Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 52087.82 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
65.54 km 0.00 km teren
05:53 h 11.14 km/h:
Maks. pr.:50.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2625 m
Kalorie: 1576 kcal

Beskid Żywiecki po raz pierwszy...w tym roku ;)

Niedziela, 8 czerwca 2014 · dodano: 06.10.2014 | Komentarze 4

Drugie podejście do tego jakże zaległego wpisu – za pierwszym razem na samym końcu, już podczas sprawdzania, skasowałem sobie wszystko .:(. Autozapis nie zadziałał. Wur…nie spowodowało tygodniową absencję na BSie…
Zatem do dzieła ( tym razem piszę w Wordzie ) ;).
Mój szatański plan na weekend może nie do końca zrealizowany – w sobotę miał być Beskid Śląski a wyszedł Mały – ale Żywieckiego nie mogłem sobie odpuścić J. Zgadałem się z K4r3lem na 6:30 w Andrychowie na PKP. Wstawanie było ciężkie – kac po sobotniej imprezie – ale uratował mnie koktajl z truskawek :). Oj postawił mnie na nogi, choć i tak jeszcze długo odbijało mi się kiełbaską z grilla :D. W Bielsku mieliśmy przesiadkę więc korzystając z okazji uzupełniłem zapasy – suchoty miałem prze okropne :D.
W tym samym czasie na Żywiecczyźnie kręcili nasi znajomi z Bielska i Cieszyna jednak ich wariant nam średnio pasował – mieliśmy troszkę inne plany na Żywiecki.
Wysiedliśmy w Rajczy, gdzie zaczęliśmy pościg za ekipą bielsko-cieszyńską. Pierwotny plan zakładał z deczka inną trasę ale nie wypadało się nie spotkać ze znajomymi bikerami. Tak więc ruszyliśmy żółtym ( jak się nie mylę bo pisząc to na obczyźnie nie wyświetla mi szlaków :/ ) szlakiem przez Kubiesówkę na Krawców Wierch. Oj przyznam, że podjazd Na Kubiesówkę był prze genialny – sztywny, stromy czyli to co tygryski lubią najbardziej. Nie robiliśmy zdjęć bo żal było zsiadać z bike’a. A sam szlak...hmnn… fajny, no może bez żadnych kombinacji, singli itp. ale i tak kręciło się wyśmienicie :).




Widoczki nam dopisywały :)


Krawców Wierch
.


Niestety fajne single spiepszyły wiatrołomy...






Niestety nie udało nam się dogonić ekipy przed Krawców Wierchem, szkoda bo cały czas deptaliśmy im po piętach. Z hali pod Krawców Wierchem ruszyliśmy granicznym szlakiem ( czerwonym ) w stronę Trzech Kopców. Powiem tak: uwielbiam ten odcinek, jest tam mnóstwo singli i bardzo fajnych odcinków. Jednak tym razem szlak się z deczka zmienił – mnóstwo wiatrołomów, które namiętnie zmuszały nas do schodzenia z bike’a. Oj żałowało się bo fan na tym odcinku był zawsze przedni :/. Mimo że słońce ostro prażyło kręciło się wybornie, nóżka podawała jak ta lala. Hehe nie wiem może to wina …kaca?? :D . Ostatecznie biker’ów doganiamy na Trzech Kopcach- śmiechy było już słychać z daleka :).









Kolejna zmiana naszych pierwotnych planów – ruszamy z ziomkami w stronę Pilska. Totalnie nieplanowany kierunek ale z taka ekipą warto odbić troszkę z trasy ;) . A nóżka dalej podaje jak nigdy, prawie wszystko do Hali Miziowej wyjechane. Ależ była moc w łydach :D. Może z kilometr przed Miziową musimy się pożegnać z Arkiem – urywa hak :[ tak więc do schroniska a właściwie hotelu dojeżdżamy w okrojonym składzie. Haha po drodze było parę widowiskowych OTB. Pierwszą zaliczył Rafał lądując w błocie a drugą…ja, również pięknie pikując szczupakiem do błota :D. Na Hali Miziowej zrobiliśmy sobie konkretny popas – padło na grillowanie przysmaki – kaszanka powaliła nas na kolana. Jak nigdy, ale to prze nigdy nie byłem fanem kaszanki zwanej inaczej kiszką, to ta smakowała prze genialnie. Z racji, że nie chcieliśmy wracać z Kubą tą samą drogą na Ryniankę, pożegnaliśmy się z ekipa i ruszyliśmy zielonym szlakiem do Sopotni Wielkiej. Początkowo szlak zapowiadał się fajnie – super leśne drogi, klimatyczne odcinki itp. – jednak szybko przerodził się w klasyczną beskidzką rąbankę.





K4r3l rozwalił system zabierając ze sobą miskę makaronu :D









Z Sopotni pojechaliśmy asfaltem w stronę…Rysianki. Hehe początkowo bo później przerodziło się to szuter, który wyprowadził nas na wysokość powyżej 1000 m.n.p.m.. Co najlepsze dopiero po chwili zaczaiłem, ze już kiedyś jechałem tą trasą robiąc Pilsko-Babia Expedition 2013 ;]. Jest to bardzo fajna opcja wjechania na ryniankę – stosunkowo szybko, bardzo mało wypychu bo zaledwie 100 metrów i co najważniejsze genialny, rzeźniczy podjazd tuż przed Halą Pawlusią. A na Pawlusiej- jak zawsze genialna panorama, chyba jedna z ładniejszych w całym Beskidzie Żywieckim. Ostatecznie wjeżdżamy na Ryniankę, gdzie według pierwotnego planu powinniśmy już być dawno :D. Oczywiście trza było uzupełnić kalorię. A czym??? Wiadomo!! Żurkiem :D…i to nie jednym bo podwójną porcją!!! Jak na razie jest to drugi najlepszy żurek w Beskidach. W dalszych moich wpisach będzie porównanie zup w innych schroniskach J. Po mega obżarstwie przyszła pora na dalsze pedałowanie.




Tuż po kilerze ;)




Z Babiczką w tle :).




Hala Pawlusia.





Tak więc powróciliśmy do pierwotnego planu i ruszyliśmy w stronę Hali Lipowskiej skąd mieliśmy zjeżdżać ponoć genialnym niebieskim szlakiem. Mieliśmy…Szlak jednak był zamknięty ze względu na mnogość wiatrołomów. I oto znowu powalone drzewa zepsuły nam całą zabawę… Oczywista zmiana planów- pokręciliśmy na Halę Boraczą równie epickim zielonym szlakiem. Oj zabawa była przednia – różnorodność podłoża, single, korzenie. Małe półki skalne, po prostu cud miód i orzeszki. Niestety Kuba nie mógł się w pełni nacieszyć zjazdem, gdyż jego Czarny Rumak był reanimowany dzień wcześniej i do końca nie wiadomo było, czy sobie poradzi w tym jakże wymagającym terenie. Wrócę jeszcze do soboty – po południu dostałem info od K4rela, ze padł mu bębenek i jego wyjazd stoi pod wielkim znakiem zapytania . W zasadzie szanse były znikome. Z deczka się podłamałem ale liczyłem, że uda mu się w jakiś magiczny sposób naprawić padnięty element. Udało się jednak trza było bardzo uważać bo reanimacja do końca nie była pewna…
Zatem po epickim odcinku dojechaliśmy w końcu do Boraczej, szybkie uzupełnienie płyno-kalorii i ruszyliśmy zielonym szlakiem do Milówki. Oj, oj tam też było czadowo- singielki, ostre techniczne zakręty i mnóstwo fanu z jazdy!! W Milówce czekając na pociąg, zrobiliśmy sobie krótką przerwę na doprowadzenie siebie i rowerów do stanu „wyglądalności” . Szukaliśmy też jakiegoś sklepu by coolturalnie zakupić złocistą ambrozję – niestety się nie udało :[. Szkoda bo pifko było by idealnym zwieńczeniem fajnego tripu. W Bielsku pożegnaliśmy się – ja ruszyłem w stronę mieszkania a Kuba dalej PKP do Achowa.

Dzięki Wszystkim za mile spędzony czas i super tripa!!



Kategoria Beskid Żywiecki



Komentarze
jakubiszon
| 19:47 wtorek, 7 października 2014 | linkuj Oj tam Gustav - czepiasz się :P

Kuba przy piwku/winku pamięć powraca szczególnie jak się zrobiło niezłego tripa :). Problem mam tylko z krótkimi trasami :/
gustav
| 19:04 wtorek, 7 października 2014 | linkuj żeś sie minął z powołaniem :> z Twoim wzrostem to powinniśmy Ciebie oglądać, jak w siatę napierdzielasz hehehe ile Ty już masz tych metrów nad poziomem morza? :D :D :D
k4r3l
| 11:16 wtorek, 7 października 2014 | linkuj ech to była rzeźnia, jak se przypomnę to umieranie na szlaku i częste odcinanie prądu, hehe; skąd Ty pamiętasz jakieś moje perypetie z bębenkiem? ja tego w ogóle nie czaje, hehe;

Gustav czego chcesz od moich szłapów? jeszcze mogę kupić na nie onuce, więc nie jest tak źle :D

ps. przypominam, że mamy październik :DDDD
gustav
| 07:56 wtorek, 7 października 2014 | linkuj #karelszłapy :D :D

8 czerwca już przeszło do historii taaa... ^^
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa kojni
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]