Info
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Grudzień10 - 0
- 2025, Listopad15 - 0
- 2025, Październik15 - 0
- 2025, Wrzesień18 - 0
- 2025, Sierpień19 - 0
- 2025, Lipiec16 - 0
- 2025, Czerwiec22 - 0
- 2025, Maj19 - 0
- 2025, Kwiecień19 - 0
- 2025, Marzec16 - 0
- 2025, Luty10 - 0
- 2025, Styczeń11 - 0
- 2024, Grudzień15 - 0
- 2024, Listopad14 - 0
- 2024, Październik15 - 0
- 2024, Wrzesień15 - 0
- 2024, Sierpień28 - 0
- 2024, Lipiec19 - 0
- 2024, Czerwiec16 - 0
- 2024, Maj21 - 0
- 2024, Kwiecień17 - 0
- 2024, Marzec17 - 0
- 2024, Luty12 - 0
- 2024, Styczeń17 - 0
- 2023, Grudzień13 - 0
- 2023, Listopad9 - 0
- 2023, Październik16 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień15 - 0
- 2023, Lipiec16 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj18 - 0
- 2023, Kwiecień13 - 0
- 2023, Marzec14 - 0
- 2023, Luty13 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień10 - 0
- 2022, Listopad6 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień9 - 0
- 2022, Sierpień21 - 0
- 2022, Lipiec19 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj29 - 0
- 2022, Kwiecień23 - 0
- 2022, Marzec31 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń11 - 0
- 2021, Grudzień15 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik28 - 0
- 2021, Wrzesień18 - 0
- 2021, Sierpień22 - 0
- 2021, Lipiec30 - 0
- 2021, Czerwiec24 - 0
- 2021, Maj23 - 0
- 2021, Kwiecień25 - 0
- 2021, Marzec26 - 0
- 2021, Luty16 - 0
- 2021, Styczeń8 - 0
- 2020, Grudzień10 - 0
- 2020, Listopad6 - 0
- 2020, Październik23 - 0
- 2020, Wrzesień22 - 0
- 2020, Sierpień20 - 0
- 2020, Lipiec42 - 0
- 2020, Czerwiec25 - 0
- 2020, Maj19 - 0
- 2020, Kwiecień41 - 0
- 2020, Marzec25 - 0
- 2020, Luty16 - 0
- 2020, Styczeń24 - 0
- 2019, Grudzień17 - 0
- 2019, Listopad18 - 0
- 2019, Październik23 - 0
- 2019, Wrzesień16 - 0
- 2019, Sierpień6 - 0
- 2019, Lipiec5 - 0
- 2016, Marzec2 - 2
- 2016, Luty5 - 8
- 2016, Styczeń2 - 6
- 2014, Listopad4 - 10
- 2014, Październik5 - 14
- 2014, Wrzesień5 - 5
- 2014, Sierpień13 - 28
- 2014, Lipiec9 - 15
- 2014, Czerwiec13 - 34
- 2014, Maj13 - 29
- 2014, Kwiecień6 - 10
- 2014, Marzec9 - 19
- 2014, Luty8 - 15
- 2014, Styczeń7 - 24
- 2013, Grudzień8 - 16
- 2013, Listopad3 - 8
- 2013, Październik11 - 26
- 2013, Wrzesień7 - 10
- 2013, Sierpień9 - 18
- 2013, Lipiec8 - 26
- 2013, Czerwiec9 - 31
- 2013, Maj8 - 22
- 2013, Kwiecień9 - 41
- 2013, Marzec7 - 26
- 2013, Luty5 - 31
- 2013, Styczeń5 - 51
- 2012, Grudzień5 - 20
- 2012, Listopad7 - 20
- 2012, Październik6 - 31
- 2012, Wrzesień5 - 29
- 2012, Sierpień7 - 31
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec5 - 12
- 2012, Maj4 - 13
- 2012, Kwiecień2 - 6
- 2012, Marzec2 - 2
- 2012, Luty2 - 8
- 2011, Grudzień4 - 8
- 2011, Listopad1 - 3
- 2011, Sierpień2 - 9
- 2011, Czerwiec2 - 4
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 1
- 2011, Marzec1 - 2
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
Dane wyjazdu:
51.00 km
0.00 km teren
02:25 h
21.10 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:638 m
Kalorie: 1315 kcal
Umyć rower ;)
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014 · dodano: 02.03.2015 | Komentarze 1
Urlop służy wyjazdom...tym rowerowym. Tym razem pojechałem do rodziców by dopieścić napęd - hehe w sensie wyczyścić go na glanc :). Niestety czasu nie miałem za dużo bo na popołudnie zapowiadali burze... Tak więc dojazd jak najszybsza trasą. Niestety były to asfalty i drogi główne. Po obiadku i polerce napędu trza było wracać bo już coś zaczynało grzmieć. Według obserwacji burza nadciągała od Bujakowa. Postanowiłem ją ominąć jadąc przez Przegibek. No niestety dopadła mnie franca tuż przed wjazdem w leśną część. Schroniłem się na przystanku. Żeby było mało to jeszcze zrobiło się niezłe oberwanie chmury. Już wiedziałem, że pucowanie bike'a było zbyteczne. No cóż, widocznie tak miało być ;).
Deszczycho napinkala...
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
90.00 km
25.00 km teren
04:02 h
22.31 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1620 m
Kalorie: kcal
Skrzyczne z bonusem.
Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 02.03.2015 | Komentarze 1
Po ostatnim szosingu przyszła pora na zmianę opon i… wiadomo – TEREN J. Jakoś się długo zbierałem…Pierwotny plan zakładał poranny trip ale wiadomo jak to ze mną…zawsze coś wyskoczy albo po prostu ciężko mi się z rańca zebrać. Tak też było i w tym przypadku – wyjechałem dopiero po 12-tej. Plan był prosty i klarowny – Skrzyczne – a co później to czas pokarze. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym cos nie pokombinował. Wpierw zjechałem z głównej drogi w prawo, w stronę Koziej Górki. Całkiem ciekawy wariant z przyjemnym uphillem. Przyznam, że początkowo kręciło się ciężko – duża wilgotność i duchota – stąd tez tempo nie było za mocne. Po dojechaniu do szlaku na Kozią Górkę, skręciłem w lewo ( czerwony szlak ) by dojechać do Bystrej. Tam się troszkę pogoda spaprała – zaczęło mżyć – ale postanowiłem dalej kontynuować tripa. Wbiłem się na całkiem przyjemną czerwoną rowerówkę, która doprowadziła mnie do Buczkowic, a później już klasycznie popedałowałem asfaltami do Ostrego.Mój cel - Skrzyczne.
Wjazd na Skrzyczne był już zdecydowanie lepszy. Nóżki się rozkręciły i duchota jakby zelżała. Nie ma się co rozpisywać o uphillu bo podjazd jak podjazd – nic się nie zmienia od paru lat :]. Widoczki jak zawsze bajeczne. Na szczycie było już zdecydowanie chłodniej wieć nie rozsiadałem się na długo – parę fotek, uzupełnienie kalorii i sru w stronę Malinowskiej Skały.Oj jak ja lubię ten odcinek, można zdrowo przycisnąć . Oczywiście próbowałem pod Malinowska wyjechać ale szybko spokorniałem i zszedłem z bike’a. A na skale ludu jak mrówek – piechurzy i spora grupka enduraków. Nie wiem czemu ale sporo z nich chyba nie zna kultury rowerowej – ani cześć, ani be , ani kukuryku. Oczywiście zostałem zdzielony wzrokiem z góry na dół ale co tam… Kawałek za Malinowska dojrzałem prze superowy widok. Nie mam tu na myśli krajobrazów, bo wiadomo, że są genialne, a bikera i to nie byle jakiego. Otóż był to…na oko sześćdziesięcioletni pan, z długa, krzaczasta brodą, częściowo ubrany po kolarsku. Nie omieszkałem, musiałem pogadać. Okazało się, że był to fundator Białego Krzyża na Przełęczy Salmopolskiej, niejaki Aleksander Bojda. Przesympatyczny człowiek, zapalony sportowiec i działacz społeczny. Boże daj mi siłę bym w jego wieku jeszcze był tak czynny sportowo. Po niemal półgodzinnej pogaduszce, ruszyłem w stronę Malinowa. Jednak na sam szczyt nie wjeżdżałem a skręciłem w lewo by dojechać do szerokiej szutrówy biegnącej na Przełęcz Salmopolska. Heheh dogoniłem tam enduraków, którzy wybitnie się cielili. Chyba musiałem im wsiąść na ambicje podczas zjazdu bo zaczęli mnie dochodzić. Podjąłem wyzwanie i zaczęło się ostre ściganie do asfaltu. Nieskromnie powiem, że nie mięli ze mną szans :]. Raz udało im się mnie wyprzedzić ale…tylko raz. Później wujek ( znaczy ja ) pokazał im jak się jeździ :].
Uphillowo...
Chłopaki enduraki tak mnie zagrzali, że postanowiłem nie zjeżdżać na asfalt i dalej kręcić w terenie. Początkowo jechałem czerwonym szlakiem w stronę Kotarza lecz szybko z niego zjechałem – czarny na Stary Groń, Horzelicę. I to był szczał w dziesiątkę. Kręciło się tam fajnie – ładne widoczki, spokój, cisza i co najważniejsze nie męczyłem czerwonego do Klimczoka. No cóż jakoś za nim nie przepadam…. Troszkę mi się pofanzoliło bo zamiast zjechać zielonym do centrum Brennej,zaliczyłem kamienisty czarny. Oj wytrzepało mnie tam zdrowo . Jeszcze na chwilę wpadłem „polansować” ;) się do centrum i trza było cisnąć do domu. Starałem się omijać asfalty bo po co męczyć się na terenowych oponach.
Na czarnym...
Route 2 912 167 - powered by www.bikemap.net
Kategoria Beskid Śląski
Dane wyjazdu:
54.00 km
0.00 km teren
02:20 h
23.14 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:720 m
Kalorie: 1844 kcal
Rozjazd po 2-setce
Piątek, 8 sierpnia 2014 · dodano: 24.02.2015 | Komentarze 5
Na wstępie dodam, że 6 kilometrów dołożyłem do dystansu, gdyż nie było sensu robić wpisa na tak żenujący dystans. A skąd wzięło się owych sześć km? Już tłumacze: jak pamiętacie na ostatniej 2-setce zmasakrowałem klocki i przednią tarczę więc musiałem zakupić nowe części. W związku z tym udałem się do mojego kumpla serwisanta by popatrzył czy da się jeszcze uratować tarcze a przy okazji by zrobił lekki serwis. Wyszły różne cuda np. pęknięta obręcz w okolicach nypla ale przecież nie o tym jest wpis. Ta kwięc stąd te dodatkowe 6 kilometrów. Nota Bene muszę się pochwalić, że owy kumpel/serwisant jest obecnie głównym serwisantem Kross Racing team :). Ale wróćmy do sedna :)A więc...zawsze polonistka karciła za taki początek zdania :D ... zgadałem się z chłopakami ( Piasqiem i Ludwikonem ) na wieczorny szosing. Miało być delikatnie ale uphillowo. Padło na klasykę gatunku a mianowicie Przegibek i powrót przez Zarzecze, Łodygowice. No niestety mnie nóżka średnio podawała - efekt środowej wyrypy asfaltowej. Przyznam się bez bicia - ta traska dała mi nieźle w kość - zakwasy następnego dnia były straszne nie wspominając już o ogólnym zmęczeniu organizmu. Nie dość, że byłem lekko niedysponowany to jeszcze musiałem ścigać kumpli, którzy kręcili sobie szosami a ja klasycznie na góralu w slickach :). Żeby nie było, że totalnie byłem do bani to czasami mi się włączała opcja ścigania ale szybko chłopaki sprowadzali mnie na ziemie. Po zjechaniu do Międzybrodzia spotkaliśmy naszego teamowego kumpla Darka, który akurat jechał w przeciwnym kierunku, a co gorsze wprost w nadciągająca burze. My za to próbowaliśmy przed nią uciec Oczywiście się nie udało i trochę nas pokropiło w Łodygowicach. Jako, że był to wieczorny trening, naturalna rzeczą było w moim przypadku piwko. Jednak nie znalazłem zainteresowania wśród moich towarzyszy - woleli jechać do domu. Ja klasycznie udałem się na bielski ZWM ( stary rynek ) by przechylić kufel pysznego, zimnego bronxa ;). No bo co? Nagroda musi być ;)

Route 2 912 088 - powered by www.bikemap.net
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
234.00 km
1.00 km teren
11:02 h
21.21 km/h:
Maks. pr.:72.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2510 m
Kalorie: kcal
Rower:
Rzeźnik w akcji czyli szosowo po terenach zalewowych ;)
Środa, 6 sierpnia 2014 · dodano: 19.02.2015 | Komentarze 3
Czas urlopu – czas kręcenia J. Pierwszy raz od ho ho udało mi się wybrać urlop w sierpniu i to wtedy kiedy rzeczywiście chciałem :). Tak więc na pierwszy urlopowy trip musiało być coś grubego ( nie liczę oczywiście nieudane wypadu po auto ;) ) . Tak sobie siedziałem dzień wcześniej i dumałem…Gdzie mnie jeszcze nie widziano?…I tak oto padło na…Wieliczkę :). Hehe rodzice jak zawsze: klepnij się w głowę!! A ja swoje ;– trza jechać ;). Prognozy nie były za obiecujące ale jak cykloza zaatakuje to nie ma zmiłuj :D . Wpierw trzeba było dojechać do Krakowa. A jak?? Wiadomo – zadupiami :D. Tym razem zdeczka zmieniłem moją klasyczną trasę. Co prawda odcinek do Brzeźnicy było tak samo ale później już pokręciłem do Skawiny, gdzie zrobiłem pierwszą przerwę na małe co nieco. I o dziwo czas miałem dobry bo 1:45. Nóżka podawała jak ta lala . W Skawinie ponownie przestudiowałem mapę na komórczanie ( żeby nie było – tym razem trasę miałem w pełni zaplanowaną ) i ruszyłem już mi totalnie nie znanymi drogaami w stronę Grodu Kraka. Jednak założenie było, by nie wjeżdżać do centrum i unikać głównych duktów. Hehe nawet całkiem mi się udało bo zaliczyłem skromny singielek w dzielnicy Opatkowice. Dalej, tj. do Wieliczki , kręciłem również zapupiami, z dala od ruchu ulicznego..Skawina
Jest i singiel ;)
Cel Główny :)
Genialna grafika na Rynku Górnym w Wieliczce.
Heheh w Wieliczce się na wstępnie troszkę pogubiłem ale wnet odnalazłem się i pomknąłem w stronę słynnej kopalni soli. Ludu jak mrówek więc długo tam nie zagościłem. Poza tym czas troszkę gonił więc trza była pomału wracać ;) .Kierowałem się na Dobczyce. Według mapy wynikało, że troszkę jest do przejechania a tu raz, dwa i już byłem na miejscu. Dojazdówka ta ku zdziwieniu była całkiem przyjemna – widoczki miłe, parę podjazdów. Szkoda tylko, że było zachmurzone niebo bo zapewne panorami byłyby ciekawsze . W Dobczycach zaplanowałem przerwę obiadową. Jako, że nie jest to za wielka miejscowość, za dużego wyboru nie było – padło na pizze. Wiem , wiem za zdrowe to nie jest ale jakiegoś tam Powera daje. Powiem tak – owa pizza zada nie urywała ale nie była najgorsza. Podczas posiłku nasłuchałem się o nocnym oberwaniu chmury w okolicy i licznych podtopieniach. Wiadomo, ludzie jak to ludzie- zawsze wyolbrzymiają więc nie zważając na opowieści lokalesów ruszyłem w stronę…Kasinki Małej -= tak, tak tej Kasinki. Chciałem jeszcze po drodze sprawdzić drogę wzdłuż zalewu więc nadrobiłem troszkę kilometrów ale było warto bo Zasze to lepiej jechać zapupiami a niżeli głównymi drogami. W Lipniku zatrzymałem się w przydrożnym sklepie by uzupełnić zapasy na dalszą drogę i tam spotkałem prze sympatycznego starszego pana, który uraczył mnie swoją historią życia a przy okazji chciał wyłudzić ode mnie drobne na pifko. Co jak co ale na alko nie lubię dawać… Oczywiście znowu zasłuchałem się o katastrofie po nocnej ulewie ale mimo to ruszyłem dalej, w stronę Kobielnika. Mega fajny podjazd – sztywny, stromy ale było jednak widać ślady po nocnej nawałnicy – droga zawalona kamieniami i błotem. Dzięki bodu lokalesi dzielnie oczyszczali asfalty. W najwyższym, asfaltowym miejscu Kobielnika ukazał mi się przepiękny widok na Beskid Wyspowy – po prostu coś magicznego. Aż chciało się usiąść i godzinami wpatrywać się w góry…Niestety czas gonił :(.
Dobczyce.

Kiedyś w końcu tam wejdę :)
Przede mną był jeszcze jeden fajny uphill – Przełęcz Jaworzyce. Gdy już na nią wjechałem, wpadł mi do głowy szatański pomysł – skoro jestem już tak daleko, a jednak tak blisko najwyższego szczytu Beskidy Makowskiego – Lubomira ( 904 m.n.p.m.) to dlaczego go…nie zaliczyć :D. Hehe kolejny ze szczytów Korony Gór Polski byłby odhaczony. Jak pomyślałem tak zrobiłem…mimo że jechałem na slickach :D. Ale kto wariatowi zabroni :D. Powiem szczerze – lekko nie było, walka do samego końca + małe butowanie bo slicki troszkę na tej mokrej kamerdolni nie dawały rady a ja nie chciałem katować nóg. Ale dla tych początkowych widoczków było warto cud, miód orzeszki :]. I tak oto wariat z Podbeskidzia, w slickach , zdobył Lubomir :D. Był to totalnie nie planowany skok w bok ale czego się nie zrobi dla starego celu – zdobycia najwyższych szczytów poszczególnych pasm Beskidów. O ile wjazd był ciężki to zjazd to już w ogóle Armagedon – trza było się okropnie pilnować by nie wyrżnąć orła. Po kamienistym downhillu przyszła pora na długi zjazd do Kasinki Małej.
Słynne obserwatorium astronomiczne na Lubomirze.
Warun idealny na slicki ;)
Jednak opowieści się sprawdziły odnośnie Kasinki Małej, co pewnie oglądaliście w TV. Po prostu MASAKRA!!!! Tak zniszczonej miejscowości nie widziałem na żywca…Najbardziej utkwiło mi w pamięci zmasakrowane UNO ( Fiat ) leżące w nurcie potoku, który przerodził się w dziką rzekę… Ogrom zniszczeń był potężny!! Oczywiście ja wbiłem się w jego epicentrum. Przyznam się bez bicia, że nawet nie miałem ochoty robić zdjęć… Od tak cyknąłem raptem dwa… Wspomniany „potok” porwał niejeden most, w tym przez który miałem przejeżdżać…Dzięki bogu a dokładnie miejscowym osobom udało mi się ominąć wyrwę w moście bo musiałbym nadrabiać z dobre 30 kilometrów, a ja już miałem poślizg związany ze zdobyciem Lubomira. Ma się rozumieć, że nie był to delikatny, asfaltowy objazd lecz mocno terenowy odcinek, gdzie momentami igrało się, przejeżdżając po podmytej drodze. Adrenalina przeokropna. W końcu udało mi się wydostać z Kasinki by ruszyć w stronę Pcimia a później Makowa Podhalańskiego. Na tym odcinku zacząłem odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia. Mimo, że mocno tankowałem i sporo jadłem czuć było w nogach lekka niemoc. Hehe żeby za lekko nie było to zaserwowałem sobie dość uciążliwy ( długi, lekko wznoszący się ) podjazd na Żarnówkę. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – długi ,szybki zjazd do Makowa Podhalańskiego. Może i się mknęło, może i nogi odpoczęły, może i frajda była ale klocki szlag trafił…Kiera podczas hamowania rzucało na boki…Co ciekawe przed wyjazdem miałem jeszcze z 2 mm. a tu niespodzianka. I jak tu dojechać do domu bez ani grama klocka??? Trza było jechać bardzo płynnie. Pytanie jak to zrobić w górskim terenie???No cóż trzeba było się pogodzić, że będą straty w sprzęcie bo bezpieczeństwo jest przecie najważniejsze… Z makowa ruszyłem na Suchą Beskidzką , klasycznie bocznymi drogami. Tam też naładowałem baterie i pokręciłem w stronę domu przez Las, Okrajnik i …Kocierz – wiadomo trza się na koniec dobić. Zjazd z przełęczy masakryczny- brak klocków :/
Mimo to uznaję trip, za jeden z ciekawszych. Udało mi się zaliczyć najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego, ba nawet okrążyć całe pasmo,liznąłem coś Beskidu Wyspowego i suma sumarum wykręcić jakiś konkretny dystans. Straty oczywiście były – klocki i mocno poturbowana przednia tarcza.
Tak, tak - mówcie mi RZEŹNIK!!!! ;)
Route 2 738 661 - powered by www.bikemap.net
Kategoria Beskid Makowski, CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
23.94 km
0.00 km teren
01:01 h
23.55 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:234 m
Kalorie: 777 kcal
Po auto...
Wtorek, 5 sierpnia 2014 · dodano: 12.02.2015 | Komentarze 2
Po weekendowych szaleństwach na weselu kuzynki przyszła pora odebrać samochód spod sali. Hehe wiadomą rzeczą było, że poniedziałek w ogóle nie wchodził w rachubę - alko jeszcze w żyłach płynęło - stąd też wybrałem wtorek. Nie cudowałem z trasą bo upał był nieziemski, dlatego padło na najkrótszą i najszybszą opcję głównymi drogami. Jednak jak w miarę szybko przyjechałem tak szybko odjechałem...rowerem.Moje Cytrynowe Szaleństwo nie odpaliło - padł akumulator...Dziwne...w środku lata???? No cóż bywa.... Zatem wróciłem do domu by później już innym samochodem powrócić z kablami rozruchowymi.Fot nie robiłem gdyż jakoś nie miałem weny... :D. Tak więc będzie miuzik :)
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
67.00 km
46.00 km teren
05:32 h
12.11 km/h:
Maks. pr.:68.00 km/h
Temperatura:39.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2305 m
Kalorie: 1565 kcal
Niedzielny...Beskid Mały ;)
Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 10.02.2015 | Komentarze 1
Po mega stresującym tygodniu ( praca + wymuszona zmiana mieszkania ) trza się było odchamić . Jednak nie miałem głowy do układania jakiegoś ambitnego, krajoznawczego tripu więc postanowiłem poodgrzewać „stare kotlety” ;). Hehe stare ale bardzo smaczne :D. Mam tu na myśli mój ukochany Beskid Mały. A żeby powiązać przyjemne z pożytecznym to…postanowiłem wpaść do rodziców na obiad a później odbić w stronę Laskowca. Pogoda była cudna – pełne słońce, upał czyli w sam raz na wytop zbędnych kalorii. Oczywiście dojazdówka asfaltami nie wchodziła w grę więc podobnie jak w zeszłym tygodniu jechałem terenem. Wpierw moim klasykiem autostradowym do niebieskiego szlaku a później…a tu nowość –intrygowała mnie od pewnego czasu pewna ścieżka przy źródełku na niebieskim. Postanowiłem ją zbadać. Powiem tak: fragment z wielkim potencjałem ale trzeba by było ten diamencik troszkę podszlifować – gdzieniegdzie posprzątać, gdzieniegdzie podkopać. Jeśli by się to zrobiło to singiel pierwsza klasa :]. Owa ścieżka/singiel doprowadziła mnie do dobrze mi znanej leśnej drogi na Gaiki ( fragment gaikowej treningówki ). Jednak nie chciałem znowu się spinać więc zacząłem zjeżdżać wąskimi ścieżkami w dół aż do autostrady prowadzącej do początku żółtego szlaku ( drogi którą jechałem w zeszłym tygodniu ). Nie byłbym sobą, gdybym, ma się rozumieć, nie przekombinował z tymi ścieżkami – zjechałem z deczka za nisko :D ale w porę się opamiętałem i wróciłem na zaplanowaną trasę. Następnie jechałem do koziańskiego kamieniołomu – tak, tak tą samą drogą co tydzień temu ale w przeciwną stronę. Hehe łatwo ni było bo perspektywa było troszkę inna :D. Powtórka rozrywki trwała aż do tej genialnej miejscówki na niebieskim szlaku. Tam postanowiłem zjechać ze szlaku w dół, nazwijmy to, wózkową ścieżką. Ojjj adrenalina była konkretna – stromo, wąsko i do tego korytko po środku. Do centrum Porąbki dojechałem już na totalnego czuja :). Miałem coś zatankować ale zbliżała się burza więc trza było szybko cisnąć do domu, hehe oczywiście lasem bo przynajmniej mniej zmoczy ;).Troszkę podkopać, wyrównać i będzie urokliwy singielek :)
Kamieniołom w Kozach.
Po niedzielnym obiadku i sporej burzy przyszła pora na kolejny etap. Miał być Laskowiec ale po ulewnie odpuściłem sobie ten kierunek. Zamarzyło mi się odpowiednio zmęczyć na uphilach więc wpierw wybrałem, krótki ale mega sztywny podjazd w Roczynach a później kultową ulice Wesołą w Targanicach. Oj tego mi trzeba było ;). Następnie zielonym na Trzonkę. Tam spotkałem sympatycznego kundelka i zacząłem improwizować ze ścieżkami. Hahah wiadomo jak się to kończy – powrotem i butowaniem w mega błocie :D. Suma sumarum jakoś powróciłem na zielony szlak i zjechałem do Porąbki. Tam wpadł mi kolejny wariacki pomysł by wjechać na Hrobaczą ale od strony Żarnówki Małej. Mapa pokazywała, że się da ale…mapa mapą a życie życiem :D. Nie no ostatecznie wyjechałem ale od mniej więcej połowy uphillu jechałem/butowałem na totalnego czuja. Momentami była taka kamerdonia, że nawet ciężko się pchało bike’a.W dużej mierze do takiego stanu drogi przyczynili się leśnicy-szabrownicy, którzy zwożąc drzewo namiętnie niszczą co stanie im na drodze…Z Hrobaczej Łąki kręciłem już czerwonym do samej Straconki, nie omijając oczywiście genialnego, ostatniego fragmentu szlaku :].
Czas na ul. Wesołą ;)
Wju z Trzonki.
Jest i kompan ;)
Krajobraz po ...burzy :)
Bielsko
P.S. Ślad na mapkach jest momentami "dziwny" ale tak to jest ze srajfonowym GPSem ;)
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
38.00 km
20.00 km teren
03:01 h
12.60 km/h:
Maks. pr.:56.10 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1321 m
Kalorie: 864 kcal
Równie kombinacyjny, terenowy powrót na mieszkanie.
Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 0
Po udanym weekendzie u rodziców przyszła pora na powrót. Z racji, że zbytnio mi się nie spieszyło postanowiłem wybrać wariant jak najbardziej terenowy, czyli asfalt ograniczyć do minimum. I co ciekawe nawet mi się udało ;). Oczywiście na pierwszy ogień poszedł odcinek leśny ( szeroką autostradą ) na Bukowiec. Tam też sobie przypomniałem o dawno nie jechanym przeze mnie niebieskim szlaku. Mam tu na myśli niebieski z Porąbki do Kóz. Oczywiście pamiętałem, że początkowy odcinek w Rezerwacie Buczyny jest w zasadzie nie przejezdny ( mnóstwo liści i sypkiego podłoża ) ale mimo to postanowiłem zaliczyć ten jakże klimatyczny odcinek. W zasadzie dla jednego, prze genialnego widoku odhaczam ten szlak. Po prostu miejscówka jest magiczna!! ( patrz zdjęcie 3 i 4 ). Ma się rozumieć, że sobie tam trochę posiedziałem i pokontemplowałem ;). Warto było z deczka pobutować. Dalsza część niebieskiego szlaku jest równie przyjemna choć głównie się kręci w lesie. Mimo to bardzo fajnie się jedzie. Próbowałem coś pokombinować, skręcając w boczne ścieżki lecz zazwyczaj powracałem tą samą drogą.Autostradą na Bukowiec ;)
Buczynowe klimaty.
A jeszcze jedno, niemal identyczne foto :)
Jednak improwizacje w pewnym zaowocowały genialnym singlem, prowadzącym aż do koziańskiego kamieniołomu. Powiem szczerze: odcinek ten to jeden wielki, prze urokliwy singiel ( wiem powtarzam się ale jestem pod wielkim wrażeniem tego fragmentu ), który dostarczył mi mnóstwo fanu. Nie chciałem nawet schodzić z bike’a by nie zakłócać tej „chwili” przyjemności ;). …Pisząc to, oczywiście z wielkim poślizgiem, przyznam się bez bicia, że od tamtej pory zawsze jeżdżę tą drogą, o ile wybieram wariant terenowy :] … Miałem jeszcze wjechać na prawie że szczyt kamieniołomu ale dzień chylił się ku końcowi więc sobie to darowałem. Ponapawałem się chwilę pięknym zachodem słońca i ruszyłem dalej na czuja ;). A że czuja miałem tego dnia dobrego tak więc…zaliczyłem jeszcze jeden fajny singielek . Toż to była kumulacja!! Oczywiście ma się to nijak do mega singla pod Policą ale i tak dał on mnóstwo frajdy. Jak się okazało wyjechałem na ulicy Beskidzkiej w Kozach czyli w miejscu już mi dobrze znanym :]. Skoro miało być jak najwięcej terenu wbiłem się na żółty szlak by chwilę później odbić w prawo na leśną autostradę, nota bene tą która jechałem w piątek do domu rodzinnego ;). Na improwizacjach się nie skończyło – w pewnym momencie odbiłem w lewo i jak się później okazało wyjechałem na czerwonym szlaku z Gaików do Straconki. Jednak jego najlepszy odcinek sobie odpuściłem, ze względu na ciemności już panujące. Po drodze spotkałem jeszcze straż pożarną gasząca pożar, gdyż jakiemuś debilowi się nudziło i zajarał ściółkę leśną…Masakra…Skąd się tacy idioci biorą…
Dojechałem do drogi biegnącej na Przegibek i dalszą część trasy kręciłem już po asfaltach.
I taki długi weekend to ja rozumiem :). Baterie odpowiednio naładowane więc można było znowu dymać na 2 etaty ;)
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
42.90 km
27.00 km teren
03:09 h
13.62 km/h:
Maks. pr.:68.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1045 m
Kalorie: 1668 kcal
A jednak czyli powtórka z rozrywki :)
Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 1
A jednak :). Niby kumpel odwołał wspólne kręcenie ale chyba początkowe stadium jego cyklozy zrobiło swoje :D . Tak więc ok. 16-tej ruszyliśmy w teren. Propozycja kumpla – Kocierz. Hehe no cóż byłem tam tydzień temu ale dlaczego nie, przecie to fajna traska.Oczywiście podobnie jak w zeszłym tygodniu, wpierw na Trzonkę, jednak troszkę innym wariantem – szutrowa drogą na Bukowiec a później w podobnych klimatach już na przełęcz. Nóżka dawała jak ta lala tylko trza było czasami czekać na kumpla bo on dopiero, można by rzec, raczkuje ( początki przygody z kręceniem ). Z Trzonki już klasycznie zielonym na Kocierz. Oj nie darowałem sobie w ogóle – każda górka podjechana. Hehe czasami odzywa się we mnie masochizm :D .Przy karczmie chwila odpoczynku, napawanie się widoczkami i….Nie mogłem kumplowi podarować Potrójnej :) Skoro już byliśmy na Przełęczy Kocierskiej to przecie rzut beretem mamy na tą cooltową górkę :). Początkowo coś mruczał pod nosem ale jak już dojechaliśmy, to widok jego uśmiechniętej facjaty mówił sam za siebie :).
Jedziemy :)
Potrójna.
Jest i Ona - Babiczka.
Na Potrójnej chwila oddechu, chwila dla fotografa i chwila na uzupełnienie płynów. Kumplowi strasznie spodobała się ta miejscówka. Hehe wcale mnie to nie dziwi bo jest to super górka z prze genialnymi widoczkami. Podobnie jak w poprzednim razem zjeżdżaliśmy początkowo czarnym szlakiem, a później leśną droga. Jednak już tak nie improwizowałem i szybko zjechaliśmy na asfalt by szybko wrócić do domu – hehe wiadomo piwko na koniec tripu trza zrobić ;).
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
30.86 km
7.00 km teren
02:01 h
15.30 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:450 m
Kalorie: 614 kcal
Kombinacyjnie przez stare rewiry.
Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 2
Kolejny dzień kręcenia, ale kto urlopowiczowi zabroni ;). Tym razem może mało ambitnie ( w sensie krajoznawczo ) ale przynajmniej inaczej niż zawsze :). No dobra…pojechałem do domu rodzinnego. Starałem się tylko jakoś inaczej niż zawsze. Początkowo można by rzec jak na wersję terenową, klasycznie tj. autostradami u podnóża Gaików. Lubię ten odcinek – cisza, spokój, fajne interwałowe fragmenty. Oczywiście sielanka musiała zostać zakłócona snejkiem…Co ciekawe złapałem go przejeżdżając przez mikro strumyczek…hmnnn dziwne. Delikatny wkurw poprawiła chęć pomocy sympatycznej bikerki ;). Oczywiście pomoc była zbyteczne bo byłem przygotowany na taką sytuację ale liczą się dobre chęci :). Snejk snejkiem, ale zostałem bez zapasu… Szybki telefon do kumpla i już miałem złożone zamówienie :). Teraz tylko bez przygód dojechać do domu.Pierwotnie miałem zjechać już na asfalt ale z racji, że owy kumpel zaopatrzeniowiec odwołał sobotnie, wspólne kręcenie, postanowiłem poeksperymentować z trasą :).Patrzysz krzyż - widzisz snejka ;)
Zatem zacząłem coraz częściej ziurać na komurczaną mapę. Przez Kozy przejechałem bocznymi ( asfaltowymi/szutrowymi ) drogami. W przysiułku ( dzielnicy ) – Gaje – jechałem już na totalnego czuja. Wjechałem w las by pobawić się trochę w terenie. Mimo że dzień był upalny ( hehe w końcu to lato ),w koziańskich lasach było dość mokro, hehe no chyba że akurat trafiłem na jakieś podmokłe tereny ;). Z Gaji wjechałem do Bujakowa, czyli mojej rodzinnej wioski. Oj miło było sobie poprzypominać stare rewiry – pucha się cieszyła :). Choć człek już tam nie mieszka blisko 18 lat, to wiele się nie zmieniło – odżyły wspomnienia. Chciałem sobie skoczyć na niegdyś kultowe leśne boisko, jednak coś z pamięcią było krucho bo nie mogłem sobie przypomnieć, która ścieżką się tam jechało…Znaczy niby pamiętałem ale jakoś się tak okolica zmieniła ( urosło parę drzew, wybudowały się domy itp. ), że nie mogłem trafić…. Hmnn temat jak najbardziej do sprawdzenia, choć patrząc teraz z perspektywy czasu, już wiem jak tam dojechać ( gruba penetracja mapy po przyjeździe na mieszkanie ) . Zatem musiałem zmienić trasę – pojechałem prawie do końca ulicy Szkolnej by tam skręcić w lewo w leśną ścieżkę. Był to najlepszy odcinek tegoż tripu – genialne tereny, ściółkowe singielki, korzonki, po prostu bajka. Zapewne jak tylko śnieg stopnieje i zrobi się cieplej, wrócę tam z wielką przyjemnością, gdyż rejon ten ma wielki potencjał ( mnogość singli i kombinacji ). Od Kobiernic już jechałem asfaltami – hehe mamusia dzwoniła, że już obiad jest gotowy ;)
Wjazd do Bujakowa :)
Czy to jest ta droga??
Route 2 899 026 - powered by www.bikemap.net
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
75.00 km
0.00 km teren
02:54 h
25.86 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:994 m
Kalorie: 2126 kcal
W odwiedziny u Babci
Piątek, 18 lipca 2014 · dodano: 03.02.2015 | Komentarze 0
Lipiec zaczął się dla mnie ciężko - zacząłem pracować na 2 etaty. Powód prosty i jakże przyziemny - kasa. No cóż we wrześniu miałem dużo wydatków więc trza było tyrać. Skoro się dużo pracowało więc na rower już czasu za wiele nie było. Jednak w piątek postanowiłem odpuścić sobie fuszkę i zaraz po tzw. pracy głównej, dosiadłem Rumaka i pojechałem odwiedzić Babcię na Żywiecczyźnie. Z racji, że czasu za dużo nie miałem, nie kombinowałem z trasą. Do Rychwałdu dotarłem, jadąć przez Wilkowice, Łodygowice, Żywiec i Pewel Małą. Hhehe oczywiście nie omieszkałem zaliczyć budowanej ekspresówki. W zasadzie była już ona dużej mierze skończona jednak ruch jeszcze nie był puszczony. Kręciło się tam wybornie :). Od Rybarzowic jechałem już głównymi drogami.
Samojebka musi być ;)
Po pogaduszkach, pysznym babcinym obiadku przyszła pora na powrót. Jako że nie lubię wracać tymi samymi drogami, wybrałem wariant przez Rychwałd, Oczków i ma się rozumieć Przegibek. No bo jakby to tak wracać i nie zaliczyć żadnego uphillu :). W drodze powrotne przeszkadzał z deczka wzmożony ruch ale z drugiej strony czego się można spodziewać po piątkowym. letnim wieczorze ;). Zjeżdżając z Przegibka postanowiłem...tak przy końcu tygodnia...coś przechylić. Tak tak miałem na myśli kufel pysznego, zimnego browarka :). Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Piwko na bielskim starym rynku siadło jak złoto :).
Podsumowując: nic ambitnego jeno połączenie przyjemnego z pożytecznym :)
Kategoria CO do zasady asfalt
