez pakunków :). Na granicy przywitała Nas...ulewa. Tak więc w oczekiwaniu na bezdeszczową aurę, zrobiliśmy sobie ostatnią, wspólną sesję zdjęciową :D. Jak zawsze kupa śmiechu, bo z tymi chłopami nie da się inaczej :).
Jak tylko wyszło słońce pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę - chłopaki jechali w tą lepszą - cieplejszą i bardziej słoneczną :). My za to z Kubą pokręciliśmy z powrotem w stronę Korbielowa, Jeleśni.





I se pojechali na "wczasy" ;) 


K4rel pali gumę ;)  



No ale żeby nie było za nudno ( powrót tą samą trasa ) postanowiliśmy sobie troszkę urozmaicić trasę - odbiliśmy na Sopotnię Małą i Juszczynę zaliczając po drodze 2 fajne podjazdy szosowe :). Kuba jednak na zjazdach nie mógł się niestety nacieszyć prędkością - awaria tylnej piasty. Już w Porąbce ją zauważył ale stwierdził, że nie ma ..uja we wsi i trza chłopaków odprowadzić ;). Z racji, że aura nie była za pewna już więcej nie kombinowaliśmy - wybraliśmy wariant przez Żywiec, Rychwałd, Łękawicę i wiadomo...Kocierz :)
Hehe jeszcze w Żywcu, w okolicach szkoły rolniczej, zauważyliśmy pewne zgromadzenie na pobliskim torze jeździeckim. Okazało się, że akurat odbywają się jakieś zawody. Wiadomo - trza było zostać i poobserwować jak to dżokejki ( i konie wiadomo ) radzą sobie na torze ;).






Kocierz zdobyliśmy w deszczu... Na szczycie zrobiliśmy sobie krótką przerwę obserwując zdrowo nadziabane kobity, bawiące się zapewne na imprezie pracowniczej :D. Polew był niezły :D. Zjazd z racji ma mokry i zimny warun do za szybkich nie należał :/.
I tak oto niby z niczego wyszła piękna seteczka w jakże doborowym towarzystwie :)

P.S. Wiem, wiem trochę od tego czasu minęło...Miał być ten wpis po 3 tygodniach a jest po...5 miesiącach ;). Trza się w końcu ogarnąć i zakończyć te masakryczne opóźnienie :)





Dane wyjazdu:
33.05 km 15.00 km teren
02:16 h 14.58 km/h:
Maks. pr.:51.11 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1229 m
Kalorie: 824 kcal

Gaiki - kolejna wersja :)

Środa, 11 czerwca 2014 · dodano: 03.11.2014 | Komentarze 1

Bielska cześć Beskidu Małego a dokładnie okolice Gaików są bardzo wdzięcznym terenem do krótkich ( czasowo ) ale konkretnych     treningów. Jest tam tyle możliwości, że raczej trochę mi zajmie zanim je wszystkie objeżdżę ;).
Tym razem zacząłem klasycznie - zjazd z ulicy Górskiej na leśną drogę zwózkową a raczej autostradę :), następnie fajny singiel na niebieskim szlaku i podjazd szutrówami na Gaiki. A później??? Hmnnn od dłuższego czasu korcił mnie jeden zjazd, który przecinał mój, można by już rzec, klasyk Gaikowy. Wyglądał dość zadziornie :). Zatem postanowiłem poszukać początku owej stromej ścieżki/singla.  W tym celu pojechałem czerwonym szlakiem z Gaików w stronę Straconki, rozglądając się czy czasem jakaś ścieżka nie odchodzi w prawo. Troszkę się naszukałem ale udało mi się ją znaleźć :).




Na klasyku...


 
Z dołu owa traska nie wyglądała tak źle natomiast z góry już tak wesoło nie było :D. Niby stromizny dużej nie było a podłoże było, nazwijmy to, mało stabilne - żwir i mnóstwo luźnych kamieni. Zjeżdżałem...Hmnnn lekko posrany - każdy błąd kosztowałby bolesnym upadkiem. W połowie zjazdu musiałem się zatrzymać - zaczęło mnie dziwnie ściągać więc wolałem uniknąć OTB. Uhhhhh udało się :). Mega adrenalina!!! A:e jakoś miałem...mało i postanowiłem sprawdzić, gdzie dalej biegnie ta ścieżka. Początkowo jechało się fajnym singlem, później ścieżka się rozwidliła. Wybrałem opcję delikatniejszą i zapewne krótszą gdyż czas już mnie gonił. Dojechałem do kolejnej szerokiej szutrówy i znowu trza było improwizować :D. Ostatecznie wyjechałem w okolicy czerwonego szlaku. Coś mnie znowu wzięło na testowanie nowych ścieżek - hehe człek był głupi - ściemnia się a ja sobie kręcę po nieznanym mi terenie :D. Suma sumarum w ciemnościach strasznych dotarłem z powrotem na ul. Górska i ją już spokojnie pokręciłem w stronę...domu??? Nie :).  W stronę ZWM-u ( Starego Rynku ) bo...poczułem głód chmielowy :).



   
No to zaczynam zjazd...






Bo po dobrym tripie piwko musi być ;)


Route 2 843 113 - powered by www.bikemap.net

.
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
65.54 km 0.00 km teren
05:53 h 11.14 km/h:
Maks. pr.:50.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2625 m
Kalorie: 1576 kcal

Beskid Żywiecki po raz pierwszy...w tym roku ;)

Niedziela, 8 czerwca 2014 · dodano: 06.10.2014 | Komentarze 4

Drugie podejście do tego jakże zaległego wpisu – za pierwszym razem na samym końcu, już podczas sprawdzania, skasowałem sobie wszystko .:(. Autozapis nie zadziałał. Wur…nie spowodowało tygodniową absencję na BSie…
Zatem do dzieła ( tym razem piszę w Wordzie ) ;).
Mój szatański plan na weekend może nie do końca zrealizowany – w sobotę miał być Beskid Śląski a wyszedł Mały – ale Żywieckiego nie mogłem sobie odpuścić J. Zgadałem się z K4r3lem na 6:30 w Andrychowie na PKP. Wstawanie było ciężkie – kac po sobotniej imprezie – ale uratował mnie koktajl z truskawek :). Oj postawił mnie na nogi, choć i tak jeszcze długo odbijało mi się kiełbaską z grilla :D. W Bielsku mieliśmy przesiadkę więc korzystając z okazji uzupełniłem zapasy – suchoty miałem prze okropne :D.
W tym samym czasie na Żywiecczyźnie kręcili nasi znajomi z Bielska i Cieszyna jednak ich wariant nam średnio pasował – mieliśmy troszkę inne plany na Żywiecki.
Wysiedliśmy w Rajczy, gdzie zaczęliśmy pościg za ekipą bielsko-cieszyńską. Pierwotny plan zakładał z deczka inną trasę ale nie wypadało się nie spotkać ze znajomymi bikerami. Tak więc ruszyliśmy żółtym ( jak się nie mylę bo pisząc to na obczyźnie nie wyświetla mi szlaków :/ ) szlakiem przez Kubiesówkę na Krawców Wierch. Oj przyznam, że podjazd Na Kubiesówkę był prze genialny – sztywny, stromy czyli to co tygryski lubią najbardziej. Nie robiliśmy zdjęć bo żal było zsiadać z bike’a. A sam szlak...hmnn… fajny, no może bez żadnych kombinacji, singli itp. ale i tak kręciło się wyśmienicie :).




Widoczki nam dopisywały :)


Krawców Wierch
.


Niestety fajne single spiepszyły wiatrołomy...






Niestety nie udało nam się dogonić ekipy przed Krawców Wierchem, szkoda bo cały czas deptaliśmy im po piętach. Z hali pod Krawców Wierchem ruszyliśmy granicznym szlakiem ( czerwonym ) w stronę Trzech Kopców. Powiem tak: uwielbiam ten odcinek, jest tam mnóstwo singli i bardzo fajnych odcinków. Jednak tym razem szlak się z deczka zmienił – mnóstwo wiatrołomów, które namiętnie zmuszały nas do schodzenia z bike’a. Oj żałowało się bo fan na tym odcinku był zawsze przedni :/. Mimo że słońce ostro prażyło kręciło się wybornie, nóżka podawała jak ta lala. Hehe nie wiem może to wina …kaca?? :D . Ostatecznie biker’ów doganiamy na Trzech Kopcach- śmiechy było już słychać z daleka :).









Kolejna zmiana naszych pierwotnych planów – ruszamy z ziomkami w stronę Pilska. Totalnie nieplanowany kierunek ale z taka ekipą warto odbić troszkę z trasy ;) . A nóżka dalej podaje jak nigdy, prawie wszystko do Hali Miziowej wyjechane. Ależ była moc w łydach :D. Może z kilometr przed Miziową musimy się pożegnać z Arkiem – urywa hak :[ tak więc do schroniska a właściwie hotelu dojeżdżamy w okrojonym składzie. Haha po drodze było parę widowiskowych OTB. Pierwszą zaliczył Rafał lądując w błocie a drugą…ja, również pięknie pikując szczupakiem do błota :D. Na Hali Miziowej zrobiliśmy sobie konkretny popas – padło na grillowanie przysmaki – kaszanka powaliła nas na kolana. Jak nigdy, ale to prze nigdy nie byłem fanem kaszanki zwanej inaczej kiszką, to ta smakowała prze genialnie. Z racji, że nie chcieliśmy wracać z Kubą tą samą drogą na Ryniankę, pożegnaliśmy się z ekipa i ruszyliśmy zielonym szlakiem do Sopotni Wielkiej. Początkowo szlak zapowiadał się fajnie – super leśne drogi, klimatyczne odcinki itp. – jednak szybko przerodził się w klasyczną beskidzką rąbankę.





K4r3l rozwalił system zabierając ze sobą miskę makaronu :D









Z Sopotni pojechaliśmy asfaltem w stronę…Rysianki. Hehe początkowo bo później przerodziło się to szuter, który wyprowadził nas na wysokość powyżej 1000 m.n.p.m.. Co najlepsze dopiero po chwili zaczaiłem, ze już kiedyś jechałem tą trasą robiąc Pilsko-Babia Expedition 2013 ;]. Jest to bardzo fajna opcja wjechania na ryniankę – stosunkowo szybko, bardzo mało wypychu bo zaledwie 100 metrów i co najważniejsze genialny, rzeźniczy podjazd tuż przed Halą Pawlusią. A na Pawlusiej- jak zawsze genialna panorama, chyba jedna z ładniejszych w całym Beskidzie Żywieckim. Ostatecznie wjeżdżamy na Ryniankę, gdzie według pierwotnego planu powinniśmy już być dawno :D. Oczywiście trza było uzupełnić kalorię. A czym??? Wiadomo!! Żurkiem :D…i to nie jednym bo podwójną porcją!!! Jak na razie jest to drugi najlepszy żurek w Beskidach. W dalszych moich wpisach będzie porównanie zup w innych schroniskach J. Po mega obżarstwie przyszła pora na dalsze pedałowanie.




Tuż po kilerze ;)




Z Babiczką w tle :).




Hala Pawlusia.





Tak więc powróciliśmy do pierwotnego planu i ruszyliśmy w stronę Hali Lipowskiej skąd mieliśmy zjeżdżać ponoć genialnym niebieskim szlakiem. Mieliśmy…Szlak jednak był zamknięty ze względu na mnogość wiatrołomów. I oto znowu powalone drzewa zepsuły nam całą zabawę… Oczywista zmiana planów- pokręciliśmy na Halę Boraczą równie epickim zielonym szlakiem. Oj zabawa była przednia – różnorodność podłoża, single, korzenie. Małe półki skalne, po prostu cud miód i orzeszki. Niestety Kuba nie mógł się w pełni nacieszyć zjazdem, gdyż jego Czarny Rumak był reanimowany dzień wcześniej i do końca nie wiadomo było, czy sobie poradzi w tym jakże wymagającym terenie. Wrócę jeszcze do soboty – po południu dostałem info od K4rela, ze padł mu bębenek i jego wyjazd stoi pod wielkim znakiem zapytania . W zasadzie szanse były znikome. Z deczka się podłamałem ale liczyłem, że uda mu się w jakiś magiczny sposób naprawić padnięty element. Udało się jednak trza było bardzo uważać bo reanimacja do końca nie była pewna…
Zatem po epickim odcinku dojechaliśmy w końcu do Boraczej, szybkie uzupełnienie płyno-kalorii i ruszyliśmy zielonym szlakiem do Milówki. Oj, oj tam też było czadowo- singielki, ostre techniczne zakręty i mnóstwo fanu z jazdy!! W Milówce czekając na pociąg, zrobiliśmy sobie krótką przerwę na doprowadzenie siebie i rowerów do stanu „wyglądalności” . Szukaliśmy też jakiegoś sklepu by coolturalnie zakupić złocistą ambrozję – niestety się nie udało :[. Szkoda bo pifko było by idealnym zwieńczeniem fajnego tripu. W Bielsku pożegnaliśmy się – ja ruszyłem w stronę mieszkania a Kuba dalej PKP do Achowa.

Dzięki Wszystkim za mile spędzony czas i super tripa!!



Kategoria Beskid Żywiecki


Dane wyjazdu:
24.18 km 2.00 km teren
01:54 h 12.73 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:420 m
Kalorie: 550 kcal

Z kumplem po okolicy :)

Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 09.09.2014 | Komentarze 0

Obiecany wypadzik po asfaltach Beskidu Małego. Z racji, że kumpel dopiero zaczął kręcić, zrobiliśmy sobie krótką pętelkę po okolicy. Na dzień dobry klasycznie do Targanic. Następnie postanowiłem coś poeksperymentować, gdyż intrygowała mnie jedna polanka pomiędzy Targanicami a Sułkowicami. Oj i było warto bo polanka ( ala niskopienna hala :] )  była prze urokliwa. Nic tylko przyjść kiedyś wieczorem i zrobić sobie ognisko albo zabrać tam płeć piękną ;). Minusem jest tylko odległość do zabudować - z deka blisko :/. Mimo wszytko miejscówka genialna :). Oczywiście chcieliśmy sobie troszkę upiększyć traskę i nie zjeżdżać do Sułkowic drogą tylko na azymut przez polankę :). Hmnnn :D.... troszkę się tam trawie urosło - patrz zdj. 2  :D.




Genialna miejscówka...







No niestety podczas trawiastego zjazdu kumplowi , jakimś dziwnym sposobem wyskoczyła linka z przedniej przerzutki :(. Narzędzi oczywiście nie mieliśmy więc trza było skrócić traskę :(. W pierwotnym planie był odcinek zielonego szlaku z Zagórnika do Andrychowa lecz niestety nie był nam dany tego dnia. Dojechaliśmy asfaltami do Achowa by tam w ramach rekompensaty...wchłonąć bronxa  ;).







Dane wyjazdu:
24.18 km 0.00 km teren
01:02 h 23.40 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:210 m
Kalorie: kcal

Dojazdówka....

Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 09.09.2014 | Komentarze 0

No co?? Miał być Beskid Śląski a wyszło...jak zawsze :).. A tak na prawdę to porwałem się troszkę z motyką na słońce z tymi moimi planami :). W zasadzie logistycznie można było to ogarnąć ale jakoś wizja jechania autem do Czańca mi się nie widziała. Poza tym w piątek obiecałem kumplowi, że coś z nim pokręcę w sobotę. Tak więc Beskid Ślaski musiałem sobie przełożyć na inny termin... A do samej trasy...Hmnn powiem tak - zwykła, klasyczna dojazdówka z mieszkania do domu rodzinnego. Oczywiście miałem być wcześniej niż planowałem ale jakoś ostatnimi czasy ciężko mi wyjechać o planowanej porze :D.

Ni ma zdjęć - jest miuzik ;)




Route 2 791 748 - powered by www.bikemap.net



Dane wyjazdu:
95.82 km 24.00 km teren
05:08 h 18.67 km/h:
Maks. pr.:57.10 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1589 m
Kalorie: 2924 kcal

Nieśmiertelny Beskid Mały - Potrójna/Leskowiec

Piątek, 6 czerwca 2014 · dodano: 04.09.2014 | Komentarze 1

A co, a zrobiłem sobie długi weekend :). Prognozy były obiecujące więc postanowiłem wziąć sobie urlop na piątek :). Już w czwartek wieczorem narodził mi się w głowie szatański plan, zrobienia 3 pasm Beskidów w cały weekend. Miały to być: Beskid Mały w piątek, Śląski w sobotę i Żywiecki w niedzielę. Plan ambitny a czy go wykonałem w całości??? Zobaczycie, przeczytacie :).

Zatem zgodnie z harmonogramem na piątek przypadał Beskid Mały :). A wiadomo, że jak się tylko pomyśli o tej części Beskidów to do głowy przychodzi tylko jeden cel - Leskowiec :). Jeszcze po drodze nawiedziłem pracę by przekazać pewne informację kumplowi zza biurka . Z góry założyłem, że nie będę się tłukł z BB górami tylko jak najszybciej dotrę do okolic Andrychowa, by tam wpierw zaatakować Potrójną lecz jakąś nową, świeżą drogą/ścieżką. Jak planowałem tak zrobiłem - do Kóz jechałem głównymi drogami lecz zaraz przed centrum skręciłem w prawo by troszkę zaznać spokoju na bocznych traktach. Hehe miało być najszybciej a wyszło jak zawsze :D. Po chwilowym przestudiowaniu mapy w fonie, wyznaczyłem sobie idealną traskę, przy okazji odwiedzając rodzinne strony, gdzie człek za młodu szalał ( Bujaków ). Oj powróciły wspomnienia z dzieciństwa.... Sporo się od tego czasu pozmieniało jednak pewnych zaułków, dróg się nigdy nie zapomina :). W Kobiernicach ponownie powróciłem na główną drogę by nią już jechać do Roczyn. Dalej już klasycznie kręciłem do Bolęciny skąd miałem zaczynać atak na Potrójną.  W zasadzie była to lekka improwizacja, gdyż mapa nie pokazywała jakiejś konkretnej drogi - coś tam wchodziło do lasu ale szybko się kończyło. Jednak wiedziałem, że jest tam mnóstwo dróg zwózkowych, które albo łączą się z żółtym, albo czarnym szlakiem na Potrójną. Zatem przyszła pora na improwizację :D. Początkowo jechało się całkiem przyjemnie ale w momencie jak zaczęły się mocniejsze podjazdy, droga zamieniała się w krajobraz po burzy - jeden wielki syf spłukany  przez wodę....




Kozy - zaraz po zjechaniu z drogi głównej...


Tereny z dzieciństwa a w tle Gancarz :)


Początkowo uphill z Bolęciny był przyjemny...


Dalej ju mniej...





Zatem butowania było i to całkiem sporo ale takie są uroki szukania nowych wariantów :). W końcu dotarłem na Potrójną lecz nie zatrzymywałem się tam na długo tylko od razu ruszyłem czerwonym szlakiem na Leskowiec. Dla odmiany odbiłem na żółty szlak do Chatki pod Potrójną. Hehe jeszcze w sumie nigdy tamtędy nie jechałem na bike'u :). Ponownie wbiłem się na czerwony, tuż przed Rezerwatem Madohora. No to teraz zaczął się najlepszy odcinek na całej trasie - kto tam był to wie o czym mówię :).




Potrójna :)


Chatka pod Potrójną :)


W schronisku na Leskowcu zrobiłem sobie przerwę na obiad. Oczywiście zamówiłem sobie prze pyszny żurek, jak narazie najlepszy w promieni u 100 km ( mam na myśli schroniska ) . Podczas obiadu rozkminiałem, gdzie by tu jechać dalej...Padło na Gancarza i zielony szlak do Andrychowa :). Lubię ten szlak choć do najtrudniejszych nie należy. W zasadzie jest tylko jeden stromy zjazd ( Gancarz ) a tak to do Zagórnika śmiga się szerokimi leśnymi drogami. Za to można sobie zdrowo przycisnąć :). Chyba najlepszy odcinek, choć krótki jest po przecięciu drogi łączącej Zagórnik z Inwałdem - fajna, kręta, korzonkowa ścieżka. Tak tam pędziłem, że...wpadłem w dziką róże...Heheh paskudny krzak się troszkę rozrósł od ostatniego czasu :). Polało się troszkę krwi i parę ciał obcych trza było wyciągnąć ze skóry... Nie ma nic przyjemniejszego jak spocone ciało i rany do krwi...Hmnnn miodzio :D. Szczypało jak cholera ale trza było jechać. Po drodze wstąpiłem jeszcze na 2 godzinki do domu rodzinnego na uzupełnienie zapasów ;).



 
Schronisko PTTK Leskowiec. Uwielbiam tam jeździć :)


Jak na razie najlepszy schroniskowy żurek.


Gancarz. Przy okazji zaintrygowała mnie jedna ścieżka - trza ją sprawdzić w najbliższym czasie :)


Oj szczypało....



Powrót na Bielsko ostatnio najczęściej uczęszczaną trasą przez Kozy. Pisarzowice, Hałcnów. Mimo, że sporo było asfaltu to i tak zabawa była przednia - nie ma jak Beskid Mały!!!!



Route 2 785 348 - powered by www.bikemap.net



Dane wyjazdu:
55.19 km 0.00 km teren
02:21 h 23.49 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1086 m
Kalorie: 1861 kcal

Rozjazdowy Dzień Dziecka ;)

Niedziela, 1 czerwca 2014 · dodano: 02.09.2014 | Komentarze 3

Po sobotniej setce przyszła pora na lekki rozjazd i chillout u rodziców :). Tak więc dosiadłem Białego i ruszyłem przez Przegibek w stronę Czańca. Jechałem sobie bardzo lajtowo, bez żadnej spinki - czysta rekreacja. W końcu do czego się miałem śpieszyć...w sumie by się może znalazło ( niedzielny rosołek ) ;) ale jakoś taki rozleniwiony byłem ;). Po błogim lenistwie i niedzielnym obżarstwie przyszła pora na powrót, tym razem już nie uphillowo tylko łagodnie, można by rzez już ostatnimi czasy klasycznie czyli przez Kozy, Pisarzowice, Hałcnów. Na sam koniec zafundowałem sobie prezent na Dzień Dziecka a mianowicie...[patrz niżej] :)


 
Pifko na bielskim ZWMie









Dane wyjazdu:
119.00 km 2.00 km teren
04:48 h 24.79 km/h:
Maks. pr.:71.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1344 m
Kalorie: 2728 kcal

Szosowo po okolicy + spontaniczny Cieszyn :)

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 02.09.2014 | Komentarze 0

Sobotnie szosowanie z Dawidem i nie tylko :).

Dostałem telefon od Dawida: " kręcimy coś?". Hehe głupie pytanie - "wiadomo, że TAK":). Szybko przeistoczyłem się w bikera i już mam wychodzić z mieszkania a tu telefon - idzie burza. Hmnn no co trza było trochę poczekać ale dzięki bogu jakoś to cosik ominęło Bielsko :). Zatem  szybko pomknąłem na myjkę, no bo jak tu tak do ludzi jechać z uciapranym Białym Rumakiem. Zbiórka ustawowo na lotnisku. Niestety Dawid nie miał za dużo czasu więc wybraliśmy wariant krótki czyli Jaworze, Biery, Łazy i Międzyrzecze. Przyznam się bez bicia, że moja noga, tudzież koło, jeszcze tam nie była/o. No cóż zawsze jakoś wolałem jechać dalej niż kręcić po okolicy. Zawsze mi się wydawało, że są to mało ciekawe tereny, ni ma górek, widoczków etc. Podjazdów może ambitnych nie było ale szło nacieszyć oko i to nie koniecznie płcią piękną ;). Przy okazji poznałem parę nowych dróg, ścieżek choć nadzień dzisiejszy zapewne miałbym problem powtórzyć tę trasę bez mapki ;D. Podczas powrotu, gdzieś w okolicy zapory w Wapienicy zaskoczył Nas mały deszczyk. Przeczekaliśmy ją...w Karczmie Pod Strusiem ( na lotnisku w BB ) :D. Dawid niestety musiał już wracać do domu a ja wciąż miałem niedosyt :).   



Gdzieś w Rudzicy...



Jednak jakiegoś konkretnego planu nie miałem.. Postanowiłem zatem odwiedzić Szwagra i tam poszukać inspiracji tudzież jakiegoś rowerowego celu :). Kawkę wypiłem i mnie olśniło :D - dawno mnie nie widzieli w ...Cieszynie, mieście dwóch Terminatorów :). Jako że pogoda zrobiła się wyśmienita, słoneczko mocno przygrzewało, trza było uzupełnić zapasy ciekłe by człek się nie odwodnił ;). Na Cieszyn ruszyłem klasycznie czyli tzw starą drogą, biegnącą nieopodal dwu-pasu. Pierwotnie miałem jechać przez Kisielów i Goleszów ale jakoś mnie pokusiło, żeby odbić w drugą stronę a mianowicie na Iskrzyczyn i  Dębowiec. W sumie ileż razy można jeździć tymi samymi drogami - trza w końcu coś urozmaicić a przy okazji poznać nowe miejscówki :).


 

W tyle zostawiam Beskid Śląski...



Na wstępie powiem, że dróg to tam za dobrych nie mają - dziura na dziurze. Na kolarce za miło by nie było :(. Mimo wszystko kręciło się fajnie, widoczki dopisywały i ten specyficzny klimacik wiejski dawał niezłego kopa ;). W Hażlach wbiłem się już na z deczka lepszą drogę bo na krajówkę 938. Asfalt lepszy był ale też przy okazji więcej samochodów. I tak oto dojechałem do Cieszyna, totalnie z innej strony niż zawsze :). Jak już byłem w tym jakże pięknym miasteczku, trzeba było oczywiście przejechać przez granicę , jednak zaraz przed mostem na Olzie zauważyłem tabliczkę " Cieszyńska Wenecja". Plany odwiedzenia Pepików poszły w tym momencie w niepamięć :). Ruszyłem odświeżyć sobie pamięć czyli pokręciłem do owej Wenecji.


 









Uliczka może nie jest za długa ale klimacik na niej panuje przedni :). Oczywiście do prawdziwej Wenecji to jej brakuje oj wiele ale mimo wszystko warto się tam wybrać. Ja oczywiście nie omieszkałem odmówić lokalnemu browarowi - przechyliłem pyszne Brackie w "weneckiej" knajpce ;). A że jakoś tak poczułem klimat Śląska Cieszyńskiego to jeszcze wchłonąłem ponoć ich przysmak - oblat. Ile w tym prawdy nie wiem, muszę się zapytać Cieszyńskich Terminatorów czy to oby na pewno jest lokalny przysmak :).


 

Być w Cieszynie i nie wypić Brackiego to już grzech ciężki ;).





Skoro Goleszowa nie zrobiłem jadąc do Cieszyna postanowiłem tam zajechać w drodze powrotnej. Tak więc powrót do Bielska był już bardzo ale to bardzo klasyczny czyli przez Bażanowice, Goleszów, Ustroń, Górki Wielkie, Jaworze. I tak oto prawie pół soboty na rowerze. Może mało ambitnie ale przyjemnie i w miłym towarzystwie :).







Dane wyjazdu:
54.11 km 0.50 km teren
02:22 h 22.86 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:536 m
Kalorie: kcal

Zimowa końcówka maja...

Czwartek, 29 maja 2014 · dodano: 11.08.2014 | Komentarze 0

Co tu dużo pisać...Po prostu pojechałem do rodziców w celach różnych ;).  Aura tego dnia byłą wyjątkowo paskudna -siąpiło i było jak na maj zimno i to bardzo ( 9 st.C.). Miałem wielki dylemat jak się ubrać - gdyby nie siąpiło sprawa byłaby prosta. No niestety nie mam żadnej kurtki przeciwdeszczowej więc poratowałem się...zimówką. W zasadzie przy takich warunkach odczuwalna temperatura jest dużo niższa więc zimówka z membraną była nawet wskazana. Ubrałem na siebie nawet zimowe nogawki i ochraniacze na buty - hehe ubiór jakby co najmniej był marzec :D. Z racji że deszcz mi wtedy nie przeszkadzał wybrałem troszkę dłuższą trasę przez Podlesie, Kobiernice, kładkę na Sole i już odświeżone ścieżki wzdłuż rzeki ;). Jednak owe ubranie było troszkę za ciepłe ale przynajmniej spaliłem więcej kalorii ;). Powrót też troszkę urozmaiciłem :) . W Bujakowie skręciłem na Podlesie a tam w lewo w stronę lasu. Zawsze ciekawiła mnie tam jedna droga więc postanowiłem ją sprawdzić :). Początkowo był asfalt a później już można by rzec namiastka terenu ;). No niestety trzeba było posłużyć się mapą bo skończyłbym w szczerym polu :D. W końcu się jakoś odnalazłem i ruszyłem w stronę Pisarzowic, dobrze mi znaną trasą :)
Kurcze o kto by pomyślał, że w maju będzie taki warun... :)

Nie ma zdjęć to będzie...muzik ;)







Dane wyjazdu:
57.12 km 1.00 km teren
02:28 h 23.16 km/h:
Maks. pr.:54.90 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:450 m
Kalorie: kcal

Do domu na Grilla :)

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 0

Po górskich klimatach przyszedł czas na rozjazd :). Tym razem zrobiłem sobie lajtową przejażdżkę do rodziców na niedzielnego grilla a przy okazji załatwiając Dzień Matki :). Jakoś za bardzo z trasa nie kombinowałem - wybrałem wariant przez Krzemionki, Podlesie. W Kobiernicach odbiłem tylko w lewo na kładkę na Sole by przypomnieć sobie dawne tereny. Hehe z deczka się pozmieniało - parę ścieżek/dróg zarosło albo rzeka porwała :). Troszkę pokombinowałem ale w końcu wyjechałem na drogę główną, hehe co prawda nie tam, gdzie planowałem :). U rodziców piwko, kiełbaska czyli wszystko tak jak należy :). No niestety trza było się brać bo rano do pracy. Po lekkim obżarstwie troszkę ciężko się kręciło ale dałem radę :). Wracałem można by już rzec klasycznie przez Bujaków, Kozy-Zagrodę, Pisarzowice i Hałcnów. Tak to można kończyć tydzień :).



Po ostatnich opadach Soła za ciekawie nie wyglądała...


A tu kiedyś biegła droga...


Idealne zwieńczenie tygodnia :).

Route 2 618 674 - powered by www.bikemap.net