Proud member of bbRiderZ

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jakubiszon z miasteczka Czaniec / Bielsko-Biała. Mam przejechane 52087.82 kilometrów w tym 2592.35 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jakubiszon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
343.92 km 0.00 km teren
13:59 h 24.59 km/h:
Maks. pr.:72.50 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3350 m
Kalorie: 7804 kcal

Pierwsze 300 km

Sobota, 12 października 2013 · dodano: 07.11.2013 | Komentarze 7

Tak, tak w końcu przekroczyłem magiczną liczbę 300 kilometrów na raz :). A wszystko to przez dwóch Terminatorów: cieszyńskiego - daniel3ttt i rybnickiego - gustava, którzy to po prostu weszli mi na ambicję :). No bo co?? Oni mogą trzaskać po 600/800 kilometrów a ja nie?? W zasadzie nie planowałem na ten rok tak długiego dystansu - TdB-ZE miało być rekordowe - ale chłopaki/szatany musiały namieszać mi w głowie :D. Skoro już narodził się pomysł nowego rekordu trzeba było wyznaczyć jakiś termin a z tym był ciągły problem :/. W końcu zebrałem się do kupy i wyznaczyłem datę 12 października. Tak naprawdę był to już ostatni dzwonek na tak długi trip bo...w końcu to już prawie końcówka roku i dnia już nie ma za dużo. Najlepsze jest to, że nie miałem kompletnie pomysłu na trasę. Wiedziałem tylko, że chce odwiedzić Myślenice a co będzie dalej?? Hmn...jakoś będzie...i było. Tak budowałem trasę, że zahaczyłem nawet o...Pieniny :). Ale od początku...
Planowałem start na 6 rano ale...zaspałem. To się nazywa szczyt szczytów - zaspać na długo planowany trip :D. Wyruszyłem w końcu półgodziny później. Na domiar złego w nocy lało i już po 10 kilometrach byłem udupcony jak świnia :).


Poranne mgły w Wieprzu.


Beskid Mały.



Mimo, że droga była mokra kręciło mi się bardzo dobrze. Do Wadowic jechałem bocznymi drogami wdychając wiejskie "klimaty" - hehe tak na pobudzenie :D. Za Wadowicami warunki atmo się z deczka pogorszyły - kręciłem w mega mgle. Nawet zmuszony byłem uruchomić światełka by nikt mnie nie potrącił. Troszkę mnie to zaniepokoiło bo prognozy były całkiem inne. Na chwilę się "rozjaśniło" w Kalwarii Zebrzydowskiej, ale tylko na chwilę bo od Lanckorony do Sułkowic pedałowałem w jeszcze większej mgle, co chwile przecierając okulary z nadmiaru wilgoci.


No niestety nie nacieszyłem się pięknym widoczkiem rynku w Lanckoronie :/

W Sułkowicach humor mi się poprawił bo...magła opadła i wyszło słońce :). Jednak znowu nie na długo bo już za Myślenicami miałem powtórkę z rozrywki. Wkurzyłem się z deczka bo chciałem podjechać na zaporę w Dobczycach ale przy takich warunkach mijało się to totalnie z celem - widoczków by i tak nie było fajnych. Jeszcze w drodze z Sułkowic do Myślenic, jadąc przez Jasienicę dostrzegłem ciekawe tereny do pure mtb :) - hehe coś mi się wydaję, że w przyszłym roku tam przyjadę coś pokręcić. W Dobczycach zrobiłem sobie krótką przerwę na uzupełnienie kalorii i ruszyłem w stronę zamku - no bo w końcu trzeba choć trochę pozwiedzać okolice :). W sumie czas miałem dobry ale profilaktycznie zrezygnowałem ze zwiedzania zamku bo nigdy nie wiadomo co się może jeszcze przytrafić w trasie. A co gorsze kusiło strasznie zwiedzanie bo...pojawiło się w końcu słońce :).




Rynek w Myślenicach.


Zamek w Dobczycach.

W zasadzie od Dobczyc już ciągle towarzyszyło mi słońce :). Kręciło się wyśmienicie choć trochę "wmordęwind" dawał się we znaki. Z Dobczyc ruszyłem w stronę Tymbarku/Limanowej, kręcąc raz w dół, raz w górę przez "jabłkowe zagłębie" :). Kurcze, gdzie się człowiek nie obejrzał, tam sady jabłkowe. Hehe najlepszy był moment przejazdu obok zakładów "Tymbarku" - człek się czuł jakby się kąpał w soku jabłkowym- mega intensywny zapach!!!


Rynek w Tymbarku.

W Limanowej zaplanowałem zrobić sobie dłuższą przerwę obiadową. Jednak pech chciał, że w bardzo przyjemnym ( cenowo i wizualnie ) lokalu miała się odbyć impreza zamknięta ( prawdopodobnie wesele ) i zmuszony byłem szukać jakiejś innej ciekawej opcji. Trochę mi to zajęło lecz i tak w końcu wybrałem pizzerię. Na dzień dobry siara bo kelnerko-barmanka miała wielki problem z wniesieniem roweru do środka. Kurcze, co najlepsze w lokalu była tylko obsługa i ja i nikt inny a ona mi sapie o rower. W końcu się zgodziła i zamówiłem para pizze. Nie dość, że w smaku była kiepska to jeszcze w środku znalazłem zszywkę. A dokładnie utkwił mi w zębie. Po prostu makabra, żeby takie cosik było w pizzy!!!! Z Limanowej ruszyłem w stronę...Krościenka nad Dunajcem :). Po drodze zaliczył superowy uphill z Starej Wsi na Przełęcz Pod Ostrą.


W drodze na Przełęcz Pod Ostrą - niczym jakby się jechało po torze :).




Piękny Beskid Wyspowy.

W planie miałem jeszcze jedną górską premię ale niestety czas gonił i trzeba było zmienić trochę trasę. W Kamienicy zrobiłem sobie kolejną przerwę na uzupełnienie płynów i oczom nie mogłem uwierzyć jak na jakiejś reklamie ukazała mi się aktualna temperatura powietrza - 22,5 st.C!!!. W Krościenku nie zagościłem zbyt długo - zrobiłem zakupy na resztę trasy i pokręciłem w stronę zamku w Czorsztynie. Tam niestety niemiła niespodzianka - zamek był nieczynny - spóźniłem się...niecałe 2 tygodnie :(.


"ala spływ Dunajcem" czyli krótki odcinek wzdłuż rzeki ;).


Pieniny.


Zamek w Czorsztynie.


Jezioro Czorsztyńskie, Zamek w Nidzicy w tyle słabo widoczne Tatry.


Zachód słońca nad Jeziorem Czorsztyńskim.

W zasadzie po "wizycie" w Zamku Czorsztyńskim dostałem mega przypływu energii. Skąd ona się wzięła?? Nie mam pojęcia ale noga podawała jak ta lala - do Nowego Targu rzadko schodziłem poniżej 35 km/h :). Był POWER!!! Do Nowego Targu wjechałem już po zmroku. Następnie pokręciłem do Jabłonki przez Czarny Dunajec. Według mapy jechałem identyczną trasą jak na TdB-ZE ale tym razem poszła ona mi jakoś dużo szybciej - hehe przynajmniej tak mi się wydawało :D. Podczas odcinka Nowy Targ - Jabłonka dostawałem szewskiej pasji!! Powodem tego stanu były matoły jadące autami, namiętnie mnie oślepiające. Po prostu ćwoki jechały non toper na długich światłach ( drogowych ), nie obchodziło ich, że im "migałem", idioci musieli postawić na swoim!!! W Zubrzycy Górnej miałem spotkanie pierwszego stopnia z...psem pasterskim. Psiak mnie strasznie przestraszył - pojawił się dokładnie znikąd parę metrów przede mną i szczekał w niebo głosy. Dzięki bogu jakiś baca go zawołał i mogłem już spokojnie kontynuować uphill na Przełęcz Krowiarki. Hehe o tej porze to jeszcze nigdy tak wysoko nie byłem :). Zjazd z Krowiarek bardzo spokojny i asekuracyjny. W Zawoi dopadł mnie kryzys - zacząłem usypiać za kółkiem!!! Przyznam się bez bicia - bardzo nieprzyjemne uczucie, nikomu go nie życzę bo o glebę bardzo, ale to bardzo łatwo. Zdając sobie sprawę, że jest to już efekt zmęczenia postanowiłem poszukać jakiegoś sklepu/knajpy by podładować baterię. Udało się znaleźć jeszcze czynny sklep i zakupić coś do jedzenia. Jednak efekt posiłku nie był do końca taki jaki oczekiwałem a przede mną było jeszcze trochę kilometrów i na początek uphill na Przełęcz Przysłop. Za dobrze się nie wyjeżdżało lecz na samym szczycie pomogło mi zakupione wcześniej...jabłko!!! .Kurcze już drugi raz zwykłe jabłko dodaje mi mega kopa :). Zjeżdżając z przełęczy okropnie zmarzłem - paluchów już prawie nie czułem ( jechałem w krótkich rękawiczkach ). Za ostatnie drobne kupiłem sobie na stacji benzynowej w Stryszawie...rękawiczki robocze :D :D. Powiem tak: zrobiły one ogromną robotę!!!! Paluchy w końcu nie marzły i można było dalej kontynuować jazdę po około Leśnych chopkach :). Na sam koniec, taka wisienka na torcie, zostawiłem sobie uphill na Kocierz :). Tempo miałem kiepskie ale w końcu miałem już ponad 300 kilometrów w nogach. Za to zjazd na maxa :). Do domu dotarłem o 1:20 w całkiem dobrym stanie fizycznym. Hehe chodził mi po głowie szatański plan dokręcić do 400 ale niestety moje oświetlenie odmawiało już posłuszeństwa ;).

Reasumując: Bardzo fajna wyprawa. Dowiodłem sobie, że potrafię wykręcać tak długie dystanse i że moja kondycja jest na dość wysokim poziome. Powiele słowa Gustava, że na tak długich dystansach bardzo ważna jest psychika i duża motywacja, bo bez niej nawet koks nie da rady. Aaaa no i przy okazji trochę "świata" zwiedziłem :). Byłem w Beskidzie Makowskim, Wyspowym, Żywieckim i Pieninach. Cóż więcej powiedzieć...Teraz pora na 400 kilometrów :)



Komentarze
Marek87
| 15:47 piątek, 15 listopada 2013 | linkuj Kolejny wariat do kolekcji, który miesza mi w głowie. Wielki gratulejszyn za mega trasę ze świetną relacją i mega fotami! Wygodny jesteś... pizza... ja bym napchał bułek do plecaka ;). O zasypianiu za kierownicą (roweru i nie tylko) coś tam już wiem - okropność. Macie chłopy jaja z tym tłuczeniem rekordowych kilometrów. Przyjemność z jazdy wśród samochodów jest porażająca. Jeszcze to jabłko, które dodaje powera mnie bardzo intryguje... Muszę to kiedyś sprawdzić... Ogromny plus za metry w pionie! No i te rękawice. Hihi ;).
gustav
| 09:19 niedziela, 10 listopada 2013 | linkuj Nooo w końcu ten wpis pojawił się na Twym blogu! Już myślałem, że jakiś Kuba chcący zrobić (albo który już zrobił) te 300km to jakiś mit.. Ileż można czekać :D Na początek - przepraszam, że m.in. przeze mnie musiałeś się tak męczyć z rowerkiem :P No ale w końcu dopiąłeś swego i to po zacnych górkach (co podkreśla wielkość tej wyprawy), więc za to należą Ci się ogromne gratulacje :) 2 lata temu też zrobiłem 300 i napisałem "teraz pora na 400", i widzisz do czego to doprowadziło hehe myślę, że gdybyś dorwał szosę i udał się w stronę przeciwną gór, tooo.. to 400 by Cię nie zadowoliło hehe ale jak pisze Daniel - z pewnością byłoby to nudniejsze, niż jazda po samych górach :) Fajne uczucie, że moje tripy kogoś motywują, dzięki za to :)

Tlenek, z tym moim "tyle po robocie" toś dowalił konkretnie :D Ciekawe, co Kuba na to? (nie napisał dokładnie, kiedy będzie chciał zrobić 400km...) :>

A panią Gesler trzeba poinformować o pewnej pizzerii... :D
tlenek
| 23:28 sobota, 9 listopada 2013 | linkuj hehe, Gustav to tyle po robocie w listopadzie robi :D
Zresztą, nie będe się śmiał, ja jestem jeszcze przed pierwszą 300tką :/
Pozdro!
tlenek
| 09:30 piątek, 8 listopada 2013 | linkuj Ładna pętla. jak wykręciłeś tyle po górkach to 400 nie będzie problemem, pomyśl o 24h w Radlinie :)
ludwikon
| 22:49 czwartek, 7 listopada 2013 | linkuj Aż się chce wyjechać w trasę- natychmiast!
daniel3ttt
| 22:29 czwartek, 7 listopada 2013 | linkuj Ale się ociągałeś z dodaniem tego październikowego wpisu :) Graty za dystans i fajną traskę. Górek sporo ale ja też jak mam jechać ponad 300 km to nie po płaskim bo bym się zanudził.
A co mnie rozśmieszyło? cyt: udupcony jak świnia... w Wieprzu :))) no i te rękawice robocze:)
mrupik
| 21:58 czwartek, 7 listopada 2013 | linkuj fajna wyprawa! ja nie dałbym rady :(
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa eszcz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]