Info
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Grudzień10 - 0
- 2025, Listopad15 - 0
- 2025, Październik15 - 0
- 2025, Wrzesień18 - 0
- 2025, Sierpień19 - 0
- 2025, Lipiec16 - 0
- 2025, Czerwiec22 - 0
- 2025, Maj19 - 0
- 2025, Kwiecień19 - 0
- 2025, Marzec16 - 0
- 2025, Luty10 - 0
- 2025, Styczeń11 - 0
- 2024, Grudzień15 - 0
- 2024, Listopad14 - 0
- 2024, Październik15 - 0
- 2024, Wrzesień15 - 0
- 2024, Sierpień28 - 0
- 2024, Lipiec19 - 0
- 2024, Czerwiec16 - 0
- 2024, Maj21 - 0
- 2024, Kwiecień17 - 0
- 2024, Marzec17 - 0
- 2024, Luty12 - 0
- 2024, Styczeń17 - 0
- 2023, Grudzień13 - 0
- 2023, Listopad9 - 0
- 2023, Październik16 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień15 - 0
- 2023, Lipiec16 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj18 - 0
- 2023, Kwiecień13 - 0
- 2023, Marzec14 - 0
- 2023, Luty13 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień10 - 0
- 2022, Listopad6 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień9 - 0
- 2022, Sierpień21 - 0
- 2022, Lipiec19 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj29 - 0
- 2022, Kwiecień23 - 0
- 2022, Marzec31 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń11 - 0
- 2021, Grudzień15 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik28 - 0
- 2021, Wrzesień18 - 0
- 2021, Sierpień22 - 0
- 2021, Lipiec30 - 0
- 2021, Czerwiec24 - 0
- 2021, Maj23 - 0
- 2021, Kwiecień25 - 0
- 2021, Marzec26 - 0
- 2021, Luty16 - 0
- 2021, Styczeń8 - 0
- 2020, Grudzień10 - 0
- 2020, Listopad6 - 0
- 2020, Październik23 - 0
- 2020, Wrzesień22 - 0
- 2020, Sierpień20 - 0
- 2020, Lipiec42 - 0
- 2020, Czerwiec25 - 0
- 2020, Maj19 - 0
- 2020, Kwiecień41 - 0
- 2020, Marzec25 - 0
- 2020, Luty16 - 0
- 2020, Styczeń24 - 0
- 2019, Grudzień17 - 0
- 2019, Listopad18 - 0
- 2019, Październik23 - 0
- 2019, Wrzesień16 - 0
- 2019, Sierpień6 - 0
- 2019, Lipiec5 - 0
- 2016, Marzec2 - 2
- 2016, Luty5 - 8
- 2016, Styczeń2 - 6
- 2014, Listopad4 - 10
- 2014, Październik5 - 14
- 2014, Wrzesień5 - 5
- 2014, Sierpień13 - 28
- 2014, Lipiec9 - 15
- 2014, Czerwiec13 - 34
- 2014, Maj13 - 29
- 2014, Kwiecień6 - 10
- 2014, Marzec9 - 19
- 2014, Luty8 - 15
- 2014, Styczeń7 - 24
- 2013, Grudzień8 - 16
- 2013, Listopad3 - 8
- 2013, Październik11 - 26
- 2013, Wrzesień7 - 10
- 2013, Sierpień9 - 18
- 2013, Lipiec8 - 26
- 2013, Czerwiec9 - 31
- 2013, Maj8 - 22
- 2013, Kwiecień9 - 41
- 2013, Marzec7 - 26
- 2013, Luty5 - 31
- 2013, Styczeń5 - 51
- 2012, Grudzień5 - 20
- 2012, Listopad7 - 20
- 2012, Październik6 - 31
- 2012, Wrzesień5 - 29
- 2012, Sierpień7 - 31
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec5 - 12
- 2012, Maj4 - 13
- 2012, Kwiecień2 - 6
- 2012, Marzec2 - 2
- 2012, Luty2 - 8
- 2011, Grudzień4 - 8
- 2011, Listopad1 - 3
- 2011, Sierpień2 - 9
- 2011, Czerwiec2 - 4
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 1
- 2011, Marzec1 - 2
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
Dane wyjazdu:
53.87 km
17.00 km teren
03:29 h
15.47 km/h:
Maks. pr.:55.85 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1137 m
Kalorie: kcal
MTB Funio czyli ewenement w Beskidzie Małym ;)
Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 09.07.2015 | Komentarze 2
Tego nie mogłem sobie odpuścić!!!! Esesman od K4r3l'a: " Funio przyjeżdża na góralu by coś pośmigać w terenie"!!! Szok, szok i jeszcze raz szok :D. Mimo, że byłem lekko sobotni, postanowiłem uczestniczyć w tym jakże WIELKIM wydarzeniu :). Gdy przyjechałem do Kuby, Tomek już był i podziwiał jego nowe cacko - szosę :). Też se polookałem, bo jeszcze na żywca tego szosowego potwora nie widziałem. Plan na mtb był prosty - nieśmiertelny Leskowiec - bo trza pokazać jaworznickiemu szosonowi tą kultową górkę :). Jednak postanowiliśmy wpierw zaliczyć równie magiczne miejsce, a mianowicie Potrójną. Tym razem uphill na owy szczyt, nową, przeze mnie jeszcze nieznaną trasa czyli szutrówą od Rzyk Praciaków ( stoku ) . Nota bene bardzo fajny, momentami dość sztywny podjazd. Byłem mile zaskoczony tą wersją :). Klimacik dookoła był przedni a do tego towarzystwo Funia gwarantowało przednią zabawę z dużą ilością gromkiego śmiechu :). Na górze oczywiście chwila dla fotografa i wióra czerwonym na Lesko. Ja jeszcze na chwilę odłączyłem się od chlopaków bo w Chatce na Potójnej stacjonowali moi znajomi z imprezy "Ludzie Gór dla Człowieka Gór" więc nie wypadało się choć przywitać i zamienić parę słów. Hehe później trza było gonić chłopków... Oj kręciło się wybornie. Tomek całkiem, całkiem radził sobie z beskidzkimi szlakami jak na szosona przystało. Na szczycie Leskowca zrobiliśmy sobie krótką przerwę na podziwianie widoczków a przy schronisku był już stricte popas ze złocistym napojem w tle ;). Zjazd całym czarnym odpuściliśmy Tomkowi i wybraliśmy szlak serduszkowy. Końcówka to już stricte szosa. Jeszcze po drodze zahaczyliśmy myjkę by z grubsza wyczyścić rumaki. "Smutne" pożegnanie z Funiem i trzeba było wracać na chacjendę.
Ekipa na Potrójnej ;)

Potrójna z deka innej perspektywy ;)

:)

Funio w Rezerwacie Madohora.

Kultowy Lesko.

Antychrysty pod krzyżem ;)
Klimacik był.
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
19.60 km
0.00 km teren
01:10 h
16.80 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:165 m
Kalorie: 388 kcal
Santa Muerte con Bielsko
Niedziela, 2 listopada 2014 · dodano: 21.06.2015 | Komentarze 4
Tym razem coś innego, coś w czym brałem po raz pierwszy udział czyli zmasowana, tematyczna jazda po BB :). Pomysł wydawał się ciekawy więc postanowiłem uczestniczyć w tym jakże "śmiertelnym przedsięwzięciu" ;). Z góry wiedziałem, że nie będzie to ostra jazda a tylko przejazd ulicami Bielska lecz czasami trza się trochę uspołecznić:D . Na dzień dobry zostałem wymazany farbą i wióra na miasto. Biekerów zjechało się mnóstwo i to nie tylko z Bielska lecz nawet z Katowic i innych śląskich miast. Planowo mieliśmy się trzymać wszyscy w kupie lecz taki peleton ciężko okiełznać zważywszy, że...przepisów ruchu drogowego nie przestrzegaliśmy...Tak więc nagminne było przejeżdżanie na czerwonym świetle itp, oczywiście w granicach, jakkolwiek to brzmi, rozsądku ;). Impreza fajna, sporo śmiechu, sporo nowo poznanych osób choć teraz bym ich zapewne nie rozpoznał - haha z "czystą" twarzą ma się rozumieć.P.S. Fotony zapożyczone bo moje były kiepskiej jakości...

Zbiorowo :)


To sem ja ;)
Zarys trasy tak pi razy oko ;)
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
53.86 km
35.00 km teren
04:47 h
11.26 km/h:
Maks. pr.:47.96 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1720 m
Kalorie: 1293 kcal
Gorczańskie klimaty :)
Niedziela, 26 października 2014 · dodano: 08.06.2015 | Komentarze 1
Przyszła pora na chwilową zmianę otoczenia, na nieco inne doznania estetyczne i nowe pasma do kolekcji :). Tym razem padło na Gorce - hehe tam mnie jeszcze nie widziano na bike'u. Poza tym trza kontynuować plan zdobycia najwyższych szczytów Beskidów :). Plan zrodził się spontanicznie, a wiadomo, że spontany są najlepsze. Zgadałem się z chłopakami: K4r3lem i Dzordziem Bajkoni ( pseudonim artystyczny jednego z naszych znajomych, który akurat przebywał na "chorobowym" ;) ) i w niedzielny, chłody poranek ruszyliśmy Cytryną na rozdziewiczenie Gorców. W zasadzie był to ostatni dzwonek na eksploracje nowych terenów - zima była już tuż tuż.Za miejsce startu obraliśmy się Rabkę - Zdrój, gdzie zaczynał się czerwony szlak na nasz główny cel, a mianowicie Turbacz. Wizja prawie 16-to kilometrowego podjazdu nas z deczka przerażała ale czego nie robi się dla szczytnego celu :). Na wstępie zaczęło się wesoło i to bardzo: nasz kumpel przyodział ochraniacze (butów) własnego projektu :D. A były to po prostu grube, frotowe skarpety z wycięto dziurą na bloki :D. Widok powalał na kolana :D :D ( zdj. poniżej ). Mimo, że temperatura początkowo nie było wiele większa niż 0 st.C. kręciło się fajnie - piękne widoczki dodawały powera. Sam szlak czerwony to trudnych nie należy, w zasadzie najmocniejszy podjazd był tylko pod Maciejowąa tak to jechało się się szeroką szutrówą z elementami mikro kamerdolni. W wyższych partiacj pojawiał się już śnieg albo tony błota, które spowalniały jazdę. Pierwszą, dłuższą przerwę zrobiliśmy sobie na Starych Wierchach by uzupełnić baterie.

Startujemy :)...Dzordzio Bajkonii i jego "ochraniacze" :D

Poranne mgiełki ;)



Foto by Dzordzio Bajkonii

Odkrycie zeszłego roku - wafel z młodzieńczych lat :)
Po popasie trza było dalej zdobywać metry w pionie. Po przejechaniu może kilometra ukazał nam się bajeczny widok - mleko w dolinie a u góry niebieściutkie niebo - po prostu coś pięknego ( zdj. poniżej ). Dla takich widoczków warto ciorać w zimnie i błocie :). Oczywiście komórczany aparat nie oddaje pełni ale zawsze coś widać. Czym wyżej jechaliśmy tym więcej pojawiało się śniegu. W pewnym momencie na szlaku, po prawej stronie pojawił się genialny, kręty singiel ale śliskie podłoże znacząco utrudniało przejechanie go na siodle. Szkoda ale...jest motywacja by powrócić :). W końcu dotarliśmy do Schroniska na Turbaczu, a tam ukazał się na przepiękny wju na Tatry. Z racji, że byliśmy na półmetku tripu, trzeba było wchłonąć jakiś obiad, a że okoliczności przyrodnicze były wspaniałe nie omieszkaliśmy zjeść, oczywiście żurku, na świeżym powietrzu z widokiem na najwyższe góry Polski.

Jest szał ;)

A w oddali... Babiczka :)


Tak to można spożywać obiad :)


Wju z Długiej Hali rozwalił system całkowicie - cala panorama Tatr :)

Zbioróweczka.
Po popasie spożywczym przyszła pora na estetyczny a mianowicie zjechaliśmy na Długą Halę by tam nacieszyć oczy pełną panoramą Tatr. Widok przepiękny - udało nam się idealnie trafić z pogodą :). Hehe o mały włos ominęlibyśmy główny cel - szczyt Turbacza. By tam dojechać zaliczyliśmy pierwsze w tym roku śniegowanie. Oj fan był niezły. Krótka sesja foto i trza było wracać. Na powrót wybraliśmy żółty, czarny a następnie zielony szlak na...Stare Wierchy. Szlaki w zasadzie mało ciekawe ale zawsze się jechało inną trasą. Zielony nas ostro rozgrzał, gdyż podjazdy tam były zacne :). Pucha si e cieszyła. Za schroniskiem wbiliśmy się na żółty szlak, który miał nas doprowadzić do czerwonej rowerówki. Ale jak to Polszy bywa, trasy rowerowe są słabo oznaczone więc...przejechaliśmy skręt. By do końca nie wracać asfaltami, skręciliśmy na niebieski szlak, tym razem pieszy :D. Co jak co ale szlak, przynajmniej widokowo całkiem, całkiem i do tego z dość mocnym podjazdem :). Udało nam się jeszcze załapać na zachód słońca - chyba jeden z piękniejszych w zeszłym roku. Żeby nie było tak kolorowo, słitaśnie itp to mieliśmy jeszcze bliskie spotkanie 3-go stopnia z miejscowym bacą ( nota bene lekko wstawionym ), który chciał nam wpitolić za jazdę po jego miedzy. Suma sumarum obyło się bez szkód ale wyglądało groźnie... :).
Do Rabki wjechaliśmy tuż przed zmrokiem.
Reasumując: genialny trip w doborowym towrzystwie. Mimo że warun był ciężki to widoki rekompensowały niedogodności. Dzięki chłopy za wspólne kręcenie, za kupę śmiechu i do następnego :)
P.S. Jednak mam mały niedosyt kilometrowy więc jeszcze tam wrócimy :)

Turbacz odhaczony :).







Pora wracać :(
Kategoria Gorce
Dane wyjazdu:
81.82 km
0.00 km teren
03:04 h
26.68 km/h:
Maks. pr.:64.55 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:968 m
Kalorie: 2632 kcal
Szosing wieczorową porą
Wtorek, 21 października 2014 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 3
A tak jakoś mnie po robocie wzięło na kręcenie...:). W zasadzie to chciałem przetestować nowy nabytek czyli przednią lampkę :). Z racji, że slicki już miałem założone, padło na szosę. A że jakieś metry w pionie musiały być, wybrałem Salmopol. Oczywiście jak wyjeżdżałem to temperatura była w granicach 15 stopni C. więc ubrałem się się na letniaka...W Szczyrku było już 10 a czym bliżej Salmopolu tym chłodniej. Na przełęczy już tylko 6,5 st.C. Jednak kręcąc pod gorę chodu jakoś się zbytnio nie odczuwało - nóżka podawała jak należy :). A sama lampka? Bomba!!! Przy takim oświetleniu to można jeździć - na ful mocy jak w dzień :). Na przełęczy szybka decyzja - jadę do Wisły :). Oj przypizgało mi na zjeździe nieźle...Trza było ostro przez Wisłę kręcić by się rozgrzać :). W Ustroniu temperatura podskoczyła już do 12 st.C więc było znośnie. Wyjątkowo nie pokręciłem w stronę Górek lecz na Skoczów - chciałem sprawdzić czy da się jakoś przejechać omijając 2-pas. Nawet się całkiem udało lecz z 500 metrów trza było jechać dwupasmówką. Hehe dzięki bogu ruch był znikomy. Szybki przejazd przez Skoczów i wióra starą drogą na Bielsko.
Ustroń nocą :)
Route 3 076 252 - powered by www.bikemap.net
Kategoria CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
212.75 km
0.00 km teren
08:26 h
25.23 km/h:
Maks. pr.:70.13 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2326 m
Kalorie: kcal
Tour de Babia - Koszarawa Edition 2014
Niedziela, 19 października 2014 · dodano: 20.10.2014 | Komentarze 7
Teraz to już przegiąłem na maxa - wrzucam wpisa nie zachowując chronologii...A wszystko to przez chłopaków...bo strasznie prosili :D.W końcu przyszła pora na wspólny trip z ekipą rybnicko-jaworznicko-andrychowską :). Co prawda już jeden taki w tym roku był ale niedosyt pozostał. Tym razem na życzenie Gustava, któremu brakowało jednej gminy - Koszarawy - do zaliczenia całego województwa śląskiego. Pomysł tego tripu narodził się już wcześniej ale jakoś ciężko było się zebrać całej, albo chociaż części , ekipy Tour de Babia - Zakopane Ediotion 2013. W końcu się udało. Ba powiem więcej - to był mega spontan ponieważ decyzja zapadła w piątek a w niedzielę już kręciliśmy :). Skład był zdecydowanie okrojony w porównaniu z zeszłorocznym tripem tj. zgłosili się K4r3l, Funio i oczywiście prowodyr - Gustav. Zgadaliśmy się w Żywcu na godzinę 9. Z racji, że aktualnie stacjonuję w Bielsku umówiłem się z Gustavem - Rybnickim Terminatorem ;) - na 8 pod Hotelem Magura w B-B. Jednak coś mu google źle pokazały i wylądował na granicy stolicy Podbeskidzia i Wilkowic. Żeby było śmieszniej to mi się też zdeka popieprzyło i zamiast jechać na spotkanie Żywiecką jechałem...Bystrzańską czyli drogą równoległą :D :D . Oj to są skutki abstynenckiej soboty :D :D. W końcu się udało spotkać i ruszyliśmy na spotkanie z K4r3lem, gdyż Funio postanowił pokrzyżować nam nieco plany i jechać na Krowiarki...Do Żywca kręciło się fajnie, średni ruch i cudnie wyglądająca mgła u podnóża Beskidu Małego. W Żywcu uzupełniliśmy zapasy w Kauflandzie i ruszyliśmy w stronę naszego celu a mianowicie ostatniej niezaliczonej gminy Gustava - Koszarawy. Tempo - hmnn spokojne...w końcu dawno się nie widzieliśmy więc było o czym gadać :). W Koszarawie szybki telefon do Funia w celu zlokalizowania jego osoby i już nieco szybszym tempem pokręciliśmy w stronę Stryszawy, gdzie miało nastąpić spotkanie.
Jest i ON - Rybnicki Terminator :)
Poranek w Żywcu.
Park maszynowy pod Kaufem ;)
Cel osiągnięty ale czy na pewno ten???
Kupa śmiechu i mnóstwo pozytywnych złośliwości czyli oficjalne powitanie Funia :D. Po tych jakże miłych chwilach ruszyliśmy na pierwszy konkretniejszy podjazd a mianowicie na Przełęcz Przysłop. Poszła gładko choć po tak długiej przerwie bez bike'a troszkę się zasapałem :D :D. Zjazd...hmnnn w moim przypadku nie może być inny a niżeli ile fabryka dała :). Po wjechaniu do Zawoi powoli
zaczęliśmy odczuwać mało motywujący "wmordęwind". Przed Krowiarkami trza było uzupełnić jeszcze zapasy bo bóg wie jakie będziemy mieć dalsze plany... :D ;D. Oj ta Pani sklepikarka....ajjjj...;). Chyba się będę tam częściej zaopatrywał :D. Przyznam się, że jeszcze nigdy nie podjeżdżałem na Krowiarki od strony Zawoi - zawsze, czyli już paru krotnie, od strony Zubrzycy. Jako że był to mój debiut nie mogło się obyć bez przygód...Dzięki bogu nie moich - Funiowi szczeliła szprycha..hmnnn dziwne bo na totalnie gładkim odcinku :/. A na Krowiarkach?? Ścisk niesamowity, ludzi jak mrówek. Udało nam się znaleźć wolną ławkę i przyszła pora na...konsumpcje świeżo co zakupionych oscypków u już jakże popularnej i lubianej Złotowłosej Oscypiarki :). Oj jak te dziewce gadało gwarą...Ajjjj ;). Po spożyciu przyszła pora na wyznaczenie dalszej trasy. W zasadzie były 3 opcje: wracać tą samą drogą ale to był z góry spalony pomysł; zjechać z Krowiarek i atakować Przełęcz Zubrzycką ale trza by było śmigać mega ruchliwą drogą do Makowa; trzecia - ostatnia - wracać przez Słowację. Szybka kalkulacja czasu i padło na najbardziej zwariowaną, czyli ostatnia :).
Gdzieś w Zawoi .
Pasmo Policy nieco zachmurzone...
Hehe miał być spontan...mnie nie wyszło :D
I to był strzał w 10-kę!!! Zaraz po wyjechaniu z lasu ukazały nam się Tatry. Widok tak piękny, że zrezygnowaliśmy ze zjazdu na rzecz fotek :). W zasadzie Taterki towarzyszyły nam aż do Bobrova na Słowacji ( ok. 25 km.). Jednak tak kolorowo do końca nie było bo w momencie ukazania się najwyższych gór Polski, zaczęło pioruńsko wiać i to cały czas w twarz. Oj sporo się przez to sił straciło ale przynajmniej nie poszło to na marne a w nogi ;). Dopiero gdzieś w okolicach Zubrohlava poczuliśmy wiatr w plecy co zaowocowało niezłą średnią. Morale wzrosły i nóżka od razu lepiej podawała :). W Glinnem zrobiliśmy sobie ostatnią wspólną przerwę na uzupełnienie kalorii. Jak zawsze kupa śmiechu i ostrych żarcików, hehe nie koniecznie skierowanych do nas samych - biednej kobiecinie sprzedającej miody się zdeczka dostało ;). Za Glinnym w stronę Żywca też się nie oszczędzaliśmy - średnia grubo ponad 35 km/h.
Pierwszy "wiuu" na Taterki :)
Ci co byli wówczas na Babiczce za piknych widoków nie mieli...
Ultrakolarz czyli Rybnicki Terminator Gustav :)
Piękna prostka...szkoda, że pod wiatr...
Tatry, łowiecki czyli jest piknie ;)
Ostatni popas...
W Żywcu przyszedł czas pożegnań - Funio z K4r3lem pokręcili na Tresną a ja z Gustavem do Bielska. Strasznie żałowałem, że nie zabrałem ze sobą przedniej lampki bo można było śmiało jechać wspólnie do Międzybrodzia, gdzie odbilibyśmy z Sebą na Przegibek.
Jednak kto się spodziewał takiej trasy...:D .Planowałem nie jechać główną droga, gdyż spodziewałem się dużego ruchu. Ruchu nie było, był gigantyczny korek, który nam jak najbardziej sprzyjał - samochody stały a my jechaliśmy :). W Bielsku Gustav zakupił ostatnie jedzenie, ja skoczyłem na mieszkanie po lampkę i ruszyliśmy w stronę Jaworza - hehe chciałem dokręcić do 2-stu a przy okazji kawałek odprowadzić Sebę :). Oj nóżka mi wtedy słabo podawała, brak było paliwa albo jak to nazywa Gustav "wyngla" :D. W Jaworzu się pożegnaliśmy a ja żeby nie wracać tą samą drogą pojechałem przez Jaworze Nałęże i centrum . Hehe zawsze to coś innego i parę metrów w pionie :D. Jak tradycja nakazywała trza było jeszcze zaliczyć bielską promenadę i stary rynek, gdzie nie omieszkałem wszamać kebaba, gdyż cały dzień byłem na suchym prowiancie :).
I tak oto tym sposobem miał być wspólny, krótki wypad członków TdB - ZE a wyszło Tour de Babia :).
Mega spontan - mega fun - mega ekipa - mega trip. Dzięki chłopaki za super spędzony czas i ...te skromne 200 kilometrów. Do następnego!!!! :)
Route 2 833 571 - powered by www.bikemap.net
Kategoria CO do zasady asfalt, Tour de...
Dane wyjazdu:
69.60 km
3.00 km teren
03:11 h
21.86 km/h:
Maks. pr.:58.47 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:632 m
Kalorie: 2500 kcal
Powrót z LGDCG
Niedziela, 12 października 2014 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 1
Po wieczorno-nocnej imprezie charytatywnej przyszła pora na powrót do domu. Jednak miejscówka była tak malowniczo położona, że wybitnie nie spieszyło :). Wyruszyłem dopiero po 12-tej. Zjazd z Kubiesówki bajka - hehe klocki pewnie się nieźle gotowały. Dzięki bogu powrót był w większości w dół więc zapowiadała się fajna jazda. Jednak tak kolorowo nie było - nóżka coś nie chciała podawać... Dopiero za Węgierską Górka wróciła do normy. Zatrzymałem się jeszcze w Milówce na jakiś szybki obiad - padło na pizze :). No cóż pizzy to w smaku nie przypominało ale przynajmniej zatkało na jakiś czas :D. Jako, że noga się troszkę rozkręciła postanowiłem zmienić troszkę trasę powrotu - odbiłem na Cięcinę i pokręciłem czerwoną rowerówką w stronę Grojca. Ostatecznie fajnym singielkiem wyjechałem na ...Średni Grojec :). W sumie nawet dobrze bo z Grojca nie ma widoczków a ze Średniego bajka :).Wju na Beskid Śląski z Grojca Średniego.
Beskid Mały widziany z Grojca Średniego.
Z Grojca Średniego zjeżdżałem równie pysznym singlem aż do amfiteatru. Jak to przy niedzieli - ludzi jak mrówek. Szybko się przebiłem przez centrum i ruszyłem na Moszczanicę. Dalej już nie kombinowałem i przez Międzybrodzia, Porąbkę dotarłem do domu. Wypad jak najbardziej udany - spotkałem sporo znajomych, dobrze się bawiłem a przy okazji coś pokręciłem :).
Route 3 075 962 - powered by www.bikemap.net
Kategoria CO do zasady asfalt, Beskid Żywiecki
Dane wyjazdu:
70.75 km
0.80 km teren
03:35 h
19.74 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1081 m
Kalorie: kcal
Ludzie Gór dla Człowieka Gór czyli dojazdowo na imprezę charytatywną.
Sobota, 11 października 2014 · dodano: 12.04.2015 | Komentarze 2
"Ludzie Gór dla Człowieka Gór" - piękna, charytatywna impreza w szczytnym celu, stworzona, jak sama nazwa mówi, przez osoby kochające góry dla swoje przyjaciela Sebastiana Nikiel. Była to już trzecia edycja, najbardziej dopracowana, zrobioną z bardzo dużym rozmachem. Trwała ona aż 3 dni lecz ja mogłem uczestniczyć tylko w dwóch ostatnich. Powód? W momencie rozpoczęcia ja byłem jeszcze w Niemczech. Tak więc po 16-sto godzinnej podróży autokarem, szybkim prysznicu, osiadłem Biełego Rumaka i pokręciłem Na Kubiesówkę, gdzie miał się odbywać drugi dzień imprezy ( Pierwszy był na Krawców Wierchu ). Oczywiście do LGdCG byłem już przygotowany przed wyjazdem do Niemiec - hehe wiadomo logistyka musiała być na jak najwyższym poziomie - plecak, rower i ogólnie wszystko czekało już na mnie. Oczywiście dużą rolę odgrywał czas powrotu ze Szwabi więc namiętnie kontrolowałem czasomierz - wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Tak więc w domu byłem może ze 45 minut :). Przed wyjazdem zadzwoniłem jeszcze do jednego z organizatorów ( moje dobrego kumpla ) czy wszystko przebiega zgodnie z harmonogramem imprezy ( lekkie opóźnienia ale działały na moja korzyść ). Zatem ruszyłem asfaltami w stronę Ujsół, bawiąc się co chwila nowo zakupionym licznikiem. Powiem tak: nóżka za bardzo nie podawała ale po 16-sto godzinnym unieruchomieniu nóg nie ma się co dziwić ;). Mimo to byłem tak nakręcony, że pedałowało się bardzo przyjemnie :). W Węgierskiej Góry dokonałem ostatnich "płynnych" ;) zakupów i tym sposobem mój plecak zwiększył swoją masę o prawie 5 kilogramów. Hehe teraz się już tak lekko nie jechało. Ostatni telefon do kumpla i tu nie zaciekawa niespodzianka - program się znacząco pozmieniał, jednak dostałem info bym od razu się kierował na Kubiesówke.Rajcza.
Czas dojazdu do Ujsół miałem bardzo kiepski - nie mogłem ustawić idalnie licznika -zeszło mi z tym chyba z godzinę a to tylko dlatego, że zapomniałem sobie ściągnąć ze szprych starego czujniczka :D. Podjazd na Kubiesówke do najdelikatniejszych nie należy, rzekłbym nawet, że ścianka tam jest konkretna a jeśli się jeszcze ma na plecach ok 7 kg. bagażu to już w ogóle jest ciężko. Jednak się udało - tylko jeden paru sekundowy postój . Przyjechałem pod ala schronisko a tu cisza...Pomyślałem: WTF ??. Telefon do kumpla - no niestety dzienna część imprezy się przeciągła dość znacząco...Zatem trzeba było zjechać na dół do Geo Parku. Zjazd przyjemny ale wizja powrotu mnie troszkę przerażała... Udało mi się jeszcze posłuchać koncertu Mariusza Goli. Kurcze chłop to ma talent, istny wirtuoz gitary akustycznej. Po przywitaniu się ze znajomymi, szybkim piwku trza było jednak wracać na górę...Oj drugi raz wyjeżdżało się zdecydowanie gorzej, nie obyło się bez 3 przerw na złapanie oddechu. I tak oto kumpel zafundował mi podwójny uphill na Kubiesówkę. Haha zaowocowało to szybkim odpadnięciem na imprezie :D :D

P.S. Mapka zawiera tylko graficzny ślad trasy, nie uwzglednia zjazdu z Kubiesówki oraz ponownego wjazdu.
Kategoria Beskid Żywiecki, CO do zasady asfalt
Dane wyjazdu:
38.25 km
7.00 km teren
01:52 h
20.49 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:806 m
Kalorie: 894 kcal
Pożegnalne LESKO...
Czwartek, 18 września 2014 · dodano: 27.03.2015 | Komentarze 2
Przyszła pora pora na pożegnanie się z Białym Rumakiem na przeszło 3 tygodnie...Był to smutny okres - wizja braku roweru, braku kręcenia przez tak długi czas nie napawała optymizmem a wręcz doprowadzała do depresji ;). A dlaczego taka długo rozłąka?? Trza było jechać na saksy coś dorobić a poza tym odwiedzić stare rewiry i przypomnieć sobie smak szwabskiego wina :). Z racji, że czasu za dużo nie miałem, wybrałem nieśmiertelny Leskowiec. Wiem, wiem już byłem tam milion tysiąc razy ale cóż poradzę, że lubię tam jeździć :D. By troszkę urozmaicić, wpierw pokręciłem na Brzezinkę by później przez Bolęcinę dotrzeć do Rzyk.. Z Jagódek fajnym uphilem prawie że na sam szczyt. Tam miałem przyjemność, wraz ze starszym piechurem, podziwiać zachód słońca. Klimacik był pierwsza klasa :). No niestety trza było się już zbierać z powrotem. Zjazd klasycznie - do schroniska szlakiem, singielkiem do papieskiego a następnie czarnym do Jagódek. Później to już stricte męczenie asfaltów.Leskowiec - widok na północ.
Zachodzik :).
Kategoria Beskid Mały
Dane wyjazdu:
132.00 km
27.00 km teren
08:54 h
14.83 km/h:
Maks. pr.:69.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2985 m
Kalorie: kcal
Niebieski - ostatnie podejście.
Niedziela, 14 września 2014 · dodano: 27.03.2015 | Komentarze 2
Tak, tak i znowu w Beskid Żywiecki trzeba było jechać. A dlaczego? Nurtował Nas niebieski szlak z Lipowskiejdo Złatnej. Podczas ostatnich wypadów w to pasmo, dwa razy przymierzaliśmy do zjazdu owym szlakiem, nota bene bardzo polecanym i zachwalanym, ale za każdym razem był on zamknięty ze względu na wiatrołomy.Tym razem postanowiliśmy się z nim zmierzyć mimo wszystko ;). Zrezygnowaliśmy z dojazdu PKP na rzecz skromnej dojazdówki, haha nie ma jak robić setę asfaltami by w terenie pokręcić niecałe 30 kilometrów :D. Zatem ruszyliśmy. Żeby nie było za łatwo i by odpowiednio rozgrzać nogi zaliczyliśmy dwie przełęcze: Kocierską i Rychwałdzką. Następnie pokręciliśmy przez Jeleśnię do Sopotni Wielkiej Koloni by tam zacząć nasz ulubiony „killer” na Halę Pawlusią. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy największym beskidzkim wodospadzie a mianowicie Wodospadzie Sopotnia. Hehe korciło Nas jeszcze sprawdzić mieszczące się gdzieś w pobliżu obserwatorium astronomiczne lecz czas troszkę gonił więc spasowaliśmy. Co odwlecze to nie uciecze :D. Podjazd na Pawlusią jak zawsze w siodle, no może poza 40 metrami zniszczonymi przez leśników… A na Pawlusie klimat nieziemski – część hali przykryta gęstą chmurą. Nawet przez chwilę było widać Tatry.Wodospad Sopotnia.
Znajdź K4r3la :)
Hala Pawlusia.
Rysianka.
Na Ryniance niespodzianka – całkiem przypadkowo natrafiliśmy na bieg górski. Fajnie było pooglądać zmagania górskich biegaczy. Oczywiście nie omieszkaliśmy wszamać cooltowy żurek - jak na raziemieszczący się w pierwszej trójce ;). No…po obżarstwie i skromnym leniuchowaniu przyszła pora na nasz główny cel a mianowicie niebieski z Lipowskiej. Na dzień dobry pozytywna wiadomość- szlak nie był zamknięty. No to..sruuu w dół.Pierwszy odcinek mocno korzonkowy, czyli taki jaki lubię, później już teren dość mocno zniszczony przez wiatrołomy ( dzięki bogu pousuwane ) i leśników – na szczęście krótki, a następnie to już sama rozkosz ;). Początkowo fajny singiel w leśną ścieżką, mało wymagający ale za to bardzo przyjemny i momentami ładny widokowo. Dalej to już cud miód i orzeszki – singiel biegnący wśród wysokich traw, trawersujący zbocze, z pięknymi widokami. Następnie odcinek leśny, już szerszą droga ale równie przyjemny. No niestety myśmy w pewnym momencie zgubili szlak ale jakoś udało nam się dostać do drogi głównej w Złatnej. Przyznam bez bicia – niebieski z Lipowskiej wymiata – coś pięknego, fajny dziki, zapomniany szlak/singiel, dający mnóstwo frajdy.
No to zaczynamy :)
Pierwotny plan zakłada łwjazd na Halę Radykalną, wpierw czarną rowerówką a później żółtym szlakiem, jednak gdzieś owa szlak cyklistów nam umknął, nie mogliśmy go znaleźć… Metodą prób i błędów, jazda na azymut jakoś dotarliśmy do owej rowerówki. Mnie się włączył Power więc wszystko na siodle mimo dość konkretnego podjazdu ;). Po wjechaniu na owy szlak mega niespodzianka – spotkałem znajomych z Porąbki, którzy akurat przyjechali w te rejony testować nową terenówkę. Szok straszny bo kto by się na takim zapupiu spodziewał spotkać znajomych :D. Co do żółtego szlaku to powiem tak: w zasadzie podjeżdżalny z wyjątkiem jednego, 100-metrówego odcinka – kamerdolnia straszna. Ja oczywiście starałem się wszystko podjeżdżać ale czasami przegrywałem z przyroda nieożywioną :D. Dojeżdżając do Hali Radykalnej, pogoda zaczęła się dość drastycznie psuć – zaczęło kropić i było widać, że lepiej już nie będzie. Z Radykalnej zjechaliśmy na Hale Boraczą. Tam krótka przerwa na jagodziankę ( kobitka w schronisku powaliła mnie swoim zachowaniem na kolana, a hasło „dawać buły” skierowane do koleżanki z zaplecza , rozłożyło mnie na łopatki :D ) i czym prędzej zjeżaliśmy w dół bo burza wisiała w powietrzu. Menda dopadła Nas w Węgierskiej Górce. Nie dość że burza to jeszcze konkretne oberwanie chmury. Schroniliśmy się w sklepie lecz niestety trza było jechać bo nie zapowiadało się na poprawę. I tak do Żywca, z drobnymi przerwami, jechaliśmy w deszczu. Morale spadły całkowicie. Nie ma nic gorszego jak człek przemoczony do suchej nitki. Po przekroczeniu Soły w Żywcu przestało lać...Dzięki bogu ;) . Dalsza trasa już w nieco lepszych warunkach, haha nawet w okolicach Oczkowo zaczęło się przebijać słońce. Postanowiliśmy jeszcze raz zaliczyć Przełęcz Kocierską. A co…:D. Jednak trza było się spieszyć bo kolejna burza już krążyła w okolicy.
I tak oto za trzecim razem udało się zaliczyć piękny, dziki, dający mnóstwo fun’u niebieski szlak z Lipowskiej do Złatnej :).
Route 2 945 418 - powered by www.bikemap.net
Kategoria Beskid Żywiecki
Dane wyjazdu:
21.00 km
0.00 km teren
00:51 h
24.71 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:156 m
Kalorie: 597 kcal
W interesach do Jasienicy.
Środa, 10 września 2014 · dodano: 25.03.2015 | Komentarze 0
Szybka, mało wyrafinowana traska w interesach :). Stricte asfaltowo, bez terenowych odskoczni . Po części oficjalnej skoczyłem jeszcze na ZWM by chlapnąć małe co nieco gdyż wieczór był piękny :D.Ni ma zdjęć - jest miuzik :)
Kategoria CO do zasady asfalt
