Info
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Grudzień10 - 0
- 2025, Listopad15 - 0
- 2025, Październik15 - 0
- 2025, Wrzesień18 - 0
- 2025, Sierpień19 - 0
- 2025, Lipiec16 - 0
- 2025, Czerwiec22 - 0
- 2025, Maj19 - 0
- 2025, Kwiecień19 - 0
- 2025, Marzec16 - 0
- 2025, Luty10 - 0
- 2025, Styczeń11 - 0
- 2024, Grudzień15 - 0
- 2024, Listopad14 - 0
- 2024, Październik15 - 0
- 2024, Wrzesień15 - 0
- 2024, Sierpień28 - 0
- 2024, Lipiec19 - 0
- 2024, Czerwiec16 - 0
- 2024, Maj21 - 0
- 2024, Kwiecień17 - 0
- 2024, Marzec17 - 0
- 2024, Luty12 - 0
- 2024, Styczeń17 - 0
- 2023, Grudzień13 - 0
- 2023, Listopad9 - 0
- 2023, Październik16 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień15 - 0
- 2023, Lipiec16 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj18 - 0
- 2023, Kwiecień13 - 0
- 2023, Marzec14 - 0
- 2023, Luty13 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień10 - 0
- 2022, Listopad6 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień9 - 0
- 2022, Sierpień21 - 0
- 2022, Lipiec19 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj29 - 0
- 2022, Kwiecień23 - 0
- 2022, Marzec31 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń11 - 0
- 2021, Grudzień15 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik28 - 0
- 2021, Wrzesień18 - 0
- 2021, Sierpień22 - 0
- 2021, Lipiec30 - 0
- 2021, Czerwiec24 - 0
- 2021, Maj23 - 0
- 2021, Kwiecień25 - 0
- 2021, Marzec26 - 0
- 2021, Luty16 - 0
- 2021, Styczeń8 - 0
- 2020, Grudzień10 - 0
- 2020, Listopad6 - 0
- 2020, Październik23 - 0
- 2020, Wrzesień22 - 0
- 2020, Sierpień20 - 0
- 2020, Lipiec42 - 0
- 2020, Czerwiec25 - 0
- 2020, Maj19 - 0
- 2020, Kwiecień41 - 0
- 2020, Marzec25 - 0
- 2020, Luty16 - 0
- 2020, Styczeń24 - 0
- 2019, Grudzień17 - 0
- 2019, Listopad18 - 0
- 2019, Październik23 - 0
- 2019, Wrzesień16 - 0
- 2019, Sierpień6 - 0
- 2019, Lipiec5 - 0
- 2016, Marzec2 - 2
- 2016, Luty5 - 8
- 2016, Styczeń2 - 6
- 2014, Listopad4 - 10
- 2014, Październik5 - 14
- 2014, Wrzesień5 - 5
- 2014, Sierpień13 - 28
- 2014, Lipiec9 - 15
- 2014, Czerwiec13 - 34
- 2014, Maj13 - 29
- 2014, Kwiecień6 - 10
- 2014, Marzec9 - 19
- 2014, Luty8 - 15
- 2014, Styczeń7 - 24
- 2013, Grudzień8 - 16
- 2013, Listopad3 - 8
- 2013, Październik11 - 26
- 2013, Wrzesień7 - 10
- 2013, Sierpień9 - 18
- 2013, Lipiec8 - 26
- 2013, Czerwiec9 - 31
- 2013, Maj8 - 22
- 2013, Kwiecień9 - 41
- 2013, Marzec7 - 26
- 2013, Luty5 - 31
- 2013, Styczeń5 - 51
- 2012, Grudzień5 - 20
- 2012, Listopad7 - 20
- 2012, Październik6 - 31
- 2012, Wrzesień5 - 29
- 2012, Sierpień7 - 31
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec5 - 12
- 2012, Maj4 - 13
- 2012, Kwiecień2 - 6
- 2012, Marzec2 - 2
- 2012, Luty2 - 8
- 2011, Grudzień4 - 8
- 2011, Listopad1 - 3
- 2011, Sierpień2 - 9
- 2011, Czerwiec2 - 4
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 1
- 2011, Marzec1 - 2
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
Dane wyjazdu:
33.00 km
16.00 km teren
02:02 h
16.23 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:810 m
Kalorie: 720 kcal
Treningowa Potrójna.
Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 28.01.2015 | Komentarze 3
W kooooońcu mam okno na świat. Po blisko 3-tygodniach mam laptopa ( zalanie syropem na kaszel ;D ) i mogę nadrabiać moje kosmiczne zaległości na blogu :). A więc wracając do...lipca zeszłego roku...Wiem brzmi to, delikatnie mówiąc, tragicznie :D.Zatem w pewną, piękną niedzielę, będąc u rodziców, postanowiłem w terenie przetestować moją nowiuśka oponę Panaracer Fire XC PRO ( wersja druciana ). A gdzie najlepiej się wybrać?? Wiadomo - w Beskid Mały :). Tym razem obrałem azymut na Potrójną. Z racji, że miał to być test, nota bene modelu opony, który mi towarzyszy od zakupu Białego Rumaka - jakoś mam do niej pełne zaufanie - oczywiście jechałem jak najwięcej terenem. Na pierwszy ogień poszedł mój ulubiony, mocno rozgrzewający podjazd na Trzonkę - idealny test przyczepności opony na stromawym uphillu. Następnie, już chyba klasycznie zielonym szlakiem na Przełęcz Kocierską. Tam też oponka spisywała się genialnie. Z przełęczy wiadomo - czerwonym do głównego celu :).
W drodze na Trzonkę.
Potrójna :).
Na Potrójnej chwila przerwy by ponapawać się genialnymi widoczkami i wióra w dół ale...tym razem inaczej :). Postanowiłem sobie przypomnieć czarny szlak w stronę Rzyk. To był strzał w dziesiątkę. Po chwili zjazdu ukazał mi się taki widok ( patrz zdj. poniżej ). Jakby to powiedział Śruba z Kabaretu Skeczów Męczących - MIAZGA!!! :D. Bateryjki naładowane więc można było wracać do domu . Zjechałem z czarnego szlaku i szutrową, początkowo dość stromawą drogą udałem się w kierunku Rzyk. Oczywiście nie obyło się bez improwizacji ale dzięki temu poznałem nowe, ciekawe opcje. Wpadłem jeszcze do Andrychowa na włoskiego lodzika w kultowej drewnianej budce a później już męczyłem asfalty do domu.
"Miazga" ;)
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
126.00 km
2.00 km teren
05:35 h
22.57 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1103 m
Kalorie: 3400 kcal
Sobotnia Karvina.
Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 22.12.2014 | Komentarze 1
No to coś dla urozmaicenia - szosa :). Jednak jakoś weny na trasę nie miałem :/. Jak nie wiadomo gdzie jechać to trzeba wypić kawę u szwagra i wtedy się coś narodzi mimowolnie :). Tak więc zrobiłem :). Szybka kawka, pogawędka i już pomysł się znalazł - Karvina :). Co prawda już w tym roku tam byłem ale zawsze to zagranica :D a poza tym chciałem coś delikatnie pokręcić po czeskich szosach. Grzało dość mocno więc trza się było odpowiednio zaopatrzyć bo...Koron nie zabrałem ze sobą. Zatem ruszyłem w stronę Karviny - inaczej niż ostatnio, jadąc przez Roztropice, Zaborze, Drogomyśl, Kończyce Małe. Trasę tę znam ale od drugiej strony - zawsze to inna perspektywa :D. Kręciło się dość dobrze, czasami tylko przeszkadzał wiatr ale w tych okolicach to norma. Po przekroczeniu granicy udałem się na karviński rynek - ostatnio aura nie była sprzyjająca ;).Siostrzenica :Boże ale ten wujek jest walnięty. Nic tylko kręci i kręci te kilometry...
Gdzieś w Bielowicku.
Rynek w Karvinie - impreza na całego :)
Głupi to ma zawsze szczęście :D. Wjeżdżam na karviński rynek a tu pełno taśm, jakaś scena i tłum ludzi. Podjechałem bliżej, ziuram a tu Pepiki sobie urządziły zawody w biegach. Pooglądałem chwilę - akurat biegły dzieciątka chyba z 2 klasy podstawówki - uzupełniłem
płyny i ruszyłem na...zachód ;). Aż mi się zdzikło bo na drogach kompletna pustka. Dziwne - w Polsce o tej porze to ścisk, korki itp. Ale co będę narzekał - hehe tak to można jeździć :). Następnie udałem się jakąś drogą wzdłuż kopalni by ostatecznie wyjechać w miejscowości Horni Sucha. Miałem wpaść na chwilę nad Jezioro Terlicko ale ostatecznie zryzygnowałem u dałem się nad zniornik wodny w Żermanicach. Haha dopiero na miejscu się kapłem, że już tam kiedyś byłem, jak się nie mylę w zeszłym roku :). Z racji że nie chaciało mi się jechać głównymi drogami do Cieszyna wybrałem dobrze mi znaną rowerówkę o numerze 6090.
W oddali majaczy Lysa Hora.
A tam już polskie górki ;)
Skoda musi być :D
Oczywiście musiałem się zagapić i zgubiłem gdzieś ową mi dobrze znaną rowerówkę :D. Nie ma tego złego co by na dobre ne wyszło - poznałem nowe miejscówki i co najważniejsze fajny, widokowy zjazd do Cieszyna :). Nie omieszkałem zatrzymać się na polskim rynku - wiadomo trza wszamać jakiś obiad. I znowu wybrałem kebaba. Oj człek ma nasrane pod deklem - zamiast wszamać coś konkretnego to ten ładuje do siebie takie cosik...Echhh. A na rynku?? Zaczynała się jakaś impreza - kapela się stroiła. Żal było wracać ale byłem umówiony z kuzynem na piwko . Heheh wiadomo - priorytety ;). Powrót najszybszą możliwą drogą czyli tak zwaną starą drogą na Bielsko.
Fajna panorama Cieszyna.
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
29.63 km
4.00 km teren
02:20 h
12.70 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:755 m
Kalorie: 692 kcal
Szybka Magurka Wilkowicka.
Czwartek, 10 lipca 2014 · dodano: 19.12.2014 | Komentarze 3
Człekowi to już nieźle wali na dekiel. Nie dość, że po 13 godzinach w pracy to jeszcze bez obiadu siadł na bike'a i pokręcił na Magurkę...Tak, tak to o mnie mowa :D. Cóż tak cykloza robi z człekiem... Jakoś zbytnio z trasa nie kombinowałem bo pora już była późna ( 20:40 ). Tak więc na Magurkę wjechałem czerwonym szlakiem ze Straconki. Poszło gładko, bo po 13 h pracy :D. Po drodze spotkałem jeszcze lochę z 2 młodymi... Kurcze coś ostatnio mam pioruńskie szczęście do tych osobników ;). Do schroniska nie wchodziłem bo muszę się przyznać - nie lubię go. Nie ma kompletnie klimatu i zawsze jest w nim zimno... Z racji że było już ciemno, na zjazd wybrałem asfalt do Wilkowic. Następnie Żywiecką a później już na ZWM by...napić się piwka :). Tak miło się siedziało w ogródku piwnym, że człek zapomniał, że trza jakiś obiad ugotować ;).

Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
116.00 km
0.00 km teren
12:29 h
9.29 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3691 m
Kalorie: 2712 kcal
Epicka Polica.
Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 19.12.2014 | Komentarze 4
Kolejny z serii epickich tripów, a dlaczego?? Heheh przeczytasz to się dowiesz :).K4r3lowi od dłuższego czasu siedziała w głowie Polica, co chwile o niej wspominał i widać, że był na nią ostro napalony ;). Podczas naszego ostatniego, wspólnego tripu na Mędralową, przy obiedzie w schronisku Opaczne, zaczęły się już pierwsze "mapowe" przymiarki do owej zacnej górki. Jak można łatwo zauważyć, długo z tym nie czekaliśmy bo zaledwie tydzień :). Przyjemność wyznaczenia trasy zostawiłem Kubie, oczywiście parę wskazówek przekazałem, gdyż ja już miałem Police odhaczoną ( zeszłoroczne Beskid Żywiecki Expedition 2013 ). Tak więc zgadaliśmy stosunkowo wcześnie bo o 6 u Kuby. Powód tak "nietycznej, niedzielnej pory" był prosty - kawał drogi do zrobienia. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy na pierwszy ogień nie zrobili Leskowca, ma się rozumieć serduszkowym szlakiem :). Na szczycie zrobiliśmy sobie krótka przerwę na "ogarnięcie wzrokiem" naszego celu czyli Policy. W porannym słońcu prezentowała się wybornie :). OK, trza było w końcu ruszyć na podbój piknej górki więc pokręciliśmy wpierw żółtym szlakiem do Targoszowa. Powiem Wam, jest tam genialna polana, na której jest prze pieruńsko piękny widok na Babiczkę i Pasmo Policy. Jeszcze do tego te sianokosy....oj chciało się zostać na dłużej :). Po dojechaniu do Krzeszowa wbiliśmy się na bardzo urokliwą rowerówkę,
czarną. Jest to bardzo fajna i widokowa opcja dotarcia do Stryszawy. O ile jest to możliwe to zawsze wybieramy tę opcję :). W Stryszawie już nie kombinowaliśmy - wybraliśmy asfalty na Przełęcz Przysłop, robiąc po drodze ostatnie zakupy przed atakiem szczytowym. Hhehe wiem , wiem do samej Policy jeszcze długa droga ale nasza trasa już nie obejmowała wjeżdżania do jakiejś większej cywilizacji. Przełęcz poszła sprawnie choć upał dawał się we znaki. Podjeżdżając na Przysłop wspominaliśmy chłopaków, którzy prawie, że w ostatniej chwili zrezygnowali z towarzyszenia nam w tym tripie. Chłopy się po prostu przestraszyli pogody ( zapowiadali burze ) a po za tym chyba mocno zapili w sobotę :D. Na szczycie przełęczy spotkaliśmy prze sympatycznych emerytowanych górników na bike'ach. Krótka pogawędka w cieniu bo słońce ostro prażyło i wióra w dół. Mnie oczywiście włączyło się ściganie z samochodami na tamtejszych serpentynach. Hehe ten typ tak ma :D.

Czyż nie jest pięknie?? :)

Urokliwa czarna rowerówka .


Tak, tak atm skręciliśmy :).
P.S. Dołożyć "C" i zabrać "D" I wychodzi coś ciekawego ;)
Następnie, ciągle asfaltami, pokręciliśmy w stronę przysiółka Pod Police. Początkowo jechało się po stosunkowo płaskim asfalcie jednak po skręceniu w prawo za dość intrygującym znakiem ( patrz foto powyżej ) ;) zaczęła się już niezłą wspinaczką. Młynkowania było sporo ale dzięki bogu w większości w cieniu w słońcu była by to niezłą mordęga :). Wyrypa konkretna. Po wjechaniu na szutrową drogę trza już było nieźle leżeć na przednim kole bo każde lekkie odchylenie do tyłu groziło w najlepszym wypadku jazdą na tylnym kole ;). Po konkretnej szajfie w końcu wjechaliśmy na zielony szlak , który miał to nas doprowadzić na Kucałową Halę. Jednak długo jazdą na bike'u się nie ucieszyliśmy - zielony przywitał nas koleją kiepą. Ile się dało jechać tyle jechałem lecz miałem świadomość, że zbytnie forsowanie się może spowodować odcięcie w najmniej oczekiwanej chwili. Jednak butowanie rekompensowały genialne widoczki. Po prostu cud, miód i orzeszki :). Później było już lepiej, oj duuuuużooo lepiej, rzekłbym nawet zajebi...cie ;).


Warun istnie idealny ;)

No to zaczęła się teraz jazda!!! Przeszło 4 kilometry mega urozmaiconego singla. Po prostu bajka!!! Nie dość, że genialna ścieżka to jeszcze te widoczki po lewej stronie. Słowa zachwytu, nie koniecznie cenzuralne, płynęły nam z ust co chwila. Fan z jazdy gigantyczny, eheh co prawda przerywany co chwila fotkami ale w tak magiczne miejsce trzeba było uwiecznić. A singiel?? Po prostu kwintesencja przyjemności, techniki i wszystkiego tego co powinien mieć prawdziwy singiel. Były fajne ściółkowe podłoża, potoki, korzonki, kamerdolnie, mega wąskie odcinki, gdzie człek ledwo się mieścił, jazda nad przepaścią, prze klimatyczne paprocie,
no po prostu wszystko!!! Szkoda tylko, że miejscami było dość mokro ( szczególnie kamienie ), co utrudniało trochę jazdę. Może gdyby człek miał lepszą technikę to by to przejechał ;). Kurcze, co będę opowiadał...to po prostu trzeba przejechać!! Dam taką małą namiastkę w formie fotonów :)







Niecały kilometr przed Halą Kucałową dobiegły do naszych uszu grzmoty... Trza było troszkę przyspieszyć tempa bo burza w takim terenie za bezpieczna nie jest. Na Hali jednak przywitało nas piękne słońce i ....czarna chmura ciągnąca od Słowacji. Niestety Taterki nie były za dobrze widoczne, szkoda :/. Po szybkiej sesyjce zjechaliśmy do schroniska na Hali Krupowej, gdzie oddaliśmy się spożywczym rozpustom ;). Hehe oczywiście kolejny testing beskidzkich żurków. Ten był jednak bez szału... Do jak na razie najlepszych ( Leskowiec i Rysianka ) troszkę mu brakowało. W między czasie przeszła burza i konkretna ulewa. Fajnie się siedziało ale trzeba było wracać. Pokręciliśmy czerwonym na Police. Jednak droga usłana różami nie była - co chwilę jakiś wiatrołom i chmary much. O ile człek jechał owady nie były uciążliwe, jednak jak musiał zejść z bike'a i ominąć powalone drzewo muchy dosłownie go atakowały. Nie szło się od tego dziadostwa odpędzić - wchodziły dosłownie wszędzie! Maskara!! Dopiero na szczycie Policy się troszkę uspokoiły. Hehe jadąc jeszcze na nasz główny cel, nie wierzyłem sobie do czego jestem zdolny - objeżdżałem prawie wszystko ( oczywiście nie drzewa ). Power w nogach był. Kamerdolnia , nie kamerdolnia, nie sprawiała mi żadnego problemu :). Zjazd z Policy czerwonym to również bajka - fajne techniczne odcinki, może już nie single ale i tak dawały sporo przyjemności. Na Cylu Hali Śmietanowej skręciliśmy na żółty szlak, jednak troszkę się nam pokiełbasiło i na niebieski zjechaliśmy trochę za szybko co zaowocowało....dojechaniem z powrotem na zielony szlak. Oczywiście nie chcieliśmy wracać tą sama trasą więc zaczęliśmy improwizować. Wjechaliśmy się na leśną drogę, początkowo szeroką co sugerowało pewny zjazd do zabudowań. Jednak owa droga szybko przerodziła się w "niedrogę" czyli lej wodny, po którym jazda była dość, jakby to delikatnie ująć, ciężka? :). W międzyczasie mieliśmy jeszcze spotkanie 3 stopnia ze dość pokaźnym stadkiem loch z młodymi. Oj serducho mocniej zabiło! W końcu jakimiś dziwnymi lejami, ścieżkami dotarliśmy do zabudowań. Wiedzieliśmy tylko, że jesteśmy gdzieś w Zawoi ale gdzie?? :D.

Kucałowa Hala.


Schronisko na Hali Krupowej.

W oczekiwaniu na koniec burzy ;)

Polica.

No to zjeżdżamy :)

Kaśmy są??
W końcu dotarliśmy do drogi głównej w Zawoi. Zrobiliśmy sobie, uwaleni jak świnie, przerwę w przydrożnym sklepie, objadając się owocami i przy okazji zakupując jakieś picie bo przed nami jeszcze troszkę uphillów a w bidonach posucha. Żeby nie wracać tą samą trasą wybraliśmy czerwony szlak biegnący z centrum Zawoi na Przełęcz Przysłop. Powiem tak: bardzo fajna alternatywa dla asfaltu. W zasadzie cały czas jedzie się szerokimi szutrami. Na Przysłopie wbiliśmy sie na czarny szlak. Zawsze jechaliśmy go w drugą stronę więc haha czasami człek głupiał i myślał czy aby na pewno dobrze jedzie :D. Mnie się udało nawet zjeść troszkę poziomek - moje pierwsze i jak się okazało ostatnie w tym roku :). W Stryszawie wbiliśmy się na łagodną , czerwoną rowerówkę do Krzeszowa bo nogi już się trochę czuło. Heheh podjazd pod Beskidzki Raj do najdelikatniejszych nie należy nie wspominając już o całym dystansie i przewyższeniach :). Jako, że nie chcieliśmy wraca już stricte asfaltami, uderzyliśmy na...Leskowiec niebieskim szlakiem :). Hahaha niezłe wariaty z nas :D. Kubie na podjeździe dokuczało kolano więc troszkę odciążał je, prowadząc. Na szczycie zmęczenie dopadło nas. Trza było zrobić przerwę i zatankować złociste, gazowane z pianką paliwo o jakże wyszukanej nazwie - Okocim :D. Zjazd z Lesko już najkrótszą drogą - czarnym. A później już asfalty :).
Toż to była wyrypa!! Ubiegłotygodniowy Beskid Makowski to przy tym pikuś :). Piękna trasa, mnóstwo frajdy z jazdy, genialne widoki i co najważniejsze wiecznie ciesząca się pucha :). Dzięki Kuba za opracowanie trasy, towarzystwo. Oby takich tripów było jak najwięcej!!!!

Sił już pomału brakuje...ale tam z tyłu byliśmy :)

Padłeś?? Powstań - Okocim ;)
Kategoria Beskid Żywiecki, Beskid Mały
Dane wyjazdu:
114.00 km
40.00 km teren
07:51 h
14.52 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3470 m
Kalorie: 2800 kcal
Piękni Kawalerowie na Mędralowej ;)
Niedziela, 29 czerwca 2014 · dodano: 18.12.2014 | Komentarze 2
Mędralowa...Hmnn do tej pory jeszcze górka dla mnie dziewicza, nieodkryta...Od pewnego czasu korciło mnie by ją zaliczyć ale jakoś nigdy nie było po drodze...Co prawda 2 razy już byłem bardzo blisko niej - pierwszy raz w 2009 roku objeżdżając Babią Górę z Ludwikonem a drugi rok temu robiąc Beskid Żywiecki Expedition 2013 - ale nigdy nie dotarłem do samego szczytu. Tak więc przyszła pora przywitać się z Mędralową :). Zgadałem się z chłopakami ( Dawidem, Maćkiem, K4r3lem) na wspólny tip. Dawid z Maćkiem przyjechali autem do Jeleśni a ja z Kubą przez Kocierz ( zaliczając jeszcze po drodze mini zjazd mtb ), Rychwałdek dojechaliśmy na bike'ach. Hehe rozgrzewka odpowiednia musi być ;). Początkowo kręciło się całkiem przyjemnie - upał jeszcze nie dawał się we znaki. Z Jeleśni już wszyscy razem ruszyliśmy w stronę Przyborowa by tam wjechać na czarny szlak. Tempo oczywiście lajtowe - trza pogadać o pierdołach :D. Po stosunkowo płaskim odcinku przyszła pora na solidny podjazd - przysiółek Kuglarzówki. Oj tam to się pot lał, nie dość, że kiepa konkretna ( lubię takie ) to jeszcze żar i duchota płynąca z nieba. Tak się nam piknie pokonywało tą sztajfę, że... przejechaliśmy czarny szlak :D :D. Kapnęliśmy się dopiero jak dojechaliśmy do czerwonego, granicznego szlaku :). No cóż....Wracać się już nie opłacało wiec postanowiliśmy kontynuować dalszą trasę czerwonym szlakiem.

Jednak za długo owym czerwonym nie zajechaliśmy :D. Skręciliśmy w prawo, na żółty by ominąć jeden konkretny podjazd. Następnie wbiliśmy się na szeroką, leśną, słowacką autostradę by nią a później jakąś leśną ścieżką wjechać na sam szczyt Mędralowej. Hehe jak się okazało, ścieżka która miała nas doprowadzić do celu urwała się w szczerym lesie. Zatem trza było improwizować :). Jak się to skończyło??? Wiadomo - butowaniem :D :D. Po jakiś 400 metrach wypychu ni stąd, ni zowąd wyszliśmy na sam szczyt Mędralowej :). Hehe to się nazywa fuks :D. Na szczycie oczywiście odpoczynek, ładowanie baterii i sesja foto :).

Panorama z Mędralowej.
Po chwili spożywczo-widokowej rozpusty ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę...a jakże - Jałowca :). Hehe w końcu trafiła nam się wymarzona pogoda :). Sam szlak bajka, początkowo fajny leśny zjazd, klimatyczny singiel na Hali Kamińskiego, a później prze
genialny singiel z Kolistego Gronia. Niestety nie zrobiłem żadnej fotki, gdyż napawałem się zjazdem. Singiel po prosu miodzio - może nie za długi ale techniczny, wymagający skupienia i bardzo ale to bardzo widokowy. Jak to w przyrodzie bywa - po zjeździe musi być
podjazd ( Beskidek ). Znowu tak nam się dobrze kręciło, że zamiast skręcić na żółty szlak, to my pojechaliśmy prosto, co zaowocowało konkretnym uphillem :). Ale co tam - przynajmniej poszło w nogi ;). Kolejny zjazd , tym razem na Przełęcz Suchą. A później już...
sztywny podjazd w piekielnym słońcu na Jałowiec. Oj dało to w dupę. Dzięki bogu trud zrekompensowały prześliczne widoki :).

Hala Kamińskiego.

Jałowiec

Z Jałowca klasycznie zjechaliśmy do prze urokliwego schroniska Opaczne, gdzie jak tradycja nakazywała trza było wchłonąć pomidorówkę plus kromale ze smalcem. Z racji że pogoda była pikna, spożycie nastąpiło na zewnątrz ( hehe napisałbym na polu ale pewne osoby mogą tego nie zrozumieć :D ). Nooo w takich warunkach to można wcinać - biutiful wju na Babiczkę i Pasmo Policy :). Wtedy to Kuba wpadł na pomysł ataku tej zacnej góry... Po obżarstwie przyszła pora na powrót. Zatem dosiadliśmy swoje bike'i i ruszyliśmy, troszkę tak niepewnie, czerwoną rowerówką łączącą się żółtym szlakiem. Następnie wjechaliśmy na niebieski by tam po chwili zjazdu, pożegnać się z Maćkiem i Dawidem, którzy to już musieli wracać do Jeleśni. My za to pokręciliśmy dalej niebieskim szlakiem. Oczywiście musiało się coś posrać bo...w pewnym momencie szlak zniknął... Trza było improwizować ale udało nam się jakoś zjechać do Lachowic :). Stamtąd już ,asfaltem i troszkę terenem, przez Mączne, Kuków dojechaliśmy do Targoszowa by tam wbić się na, jeszcze nie znany przez nas, zielony szlak łączący się z czerwonym "relacji Kocierz - Leskowiec" ;). Początkowo zapowiadał się miodnie ( klimatyczna ścieżka ), jednak później trzeba było już butować i to po...genialnym singielku. Mimo wszystko szlak bardzo przyjemny, choć zdecydowanie byłby lepszy w drugą stronę :). Jako że prowadzenie w pewnym momentach mnie z deka irytowało, to każdy inny moment próbowałem podjeżdżać - bez walki sie nie obyło :). Po dojechaniu do czerwonego szlaku wpadł nam do głowy szatański pomysł by...pojechać jeszcze na Leskowiec. Hheeh jakby nam mało w nogach było :D :D. Na Lesko nie zatrzymywaliśmy się już tylko od razu ruszyliśmy w dół, do Rzyk. Jednak żeby nie było monotematycznie, Kuba pokazał mi nową, ciekawą opcje zjazdu do Jagódek :). Później to już tylko asfalt, pożegnanie i dom :).
Dzięki kawalerowie za super tripa!!! :)
To się nazywa miejscówka na obiad :). ....Aż się chciało wskoczyć do tego basenu ;)
Zjazd do Lachowic.
Uzupełnianie płynów.... ;)
Kategoria Beskid Makowski, Beskid Mały, Beskid Żywiecki
Dane wyjazdu:
39.00 km
7.00 km teren
02:26 h
16.03 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:800 m
Kalorie: 875 kcal
Lesko z Maćkiem
Piątek, 27 czerwca 2014 · dodano: 16.12.2014 | Komentarze 3
Stosunkowo późny trip ale kumplowi się nie odmawia :). W zasadzie nie miałem pomysłu na trasę, rodziła się ona w trakcie :). Początkowo jechaliśmy naszym wspólnym klasykiem czyli wąskimi, interwałowymi asfaltami w stronę Targanic. Oczywiście nie było to jakieś mocne tempo - spokojne w sam raz na obgadanie pewnych kwestii :). Starałem się kumplowi pokazywać jakieś nowe ścieżki, opcje by mógł sobie później już sam jeździć. I tak o to po drodze zrodził się pomysł ataku na Leskowiec. Początkowo Maciek był troszkę do tego planu nastawiony sceptycznie - obawiał się, że nie zdążymy przed zmrokiem. Jednak podjął wyzwanie :). Wybrałem najbardziej lajtową opcje zdobycia górki a mianowicie uphill szeroką drogą zaczynającą się zaraz za zatoczką w Rzykach Jagódkach. Kumpel na pierwszych ostrzejszych fragmentach wypluwał sobie płuca - no cóż chłopak dopiero zaczyna poważniejszą przygodę z rowerem a ja mu serwuję takie podjazdy. Ale nie ma wyników bez wysiłku i bólu :). Troszkę klął na mnie ale jak już wjechaliśmy na pasmo, zobaczył pierwsze widoczki, to zapomniał o zmęczeniu :). Na dodatek podjadł trochę borówek i było już wspaniale. Co najlepsze chłop swoje lata już ma, mieszka w pobliżu a jeszcze nigdy nie był na Leskowcu :D. Toż to wstyd :D. Najważniejsze, że mu się spodobało :).Widoczek z Leskowca na północny-zachód.
W schronisku nie zatrzymywaliśmy się - czas gonił. Zjazd czarnym szlakiem troszkę w kiepskich warunkach - ściemniało się ;). Później już szybko asfaltami do domu gdyż na wyposażeniu swoich bike'ów nie mieliśmy światełek :/. Na koniec, w czanieckim barze szybkie piwko i każdy pojechał w swoją stronę :). Hehe tak to można zaczynać weekend :)
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
11.00 km
0.00 km teren
00:41 h
16.10 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:134 m
Kalorie: 281 kcal
Czekoladowa chcica ;)
Wtorek, 24 czerwca 2014 · dodano: 16.12.2014 | Komentarze 1
Tak sobie siedząc w mieszkaniu naszła mnie straszna ochota na czekoladę, ale nie byle jaką bo z Goplany ( taka we fioletowym opakowaniu ) :D. Skoro czekofaza zaatakowała to trza było spożyć ową czekolajdę :). Z buta mi się nie chciało iść do sklepu to...zabrałem Białego Rumaka. Troszkę mi to utrudniło poszukiwania gdyż nie miałem kłódki więc musiałem dymać do sprawdzonych i pewnych sklepów. Jak pech chciał w owych akurat upragnionej Goplany nie było :( - trza się było zadowolić czymś niby podobnym. A że aura byłą wybitnie pikna więc pojechałem na lotnisko by tam dokonać czynu wchłonięcia czekolady :D. Tak też zrobiłem - wpitoliłem całą tabliczkę :). Powrót prawie że identyczną trasą.Ni ma zdjęć więc będzie miuzik ;)
P.S. Strasznie mi ten kawałek ostatnio siedzi w głowie :)
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
163.22 km
90.00 km teren
12:38 h
12.92 km/h:
Maks. pr.:65.40 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3600 m
Kalorie: kcal
First Time in Beskid Makowski ;)
Sobota, 21 czerwca 2014 · dodano: 15.12.2014 | Komentarze 6
Dawno, dawno temu, czerwcową porą dwóch jeźdźców wybrało się w dziewicze dla nich krainy. Były to góry makiem usypane... Krążyły o tych terenach różne opowieści, legendy lecz niestrudzeni i dzielni jeźdźcy postanowili zmierzyć się z przygodą..... ;)Dobra, dość tego bajkowego wstępu - przejdźmy do rzeczywistości ;D.
Beskid Makowski hmnnn....Do tej pory eksplorowany przeze mnie tylko szosowo ( no może raz na 5 km wjechałem w teren ) stąd też cały czas siedziało mi w głowie makowieckie mtb :). Tak siedziało, tak drążyło, tak korciło, że w końcu nie wytrzymałem i gdzieś ze swojego archiwum bikemap'owego wyciągnąłem zarys trasy z tego jakże dziewiczego ( dla mnie ) pasma Beskidów. Hehe w zasadzie owy prototyp trasy zakładał trip dwudniowy ale jakoś sobie wyliczyłem , że powinienem się w ciągu jednego dnia zmieścić. Na ten jakże zwariowany pomysł zaprosiłem K4r3la. Kuba, jak to Kuba- wiadomo, nie odmówił :).
Plan trasy był stosunkowo prosty: na pierwszy ogień Leskowiec a później już czerwonym szlakiem przez Pasmo Babicy dotrzeć do Myślenic, powrót - żółtym szlakiem ( Pasmo Koskowej Góry ) do Makowa Podhalańskiego a później jeszcze raz Leskowiec :). Plan ambitny, patrząc na kilometry ale biorąc pod uwagę przewyższenia wydawało się lajtowo...wydawało się...:D. Ale może przejde do troszkę bardziej szczegółowego opisu :)
Tripa zaplanowaliśmy na sobotę, hehe taki prawie rozjazd po czwartkowym B. Żywieckim :). Prognozy pogody już jednak nie były tak obiecujące jak podczas poprzedniego tripu - gdzieś tam , coś tam straszono jakimś przelotnym deszczem w godzinach porannych i temperatura była zdecydowanie niższa - ok 14 st.C. Jednak nie przestraszaliśmy się tego i o 8 rano już wspólnie wyruszyliśmy na eksplorację Beskidu Makowskiego. Tak jak w planie - na początek Leskowiec serduszkowym. Przy schronisku dosłownie dwu minutowa przerwa i ruszyliśmy w dół, wpierw niebieskim a później czarnym. Zjazd bajka!! Czarnym jechałem po raz pierwszy
i powiem, że klimacik ma - haha cholernie zarośnięty. Widać, że rzadko nim ludziska chodzą :). Zjechaliśmy do Śleszowic by później pokręcić przez Tarnawę Dolną do naszego głównego szlaku - czerwonego w stronę Myślenic. W Zembrzycach pogoda się delikatnie mówiąc...zepsuła - mżawka.Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - w skutek małych
kombinacji zaliczyliśmy fajnego singielka :).
Tego miejsca chyba nie muszę opisywać ;)
Ave K4r3l :)
Początek czerwonego i pierwsze zacne widoczki.
Czerwony szlak na dzień dobry przywitał nas niezłym asfaltowym podjazdem ( przysiółek Bałdyse ). Hehe idealnie rozgrzał lekko zmarznięte ciało :). Później szlak już był zdecydowanie łagodny - po wjechaniu na pasmo jechało się w większości po płaskim i szerokimi duktami, raz lasem raz łąką. Powiem tak - w zasadzie do Palczy nie było żadnych mocniejszych uphillów. Co prawda było raz w dół, raz pod górkę ale były to przewyższenia znikome. Odcinek ten rzekłbym krótko ale jakże dobitnie - był lekko nudnawy biorąc pod uwagę technikę, natomiast w kwestii widokowej super. Niby góreczki niewielkie a panoramki piękne.

;)
Takie okazy tylko w Makowskim :D
Troszkę " artyzmu" :P
A w oddali Lanckorona.
Zjeżdżając do Palczy na chwilę zgubiliśmy szlak...Jednak udało nam się go odnaleźć i znowu czekała nas droga pod górę ( momentami ostro ) - teraz już na Pasmo Babicy. I tu zaczęła się dopiero przyjemność z jazdy :). Super tereny, co prawda brak widoków ( jechało się głównie lasem ) ale rekompensowały go genialne interwałowe odcinki. Kręciło się wybornie!! Musieliśmy trochę podgonić tempo gdyż zachwycając się pięknem przyrody na poprzednim pasmie, straciliśmy sporo cennego czasu... Hehe za bardzo się nam to nie udało mimo, że po tych piknych, leśnych, ściółkowych duktach całkiem szybko pedałowaliśmy :). Haha coś to sobie źle poobliczałem :D. Po dojechaniu do skrzyżowania z zielonym szlakiem nastąpiła chwila refleksji i szybkiej kalkulacji dalszej trasy. Pierwotny plan zakładał zjazd czerwonym do Myślenic ale poślizg czasowy zdecydowanie odradzał dalszą jazdę głównym szlakiem beskidzkim. Opcją było właśnie zjechania na zielony by szybko dostać się na równoległe pasmo, którym to już biegł nasz powrotny szlak - żółty. Jednak chęć zaliczenia Myślenic wygrała z rozsądkiem :D. I dobrze bo zjazd do Myślenic był prze genialny - szybki, techniczny z fajnymi singlami.
Oj pucha się cieszyła!!! Pierwszy odcinek leśny - bajka, drugi - "łąkowy" - jeszcze większa bajka - prze, prze, prze genialny singiel do samych Myślenic. Oj warto było, warto!!! Polecam każdemu ten odcinek, na pewno będzie w pełni usatysfakcjonowany.
W Myślenicach zrobiliśmy sobie konkretny popas - pizza i skrzydełka :D. Niby niezdrowe ale wchodziło elegancko :). Szybka rundka po mieście by jeszcze uzupełnić zapasy na dalsza drogę i pokręciliśmy wzdłuż dwu-pasu by wbić się na żółty szlak. Jednak z braku czasu nie dojechaliśmy do Pcimia tylko odbiliśmy na Stróżę by tam wjechać zielonym na główne pasmo.
Singlowy zjazd do Myślenic.
Myślenice.
Zielony początkowo zapowiadał się łagodnie ale wiedzieliśmy,że lekko nie będzie bo stoki pasma do najłagodniejszych się nie zaliczały. Hehe okazało się, że straszna jest rąbanka więc postanowiliśmy troch skrócić tej mordęgi i iść na przeszczał :). Oj nie był to dobry pomysł bo na szlak nie wróciliśmy a musieliśmy się przedzierać przez niezłe chaszcze. Ostatecznie wylądowaliśmy na jakiejś leśnej drodze. Hehe jako doświadczone osobniki wiedzieliśmy, że gdzieś owa droga musi prowadzić. Morale trochę spadły, gdyż temperatura dawała się we znaki - po wjechaniu do Myślenic wyszło słońce i zrobiło się zdecydowanie goręcej :). Uratowało nas źródełko :). W końcu dojechaliśmy do szerokiej drogi, niczym autostrady, która doprowadziła nas do naszego celu - żółtego szlaku. Pasmo Koskowej Góry zdecydowanie różni się od Pasma Babicy - bardziej przypomina nasze "małobeskidzkie" klimaty. Mam tu na myśli podłoże i strukturę przewyższeniową pasma. Podjazd pod Parszywkę dał równo w du..ę. Hehe fajna stromizna. Ja oczywiście nie mogłem sobie odpuścić i całość zrobiłem w siodle, wypluwając sobie płuca :). Ale ostry uphill zrekompensowały bajeczne widoczki spod i z Koskowej Góry. Mimo że przejrzystość nie była za dobra, to i tak było miodnie. Panorama rozwaliła system całkowicie!!!!
Koskowa Góra.
Dalsza część trasy to już była lekka walka z czasem. Mimo że tereny były wyśmienite (fajne kamieniste zjazdy, męczące podjazdy, piękne widoczki ) staraliśmy się nie zatrzymywać i nie tracić czasu. Wstępnie zaplanowaliśmy, że nie będziemy zjeżdżać do Makowa tylko pojedziemy dalej szlakiem ( czarnym ) do Suchej Beskidzkiej. Hehe nawet tak zrobiliśmy ale jedna porządna górka na owym szlaku nas zdecydowanie zniechęciła do dalszej drogi. No cóż w nogach już mieliśmy swoje, czas gonił a taka sztajfa na pewno by nam nie poprawiła humoru. Zatem postanowiliśmy zjechać ze szlaku...Skutki były oczywiste - lekkie pogubienie, które zaowocowało chaszczingiem i jazdą po sianku :). Haha napędy na po tej przejażdżce wyglądały fajnie :D. Tak pokombinowaliśmy, że wyjechaliśmy na granicy Makowa i Suchej :D. Szybkie uzupełnienie zapasów i rozkmina jak wracać...Światełek nie mieliśmy a tu już 20-sta na budziku, organizmy zmęczone a tu jeszcze tyle kilometrów...Najszybszą opcją był powrót terenem ale ale wiadomo, że jazda po "ćmoku" w lesie nie jest najbezpieczniejsza, wybraliśmy wariant szosowy czyli przez Las, Kocierz. Powiem Wam, nie mam zielnego pojęcia skąd w nas wzięła się taka energia ale do Łękawicy pędziliśmy jak najęci a jak każdy wie ten fragment do płaskich nie należy :D. Na Przełęcz Kocierską wyjechaliśmy już po zmroku.
Zjazd....Przy diodzie z Kuby telefonu :D. .
Gdzieś nad Makowem Podhalańskim.
Czas na podsumowanie...
Miał być rekreacyjny trip po Beskidzie Makowskim a wyszła konkretna wyrypa a co za tym idzie mogę śmiało zaliczyć ją do grona tych EPICKICH. Piękne tereny, mimo że nie są to za wysokie górki ale dają naprawdę dużo frajdy z samej jazdy jak również dostarczają mnóstwa czynników estetycznych.
No to co?? W przyszłym roku na pewno tam powrócę :).
P.S. Mapka zapożyczona od K4r3la, gdyż mój środek rejestrujący trasę padł...;)
Kategoria Beskid Makowski
Dane wyjazdu:
135.57 km
43.00 km teren
08:19 h
16.30 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2070 m
Kalorie: 2068 kcal
Boshe Body czyli B. Żywiecki Again ;)
Czwartek, 19 czerwca 2014 · dodano: 06.12.2014 | Komentarze 6
Przyszedł czas na kolejną eksploracje Beskidu Żywieckiego :). Jako,że w tych rejonach już kręciliśmy sporo postanowiliśmy odwiedzić jeszcze nam nieznane szlaki. Ale od początku...:)Zgadałem się z Dawidem i Ludwikonem w Boże Ciało przy hotelu Vienna o 7 rano. Mieliśmy być w Żywcu o 8, gdzie miał na nas czekać K4r3l. Ludwikon z racji nie miał za dużo czasu, przyjechał na szosie by odprowadzić nas do Węgierskiej Górki. W Łodygowicach dołączył do nas jeszcze Max. Odcinek z Bielska do Węgierskiej ( nieotwarty dwu-pas i stara droga ) spędziliśmy na pogaduchach, tempo spokojne :). Pogoda zapowiadała się genialnie - słonko i dość wysoka temperatura. Przy Forcie Wyrwidąb opuścił nas Ludwikon a my w końcu wjechaliśmy w teren - czerwony szlak w stronę Rysianki.

Wju z Forty Wyrwidąb ;)
Oj powiem, że jest to bardzo przyjemny szlak :), jest tam sporo fajnych podjazdów, zjazdów, troszkę technicznych odcinków, prze genialne widoki ale chyba w jednym zdaniu się tego opisać nie da :D. W zasadzie do Stacji Turystycznej "Słowianka" szlak raczej mało wymagający. Wiadomo patrząc na mapę i przewyższenia można się z deka załamać ale nie są to ostre, meczące podjazdy :). Szlak jest szeroki - jedzie się leśną drogą :). Natomiast odcinek za Stacją jest już zdecydowanie atrakcyjniejszy :). Mam tu na myśli kwestię widokową jak i techniczną. Są tu fajne, ostre, kamieniste podjazdy, singielki porównywalne miejscami do tych na zielonym z Lipowskiej w stronę Hali Boraczej i chyba największa atrakcja w tej części Beskidów - łańcuchy :D. Początkowo nie mogłem uwierzyć, że w tak niskich partiach może istnieć takie cosik :D . A jednak ;P. Gdyby nie jedna mega wyrypa po giga telewizorni odcinek byłby chyba najlepszym całego wypadu :). Jako, że byłem na lekkim kacu ;), to oczywiście siłą mnie rozpierała i nie mogłem sobie darować żadnego uphillu..no chyba jedynie takiego, który mnie technicznie tudzież "głazowo" przerastał :D .
Są i łańcuchy ;)

W końcu dotarliśmy do Rysianki. Krótka pogawędka z napotkanym Bielszczaninem/rowerzystą i ruszyliśmy w dół. K4r3l przypalił swe nowiuśkie tarcze ;), jak się okazało niepotrzebnie bo...pojechaliśmy w zła stronę :D. Zatem z powrotem pokręciliśmy w nieziemskim upale na Rysiankę by uderzyć na Lipowską. Tam zrobiliśmy sobie przerwę obiadową :). Ja z Kubą jak tradycja nakazywała, zamówiliśmy sobie żurki - jak testing to testing :). Jednak był to chyba najgorszy żurek jaki jedliśmy - mało kwaśny i pozbawiony tzw. wkładek. Mnie się nawet trafił lekko spleśniały chleb... Na pocieszenie kupiłem sobie koktajl truskawkowo-bananowy - heh ten akurat był pyszny. W planie był niebieski szlak do Złatnej ale po raz kolejny okazało się, że jest zamknięty ze względu na wiatrołomy...Oj pokrzyżowało nam to znacznie plany...Zatem z braku laku ruszyliśmy zielonym w stronę Hali Boraczej. Jest on tak zajeb..sty, że można go robić i robić i robić i nigdy się nie znudzi :). Na Hali Boraczej zrobiliśmy sobie kolejną przerwę na strawę a przy okazji poznaliśmy sympatycznego bikera :). Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o prze sympatycznych sarenkach, które tam hasały :) . Oj było na kim zawiesić oko..chłopaki pamiętacie tę mamuśkę??? ;). mnnnnnnnn... Ale wrócę może do samego tripu :D. Zatem dalej ruszyliśmy niebieskim na Prusów i Palenicę. Szlak mało wymagający i w zasadzie dość nudny. Podczas zjazdu Dawid złapał kapcia. Przypadek?? Hmnn dziwna sprawa bo akurat na 66,6 kilometrze :D. W Żabnicy czy to może już Cięcinie grupa się podzieliła - Dawid z Maxem pojechali już do Bielska a my jako że mieliśmy jeszcze mało, postanowiliśmy jeszcze trochę pokręcić w terenie :). Wpierw kręciliśmy czarną a następnie żółtą rowerówką w stronę...Stacji Turystycznej Słowianka :). Oj zaczęło mi brakować już wtedy siły - przyczyna prosta i jakże banalna - pokończyły mi się zapasy mokre i suche a podjazdy były tam zacne, szczególnie ten niepozorny na mapie - Butorówkę :).
Lekko nie było ale się jakoś udało dojechać do Słowianki, gdzie uzupełniliśmy zapasy. Dalej ruszyliśmy niebieskim a później lajtowym żółtym do Juszczyny. Tam...hehe jeszcze jeden ostry uphill i w dółłłłł do Żywca. Tam pożegnałem się z Kubą i asfaltami przez Lipową, Buczkowice wróciłem do B-B.
Nieśmiertelna Rysianka :)
Takie cosik to można pić na tripach :D
Lipowska.
Cooltowy zielony ...
Za nami już Boracza.
Jeźdźcy Apokalipsy ;).
Zjazd do Żabnicy.

Ave Satan w Boshe Body :). foto by Max
W tle Beskid Mały, Żywiec.
Dzięki chłopy za prze genialny trip. Oby takich w przyszłym roku było więcej!!!!!
Kategoria Beskid Żywiecki
Dane wyjazdu:
49.00 km
0.00 km teren
02:07 h
23.15 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1646 m
Kalorie: 668 kcal
Miejski rozjazd po sobotniej seteczce.
Niedziela, 15 czerwca 2014 · dodano: 19.11.2014 | Komentarze 0
W niedzielę po przyjeździe dostałem telefon od Dawida z propozycją krótkiej szoski, tak na w sam raz na rozjazd po sobotniej seteczce. Oczywiście się zgodziłęm, wiadomo - rozjazd zawsze mile widziany :). Myślałem, że zrobimy jakie Goczałki ale Dawid nie miał za dużo czasu więc pokręciliśmy po okolicy tj. Jaworzu, okolicach Cygańskiego Lasu. Hehe nie obyło się oczywiście bez lansu na lotnisku :D. Nie będę się rozpisywał bo w zasadzie nie ma o czym :). Powiem tak: krótka, lajtowa przejażdżka po okolicy, bez napinki, dużo gadania czyli rasowy rowerowy chillout ;).Skoro nie ma fotek to jest muzyka :).
Kategoria CO do zasady asfalt
